Recenzja: NuForce DDA-100

NuForce_DDA_100_18   Wzmacniacze cyfrowe w natarciu. Odkąd w 2005 roku kalifornijska NuForce je opatentowała, faktycznie stają się nową siłą, choć proces narastania ich udziału w rynku nie przebiega piorunująco tylko nieśpiesznie człapie. Mamy już jednak rok 2013 i od roku obecny na rynku nowy wzmacniacz nowej siły – NuForce DDA-100.

Bądźmy przez chwilę purystyczni i zauważmy, iż mimo że w nomenklaturze anglojęzycznej wzmacniacze te określa się mianem klasy D (D-class), tak naprawdę nie są one cyfrowe w sensie klasycznej konwersji cyfrowo analogowej, ponieważ w ich ścieżce sygnału nie pojawia się własnego autorstwa cyfrowy odpowiednik sygnału analogowego. Ściśle biorąc są to wzmacniacze określane fachowo jako impulsowe, choć prawdę mówiąc tego rodzaju puryzm językowy niespecjalnie do mnie przemawia. Niezależnie bowiem od faktu, że nie mamy tu do czynienia z samoistnym przetworzeniem sygnału analogowego pochodzącego z analogowego źródła na własny cyfrowy, a sam wzmacniacz nawet nie posiada wejść analogowych, to i tak obrabia się tu ciągi dyskretne z cyfrowych źródeł, powstałe  jeszcze na etapie nagrania. Ciągi te wzmacniacz pobiera bezpośrednio, wzmacnia i kieruje na analogowe – było, nie było – głośniki. A wszystko to odbywa się bez udziału konwertera analogowo cyfrowego na wejściu i cyfrowo analogowego na wyjściu, niemniej niewątpliwie dotyczy sygnału cyfrowego, tak więc nazwa „cyfrowy” jest jak najbardziej trafna.

Samo działanie wzmacniaczy klasy D opiera się na idei filtra dolnoprzepustowego w oparciu o twierdzenie Shannona o próbkowaniu, jednak bez uwzględnienia klasycznych wzorców konwersji D/A stosowanych w kościach logicznych. Jest to więc, mówiąc najzwięźlej, wzmacniacz cyfrowy w tym sensie, że przyjmuje sygnał prosto od cyfrowego źródła i kieruje go prosto na analogowe głośniki, radząc sobie po drodze bez typowej konwersji, a ściślej, zastępując ją procedurą w oparciu o inny zabieg techniczny. A ponieważ procedura ta wdrożona zostaje dopiero na samym wyjściu, w ścieżce sygnału nigdzie nie pojawia się sygnał analogowy. Stąd nazwa.

Najważniejszy dla całej tej cyfrowo analogowej historii końcowy efekt przełożenia  wejściowego sygnału digital na wyjściowy analog uzyskuje się we wzmacniaczach klasy D poprzez dekwantyzację czasu, w cyfrowym sygnale mającego postać schodkowych próbek, za pomocą nakładających się ciągów impulsowych, których wypadkowa ma już gładką postać analogową, a ściślej postać tę symuluje na tyle udanie, że można tego słuchać bez usłyszenia schodkowych zniekształceń. Fachowo nazywa się to wyjściem PWM (Pulse-Width Modulation) i przypomina to dźwiękowy antyaliasing.

Dorzućmy uwagę teoretyczną. Mimo iż teoria informacji dopuszcza bezstratną zamianę sygnału analogowego na ciąg liczb, czyli teoretycznie przy zachowaniu pewnych warunków brzegowych powinno dać się sygnał analogowy w całości z cyfrowego odzyskać, w praktyce nie jest to możliwe. Konwersja zawsze jest stratna i można tylko próbować tę stratę zmniejszyć. Każdy audiofil zetknął się z pojęciem jittera i hasłami głoszącymi jego redukcję, a nawet całkowite usunięcie. Należy zaznaczyć, że całkowite usunięcie jittera nie jest możliwe, toteż hasła sugerujące jego zupełne zniknięcie zwyczajnie kłamią. Lekki spadek czystości artykulacji powstający przy dekwantyzacji, niezależnie od tego jak będzie niewielki, jest nieunikniony, podobnie jak nieuniknione są zniekształcenia powstające podczas wzmacniania sygnału. Pozostaje jedynie kwestia, która metoda wzmacniania i dekwantyzacji jest najlepsza. W tym miejscu lądujemy w objęciach patentu firmy NuForce, według której jej metoda impulsowa jest wyjątkowo skuteczna. Czy faktycznie jest taka, będziemy badali słuchając dźwięku, a na razie trzeba odnotować, że na pewno jest to metoda wyjątkowo tania i oszczędna.

Budowa

NuForce_DDA_100_14

NuForce DDA 100

   Wzmacniacze cyfrowe – wszystko jedno czy będziemy je nazywali cyfrowymi, czy impulsowymi – są niewielkie, tanie i oszczędne. Nasz NuForce DDA-100 oczywiście też jest taki. Zajmuje niewiele miejsca, jest płaski, bez trudu można go podnieść jedną ręką, kosztuje niewiele i podobnie niewiele konsumuje prądu. Ile dokładnie, tego wytwórca nie podaje, bo nie jest to zapewne aż tak malutko, skoro się trochę rozgrzewa, a oddać może 2 x 50 W przy 8 Ohm. Jednak od normalnego podobnej mocy wzmacniacza w klasie A/B na pewno dużo mniej, o czystej klasie A nawet nie wspominając. Pięćdziesiąt watów w czystej klasie A waży tyle co spory worek kartofli, niewiele mniej miejsca zajmuje i można tym dogrzewać mieszkanie.

Niewielkie rozmiary i mała waga mają swoje niezaprzeczalne zalety, ale mogą być także postrzegane w mniej pozytywnym świetle. Audiofile nawykli do tego, że porządna aparatura audio powinna być duża i solidnie ważyć. Firmy o high-endowych aspiracjach wręcz chwalą się wysoką wagą swoich urządzeń, niby bokser wagi ciężkiej mających nokautować konkurencję. W miejsce tych przechwałek wzmacniacz NuForce chwali się nowoczesną koncepcją techniczną, praktycznością użytkową i uwodzi wyglądem.

Zacznijmy od wyglądu. NuForce DDA-100 prezentuje się naprawdę uwodzicielsko. Minimalistycznie, ale gustownie i elegancko.

Całościowo może być srebrzysty lub czarny. Sam dysponuję czarnym, co mnie cieszy, bo jak wiele razy wspominałem, preferuję audiofilizm w kolorze „black”, przydającym spokoju i topiącym w sobie spojrzenia. Dobrze się słucha czarnych urządzeń, mnie przynajmniej najlepiej. Muzyka lubi ciemności, pod których obecność staje się bardziej dominująca. Ale jak ktoś woli bardziej optymistyczne barwy i jaśniejszą oprawę, to jest wersja srebrna, bardzo proszę.

NuForce_DDA_100_16

Mały, czarny, stonowany

Na niewielkim czarnym pudełku króluje tylko jeden samotny manipulator w postaci pokrętła. Bezproblemowo i błyskawicznie pozwala osiągać wszelkie żądane ustawienia, czyniąc obsługę bajecznie prostą. Kiedy go lekko przycisnąć, urządzenie się włącza. Kolejnymi lekkimi przyciśnięciami wybieramy żądane wejścia sygnału, a kiedy kończymy odsłuch, przyciśnięcie na trzy sekundy spowoduje wyłączenie. Jeszcze kręcąc gałką zmieniamy siłę głosu, która jest regulowana cyfrowo, a nie analogowym potencjometrem – i wszystko mamy ustawione i obsłużone. A przy tym wszystko to działa bezbłędnie i jest dodatkowo wspierane niewielkim pilotem, też pozwalającym wybierać wejścia i ustawiać siłę głosu.

Odnośnie wyglądu, poza barwą i kształtem najważniejsze jest podświetlenie. Opisując różne urządzenia bardzo często zmuszony jestem krytykować przesadną luminację i kolorystyczną pstrokaciznę. Ale nie w tym wypadku. Wzmacniacz podświetla się na czerwono, jednak bardzo delikatnie. Symbole są duże, jednakże wypisane czcionką o cienkim kroju,  sporządzonym z malutkich czerwonych pikseli, świecących wyjątkowo łagodnie. Bardzo to podświetlenie co do stylu i siły świecenia mi się podobało. Czytelne, a jednoczenie nie męczące i kolorystycznie dopasowane. Nie lubię czerwonych podświetleń, ale to jest w porządku.

NuForce_DDA_100_17

Hmm, czy wszystko jest na miejscu?

Wracając do wygody i wyposażenia. Przejście przez wszystkie wejścia wymaga czterech przyciśnięć, bo mamy dwa wejścia optyczne, jedno koaksjalne i jedno USB (2.0). Uzupełnia je pojedynczy komplet wyjść głośnikowych oraz gniazdo sieciowe i położony obok niego włącznik główny. Całość stoi na metalowych nóżkach zaopatrzonych w gumowe podkładki i zmieściłaby się w kieszeni frontowej spodni ogrodniczek. Wyjątkowo zgrabnie i praktycznie się to prezentuje. A jednocześnie moc, jak mówiłem, całkiem okazała się z tego dobywa, 75 watów przy czterech ohmach i 50 przy ośmiu wynosząca. Wzmacniacz ma niewielkie  zniekształcenia THD, na poziomie poniżej 0,07%, może obsługiwać 16 lub 24 bitowy strumień danych i przyjmuje próbkowanie o nominałach 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4 kHz.

Podepnijmy, włączmy i grajmy.

Dźwięk

NuForce_DDA_100_04

NuForce zaraz ujawni nam swój wielki sekret

   NuForce DDA-100 nie należy do wyrobów na wstępie chwacko obiecujących bycie najlepszymi na świecie, wszystkim się w koło odgrażających i każących siebie nie stawiać koło czegokolwiek poza innymi wyrobami własnej firmy, bo byłaby to ujma. Z takich przechwałek, jak pokazuje praktyka, najczęściej nic poza politowaniem i wstydem nie wynika, a nasz NuForce obiecuje jedynie porównywalną do dobrych wzmacniaczy klasę dźwięku za zdecydowanie mniejsze pieniądze, co stanowi obietnicę powściągliwą, ale kuszącą. Jeżeli dołożyć do niej wydatną oszczędność na prądzie i zajmowanej przestrzeni oraz wyjątkowo sympatyczną obsługę, robi się z tego całkiem interesująca paleta zalet, niewątpliwie wartych rozważenia. No ale trzeba jeszcze udowodnić to równorzędne brzmienie.

Podpiąłem wzmacniacz w miejsce swojego zestawu, łącząc go kablem optycznym z Accuphase DP-510, a kablami głośnikowymi Acrolinka z monitorami Reference 3A, zupełnie jakbym chciał kontynuować ich dopiero co ukończoną recenzję z innym wzmacniaczem. Był wieczór. Przygasiłem światło i wówczas wyświetlacz stał się z daleka czytelny. Mały wzmacniaczyk stał na wielkim odtwarzaczu i wyglądał jak jakaś przystawka do dużego kloca. Odpaliłem. Dźwięki popłynęły łagodne, eleganckie, delikatne. Tu przerwę, choć pióro trzymam, a tak naprawdę, ręce nad klawiaturą. Słowo „delikatne” ma bowiem dwojakie znaczenie, niosąc w sobie jednocześnie treści pozytywne i negatywne. Te dźwięki nie były delikatne jak model szybowca, gotowy rozpaść się pod wpływem lekkiego trącenia. Były delikatne w sensie pozytywnym; delikatne subtelną manierą i brakiem agresji. Tak w ogóle, to bardziej pasowałoby do nich określenie – analogowe. Bo w istocie, dźwięk był właśnie analogowy; pozbawiony ostrości i zadr, falujący i spokojnie płynący, a przy tym leciutko kremowy, leciutko ocieplony i jednocześnie głęboki oraz mający płuca. Niewątpliwie ciekawe było to połączenie, bo łagodność i analogowość miewają tendencję do stwarzania dusznej, zamkniętej atmosfery, takiego słodkawo gładkiego kociołka z muzyką, z którego przyjemnie jest łyknąć raz czy dwa, ale potem zaczyna to mdlić i dusić. A tutaj tego nie było. Muzyka płynęła swobodnie i nie odnosiło się wrażenia jakiegoś ograniczania czy przyduszania. Obszar sceny był duży, wyraźnie zaznaczała się jej głębokość i stereofonia, a spektakl był całościowo nie tylko w analogowej manierze, ale także ze sporym rozmachem, porywczością i dynamiką. W pewnym momencie dotarło do mnie, że dźwięk Reference 3A stał się szybszy niż z Twin-Head i Croftem, nie dając powodu do żadnego narzekania na ospałość. Wyraźnie szybciej narastał, natomiast podtrzymanie miał krótsze, co nadawało mu żwawości. Brak podtrzymania powinien przy tym szkodzić piękności przekazu, jednak ogólna analogowość i całościowa przyjemność chroniły go przed takim pejoratywnym odczuciem.

NuForce_DDA_100_12

Choć sam jest maleńki

Słowo przyjemny jest tutaj szczególnie pasujące. Ten dźwięk był właśnie całościowo przyjemny i to przyjemny na wiele sposobów. Wszak połączenie subtelnego swą analogowością i jednocześnie dynamicznego brzmienia, gdy na dodatek wszystko dzieje się szybko, na porządnie zorganizowanej scenie oraz posiada głębię oddechu i całościowo duży format, stanowi nieczęsty zbiór zalet i musi skutkować satysfakcją. Naprawdę słuchało się tego przyjemnie, a w równej mierze ludzkie głosy ze zwykłych piosenek co nieludzkie wycia z rockowych songów pozwalały czerpać odsłuchową satysfakcję. Wcale przy tym ta analogowość nie przeszkadzała słuchać właśnie rocka, bo prawdziwa muzyka rockowa, jak każda zresztą inna, jest właśnie analogowa i nawet swe poszarpanie, brudy i złości czerpie z niepoprawnych akordów, umyślnych przesterów oraz innych specjalnych wzmacniaczowych efektów, a nie z marnej jakości nagrań czy marnej aparatury odtwarzającej. Gitary, perkusje i wzmacniacze znane kapele rockowe mają bardzo dobrej jakości i w studiach nagraniowych też jakości sobie nie żałują, choć pozostaje faktem, że dobrze nagranych rockowych płyt za wiele to nie ma. Tak czy siak rocka z płyt winylowych słucha się bardzo dobrze, a w złotych rockowych czasach inaczej niż na winylowych krążkach go nie uwieczniano. Całą kolekcję takich krążków oddałem kiedyś komuś, kogo na płyty nie było stać, bo chciałem sprawić przyjemność, a same płyty wydawały mi się przeżytkiem w dobie bujnie rozkwitającej technologii CD. Znajomy już wtedy mnie przestrzegał, że głupio robię, bo płyty CD to w porównaniu z winylowymi lipa. Ale on miał fantastyczne kolumny – piekielnie drogie samoróbki, wysokie na chłopa i w oparciu o najwyższej światowej klasy głośniki zamontowane w obudowach wydrążonych z pojedynczego drewnianego kloca, a także znakomity gramofon, a na moich AKG K240 i Danielu ze zwykłą wkładką specjalnej różnicy nie było. No i poszły te płyty. Ale nie ma czego żałować. Kto inny miał z nich  satysfakcję.

NuForce_DDA_100_04

Ale nie dajmy się zwieść

Tak więc o temperaturę, zadziorność, a szczególnie już szybkość i dynamikę, w reprodukcji sprawionej wzmacniaczem NuForce DDA-100 nie musimy się martwić i właśnie kiedy to piszę przygrywa mi Metallica, a przygrywa zacnie, z temperamentem i całościowym rockowym wyrazem, a jednocześnie analogowo. Struny, membrany i blachy ostro sobie poczynają, a głos Jamesa Hetfielda brzmi głęboko, posępnie i dostojnie.

Dźwięk cd.

NuForce_DDA_100_07

Potencjał DDA-100 jest niezwykły

   Tak chwalę i chwalę, bo rzeczywiście ta analogowość i delikatność wymieszane z szybkością i swobodą dały bardzo dobry efekt, toteż metoda konwersji stosowana przez wzmacniacze impulsowe zasługuje na pochwałę. Trzeba też jednak trochę przyganić, wskazując to coś, co sprawia, że nowy NuForce, jak sam przyznaje, nie ma aspiracji bycia najlepszym na świecie i dokopania tym wszystkim, którzy się tam na samym szczycie w walce o pozycję absolutnego lidera kotłują. Tym co sprawia, że takich aspiracji NuForce mieć nie może, jest pewne uproszczenie dźwięku. Jego gładka analogowość odbywa się kosztem lekkiego zubożenia. Złożoność brzmień jest niższa niż u tandemu Twin-Head/Croft i tego ukryć się nie da. Ludzkie głosy wydają się wprawdzie tylko gładsze i sympatyczniejsze, ale w przypadku instrumentów struny i komory rezonansowe pokazują trochę mniej złożoności i buzujących wewnątrz harmonik. Ich życie wewnętrzne jest uboższe i to niewątpliwie przenika na zewnątrz. Czyni przekaz całościowo łatwostrawnym i relaksującym, ale dla wytrawnego audiofila poszukującego ekstremum to może być za mało. No ale z drugiej strony – wzmacniacz jest tani i oszczędny, a dźwięk produkuje w odpowiednim towarzystwie naprawdę wysokiej klasy. By jego lekkie uproszczenie wychwycić, trzeba znać te same nagrania z bardzo wysokiej klasy aparaturą, a i tak nic się od tego znania złego nie będzie działo, bo całościowy poziom NuForce jest bardzo wysoki i sprawia naprawdę dużą satysfakcję. Może być zatem wystarczającą ofertą dla kogoś lubiącego żeby było przyjemnie i melodyjnie, a niekoniecznie super, ekstra i naj, tak za milion złotych i jeszcze trochę. Może też być przejściowym kompromisem w sytuacji gdy na cały system bardzo wysokiej klasy za jednym zamachem nas nie stać i może być także elementem systemu uzupełniającego, takiego na piętro albo dla młodszego pokolenia. Może wreszcie, i chyba do tego w pierwszym rzędzie go stworzono, być wzmacniaczem podpiętym do komputera. Podepnijmy go przeto w komputer.

NuForce_DDA_100_08

A tak tenże potencjał został uwolniony

Zabrałem prześwietny kabel Entreq-USB Bursonowi i wpiąłem do NuForca. Zatańczyła na pasku narzędzi zielona ikonka, po czym zostałem poinformowany, że urządzenie NuForce jest gotowe do użycia. Wpiąłem w jego wyjścia głośnikowe inne kable Entreqa, te od słuchawek AKG K1000, odszukałem coś na YouTube i popłynęła muzyka. Pierwszy to raz odkąd posiadam te K1000 tak po prostu grały one sobie z komputerem, jak jakieś najzwyklejsze słuchawki. Bez DAC-a, bez karty dźwiękowej, nawet bez słuchawkowego wzmacniacza, po samym tylko USB i impulsie. Ekstra sprawa. Prostota, niewielki rozmiar, świetny wygląd i duża moc małego wzmacniacza budziły sympatię. I jaki dźwięk! Proszę, proszę! Syn przyszedł posłuchać i powiada: – No tak, jak zwykle K1000 wszystko rozwalają. Owszem – rozwalają. A jeszcze takie z kablem Entreqa… Mniam, jak się tego słuchało. A przy tym ani trochę nie było za głośno, bo słuchawki mają impedancję 120 Ω, co sprawia że na połowie mocy wzmacniacza jest przeciętnie co do głośności.

Brzmienie było pod względem stylistycznym w znacznym stopniu analogiczne do tego z monitorów Reference 3A, pieszcząc uszy analogowością i urodą. Nie ma co udawać, że jest inaczej: AKG K1000 pokazały z plikami z YouTube co znaczy umiejętnie potraktować kiepski plikowy materiał. Karykaturalność słabszych do tej roli aspirantów natychmiast się przejawiła. A z plikami wysokiej gęstości z Foobara czy JPlay było to już brzmienie high-endowe w czystej postaci.  Audiofilska moc z nim była i słuchało się tego w niejakim uniesieniu, jak zawsze kiedy z rzeczy małych robią się wielkie. Mały wzmacniacz, małe pieniądze, a grało znakomicie.

Przy okazji wziąłem się za porównywanie kabli USB, mając do wyboru zwykłą Hamę, Entreqa i dwa Ear Stream – Optimal i Extreme. Różnice w prezentacji okazały się wyraźne. Wszystkie kable gatunkowe pobiły zwykły, przy czym Entreq był najspokojniejszy, Optimal silnie podekscytowany i trochę za nerwowy, a Extreme najbardziej popisowy i spektakularny. Porównawszy, kartkę z wypisanym hasłem „Kable USB nie grają” zmiąłem i wyrzuciłem do kosza. Kolejna kwestia została rozstrzygnięta i kolejny przesąd upadł. Nie chcę przy tym wyśmiewać tych, którzy to hasło podtrzymują i głoszą, ponieważ sam miałem okazję się przekonać, że tani kabel USB może być nie gorszy od drogiego. Różnice pojawiają się tylko w pewnych sytuacjach, ale NuForce DDA-100 napędzający słuchawki AKG K1000 był właśnie tego rodzaju sytuacją i w tym przypadku różnice były ewidentne. Wraz ze mną słuchały dwie inne osoby i nikt nie miał co do tego cienia wątpliwości.

NuForce_DDA_100_01

I jeszcze zjednał K1000 z komputerem, tak po prostu

Odnośnie cech samego brzmienia NuForce DDA-100 z AKG K1000 w odniesieniu do wysokiej jakości materiału plikowego i płyt z komputerowego napędu Asus Blu-Ray, to było ono pozbawione tego śladowego ocieplenia i kremowej poświaty, będących niewątpliwie następstwem przenikania do dźwięku atrybutów brzmieniowych szkoły Accuphase za sprawą odtwarzacza DP-510. Było analogowo, ale zarazem wyraziście, dynamicznie, a czasami wręcz dramatycznie, gdy sama muzyka taki dramatyzm w sobie niosła. Realistyczne brzmienie o naturalnej tonacji i starannie wykrojonych konturach, przynosiło wielką satysfakcję komuś takiemu jak ja, wychowanemu wprawdzie na analogu, ale znającemu wyrazistą postać żywej muzyki. Ze słuchawkami AKG K1000 nie zaobserwowałem przy tym nawet cienia tego lekkiego zubożenia w życiu wewnętrznym. Pogłosy i rozwarstwienie zaznaczały się wyraźnie, nie było żadnego relaksu czy uspokojenia. Przekaz miał charakter nasycony emocjami, pełen niepokoju i poruszenia, o ile sama muzyka miała taki zaangażowany i emocjonalny charakter.

Tak więc NuForce DDA-100 w zależności od sprzętu towarzyszącego potrafi przybierać odmienne oblicza, co dobrze świadczy o jego nuetralności i plastyczności. Równie dobrze może być gładki, spokojny i słodkawy, co emocjonalnie rozedrgany i realistycznie uderzający. To jedynie kwestia podpiętych mu głośników i podłączonego źródła. Potrafi przy tym grać na naprawdę wysokim poziomie, sumiennie wywiązując się z obietnicy bycia tańszym a nie gorszym.

Podsumowanie

 NuForce_DDA_100_15  Miło jest testować urządzenia budzące sympatię i dotrzymujące słowa. Miło, kiedy nie trzeba niczego przemilczać, spuszczając zasłonę pozornej niepamięci na zapewnienia, których lepiej dla delikwenta na koniec recenzji nie przypominać. NuForce DDA-100 niczego takiego od recenzenta nie wymaga, dokładnie spełniając obietnice i ładnym wyglądem oraz wysoką funkcjonalnością ich wagę podbijając. Stanowi, jak to się mówi, dobrą ofertę handlową, za niewielkie pieniądze oferując solidny dźwięk, na dokładkę przyrządzony w nowatorski sposób, którego nowatorstwo okazje się niczego wysokiej klasy brzmieniom nie odejmować, dodając jednocześnie takie walory jak ładny wygląd, ergonomia obsługi, cenowa przystępność, oszczędność miejsca i energii, a przede wszystkim funkcjonalność w postaci kompatybilności z nowego typu źródłami dźwięku. Jak powiadają, nowe czasy wymagają nowych ludzi. NuForce DDA-100 jest właśnie w pewnym sensie takim nowym człowiekiem w świecie wzmacniaczy. Jeszcze nie na stanowisku dyrektorskim czy kierowniczym, ale już na wysokim szczeblu hierarchii i z widokami na przyszłość.

 

W punktach:

Zalety

  • Wysoki poziom ogólny.
  • Brak narzucania własnego stylu.
  • Analogowość.
  • W zależności od podpiętego źródła może być relaksujący jak i emocjonalnie pobudzony.
  • Szybkość.
  • Dynamika.
  • Kultura.
  • Nie stwarza w torze żadnych problemów.
  • Wygoda użytkowania.
  • Ładny wygląd.
  • Nowoczesna stylistyka.
  • Bardzo oszczędny dla prądu.
  • Nie potrzebuje okresu rozgrzewki od razu przystępując do pracy na wysokich obrotach.
  • Spora moc.
  • Praktyczny pilot.
  • Zajmuje mało miejsca.
  • Nie grzeje.
  • Bardzo lekki.
  • Nowatorska technologia.
  • Od uznanego producenta.
  • Polski dystrybutor.
  • Niska cena.

Wady

  • Jeszcze trochę za najlepszymi.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

 

 

 

System:

  • Źródła: Accuphase DP-510, PC
  • Wzmacniacze: ASL Twin-Head Mark III, Croft Polestar1, NuForce DDA-100
  • Głośniki: Reference 3A de Capo/i
  • Słuchawki: AKG K1000
  • Kable USB: Ear Stream, Entreq, Hama
  • Kabel koaksjalny: Ear Stream Signature
  • Kabel głośnikowy: Acrolink 6N-S3000 Cu

Dane techniczne:

  • USB: 2.0 compatible
  • Wejścia: 2 x TOSLINK, 1 x RCA Coaxial 75-Ohm, 1 x USB 2.0 adaptive mode
  • Maksymalne próbkowanie: 24-bits
  • Rozdzielczość bitowa: 16-24-bits
  • Moc wyjściowa: 75 W x 2 (4 Ohm), 50 W x 2 (8 Ohm)
  • THD + N: 0.07 %
  • Moc szczytowa: 250 W
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz- 20 kHz +/- 0.1 dB
  • Wymiary: 228 x 216 x 50 mm
  • Waga: 1,2 kg
  • USB Samping Rates: 44.1, 48, and 96 kHz
  • S/PDIF Sampling Rates: 44.1, 48, 88.2, 96, 176.4 kHz
  • Cena: 1950 zł
Pokaż artykuł z podziałem na strony

2 komentarzy w “Recenzja: NuForce DDA-100

  1. swnw pisze:

    Witam,

    Przeczytałem z zainteresowaniem recenzję DDA 100 i znalazłem:
    „Wpiąłem w jego wyjścia głośnikowe inne kable Entreqa, te od słuchawek AKG K1000.”
    Tak bezpośrednio słuchawki do wyjścia głośnikowego?

    swnw

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, bezpośrednio. Tylko że AKG K1000 to nie są zwykłe słuchawki, tylko monitory na głowę, mogące przyjąć kilkanaście Watów mocy. Podobnie wytrzymałe są HiFiMAN HE-6 i ich też zapewne dałoby się tak słuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy