Recenzja: Woo Audio WA8 Eclipse

Odsłuch

Lampeczki są malutkie, ale wkład wnoszą duży.

   Na początek nie usłyszałem a przeczytałem. Po podpięciu Woo do PC-ta (kablem USB iFi Gemini) zjawił się na pulpicie komunikat, że urządzenie Woo gotowe jest do użycia. Miła rzecz, pozwalająca wymigać się od uciążliwej zabawy w ściąganie i instalację sterowników, które na wszelki wypadek są jednak do ściągnięcia ze strony producenta. A skoro już gotowe, to poczynajmy dzieło.

Sennheiser HD 600

Te moje HD 600 są tak leciwe, że już prawie niemiarodajne, ale nie użyć ich bym nie śmiał, bo wszak to najczystszy klasyk i wciąż super brzmienie za układne pieniądze. I jeszcze dodatkowa uwaga, że potencjometr tryb wzmocnienia okazał się narzucać łagodny, tak więc ruszać gałką można zamaszyście bez obaw o uszkodzenie słuchu. Odnośnie natomiast brzmienia. Pasować do słuchawek niewątpliwie pasowało i miało wyraźnie słyszalne od pierwszych sekund cechy, w postaci sporej dawki ciepła, lekkiego przyciemnienia, wybitnej (ale naprawdę) analogowości, a także budzącej szacunek głębi, dobrego dociążenia i równowagi pasma z bardzo miłym akcentem basowym. Ten akcent zaraz tak mruknął, że błogość tknęła duszę, bo wiecie jak to jest – bez basu bają o jakiejś pożal się Boże naturalności, ale gdy go brakuje, to satysfakcji nie ma. A tutaj z miejsca pomacał czarną pięścią i jasna sprawa – bas daje ten Woo na funty a nie łuty. Ale jeszcze bardziej też jasne, że daje niepospolitą analogowość, przy czym nie mdłą a dziarską, dokładnie jaką trzeba. Gładziutko płynie muzyka, jakby ją woda łodzią a nie ziemia furmanką niosła, ale ze znakomicie słyszalnymi chropowatościami tekstur i solą brzmieniową głosów, a do tego z towarzyszeniem dynamiki, że nudy ani śladu. Nie zagłaskujemy więc drzemiącego kotka sami popadając w uśpienie, tylko z pazurem, błyskiem w oku i zamaszyście, z werwą. I jak to przy takiej analogowości zwykle bywa, bez narzucania szczegółów, co nie przeszkodziło temu Woo wraz z HD 600 popisywać się dykcją, wyraźnością i obfitością detali. Poszło więc od początku dużo lepiej aniżeli bym oczekiwał, bo jakieś grymasy w międzyczasie dotarły z Internetu, że niekoniecznie super. Ale nie – super było i super na całego.

AudioQuest NightHawk

Spory kawałek mobilności.

Choć głoszą co poniektórzy, że ten Woo najlepiej pasuje do wysokiej oporności słuchawek Sennheisera, niskoohmowe NightHawk zabrzmiały jeszcze bardziej analogowo i podobnie głęboko. Oddaliły trochę plan pierwszy i wszystko włożyły w bardziej całościową perspektywę, operując przy tym bogatszą paletą szarości a mniej akcentując czernie. Podobnie były chropawe w obrazowaniu faktur i z należytą dbałością o indywidualizm głosów, rytm pierwszorzędnie wybijając swym zjawiskowym basem do wtóru talerzy i przeszkadzajek. Wydatny pogłos ze sławnej Sound of Silent okazał się prawidłowo dawkowany i w całej rozciągłości przerabiany na piękno, potęgowane jeszcze świetnym różnicowaniem głosów Paula Simona i Arta Garfunkela. Z kolei muzyka  flamenco ukazała popisową przestrzenność kastanietów, porywającą rytmiczność, szybki atak i imponującą moc stepu, a także prawidłowe naprężenie strun gitarowych przy wciąż całościowej głębi brzmienia i – wierzcie mi – niepospolitej sile wiązania słuchacza z muzyką. Więc znów wszystko super, tym razem, za sprawą tylekroć chwalonych amerykańskich nauszników, dających w porównaniu do klasyka Sennheisera większy rozrzut na osi twarde-miękkie i dźwięczne-stonowane, jak również szerszą gradację barwną i lepszą plastykę oświetlenia; lepiej obrazującą obłości na krawędziach i lepiej oddającą półtony. Nie tak dosadnie kontrastową i nie na takich czerniach, a za to bardziej wieloaspektową i różnorodniej opisującą muzykę przy całościowej większej głębi brzmienia. A najlepsze w tym wszystkim, że się to w całość składało. W całość dalece niebanalną; nie taką „tu błyśnie, a tam huknie”, że zaraz wszyscy: Och-ach-ojejku! O wiele bardziej staranną, o wiele bardziej malarską. Wciągało to muzycznym wirem, robiło znakomite wrażenie. I przede wszystkim podświadome, że dopiero przeskok na inne słuchawki obrazował zalety duetu WA8 z NightHawk.

Dziesięć tysięcy za słuchawkowy wzmacniacz, nawet jeżeli z przetwornikiem, to panie dziejku nie żarty, ale tak grające słuchawki, to panie dziejaszku też. Zwłaszcza że przy tym wszystkim zjawiało się mocne czucie przestrzeni, ujmująca aura wokółgłosowa, świetny drajw i przede wszystkim moc. Mocno to grało, głęboko, momentami aż wstrząsająco. Jak na transfer po USB, nie miałem najmniejszych uwag, same jedynie pochwały. Fakt, iDefender to wspierał, ale on przecież kosztuje grosze.

Beyerdynamic T1 V2

Lub mały przykład desktopu.

Flagowce od Beyerdynamic niewątpliwie zagrały podobniej do Sennheiserów, wzmagając ostrość konturów i naprężenie strun. Gładź muzykalności wciąż była wyczuwalna, ale już bardziej jako dodatek do głębi i wyraźności. Nader jednak efektownie to brzmiało, zwłaszcza dla kogoś lubiącego głębokie, wyraziste, ciemne i naprężone brzmienie. Bez widocznej w przypadku napędzania tych słuchawek przez Twin-Head poetyki łagodności i subtelności na przejściach, tylko mocno, z werwą, blisko, dosadnie. Z przewagą łodygowej szorstkości nad jedwabiem owocu  i czucia rytmu nad płynięciem. A zatem styl inny i jednocześnie konstatacja, że przetwornik/wzmacniacz Woo Audio WA8 Eclipse oferuje paletę wyborów. Gra nieodmiennie głęboko i nieodmiennie ciemno, ale może gładziej i bardziej wieloaspektowo, a może bardziej chropawo i dosadnie. Nie oschle – tego nigdy – ale bardzie twardo lub miękko. I w obu wypadkach potężnie, robiąc świetne wrażenie pomimo odmienności. Mnie zróżnicowany styl NightHawk – wyraźnie też mocniej akcentujący obecność nie do końca transparentnego medium – wydał się pod gust bardziej, ale oczywistym też jest, że wielu wybrałoby ten z HD 600 czy T1.

Sennheiser HD 800

Powiadają znawcy tematu, na wielu forach rozliczni, że ten Woo najlepszy jest w parze z flagowcami od Sennheisera; i niewątpliwie rację o tyle mają, że wszystko dobrze się zgrywa i ładnie uzupełnia. Chropawość z gładkim płynięciem, duża scena z bliskością pierwszego planu, ładunek powietrznej świeżości z dociążeniem, transparentność z sytością barw, przejrzystość z głębią brzmienia, wydatne soprany z niskim basem. Może aż nawet za dobrze, gdyż robi się tak akuratnie, że nie ma wprawdzie się czego czepić, ale jest też trochę nazbyt zwyczajnie. Albo może to ja już się słuchaniem zmęczyłem i trzeba resztę odsłuchów przełożyć na dzień następny? Lecz niezależnie od tego NightHawk grały ciemniej, potężniej oraz głębiej.

Potencjometr jest pierwsza klasa.

Wróciłem dnia kolejnego i okazało się, że jednak rację miałem – NightHawk grały ciekawiej. Mniej wyraźnie co prawda, nie tak dobrze ukazując bieg zdarzeń na dalszych planach za sprawą atmosfery bardziej zgęszczonej, ale właśnie ta gęsta atmosfera czyniła ich dźwięki głębszymi, pełniejszymi i z lepszym wyrazem muzycznym. Słabsza zdecydowanie dana im była transparencja i mniej o wiele nacisku tworzyły na detal (bardziej wprasowany w muzykę) lecz za to piękniejszy całościowy wymiar, więcej pięknej muzyki, przynajmniej w moim odczuciu. Ale jeżeli ktoś woli wyraźność, nacisk na szczegółowość i ostrzejsze kontury niż gęstość, masywność oraz śpiewność, to dla niego HD 800 albo Beyerdynamic T1.

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

22 komentarzy w “Recenzja: Woo Audio WA8 Eclipse

  1. Marecki pisze:

    Ciekawy „klocek” 🙂
    Piotrze, dobrze by było skonfrontować Woo z Alo.
    Ceny mniejsze, gabaryty też, więc… Rozmawiałeś w tej sprawie już może?
    Dostępne są te sprzęty na miejscu?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Napisałem wielce pochwalną recenzję ALO AUdio Continental V3 (nieprodukowanego już niestety) i mogę powtórzyć, że był znakomitym wzmacniaczem. Mniej jednak analogowym od WA8 i nieco mniej czarującym. Bardzo dobrym, ale trochę zwyczajniejszym. ALO robi teraz inne urządzenia i na pewno godne zbadania. Nie chcę nic obiecywać, ale spróbuję się zorientować względem dostępności do testu.

      1. Marecki pisze:

        Pamiętam, dlatego tak mnie intryguje V5 🙂

        Daj Piotrze znać, tu w komentarzu, gdybyś miał już jakąś informację.

        Pozdrawiam 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          W poniedziałek spróbuję się dodzwonić.

  2. Miltoniusz pisze:

    Świetna rzecz. Czekałem na tą recenzję. Czy brzmienie sekcji wzmocnienia jest dużym kompromisem wobec Lebena CS300F? I czy mając Alo Audio Continental V3 warto robić przesiadkę na WooAudio?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przesiadać się z Continentala nie warto, bo jest dużo praktyczniejszy a brzmienie ma świetne. Leben z kolei, jako urządzenie stacjonarne, stoi na nieco wyższym poziomie. Ewentualna przesiadka mogłaby się więc tłumaczyć jedynie korzyścią materialną. Woo od biedy jest w stanie zastąpić wzmacniacz przenośny, a jego użycie jako stacjonarnego daje wysoką satysfakcję. Wyjdzie więc taniej niż Leben plus ALO, ale jak już się je ma, to nie warto tego ruszać.

      1. Marecki pisze:

        Witam Piotrze.
        Wiesz już może coś na temat ALO?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wiem. Studio Six na razie nie ma; może będzie wcześniej, a może dopiero na AVS. Dwa mniejsze, w tym ten przenośny dual mono, podobno do mnie jadą.

          1. Marecki pisze:

            No i super.
            Czekamy w takim razie 🙂

  3. Miltoniusz pisze:

    Dziękuję. Obecnie mam tylko Alo Audio którego bardzo lubię a za jakimś bardzo dobrym stacjonarnym się rozglądam no i właśnie tak nad tym wa8 się zastanawiam. Ps. co do podłączenia do iPhone poprzez cck – bo tak chyba Pan to robił, to cck w wersji usb 2.0 mocno ogranicza jakość. cck z usb 3.0 (większe ustrojstwo ale przy okazji jest też port ładowania) jest znacznie lepsze. Tak zaleca AudioQuest w instrukcji do Dragonfly a ja się z tym zgadzam. Dużo bardziej otwarty dźwięk.

  4. petes pisze:

    Spokojnie możesz słąć sygnał z Apple przez CCK bez obawy straty na jakości.
    WA8 pomimo swojej ceny dla mnie ciągle bezkonkurencyjny. Super dźwięk, wbudowany DAC i możliwości mobilne. Producent teraz wypuścił opcjonalne płytki z lampami, ale polski dystrybutor jeszcze ich ma.

    1. Miltoniusz pisze:

      CKK z usb 2.0 jest ok ale CKK z usb 3.0 wg mnie jest lepsze – bardziej szczegółowe bez skutków ubocznych.

  5. Piotr pisze:

    Podobno bateria wystarcza na zaledwie 2,5 godziny… tak napisał jeden z właścicieli WA8 Eclipse.

    1. Miltoniusz pisze:

      3h 15min na HD800

  6. Miltoniusz pisze:

    Panie Piotrze, jak sekcja wzmacniacza WA8 ma się do Phasta?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oj, będę musiał tego PhaSta ściągnąć i zrecenzować. Wydaje mi się, że przy dobrym przetworniku zagra lepiej.

  7. Miltoniusz pisze:

    Szarpnąłem się na WA8. Niewiarygodnie ciężki. Niewygrzany egzemplarz iPhone –> USB Wireworld Starlight 7 –> HD800 brzmi bardzo przejrzyście, przestrzennie, z dużą klasą ale równocześnie nieco jasno i bez dociążenia. Sygnatura dźwiękowa np. takiego Little Dot MkIII jest taka bardziej lampowa – sama przyjemność. Panie Piotrze – czy on długo musi się wygrzewać?
    Regulacja głośności w iPhone wpływa na głośność ale w niebywale dziwny sposób – do 60% jest cisza a od 60% do 100% robi się w sposób skokowy głośniej. Czy to normalne zachowanie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zachowanie regulacji głośności wydaje się nienormalne. Dystrybutor pojechał do Monachum, ale jak wróci w poniedziałek, to go warto pomęczyć. Wygrzewanie trwa pewnie tradycyjnie ze dwieście godzin. Sam nie wygrzewałem, więc nie wiem.

    2. Jakubas pisze:

      Poprosimy o wiecej refleksji w miare wygrzewania i używania sprzętu 🙂

      1. Miltoniusz pisze:

        Popracował nie więcej niż 30h ale jest dobrze: dźwięk się dociążył, nasycił – i to bardzo. Basisko jest fantastyczne. Bardzo dobrze się tego słucha. W porównaniu do np. ifi micro idsd jest o niebo lepiej – przynajmniej na HD800 (ze źródeł od producenta: podobno to ifi nie lubi się z HD800). Z ifi brzmi niby wszystko ok ale w jakiś magiczny sposób robi się nudno i nie chce sie tego słuchać – z WA8 się chce. Miałem też okazję tak na szybko porównać zestaw:
        iPhone –> CKK USB 3.0 -> USB Wireworld Starlight 7 -> WA8–> HD800
        z
        iPhone –> CKK USB 3.0 -> Audioquest Dragonfly Red -> icc Siltech London –> Burson Conductor v2 -> HD800
        czyli w przypadku Bursona wejście po analogu. Niemiarodajne, no bo przecież Dragonfly/Siltech może są ograniczeniem. No i Burson niewygrzany oraz nawet nie nagrzany. Tym niemniej WA8 grał zdecydowanie lepiej. Niestety, na bardziej sensowne testy nie miałem czasu więc może lepszy nonsensowny z adnotacją niż żaden.

  8. Jakubas pisze:

    Dziękuję za impresje! Coś czuję, że rewelacyjnie by to sie zgrało z moim nowym nabytkiem – Sennheiser HD660S.

  9. Alucard pisze:

    Słuchałem WA8 z D8000, i żadnych problemów z dociążeniem tu nie było, ale np względem Hugo 2, Eclipse gra mniej sprężyście i konturowo, z bardziej rozmytym basem. Nie wiem jak pasuje do HD800, ale z tego co pamiętam te słuchawki ciężko dociążyć i są nieco jasne same z siebie, chociaż z lepszym kablem i źródłem łatwo wychwycić że są neutralne, i to kiepskie towarzystwo osprzętu dodaje im negatywne cechy. Generalnie jak brakuje dociążenia to D8000 są lekarstwem 🙂 Na nich nie brakuje niczego w żadnym aspekcie, genialne puszki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy