Recenzja: Schiit Mjølnir

Schhit Mjølnir_1Ponieważ sami właściciele tak chcą, idźmy ich śladem.

– Gówno, panie dziejaszku. Porządne, staropolskie gówno, tyle że wyrażone w pokrętnej angielszczyźnie. Firma Shiit jest bowiem »przebojowa inaczej« i sama powiada o sobie, że rzeczywiście tak się nazywa jak się wam od razu z języka Anglosasów kojarzy i właśnie tak się kojarzyć miało. No więc nazywa się tak i już. A nazywa się, bo jak usłyszycie któryś z jej wyrobów, to się za przeproszeniem zesracie z wrażenia. A najbardziej zesracie się wówczas, gdy usłyszycie Shiita Mjølnira, bo to najdoskonalszy z tej manufaktury wyrobów, którego druga część nazwy oznaczy młot boga Thora, służący miażdżeniu wrogów, a także przynoszący szczęście w handlu i wzmagający męskość. Krótko mówiąc – boski piorun co wszystko nieprzyjazne rozpieprzy, a właścicielowi przyniesie szczęście. Coś nie pasuje? Już wyjaśniam. Thor to bóg piorunów, inaczej gromowładny. Uderzenie jego mjølnira to właśnie piorun.

Trzeba przyznać, że recenzowany wyrób ma bogatą etymologię i wielowątkowy rodowód, mieszając niegramatyczną angielszczyznę nazwy firmowej z amerykańskim pochodzeniem jej właściciela i nordycką mitologią nadanego mu przydomka. Wszystko to jednak furda i propaganda, a najważniejszy jest wygląd i przede wszystkim brzmienie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Schiit Mjølnir

  1. Wiktor pisze:

    Piotrze,

    kolejna ciekawa recenzja. Ładne zdjęcia. Gratuluję.

    Wiktor

  2. A.B pisze:

    Nie wiem czy nasi już go mają na stanie, ale jest już widzę nowa wersja sygnowana cyfrą 2. Obok wyjścia zbalansowanego ma też jack’a 6.3 mm, może trafi do testów ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może. Jego dystrybutor chętnie współpracuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy