Recenzja: Westone 4

Westone4   

Ostatnim razem ze słuchawkami dokanałowymi miałem styczność wiele lat temu i było to krótkie spotkanie z Shure E400 oraz E500, jednymi i drugimi już nie produkowanymi, ale wysokiej klasy i mającymi swój udział w historii słuchawek aplikowanych do wnętrza ucha. Grały naprawdę ciekawie, toteż bardzo dobrze je wspominam. Jeszcze wcześniej napisałem recenzję Shure E2, którą może kiedyś przypomnę, bo słuchawki te mają specyficzne w dobrym znaczeniu i sumarycznie niezwykle interesujące brzmienie, ale poza tym, wstyd przyznać, żadnego dokanałowego kontaktu ze słuchawkami nie miałem. Trzeba to zmieniać, bo sprzęt przenośny i najbardziej do niego pasujące słuchawki douszne robią teraz furorę będąc na samym topie, a niezależnie od tego jest kilka przykładów tego rodzaju słuchawek uważanych za wybitne i elitarne w sensie całkowicie ogólnym; kłopot z nimi jedynie ten, że przeważnie oferowane są wyłącznie po wcześniejszym wykonaniu odlewu małżowiny usznej przyszłego użytkownika, tak więc ani posłuchać ich przed zakupem nie można, ani pożyczyć jak nie ma, ani potem odsprzedać też nie ma sposobu.

Będące przedmiotem tej recenzji Westone4 stoją można powiedzieć w drzwiach tego zasadniczego przejścia tyczącego słuchawek dokanałowych, jedną nogą pozostając w świecie zwykłych, ogólnie dostępnych dokanałówek nie sporządzanych na bazie indywidualnego odlewu, drugą będąc już w elitarnym klubie najwyższej jakości brzmienia.

Parę słów o samym producencie. Amerykańska firma Westone z siedzibą w Colorado Springs szczyci się produkcją słuchawek dokanałowych od 1959 roku, a także faktem współpracy z firmą Etymotic Research oraz zespołami Rush oraz Def Leppard. Przede wszystkim szczyci się jednak sławnymi słuchawkami Ultimate Ears, mającymi niezaprzeczalny wkład w historię słuchawek. W 2004 roku Westone wypuściła na rynek pierwsze trójdrożne modele dokanałowe – Westone ES3, a w 2009 profesjonalną ich wersję dla wykonawców estradowych UM3X. Rok później pojawiły się flagowe, indywidualnie odlewane (mówiąc gwarowo – customowe) ES5, a recenzowane tutaj ES4 pochodzą z 2011 roku i są najlepszymi w bieżącej ofercie firmy dokanałowymi słuchawkami uniwersalnymi, czyli sprzedawanymi bez wcześniejszego odlewu. Liczba „4” w nazwie odnosi się do ilości zastosowanych przetworników, a cena na stronie producenta opiewa na pięćset minus jeden dolarów.

 Wygląd i technologia

Westone_4_8   W przypadku słuchawek dokanałowych o wyglądzie wiele do napisania nie ma. Wiadomo, pchełki. Tu zatem wstęp – „Chcecie bajki, oto bajka, była sobie pchła Szachrajka…” – byłby znacznie bardziej na miejscu niż w przypadku niedawnej recenzji porównawczej stacjonarnych wzmacniaczy słuchawkowych, ale pchełki od Westona nie szachrują, bo inaczej szkoda byłoby czasu na sporządzanie ich recenzji i wystarczyłoby samo ostrzeżenie:

– Nie kupujcie!

Brak szachrowania nie zmienia skromnej postury, w tym wypadku o ciałku z czarnego plastiku z logo w postaci cyfry „4” na pomarańczowym tle. Obie pchełki połączone są cieniutkim kabelkiem z plecionki zakończonej oczywiście małym jackiem, a skromna ta całość zapakowana jest w także dość skromne tekturowe pudełko, którego zawartość skromna już jednak nie jest, bo znajdujemy w nim sztywne, Westone_4_7materiałowe etui zapinane na zamek błyskawiczny, a także złoconą przejściówkę na duży jack, przedłużacz z regulacją głośności i aż  dziesięć par różnych końcówek do wypróbowania. Tak więc wyposażenie jest sowite, a same słuchawki i kabel pomimo mikrej powierzchowności okazują się odporne na zniszczenie i trwałe.

Kabel mimo cienkości jest bardzo mocny, a lśniący plastik obudów twardy i niepodatny na ukruszenie czy porysowanie. Jak już wspomniałem skrywają się w nim aż cztery przetworniki, podczas gdy słuchawki nauszne mają z reguły tylko pojedynczy, a niekiedy (bardzo rzadko) najwyżej dwa. Tak duża ich ilość zapewnia zdaniem producenta liniową charakterystykę pasma, a rolą czwartego, dodanego do trzech z modelu Westone3, jest wzmacnianie zakresu basowego. Ciekawostką i zarazem cenną informacją jest fakt, iż producent uczciwie zastrzega, że model 4 nie jest skierowany do entuzjastów ciepłego i delikatnego brzmienia, Westone_4_9tylko zwolenników bardziej cierpkiej naturalności, toteż do ostro brzmiących odtwarzaczy nie jest polecany, ale w zamian z takimi odpowiedniej jakości pokaże brzmienie bardziej różnorodne i precyzyjne. Bieżmy się w takim razie za odsłuchy.

Brzmienie

Westone_4_15   Westony mają pecha i szczęście. Pecha, bo przez pierwszych kilka tygodni bytności u mnie słuchałem ich wyłącznie z odtwarzaczami przenośnymi, a szczęście, bo mam wzmacniacz słuchawkowy na lampach „45” i dzielony odtwarzacz SACD Accuphase DP-900. Na czym to szczęście i pech polegają? Ano na tym, że jak przed chwilą pisałem, ich powołaniem są systemy grające dźwiękiem najwyższej jakości, a do pośledniejszych się nie nadają. Sam producent jasno to wyłożył i pozostaje w tej sytuacji postawić zasadnicze patynie, czy słuchawki douszne nie nadające się do systemów przenośnych w ogóle mają sens?

Przeróbmy rzecz po kolei.

Odnośnie systemów przenośnych, nie jest tak, że Westone4 zupełnie się z nimi nie dogadują. Z odtwarzaczem Astell & Kern na plikach wysokiej gęstości grały naprawdę znakomicie, a i z odtwarzaczami HiFiMAN’a spisały się całkiem zadowalająco, zaznaczając w obu wypadkach swoją wysoką pozycję i mające pokrycie w faktach pretensje do wybitnego brzmienia. Mimo to znacznie tańsze Beyerdynamiki DT 880, czy analogicznie kosztujące Sennheisery HD 650 wypadły ze sprzętem przenośnym lepiej, a przecież konstrukcyjnie do tego rodzaju sprzętu nie za bardzo pasują, bo chodzenie w nich po ulicy zatrąca ekstrawagancją, a w każdym razie można sobie wyszukać słuchawki bardziej do spacerowania odpowiednie, choć moda na paradowanie w słuchawkach znacznie obniżyła ostatnimi czasy próg normalności w przypadku tego co się ma na uszach w przestrzeni publicznej. Lecz niezależnie od Westone_4_19mody i wytyczanych przez nią nowych granic swobodnego defilowania w słuchawkach, takimi właśnie w największym stopniu pasującymi pozostają te dokanałowe, zupełnie niemal niewidoczne, a zarazem prawie perfekcyjnie odcinające od hałasów otoczenia i jednocześnie dla tego otoczenia same niesłyszalne. A więc? A więc życie, jak piszę przy wielu okazjach, okazuje się mniej proste niżby na pierwszy rzut oka mogło się zdawać, co krok przynosząc niespodzianki i obfitując w zaskoczenia. Teoretycznie idealne dla sprzętu przenośnego słuchawki dokanałowe Westone4 okazują się mniej pasować do nawet tak łagodnie grających urządzeń przenośnych jak HiFiMAN HM-601, ustępując na tym polu zupełnie nie wyglądającym na nadające się do użytku spacerowego Sennheiserom HD 650. To można jednak łatwo wytłumaczyć ogólną wyższością konstrukcji nausznych, argumentując analogicznie jak w przypadku częstych apologii wynoszących głośniki ponad słuchawki, że duży może więcej. Tymczasem na sprzęcie stacjonarnym…

To już nie pierwszy raz podchodzę ze słuchawkami przenośnymi do swojego ważącego prawie dwadzieścia kilogramów Twin-Heada, ale pierwszy raz kiedy napędza go jeszcze większy dzielony odtwarzacz Accuphase. Razem ważą ponad siedemdziesiąt kilogramów i mówienie o tym, że dokanałowe Westone4 wyglądają przy nich śmiesznie nie jest nawet śmieszne. Tego rodzaju zestawienie wydaje się wręcz idiotyczne. Accuphase DP-900 i Twin-Head, Westone_4_18albo ten sam DP-900 i jego firmowym uzupełnieniem będący przedwzmacniacz C-3800, to przecież w sam raz towarzystwo dla monobloków A-200 i tub Avandgarda, albo przynajmniej monitorów Dynaudio. To się rozumie samo przez się, to oczywiste i jasne.

Brzmienie cd.

Oczywiste? Otóż bynajmniej.

Westone_4_0Siadłem na dywanie przed stacjonarnym systemem, przełączyłem Twin-Heada z pozycji PRE na AMPLIFIER i puściłem płytę Brothers of Arms w wersji Anniversary SACD, bo akurat została w odtwarzaczu z poprzednich odsłuchów. Oczywiście doskonale pamiętałem brzmienie Westonów z porównań odtwarzaczy przenośnych i nawet niespecjalnie byłem ciekaw jak to zagra, bo pisanie recenzji rzeczy grających tak sobie czy nawet całkiem dobrze, ale nie wybitnie czy porażająco, nie jest ekscytującym zajęciem i trąci recenzorską sztampą. Wylicza się zalety, poszukuje uzasadnień dla niedostatków, a kiedy coś naprawdę zirytuje, daje się upust złości, że za takie (niezgorsze najczęściej) pieniądze coś gra do bani. Potem się to wszystko podsumowuje, pozostawiając najczęściej decyzję o zakupie czytelnikom i z ulgą zamyka kolejny temat. Dałbym stary, siwy łeb, że tak będzie i tym razem. Ale nie było. Nacisnąłem bez namysłu PLAY na pilocie i nie usłyszawszy niczego natychmiast się rozzłościłem, że znowu coś jest nie podłączone jak trzeba. Złość – oczywiście na samego siebie – była jednak niesłuszna. Rzuciwszy okiem na system zobaczyłem, że przycisk PAUSE został wcześniej naciśnięty i trzeba go wycisnąć. Wycisnąłem.

Westone_4_1Nie, jeszcze nie napiszę, że opadła mi szczęka. Jeszcze nie w tym zdaniu. Teraz naskrobię, że przez pół dnia wcześniej słuchałem Avantgardów, bawiąc się regulacjami i porównywaniem własnego przedwzmacniacza z C-3800. Cały poprzedni dzień też tego systemu słuchałem i wszedł mi, jak to się mówi, w krew. A że jako słuchawek do słuchania z komputera używałem ostatnio Denonów D7100 na zmianę z Audio-Techniką W5000 i Beyerdynamikiem T90, śmiało można powiedzieć, że stałem się słuchaczem rozpaskudzonym i niedawne pisanie recenzji odtwarzaczy przenośnych zupełnie tego nie zmienia. Mało tego. Słuchawek dokanałowych nie lubię. Kanały mam bardzo wąskie i ich zakładanie w moim przypadku wymaga najcieńszych i miękkich nakładek, a i tak, zwłaszcza z prawego ucha, lubią się wysuwać. Jeżeli dodać do tego zmęczenie ciągłym słuchaniem i utarczki z dostawcami sprzętu, ponaglającymi co chwilę spóźniającego się z recenzjami pana recenzenta, ogólnie byłem w najgorszym możliwym nastroju do usłyszenia czegoś interesującego ze strony słuchawek dokanałowych. I ta ich scena, ten sposób noszenia, ten nikczemny wygląd. No, może te cztery przetworniki stwarzają jakąś nadzieję. Ale nie. Przecież już ich słuchałem i niczym nie zabłysły, a w porównaniu z tymi lepszego gatunku dość przeciętnie wypadły.

Westone_4_24A jednak mi szczęka opadła. Nie dosłownie wprawdzie, ale w duchu na pewno. Bo właśnie duch i dusza są słowami które tutaj doskonale pasują. Te słuchawki grają w duszy. Nie „do duszy”, jak wiele innych, tylko „w duszy”. Coś jak „w” od Westone.

Tak naprawdę, kiedy się oderwać od słuchania w sensie zasłuchania muzyką, co tutaj wcale nie jest łatwe, można stwierdzić, że grają całkowicie w głowie. Nie wychodzą z dźwiękiem poza obręb czaszki, a przecież tylekroć pisałem o jakichś słuchawkach z dumą, że grają poza obrębem głowy, co było niezbitym dowodem ich wspaniałości. Tymczasem tutaj nic z tych rzeczy. A mimo to dźwięk jest wspaniały. Jak to możliwe? Możliwe, bo grają tak naprawdę w duszy a nie w głowie. Zobrazujmy.

Brzmienie cd.

Westone_4_23   Siadam w fotelu naprzeciw Avantgardów, a naprzeciw mnie, jakieś trzy, cztery metry, staje Ewa Demarczyk, bo jej płytą koncertową podmieniłem Dire Straits. Staje nieco powyżej, na estradzie, trochę po lewej i śpiewa. Jestem na koncercie, choć jakość nagrania nie jest aż na tyle dobra, by złuda realności stała się zupełna. W sumie jest do tego daleko. Ani postura piosenkarki nie jawi się jako całkowicie realna, ani jej umiejscowienie w przestrzeni nie jest idealnie precyzyjne. Ale sztuczna przestrzeń wyczarowana przez bardzo drogie głośniki poparte piekielnie drogą elektroniką i nie mniej kosztownym okablowaniem niewątpliwie roztacza się przede mną, wyczarowując samymi dźwiękami na poły namacalną realność koncertową. Wszystko to jednak dzieje się dość daleko. W odległości kilku metrów ważą się losy skrzypka Hercowicza i jak zawsze kończą tragicznie, ale z uwagi na tę odległość i tą niezupełną doskonałość tej tragicznej rzeczywistości lądują trochę poza mną. To nie do końca jest moją sprawą. Mogę podziwiać klasę wokalizy Demarczyk i klasę poetyki Mandelsztama, a także świetność kompozycji Zaryckiego, ale ich światy i ich czary toczą się poza mną, mając kilkumetrowy, ale w zupełności wystarczający dystans, dzięki któremu mogę też myśleć o czymś innym. Zastanawiać się czy tuby zielone są lepsze od beżowych, a bordowe byłyby dla mnie nie do przyjęcia. Analizować, czy dałoby się jeszcze coś wskórać, by realność się zwiększyła a Demarczyk zmniejszyła, ponieważ jej pewna nieokreśloność sprawia, że raz na średnich poziomach głośności postrzegam ją jako niewysoką kobietę, którą w istocie na koncertach była, ale kiedy zwiększać głośność, rozrasta się niebezpiecznie i staje dużo większa ode mnie. Suwając się wraz z fotelem mogę sprawić, by ona z kolei przesuwała się po scenie, bo kiedy siadam bliżej, jest bardziej po lewej, a kiedy się odsuwam, zbliża się do środka.

Westone_4_22Długo mógłbym tak dywagować, ale sens tego jest jeden. Wszystkie te rzeczy dzieją się poza mną. Jestem tylko widzem i losy Hercowicza stają się poprzez to w jakiejś mierze mi obojętne, nawet gdy tego nie chcę. Przysłonięte dystansem scenicznym i moim uczestnictwem w koncercie pozostają tylko jednym z elementów światooglądu i czy mi się to podoba, czy nie, własne uczestnictwo mimowolnie staje się ważniejsze od tragicznych losów samotnego skrzypka. I gdzieś tam one się toczą, umierając i niknąc w bezkresie, a ja tu sobie siedzę i gapię się na Demarczyk, na głośniki, na zwisające z nich kable i na frontony Accuphase. I nie powiem, ta złuda, ten koncert i te panele – to wszystko jest znakomite, ale to mnie nie przepełnia, a jeśli nawet, to jedynie chwilowo, marginalnie niemal, bo strumień własnego dziania się przeskakuje od tego ku innym sprawom i do tego powraca, by po chwili znowu odskoczyć. To wszystko jest, to roztacza się – „tam”. Ta Demarczyk, ten Hercowicz i to jego nieustające konanie pośród straszliwej rosyjskiej nocy najeżonej kolczastym drutem. I choć mnie to obchodzi – obchodzi ten wstrząsający artyzm Demarczyk i to budzące rozpacz umieranie samotnego skrzypka w objęciach sonaty Schuberta wyczarowane mistycznym piórem Mandelsztama, to ja jestem tutaj, a oni tam. Dlatego łatwiej mi wstać i pójść do kuchni po herbatę.

Ale nie z Westonami. I nie dlatego, że mam je w uszach i trzeba najpierw je wyjąć a potem na powrót zakładać, tylko dlatego, że ta Demarczyk i jej Hercowicz są we mnie z tym swoim artyzmem i umieraniem, i nic innego kiedy tego słucham mnie nie obchodzi.

Zejdźmy do spraw przyziemnych, choć nie do końca, bo one przecież sprawiają, że dusza wypełnia się muzyką.

  Brzmienie cd.

HiFiMan_HM_601&602_34   Te słuchawki grają wspaniale i składają się na to prawie same znakomite rzeczy. Fantastyczny realizm, nie gorszy drajw, perfekcyjne uchwycenie tonacji i znakomita, choć mająca ograniczenia organizacja tej ich wewnętrznej sceny. Gra to na tyle dobrze, że zupełnie nie odczuwa się potrzeby analizowania dźwięku i ustalania jego słabości, bo muzyka ogarnia nas momentalnie, wsysając w siebie bez reszty i nie dając nadziei na uwolnienie. Wyjątkowa to ulga po wielodniowych zmaganiach z głośnikami i walce o ich właściwe brzmienie. Faktem jest, że byli u mnie goście i podziwiali jak też te głośniki wspaniale grają, ale co się napracowałem, to moje. A tu wspaniałość mamy za friko i od ręki. Spinasz DP-900 z Twin-Head, zakładacz Westonom przejściówkę na duży jack i lądujesz w audiofilskim niebie. Nie na koncertowej widowni wprawdzie, ale ile można przesiadywać na koncertach i czy zawsze jest to najlepsze miejsce do percypowania muzyki? Moim zdaniem ani, ani, bo na przykład stanie pomiędzy członkami Led Zeppelin dzięki HiFiMAN’om HE-6, albo nieziemska wibracja Staksów SR-009 dają przeżycia wcale nie mniejszego kalibru, choć oczywiście w pełni koncertowej aury nawet AKG K1000 nie wyczarują, chyba że na płycie nagranej systemem sztucznej głowy, ale takich płyt nie ma.

HiFiMan_HM_601&602_32W sumie bez sensu jest o to się spierać, a recenzent może i tak wyrazić jedynie własne odczucia. W ramach tych odczuć muszę przyznać, iż mimo bardzo niesprzyjających okoliczności słuchawki Westone4 mnie oczarowały. Tyle mam droższych pod ręką, dwa systemy głośnikowe na zawołanie, a jednak oczarowały. I jeszcze na dodatek zrodziły niepokój. Bo jeśli one tak dobrze grają, to jak grają te jeszcze lepsze, te customowe? To musi być naprawdę wielka słuchawkowa przygoda, o ile ma się odpowiedni system.

Wracając do naszych Westone4. Posiadają one ten sam dar co AKG K1000. Już pierwsza sekunda wypełnia nas przekonaniem, że tak grać właśnie powinno. Nie czuć aranżacji, własnych pomysłów na brzmienie, jakiegokolwiek braku, umowności czy odstępstwa. Po prostu inkorporowani zostajemy w muzykę i tylko to się liczy, tylko to widać, tylko tym żyjesz. Puściłem płytę The Dark Side of the Moon, ale tym razem nie tylko z potrzeby sprawdzenia szczegółowość. Puściłem dlatego, że jej nie lubię. Nie chodzi o to, że nie lubię muzyki, chociaż i za nią nie przepadam. Już jako nastolatek nie bardzo rozumiałem o co jest w jej przypadku tyle krzyku i dlaczego taka niby jest wspaniała. Doceniam oczywiście sztukę muzyczną Pink Floyd, ale już pierwsza ich płyta, The Piper at the Gates of Dawn, podobała mi się bardziej, a nieco zbyt jak dla mnie rozrywkowy, popisowy i luzacki styl The Dark Side mniej do mnie przemawia. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że płyta zrealizowana jest marnie, a w każdym razie w taki sposób, że ciężko wydobyć jej artyzm w pełnym wymiarze i bardzo rzadko się to udaje, a zawsze jest to wina aparatury. W efekcie nie chce mi się tego słuchać a poprzez to jeszcze bardziej tej płyty nie lubię. Dlatego sięgnąłem po nią z Westonami. Tak, to są naprawdę świetne słuchawki. Nie dobre w sensie technicznym, aranżacyjnym, przestrzennym czy jakimś tam. One są dobre ogólnie. Obdarowują muzyką. Nie dobrą muzyką, HiFiMan_HM_601&602_22świetną muzyką, elegancką muzyką, ciekawą muzyką, jakąś tam jeszcze muzyką. Muzyką po prostu. Puszczasz i masz. Masz nawet The Dark Side. I nie musisz się wtedy zastanawiać, czy to gra dobrze, czy coś trzeba zmienić, a tamte, te wiecie, to grały jeszcze lepiej, bo…

Brzmienie cd.

Westone_4_2   Tak, jest faktem, że są na tym świecie jeszcze lepsze słuchawki. Ale kiedy się słucha Westone4, nie jest to temat interesujący, bo wtedy słuchasz muzyki i to jest najważniejsze. Jesteś w muzycznym świecie, a nie świecie porównywania jednych słuchawek do drugich. Tak jest w każdym razie kiedy się ich słucha z DP-900 i Twin-Head. A jak jest w innych przypadkach?

Nim je podepnę w inny tor napiszę jeszcze o tym, co stanowi główny na co dzień motor używania przeze mnie płyty The Dark Side, czyli o szczegółowości. Jak już wiele razy pisałem, w ostatnich kilkudziesięciu sekundach ostatniego utworu pojawia się tam resztka muzyki pozostałej na taśmie matce z jej poprzedniego użycia, jakiś taneczny utwór. Na głośnikach Avantgarda prawie tego nie można usłyszeć i gdyby ktoś o tym nie wiedział, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tego nie zauważy. A na Westonach nie ma problemu. Nawet zatańczyć można. Tak więc muzyka wstrzykiwana do uszu bezpośrednio a nie serwowana z kilku metrów ma także swoje obiektywne zalety.

Posłuchałem jeszcze Westonów w dwóch dobrych konfiguracjach, bo z przenośnymi grajkami dosyć się wcześniej nagrały. Najpierw w nie tyle dobrej, co fantastycznej. Znów z Accuphase DP-900/DC-901, ale tym razem nie z Twin-Head’em i interkonektem Tara Labs Air1 RCA, tylko przedwzmacniaczem Accuphase C-3800 i po kablu Siltech Empress Crown XLR. Boże mój, ależ to znowu grało. W sumie nie bardzo jest sens wyliczać zalety, bo wszystko było wyborne, a całościowe brzmienie sprawiało ogromną radość i jednoczesne zdumienie, że z czegoś tak małego mogą się dobywać tak piękne dźwięki. Coś bliższego trzeba jednak powiedzieć. Sądzę, że wspaniałość brzmieniowa Westone4 opiera się na dwóch najważniejszych Westone_4_4podstawach. Po pierwsze, perfekcyjnym uchwyceniu tonacji. Brak rozjaśnienia i przyciemnienia jest idealny. W efekcie pojawia się jakieś magiczne światło. Leciutko ocieplone, zarazem cudownie przejrzyste i jednocześnie każące nieustająco podziwiać swoją urodę. Dzięki temu magicznemu podświetleniu wszystko napełnia się pięknem, a słuchanie staje się jedną radością. Nietrudno przy tym zgadnąć, że źródłem tego światła był w pierwszym rzędzie odtwarzacz Accuphase, ale sam przecież nie grał. Druga rzecz, to przestrzeń. Nie wiem jak to się dzieje, że dźwięk cały jest w głowie, a jednocześnie odnosimy wrażenie pozostawania w dużej, świetnie uporządkowanej i co tu dużo mówić, także magicznej przestrzeni. Sądzę jednak, że bierze się to z doskonałej przejrzystości. Wszystko dzieje się jak we wnętrzu kryształowej kuli, którą okazuje się nasza głowa. Tego pozostawania w jej wnętrzu zupełnie podczas słuchania nie czuć. Trzeba się dopiero na tym skupić, żeby wyłapać. Inaczej tego po prostu nie ma i nie doznajemy żadnych przestrzennych ograniczeń, choć stare płyty z prymitywną stereofonią potrafią się czasem dawać we znaki kiedy grają tylko w jednym kanale, czego słuchawki, a już zwłaszcza dokanałowe, bardzo nie lubią. Inne sprawy, jak drajw, szczegółowość, elegancja, umiejętność oddania swoistości głosów, głębia i uroda wybrzmień, są także świetne, ale nie tak pierwszoplanowe i tak spektakularne. Jedyna trochę słabsza strona to impakt. I to wyłącznie na tle takich trzęsień ziemi jak Denony D7100, czy HiFiMAN’y HE-6. Koncertów rockowych słucha się znakomicie, ale ciosu perkusyjnej stopy na piersi nie uświadczycie.

Westone_4_26Drugim systemem był własny Cairn z Sonic Pearl po kablu van den Hulla. No cóż, Cairn na tle Accuphase wydaje się szarawy i nie ma tego magicznego podświetlenia. Lecz mimo to system – w porównaniu z tamtym nazwijmy go średnim – zaoferował brzmienie bogate, soczyste i głębokie. Nie tak ciepłe i nie tak perfekcyjnie doświetlone, ale wciąż przejrzyste i ujmujące urodą. Dobrze się tego słuchało, a Westone4 są prima, choć trzymają to dość głęboko w zanadrzu i tylko z wysokiej klasy aparaturą pokazują. Że naprawdę są świetne ukazało ich porównanie z Audio-Technicą na sprzęcie Accuphase. Owszem, japoński flagowiec miał pod niektórymi względami przewagę, ale nie wyemanował tego cudownego oświetlenia i w porównaniu był nieco zbyt mroczny, a scenę miał mniej uporządkowaną. No i cóż, słuchało się tego w efekcie mniej przyjemnie. Ot, zagwozdka.

Podsumowanie

Westone_4_27   Co tu podsumowywać? Wszystko jest jasne. Słuchawki dokanałowe Westone4 są wyborne i zdolne stawać w szranki z najlepszymi. Mają tylko dwie wady. Lubią drogie systemy i nie mają potężnego impaktu. Z dobrymi systemami grają zaledwie dobrze, a impakt też mają dobry, ale nie wybitny. Kosztują sporo, ale jak ktoś ma wysokiej klasy aparaturę, może dzięki nim sporo zaoszczędzić, bo mogą się okazać nie gorsze od takich kosztujących dwa a nawet trzy razy więcej. Trzeba tylko tolerować dokanałówki, no i mieć ten dobry system. Reszta jest muzyką.

 

W punktach:

Zalety

– Perfekcyjna tonacja.

– Magiczne światło.

– Zdumiewająca przestrzeń.

– Doskonała przejrzystość.

– Świetny drajw.

– Najwyższej klasy szczegółowość.

– Dobry impakt.

– Szybkie.

– Precyzyjne.

– Potrafią rzucać czar.

– Nadają się do sprzętu przenośnego i stacjonarnego.

– Nie zajmują miejsca.

– Staranne wykonanie.

– Porządne surowce.

– Dobre wyposażenie.

– Niepodatne na uszkodzenia.

– Uznany producent.

– Made in USA.

– Jak na taką gamę zalet przystępna cena.

– Polski dystrybutor.

 

Wady

– Trzeba lubić dokanałowe.

– Wybredne względem systemu.

– Trudno o urządzenia przenośne zdolne je zadowolić.

– Skromne pudełko.

– Łatwo je zgubić.

– Ostra konkurencja w tym przedziale cenowym.

Sprzęt do testu dostarczyła firma :

Earmania_1

 

 

Dane techniczne:

Skuteczność: 118 dB SPL/mW 1kHz

Pasmo przenoszenia: 10 Hz-18 kHz

Impedancja: 31 Ohm/1kHz

Przetwornik: cztery przetworniki armaturowe

Akcesoria: Etui podróżne, dziesięć par różnych końcówek, adapter jack 3.5 -> 6.5mm, przedłużacz z regulacją głośności.

Gwarancja: 1 rok

Cena: 1700 zł

Dystrybucja: Earmania

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

9 komentarzy w “Recenzja: Westone 4

  1. Sebastian pisze:

    Ha! No proszę. Tyle co wróciłem do domu a tu nowa recenzja. Jak miło. Popołudnie od razu zrobiło się przyjemniejsze.

    A wróciłem z miejsca, w którym trzymałem w rękach Westoney 4. Niestety spieszyłem się więc nie było czasu posłuchać a widzę, że o błąd. Ale nic straconego wrócić tam tak czy siak zamierzam to i Westonów posłucham.

    Tak się dodatkowo składa, że to samo miejsce jest domem dla Avantgardów DUO Omega i Eximusa, a że wezmę ze sobą jeszcze swoje D7100 i na miejscu są jakieś Grado więc będzie z czym i na czym porównywać ale zapowiedź, że te do kanałówki grają lepiej lub porównywalnie w pewnych aspektach i gustach do wspomnianych Avantgardów, nie powiem czyni ponowną wycieczkę bardzo ekscytującą.

    Co do samych Avantgardów słuchałem ich z 5-6 DACami ale magicznie zagrały tylko z Eximusem, właśnie ze względu na scenę i wrażenie bycia na wyciągnięcie ręki od artystów a czasami w zależności od płyty zupełnie z nimi, między nimi na scenie. I tak np dużo droższy Meitener MA-1 grał już zupełnie inaczej. Scena była ale bardziej tak jak z Twojego opisu Piotrze, mianowicie gdzieś tam przed nami 2-3 metry i coś tam się na niej działo. Wspaniałego bo wspaniałego ale gdzieś tam… można było pójść dalej. Z Eximusem pójść dalej się nie dało z obawy, że się potrąci gitarzystę albo wpadnie na innego wokalistę, można było tylko siedzieć i podziwiać.

    Tak czy siak, tak jak wspomniałem, odsłuchu Westonów doczekiwać się już nie mogę, choć jestem ciekawy jak na odsłuch zareaguje, ponieważ zazwyczaj nie jestem fanem graniem w głowie.

    Pozdrawiam

  2. Piotr Ryka pisze:

    Zarówno głośniki Avantgarda jak i Westone4 są bardzo wymagające dla otoczenia i niełatwo je zadowolić. To czyni je interesującymi, ale także trudnymi w obsłudze. Nie są dla tych, którzy pragną mieć świetne brzmienie natychmiast, od jednego strzału.

  3. Hello! This post could not be written any better! Reading this post
    reminds me of my good old room mate! He always
    kept chatting about this. I will forward this page
    to him. Pretty sure he will have a good read.
    Many thanks for sharing!

  4. Patryk pisze:

    mam takie pytanie, jakie słuchawki są lepsze od tych Westonów?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To jest pytanie z gatunku tych – jak załatwić pytanego w paru słowach. Strasznie trudno na nie odpowiedzieć.
      Cóż, kiedy weźmiemy przeciętną aparaturę przenośną, to nawet Grado SR-60 mogą się okazać przyjemniej grające, ale jak weźmiemy takiego Astell & Kern AK120, wówczas trzeba z dokanałowych aż Sennheiserów IE 800 by uderzyły mocniejszym basem, ale co do całości brzmienia, to nie powiedziałbym, że są lepsze. Natomiast w stacjonarnym torze bardzo wysokiej klasy grają Westone4 zachwycająco i tu już trzeba słuchawek tysiącdolarowych aby im sprostać. Jakichś Beyerdynamiców T1, czy Fosteksów TH-900. Takie jest moje zdanie. Jednak wszystko to oczywiście pod warunkiem, że toleruje się słuchawki dokanałowe. Sam toleruję je z trudem i dlatego Westone4 nie kupiłem.

  5. miłosz pisze:

    Witam.
    Które z słuchawek dokanałowych poleciłby Pan do Fiio X5?
    Posiadam Sony MDR-EX 800ST. Rozważam zakup Westone 4 / 4R.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie mogę niestety rekomendować Westone4 bez wcześniejszego ich posłuchania z FiiO, bo one są kapryśne, zwłaszcza ze sprzętem przenośnym. W ciemno prędzej któreś ze średniego zakresu oferty Final Audio, a najlepiej oczywiście posłuchać. Westone są świetne, ale tylko kiedy pasują, a nie zawsze pasują.

      1. miłosz pisze:

        Dziękuję.

        1. miłosz pisze:

          Witam.
          Który z odtwarzaczy: Colorfly C4, iBasso DX90, A&K 120, Fiio X5, najlepiej zgra się z Westone 4(R) ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy