Porównanie: AKG K1000 vs RAAL Immanis vs Spirit Torino Valkyria

    W trakcie pierwszego grudniowego weekendu, dzięki uprzejmości dystrybutorów Audeos i Mp3store, zyskałem możność porównania własnych referencyjnych AKG ze zrecenzowanymi w zeszłym roku Spirit Torino Valkyria i tegorocznymi RAAL Immanis. Recenzja tych ostatnich w planie, nie ma więc co przesadzać z rozwlekłością opisu, warto natomiast nadmienić, że to słuchawki robiące ostatnimi czasy oszałamiającą karierę. Aż trudno przestrzelić z oszacowaniem kalibru kierowanych pod ich adresem pochwał, wśród padających stwierdzeń typu „Najlepsze!”, „Najlepsze w historii!”, „Bezprecedensowe!”, „Fenomenalne!”, „Doskonałe pod każdym względem”  …    

      Powstał oczywista w tym stanie rzeczy krąg zagorzałych entuzjastów, pęcznieje także grono szczęśliwych posiadaczy, słusznie dumny jest z siebie twórca – Aleksandar Radisavljevic, zacierają ręce dilerzy. Są już pełne zachwytów recenzje oraz relacje z wystaw, a oprócz tych zachwytów formułuje się ostrzeżenia, zwracające uwagę, że to słuchawki tak znakomite i tyle potrafiące, iż po stronie słuchającego, tym bardziej posiadacza, zachodzi wymóg zapewnienia im cieplarnianych warunków, inaczej nie usłyszysz całego brzmieniowego splendoru. Dodajmy, że słuchawki są wstęgowe – mają po trzy wstęgi w każdej muszli, co zasadniczo je odróżnia od antenata RAAL requisite SR-1a, który miał po jednej na każde ucho w swobodnym zawieszeniu, nawiązującym do klasycznych i wcześniej jedynych takich AKG K1000; konstrukcji Helmuta Rybacka i Heinza Rennera opracowanej w latach 1985-88.

      Naprzeciw tego w konfrontacyjnej próbie jeszcze droższy flagowiec włoskiego Spirit Torino, kosztujące 52 tys. Valkyrie, podczas gdy serbskie RAAL to ledwie 46 tysięcy…

      Daleko więc dowędrowano z cenami szczytowych słuchawek, chociaż te astronomiczne kwoty to i tak mniejsza astronomia, skoro już we wczesnych latach 90-tych mieliśmy do czynienia z relatywnie znacznie droższymi elektrostatycznymi zestawami Sennheisera i Staksa, w późniejszych czasach uzupełnionymi dokonaniami HiFiMAN-a i Warwick Acoustics. Jakiś czas temu mignęły podobnie drogie rocznicowe Audio Technica ATH-W2022 Limited Edition ($9000), a rocznicowy tej firmy słuchawkowy wzmacniacz Audio Technica HPA-KG NARU to także Wielka Astronomia – $115 000.

     Owe Spirit Torino Valkyria to, przypomnijmy, nie coś z inspiracji pragnącego szokować twórcy, inżyniera akustyka Andrei Ricci z Turynu, tylko realizacja prośby wielbicieli jego wcześniejszych słuchawek, pragnących dostać takie bez żadnych ograniczeń. Chcieli, no to dostali, Valkyria to maksimum jakie można było wycisnąć z idei „SPIRIT SOUND”; brzmienia zdolnego do prezentacji słuchawkowej mającej bezpośredniością i naturalizmem zachwycać przede wszystkim samych muzyków i aranżerów dźwięku. Realizacją koncepcja dwóch drajwerów w każdej muszli ustawionych jeden za drugim, co obrazowo i poniekąd słusznie nazwano Twin Pulse. Uzupełnieniem muszle frezowane z tytanu, super pady Dekoni i super przewód słuchawkowy z osiemnastu cienkich żył srebrnych i dwóch grubszych miedzianych.

      Punktem odniesienia dla nowych dokonań klasyczne AKG, produkowane w latach 1988 – 2007, kosztujące śmieszne doprawdy w porównaniu 2,7 tys. złotych. Mniej śmieszne zabrzmi to, że za takie w zapieczętowanym pudełku chcą teraz na rynkach wtórnych około 20 tys., a stające do konfrontacji wyposażone zostały w kabel Entreq Olympus za 11 tys. z uziemieniem Olympus Minimus za kolejne 7 tysięcy.

    Tor złożony został z napędu Cairn Soft Fog V2 (rasowanego min. kondensatorami Black Gate) i przetwornika Phasemation HD-7A z aktywowanym procesorem Reimyo K2, przedwzmacniacza ASL Twin-Head na dużych triodach 45’ Emission Labs „Mesh” oraz hybrydowej, podobnie jak przedwzmacniacz gruntownie przerobionej końcówki mocy Croft Polestar1 z parą unikalnych lamp sterujących Brimar 6060 (E81CC) z 1952 roku. Słuchawki grały z odczepów głośnikowych: AKG bezpośrednio, pozostałe poprzez przejściówkę widełki na 4-pin, gdzie moc maksymalna w kanale to około 25 W. Styl brzmienia samego toru to wielka dbałość o niuanse i analogowość za sprawą przetwornika, lampowe mistrzostwo świata układu single-ened triode przedwzmacniacza i dobitna wyraźność tudzież ogromna dynamika wzmacniającego stopnia końcowego. Uzupełnieniem kondycjoner masy QAR S-15 i reduktor pola magnetycznego Acoustic Revive REM-8 oraz różne podkładki. Całość, w tym wszystkie słuchawki, potraktowano sygnałem z ENACOM Tuning CD.

     Startujemy od RAAL 1995 Immanis, jako tych jeszcze nie opisanych i takim nimbem otoczonych.

        – Czy są faktycznie najlepsze? Czy jeszcze takich nie było?  

        – W żadnym wypadku, nic z tych rzeczy, nie stanowią w mej opinii przełomu. Mogę sypać z rękawa przykładami słuchawek lepszych pod tym czy innym względem; właściwie każde należące do historycznej korony dysponowały zbiorem aspektów prezentujących wyższy poziom. Sony MDR-R10 oferowały wspanialszą przestrzeń i bardziej wyrafinowaną melodykę, Sennheiser Orfeusz stawiał słuchacza na krawędzi przepastnej otchłani, rozbudzając silniejsze emocje, a Stax SR-Ω również oferowały większe sceny i były jeszcze bardziej baśniowe. Nawiązując natomiast do bliższych czasów, RAAL requisite SR-1a wywarły na mnie większe wrażenie.

     Źle się zaczęło, lecz to nie znaczy, że RAAL 1995 Immanis generalnie nie dorównują tamtym. Suma ich zalet jest podobna, nie chcę powiedzieć, że są gorsze. To są słuchawki fantastyczne, oferujące genialne brzmienie, tyle że tak samo jak wszystkie inne nie wolne od pewnych niedociągnięć czy stylistycznych przekłamań, od których może zaczniemy.

     Pierwsza ich wada, czy może raczej niezdolność osiągnięcia perfekcji, odnosi się do tej niezwykle chwalonej za ogrom przestrzeni. Faktycznie budują bardzo dużą, a już zwłaszcza szeroką, lecz nie do końca trafną, mającą braki akustyczne. Na tle porównywanych i wcześniej wymienionych ich przestrzenność ma konstrukcyjną lukę – głębia kończy się na ostatnim źródle, za nim już nie ma przestrzeni. A wszak powinna być; dźwięk winien się rozwijać też do tyłu; bez tego nie powstanie wrażenie stuprocentowej holografii ani pełnego dania miejsca w którym muzyka zaistniała. Zredukowana w skutek akustyka i niedopowiedziana kubatura, pomimo że te najdalsze źródła mogą być bardzo daleko. Cóż z tego, kiedy biją dźwiękiem w jedną stronę, cały kierując do przodu. Zredukowane są tu echa i zredukowane przestrzenie wewnętrzne dźwięków, jak gardła, wnętrza bębnów, wszelkie komory rezonansowe. To jednak tylko minimalnie, ale akustyka sal znacząco, co z miejsca się wyczuwa.

      Druga rzecz, która mi się nie spodobała, była już nie tak obiektywna, choć w jakimś stopniu także. RAAL Immanis grały najcieplej, zdecydowanie cieplej od pozostałych. Nieodmiennie tym ciepłem wlewając w przekaz optymizm, co jawnie przeszkadzało utworom usiłującym budować smutek, nostalgię, refleksję albo po prostu zadumę. Nie było to aż drażniące, zawsze można powiedzieć, że to jedynie odcień barwy, poza tym można woleć przekaz optymistyczny. Można też woleć ocieplony, jako bardziej tętniący życiem i przyjemniejszy w dotyku, ale mnie te poważniejsze utwory bardziej się podobały prezentowane we własnych klimatach, a nie sztucznie ocieplonych. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że jedne i drugie z pozostałych dysponowały lepszym okablowaniem, swoje też robił procesor K2, upodobniający brzmienie cyfrowe do analogowego. Tyle że jego wyłączenie (co realizuje się jednym ruchem), powodowało spadek jakościowy także u RAAL Immanis, tak więc wymiana siekierki na kijek, redukcja zamiast zysku.

       I jeszcze jeden problem. W porównaniu do dwóch pozostałych RAAL najmniej poprawnie osadzały brzmienia w przestrzeni. Pokazywały punkty – o tam, ten dźwięk tam – ale te punkty nie pracowały należycie na rzecz całościowego realizmu, nie przyczyniając się do budowania wrażenia, że znaleźliśmy się w prawdziwym wnętrzu.

      Przejdźmy nareszcie do dobrych rzeczy. Niezależnie od tamtych uwag RAAL Immanis to piękne brzmienie – biologiczne, głębokie, barwne i oszałamiająco bogate. Grzejące sobą, rozświetlające blaskiem, koronkowo misterne, a jednocześnie rozporządzające dużą energią i dynamiką. Super szybkie i dzięki śladowemu podniesieniu tonacji też ekstremalnie szczegółowe, że najdrobniejszy szczególik, niuans podane jak na tacy, a każdy dźwięk otoczony miriadą towarzyszących drobin, tworzących brzmieniową aurę. Szum tła bardzo wyraźny i wszystko w kotle pięknego dziania, bo co jak co, ale ten dźwięk, on jest naprawdę piękny i naprawdę przepyszny. – Od razu czujesz, że jest taki, najmniejszej nutki wątpliwości. Kąpiemy się w obfitości, częstują nas nią z każdej strony, z każdego miejsca muzycznego stołu. Puszczasz dowolny utwór, z punktu lądujesz w chmurze luksusowego bogactwa. Jednego tylko zabrakło na tle porównywanych – ciśnienia akustyczne okazały się u Immanis najsłabsze, więc gdy organy napełniają kościół swym potężnym ciśnieniem, albo orkiestra filharmonię, u nich budowane na tym wrażenia okazywały się najsłabsze. Niemniej nadają się do rocka, sprzedając go w świetnej jakości. Nie zdołała temu przeszkodzić ani ta podwyższona ciepłota, ani towarzyszący jej optymizm. Technicznie są niemal perfekcyjne w sensie całościowej perfekcji, zachwyca zwłaszcza całościowe bogactwo i głębia przenikania w barwę, nawet pomimo tego rysu ciepła i optymizmu. Do kompletu super rozdzielczość i artystyczna rzeźba dźwięku – słucha się, słucha, słucha; naprawdę ciężko się oderwać.

      Spirit Torino Valkyria to do pewnego stopnia antagonista RAAL Immanis z tego samego przedziału – przedziału jakości szczytowej. To co u tamtych najsłabsze, u tych jest najmocniejsze. Poczynając od ciśnień i potęgi brzmieniowej. Pod tymi względami nie ma i nie było słuchawek im dorównujących. Gdy chcesz się znaleźć obok pracującej perkusji czy orkiestrowych kotłów, one cię tam ekspresowo wyślą, nawet wsadzą do środka. Takiego huku nikt nie ma, nikt nie ma takich ciśnień. To jest jedyne, niepowtarzalne, tym się można upajać. Powietrze w kościelnej nawie nasycane podmuchem długich piszczałek organowych można dosłownie kroić nożem, bębny stają jak żywe – dosłownie widać membrany i czuć ich wibrację na sobie. Niezrównana jest także zdolność zalewania basową łuną w muzyce elektronicznej, niezrównane w ogóle wszystko, za co potęga basu odpowiada. Ale to nie jest bas powolny, nawet śladowo się nie spóźnia. Jest całkowicie autentyczny i potęgą, i szybkością, i smakiem. Nic mu nie można zarzucić, można natomiast woleć bas nie tak okazały, nie tak aż przytłaczający, a wtedy RAAL Immanis i wiele, wiele innych czeka gotowych to wolącego słabszym basem obsłużyć.

      Cały basowy ogrom i cała ciśnieniowa siła Valkyrii pozostają na usługach brzmienia tchnącego autentyzmem. Nieocieplonego i nie słodzonego, potrafiącego być realnie cierpkim, a tak ogólnie neutralnym. Zarazem też doskonałego pod każdym jednym względem oraz wolnego od niechlubnego braku przestrzeni za źródłami; dzięki odbiciom budującego klimat autentyzmu też w odniesieniu do architektury miejsca, nie samej architektury brzmienia. Zdecydowanie lepiej dźwięki są plasowane w przestrzeni, budując bardziej autentyczny teatr, na co składa się też inny sposób traktowania dźwięków towarzyszących. Te u Spirit Torino mocniej wkraczają do akcji, na przykład gdy akompaniuje gitara, harfa, cyka talerz, mocniej to będzie słychać, z tła bardziej to się wyodrębni. U RAAL Immanis tło za dźwiękiem wiodącym będzie bardziej skomasowane, bardziej będzie przykryte całościowym poszumem, choć oczywiście to nie znaczy, że akompaniament się zagubi. Nic podobnego, niemniej te najważniejsze dźwięki stanowiące najbliższą oprawę nie aż tak dobitnie zaistnieją, w każdym razie tak średnio biorąc. RAAL Immanis bardziej grają dźwiękową ścianą, Valkyrie bardziej holograficznie, z dobitniejszymi akcentami rozsianymi w przestrzeni. Potrafią przy tym w rocku czy orkiestrowych tutti dosłownie rozsadzać czaszkę – na wysokich poziomach głośności będzie to muzyka eksplozyjna, pod względem mocy jak prawdziwa. Ale to nie oznacza, że delikatny kobiecy wokal, skrzypce, harfy czy przeszkadzajki – wszystko co nie chce lub nie może być ekstremalnie głośne, zostanie zniekształcone. Nie ma żadnego podbarwiania basem ani przesady głośnościowej – jest autentycznie i wspaniale, natomiast nie tak ciepło i nie aż tak filigranowo; nie ma takiego poszumu tła i takich miriad drobin. Za to same te brzmienia główne, te na pierwszym i drugim planie, akcentowane są mocniej oraz (tak się przynajmniej wydaje) jeszcze staranniej wyrzeźbione. Są takie, bo na całościowym obrazie większą rolę gra trzeci wymiar, bardziej obecny i w przestrzeni dziania, i w samych pudłach rezonansowych.

    W tle starcia dwóch współczesnych słuchawkowych tytanów, jako punkt odniesienia historyczne AKG K1000, tu ze zdjętymi maskownicami po stronie ucha oraz ekstremalnym (nie znam lepszego) okablowaniem. Z basem takim pośrednim – silniejszym niż u RAAL, nie tak potężnym jak Valkyrii. Niemniej z ciśnieniami też wysokimi i imponującą potęgą grzmotu. Z atmosferą emocjonalną całkowicie otwartą na przyjęcie wszelkich emocji i pasmem imponująco rozwartym. Tonalność niższa niż u RAAL, nie takie więc zaangażowanie w poszum i ekspresję szczegółów, większe w zamian skupienie na dźwiękach wiodących. Odnośnie nich z najdoskonalszym modelowaniem przestrzennym, najdoskonalszym lokowaniem w przestrzeni i samą tą przestrzenią. Poczucie autentyzmu miejsca akcji od nich niewątpliwie największe, pośród pięknej aury pogłosów skanujących powierzchnie odbić. Najwięcej też obszaru za dźwiękami i najpiękniejsze ich rozchodzenie, złoty medal za holografię i rezonanse w pudłach. Natomiast brak miodopłynnej złocistości i optymizmu RAAL, brak także dosłownego miażdżenia basem obecnego w Valkyriach.

23 komentarzy w “Porównanie: AKG K1000 vs RAAL Immanis vs Spirit Torino Valkyria

  1. hifiphilosophy pisze:

    Przepraszam za zdjęcia zrobione smartfonem, nie było czasu na lepsze.

  2. Alucard pisze:

    Te Valkyrie to by byl chyba moj endgame. Ale doczytalem ze na moje potrzeby sa dostrojone ich Radiance. Duzo tansze. Te bylyby osiagalne. Niby tez takie duze koncertowe granie. pewnie nie takie miazdzace jak Valkyrie.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Może będę miał kiedyś okazję posłuchać. Zapytam czy by nie przysłali, ale już dosłali Valkyrie, więc lekkie nadwyrężanie cierpliwości 🙂

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Czyli K-1000 dalej najlepszy stosunek cena&jakosc i nie odbiega wspanialym graniem od tych najlepszych za miliony,milo slyszec ze mam tak swietne sluchawki a do tego moje kolumny wysokoskuteczne Goodmansy ktore podobnie jak K-1000 bija reszte kolumn na rynku i jak tu sie nie cieszyc z tak znakomitej parki sprzetow, ja to mam szczescie, dlatego tak jak i ty Piotrze nie odwiedzam juz AVS w Warszawie,bo to co najlepsze mam juz w domu i nic nie szukam, ani nie potrzebuje,tesknie tylko za znajomymi i ta atmosfera na wystawie w Warszawie.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dwie wykształcone muzycznie osoby słuchały ostatnio u mnie tych AKG, wyrażając się o nich z zachwytem.

  4. Stefan pisze:

    W sumie to szkoda, że mają taką zakrzywioną akustykę, bo reszta jest wybitna.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Może w innym torze będzie inaczej? Odnośnie tych innych wiem na razie, że z FERRUM AUDIO OOR + FERRUM Hypsos było nieciekawie, z Woo WA23 Luna lepiej, ale też nie do końca dobrze. One potrzebują bardzo dużej mocy, bo ta przejściówka ją wchłania.

      1. Strfan pisze:

        Nie więcej jak Susvary i CA1-a.

      2. Stefan pisze:

        Niestety nie jest, dziwne to trochę, bo nie ma chyba innych z taką prezentacją, sama scena jest duża i bogata, wydobywają sporo z odległych planów tu chyba są obecnie na podium wśród obecnej produkcji.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Podejrzewam, że tak chwalący ich scenę nie użyli nagrań ukazujących jej słabości. Poza tym można nie przykładać takiej wagi do scenografii pod kątem akustycznej złożoności. Zależy to też od rodzaju muzyki, jakiej najczęściej się słucha, zależy też od słuchawek wziętych do porównania. Można także zakładać, że tor z odtwarzaczem większy kładącym nacisk na ukazanie perspektywy (np. Accuphase) coś, może nawet dużo, by w scenografii Immanis poprawił.

          1. Stefan pisze:

            Chyba będzie trudno nawet z Accu, bo np. Dave ze wspomaganiem dość mocno obrazuje problem.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Wygląda to więc na problem strukturalny. Ale może jednak da się coś zrobić.

          3. Stefan pisze:

            Wygląda na problem z przystawką/stojakiem, po podłączeniu do TI-1b przystawki od CA-1a jest już dobrze, znika problem z brakiem/tłumieniem pogłosów.

          4. Piotr+Ryka pisze:

            Stefanie, ty masz te słuchawki, czy tylko możność ich dokładnego badania? Możliwość, że może to być winą tego adaptera/stojaka nie przyszła mi do głowy, ale to całkiem realne, skoro SR-1a bardziej podobały mi się od SR-1b, a różnią się samym adapterem.

          5. Piotr+Ryka pisze:

            A tak w sumie, jeśli to tylko adapter, to jest to bardzo dobra wiadomość.

          6. Stefan pisze:

            Tylko możliwość odsłuchu, ale były też CA-1a do porównania więc czemu nie spróbować przystawki i opcji 16 omów, no i to był strzał w dziesiątkę, teraz to co o nich miszą ma sens…. Im dłużej się słucha tym bardziej zyskują przewagę.

          7. Piotr+Ryka pisze:

            Zostaje tylko pozazdrościć.

          8. Piotr+Ryka pisze:

            Tak jeszcze dla pewności – używasz przejściówki od SR-1a czy SR-1b?

          9. Stefan pisze:

            TI-1b tej od CA-1a, ale okazuje się że problem stanowi kabel STAR-8 a nie interface, z tego co zrozumiałem Alexa to chyba jest gdzieś zwarcie w kablu i to powoduje ten efekt braku pogłosów.

          10. Piotr+Ryka pisze:

            Napisałem, że mają najsłabszy kabel 🙂

  5. Marcin pisze:

    co daje zdjęcie przednich maskownic/siatek w k1000?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nieznaczny wzrost bezpośredniości w zamian za duży wzrost niepokoju o uszkodzenie membran.

  6. Piotr+Ryka pisze:

    Ważna sprawa: na AVS grały te RAAL Immanis nie przez własną przejściówkę z kompletu, a wprost z firmowego wzmacniacza. Z niego lub przez przystawkę do SR-1 problemu z akustyką ponoć nie ma, brzmienie staje się oszałamiające. Zostaje więc cierpliwie czekać na nowy komplet obiecany do recenzji, bo z tym coś było nie tak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy