Brzmienie cd.
Wypróbowane potem Sennheisery HD 650 zagrały także w sposób dla siebie charakterystyczny, ale w dobrym rozumieniu tego określenia. Zakotłowało się na scenie, dźwięki się artystycznie zmieszały, bas był potężny, a jednocześnie całość elegancka, tchnąca ciepłem żywego ciała i świetliście połyskująca złocistymi refleksami. Tu żadnych pejoratywów w sensie synestetycznym i każdym innym nie było, tylko sama czysta satysfakcja. Zarówno soprany były zdecydowanie bardziej otwarte, jak i całościowy sposób kreowania brzmienia zdecydowanie bardziej popisowy i angażujący. W niektórych nagraniach pojawiała się silna pogłosowość, ale bardzo efektowna i kreatywna a nie przeszkadzająca i sztuczna. Ten zestaw w sumie bardzo mi odpowiadał i za niego mogę poręczyć.
W życiu, a już szczególnie życiu audiofila, zjawisko „lepsze jest wrogiem dobrego” pojawia się dosyć często. Tutaj też się pojawiło. Pewien byłem, że w porównaniu z dwoma droższymi i bardziej uznanymi konkurentami DT 990 PRO nie zrobią wielkiej kariery, tylko co najwyżej wytrzymają próbę krzyżowego ognia ze strony rodzimego i obcego konkurenta. A tymczasem… Tymczasem bach, bach i było po wszystkim. Niczym pozytywny bohater – rewolwerowiec walczący o sprawiedliwość w dawnym westernie – położył profesjonalny model za o połowę mniejsze pieniądze obu audiofilskich konkurentów. Jego celne strzały oddane zostały z dwóch pistoletów. Jednym była rozdzielczość, drugim połączona z realizmem tonacja. Na scenie, zwłaszcza na jej środku, zapanował w modelu profesjonalnym dużo większy porządek. Nic na siebie nie wpadało, nic nie było przyciśnięte jedno do drugiego. Nie rozstawione wprawdzie po kątach, jak to się czasami zdarza u AKG K701, ale bardzo dobrze i spójnie rozlokowane. Tak żeby jedno drugiemu nie zawadzało, a jednocześnie by źródła wzajemnie dobrze się słyszały i nie musiały na siebie machać wołając – hej, ty tam, przecież właśnie gramy a ty się spóźniasz. Wrażenie większego porządku w porównaniu do DT 990 i HD 650 było bardzo wyraźne, zwłaszcza tam gdzie scena bywa zgęszczona, na przykład w utworach rockowych. Tuż obok tego porządku dymił drugi pistolet, ten z tonacyjną poprawnością i realizmem.
Wyznam szczerze, że znów lansowana ostatnimi czasy polityczna poprawność bardzo mi się nie podoba i kojarzy jak najgorzej. Do matury mnie nie chcieli dopuścić jej aktywiści, bo na lekcji biologii pani tak zaczęła opisywać homeostazę: Wyobraźcie sobie, że wszyscy leżymy, nic nie robimy i wszyscy jesteśmy na czczo. Pozwoliłem sobie w tym momencie zauważyć, że to się nazywa socjalizm. Potem przyszedł dyrektor zobaczyć dlaczego klasa tak ryczy ze śmiechu, a następnie wdrożono procedurę politycznej poprawności, jako że była to niewątpliwie mowa nienawiści do ukochanego systemu, a system był wtedy najważniejszy. Teraz też jest, tylko nie mówi się o tym tak otwarcie a sam system też jest taki bardziej zawoalowany i schowany za maską demokracji. Za to „mowę nienawiści” już pcha się na pierwszy plan i tylko patrzyć jak będą za nią wsadzali do więzienia. W przeciwieństwie do poprawność politycznej ta tonacyjna podoba mi się za to ogromnie, tak więc jej najpoprawniejszy obraz u DT 990 PRO działał oczywiście na korzyść, wszystko pospołu z tą sceną i ogólnym realizmem układając w całościową brzmieniową przewagę, w każdym razie z mojego punktu widzenia. Schiit Asgard z Cairnem i DT 990 PRO tworzyli niewątpliwie rzadki przykład synergii na świetny dźwięk się składającej; rzadkiej zwłaszcza na tym poziomie cenowym, choć sam modyfikowany Cairn i spinający go ze wzmacniaczem interkonekt Tary nie były już niestety tak tanie, aczkolwiek do jakichś specjalnie drogich też się nie zaliczają. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Sennheisery HD 650 też znakomicie grały, nie w realistycznej wprawdzie manierze, ale niewątpliwie uwodzicielsko i smakowicie. Kreatywnie, ale w dobrym znaczeniu.
Na koniec sięgnąłem po Fosteksy i historia z systemem komputerowym się powtąrzyła, ale chyba jeszcze wyraźniej. Od razu dawała się poznać zdecydowanie większa szczegółowość. Szum tła i wszystkie didaskalia dużo bardziej były uwydatnione, a dźwięk realistyczny a jednocześnie pełen przepychu. Prawdziwy popis brzmieniowego bogactwa z lekką stylizacją, bez profesjonalnego ascetyzmu a jednocześnie realistyczny. Płacisz i masz – powiadają. Co więcej można powiedzieć? Coś jednak można. Okazuje się, że Asgard wcale nie jest za słaby do drogich, rasowych słuchawek, a jego posiadacze nie muszą mieć kompleksów. Prezentuje bardzo wysoki poziom i niczego nie musi się wstydzić. Przeciwnie może być z siebie dumny. – I jest. Wszak to najpopularniejszy wzmacniacz słuchawkowy na świecie. I nie bez przyczyny.
Miałem okazję posłuchać chwilę w Earmanii/Audiomagic. I o ile pierwszy Asgard był dla mnie wyczuwalnie tranzystorowy, taki dość surowy i nie miał charyzmy. O tyle Asgard Drugi brzmi w sposób delikatnie pełniejszy i gładszy. Tylko tyle mogę o nim napisać w oparciu o swoje krótkie doświadczenia.
Nie miałem okazji słuchać pierwszego Asgarda. Drugi jest na pewno w porządku i wart polecenia.
Do zalet pokusiłbym się o dopisanie wyjścia PRE. W I-ce tego nie było a to wielki plus.
Piotrze nie dał byś rady posłuchać kompletu Schiita czyli wzmacniacza z DACiem,powiedzmy Bifrosta z Lyrem lub Asgardem ?
Nie wiem. Zapytam. Ostatnio DAC-ów nie mieli, ale może już są.
A tak z innej beczki.. Kiedy możemy się spodziewać recenzji TH900?
Właśnie kończę artykuł o płytach binauralnych, potem muszę napisać o głośnikach Bipolara, a potem Fosteksy albo HD 800.
Chętnie poczytam o binauralnych nagraniach. Na razie słuchałem tylko kilku demonstracyjnych realizacji od Chesky Records. Ale nie będę wybiegać przed szereg z wrażeniami.
Nadawałby się ten wzmacniacz do Beyerdynamic DT-150? Czy może lepszy Black Pearl?
Myślę, że nadawałby się znakomicie. Schiit ma więcej energii i drajwu, a Sonic Pearl elegancji brzmieniowej. Tak więc co kto woli.
Ok, dziękuję. W prawdzie nie wiem co to jest ta elegancja brzmieniowa, ale energia, drajw i brzmienie instrumentów to jest to co lubię. Czyli wychodzi na to, że Shiit.
Ja mogę dopowiedzieć, że Asgard 2 jest podatny na stosowanie dobrych kabli zasilających gdzie można znacząco ukształtować jego brzmienie. Ja testowałem z kablami Furutecha i szczególnie
FP3TS20 wyszedł mu na dobre porządkując scenę i wydobywając więcej wyrafinowania a także dodając mu nieco analogowości.