– Powiedz nam Dirk, dlaczego twój ojciec założył Transrotora i czym się wcześniej zajmował?
– Ojciec jest z wykształcenia elektronikiem i pracował w zawodzie, a także zajmował się sprzedażą urządzeń elektronicznych. Firmę założył w 1971 roku, w których to czasach gramofon był dla odtwarzania muzyki czymś zdecydowanie najważniejszym. Teraz zresztą też, po pewnej przerwie… Transrotor powstał dlatego, że obecne wówczas na rynku gramofony ojca nie zadowalały. Uważał, że da się zrobić coś o wiele lepszego i dlatego przestał sprzedawać produkowane przez innych, zajmując się produkcją własnych. Przy czym początkowo korzystaliśmy, a właściwie to on korzystał, bo sam miałem wtedy 14 lat, w sporej części z podzespołów produkowanych na zewnątrz i dopiero w latach 80-tych powstały pierwsze gramofony produkowane tylko u nas.
– U nas, czyli gdzie dokładnie?
– W Bergisch Gladbach nieopodal Kolonii.
– Początki były skromne?
– Bo ja wiem, raczej nie. Pewnie, nie zatrudnialiśmy wtedy ponad sześćdziesięciu osób i nie produkowali ponad ośmiuset gramofonów rocznie, ale od samego początku założeniem była jakość, a więc trzeba było móc podołać najwyższym standardom.
– Nie wiem, czy wiesz, ale Tom Fletcher, założyciel też produkującej gramofony firmy Nottingham, również wychodził od założenia, że dostępne na rynku gramofony są za słabej jakości i działo się to dokładnie w tamtych czasach.
– Czyli z tego by wynikało, że diagnoza była słuszna i rzeczywiście wówczas możliwości techniczne były większe niż ich wykorzystanie. Praktyka to potwierdziła, bo przecież i my, i Nottingham odnieśliśmy sukces i wciąż działamy.
– A właśnie. Powstaliście w 1971, a już w 1982 na rynek weszły pierwsze odtwarzacze CD. I to jak weszły! Zdawało się, że jest już po gramofonach i nie ma dla nich ratunku. Cyfrowe granie miało być tańsze, o wiele prostsze w użyciu i technicznie też lepsze. Sam pamiętam audycje w Polskim Radiu z udziałem najpopularniejszych prezenterów, w których puszczano porównawczo płyty winylowe i CD, udowadniając jak przy cyfrowej muzyce „nareszcie znikają trzaski” i o ile brzmi ona lepiej – czyściej, prawdziwiej. I faktycznie słuchając radia można było dojść do takiego wniosku. A przy tym ten powiew świeżości, nowości, przełomu… To była prawdziwa bomba i tego wszyscy chcieli. I rynek oczywiście podążył za tym, a gramofony znalazły się w pełnym odwrocie. Chyba ciężko to było przetrzymać, zachować wiarę w sens działalności?
– Największą wiarę miała moja mama, która powiedziała do mnie i ojca żebyśmy robili wszystko jak dotychczas, najlepiej jak potrafimy. Bo gramofony to co innego i na pewno przetrwają; odtwarzacze CD ich nie zastąpią. No i robiliśmy. Ale odtwarzacz CD na wszelki wypadek też żeśmy skonstruowali. Tylko jeden w historii, która dalej się tak potoczyła, że następnego już robić nie musieliśmy.. I wiesz, to nie był dobry odtwarzacz, ale innych wtedy nie było..
– A przepatrując tak bardziej po szczegółach, jak dokładnie wasza historia się potoczyła?
– Wiesz, ludzie rzucili się na te płyty CD i odtwarzacze do nich, ale wielu było też takich, którzy od początku zdawali sobie sprawę, że gramofony to naprawdę co innego i z rynku nie znikną. Właśnie wtedy na przykład pewien bardzo znany włoski przemysłowiec, posiadacz znakomitego gramofonu, zapytał mojego ojca, czy byłby w stanie zrobić mu jeszcze lepszy. Tak powstała koncepcja gramofonu Gravitas i tak powstał nasz najlepszy wtedy produkt, bardzo oczywiście drogi. Pomagało też to, że ówczesne odtwarzacze CD były naprawdę marnej jakości, podobnie jak słaba sama technologia konwersji cyfrowo analogowej. Gdyby wówczas, na samym początku, pojawiły się odtwarzacze tak dobre jak te dzisiejsze, dające na wyjściu tej klasy sygnał, kto wie czy gramofony by przetrwały, albo mogły być w takim rozkwicie jak teraz. Ale bogaci ludzie, mający dobre systemy i dobrze czujący muzykę, natychmiast się połapali, że granie z cyfrowych nośników pozostaje daleko w tyle. To oni uratowali winyl.
– Właśnie. Gramofony znów są potęgą. Niedawno produkcja płyt winylowych wróciła do najwyższego poziomu w historii, a potem go prześcignęła.
– Mało tego, obecna produkcja płyt winylowych jest półtora raza większa niż szczytowa na początku lat 80-tych i wciąż prze naprzód, po kilkadziesiąt procent rocznie. Poza tym są to płyty wyższej jakości. To jakość ocaliła gramofony i ta jakość jest wciąż ich sprzymierzeńcem. Dawne płyty były cieniutkie, tłoczone na gorszych maszynach, ciśnięte dłużej z tej samej matrycy. Teraz na jakość bardziej się zważa i nikt nie żałuje winylu. Płyty są grube, sztywne, lepiej odlane. W efekcie brzmią lepiej i są trwalsze. No i same gramofony są też dużo lepsze, technika poszła naprzód. A każdy z branży gramofonowej powie ci to samo: że jakość ocaliła winyle – tylko i wyłącznie jakość. Odwołaliśmy się do jakości i to nas uratowało. A skutek tego też taki, że dzisiejsze gramofony tak dobrze grają.
– Fakt, grają dobrze, ale z nagraniami tak dobrze już nie jest. Studia odeszły od techniki analogowego zapisu, a cyfrowe taśmy matki nie są tak dobre jak analogowe. I to potem na płytach, także tych winylowych, wyraźnie słychać. Ukazują się nowe płyty, pomimo lepszego tłoczenia brzmiące gorzej od dawnych.
– Tak, to jest problem, ale szybko zniknie. Rośnie z jednej strony świadomość samych artystów, z drugiej powraca technologia analogowa. Wytwórnie wracają do produkcji analogowych taśm studyjnych – na przykład BASF wraca – i to się za parę lat samo rozwiąże; znów będzie analogowo od początku do końca i w jeszcze lepszej jakości.
Ale zapomniałem ci powiedzieć o jeszcze jednym czynniku, który zadecydował o przetrwaniu i tryumfalnym powrocie winylu – o celebrze. Teraz jest dużo zamożnych ludzi i oni mają super systemy za wielkie pieniądze. I nie tylko chcą, żeby one wspaniale grały, ale chcą też pewnej obrządkowości przy obsłudze; takiego teatru, popisu, swoistego kultu. A co to za obrządek rzucić płytę CD na tackę i zamknąć z pilota szufladę? To nie jest żadna ceremonia, nic co miałoby posmak niezwykłości. Z płytami winylowymi i gramofonami jest natomiast inaczej. Przecieranie, duża czarna płyta, wolno opuszczające się ramię, igła o ostrzu ze szlachetnego kamienia, jakieś miotełki, myjki, różne wkładki, wyważanie, centrowanie, dociski, przedwzmacniacze, silniki… I jak to wszystko razem wygląda! To jest już pewien rytuał a nie zwyczajna czynność. W efekcie ludzie tego chcą, to im odpowiada. Czyni życie ciekawszym, jakoś bardziej wartościowym.
– A co w swoim dorobku, jakie konstrukcje uważacie za najważniejsze?
– Już o nich mówiłem – ten najbardziej wysilony technicznie Gravita, a wcześniej Classics, powstały w 1980 i jako pierwszy od A do Z wyprodukowany u nas.
– Ale robicie nie tylko gramofony, a gramofony to nie tylko mechanizm obracający płytę.
– Tak, produkujemy też przedwzmacniacze, silniki i nawet powstał wzmacniacz słuchawkowy, tak samo samotny i wyjątkowy jak ten jedyny odtwarzacz CD, tyle że o wiele bardziej udany. Tym się zajmuje nasz współpracownik działający na zewnątrz firmy. Najwyższej klasy specjalista od urządzeń elektronicznych.
– Jednak ramion sami nie wykonujecie?
– Nie, bo to by nie miało sensu. SME robi tak doskonałe i przez lata nabrało takiej perfekcji, że próba ich prześcignięcia wydaje się całkiem zbędna. Trudno sobie wyobrazić zrobienie lepszych ramion i zaoferowanie ich w podobnie atrakcyjnych cenach. To raczej niewykonalne. Lepiej skupić się na tym, co sami umiemy najlepiej.
– A wkładki; polecacie jakieś szczególnie?
– Od dawna współpracujemy z angielskim Goldringiem i oni robią specjalnie dla nas wkładki na wyłączność. Bardzo z nich jesteśmy zadowoleni, ale oczywiście rynek wkładek jest ogromny i one pełnią rolę wachlarza wyboru brzmienia. Można sobie dobierać różne wraz z różnymi wkładkami i nikomu w tym nie będziemy przeszkadzać. Jest wiele znakomitych wkładek najwyższej jakości o różnych brzmieniach, godnych szczególnego polecenia.
– Mam jeszcze jedno pytanie z takich bardziej technicznych: jak radzicie sobie z problemami napięcia w sieci i związaną z tym prędkością obrotu talerza? Nie myśleliście na przykład o napędzie bateryjnym?
– Produkujemy gramofony tylko wysokiej i najwyższej klasy, a ich użytkownicy zwykle są zabezpieczeni przed wahaniami w sieci elektrycznej. Mający kondycjonery prądu w ogóle nie mają tego problemu, ale i bez nich w Europie raczej nic się złego z tym związanego nie dzieje. Najgorzej jest w Australii, gdzie z uwagi na gorący klimat w powszechnym użyciu są klimatyzatory, bardzo zakłócające sieć elektryczną. Ale silniki staramy się robić tak, by nawet na to były odporne. Natomiast o napędzie bateryjnym nie myślimy, bo nasze urządzenia powstają jako mające służyć przez całe dekady, a baterie ulegają degradacji przeważnie już po dwóch latach, zwłaszcza kiedy są mało albo nieregularnie używane. Tak więc baterie nie, ale zalecanie kondycjonerów, jak najbardziej.
– Za pięć lat obchodzić będziecie 50-lecie; jakie Transrotor ma związane z tym plany?
– Już w tym roku mamy niemały jubileusz 45-lecia i wypuścimy związaną z nim nowszą wersję naszego najlepszego gramofonu – z pewnymi ulepszeniami i całego w mosiądzu. A za pięć lat… jeszcze zobaczymy. Na razie za wcześnie o tym mówić.
– A przyszłość, jak ją widzisz dla marki Transrotor?
– Co do przyszłości, to zaraz mam samolot do domu. Ale w sensie, o który pytasz, to myślę, że wciąż będzie należała do analogu. Całkiem się o nią nie martwię, a naszym największym zmartwieniem jest pozyskiwanie dobrych pracowników. Bardzo jest o nich trudno i prawdziwy fachowiec to skarb. Niektórzy pracują u nas już prawie od trzydziestu lat i ciężko będzie ich kimś innym zastąpić. To jest kłopot, a nie sama przyszłość gramofonów. Ta będzie na pewno dobra. Jak całego high-endu.
– Ale teraz gramofony to nie tylko high-end. Ostatnimi czasy każdy poczuł się zobowiązany wyprodukować własne słuchawki, a teraz wszyscy chcą też robić swoje gramofony.
– Tak, rzeczywiście, gramofony stały się bardzo modne i jest ich prawdziwy zalew. Ale sami nie idziemy w produkcję masową i nie chcemy oferować tanich modeli. Jesteśmy projektowo i produkcyjnie związani z najwyższą jakością i przy niej chcemy zostać. Nie będziemy sobie psuć marki masówką i nie mamy zamiaru być z nią kojarzeni. Transrotor zawsze oznaczał wysoką jakość i tak musi zostać.