Relacja: Wypad do Wrocławia

Fusic_Prezentacja_007 HiFi Philosophy   Znowu byłem we Wrocławiu. Kawałek z Krakowa drogi, ale autostradą, której tym razem tylko dwadzieścia parę kilometrów okazało się być w remoncie, więc jazda znośna i żaden wysiłek. A że bardzo mili ludzie i na miejscu fetują, to w dodatku przyjemność. Chodziło tym razem głównie o promocję świeżo pozyskanych przez znanego dystrybutora – Moje Audio – głośników Albedo. Głośniki są włoskie i mają nietuzinkową, charakterystyczną dla włoskiej fantazji stylistykę. Są smukłe, mają owalnie zaokrągloną tylną ścianę i zawieszone są nad podłogą, bo ku dołowi się zwężają i są tam na samym końcu skośnie przycięte, dzięki czemu zyskuje swobodny wylot basowa linia transmisyjna, a cały wygląd lekkość i dynamikę. Wyglądają naprawdę fantazyjnie i finezyjnie, jednakże budzi to podejrzenia o przerost formy nad treścią. Bo taka smukłość i lekkość w połączeniu z przydającym dynamiki odchyleniem ku tyłowi i tym stylizacyjnym przycięciem przy samej podstawie, wydają się o wiele bardziej nawiązywać do jakiejś formy rzeźbiarskiej niż opoki solidnego brzmienia. Boć takie brzmienie kojarzy się wszak z czymś masywnym, co jak przypominające zwykłą skrzynię Harbethy albo zwaliste Wilson Audio będzie nas przytłaczało swoją posturą i ciężkością. Włosi nie dali się jednak ponieść fantazji na zasadzie sztuki dla sztuki, tylko przemyśleli rzecz starannie i równie starannie przeprowadzili. W efekcie nie jest to tylko głośnik mający uwodzić wyglądem osoby, którym średnio zależy na brzmieniu a bardzo na elegancji wnętrza, ani też taki, dzięki któremu wroga szpeceniu salonu „jakimś paskudztwem” małżonka zdoła ulec namowom i da się przekonać do postawienia w nim czegokolwiek co dźwięk dobywać potrafi – i niech już on będzie taki sobie, byleby tylko był. Nic w tym rodzaju.

Fusic_Prezentacja_011 HiFi PhilosophyGłośniki grają z najwyższą audiofilską klasą, a ich forma brzmieniowa nie ustępuje estetycznej. Nie piszę w tej chwili recenzji na podstawie dokładnej, wielodniowej analizy przetwarzanej w podsumowującą syntezę, a tylko krótką impresję, toteż rzucam jedynie pewne hasła i dzielę się spostrzeżeniami. By mieć pewność, że coś gra dobrze, nie trzeba jednak więcej niż raz to dobre brzmienie usłyszeć, tak samo jak do obalenia teorii wystarcza jeden tylko eksperyment obalający. Aparatura audio ma bowiem tę niezwykle wygodną dla siebie krańcową przewagę nad teoriami naukowymi, że wystarczy jej jeden tor dobrze grający, by mogła uchodzić za dobrą, podczas gdy biedna teoria naukowa musi się doskonale sprawdzać w każdych warunkach eksperymentalnych, nawet tych dla siebie najbardziej wymagających i niekorzystnych. To przede wszystkim dlatego dobrej aparatury audio jest dużo, a dobrych teorii naukowych zaledwie kilka. Aliści od aparatury audio także zwykło wymagać się czegoś więcej niż jednorazowego popisu w cieplarnianych warunkach; i tym się ją bardziej postrzega za lepszą, im częściej i w trudnym otoczeniu doskonale się sprawdza. Pod tym względem głośniki Albedo okazały się i dobre, i niedobre. Jak mi opowiadał nie bez ironii i sarkastycznego uśmiechu właściciel Fusica, pan Daniel, poprzedniego dnia odbyła się pierwsza prezentacja, taka dla lepszych gości, co to się pozjeżdżali z szerokiego warszawskiego świata, a recenzje tych głośników napisali już wcześniej i mieli siebie za znawców. Wydziwiali, cmokali i wszystkim tłumaczyli, że u nich dużo lepiej to grało i głośniki wcale nie są złe, a wręcz świetne, tylko ta sala w Fusicu nieodpowiednia, bo przede wszystkim za duża i zbyt akustycznie wymagająca. Tak więc u nich to było cacy a teraz jest be, ale gdzie indziej naprawdę dałoby się coś z tym zrobić, a tu nijak – i trzeba się z tym pogodzić oraz im na słowo zawierzyć, bo rzecz jest w lepszych warunkach jak najbardziej do przeprowadzenia i wykazania, o czym można poczytać w recenzjach.

Daniel, z którym jesteśmy po imieniu i się chyba nawet lubimy (w każdym razie ja go lubię), z szelmowską miną podpinając kable i znosząc do sali odsłuchowej aparaturę, zapewniał mnie, że zaraz w tej okropnej i do niczego się nie nadającej sali Fusica to zagra, tylko trzeba wiedzieć z czym do gościa i jak zestawiać urządzenia oraz jakimi kablami je spinać. Wówczas wszystko da się zrobić i to nawet bez angażowania fortun, wyjaśniał.

Fusic_Prezentacja_013 HiFi Philosophy

Fusic_Prezentacja_020 HiFi PhilosophyFusic_Prezentacja_017 HiFi Philosophy

 

 

 

 

– Skakali tutaj wczoraj, podpinali jakieś plumkacze i grało to jak zdechła ryba; żadnej przyjemności ani nawet pobliża – komentował z drwiną.

A że sam jest miłośnikiem Naima, postanowił mi udowodnić, że używany poprzedniego dnia bez pozytywnych efektów gramofon The Funk Firm LSD, stojący na podstawie antywibracyjnej Rogoż Audio i zaopatrzony we wkładkę Ortofona, jak najbardziej do napędzania głośników Albedo Aptica się nadaje, tylko trzeba odpowiednio go wspomóc. To wspomożenie w sensie cenowym było naprawdę skromne, bo złożone z przedwzmacniacza gramofonowego Naima (tysiąc czterysta złotych zaledwie) oraz naimowego przedwzmacniacza właściwego, końcówki mocy oraz zewnętrznego zasilania z serii podstawowej, pospinanych jak należy firmowymi kablami Naima. Najpierw słuchaliśmy głośników z kablami Tellurium Q Black Ultra, ale Daniel doszedł do wniosku, że trzeba nieco dołożyć dźwiękowi masy, a do tego świetnie nadadzą się Acoustic Zen ABSOLUTE (13 tys.), które zaraz zostały podpięte. Ubyło nieco góry, spłyciła się trochę scena, ale ogólnie faktycznie stało się lepiej i dźwięk bardziej zadowalał. Zyskał całościową siłę wyrazu, konkretność oraz wagę, a poczucie uczestnictwa w muzycznym zdarzeniu narosło. Potem nastąpiła jeszcze korekcja ustawienia, czyli przestawiono głośniki nieco bliżej słuchaczy – i w efekcie raz jeszcze przekonałem się, że nie ma to jak stawiać daleko od ściany, bo z tego zawsze płynie dźwiękowe dobro i nie wiem doprawdy jak niektórzy to robią, że testują głośniki stojące pod samą ścianą, a potem wypisują, że cudownie to grało. Ale może w blokowych mieszkaniach z wielkiej płyty faktycznie jest to możliwe, albo potrzebna jest dodatkowa komora akustyczna w postaci kuchennej wnęki. No, nie wiem.

Fusic_Prezentacja_015 HiFi PhilosophyW każdym razie niektórzy mają ponoć takie sukcesy, ale u Fusica i u mnie tak to nie działa i trzeba głośniki ustawić dobrze ponad metr od ściany za nimi, a wówczas scena staje się dużo lepsza, bo przede wszystkim głębsza. A wraz z tym pogłębieniem nastaje magia, która i tutaj się pojawiła, aczkolwiek trzeba było zarazem przesunąć się ze słuchaniem także do tyłu, bo siedząc blisko głośników tej głębi nie było.

Fusic_Prezentacja_009 HiFi Philosophy   Głośniki Albedo grały jednak wczoraj przede wszystkim inną magią niż sceniczna, bo one są nade wszystko spójne. Brzmi to trywialnie i można powiedzieć: – E tam, też mi walor… Ale nie, to jest naprawdę ważne żeby koherentnie grało, bo wówczas bardzo zyskuje realizm a wraz z nim wszystko inne. I tu trzeba te Albedo mocno pochwalić, bo koherencję miały popisową. A w jej ramach nie tylko góra wiązała się ze średnicą a ta poniżej z basem, ale także sam ten bas był bardzo wysokiej jakości. Te głośniki nie wyglądają na basowego demona, tylko raczej na takie stawiane po obu stronach telewizora by pomiędzy nimi ulokować jeszcze subwoofer, ale to tylko pozór i mylne przypuszczenie. Bas mieszka w nich naprawdę dużego formatu i właśnie świetnie z resztą związany, a duża sala Fusica wcale nie okazała się dla nich za wielka. Puszczaliśmy wiele płyt (choć głównie jazz, rocka i bluesa) i brzmiało to za każdym razem znakomicie a poziomy głośności można było serwować ogłuszające bez żadnych zniekształceń. Świetną sprawą okazała się też możliwość regulacji dociążenia ramienia za pomocą zamontowanego na nim fabrycznie suwakowego ciężarka, bo jak szybko wyszło na jaw mniejsze obciążenie otwierało dźwięk na górze i wzmagało realizm, a żwawość i nośność były wprost proporcjonalne do lekkości nacisku igły. Istniała tu oczywiście nieprzekraczalna granica, dobrze określony punkt krytyczny, ale sama możliwość regulacji i dostrajania z każdą płytą bardzo były przydatne. Padła nawet sugestia, by każdą płytę opisywać dokładną miarą dociążenia, pozwalającą na optymalny odsłuch.

Fusic_Prezentacja_028 HiFi PhilosophyFusic_Prezentacja_006 HiFi Philosophy

Fusic_Prezentacja_016 HiFi Philosophy

 

 

Usiadłem w tylnym rzędzie, gdzie scena była najlepsza, i zatopiłem w słuchanie. Kilka znakomitych winyli przyniósł ze sobą znany organizator koncertów, pan Piotr Guzek, który okazał się wyśmienitym kompanem do rozmów i znawcą dobrego brzmienia, a sam poprosiłem o Led Zeppelin III i o Badlands Brucea Springsteena. O każdą z innego powodu, a obu dla mnie ważkich. Led Zeppelin to konglomerat wspomnień i kojarzył mi się z czasami licealnymi, bo wówczas tę płytę miałem. Puszczałem ją na Danielu, a teraz puszczał ją Daniel. Niewątpliwie obecnie zabrzmiała nieporównanie lepiej niż kiedyś z Altusami, a mnie nawiedziła fala nostalgii. Wspaniały był to spektakl, pełen żywiołowości i analogowości (bo jakże mogłoby być inaczej) oraz obecności w wirze muzycznych zdarzeń. Z kolei Brucea Springsteena wybrałem dlatego, że mam tą płytę na CD i znam jej brzmienie z nawet najznakomitszymi odtwarzaczami – i nawet z tymi naj, naj brzmiała zawsze okropnie. Chciałem więc sprawdzić bezpośrednie odniesienie CD do winylu i wypadło ono dla płyt kompaktowych kompromitująco. A przecież doskonale także pamiętam pierwszą transmisję radiową z wykorzystaniem płyty CD i wypowiedziane wówczas słowa Wojciecha Mana o wielkim jakościowym przełomie, końcu winylowej epoki i jej brzmieniowych zakłóceń oraz wspaniałym przeskoku jakościowym na wyższy poziom. Ta cisza w tle, bez tego wiecznego trzeszczenia, boska czerń i absolutny spokój na zawsze zamiast trzasków – to miała być brama do audiofilskiego nieba.

Fusic_Prezentacja_022 HiFi PhilosophyFaktycznie, płyta winylowa potrafi trzeszczeć, ale i tutaj dobra wiadomość. Okazuje się, że za dwieście parędziesiąt złotych można kupić ręczną myjkę polskiej produkcji, o której skuteczności działania mogłem się na miejscu przekonać. Doskonale działa i redukuje trzaski w bardzo dużym stopniu, a koszty użytkowania (woda destylowana plus detergent) są bardzo niskie. Poza tym nowe płyty winylowe, jak choćby te mało znanego polskiego wydawnictwa jazzowego Audio Cave zaprezentowane mi w gdańskim Premium Sound (40 zł sztuka), zupełnie nie trzeszczą i niczym pod tym względem nie odbiegają od srebrnych krążków.

Fusic_Prezentacja_010 HiFi Philosophy    W efekcie zainicjowałem własny powrót do winylu. Może z nienajlepszej trony, ale od którejś trzeba zacząć. Kupiłem lekko trzeszczący Led Zeppelin i całkiem cichego Brucea Sprinsteena. Oba albumy ze starych tłoczeń, można powiedzieć, z epoki. Teraz już tylko gramofon, ramię, wkładka, przedwzmacniacz, myjka i dalsze płyty. Nowy rozdział w starym audiofilskim życiu zaczyna się otwierać. Ten sam co niegdyś, ale na innym poziomie, wyznaczanym bieżącą techniką. I w tym miejscu jedna refleksja. Nie bawiłbym się w to wszystko, gdyby nie ceny. Chociaż, kto wie, może i tak. Tak czy siak faktem jest, że gramofon The Funk Firm LSD (i to z ramieniem) kosztuje niecałe osiem tysięcy. Przyzwoita wkładka to dalsze trzy i pół. Na początek można sprawić sobie przedwzmacniacz gramofonowy Naima i zewnętrzne do niego zasilanie (bez niego nie działa) za łącznie trzy tysiące oraz myjkę za trzy stówy. Razem wyjdzie w zaokrągleniu piętnaście tysięcy. A dźwiękowo osiąga to bez problemu poziom Audio Research CD-9 albo Accuphase DP-720. Pod niektórymi względami będzie nawet o wiele lepsze. No to nad czym się zastanawiać? Z kolei gdybym miał więcej pieniędzy, można by kupić jakiegoś SME, Transrotora, Avida czy innego diabła. Piotr przedkładał mi nawet (a jest znawcą winylu), że za dwadzieścia parę tysięcy to jest już dostępny jakiś gramofon jak stacja kosmiczna, ale zapomniałem nazwy. Jednak już nawet tania Rega to też kupa radości. Do tego za kilkanaście tysięcy pre od Phasemation (sam go słuchałem i jest fenomenalne), jakaś porządna wkładka za dychę i jedziemy na całego. Kosmos i szybkość światła. Chyba już kiedyś pisałem, że słuchałem u Nautilusa Transrotora za pięćdziesiąt tysięcy z tym Phasemation i monitorami Dynaudio, no i tak to żaden CD ani SACD nie gra, choćby dać za niego cały wór złota.

Fusic_Prezentacja_032 HiFi PhilosophyFusic_Prezentacja_031 HiFi PhilosophyFusic_Prezentacja_002 HiFi Philosophy

 

 

 

 

Na kanwie najwyższej klasy brzmienia jedna tylko uwaga odnośnie tego, czego słuchałem. Najtańsze klocki Naima z gramofonem The Funk Firm i głośnikami Albedo spisały się fantastycznie i słowo to jest w tym miejscu pozbawione jakiejkolwiek przesady. Jednakże dało się wyczuć, że trochę brakuje w tym mocy. Wzmacniacz powinien być potężniejszy, jak choćby końcówka Hegla, monobloki Zeta czy cokolwiek wysokiej klasy w tym rodzaju, a wówczas dźwięk zyskałby coś, co jest naprawdę trudno opisać, a co jest łatwo usłyszeć. Odwołując się do porównań można powiedzieć, że taki goniony potężnym wzmacniaczem dźwięk (słabsze lampy też to potrafią) staje się niczym duże zwierzę. Takie zwierzę nie musi dawać dowodów swojej siły. Lew czy goryl górski nie muszą atakować by budzić lęk. Wystarczy rzut oka. A podobnie dźwięk. Sprawiany potężnym wzmacniaczem wcale nie musi być głośny, by cały czas odczuwać jego siłę. Może grać cicho i może grać wolne utwory, ale mimo to słychać jego wewnętrzną moc i zdolność do straszliwego ciosu. Jest cały naładowany energią, która w dowolnym momencie może się przejawić, ale już sama ta jego skumulowana potęga i potencja bez żadnego ataku dają inny poziom satysfakcji. To jest inne granie a jego lepszość jest oczywista. Tego niewielki wzmacniacz Naima nie mógł rzecz jasna wyczarować, ale i tak grało to zjawiskowo i bardzo chciało się słuchać. Audio Center może się cieszyć, że ma pod sobą Naima, a Moje Audio, że ma The Funk Firm i Albedo. Fusic cieszy się, że to wszystko sprzedaje, a ja, że mogłem posłuchać.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

8 komentarzy w “Relacja: Wypad do Wrocławia

  1. Tomek pisze:

    Dzisiaj krótko napiszę: Brawo!

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Czy my sie Piotrze starzejemy ze tak samo myslimy,caly czas mysle o gramofonie i wzm lampowych,nawet jak czasami sa trzaski to tez jest smaczek,zainteresowany jestem uzywanym gramofonem Audio Note De-Lux(black-piano) i kolumnami AN/E SPE HE.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Winyl gra bogatszym, prawdziwszym dźwiękiem. Nie musi usuwać jittera, nie musi konwertować, tylko sobie gra. I tego lepiej się słucha. A starość, jak to ona, po każdego przychodzi, chyba że śmierć ją uprzedzi.

  4. Marcin pisze:

    http://www.youtube.com/watch?v=WZHjRe-hm_s
    w trzech milionach byśmy się chyba zmieścili

    w przypadku płyt winylowych muzyka odtwarzana jest mechanicznie, a nie cyfrowo jak w płytach cd; i to jest chyba najważniejsza różnica.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To pomieszczenie audiofilskie robi dość przygnębiające wrażenie. Sprzęt niewątpliwie ciekawy, ale przy takich środkach chociaż to okablowanie można by jakoś zasłonić, bo wygląda trochę upiornie. O gramofonie napędzanym pojedynczym paskiem ktoś zaraz by powiedział, że talerz mu ściąga. W sumie ważne jednak jak to wszystko gra, a tego na filmie nie da się zobaczyć.

  5. Marcin pisze:

    co do gramofonów to znajomy ojca przerabiał ten temat przez wiele lat, kiedy płyty winylowe były jeszcze popularne i powiedział, że nie zamieniłby tej prezentacji na cd, tak jak nie zamieniłby swojego Linn Sondeka na odtwarzacz za naprawdę duże pieniądze. Zresztą firma Linn ma bardzo ciekawy produkt, bazujący na niepodlegającej wątpliwościom bazie, uzupełnianej kolejnymi komponentami w zależności od zasobności portfela – kupujący wie, że kupił świetny produkt i może sobie go z czasem rozbudować, a nie sprzedawać za pół darmo i kupować nowy flagowiec, a firma też na tym zyskuje, bo trzyma klienta, żeby nie kupił przypadkiem flagowca z innej firmy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      O Linnie Sondeku też we Wrocławiu rozmawialiśmy. Piotr pomstował, że jego brat, mieszkający od dawna w Austrii, mówił mu, iż kiedyś można było topowego, w pełni wyposażonego Sondeka kupić za taką przyzwoitą austriacką pensję, a teraz jest to niemożliwe, tak zdrożał. Brzmienie ma wybitne i jest nawet we Wrocławiu miłośnik potrafiący lepiej go regulować od firmowych serwisantów z Warszawy. Bo trzeba też wiedzieć, że ten gramofon wymaga szczególnie precyzyjnej regulacji, co wielu do niego zniechęca.

  6. Marcin pisze:

    w Polsce się go niestety nie kupi za przyzwoitą pensję, nawet gdyby kosztował połowę tej poprzedniej.
    Ale audiofilia ma więcej wspólnego z filozofią niż z ekonomią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy