Recenzje: Dynaudio Contour 60

Odsłuch

xxx

I wycinkowo po kątem basu…

   Kolumny Dynaudio Contour 60, poza faktem że duże, ładne i ciężkie, wyglądają całkiem normalnie, tak jak powinny wyglądać typowe kolumny trójdrożne. Wydawać by się więc mogło, że tor cenowo pasujący plus odpowiedniej wielkości pomieszczenie i sprawę mamy z głowy – wystarczy już tylko słuchać. Ale tak prosto nie jest i trzeba się przyłożyć. Byle jak ich postawić nie można i kabel głośnikowy to w ich przypadku naprawdę duża sprawa.

Zacznijmy od ustawienia. Pierwsza rzecz, nie lubią stać blisko ściany z tyłu. Gdy mają ją za sobą metr, czy nawet trochę więcej, od razu będzie słychać, że to nie są przeciętne głośniki, lecz scena wypłaszczy się między nimi i jak dopiero co napisałem w relacji o Phasemation, magia się wówczas nie pojawi. Brzmienia popłyną eleganckie i przede wszystkim dostojne, ale scena cała na linii głośników, to nie jest o co nam chodzi. Ażeby tak być przestało i się magicznie zrobiło, odległość od ściany z tyłu powinna wynieść minimum półtora metra, a dwa będzie jeszcze lepiej. Od razu scena się cofnie, pogłębi i stanie holograficzna, a holografia i oderwanie to sine qua non dobrej realizacji muzyki. Aliści to nie wystarczy, ponieważ w przypadku nie dość mocnego odgięcia dźwięk nie będzie dość żywy. Okaże się jak zawsze elegancki i już na ciekawej scenie, ale jeszcze zbyt powściągliwy, nie chcący się rozwinąć.

Szczególnie zwracam na to uwagę, bo bez odpowiedniego odgięcia, zogniskowanego wprost na słuchaczu, brzmienie nie dość będzie zaangażowane, a przestrzeń wystarczająco żywa. Dopiero dobre wycelowanie plus sam słuchacz ze trzy, trzy i pół metra od kolumn stojących dwa metry od ściany, to są warunki optymalne. Wówczas scena z holografią gwarantowana i pełna obfitość muzyki, o ile oczywiście dobra aparatura i dobry kabel głośnikowy. Na dobre kable głośnikowe strasznie te Dynaudio są łase, toteż się o taki trzeba postarać, tak samo jak o ustawienie. Nie będę robił wyliczanki, które pasują, które nie, bo sam sprawdziłem jedynie mikroskopijny wycinek rynku, i tyle mogę powiedzieć, że przyrost jakości w przypadku Siltech Royal Signature i Sulek 6×9 okazał się bardzo wyraźny, tak więc wybitne kable dla Dynaudio Contour 60 są ważne i pożądane. Być może któreś z niedrogich się sprawdzą, ale sam, pomimo kilku podejść, nie zaznałem tej przyjemności. I jeszcze jedno, moi drodzy – zainwestujcie w myszy Entreqa. To nie jest wielki wydatek, a czasem, nawet przeważnie, bardzo dobrze działają. Dźwięk krzepnie i się obniża; a soprany zyskują kontrolę i przestają szperać po paśmie.

xxx

oraz sopranów i środka.

Dobrze, tośmy sobie te Dynaudio nareszcie ustawili i odpowiednimi kablami podpięli, ale zanim wnikniemy w brzmienie, dwa jeszcze słowa o mocy. Do wyboru miałem dwie moce: 2 x 180 W od monobloków Octave i 2 x 25 W za sprawą własnego Crofta. Croft dawał głębsze, ciemniejsze brzmienie, a jego rasowe lampy miały bardziej zgęszczone barwy, natomiast to od Octave też było dobrze wybarwione i całe także głębokie, a do tego moc kilka razy większa łatwiej ożywiała kolumny, dzięki czemu precyzyjne ogniskowanie nie było aż tak potrzebne, chociaż też pomagało.

Przejdźmy do spraw zasadniczych. Muszę przyznać, że Dynaudio Contour 60 to jedne z ciekawszych kolumn, z jakimi miałem do czynienia. Kolumny o dwóch obliczach. Jednym, rzec można, obojętnym, niespecjalnie intrygującym. Kiedy je nie dość dobrze ustawić i nie dość dobrym kablem podpinać, brzmią stylem oficjalnym, nieszczególnie angażującym. Jeszcze u Nautilusa, zanim do mnie przywędrowały, byłem świadkiem jak zastąpiono nimi kolumny o połowę tańsze i momentalnie dało się słyszeć gwałtowny przyrost klasy i brzmieniowego potencjału. Ale po latach doświadczeń oczekiwania mam większe i sama elegancja plus przytłaczająca nawet potęga zupełnie mi nie wystarczą. Chcę żeby wszystko ożyło, ażeby dźwięk mnie pochłaniał. To ma być dzika orgia, a nie zdawkowe głaskanie misia. Tymczasem Contour 60 mają tendencję do oficjalnych wystąpień i ktoś mógłby zaraz pomyśleć, że po prostu nie dość są dobre. Sam tak zacząłem już myśleć: że wyrobili sobie Duńczycy markę i teraz, jadąc na niej, wypuszczają nowe modele owinięte reklamą, do których nie dość się przyłożyli – bo po co, skoro są sławni? Wystarczy że ktoś nad lepszą membraną cośkolwiek popracował i magnes nieco wzmocnił, plus kosz i front obudowy porobił nieco sztywniejsze – i gotowe, można startować. Składamy to razem jak klocki lego, doklejamy etykietę DYNAUDIO, a rynek zaraz chapnie, już się o to dystrybutorzy, jeden z drugim, gładką gadką zakręcą.

Tak to może na pierwszy a nawet i trzeci rzut ucha się wydać i sam już tak to z grubsza widziałem. Jednakże tak wcale nie jest, kolumny są wyjątkowe. A są z tego powodu, że wyjątkowo dobrze unikają zniekształceń. Pod tym względem są bardzo niepospolite i proszę posłuchać dlaczego.

xxx

Kosztowny tweeter Esotar2, duma Dynaudio.

Niepospolitość to w ich wypadku dwa nawiasy: górny i dolny – bas i sopran. Szczególna kontrola sopranów polega na pozornie banalnym fakcie, że się je dozuje właściwie i kontroluje aktywność. Siedzą te soprany tylko u siebie, średnicy nie podbarwiają i jednocześnie ich uczestnictwo w ożywianiu przestrzeni także zostaje zlustrowane. Są głośniki – ba, większość nawet – które sopranami, jak to się mawia, sieją. Niczym by śnieg sypki wziąć na łopatę, zamachnąć się – i chmura. Obłok powstaje, wiatr go zawraca, w twarz rzuca. Przestrzeń naszpikowana sopranowymi iskrami i średnica podszyta sopranowym mrowieniem, to powszechne zjawiska. I zwykle się to ceni, mówiąc o bogactwie przekazu. Ale to nie jest takie proste, ponieważ prawdziwa muzyka jest wprawdzie bardzo żywa, ale bardziej ukonkretniona, kubiczna, trójwymiarowa, operująca większymi składnikami. Nie tkana puentylistycznie z sopranowych punkcików, tylko budowana konkretnymi, rozpostartymi brzmieniami. Bardziej zatem figuratywna; i o ten właśnie aspekt kosztowny tweeter Dynaudio dba w pierwszej kolejności. Dba zgoła wyjątkowo. Nie żeby siać po wszystkim sopranami jak śniegiem, tylko żeby soprany miały wyraźną, przestrzenną formę, a dopiero wtórnie, także jako ożywcze tło, w przestrzeni się zjawiały. Dlatego źle ustawione i nie dość dobrze napędzane Dynaudio Contour 60 możemy odebrać jako zbyt powściągliwe. Zanadto celebrujące dźwięk podstawowy, za mało dbające o otoczenie; jak ja to zwykłem nazywać, o ożywianie przestrzeni. Ale to tylko pozór – w odpowiednich warunkach tak sprawy nie wyglądają. W odpowiednich obie rzeczy elegancko razem się pokazują. Soprany są bogate, a przede wszystkim trójwymiarowe – mające przestrzenną formę – i równocześnie tkwiące tylko na swoim miejscu. Śladu nie ma ich jako podbarwień na pozostałym paśmie, natomiast tak lubiany przez audiofili „plankton” będzie jak najbardziej obecny, ale nie jako epatujący przesadzonym bogactwem, tylko w naturalnych proporcjach i wraz z samymi głosami współtworzący głębię przestrzeni. A zatem dbający o geometrię sferyczną, a nie samą kurtynową wibrację. Dzięki temu przestrzeń mniej wprawdzie jest rozedrgana, ale za to bardziej w odbiorze prawdziwa, podobniejsza do branej z życia. Było to świetnie słychać na każdym jednym utworze, ale najlepiej w zwykłej mowie, która okazała się szczególnie mistrzowska. Nie podbarwiona, bez sztucznej egzaltacji, a jednocześnie wzorcowo głosowo bogata i indywidualnie oddana – w efekcie bardzo przekonująca.

Dynaudio Contour 60 HiFi Philosophy 003

Najdroższe, obok drzewa różanego, wykończenie w szarej dębinie.

Pochodną kontroli nad sopranami wraz z ożywianiem przestrzeni jest wypełnianie pomieszczenia dźwiękiem. Contour 60 nie mają właściwości radioaktywnych, nie jarzą się dźwiękiem na cały pokój. Ich akcja rozgrywa się na scenie głęboko za głośnikami i tylko tam występuje muzyka. Słuchacz nie zostaje, jak u Raidho, ogarnięty brzmieniową wichurą, tylko podziwia muzyczny spektakl roztaczający się w głąb o parę metrów przed nim. Inne zatem realizacyjne podejście i też bardzo przekonujące.

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzje: Dynaudio Contour 60

  1. Łukasz pisze:

    Panowie, poprawcie ten fragment, bo jeszcze wyjdzie, że się wcale nie podobały:-)
    O tutaj: „Można zatem powiedzieć o Dynaudio Contour 60, że grają prawdziwym życiem – i to jest ich gówna wartość.”

    1. PIotr Ryka pisze:

      Może freudowskie przejęzyczenie? Byłoby śmiesznie – i tak jest – ale to tylko transkrypt łykną literkę, albo klawisz za słabo nacisnąłem. W każdym razie poprawię. I dzięki za zwrócenie uwagi.

  2. Marek pisze:

    Super są te myszy!! gdzie można je kupić??

    1. PIotr Ryka pisze:

      O ile wiem, to tutaj

      https://www.gfmod.pl/

  3. Andrzej pisze:

    Myszy są fajne, sama zasada działania przekonuje do ich zakupu. W końcu to myszy domowe, pożyteczne w swej zachłanności na pewne pasma akustyczne. Kolumny z początku zdawały mi się „standardowe”, ale po wgłębieniu się w szczegóły konstrukcji i technologii, zrozumiałem, co autor miał na myśli… 3-drożny system do dużego pomieszczenia o odpowiedniej akustyce. Te kolumny braku poprawnej akustyki nie wybaczą. Na czele z ich ustawieniem, bo dwa tylne otwory bliskości ścian „nie trawią”. Co zreszta zostało tu podkreślone. A jak daleko z tyłu, to i słuchacz blisko być nie powinien. Kable to biżuteria na koniec, choć bardzo ważna biżuteria. Wydaje mi się, że wzmacniacz jednak powinien być mocniejszy. Tak 2x500W w monobloku. Może coś z elinsAudio, słuchałem ich wzmacniaczy z podobnymi konstrukcjami i potrafią „upilnować” nawet bardzo wymagające kolumny. A te są wymagające, ale dobrze zasilone odwdzięcza się wspaniałą dynamiką i szeroką, wyrazistą sceną ze świetną lokalizacją. Pole do kolejnych odsłuchów i porównań. Kolumny godne polecenia dla świadomych słuchaczy, którzy dysponują dużym pomieszczeniem, nie boją się słowa akustyka wnętrz oraz wiedzą, czym te gabaryty „nakarmić”. Dziękuję za test.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy