Recenzja: HiFiMAN EF-6

Konstrukcja i powierzchowność

  HiFiMAN_EF-6_2Jak napisałem, wzmacniacz jest duży i ciężki. Waży bez mała11 kilogramów, a objętość ma bardzo pokaźną, niczym jakiś Accuphase. Nie jest jednak złocisty, tylko jednolicie czarny. Panel przedni to metal i akryl, ładnie połączone i łukowato okalające wielkie pokrętło krokowego potencjometru, czyli ten niedźwiedzi nochal. Ma ów potencjometr 24 pozycje i jest własnej konstrukcji wytwórcy, mając w zamyśle zapewnić wyjątkową jakość brzmienia. Kręci się dość opornie, podobno z uwagi na konieczność uzyskania odpowiedniego docisku styków, a czy faktycznie poprawia brzmienie, nie sposób ocenić, ale zapewne tak. A jeśli nawet nie, to pewnie przynajmniej obniża koszty, aczkolwiek producent zwraca uwagę na użycie lepszej jakości komponentów niż w innych potencjometrach krokowych, tak więc prawie na pewno chodziło o jakość a nie cięcie kosztów.

Po lewej stronie frontonu jest niewielki włącznik »Power« i informująca o jego użyciu duża, ale łagodnie świecąca niebieska dioda. Całkiem po prawej mamy z kolei dwa gniazda słuchawek – duży jack i symetryczny 4-pin – a pomiędzy nimi a potencjometrem trzy przełączniki wyboru wejść oraz gniazdo line-in, czyli analogowe wejście audio. Na tylnej ściance są dwie pary wejść RCA a także jedno wyjście na przedwzmacniacz, również w wersji RCA.

HiFiMAN_EF-6_4I to w zasadzie wszystko. Żadnej symetryzacji stojącej za tym 4-pinem, którą tak chwali się konkurent od Shiita, żadnych wejść USB, Coaxial, ani optycznych, zaludniających tylne ścianki nowych produktów. Jest za to czysta klasa A na wyjściach słuchawkowych i potężna moc 5 W przy 50 Ohmach. Nie ma przy tym żadnego brumienia, a więc od strony technicznej jest dobrze. Dobrze tym bardziej, że jak na klasę A wzmacniacz grzeje się umiarkowanie, nie rodząc obaw o awaryjność, w czym pomagają mu żebrowane ściany boczne, w całości będące radiatorami oraz duża kratownica wentylacyjna na wierzchu obudowy. Dobrym pociągnięciem jest możliwość przełączania napięcia pomiędzy 230 a 110 V, a jeszcze lepszym fakt zabezpieczenia przełącznika napięć przykręcaną przeźroczystą płytką zabezpieczającą przed przypadkową zmianą wartości. Najlepszym zaś konceptem wydaje się ulokowany z tyłu zapadkowy przełącznik wzmocnienia, umożliwiający temu mocarzowi łatwiejszą współpracę ze zwykłymi słuchawkami, dla których bez tego mógłby okazać się zbyt silny, zwłaszcza w przypadku tych o niskiej impedancji.

HiFiMAN_EF-6_5Od strony estetycznej prezentuje się to jak lubię. Masywnie, bezpretensjonalnie, solidnie. Typowy audiofilski kloc, który ma grać budząc zaufanie, a nie irytację ekstrawaganckim wyglądem. Pewnym wyróżnikiem jest panel przedni, schodzący na milimetry od podstawy niczym pług w westernowych lokomotywach, co przydaje wyglądowi masywności i wrażenia ofensywnego napierania na słuchacza, ale niewątpliwie utrudni usuwanie kurzu spod urządzenia.

Cena skalkulowana została na poziomie 6 890 zł, jest więc pokaźna, ale łatwo wskazać wzmacniacze słuchawkowe za wyższe kwoty, a takich niewiele tańszych też nie brakuje. Wszystkie one – no, prawie wszystkie – są przy tym od EF-6 lżejsze i mniej pokaźne, co niewątpliwie jest atutem tego ostatniego, o ile przyszły właściciel nie zamieszkuje garsoniery lub studenckiego lokum.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN EF-6

  1. Przemek pisze:

    Piotrze, wzmacniacz jest mocny i posiada wyjscie XLR.
    Od razu nasuwa sie pytanie czy to zagra z K1000?
    Przemek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powinno zagrać, tym bardziej, że dźwięki są masywne i gęste, a basu duża ilość. Niestety, nie miałem okazji popróbować, bo moje K1000 mają teraz kabel Entreq Konstantin zakończony głośnikowymi widełkami i nie ma jak ich podpiąć. Będę musiał pomyśleć o przejściówce z zaciskami śrubowymi, żeby się dało wszędzie je wpinać.

  2. Patryk Kiermas pisze:

    Mnie z całej recenzji najbardziej interesował akapit z modem do Hifimanów HE-6. 🙂 U mnie dla przykładu poprawiło się budowanie planów przez stabilniejsze zawieszenie pozornych źródeł dźwięku na scenie oraz zniknęło ograniczenie szerokości oraz głębokości sceny. Dodatkowo słuchawki straciły pewna manierę która była cały czas obecna z wytłumiaczami.

    Pozdrawiam
    Patryk

    1. Piotr Ryka pisze:

      To zawsze cieszy, kiedy udaje się coś poprawić. Sam miałem apetyt na poprawę, ale nic z tego nie wyszło. A słuchawki już sobie pojechały z powrotem do właściciela i nawet nie miałem kiedy ich dla przyjemności posłuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy