Recenzja: Xavian XN 125 Junior Evoluzione

Odsłuch cd.

Xavian_XN_125_Junior_Evoluzione_017_HiFi Philosophy

A tu dramat. I to taki, że aż dziw bierze…

   Zaczynamy tedy jakby od nowa, bo za tamto maestro Barletta niechybnie by nas przeklął.

Cóż rzec, nie ma to jak wyjść z bagna na bitą drogę. Słuchając Naima myślałem w pierwszej chwili, że chyba mi się na mózg rzuciły te femtosekundowe zegary i teraz wszystko co ich nie ma wydaje się okropnie rozmyte. Ale gdzie tam. Obraz podawany przez nie mającego takiego zegara Cairna pięknie był wyostrzony, a w ślepym teście po tamtym pewnie zaraz bym twierdził, że taki femtosekundowiec tu teraz pracuje. Tymczasem ani trochę, bo choć zegar LC Audio Cairna jest znacznie lepszy od przeciętnego, to do takiego w Sigmie czy MSB jest mu daleko, co daje się łatwo usłyszeć. Tak więc różne bywają stopnie tego rozmycia i wyostrzenia, a im to wyostrzenie jest lepsze, tym wyższy realizm – i to całkowicie jednoznacznie. Realizm obecny u Xavianów z Cairnem był już jednak i tak bardzo dobry, zarówno w sensie wyraźności konturów wyłaniających się postaci, jak i precyzji lokalizacji źródeł, której miara i uporządkowanie dawały cudowną po poprzednim bałaganie ulgę. W dodatku mimo braku oryginalnych standów scena okazała się zawieszona na prawidłowej wysokości, przy czym jej obraz był wielopostaciowy. Na części płyt był taki bardziej zwyczajny, opisywany półłukiem rozciągającym się z tyłu za głośnikami na jakieś dwa metry centralnie w głąb, na którym to obszarze wszystko się rozgrywało, nie wychodząc ku słuchaczowi ani trochę przed linię głośników, ale z bardzo dobrym jednocześnie od tych głośników oderwaniem. Nie takim wprawdzie zupełnym, kiedy całkowicie znikają i wszystko dzieje się jakby bez nich, ale w dużym już stopniu, z bardzo dobrą, pozbawioną jakiejkolwiek przesady czy sztuczności stereofonią. Gdy jednak sięgałem po płytę szczególnie dobrze nagraną przestrzennie, pod którym to względem nieodmiennie tryumfują prastare nagrania dokonane systemem Decca Tree, scena przeistaczała się zasadniczo, zarówno poszerzając, jak i przede wszystkim pogłębiając. Potrafiła rozciągać się do tyłu na dobre cztery metry, a rozpiskę planów i oderwanie źródeł jak na niedrogie głośniki monitorowe miała naprawdę wysokiej klasy. Można się było poczuć rzeczywiście jak w filharmonii, a kontrast pomiędzy małością monitorków a wielkością ich brzmienia był uderzający. Spore i wysokie pomieszczenie wypełniły dźwiękiem bezproblemowo, bez najmniejszych kompromisów.

Xavian_XN_125_Junior_Evoluzione_002_HiFi Philosophy

Tak więc do walki o dobre imię Xavianów oddelegowani zostali: niezawodny Cairn Fog i teoretycznie za słaby mocowo Leben 300F.

Pozostała jeszcze kwestia samego dźwięku. Rozpatrzmy ją od podstaw, bo podobno niedobrze jest budować inaczej niż od fundamentów. Ten dół przysporzył mi najwięcej rozterek, a właściwie tylko on ich przysporzył. Nie chodzi o to, że był jakiś nie taki, ale Leben ma ten swój bass-buster i zawsze korci żeby go użyć. Użyłem i tym razem, choć tylko na pół gwizdka (dwa ma stopnie wzmocnienia) i takie coś się pokazało, że z bass-busterem dół ze średnicą lepiej nieco się wiązał i w ogóle koherentniej powszędy na całym przekroju pasma było, tak więc na przykład muzyka rockowa prezentowała się w sposób bardziej zwarty i jeszcze do tego z mocniejszymi dolnymi akcentami. Tego basu z połową bass-bustera było już naprawdę dużo, całkiem nie jak w jakichś monitorach, tak więc można się było raczyć wszystkim co bas w sobie nosi i czym lubi obdarzać. W dodatku szybkość i rytm były bardzo dobre, a więc tym bardziej wszystko co rythm & bluesowe oraz rockowe w swej naturze było, niezależnie od epoki (bo przecież w dawnych czasach rytm i szał także istniały), sprzedawało się świetnie i w dużych porcjach.

– I już by można zostawić w efekcie ten uaktywniony bass-buster na stałe, ale nie, bo muzyka fortepianowa od razu ujawniła, że wyższe dźwięki fortepianu klarują się przy bass-busterze nieprawidłowo, tak więc rock owszem, muzyka rozrywkowa także niezgorzej, saksofon może być, ale fortepian i skrzypce – nie. Bo można obniżyć głos soliście i nic wielkiego się od tego nie stanie, ale kiedy fortepian się nie udźwięcznia, a dźwięki spod klawiszy nie artykułują poprawnie, to ja tego nie kupuję. Tak więc wróciłem do ustawienia bez bass-bustera, by je raz jeszcze uważnie przesłuchać. No nie, nie ma co narzekać, basu było całkiem sporo, tylko tak bez podawania tylko na kila i dorzucania łopatą gdzie popadnie. Dawał się odczuć, a sama forma prezentacji perkusyjnej była wysokiej jakości, tyle że nie w subwooferowym stylu to się odbywało, ani takim gdzie głośnik niskotonowy ma kilkanaście cali. Cudów nie ma; po to te głośniki tyle tych cali mają, żeby reprodukować najniższe częstotliwości, a pod ich nieobecność nie może być tak jak z nimi, bo bicza z pisaku się nie ukręci. Ale żeby była jakaś basowa posucha, to w żadnym razie. Zarówno rock, jak i orkiestra symfoniczna czy odpowiednie fragmenty muzyki elektronicznej potrafiły zagrzmieć, tak więc obyło się bez żadnych basowych postów.

Xavian_XN_125_Junior_Evoluzione_004_HiFi Philosophy

Pomimo obaw, Juniory pokazały się z najlepszej, audiofilskiej strony!

W ogólności nawet należy stwierdzić, że monitory Xaviana wyjątkowo obficie jak na swoje parametry basem darzą, co dodatkowo wspomaga ich gęsty styl i zupełny brak rozjaśniania. Przekaz dają mocny, kontrastowy, nasycony, z wyraźnym światłocieniem, chociaż zarazem czysty i wyraźny. Kontury kreślą stanowcze i medium mają na przestrzał, natomiast samą formę wypełnienia aksamitną, powłóczystą, gęstą. I to jest zapewne ich magia i ów duch muzyki, o którym wspominał mistrz Barletta, że bez nich wszystko staje się jakby martwe i słuchaczowi niepotrzebne, a z nimi żywe i głód dalszego słuchania rodzące.

W tym stanie rzeczy średni zakres musiał się okazać udany, i się oczywiście okazał. Ale nie tylko miał wyraźne kontury i zawiesistą konsystencję, ale potrafił także kreować kruchość i delikatność wszędzie tam gdzie w naturze one występują, tak więc nie było to w żadnym razie granie zgrubne, ujednolicające, tylko potrafiące kreować różnorodność i muzyczne kontrasty. Potęga całej orkiestry pięknie współbrzmiała z wysokimi tonami fortepianu, a delikatne kobiece głosy znakomicie wybijały się na tle aranżu. I w ogóle trzeba podkreślić, że system świetnie wydobywał wokale z tła, co nie jest wcale powszechnym zjawiskiem. Nie było przy tym ocieplenia ani słodzenia, tylko naturalna pełnia i umiarkowana temperatura, w żadnym razie nie chłodna, ale i nie taka grzejąca. Raczej, powiedziałbym, dobre całościowo osadzenie co do temperatury i smaku, i bardzo satysfakcjonująca postać wszystkiego, a skoro tak, to i soprany musiały być bardzo dobre. Rzeczywiście, pozostając nieograniczonymi na wysokość, co było zupełnym przeciwieństwem tego co wcześniej pokazał Naim, były swobodne i bez jakiejkolwiek cienkości czy piłowania. W skupieniu wysłuchałem najgroźniejszych sopranowych szturmów i nic niepokojącego się nie pokazało. Ani sybilacja, ani jazgot, ani cięcie. W to miejsce otwartość, sporo powietrza i niemało płynięcia; jak na taką cenę – pierwsza klasa.

Xavian_XN_125_Junior_Evoluzione_012_HiFi Philosophy

Za te pieniądze naprawdę ciężko prosić o coś więcej. Tylko tak dalej, maestro Baretta!

A do tego drążenie szczegółów i cały aspekt emocjonalny dawały się poznać z naprawdę dobrej strony, i tylko pozostał niesmak po tej pierwszej próbie z Naimem, bo szokująco była nieudana. Cairn, a zwłaszcza Leben, potrafili jednak pospołu zmyć niesmak tamtego brzmienia, oferując wraz z recenzowanymi Xavianami i przy udziale niedrogich kabli głośnikowych Tellurium brzmienie naprawdę dobrej jakości, może nie aż magiczne, ale na pewno zdolne sycić i oczarowywać, a przy tym jakościowo co najmniej zadowalające w każdym wymiarze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja: Xavian XN 125 Junior Evoluzione

  1. Piotr Ryka pisze:

    Przypadkowo podczas spotkania Audiofil wyszło na jaw w trakcie rozmowy z Nicem Poulsonem dlaczego Naim z Xavianami tak źle zagrał. Okazuje się, że o ile dany klocek Naima nie jest doposażony w lepszy firmowy zasilacz, nie wolno go podpinać do żadnego kondycjonera, bo będą takie właśnie opłakane skutki. Jak widać audiofilizm potrafi zaskakiwać na każdym kroku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy