Recenzje: Dynaudio Contour 60

Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 001 (3)   O produktach Dynaudio już dwa razy pisałem, ale dla porządku przypomnę, że firma jest duża, duńska i powstała w 1977 roku. Od 1999 współpracuje w branży profesjonalnej z też duńskim TC Electronic, sięgającym w swych instalacjach także po produkty innego twórcy głośników – Tannoy – oraz elektronikę profesjonalną od TC-Helicon.

Trzeba w tym miejscu podkreślić, że na przestrzeni 40 lat działalności urosło Dynaudio do rozmiarów jednego z największych światowych producentów, którego wyroby stoją w przeszło tysiącu studiów nagrań i jeżdżą w samochodach takich marek jak VW, Volvo czy Bugatti. Mówiąc krótko – Dynaudio to potentat. Stosownie do tego wszystko ma pod kontrolą i odpowiednio wysokiej jakości – obudowy, zwrotnice, montaż i przede wszystkim same głośniki. Wszystko własne i we własnym zakresie z ostrą kontrolą końcową instalowane, w przypadku wyrobów z najwyższych serii bardzo rozbudowaną, a Contour 60 się zalicza do takich. To nawet kontrola nie jest, a wielotygodniowe strojenie.

Ze swej strony mogę dorzucić, że kolumny Dynaudio trafiały do mnie najczęściej z przydomkiem rocznicowych. Rocznicowe były monitory 1,4 LE i rocznicowe głośniki S3.4 LE. Jedne i drugie, zgodnie z nazwą, w limitowanej edycji i czymś się, jako specjalne, wyróżniające. Nie inaczej będzie tym razem, aczkolwiek tytułowe Contour 60 nie są nominalnie jubileuszowe ani limitowane. Tym niemniej powstały z okazji przypadającego na rok bieżący 40-lecia firmy, by wyjątkową jakością i nowatorstwem dźwigać jeszcze wyżej jej prestiż. Za konkretne zadanie dano im zachwycać jakością w przedziale okolic 40 tys. PLN, czyli tym dla audiofilizmu centralnym. Jeszcze nie wyjątkowo ekskluzywnym, ale już nie przeciętnym, czy takim średnio średnim. Można rzec – wyższa klasa średnia w całej okazałości i w związku z tym witaj nam ukochany luksusie.

Z tym luksusem, na bazie wyjątkowej jakości, Dynaudio nie zamierza się kryć po kątach. Gromko rozgłasza, że ich Contour 60 to kolumny specjalnego znaczenia dla posiadaczy dużych salonów oraz tych, którzy w mniejszych chcieliby słuchać naprawdę głośno. Nie jednak rozmiar jest najważniejszy a jakość, tak więc skupmy się na niej i jej na początek, przed właściwym słuchaniem, głos oddajmy.

Budowa i co z niej powinno wynikać

xxx

W pełnej krasie systemu.

   Kolumny są podłogowe, duże, trójdrożne, o mocy 390 W. Oferowane w trzech zakresach cenowych, poczynając od 38 900 PLN za wykończenie w białym dębie i orzechu, przez 42 900 za biel lub czerń fortepianową, aż po 44 900 za szary dąb albo drzewo różane. Sam otrzymałem najdroższą wersję w szarej dębinie, o której żona się wyraziła, iż dobrze wypada, ponieważ „jak cienie te głośniki znikają”. Dla siebie wprawdzie wolałbym tradycyjnie czerń, ale zdanie żony także się liczy, a poza tym fronton i tak miały czarny.

Ten fronton, niezależnie od barwy (może być także jasny), to jeden z tytułów do chluby producenta, podkreślającego jego niezwykłość. Tworzy go starannie wyprofilowany i obrobiony aluminiowy monolit, w którym zamocowano wszystkie głośniki. Te też tkwią w koszach aluminiowych, lekkich i bardzo sztywnych, a razem ma to się składać na konstrukcję szczególnie zabezpieczającą przed wibracjami. Z dodatkowym jeszcze wzmocnieniem od strony tweetera otoczonego cieczą kompensującą wibracje, stworzyło tu Dynaudio prawdziwy kompleks sztywności i izolacji. Dopełnieniem jest masywna i sztywna konstrukcja skrzyni z wielowarstwowego MFD, o której twórcy piszą z dumą, że nie jest zwyczajnym prostopadłościennym pudłem, tylko niczym komora rezonansowa instrumentów muzycznych ścianki boczne ma łukowate, a jedynie górę i dół płaskie, ale rzecz jasna odpowiednio dopasowane, owalne. O owalu zbliżonym do łezki, o wiele węższym z tyłu, a na tym tyle u góry i dołu po jednym bass-refleksie. Przyłącza kabla głośnikowego znajdują się nisko i są jak zwykle u Dynaudio pojedyncze od WBT, a wiodą do zwrotnicy, o której też twórcy wyrażają się z dumą. Bo nie tylko ma wysokojakościowe kondensatory Mundorfa i pozostałe elementy wysokiej jakości, ale przede wszystkim wykonano dla niej wyjątkowo staranne strojenie na bazie selekcjonowania pod kątem brzmieniowym podzespołów.

Producent zapewnia, że zgodnie z polityką traktowania przez firmę jej wysokich modeli, każda para Contour 60 jest indywidualnie strojona przez aż trzy tygodnie, zarówno w odniesieniu do dopasowania głośników ze sobą i zwrotnicą, jak i wzajemnego sparowania dwóch kolumn. Nie jest to łatwe, o czym sama pracochłonność zaświadcza, ale efekt powinien zadowolić nawet szczególnie wybrednego i obdarzonego absolutnym słuchem audiofila.

Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 017

I bardziej z góry.

Odnośnie samych głośników, to w odróżnieniu od niższych modeli woofery są dwa i o średnicy 24 a nie 18 centymetrów. W dodatku także o nowej konstrukcji; nie tylko nowej w sensie czasu realizacji projektu, ale przede wszystkim powstałe w oparciu o nowszą technologię. Ta nowość to zwłaszcza ulepszony materiał membran MSP, mający odznaczać się jeszcze większą sztywnością (a więc i szybszą odpowiedzią impulsową), a także mniejszymi, skutkiem zastosowania zmiennogrubościowej techniki, zniekształceniami. Układ zyskał też poprawiony napęd i zawieszenie – a konkretnie mocniejsze magnesy, lżejsze cewki oraz sztywniejsze kosze.

Woofery mają wspólną komorę, a ściślej biorąc wszystkie głośniki mają wspólną, jednakże podział fizyczny istnieje, tyle że pod postacią odgród z miękkich materiałów wypełniających, nie tylko tłumiących rezonanse, ale w tym wypadku także zastępujących sztywne przegrody, stosowane przez producentów takich jak Focal czy Audioform.

Powyżej wooferów pracuje miękko odgrodzony 15-centymetrowy średniotonowiec. Też nowo skonstruowany i jak zwykle u Dynaudio mający aluminiowy kosz, aluminiową cewkę i neodymowe magnesy. Producent nie wchodzą w szczegóły jego nowatorstwa, o których jednak należy przypuszczać, iż są analogiczne jak u wooferów, natomiast pada wprost zapewnienie, że brzmienie od poprzednich konstrukcji średniotonowych jest lepsze.

Na szczycie pyszni się stanowiący przedmiot szczególnej dumy „mokry” tweeter. Dynaudio uchodzi za producenta wyjątkowo dobrej jakości głośników wysokotonowych, których ewolucyjnym zwieńczeniem jest najlepsza spośród aktualnych konstrukcja Esotar2 – miękka kopułka zawieszona w cieczy, kosztująca aż $1200 za parę. Trzeba przyznać, że na tle kosztujących często grosze głośników, z których składa się potem nieraz bardzo drogie kolumny, cena ta robi wrażenie. Duńczycy zapewniają, że efekt będzie godny oczekiwań i góra zachwyci naturalnością. Brzmienie ma być „ultra czyste” i „ultra klarowne”, jak przystało na „one of the world’s best-ever drivers”.

xxx

A także z dołu.

Wszystko to waży aż 53 kilogramy na sztukę i wypiętrza się na wysokość 133 centymetrów. Punkty podziału usytuowano w zakresach 220 i 4500 Hz, skuteczność wynosi 88 dB, a pasmo przenoszenia 28 Hz – 23 kHz. Przy impedancji znamionowej 4 Ω flagowe Contoury mogą oddać aż 390 W, toteż stać powinny raczej w dużym pomieszczeniu i raczej daleko od ścian. Także dystans do słuchającego powinien być spory, do czego jeszcze wrócę.

Ze spraw technicznych została jeszcze podstawa. Zawieszenie to cztery wystające za obrys łapy z gwintowanymi otworami na kolce. Tych można wprawdzie nie wkręcać, zdając się na miękkie u tych łap podkładki, ale dla optymalnego ustawienia powinniśmy to zrobić, mając na podorędziu dodatkowe podkładki metalowe i klucz imbusowy (Jedno i drugie w komplecie.) Podkładki pod kolce mogą być zwykłe, ale lepiej skorzystać będzie z markowych od Acoustic Revive lub innych podobnej klasy. Dystrybutor na tym jednakże nie poprzestał i doposażył kolumny w podstawy antywibracyjne Acoustic Revive TB-38H na bazie kryształów kwarcu. Stały zatem pachnące nowością ale już odpowiednio wygrzane Dynaudio Contour 60 daleko od ścian i antywibracyjnie; w sensie wizualnym zdaniem żony znikając (według mnie niekoniecznie), a co się z nich wydobyło, do tego właśnie doszliśmy.

Odsłuch

xxx

I wycinkowo po kątem basu…

   Kolumny Dynaudio Contour 60, poza faktem że duże, ładne i ciężkie, wyglądają całkiem normalnie, tak jak powinny wyglądać typowe kolumny trójdrożne. Wydawać by się więc mogło, że tor cenowo pasujący plus odpowiedniej wielkości pomieszczenie i sprawę mamy z głowy – wystarczy już tylko słuchać. Ale tak prosto nie jest i trzeba się przyłożyć. Byle jak ich postawić nie można i kabel głośnikowy to w ich przypadku naprawdę duża sprawa.

Zacznijmy od ustawienia. Pierwsza rzecz, nie lubią stać blisko ściany z tyłu. Gdy mają ją za sobą metr, czy nawet trochę więcej, od razu będzie słychać, że to nie są przeciętne głośniki, lecz scena wypłaszczy się między nimi i jak dopiero co napisałem w relacji o Phasemation, magia się wówczas nie pojawi. Brzmienia popłyną eleganckie i przede wszystkim dostojne, ale scena cała na linii głośników, to nie jest o co nam chodzi. Ażeby tak być przestało i się magicznie zrobiło, odległość od ściany z tyłu powinna wynieść minimum półtora metra, a dwa będzie jeszcze lepiej. Od razu scena się cofnie, pogłębi i stanie holograficzna, a holografia i oderwanie to sine qua non dobrej realizacji muzyki. Aliści to nie wystarczy, ponieważ w przypadku nie dość mocnego odgięcia dźwięk nie będzie dość żywy. Okaże się jak zawsze elegancki i już na ciekawej scenie, ale jeszcze zbyt powściągliwy, nie chcący się rozwinąć.

Szczególnie zwracam na to uwagę, bo bez odpowiedniego odgięcia, zogniskowanego wprost na słuchaczu, brzmienie nie dość będzie zaangażowane, a przestrzeń wystarczająco żywa. Dopiero dobre wycelowanie plus sam słuchacz ze trzy, trzy i pół metra od kolumn stojących dwa metry od ściany, to są warunki optymalne. Wówczas scena z holografią gwarantowana i pełna obfitość muzyki, o ile oczywiście dobra aparatura i dobry kabel głośnikowy. Na dobre kable głośnikowe strasznie te Dynaudio są łase, toteż się o taki trzeba postarać, tak samo jak o ustawienie. Nie będę robił wyliczanki, które pasują, które nie, bo sam sprawdziłem jedynie mikroskopijny wycinek rynku, i tyle mogę powiedzieć, że przyrost jakości w przypadku Siltech Royal Signature i Sulek 6×9 okazał się bardzo wyraźny, tak więc wybitne kable dla Dynaudio Contour 60 są ważne i pożądane. Być może któreś z niedrogich się sprawdzą, ale sam, pomimo kilku podejść, nie zaznałem tej przyjemności. I jeszcze jedno, moi drodzy – zainwestujcie w myszy Entreqa. To nie jest wielki wydatek, a czasem, nawet przeważnie, bardzo dobrze działają. Dźwięk krzepnie i się obniża; a soprany zyskują kontrolę i przestają szperać po paśmie.

xxx

oraz sopranów i środka.

Dobrze, tośmy sobie te Dynaudio nareszcie ustawili i odpowiednimi kablami podpięli, ale zanim wnikniemy w brzmienie, dwa jeszcze słowa o mocy. Do wyboru miałem dwie moce: 2 x 180 W od monobloków Octave i 2 x 25 W za sprawą własnego Crofta. Croft dawał głębsze, ciemniejsze brzmienie, a jego rasowe lampy miały bardziej zgęszczone barwy, natomiast to od Octave też było dobrze wybarwione i całe także głębokie, a do tego moc kilka razy większa łatwiej ożywiała kolumny, dzięki czemu precyzyjne ogniskowanie nie było aż tak potrzebne, chociaż też pomagało.

Przejdźmy do spraw zasadniczych. Muszę przyznać, że Dynaudio Contour 60 to jedne z ciekawszych kolumn, z jakimi miałem do czynienia. Kolumny o dwóch obliczach. Jednym, rzec można, obojętnym, niespecjalnie intrygującym. Kiedy je nie dość dobrze ustawić i nie dość dobrym kablem podpinać, brzmią stylem oficjalnym, nieszczególnie angażującym. Jeszcze u Nautilusa, zanim do mnie przywędrowały, byłem świadkiem jak zastąpiono nimi kolumny o połowę tańsze i momentalnie dało się słyszeć gwałtowny przyrost klasy i brzmieniowego potencjału. Ale po latach doświadczeń oczekiwania mam większe i sama elegancja plus przytłaczająca nawet potęga zupełnie mi nie wystarczą. Chcę żeby wszystko ożyło, ażeby dźwięk mnie pochłaniał. To ma być dzika orgia, a nie zdawkowe głaskanie misia. Tymczasem Contour 60 mają tendencję do oficjalnych wystąpień i ktoś mógłby zaraz pomyśleć, że po prostu nie dość są dobre. Sam tak zacząłem już myśleć: że wyrobili sobie Duńczycy markę i teraz, jadąc na niej, wypuszczają nowe modele owinięte reklamą, do których nie dość się przyłożyli – bo po co, skoro są sławni? Wystarczy że ktoś nad lepszą membraną cośkolwiek popracował i magnes nieco wzmocnił, plus kosz i front obudowy porobił nieco sztywniejsze – i gotowe, można startować. Składamy to razem jak klocki lego, doklejamy etykietę DYNAUDIO, a rynek zaraz chapnie, już się o to dystrybutorzy, jeden z drugim, gładką gadką zakręcą.

Tak to może na pierwszy a nawet i trzeci rzut ucha się wydać i sam już tak to z grubsza widziałem. Jednakże tak wcale nie jest, kolumny są wyjątkowe. A są z tego powodu, że wyjątkowo dobrze unikają zniekształceń. Pod tym względem są bardzo niepospolite i proszę posłuchać dlaczego.

xxx

Kosztowny tweeter Esotar2, duma Dynaudio.

Niepospolitość to w ich wypadku dwa nawiasy: górny i dolny – bas i sopran. Szczególna kontrola sopranów polega na pozornie banalnym fakcie, że się je dozuje właściwie i kontroluje aktywność. Siedzą te soprany tylko u siebie, średnicy nie podbarwiają i jednocześnie ich uczestnictwo w ożywianiu przestrzeni także zostaje zlustrowane. Są głośniki – ba, większość nawet – które sopranami, jak to się mawia, sieją. Niczym by śnieg sypki wziąć na łopatę, zamachnąć się – i chmura. Obłok powstaje, wiatr go zawraca, w twarz rzuca. Przestrzeń naszpikowana sopranowymi iskrami i średnica podszyta sopranowym mrowieniem, to powszechne zjawiska. I zwykle się to ceni, mówiąc o bogactwie przekazu. Ale to nie jest takie proste, ponieważ prawdziwa muzyka jest wprawdzie bardzo żywa, ale bardziej ukonkretniona, kubiczna, trójwymiarowa, operująca większymi składnikami. Nie tkana puentylistycznie z sopranowych punkcików, tylko budowana konkretnymi, rozpostartymi brzmieniami. Bardziej zatem figuratywna; i o ten właśnie aspekt kosztowny tweeter Dynaudio dba w pierwszej kolejności. Dba zgoła wyjątkowo. Nie żeby siać po wszystkim sopranami jak śniegiem, tylko żeby soprany miały wyraźną, przestrzenną formę, a dopiero wtórnie, także jako ożywcze tło, w przestrzeni się zjawiały. Dlatego źle ustawione i nie dość dobrze napędzane Dynaudio Contour 60 możemy odebrać jako zbyt powściągliwe. Zanadto celebrujące dźwięk podstawowy, za mało dbające o otoczenie; jak ja to zwykłem nazywać, o ożywianie przestrzeni. Ale to tylko pozór – w odpowiednich warunkach tak sprawy nie wyglądają. W odpowiednich obie rzeczy elegancko razem się pokazują. Soprany są bogate, a przede wszystkim trójwymiarowe – mające przestrzenną formę – i równocześnie tkwiące tylko na swoim miejscu. Śladu nie ma ich jako podbarwień na pozostałym paśmie, natomiast tak lubiany przez audiofili „plankton” będzie jak najbardziej obecny, ale nie jako epatujący przesadzonym bogactwem, tylko w naturalnych proporcjach i wraz z samymi głosami współtworzący głębię przestrzeni. A zatem dbający o geometrię sferyczną, a nie samą kurtynową wibrację. Dzięki temu przestrzeń mniej wprawdzie jest rozedrgana, ale za to bardziej w odbiorze prawdziwa, podobniejsza do branej z życia. Było to świetnie słychać na każdym jednym utworze, ale najlepiej w zwykłej mowie, która okazała się szczególnie mistrzowska. Nie podbarwiona, bez sztucznej egzaltacji, a jednocześnie wzorcowo głosowo bogata i indywidualnie oddana – w efekcie bardzo przekonująca.

Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 003

Najdroższe, obok drzewa różanego, wykończenie w szarej dębinie.

Pochodną kontroli nad sopranami wraz z ożywianiem przestrzeni jest wypełnianie pomieszczenia dźwiękiem. Contour 60 nie mają właściwości radioaktywnych, nie jarzą się dźwiękiem na cały pokój. Ich akcja rozgrywa się na scenie głęboko za głośnikami i tylko tam występuje muzyka. Słuchacz nie zostaje, jak u Raidho, ogarnięty brzmieniową wichurą, tylko podziwia muzyczny spektakl roztaczający się w głąb o parę metrów przed nim. Inne zatem realizacyjne podejście i też bardzo przekonujące.

 

 

Odsłuch cd.

xxx

Dwa dodatki basowe na zwężonym w imię akustyki tyle.

   Miałem teraz napisać o drugim nawiasie – o basowym – ale skoro już było o zwykłej mowie, to weźmy środek pasma. Jego artykulacja, tak samo jak w przypadku sopranów, okazuje się zawsze modelowana sferycznie, bez operowania samym konturem. Modelowana tak dobrze, że z pominięciem konturów. Głosy same brzmieniowo się określają i wrażenie konturowości znika, bo wszak to nie rysunki. Dźwięk nie wychodzi spod ołówka, w naturze ma własny styl istnienia. Wybrzmiewają te głosy bez obrysów, a modelowo zobrazowane. Ani podszyte zniekształcająco sopranem, ani wepchnięte w płaskorzeźbę. Realistyczne w sposób oczywisty, nie podlegającym dyskusji. Im dłużej się w nie wsłuchiwać, tym bardziej się okażą prawdziwe. Wymaga taka ich postać opisanych na wstępie warunków, ale gdy je zrealizować, odsłuch robi szczególne wrażenie. Głosy nie tylko będą naturalnie ciepłe i wbite dosłownie w realizm, ale też całkowicie otwarte na przyjęcie dowolnych emocji. Tym to jest godniejsze uznania, że nie ma w tym żadnych chwytów. Ani sopranowej rzewności, ani jowialności basowej. Jest sama należyta konstrukcja – z modelunkiem i wypełnieniem – i na tej bazie a nie na jakichś deformacjach rodzi się radość, smutek, obojętność, obawa. Po trudach z ustawieniem to okazało się nagrodą. Szczególny to był odbiór, takiego brzmienia nie słyszałem. Tak dalekiego od zniekształceń, tak konstruktywnie mocnego i tak wielonastrojowego. A trzeba dobitnie podkreślić, że całkiem czym innym jest smutek zrodzony z sopranowej rzewności, wypranej niczym duch z ciała, a czym innym goszczący w z krwi i kości człowieku. To są inne odczucia, to się inaczej odbiera. Bo jedno to tylko zabieg, a drugie samo życie. Można zatem powiedzieć o Dynaudio Contour 60, że grają prawdziwym życiem – i to jest ich główna wartość.

Została sprawa z basem. Kolumny duże omal na chłopa, dwa głośniki niskotonowe, 24 cm każdy, i dwa duże bass-refleksy, więc samo przychodzi na myśl, że bas powinien przytłaczać. Nawet się w Nautilusie martwili, czy nie będzie za wielki. Otóż zupełnie nie, nic absolutnie z tych rzeczy, ponieważ tak samo jak soprany bas zostaje uformowany i skontrolowany dokładnie. O niebo lepiej niż to się dzieje w przeciętnej klasy kolumnach – a w efekcie też niecodzienną otrzymujemy jego postać. Jak najdalszy jest od rozlania i podbarwiania wszystkiego sobą. Za jego sprawą znów byłem świadkiem osobliwych przeżyć, ponieważ mamy tu całkiem inne podejście do budowania emocji. Emocje basowe to z reguły kochany przez audiofili „basik”; tak żeby cały czas dudniło, masowało, stawiało basowe kurtyny i organizowało tektonicznie w co lepszych miejscach wstrząsy. A Dynaudio Contour 60 rzecz organizują inaczej, zdecydowanie bardziej prawdziwie. Przede wszystkim rozdzielczo. Rozdzielczość basu to jest u nich tak podstawowy warunek, jakby od niego zależało być albo nie być twórców. Nawet w najtrudniejszych mementach, gdy bicie pałkami po wielu bębnach zlewa się przy innych kolumnach w tracący postać warkot, Contoury zachowują obrazowanie każdego uderzenia, a zatem w odróżnieniu od zwyklejszych z obrazowaniem nadążają.

Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 007Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 012Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 008Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 010

 

 

 

 

Ale nadążyć to jeszcze mało. Twórcy postarali się o to, by obraz posiadał też zawsze jak najwłaściwszą postać. Uderzenia są zwięzłe, punktowe i następuje wyraźne rozgraniczenie pomiędzy akcją a reakcją. Cios pałki oddzielnie jest zaznaczony i odpowiednio zwięzły, a reakcja membrany rozchodzi się stopniowo i jest odpowiednio bogata. Nie ma też, tak samo jak u sopranów, śladu żadnego podbarwiania. Soprany to soprany, ludzkie głosy są tylko sobą, a bas jest tylko basem. Taki na przykład Love Itself z płyty Ten New Songs Leonarda Cohena, to na prawie każdych głośnikach i w prawie każdych słuchawkach podręcznikowy przykład tego, jak wszystko można „zabasić”. Pozostałe składniki brzmienia w tym basie aż się topią i może się to podobać, ale to nie jest real. Recenzowane Dynaudio, zawsze dbające o realność, pokazały to więc w inny, dalece lepszy sposób. Zalewający wszystko „czarny bas”  rozbiły na składowe i powściągnęły rozlanie. Wokale wyszły zaraz z z basowego ukrycia i utwór stał się czytelniejszy, zdecydowanie bogatszy. Mało tego, głos Cohena został dokładniej odróżniony do głosów akompaniatorek i teraz każdy indywidualizm się dużo mocniej zaznaczał. A wszystko w przestrzennej formie i z właściwą dozą emocji. Poukładane, zobrazowane, pełne, konkretne, rozdzielcze. Tak jakbyś z przysłowiowych buldogów walczących pod dywanem, ściągnął basowy dywan i wszystko stało się jasne.

Ktoś zaraz poweźmie jednak klasyczne przypuszczenie, że basu jest za mało, pomimo dużych wooferów i dużych bass refleksów. Na to mogę powiedzieć, że na początku piętnastego utworu z popularnego samplera Ushera, całkiem niespodziewanie, bo z innych kolumn niczego tam nie ma, pokój wpadł w taką wibrację, że szyby mało nie poszły i gdybym dodał gazu, to by poszły na pewno. Tak więc te wszystkie basowe zabawki mogą potężnie dmuchnąć, ale dmuchają tylko tam, gdzie należy, a poza tym przede wszystkim rozpracowują basowe pasmo. W efekcie rock okazuje się nie tylko popisowo oddany w emocjach (prawdziwa rewelacja), ale także pod pełną kontrolą, do ostatniej pałki perkusji i ostatniej struny gitary. Żadnego zlania, skotłowania, niczego bezkształtny bas nie zasłoni. Basu nawał, ale tak rozdzielczego, że naprawdę trzeba podziwiać.

xxx

I raz jeszcze całość z nowym flagowcem Dynaudio w przedziale wyższej klasy średniej.

O samych cechach dźwięku jeszcze na koniec dopowiem, że źródła są duże, bez perspektywicznego, zmniejszającego soczewkowania. Wyjątkowo dokładnie umiejscowione i pracujące przede wszystkim na własny rachunek a nie kooperację. Każdy dźwięk zostaje wyodrębniony i trójwymiarowo, ze szczególną dbałością o brak zniekształceń podany, a dopiero potem może ewentualnie się mieszać, składając się na całość. Przy wszystkich tych super kontrolach i dbałościach nie odczuwamy jednak najmniejszego ograniczenia. Sopranistka może wzlecieć na dowolną orbitę, a bas zejść do poziomu burzenia. Dlatego w miarę słuchania towarzyszy nam narastająca satysfakcja, a kolejne znane utwory pokazują się w nowych odsłonach. Nie widywany poziom kontroli i dokładności splecione z naturalizmem, to danie główne Contourów, budzące szacunek i respekt. Niczego nie zostawiono samemu sobie, nie ma stanów nieokreślonych. Nie zdano się na „jakoś to będzie”, byle tylko dźwięk był bogaty. Czuć cały czas to tygodniami przeprowadzane strojenie, nikt się na samą sławę marki nie zdał. Ktoś mocno do efektu końcowego się przyłożył, a słuch miał nie od parady. Efektem brzmieniowy obraz o niepowszednich cechach, skontrolowany w każdym calu, a jednocześnie realistyczny i wyjątkowo trafny emocjonalnie. Efekt robi inne wrażenie niż przy zwykłym, nawet bardzo dobrym jakościowo słuchaniu. Ja wiem, że tor tu użyty był fantastyczny i zwykle taki nie bywa, ale przynajmniej dzięki temu możemy wiedzieć, jaki diabeł tkwi w tych Contourach i co naprawdę potrafią.

Gdyby to zbieramy w całość, otrzymujemy niezwykłą mieszankę. Z jednej strony szczególną dbałość o naturalność i brak zniekształceń, czyli perfekcję techniczną. Z drugiej na takim to się odbywa poziomie, że skupienie na dokładności nie przysłania, a wręcz odsłania ładunek emocji. Zatem wszystko dzieje się jak najdalej od grania na jedno kopyto, toteż z prawdziwą przyjemnością przysłuchiwałem się, jak różne emocje niosą płyty i muszę przyznać, że toru o aż takim pod tym względem rozrzucie jeszcze u mnie nie było. Raidho są bardziej otaczające słuchacza i oszałamiające muzyką, a Avantgarde Duo Grosso śpiewają jeszcze piękniej, ale Contour 60, mimo iż powściągliwsze w szaleństwie i pięknie, także wybrzmienia i pogłosy mają na high-endowym poziomie, a choć ogólnie spokojniejsze i bez tendencji do ataku, to przy swej perfekcji technicznej tak dalece różnicują nagrania i tak znakomicie oddają emocje, że są pod tymi względami najlepsze. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że są brzmieniowo uczciwe. Nie stoją po stronie posępności sopranami i chłodem, ani po stronie optymizmu basem i ciepłem.

xxx

Wybitny dźwięk na bazie szczególnie dobrze skontrolowanego pasma i unikania zniekształceń.

Temperaturę dobierają starannie i przede wszystkim starannie modelują brzmienia. Nie podbarwiają rzewnie sopranem, ani nie umilają basem. W dodatku zawsze dbają o dokładność obróbki i poziom wypełnienia. Nie ma postrzępionych krawędzi, nie ma chudości, bałaganu. Doskonale uformowane, duże i ważkie dźwięki pojawiają się znikąd, budując na fundamencie branego z życia konkretu znakomitą wierność odtwórczą pod względem czytania nastroju. Zdumiałem się, jak bardzo, bo takiej nie słyszałem.

 

Podsumowanie

xxx

Coś dla smakoszy wiernego realizmowi, nie popadającego w sztuczną przesadę brzmienia.

   Dynaudio Contour 60 to nie kolumny dla chcących oszukiwać, kombinować i kamuflować. Nie stworzysz dzięki nim maski, za którą schowasz niedomagania systemu, nie po to zostały stworzone. Są dla mających tory w porządku i zdolnych zaopatrzyć się w dobry głośnikowy kabel. Grać przy tym mogą na dwa sposoby. Ci, którym nie będzie zależało na szczególnie realnych doznaniach – którzy po prostu chcą mieć muzykę i zadowolą się czymś dobrym ale nie bardzo specjalnym – mogą je postawić bliżej ściany i nie odginać tak, by dokładnie ogniskowały się na słuchaczu. Mogą też użyć słabszych kabli. Dostaną wówczas dźwięk bardziej oficjalny, taki po prostu dobry. O wysokiej kulturze, głęboki i z eleganckim brzmieniowym profilem. Lecz niekoniecznie o dobrze dobranej temperaturze, bo może się stać za chłodno, i nie tak perfekcyjnie obrazujący emocje, bo może być zbyt obojętny. Emocjonalnie bardziej zdawkowy, ujednolicony, nie wnikający tak głęboko w nagrania. Dopiero kiedy się odpowiednio ustawi, kablami i torem doprawi, dostaniemy rzeczy szczególne. Wyjątkową mieszankę emocji na bazie pietyzmu dla dźwięków i eliminacji zniekształceń. Zawsze sycącą, różnorodną i przede wszystkim piękną. Wraz z dobrym torem i kablami Contour 60 nie znają czegoś takiego jak pojęcie za słabego nagrania, które przy high-endowym torze okaże się nie do słuchania. Bez względu na jakość wyjściową poradzą sobie bez problemu i nawet najbardziej skopane nagrania przedzierzgną w pięknie brzmiące. To ich niepospolity walor, który warto zaznaczyć, wynikający przede wszystkim z tak zaawansowanej filtracji zniekształceń. Nie ma chudość czy sybilacji dość chudych czy syczących, które przyjemne obcowanie z muzyką mogłyby w Contourach zburzyć. Stan techniczny nagrania, owszem, zostanie wyjawiony, ale zawsze w granicach marginesu bardzo dobrego słuchania.

Wraz z tym, patrząc od drugiej strony, możemy też powiedzieć, że nie są to kolumny dla kogoś, kto chciałby nadać wszystkim nagraniom pewien preferowany profil. Nie są dla chcących zawsze cierpieć do wtóru brzmień smutniejszych aniżeli oryginały, ani przeciwnie, nie dla optymistów, którzy chcą zawsze na wesoło. Bo chociaż darzą pełnią brzmieniową i starannością wypowiedzi, to szara muzyka będzie w nich szara,  nie ze sztucznym kolorem. Kolorowa będzie jedynie, która sama jest kolorowa, a w innym wypadku inna, dokładnie odwzorowana. Wraz z tą szczególną dbałością i rugowaniem błędów jest to największy walor.

 

W punktach

Zalety

  • Brzmieniowa precyzja.
  • Wierność oryginalnemu zapisowi.
  • Wyjątkowe rugowanie zniekształceń.
  • Szczególna dbałość o naturalizm.
  • W ramach tego pełna kontrola nad całym przebiegiem pasma.
  • Żadnego przedobrzania z brzmieniem w którymkolwiek kierunku.
  • Staranne dozowanie tak zwanego planktonu.
  • W efekcie przestrzeń też naturalna, nie podrasowana sopranowym iskrzeniem.
  • Wierne obrazowanie głosów i ich stanów emocjonalnych.
  • Budowanie każdego brzmienia tak dokładne, że nie dające wrażenia obrysu.
  • Staranne utrafianie z temperaturą, a więc przy emocjach gorąco.
  • Zawsze dźwięk wypełniony, mający właściwy ciężar.
  • Jako suma popisowy realizm, bardzo bliski żywej muzyce.
  • Pomimo tak zaawansowanej kontroli swoboda i otwartość.
  • Też naturalne światło.
  • Modelowo przestrzenny sopran.
  • Pokazowa rozdzielczość basu (inni mogą się uczyć).
  • W razie potrzeby dowolne sopranowe wzloty i basowe upadki.
  • Nie podkreślana, naturalna szczegółowość.
  • Piękne same brzmienia i piękne pogłosy.
  • Holograficzna scena.
  • Znakomite separowanie i ogniskowanie źródeł.
  • Trzy tygodnie strojenia przed sprzedażą przez specjalistę.
  • Stosunkowo łatwe do napędzenia.
  • Dobrane wysokiej jakości podzespoły.
  • Nowe głośniki własnej produkcji na bazie nowych membran.
  • Antywibracyjny front z aluminium.
  • Kosztowny, ceniony tweeter.
  • Dwudziesto cztero centymetrowe woofery.
  • Grube, modelowane korpusy.
  • Antywibracyjne zawieszenie.
  • Szeroka gama wykończeń.
  • Sławna marka.
  • Made in Denmark.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia.

  • Wybitne cechy brzmienia jedynie przy odpowiednim, wymagającym dużego pomieszczenia ustawieniu.
  • Bardzo łase na dobry tor, a już zwłaszcza na najwyższej jakości głośnikowy kabel.
  • Nie zamaskują słabości systemu.
  • Nie dla lubiących specyfikę. (Obiektywne.)
  • Grają spektaklem przed słuchaczem, a nie wokół, na całej powierzchni pokoju.
  • Przy nie dość dobrym otoczeniu wpadają w styl oficjalny i nazbyt powściągliwy.
  • Uwaga, potrafią burzyć ściany.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Nautilus

 

Dane techniczne

  • Budowa : kolumny trójdrożne z dwoma bass refleksami.
  • Zwrotnica: 220 i 4500 Hz.
  • Czułość: 88 dB (2.83V / 1m).
  • Moc: 390 W.
  • Impedancja: 4 Ω.
  • Pasmo przenoszenia: 28Hz – 23kHz (± 3 dB).
  • Głośniki niskotonowe: 2 x 24 cm MSP cone.
  • Głośnik średniotonowy: 15 cm MSP cone.
  • Głośnik wysokotonowy: 28 mm Esotar2.
  • Waga:  54.3 kg.
  • Wymiary: (W x H x D): 255 x 1330 x 420 mm.
  • Cena: 38 900 PLN (wersja podstawowa).

 

System:

  • Źródło: Accuphase DP-950/DC-950.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówki mocy: Croft Polestar1, Octave MRE-220.
  • Kolumny: Dynaudio Contour 60.
  • Interkonekty: Siltech Tripple Crown, Sulek 6×9.
  • Kable głośnikowe: Siltech Royal Signature, Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Revive Triple-C, Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Audio Illuminati Power Reference One, Siltech Double Crown.
  • Listwa zasilająca: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod kable zasilające: Acoustic Revive RCI-3H.
  • Platformy pod kable głośnikowe: Rogoz Audio 3T1BBS.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

5 komentarzy w “Recenzje: Dynaudio Contour 60

  1. Łukasz pisze:

    Panowie, poprawcie ten fragment, bo jeszcze wyjdzie, że się wcale nie podobały:-)
    O tutaj: „Można zatem powiedzieć o Dynaudio Contour 60, że grają prawdziwym życiem – i to jest ich gówna wartość.”

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może freudowskie przejęzyczenie? Byłoby śmiesznie – i tak jest – ale to tylko transkrypt łykną literkę, albo klawisz za słabo nacisnąłem. W każdym razie poprawię. I dzięki za zwrócenie uwagi.

  2. Marek pisze:

    Super są te myszy!! gdzie można je kupić??

    1. PIotr Ryka pisze:

      O ile wiem, to tutaj

      https://www.gfmod.pl/

  3. Andrzej pisze:

    Myszy są fajne, sama zasada działania przekonuje do ich zakupu. W końcu to myszy domowe, pożyteczne w swej zachłanności na pewne pasma akustyczne. Kolumny z początku zdawały mi się „standardowe”, ale po wgłębieniu się w szczegóły konstrukcji i technologii, zrozumiałem, co autor miał na myśli… 3-drożny system do dużego pomieszczenia o odpowiedniej akustyce. Te kolumny braku poprawnej akustyki nie wybaczą. Na czele z ich ustawieniem, bo dwa tylne otwory bliskości ścian „nie trawią”. Co zreszta zostało tu podkreślone. A jak daleko z tyłu, to i słuchacz blisko być nie powinien. Kable to biżuteria na koniec, choć bardzo ważna biżuteria. Wydaje mi się, że wzmacniacz jednak powinien być mocniejszy. Tak 2x500W w monobloku. Może coś z elinsAudio, słuchałem ich wzmacniaczy z podobnymi konstrukcjami i potrafią „upilnować” nawet bardzo wymagające kolumny. A te są wymagające, ale dobrze zasilone odwdzięcza się wspaniałą dynamiką i szeroką, wyrazistą sceną ze świetną lokalizacją. Pole do kolejnych odsłuchów i porównań. Kolumny godne polecenia dla świadomych słuchaczy, którzy dysponują dużym pomieszczeniem, nie boją się słowa akustyka wnętrz oraz wiedzą, czym te gabaryty „nakarmić”. Dziękuję za test.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy