Recenzja: Woo Audio WA6-SE

Budowa

wa6-se1Skoro tyle już napisałem o stronie konstrukcyjnej, dokończmy dzieła. Wzmacniacz prezentuje się miło dla oka i okazale. Zwłaszcza obudowy robią znakomite wrażenie. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ wzorem najlepszych część zasilająca została tu radykalnie odseparowana i ze sterującą łączy ją jedynie półmetrowy, wielożyłowy przewód, zakończony po obu stronach gniazdami zaopatrzonymi w zakrętki. Montaż przewodu okazuje się bezproblemowy, gdyż idealnie dopasowane są zarówno same wtyki jak i gwinty. Na tylnych panelach, obok gniazd dla kabla łączącego, znajdziemy jeszcze klasyczne wejście zasilania, dwie pary wtyków RCA oraz usytuowany pomiędzy nimi przełącznik aktywujący daną parę. Z kolei na każdym z paneli przednich usytuowano elegancie wielkie pokrętło. To na sekcji zasilania jest największym jaki widziałem włącznikiem głównym, o aktywności którego zaświadcza mała niebieska dioda, a ten na sterującej jest, co nietrudno odgadnąć, potencjometrem. Chodzi precyzyjnie i nie za lekko, pozwalając bez większego problemu ustawić żądaną głośność, choć szybkość narastania jest moim zdaniem nieco zbyt stroma. Po obu stronach usytuowano gniazdka słuchawkowe: po prawej dla impedancji niskiej, po lewej dla wysokiej. Są w stanie obsłużyć wszystko w zakresie 8-600 Ohmów. Sam wzmacniacz posiada impedancję wejściową 100 kΩ i pasmo przenoszenia 15-40 000 Hz. Oddaje 1 W mocy na kanał i ma współczynnik THD poniżej 0,3%. Taka moc i zakres impedancji z łatwością pozwalają mu napędzić każde słuchawki poza AKG K1000 i niektórymi modelami Hi-HiMAN. Podpięcie słuchawek jednocześnie do obu gniazd powoduje tylko nieznaczny spadek głośności, a na błędny wybór impedancji dużo silniej reagują słuchawki wysoko niż nisko ohmowe. Cała konstrukcja jest czysto lampowa.
Wyróżniki estetyczne są dwa. Pierwszym jest sama postać obudów, faktycznie sprawiających doskonałe wrażenie. Panowie Wu zrezygnowali tu z bardzo często spotykanej oszczędności w postaci łączenia eleganckiego aluminiowego panelu przedniego z blaszanym korpusem i jak przystało na wyrób firmy o wysokich aspiracjach także korpusom zafundowali bardzo masywną aluminiową cielesność. Sprawia to doskonałe wrażenie, jednocześnie usztywniając i izolując konstrukcję. Naprawdę bardzo przyjemnie się patrzy i z wielką przyjemnością dotyka. Niczego także nie oszczędzano w przypadku dużych pokręteł – masywnych i precyzyjnie wytoczonych. Aż chce się po nie sięgać, nawet kiedy nie ma takiej potrzeby.
Drugim estetycznym wyznacznikiem jest lampa prostownicza. Już oferowana jako jedna z niższych modyfikacji 274B od Sovteca to kawał lampy (standardem jest GZ-34 od Sino), a szczytowa w ofercie Sophia Princess Mesh Plate to prawdziwy popis lampowej magii, zwłaszcza gdy jest aktywna i emituje piękną bursztynową poświatę. Gdyby ktoś chciał, można ją zastąpić jeszcze droższą 274B od Psvane albo Emission Labs. Na upartego można się też szarpnąć na oryginalnego Wester Electrica z lat 50-tych, ale ten na aukcjach osiąga ceny przeszło trzy razy wyższe niż cały wzmacniacz Woo6, zatem to bez sensu, bo za takie pieniądze dostaniemy od Woo Audio lepsze urządzenie a nie jedną lampę.
Pewien dysonans stanowią natomiast lampy mocy 6EW7; śmiesznie małe w porównaniu z wielgachną diodą prostowniczą. Jest to jednak wyłącznie dysonans wzrokowy, bo pod względem dźwiękowym współpracują bez zarzutu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy