Otwiera nie z hukiem, a śpiewem i muzyką – na inauguracyjnej imprezie śpiewała Zuza Baum z zespołem, a uzupełniający repertuar proponował Jarek Waszczyszyn ze swej aparatury audio. (Chciałbym zobaczyć Anglika albo Niemca próbującego powiedzieć „Waszczyszyn”.)
Po kolei zatem.
Winylmojapasja.pl funkcjonuje pod tym adresem już od jakiegoś czasu, dokładnie od 2018. Po paru schodkach w dół i jesteśmy w sali wypełnionej płytami CD i winylowymi, przeważnie używanymi, nierzadko ciekawymi. Ten sklep właśnie się rozrósł, poszerzył o salę obok, w której płyty już nie tylko jako propozycja zakupu, ale też jako muzyczna akcja na talerzu gramofonowym lub tacce odtwarzacza CD. Ten nowy lokal ma gabaryty salonu domowego (z tych większych, ale nie bardzo dużych) – i charakteryzuje się nisko zawieszonym, wygłuszonym w trosce o dobrosąsiedztwo stropem, grubymi ścianami i brakiem poza tym wygłuszeniem adaptacji akustycznych (aby było po domowemu). Tam będzie można – już nawet – zasmakować brzmieniowych uciech za sprawą obecnej stale aparatury Ancient Audio, którego firmowy lokal leży ode mnie niestety dość daleko, to byłby już długi spacer. (Także aparatury innej, głównie vintage.)
Ancien Audio – tej firmy przedstawiać nie muszę, także kooperującego z nią FRAM. Były recenzje produktów obu marek; FRAM to głośniki różnych rozmiarów, tworzone generalnie z myślą, by nadawały się jednocześnie do muzyki i kina domowego; Ancient Audio jest dużo starsze i tworzy nie tylko głośniki, też rozmaitą elektronikę. I właśnie jego elektroniki i jego głośników można było posmakować na inauguracyjnej imprezie; głośnikami były Vintage Ribbon, zgodnie z nazwą wyposażone we wstęgę średnio-wysokotonową i wielki, 15-calowy dysk głośnika basowego włoskiego B&C. Przy tej okazji przypomnę, że wielkie granie to wielkie membrany albo tuby – bez nich wielkiego nie ma. Tzn. w nielicznych przypadkach (np. Raidho) się zdarza, o ile membrany z czegoś nadzwyczajnego – ceramiki lub diamentu. Tutaj to wielkie granie było, bo Vintage Ribbon mogą oddać 1000 W i wygenerować bez zniekształceń aż 130 dB. Nie grały oczywiście aż tak głośno, ale czuć było nieskrępowany drajw i estradową energię. Prócz tego czuć też jakość, zawdzięczaną odtwarzaczowi CD Lector i poczwórnie aż dzielonemu wzmacniaczowi Silver Single Mono na pojedynczych 300B w monoblokach, każdym z wydzielonym dla siebie osobnym zasilaczem. Srebrem nawijane trafa, kondensatory V-Cap, sterujące ECC83, mięciutki, minutowy start i zasilanie prądem stałym 24 V, to cechy charakterystyczne tego wzmacniacza. Pomiędzy nim a odtwarzaczem kolejna znakomitość – Silver Control, czyli przetwornik cyfrowo-analogowy, procesor i przedwzmacniacz w jednym. Nie będę wchodził w szczegóły brzmienia, bo to nie jest recenzja, lecz smakowicie grało i przede wszystkim mocno, z cechami high-endu wyczynowego, a nie dźwiękowego francuskiego pieska. Po koncertowemu, tak jak lubię, mimozowate piski nie dla mnie.
Zuza Baum – dla chcących poczuć dotyk żywej muzyki był występ Zuzy Baum z zespołem. Kiedy czasami puszczam radio, co ma miejsce wyłącznie w samochodzie – i fakt, to się zdarza rzadko, napotykana podczas skakania po kanałach współczesna polska muzyka rozrywkowa zwykle napawa przygnębieniem. Kto takich ludzi wpuszcza na estradę i co oni mają w łepetynach gęgoląc takie teksty? Tym mocniej się zdziwiłem słysząc tę młodą wokalistkę, która w dopracowanej fonetycznie angielszczyźnie śpiewała w stylu deklarowanym jako mieszanka rapu, hip hopu i jazzu. Odnośnie tego stylu, a ściślej tego głosu, wszedłem potem w spór z żoną, której przypomniał śpiew Amy Winehouse, a mnie się tak nie skojarzył. Amy produkowała więcej sopranów, przez co brzmiała wyżej i bardziej chropawo; jej głos miał składnik podostrzający, też często zamierzoną opryskliwość. Głos Zuzy Baum jest zaś płynny, z gładkimi sopranami. Zapewne może też być inny, gdy pani wokalistka tego zechce, ale dwa wysłuchane utwory brzmiały gładko, jazzowo, melodyjnie. Lecz przede wszystkim cechowało je to, co nazywamy „dobrym głosem”, a o co nie jest łatwo. Nigdy nie było, ale kiedyś przynajmniej bardziej się starano, a teraz byle łaźgra ma miejsce na estradzie i jeszcze słychać cmokania, że fajnie, że bardzo dobrze. Może i byłbym gotów przyznać, że na dzisiejsze czasy jestem za stary i przez to tak zgryźliwy, lecz Pani Zuza nie jest. Podobała mi się.
Ci w Krakowie to fajnie mają.
dużo wciąż płyt, a i sprzęt zajefajny…
Trzeba przyjechać 🙂
Często bywam, a jak płyt nakupię to przerażeniem patrzę na stan konta…
Z czego by wynikało, że ci w Krakowie też mogą mieć kłopoty, nawet się częściej przerażać 🙂