Relacja: Audiofilska majówka w Premium Sound

Premium_Sound_072 HiFi Philosophy   Pod tym hasłem gdański Premium Sound zorganizował dwudniowy cykl pokazów i odsłuchów w swoim salonie przy ulicy Trawki. Salon istnieje od trzech lat a lokalizację ma bardzo przyjemną, tuż obok dużej arterii ułatwiającej dojazd i budującej się kolei metropolitalnej, która ma być gotowa w przyszłym roku. Mimo że położony w ruchliwym miejscu, dzięki wycofaniu w głąb i oddzieleniu parkingiem jest w nim cicho, a żadne tłumy przed oknami się nie przewalają. Jest też gdzie zaparkować i jeszcze za parkowanie nic się nie płaci, co niewątpliwie jest dużym plusem, bo na przykład u mnie, w Krakowie, przy ulicy oddalonej od centrum o kilometr z okładem, nie dalej jak na początku wiosny tego roku ustawiono parkometry i liczą sobie za godzinę postoju całkiem słono. Ciekawe, tak nawiasem, kiedy przechodnie też będą musieli zacząć płacić i kiedy ustawią szlabany przy wejściu do Krakowskiego Rynku aby pobierać myto. Przed Premium Soundem natomiast zawsze jest miejsce do darmowego parkowania a w środku dwie sale odsłuchowe, bardzo miła atmosfera i dużo sprzętu. Jest tam też ogólnie biorąc trochę jak w domu, bo nikt nie atakuje od progu, nie ma śladu jakiejś sztywności czy sprzętowego nabożeństwa, ani też gęstniejącej momentalnie atmosfery w stylu „jakeś wlazł i zawracasz głowę, to powinieneś coś kupić”. Kompletnie nic z tych rzeczy. Salon ma już dzięki temu grono stałych bywalców, którzy poczytują sobie za miły obowiązek wpaść tu co parę dni i porozmawiać, a ambicją właścicieli – przesympatycznego pana Arka i jego żony, których przy okazji serdecznie pozdrawiam – jest stworzenie w przyszłości wokół salonu czegoś w rodzaju audiofilskiego klubu, gdzie będzie można usiąść, posłuchać, wypocząć i pogadać. Na razie to tylko plany, ale pewne zadatki już są. No i przede wszystkim jest sporo sprzętu i wspomniane dwie sale odsłuchowe o powierzchni 50 i 30 metrów kwadratowych. Zaadaptowane, z całkiem niezłą akustyką, a przy tym obfite także w słuchawki, którym żadne adaptacje akustyczne poza własnymi muszlami nie są potrzebne.

Premium_Sound_025 HiFi Philosophy   Zaczną może od gramofonów. Tych jest tam na miejscu sporo i kilku firm, ale odsłuchiwane były jedne, świeżo pozyskany nabytek dystrybutorski firmy Moje Audio – The Funk Firm – a spośród oferty tej marki przede wszystkim Little Super Deck z ramieniem F5 w wersji zmodyfikowanej, to znaczy takiej, w której do wnętrza rurki wprowadzono na całej długości wewnętrzny krzyżak usztywniający, mający za zadanie tłumić drgania. (Gramofon i ramię to 7,95 tys.) Dzięki niemu dramatycznej redukcji ulegają wszelkie własne wibracje ramienia, a to znakomicie przekłada się na poprawę przebiegu pasma akustycznego. Wraz z wkładką Ortofona zagrało to…

Premium_Sound_026 HiFi PhilosophyPremium_Sound_032 HiFi Philosophy

Premium_Sound_034 HiFi Philosophy

 

 

 

 

No właśnie. Powiedzmy sobie szczerze: taki gramofon to niecałe osiem tysięcy plus wkładka no i jeszcze przedwzmacniacz gramofonowy. W tym wypadku Bakoona, a więc wysokiej klasy i niemało kosztujący, bo piętnaście tysięcy. Ale do czego zmierzam. No więc nie ma moiściewy takiego brzmienia w żadnym CD czy SACD za nie wiem ile nawet pieniędzy. Mają te najlepsze z nich super szczegółowość, separację źródeł, piękną barwę i inne tam takie, ale żaden nie ma takiej elegancji, naturalności i swobody płynięcia. I żaden nie ma też takiego wypełnienia i głębi. To są brzmienia innego gatunku, z innej bajki. Analog jest analog, a cyfra jest cyfra. I tu się urywa dialog. Ja wiem – stare płyty trzeszczą, czyścić trzeba za każdym razem, całe się wokół tego odprawia misterium i ogólnie duże zawracanie głowy. Ale jak na moje uszy, to się z płytą cyfrową nie da porównać, a to przede wszystkim na zasadzie samego dotyku. Dźwięk cyfrowy dotyka uszu inaczej i nawet kiedy jest fenomenalnej jakości, ta jego inność wychodzi jak szydło niemal zawsze. Nie zawsze, ale niemal. Wszedłem na ostatnim Audio Show do sali gdzie coś grało i myślę sobie: – O, nareszcie jakiś gramofon. Podchodzę, przyglądam się temu gramofonowi, a to CD Nagry. Bywa. Można się pomylić. Ale generalnie gramofony są górą. Bardziej pieszczą, bardziej imponują dynamiką i skalą, a także bardziej tchną pięknem. I to nawet takie jak ten, czyli za mniej niż dziesięć tysięcy. Ale „nawet” nie jest w tym wypadku odpowiednim słowem, bo The Funk Firm to własność Arthura Khoubesseriana, uchodzącego za człowieka, który zrobił jeden z najlepszych gramofonów w historii –  sławnego Pink Triagle Anniversario. No i że ten Funk Firm jest znakomity, to zaraz się okazało. Nie tylko bowiem, jak przystało na gramofon, zagrał pełnym, bogatym i muzykalnym par excellence dźwiękiem, to jeszcze do tego precyzyjnym i rozdzielczym. Udowodnił to bezdyskusyjnie, mimo iż współpracował z nietypowymi głośnikami. Nietypowymi jednak w dobrym znaczeniu. Małe monitory Art (na cześć Arta Peppera) od austriackiego Trenner & Friedl (13 tys.) pracowały wydajnie, a membrany chodziły im w sposób widoczny nawet z daleka, tak się starały. Słychać zarazem było, że są to monitory z wybitnej stajni, a przy tym efekt trwających ponad dekadę prac rozwojowych, pozwalający całkowicie odcinać się od przypadkowych efektów, które potem usiłuje się zwykle przedstawiać jako zamierzone.

Premium_Sound_050 HiFi PhilosophyPremium_Sound_044 HiFi PhilosophyPremium_Sound_047 HiFi Philosophy

 

 

 

 

Grało to całościowo pierwsza klasa pod każdym względem. Ale przede wszystkim ten bas. Bas monitorowy – powiada się – i znaczy to tyle, że trzeba być przygotowanym na jego niewielką ilość. Ale nie w tym wypadku. Monitory od Friedla nie tylko mają bas refleks, ale także sam bas. Naprawdę kawał basu. I w ogóle dźwięk bardzo duży, chociaż nie duże jego źródła. Ale sam wolumen i zdolność przykrycia pomieszczenia jak na swoje gabaryty naprawdę zaskakujące. A jak dochodzi do tego źródło gramofonowe i świetne wzmocnienie, w tym wypadku od Bakoona (pełny zestaw ze stelażem), to robi się z tego prawdziwa uczta, toteż dla niewielkich pomieszczeń, gdzie głośniki monitorowe będą na swoim miejscu a podłogowe bynajmniej, taki system będzie wyborem optymalnym. Oczywiście nie produkują te monitory dźwięku jak duże głośniki podłogowe i nie są w stanie ich pod każdym względem zastąpić, ale też nie dla dużych pomieszczeń je sporządzano.

W tej samej sali odsłuchowej rozlokowany został także kącik dla słuchawkowców, których trochę przybyło, niejednokrotnie nawet z własnym sprzętem. Było wśród nich kilku moich starych znajomych, nie wprawdzie z widzenia, ale z pisania od lat na forach, i wszystkich ich z tego miejsca pozdrawiam. Ten słuchawkowy kącik wyjątkowo był zasobny i niech żałują ci, którzy z uwagi na burzową pogodę i upał woleli nie ruszać się z domu. Ze wzmacniaczy był bowiem Bakoon, Beyerdynamic oraz duży HiFiMAN, a ze słuchawek HiFiMAN-y HE-6, Sennheisery HD 800, Beyerdynamiki T1, Final Audio Design Pandora VI oraz trzy najwyższe modele Audez’e. Pojawiły się też przyniesione przez jednego z uczestników Grado GS1000i oraz wzmacniacz Auralica. Przy okazji słowo o tym właśnie wzmacniaczu. Nie był to ten będący głównie przedwzmacniaczem, który ma już na HiFi Philosophy swoją recenzję, tylko ten drugi, niemal identyczny zewnętrznie, a będący przede wszystkim właśnie słuchawkowym wzmacniaczem. Miał symetryczne gniazdo i symetrycznie został podpięty do serwera Primare, a miał też  dużą moc i ładny wygląd. Właściciel używa go do napędzania własnych HE-6, które na wszelki wypadek ze sobą przyniósł, mimo iż druga para była na miejscu. I tu muszę wyznać swoje przewiny. Znam te HE-6 na wylot i wiem co potrafią kiedy im dostarczyć naprawdę dużej mocy. A już zwłaszcza kiedy taka moc pochodzi od lamp elektronowych. W sali odsłuchowej pod samą ścianą stała zaś udająca niewinność galeria czterech wzmacniaczy lampowych marki Audion, które można w Premium Sound nabyć, a wcześniej oczywiście zawsze należy posłuchać. Każdy z nich był na innych lampach, a poprosiłem o ten na 300B, czyli o klasyka.

Premium_Sound_027 HiFi PhilosophyPremium_Sound_079 HiFi PhilosophyPremium_Sound_080 HiFi Philosophy

 

 

 

 

Musiałem przy okazji przełamać opór środowiska, ponieważ trzeba było jednocześnie użyć przejściówki HiFiMAN-a, oferującej możność podpinania się słuchawkami do wyjść głośnikowych poprzez adaptacyjne gniazdo 4-pinowe, o której to przejściówce sam dystrybutor ponoć powiada, iż silnie degraduje dźwięk. Pomimo tej ponurej wieści wywarłem stosowny nacisk (nie musiał być duży, toteż nie musiałem tarzać się po podłodze i walić w nią pięściami), a w rezultacie po chwili dzięki trzymetrowym kablom głośnikowym Cardasa o przeznaczeniu specjalnie dla torów lampowych mieliśmy alternatywny system słuchawkowy dużej mocy, tym razem takiej naprawdę dużej, bo kilkunastowatowej. Jego to właśnie zaistnienie jest moim grzechem pychy, albowiem w jego obecności zbladło wszystko inne. Oczywista rzecz, taki Audion kosztuje siedemnaście tysięcy, a więc trzy razy tyle co Auralic albo HiFiMAN, ale to nie tylko czuć będzie w portfelu, ale też w uszach. Podpinaliśmy jeszcze do tego Audiona słuchawki Audez’e, jako że miałem ze sobą model LCD-3 zaopatrzony w kabel FAW zakończony 4-pinem; i powiem krótko – grało to genialnie. Mam na to świadków. Do tego stopnia genialnie, że elokwencją, przemocą i uprzykrzaniem wydobyłem tego Audiona z objęć Premium Soundu i przywiozłem do siebie po recenzję. Oczywiście słuchawki mniej pazerne na prąd nie potrzebują aż takiej mocy, toteż były w stanie grać znakomicie z Bakoonem, który po raz kolejny czarował głębią i gładkością dźwięku, ale HE-6 i Audez’e przechodziły wraz z kilkunastoma watami lampowej mocy w inny wymiar piękna, wymiar wręcz szokujący, a już zwłaszcza szybkością i dynamiką. Oddajmy też sprawiedliwość Auralicowi. To naprawdę bardzo dobry wzmacniacz i nie dziwię się, że został przez właściciela wybrany, zwłaszcza że miało to miejsce po wielu konfrontacjach, ale słuchawki planarne chcą jednak więcej prądu nawet niż graniczne dla wzmacniaczy słuchawkowych 6 Watów i to się daje usłyszeć. Naprawdę daje.

Premium_Sound_082 HiFi Philosophy   Opodal, w większej sali, popisywały się równolegle większe głośniki Trenner & Friedl, model Pharoah (w tym wykończeniu 37,5 tys.). A są one już na sam wygląd dość niepowszednie, toteż padło pytanie, co mi przywodzi na myśl ich estetyka. Obrzuciłem je uważnym spojrzeniem i pojawiło się skojarzenie z motywami dalekowschodnimi. To tam dumnie łopoce japońska flaga symbolizująca Słońce, w postaci czerwonego koła na białym tle, i tam znaczącą rolę kulturową odgrywa symbol pełni Wszechświata, szeroko znany jako wizerunek yin-yang; reprezentujący światło i cień, rozumiane także jako Słońce i Księżyc, a w warstwie filozoficznej jako dwie podstawowe siły tworzenia bytu – tą aktywną, promienną i tą wycofaną, pozostającą w cieniu. Flagowe głośniki Friedla też operują w warstwie wizualnej tego rodzaju symboliką, bowiem jawią się jako duży, gładki obszar jednobarwnego jasnego tła, na którym dominuje samotny czarny krąg w postaci maskownicy skrywającej pod spodem dwa głośniki. Wygląda to jak pojedynczy wielki głośnik, a w istocie są to dwa mniejsze zmyślnie ukryte. W mierze skojarzeń jest to zaś wielka kropla nicości na jasnym, radosnym tle, skupiająca uwagę i wciągająca wzrok w swoją czerń. Kiedy podejść, to jasne tło okazuje się bardzo zmyślnie tłoczoną okleiną, na bazie prawdopodobnie dębu, choć przypomina to bardziej rafię z jej układającym się wzorem niż gładką dębinę.

Premium_Sound_007 HiFi PhilosophyPremium_Sound_003 HiFi PhilosophyPremium_Sound_012 HiFi Philosophy

 

 

 

 

W sumie wygląda to więc nietypowo i bardzo ciekawie, a podobnie ciekawe jest brzmienie. Pierwszego dnia brakowało mi trochę głębi sceny, mimo bardzo znacznej jej szerokości, ale drugiego ustawiliśmy głośniki inaczej i wówczas właściwej głębokości scena dołączyła do pozostałych walorów, czyli świetnej spójności pasma, całościowego dużego brzmienia od najwyższej jakości podłogowych głośników oraz właściwego wyważenia napięcia dźwięku (ani miękkiego, ani naprężonego). Brzmiało to głęboko, barwnie i koherentnie, w sposób budzący niekłamaną ochotę wzięcia tych kolumn do siebie i dokładnego przebadania. Ciekawe wrażenie sprawiała przy tym góra pasma. Spokojna, pełna, przestrzenna, pozbawiona cykania. W sukurs szła jej bardzo naturalna wokaliza, a bas początkowo był taki średni co do mocy i dopiero po lepszym ustawieniu okazał się wysokiej mocy i klasy. A wszystko to pośród ogólnej gładkości, melodyjności i w słonecznej atmosferze radosnego muzykowania, takiej w stronę płonących lamp a nie szarawych tranzystorów. Trzeba tu jeszcze nadmienić, że stosunek wysokości do szerokości obudowy oparto u tych Pharoah na antycznych złotych proporcjach, okablowanie wewnętrzne wzięto od Cardasa, a kondensatory zwrotnicy od Mundorfa. Tak więc stanowi to wszystko pospołu bardzo solidny kawał audiofilskiej roboty w oparciu o całkowicie pochłoniętych budowaniem głośników twórców, którzy na tym punkcie mają podobno kompletnego hopla i świata poza tą problematyką nie widzą.

Jedne i drugie głośniki pracowały w oparciu o różne źródła: strumieniowego Lumina, recenzowany niedawno odtwarzacz Naim CD5 XS oraz pochwalony już gramofon The Funk Firm, a w drugim pomieszczeniu także z odtwarzaczem Hegel CDP4A w roli napędu i przetwornikiem Reimyo. Jak o te źródła chodzi, to Lumin grał bardzo miękko i płynnie, ale mniej dynamicznie od Naima, a gramofon, to jak mówiłem – inny dźwiękowy świat. Jednak nie tak do końca i nie ostatecznie, bo podobnie jak kiedyś odtwarzacz Nagry, tak i tutaj przetwornik Reimyo udowodnił, że istnieją tranzystorowe sposoby na skuteczne naśladowanie analogu. Pracowały także na użytek odsłuchów różne wzmacniacze, a więc Bakoon ze swoim zewnętrznym zasilaniem, fantastycznie wyglądający Crayon (18,9 tys.) i potężny Hegel H300. Z każdym z nich jedne i drugie głośniki (bo jedne i drugie wszystkim podłączano) okazały się grać świetnie, przy czym czuć było za każdym razem ogromną moc drzemiącą w wielgachnym Heglu, przekładającą się na najlepszą dynamikę, jak również lampowy styl, charakterystyczny dla wszystkich wzmacniaczy Bakoona. O Crayonie nie chcę się tu szerzej wypowiadać, bo o tym będzie kiedyś w jego recenzji. Na pewno jest znakomity i świetnie wygląda. Na razie tyle musi wystarczyć.

No i to tak z grubsza by było na tyle.

Premium_Sound_057 HiFi PhilosophyPremium_Sound_009 HiFi PhilosophyPremium_Sound_060 HiFi Philosophy

 

 

 

 

Wprost od siebie dopowiem na zakończenie jedną uwagę. Niby człowiek ma audiofilskie środowisko w domu, i to jeszcze na zasadzie narzędzia pracy, a więc wydawać by się mogło, że weekendy powinien chcieć spędzać raczej z dala od niego, na przykład na łonie przyrody. A jednak weekend spędzony pośród sprzętu i audiofilskiej problematyki w Premium Sound okazał się bardzo udany. Zarówno dzięki ludziom i stwarzanej przez nich atmosferze, jak i temu właśnie opisanemu wyżej sprzętowi, którego nieznane wcześniej gatunki, kombinacje i odmiany okazały się być bardzo ciekawe. Nie szkoda było zatem przejechanych tysiąca dwustu kilometrów, zwłaszcza że Gdańsk to piękne miasto, a nie byłem w nim od wielu lat. Pozdrowienia dla wszystkich.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

2 komentarzy w “Relacja: Audiofilska majówka w Premium Sound

  1. Ludwik Hegel pisze:

    Można napisać, że: „I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
    A com widział i słyszał, w księgi umieściłem”.

    Piotrze, dziękuję za miłe spotkanie i towarzystwo. Z przyjemnością przeczytałem powyższy tekst. Mam nadzieję, że niebawem przyjdzie sposobność ponownie widzieć się.

    Austriackiej relacji z Premium Sound w Gdańsku nie zamieszczam na mojej stronie, ale pozwoliłem przywołać sobie Twoje nazwisko przy okazji testu słuchawek Audeze LCD-X, w których do ujawnienia referencyjnego ich dźwięku nieźle się przyłożyłeś. Dziękuję.

    Pozdrowienia z Trójmiasta! (już znacznie chłodniejszego niż w poprzedni niemiłosiernie upalny weekend).

    Rzeczony link tutaj: http://stereoikolorowo.blogspot.com/2014/05/suchawki-planarne-audeze-lcd-x_29.html

  2. Piotr Ryka pisze:

    Uff, zajączki, ale dzisiaj stary miś towaru nazwoził!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy