Zaczną może od gramofonów. Tych jest tam na miejscu sporo i kilku firm, ale odsłuchiwane były jedne, świeżo pozyskany nabytek dystrybutorski firmy Moje Audio – The Funk Firm – a spośród oferty tej marki przede wszystkim Little Super Deck z ramieniem F5 w wersji zmodyfikowanej, to znaczy takiej, w której do wnętrza rurki wprowadzono na całej długości wewnętrzny krzyżak usztywniający, mający za zadanie tłumić drgania. (Gramofon i ramię to 7,95 tys.) Dzięki niemu dramatycznej redukcji ulegają wszelkie własne wibracje ramienia, a to znakomicie przekłada się na poprawę przebiegu pasma akustycznego. Wraz z wkładką Ortofona zagrało to…
No właśnie. Powiedzmy sobie szczerze: taki gramofon to niecałe osiem tysięcy plus wkładka no i jeszcze przedwzmacniacz gramofonowy. W tym wypadku Bakoona, a więc wysokiej klasy i niemało kosztujący, bo piętnaście tysięcy. Ale do czego zmierzam. No więc nie ma moiściewy takiego brzmienia w żadnym CD czy SACD za nie wiem ile nawet pieniędzy. Mają te najlepsze z nich super szczegółowość, separację źródeł, piękną barwę i inne tam takie, ale żaden nie ma takiej elegancji, naturalności i swobody płynięcia. I żaden nie ma też takiego wypełnienia i głębi. To są brzmienia innego gatunku, z innej bajki. Analog jest analog, a cyfra jest cyfra. I tu się urywa dialog. Ja wiem – stare płyty trzeszczą, czyścić trzeba za każdym razem, całe się wokół tego odprawia misterium i ogólnie duże zawracanie głowy. Ale jak na moje uszy, to się z płytą cyfrową nie da porównać, a to przede wszystkim na zasadzie samego dotyku. Dźwięk cyfrowy dotyka uszu inaczej i nawet kiedy jest fenomenalnej jakości, ta jego inność wychodzi jak szydło niemal zawsze. Nie zawsze, ale niemal. Wszedłem na ostatnim Audio Show do sali gdzie coś grało i myślę sobie: – O, nareszcie jakiś gramofon. Podchodzę, przyglądam się temu gramofonowi, a to CD Nagry. Bywa. Można się pomylić. Ale generalnie gramofony są górą. Bardziej pieszczą, bardziej imponują dynamiką i skalą, a także bardziej tchną pięknem. I to nawet takie jak ten, czyli za mniej niż dziesięć tysięcy. Ale „nawet” nie jest w tym wypadku odpowiednim słowem, bo The Funk Firm to własność Arthura Khoubesseriana, uchodzącego za człowieka, który zrobił jeden z najlepszych gramofonów w historii – sławnego Pink Triagle Anniversario. No i że ten Funk Firm jest znakomity, to zaraz się okazało. Nie tylko bowiem, jak przystało na gramofon, zagrał pełnym, bogatym i muzykalnym par excellence dźwiękiem, to jeszcze do tego precyzyjnym i rozdzielczym. Udowodnił to bezdyskusyjnie, mimo iż współpracował z nietypowymi głośnikami. Nietypowymi jednak w dobrym znaczeniu. Małe monitory Art (na cześć Arta Peppera) od austriackiego Trenner & Friedl (13 tys.) pracowały wydajnie, a membrany chodziły im w sposób widoczny nawet z daleka, tak się starały. Słychać zarazem było, że są to monitory z wybitnej stajni, a przy tym efekt trwających ponad dekadę prac rozwojowych, pozwalający całkowicie odcinać się od przypadkowych efektów, które potem usiłuje się zwykle przedstawiać jako zamierzone.
Grało to całościowo pierwsza klasa pod każdym względem. Ale przede wszystkim ten bas. Bas monitorowy – powiada się – i znaczy to tyle, że trzeba być przygotowanym na jego niewielką ilość. Ale nie w tym wypadku. Monitory od Friedla nie tylko mają bas refleks, ale także sam bas. Naprawdę kawał basu. I w ogóle dźwięk bardzo duży, chociaż nie duże jego źródła. Ale sam wolumen i zdolność przykrycia pomieszczenia jak na swoje gabaryty naprawdę zaskakujące. A jak dochodzi do tego źródło gramofonowe i świetne wzmocnienie, w tym wypadku od Bakoona (pełny zestaw ze stelażem), to robi się z tego prawdziwa uczta, toteż dla niewielkich pomieszczeń, gdzie głośniki monitorowe będą na swoim miejscu a podłogowe bynajmniej, taki system będzie wyborem optymalnym. Oczywiście nie produkują te monitory dźwięku jak duże głośniki podłogowe i nie są w stanie ich pod każdym względem zastąpić, ale też nie dla dużych pomieszczeń je sporządzano.
W tej samej sali odsłuchowej rozlokowany został także kącik dla słuchawkowców, których trochę przybyło, niejednokrotnie nawet z własnym sprzętem. Było wśród nich kilku moich starych znajomych, nie wprawdzie z widzenia, ale z pisania od lat na forach, i wszystkich ich z tego miejsca pozdrawiam. Ten słuchawkowy kącik wyjątkowo był zasobny i niech żałują ci, którzy z uwagi na burzową pogodę i upał woleli nie ruszać się z domu. Ze wzmacniaczy był bowiem Bakoon, Beyerdynamic oraz duży HiFiMAN, a ze słuchawek HiFiMAN-y HE-6, Sennheisery HD 800, Beyerdynamiki T1, Final Audio Design Pandora VI oraz trzy najwyższe modele Audez’e. Pojawiły się też przyniesione przez jednego z uczestników Grado GS1000i oraz wzmacniacz Auralica. Przy okazji słowo o tym właśnie wzmacniaczu. Nie był to ten będący głównie przedwzmacniaczem, który ma już na HiFi Philosophy swoją recenzję, tylko ten drugi, niemal identyczny zewnętrznie, a będący przede wszystkim właśnie słuchawkowym wzmacniaczem. Miał symetryczne gniazdo i symetrycznie został podpięty do serwera Primare, a miał też dużą moc i ładny wygląd. Właściciel używa go do napędzania własnych HE-6, które na wszelki wypadek ze sobą przyniósł, mimo iż druga para była na miejscu. I tu muszę wyznać swoje przewiny. Znam te HE-6 na wylot i wiem co potrafią kiedy im dostarczyć naprawdę dużej mocy. A już zwłaszcza kiedy taka moc pochodzi od lamp elektronowych. W sali odsłuchowej pod samą ścianą stała zaś udająca niewinność galeria czterech wzmacniaczy lampowych marki Audion, które można w Premium Sound nabyć, a wcześniej oczywiście zawsze należy posłuchać. Każdy z nich był na innych lampach, a poprosiłem o ten na 300B, czyli o klasyka.
Musiałem przy okazji przełamać opór środowiska, ponieważ trzeba było jednocześnie użyć przejściówki HiFiMAN-a, oferującej możność podpinania się słuchawkami do wyjść głośnikowych poprzez adaptacyjne gniazdo 4-pinowe, o której to przejściówce sam dystrybutor ponoć powiada, iż silnie degraduje dźwięk. Pomimo tej ponurej wieści wywarłem stosowny nacisk (nie musiał być duży, toteż nie musiałem tarzać się po podłodze i walić w nią pięściami), a w rezultacie po chwili dzięki trzymetrowym kablom głośnikowym Cardasa o przeznaczeniu specjalnie dla torów lampowych mieliśmy alternatywny system słuchawkowy dużej mocy, tym razem takiej naprawdę dużej, bo kilkunastowatowej. Jego to właśnie zaistnienie jest moim grzechem pychy, albowiem w jego obecności zbladło wszystko inne. Oczywista rzecz, taki Audion kosztuje siedemnaście tysięcy, a więc trzy razy tyle co Auralic albo HiFiMAN, ale to nie tylko czuć będzie w portfelu, ale też w uszach. Podpinaliśmy jeszcze do tego Audiona słuchawki Audez’e, jako że miałem ze sobą model LCD-3 zaopatrzony w kabel FAW zakończony 4-pinem; i powiem krótko – grało to genialnie. Mam na to świadków. Do tego stopnia genialnie, że elokwencją, przemocą i uprzykrzaniem wydobyłem tego Audiona z objęć Premium Soundu i przywiozłem do siebie po recenzję. Oczywiście słuchawki mniej pazerne na prąd nie potrzebują aż takiej mocy, toteż były w stanie grać znakomicie z Bakoonem, który po raz kolejny czarował głębią i gładkością dźwięku, ale HE-6 i Audez’e przechodziły wraz z kilkunastoma watami lampowej mocy w inny wymiar piękna, wymiar wręcz szokujący, a już zwłaszcza szybkością i dynamiką. Oddajmy też sprawiedliwość Auralicowi. To naprawdę bardzo dobry wzmacniacz i nie dziwię się, że został przez właściciela wybrany, zwłaszcza że miało to miejsce po wielu konfrontacjach, ale słuchawki planarne chcą jednak więcej prądu nawet niż graniczne dla wzmacniaczy słuchawkowych 6 Watów i to się daje usłyszeć. Naprawdę daje.
Można napisać, że: „I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
A com widział i słyszał, w księgi umieściłem”.
Piotrze, dziękuję za miłe spotkanie i towarzystwo. Z przyjemnością przeczytałem powyższy tekst. Mam nadzieję, że niebawem przyjdzie sposobność ponownie widzieć się.
Austriackiej relacji z Premium Sound w Gdańsku nie zamieszczam na mojej stronie, ale pozwoliłem przywołać sobie Twoje nazwisko przy okazji testu słuchawek Audeze LCD-X, w których do ujawnienia referencyjnego ich dźwięku nieźle się przyłożyłeś. Dziękuję.
Pozdrowienia z Trójmiasta! (już znacznie chłodniejszego niż w poprzedni niemiłosiernie upalny weekend).
Rzeczony link tutaj: http://stereoikolorowo.blogspot.com/2014/05/suchawki-planarne-audeze-lcd-x_29.html
Uff, zajączki, ale dzisiaj stary miś towaru nazwoził!