Pitagorasowi z Samos, twórcy na poły matematyczno-naukowej, na poły mistyczno-religijnej szkoły filozoficznej, funkcjonującej w VI w p.n.e. w należącym wówczas do Wielkiej Grecji południowowłoskim Krotonie, przypisuje się dowód twierdzenia sygnowanego jego imieniem, znanego już budowniczym piramid. Twierdzeniem tym od niepamiętnych czasów dręczy się dzieci w szkołach, piętrząc im w głowach dziwacznie falujące tangensy i cosinusy, a prócz tego dowodu odkrył Pitagoras matematyczne reguły konsonansu strunowego, co skłoniło go do poglądu, że liczby i ich proporcje są alfabetem bytu.
Nie zawracałby wam tym głowy, ale to na Pitagorasa powołuje się VivA Audio, pisząc:
Wielki grecki filozof i mistyk Pitagoras uważał, że muzyka jest zasadą jednoczącą Wszechświat i wprowadzającą porządek w Chaos.
Był przekonany, że muzyka może leczyć zarówno ciało jak duszę i chciał aby jej wszyscy słuchali, poprzez nią doskonaląc swe człowieczeństwo. To również nasze przekonanie. W Viva Audio wierzymy, że muzyka wzbogaca świat, przynosząc mu dar harmonizującego sensu, wraz z tym będąc szczytowym przejawem kultury.
Oprócz Pitagorasa zespół skupiony w Viva Audio przywołuje nazwiska Amatiego, Montagnany, Guarneriego i Stradivariego – najwybitniejszych przedstawicieli włoskiego lutnictwa, pragnąc być ich kontynuacyjnym przedłużeniem, tworzyć w ramach podobnie mistrzowskiego rzemiosła głośniki i wzmacniacze zdolne powielać najwyższą jakość artykulacji muzycznej i powiązanych z nią emocji. Na tę okoliczność należy przywołać postacie braci Amedeo i Giampietro Schembrich – twórców marki, Alessandro Costanzia di Costigliole – konsultanta projektowego, a także Marco Peveratiego – muzyka i konstruktora.
Firma powstała w 1996 w ośmiotysięcznym Camisano Vicentino pomiędzy Wenecją a Padwą i tam nadal mieszczą się jej biura projektowe, lecz to w łotewskiej Rydze, a nie na italskiej prowincji ze stolicą nad kanałami pod złotym lwem herbowym, mieści się dziś jej główna siedziba, co jest następstwem ekonomicznych uwarunkowań wynikających z faktu, że łotewski biznes kapitałowo ją wspiera.
Oferta VivA Audio obejmuje szeroki zakres produktów: głośniki od kameralnych podstawkowych po potężne tubowe, szczytowej klasy przetwornik, cztery aż przedwzmacniacze, cztery także wzmacniacze i trzy wzmacniacze słuchawkowe. Specjalizacją urządzenia lampowe oparte na dużych lampach mocy; te trzy słuchawkowe wzmacniacze to nasz Egoista 845 na wymienionych w nazwie wielkich triodach nowego wzoru (co w tym wypadku oznacza wprowadzenie na rynek przez General Electric Co. w 1932), a dwa pozostałe to tańszy i trochę mniejszy Egoista 2A3 oraz dedykowany elektrostatom Egoista STX na dwóch 300B.
Recenzja zbiega się z jubileuszem, tytułowy Egoista 845 debiutował w 2014-tym. Dziesięć lat to jak na rynkową obecność wyrobu technicznego pokaźny kawał czasu, a już z pewnością dosyć, by zyskać uznanie i sławę. Co w rzeczy samej się stało, wzmacniacz uchodzi za szczytowy. Niewiele go opisuje recenzji, ale wielokroć był prezentowany i zawsze budził podziw. No, może nie tak do końca, bo sam go nie chwaliłem, usłyszawszy co prezentuje na AVS ze słuchawkami Susvara, ale to można łatwo wytłumaczyć marnością oryginalnego kabla pierwszych Susavar i niską jakością źródła, którym był bardzo skromny odtwarzacz. Innych spotkań z Vivą nie miałem, tak więc tamta migawka o niczym nie mogła przesądzać, lecz wobec braku dystrybucji krajowej (ten z Show był pożyczony) nie rysowały się widoki na kiedykolwiek własną recenzję. Wszelako tempora mutantur, jak powiadali Rzymianie – i proszę, oto jest. VivA ma teraz polską dystrybucję, weszła w nią żywiecka firma Audeos, która stała się też reprezentantem włoskiej marki słuchawkowej Spirit Torino, tak więc Wenecja z Turynem spotkały się w Żywcu, oblewając zapewne spotkanie sławnym tamtejszym piwem i pewnie jakimś Chianti, albo Lacryma Christi del Vesuvio. Spotykają się też w Krakowie, jako że wraz ze wzmacniaczem przybyły Spirit Torino Valkyria i Centauri, aby wspólnie zaśpiewać.
Format, budowa, cena
Wzmacniacz należy do największych, waży bite 30 kilo. Ogromne triody mocy i potężne transformatory wypiętrzają go na dużą wysokość, obecność sześciu lamp i brak wydzielonej sekcji zasilania wymusza duży obwód. Jeden rzut oka i już wiesz – masz do czynienia z niezwykłą maszyną. Tej masywności wzmacniacz słuchawkowy gościłem dotąd raz, a własny, równie ciężki, pozwala się podzielić na kilkunastokilogramowe sekcje zasilającą i główną. Tym równie ciężkim był tak samo jednosekcyjny i lampowy Fostex HP-V8 z lampami 300B, mający masę o kilogram większą, niewiele mniej ważył zaś nie tak dawno goszczony Woo Audio WA-33, którego zespolone na stałe sekcje zasilająca i główna ustawiały wskazówkę wagi na 25,5 kg.
Masę Fostex miał większą ale moc mniejszą, bo triody 845’ stworzono w latach 30-tych z myślą o wzroście możliwości nadajników radiowych, a zatem nie dla radioodbiorników, dla których najpierw powstały triody 45’, a potem 2A3. Tak więc pokrewieństwo łączy użyte lamy mocy ze sławną grupą 300’, rozpadłą z czasem (z uwagi na różność cokołów) na typy 300A i 300B. Wszystko to lampy stworzone z myślą o łączności wojskowej, których zwiększona moc oraz brzmieniowa czystość miały z czasem być wyzyskane na audiofilski użytek. I jak 2A3 to podwojenie mocy wcześniejszych 45’, tak 845’ to dubeltowe 300B, czyli 15 a nie 8 W. Takim ładunkiem energii może poczęstować słuchawki ta droższa Egoista; tańsza zaś radykalnie słabsza, w oparciu o dwie 2A3. Woo Audio WA-33 z kolei to góra 10 W z czterech tych 2A3.
Wysterowanie lamp 845’ Egoisty zaplanowano dwustopniowe, powierzając je małej podwójnej triodzie 6N1P[1] i tak samo podwójnej, ale średniego typu, mającej już dystansowy cokół oktalowy 6SN7. Obie to lampy typowe dla zastosowań hifi, pierwsza z konieczności rosyjska, druga rosyjska z wyboru. Triodę 6N1P wynaleźli Rosjanie gdzieś w latach 50-tych, trioda 6SN7 (czyli w istocie podwójna w jednej bańce wcześniejsza 6J5) to wprowadzona na przełomie 1938/39 lampa amerykańska, produkowana początkowo przez RCA i Sylvanię. VivA upatrzyła sobie współczesny produkt rosyjski, lampę z oznakowaniem 6SN7GTB oferowaną przez należący do amerykańskiego kapitału Tungsol[2] z liniami produkcyjnymi w Rosji. Analogicznie rosyjskie – produkcji Electro Harmoniksa – wybrano dwie duodiody prostownicze 5U4GB; a mogłyby to być alternatywy oferowane przez JJ bądź TAD, ewentualnie vintage amerykańskie Sylvanie. Najbardziej okazałe, decydujące o wyglądzie potężne triody 845’ Classic, wybrano zaś jako najtańsze z kilkuwariantowej oferty chińskiego Psvane – dla nich alternatywy to kilka również wyraźnie droższych odmian bratnich Full Music i Linlai, albo najdroższe, jednowariantowe niemieckie Elrog ER845 (po 8000 PLN za parę). W ostateczności, dla najwybredniejszych, vintage GE lub RCA po minimum $5000 za parę.
Lampy to zatem zbiór najtańszych, czyli de facto norma, bowiem regułą o rzadkich wyjątkach jest proponowanie urządzeń lampowych z najtańszymi bądź niemal najtańszymi lampami, co zwykło się tłumaczyć ich większą dostępnością i brakiem lub bez mała brakiem odmienności brzmieniowych. To drugie oczywiście bujdą, ale VivA zapewnia, że jej zbiór lamp dobrze dobrano pod kątem harmonizacji dźwięku, i muszę przyznać, że to prawda. Wzmacniacz z firmowym garniturem lamp spisywał się bardzo dobrze, za co w niemałej części ponosi odpowiedzialność fakt, że jest konstrukcją OTL, moc oddając przez transformatory wyjściowe.
W z giętego metalu obudowie z drewnianym frontem i takim samym rewersem w grubym, samochodowym pokryciu lakierniczym, drewna byś się nie domyślił za łukowym profilem, lampy zaś ulokowano w głębokim rowie pomiędzy ukrytymi pod wymyślnie giętym profilem transformatorami, z tym że dolina biegnie wzdłużnie, a nie jak u Woo Audio Luna poprzecznie. Lampy ją zasiedlają parami: na przodzie średnie prostownicze, pośrodku wielkie mocy, z tyłu najmniejsze sterujące. We wnętrzu montaż point-to-point układu single-ended triode (SET) Class A bez sprzężenia zwrotnego i owe wielkie transformatory – o których powiadają, że są najwyższej klasy, ale nic bliższego nie mówią.
Z tyłu cztery pary wejść RCA (w tym jedno bezpośrednie dla zewnętrznego przedwzmacniacza), też pojedyncza para XLR oraz gniazdo prądowe. Na froncie trzypozycyjny skobelkowy włącznik, potencjometr z uchwytem, taki sam uchwyt wybornika wejść i trzy symetryczne wyjścia słuchawkowe, jedno jako 2 x 3-pin i dwa 4-piny, co odmiennością względem pierwotnej wersji, mającej same dwa duże jacki. Ale dwa duże jacki pozostały, bo 3-pinowe gniazda Neutrika są jednocześnie jackowe.
Niewielki potencjometr (pokrętło z poprzeczką uchwytu), po jego rozmiarze i twardości chodzenia łatwo rozpoznać niebieskiego Alpsa, bądź którąś z jego alternatyw; z pewnością nie jest to ekskluzywny ALPS RK50 ani coś krokowego. Niewielki potencjometr nie stawia dużego oporu, ale nie ma obawy o szybki uślizg w dziką głośność, aż tak gładko nie chodzi. Samo narastanie też nie jest strome, co przy tej mocy dobrą wieścią. Identycznego typu uchwyt obsługuje wybornik źródeł; oba pokrętła w zagłębieniach, nie wystają przed obudowę. Nie wystaje też skobel włącznika, który przełącza się twardo i w pozycji centralnej oznacza wyłączenie, w dolnej tryb rozgrzewania lamp, w górnej pracy. Instrukcja zaleca wstępne rozgrzanie nie krótsze niż minutę, ale dla lamp niecałkowicie dotartych winno to być nie mniej niż pięć minut.
O aktywacji informuje formalnie niebieska dioda, będąca zarazem kropką w logo firmowym VivA, ale dobitniej ją oznajmią natychmiast rozświetlające się lampy.
Ogromny ciężar urządzenia sugeruje, że nacisk położono na jakość transformatorów, w tej sytuacji trochę szkoda, że niczego o nich poza tą dużą wagą się nie dowiadujemy. Z opisu głośnikowej Egoista 845 na jednym z forów branżowych należałoby wnosić, iż są to odseparowane od podstawy podstawkami transformatory typu C z uzwojeniem miedzianym, w otoczeniu wielkokalibrowych kondensatorów elektrolitycznych i miedzianego okablowania Litz w klasycznym montażu pająkowym.
Cena oszacowana na 82 tys. PLN wyklucza popularność w sensie licznego grona posiadaczy, gwarantuje natomiast taką wynikającą z ciekawości. Wszyscy miłośnicy słuchawek tęsknie wzdychają do takich maszyn, a spośród tych będących obiektami westchnień ta jest jedną z najszacowniejszych. Nie wymyślono nic lepszego niż duże triody w akcji, z moich doświadczeń wynika, że wyjątkowo duże 845’ są też wyjątkowo realistyczne. Trudno więc się nie gapić, nie chcieć tego posłuchać, na koniec nie chcieć mieć. Co dodatkowo podsycają relacje recenzentów – twierdzących, że oni takiego czegoś jeszcze nigdy… No wiecie, czego nigdy nie.
[1] A więc sowieckiej małej podwójnej triodzie, mylnie poczytywanej za zamiennik ECC88, co nie jest prawdą z uwagi na to, że 6N1P wymaga dwakroć większego prądu żarzenia. Zaletami 6N1P są długowieczność i niskie zniekształcenia; ekskluzywna odmiana tych lamp z lat 60-tych odznaczała się srebrnymi anodami i niklowanymi nóżkami. Dzisiaj w odniesieniu do oryginałów to lampa droga i rzadka.
[2] Gdzie to GBT nic nie znaczy, bo nominalnie to, że lampa ma szklaną bańkę, ale z bańkami metalowymi nigdy tych lamp nie było, były tylko z metalowymi na szkle ochronnymi opaskami, które tutaj nie występują.
Eksploatacja
Zwykle osobno o tym nie piszę, ale tym razem parę słów. Wzmacniacz jest nie tylko duży i ciężki, ale też efektowny; jego nietuzinkowo wyglądająca bryła łączy falowanie łagodne ze stromym oraz czerń frontu z blaskiem lamp. Te 845’ świecą niemalże jak żarówki; świecą przyjemnie, złotym blaskiem, w ozdobie blasku lamp pomniejszych, co nader efektownie się prezentuje, trudno pozostać obojętnym. Do mnie trafił egzemplarz cały w czerni, co mnie tym bardziej ujęło, ponieważ najbardziej cenię muzyczne otoczenie z czernią za główny akcent.
Do dobrych stron należy brak ograniczeń mocowych – swoimi piętnastoma watami wzmacniacz może obsłużyć nawet najtrudniejsze słuchawki. Kłopot natomiast po drugiej stronie, ponieważ te o wysokiej czułości odsłonią pomruk mocy. Nie jakiś przytłaczający, niemniej nie da się poudawać, że takowego nie ma, choć oczywiście w Susvarach ani Danach Clarkach nie ma żadnego mruczenia. Nie ma także gdzie indziej niż w pauzach, muzyka je zatapia, no ale w pauzach słychać.
Prócz tego dwie uwagi. Primo, wzmacniacz niczym piec grzeje, więc w lecie albo przy otwartych oknach, albo w ruch klimatyzacja. Tak czy inaczej dużo lub jeszcze więcej prądu, a ten robi się coraz droższy. Co, dorzucając na marginesie, oznacza regres cywilizacji, ponieważ cały postęp polega na wzrastającym dostępie do energii i informacji, która też jest energią. Od dwunożnego chodu z wysoko uniesioną głową i coraz doskonalszego międzyosobniczego porozumiewania, przez rozniecania ognia i dzięki wynalazkowi pisma międzypokoleniowe gromadzenie wiedzy oraz obrót pieniężny; od pałek i kamiennych narzędzi, przez żagle, jazdę konną, transport kołowy i wytop metali, po silniki parowe, spalinowe i elektryczne, materiały pirotechniczne, procesory, banki danych, lasery, światłowody i reaktory jądrowe – wszystko to jest pomnażaniem, skupianiem i przesyłaniem energii, której teraz mamy mieć mniej, oszczędniej trzeba będzie dawkować. To jednak temat na osobną rozmowę, a tutaj zauważę, że VivA Audio Egoista 845 pochłania i rozprasza duże dawki energii, część jej pewną przeistaczając w wyjątkowej jakości wzmocnienie sygnału dla słuchawek, za co cześć jej i chwała. Inna część tego ląduje na uchwycie potencjometru, co nie jest już przyjemne – uchwyt staje się mocno ciepły, podobnie jak blacha obudowy, maszyna bardzo się rozgrzewa.
Ostatnie już wytknięcie tyczy także potencjometru, a oprócz niego lamp. To chyba oszczędnościowa przesada we wzmacniaczu za przeszło osiemdziesiąt tysięcy montować tani potencjometr, warto pomyśleć o dostojniejszym. Nie miałem okazji porównywać, ale wydaje mi się, że droższe 845’ w ofertach kilku producentów też nie są od parady, choć muszę przyznać, że poddane porównawczym testom standardowe 6N1P i 6SN7GTB z kompletu okazały się bez zarzutu, aczkolwiek nie wytrwały długo, po paru dniach je podmieniłem. Ale o rezultatach tego już w rozdziale o brzmieniu.
Brzmienie
Przyjechał, zajął pozycję, odpaliłem, tak jak żąda ustawa wstępnie rozgrzałem lampy i trzy godziny pozwoliłem wielkiemu „Wiwat Egoizm!” pograć sobie a Muzom, nim sam dołączyłem do słuchania. A wtedy, za pośrednictwem Dan Clark Audio STEALTH, dotarło do mnie brzmienie trójwymiarowe, w ciemniej oprawie, świetliste, żywe, analogowe. Takie ogólnie bardzo dobre, lecz jeszcze nie szczytowej klasy – choć może, to zależy w czym szczytów upatrywać. Pamiętam z tamtej chwili dwa odczucia dominujące: po pierwsze ulgi, że wszystko dobrze, nie będzie za co krytykować; a drugie nie tak już pozytywne, że magii nie jest dosyć. – Że owszem, dobrze, nawet świetnie, no ale da się lepiej. Lepsze lampy na próbę już były zamówione, tzn. poproszone w https://tubes-store.eu/pl/ o długoterminowe wypożyczenie, póki co z oryginalnym zestawem wziąłem się za sprawdzanie brzmienia jednych po drugich słuchawek. I tu dobra wiadomość, wzmacniacz wszystkie dobrze obsłużył, jeśli nie liczyć słyszalnego brumu u tych co bardziej czułych, ale nie ma się co oszukiwać – z jego nadstandardowej mocy i braku regulatorów wstępnego jej dawkowania oraz dopasowywania do impedancji słuchawek należy wnosić, że skierowany został do niespecjalnie czułych, a konkretnie w czasach jego debiutu wiodących Sennheiser HD 800, Beyerdynamic T1, McIntosh MHP1000, Hi-FiMAN HE-6 i zdaje się przede wszystkim do Audeze LCD-3, z którymi najczęściej był wystawiany.
Żadnych spośród tego grona na miejscu nie było, wsłuchałem się zamiast tego uważnie we flagowe dziś dla planarnych Dany Clarki, znajdując wszystko to, co je charakteryzuje, to jest przewagę wyraźności i nośności dźwięku nad gęstością i masywnością, rozległe sceny, zalew szczegółów, przekierowaną z lekka ku sopranom tonację i wyjątkowo głębokie przenikanie w substancję brzmienia, a już szczególnie w ludzkie głosy.
Ogólnie zatem pierwsza klasa, tym niemniej lepiej by było, gdyby tonalność była niższa a masywność bardziej pokaźna, lecz nie jest przecież rolą wzmacniacza robić to naumyślnie z uwagi na któreś słuchawki. Te same winny trafnie dobierać tonację i zapewniać basowi nie tylko wyraźny kontur ale też odpowiednią masę, co wcześniej pokazały śmiesznie tanie, ale nieśmiesznie znakomite AudioQuest NightHawk, a następnie Susvary. Te zagrały poprawniej tonalnie i przede wszystkim analogowo, ale jak na mój gust za spokojnie, z głównym naciskiem na barwę, melodyjność i elegancję frazy, mniejszym – wyraźnie mniejszym – na żywość i dynamikę. Nazwać to „genialnym relaksem” byłoby już przesadą, aż tak spokojnie nie grały, niemniej był w tym leciutki posmak tego, co niektórzy złośliwie zwykli określać mianem „grania dla emerytów”. – Nie była to muzyka na wskroś ekspresyjna, niemniej była wytworna i technicznie poprawna, niczego jej technicznej stronie nie można było zarzucić. Gdyby tak mieć Susvary Unveiled… – chodziło mi po głowie w odpowiedzi na tę spokojność.
No ale też ich nie było, tak samo jak tych dawnych startowo-pokazowych Audeze. Nie było również nowych Final D8000 PRO Da Capo, które do nowych Susvar są stylistycznie bardzo zbliżone, tak samo główny nacisk kładąc na bezpośredniość wywołującą dreszcze. Były za to Spirit Torino Valkyria, które wyparły początkowe Audeze z roli towarzysza pokazów – teraz to one (albo inne Torino) są tymi referencyjnymi dla VivA Egoista. Zupełnie słusznie, moim zdaniem, bezspornie okazały się najlepsze, oferując z nawiązką to wszystko, czego innym zabrakło. Ale po przyjściu lampowych zamienników posłuchałem ich jeszcze raz, a nawet jeszcze dwa razy, więc by nie mnożyć opisów odwołam się do późniejszych sesji, wpierw na ich okoliczność wracając do poprzednich słuchawek.
Bez zabaw w porównanie włożyłem 6N1P z początku lat 70-tych, zasugerowaną jako najlepsza z trzech dostarczonych, różniących się nieznacznie rocznikami, głównie zakładem produkcji. Na miejscu drugiej sterującej, teraźniejszej Tungsol 6SN7GBT (za 160 złotych), znalazł się zaś Raytheon UNILINE 6SN7 GBT z końca lat 50-tych (circa $150 za sztukę), zasugerowany jako jedna z dwóch najznakomitszych spośród trzech pożyczonych. Zjawiło się brzmienie radykalnie gładsze od poprzedniego, tak gładkie, że aż maksymalnie, że aż trochę zanadto.
Przy STEALTH zaskakująco najcieplejsze, napowietrzone, jak zawsze u nich wielkoobszarowe i świetnie wyrzeźbione, a przy tym ładnie uzupełniane naskórkową chropawością w cienistej aurze z mocnym oświetleniem, zatem światłocień w pełnej krasie. Jednak nie do końca prawdziwe okazały się perkusyjne talerze, a wiek wokalistów o ładnych parę lat okazał się odmłodzony w następstwie wciąż podwyższonej tonacji, co nie przeszkadzało imponującej bezpośredniości i intymności kontaktu, co było też całkiem miłe, no ale nie realistyczne.
Susvary wiek unormowały, odjęły nieco światła i przejrzystości w zamian za gęstsze medium, a cyzelacji rzeźby tak mocno już nie eksponowały, bardziej stawiając na ujednoliconą gładkość tekstur i wszystko łączącą melodykę. Wciąż były więc jak dla mnie za spokojne, tyle że jeszcze bardziej niż poprzednio eleganckie i jeszcze trochę masywniejsze.
Valkyrie względem tamtych brzmienie uczyniły najbardziej dostojnym, jak STEALTH duży nacisk także kładły na modelowanie dźwięków, a przy tym lepiej wydobywały akompaniament, czyniąc go bardziej obecnym. Tonalnie okazały się jeszcze niższe od Susvar i zdobne basowym tłem, jednocześnie prezentując najbardziej prawdziwy wokal, najsilniej uobecniający wokalistów, nie gorzej instrumenty. Ze śladowym jedynie w tym ciepłem, tak żeby było biologicznie, a nie jak z marmuru czy ze spiżu, z brzmieniową aurą w stronę nostalgii, najmocniej skłaniającą do zadumy. Do tego analogowość nie gorsza niż u Susvar, a zatem konglomerat atutów poprzednich słuchawek plus ozdobnik basowy.
Sumarycznie jednak te próby nie do końca sprostały moim wygórowanym oczekiwaniom, jako całościowo dające brzmienia cośkolwiek przesadnie gładkie i niedostatecznie głębokie, też nie dosyć wielomateriałowo i wyszukanie obrazujące tekstury. Wiolonczela w ekstremalnej próbie niskiego zejścia pokazała za mało esencji – nie na tyle żeby aż serce pękło, a mózg nie dał temu wiary. Za gładko to grało i niewystarczająco drapieżnie; zwłaszcza ze STEALTH tak się działo, ale więcej substancji dające Susvary także nie przywołały aż skrajnych emocji; ta gładź była za spokojna, aczkolwiek niewątpliwie zjawiskowa na miarę super gramofonu albo powierzchni rtęci. Nawet Valkyrie, u których głębia brzmienia i rezonanse pudeł najbardziej mi imponowały, wciąż grały raczej głaszcząc melodykę niż szarpiąc nerwy słuchacza.
Za dużo chyba napisałem o tym, z czego nie byłem zadowolony, za mało o tym, że brzmienie z podstawowym garniturem lamp wcale nie było za gładkie, a jednocześnie pięknie trójwymiarowe. Ale przykryte to zostało jakością lampy Sylvania JAN-CHS 6SN7 VT-231 z 1944 roku (około $300 za sztukę), sugerowanej jako druga z pary najznamienitszych vintage. W mojej ocenie jednak to ona okazała się zdecydowanie najlepsza, nie tylko jako przywracająca równowagę między gładkością a rzeźbieniem w obrazowaniu faktur, także między wibracją a gładzią melodycznego analogu, ale przede wszystkim jako przywołująca autentyczną magiczność. Dopiero z nią słuchając mogłem myśleć o VivA 845 jako wzmacniaczu zjawiskowym, godnym miana wiodących. Samo się tak myślało i nie mogło inaczej, wraz z magią uobecnianą i w przestrzeni, i w dźwiękach. Dotykowa obecności przestrzeni, zarówno poprzez zmienność ciśnień, jak i niepokojące ssanie głębi, to jeden z dwóch warunków przywołania magii. Drugim obecność dźwięków zdolnych jednoczyć analogową gładkość z wielorodnością faktur i super dokładną rzeźbę z porządkiem melodycznym i scenicznym. Do czego dochodzą jakość operowania światłem, oprawa pogłosowa, gęstość materii, rozwartość skali, trójwymiarowość, szybkość i elegancja podtrzymania. A pośród tego jeszcze coś, czego nazwanie nie jest łatwe; coś z jednej strony czerpiącego ze scenicznego autentyzmu, z drugiej z duchowości kreacji. To tylko się wyczuwa, to nie coś uchwytnego, nie ma na to słów lepszych niż magia i niesamowitość. W tym wypadku jako uczucia towarzyszące realności przeistaczanej w nadrealność.
Kiedy Demarczyk śpiewała swój popisowy „Taki pejzaż”, to śpiew jej był realny, lecz całość nadrealna. Tak daleka od przeciętności, od przyzwyczajeniowych stanów bycia i słów powszednio wypowiadanych, że anihilująca otoczenie. Samorzutne poczucie wyrwania z normalnego życia, poprzez doznania i emocje, którym nie towarzyszy nic prócz wżycia i upajania niesamowitością, to właśnie jest muzyczna magia, którą niełatwo osiągać całą, potrzebna jest do tego bardzo specjalna aparatura. Ja wiem, że młodzi ludzie potrafią się odurzać samą głośnością i rytmem, które zupełnie wystarczają ich pobudzonym hormonom; że można się też odurzać czym innym niż muzyką, i czasem jest to świetne, a czasem rujnujące. Tu zaś szukamy magii w stanie zwykłego zjadacza chleba, który się niczym nie wspomaga i nie jest w danej chwili pobudzany czym innym niż emocje wchodzące mu przez uszy. VivA Egoista 845 ulokowana w odpowiednim torze, zaopatrzona w odpowiednie słuchawki i trochę podrasowana lampami (których jest duży wybór), będzie narzędziem takiej magii; sprawdziłem to na sobie, widziałem kilka osób, które przy mnie tego doznały.
Chciałbym się trochę wytłumaczyć, dlaczego piszę o tych lampach. Piszę nie po to by napsuć krwi twórcom wzmacniacza, a zmuszony do takich zabiegów użytkowaniem własnego, który też jest na dużych triodach i może być do wyboru na jeden pstryk OTL bądź non-OTL, a tak czy tak magiczny. Musiałem poszukać takiej samej magii w aparaturze recenzowanej, a w urządzeniach lampowych nie ma na to lepszego sposobu niż majstrowanie przy lampach. W swoim mam same najlepsze, a VivA Egoista potrzebowała magicznej 6SN7, aby własną przywoływać. Nie będę próbował zgadnąć, do czego może być zdolna z innymi lamami mocy i prostownikami vintage, ale te dwie przymiarki, zwłaszcza z Sylvania JAN-CHS 6SN7, wiele uświadamiają. Zarazem muszę raz jeszcze zaznaczyć, że sprzedażowa Tungsol 6SN7GBT jest jak najbardziej w porządku – zapewnia świetny poziom, no ale da się lepiej, na pewno.
Magia powyżej przywołana stała się mym udziałem za pośrednictwem wszystkich wziętych do porównań słuchawek, lecz niewątpliwie najsilniej uobecniały ją Spirit Torino, zarówno najlepiej pasujące, jak i najlepsze same. W odwodzie pozostaje masa innych wybitnych, których zrobiło się bardzo dużo, aż tylu nigdy nie było. Przez chwilę używałem także najnowszych RAAL Immanis, a mimo że egzemplarz okazał się nie w pełni sprawny skutkiem nadpsutej przejściówki (redukcja akustyki), brzmienie zjawiło się oszałamiające bogactwem i tętnem élan vital.
Podsumowanie
Wzmacniacz słuchawkowy od włoskiej VivA Audio na triodach 845’ imponująco wygląda, imponująco kosztuje i nie mniej imponująco gra. Ma swoje egzotyczne narowy – na pewno nie jest dla oszczędnych i trzeba go dopieszczać zarówno torem jak lampami – ale już w stanie ‘jak go dają’ osiąga wysoki poziom (taki faktycznie wysoki, a nie w łagodzonych kryteriach), a poprawiony garnitur lamp jeszcze więcej wyciska, szkoda byłoby nie skosztować.
Jak chodzi o słuchawki, idealnie pasującymi okazały się Spirit Torino Valkyria i RAAL Immanis, zapewne nie inaczej byłoby Final D8000 Da Capo i Susvara Unveiled. Rewelacyjnie zapewne z Abyss AB-1266 i wieloma innymi, przy czym dobrze będzie pamiętać o doborze partnerstwa spośród konstrukcji mniej skutecznych, pasujących do wyższych mocy. Genialne Audio-Technica ATH-L5000 na pewno się nie nadadzą, ale to limitowana efemeryda, coś z niszy wąskiej i minionej, innym wzmacniaczom przeznaczonej.
Z uwagi na ogromny potencjał przedkładania szczegółów i obrazowania niuansów tak samo ważne będą okablowanie i źródło. Ta wielka VivA Egoista stoi i czeka w pogotowiu, by otrzymawszy sygnał zmaksymalizowany informacyjnie wyzyskać go na rzecz magicznego obrazowania instrumentów, śpiewu i akustyki otoczenia. Nic jej nie umknie, nic nie zdeformuje, nic się w natłoku nie zgubi. Nic nie zostanie też powściągnięte, stłumione ani spowolnione – muzyka tryśnie autentyzmem, docierając do brzmieniowej istoty. Przy czym – i to też bardzo ważne – wzmacniacz w stanie ‘jak go sprzedają’, czyli ze sprzedażowymi lampami, krąży brzmieniowo wokół realizmu opartego na obfitości szczegółów, dynamice, szybkości, dokładności tonalnej i pełnym rozwarciu pasma. Inżynieryjnie jest więc wzorcowy, ale artystycznie jeszcze nie całkiem. Ma magię, ale rzuca czar bardziej fotograficzny niż malarski. Budzi emocje wyraźnością wizji, energią dźwięku, drajwem, punktualnością taktowania i naturalnością doboru barwy. Ale uszlachetnione gatunkowo faktury, czarowność rzucanego światła oraz klimaty tworzone dźwiękiem o maksymalnej giętkości melodycznej i złożoności akustycznej – to można w całej rozciągłości dostać dopiero poprzez wymianę na lepsze lampy, sprawdziłem to odnośnie 6N1P i 6SN7. Przysporzy to dodatkowych emocji, uzupełniając pięknem siłę życiową. Do czego można dążyć, a można też to lekceważyć, bo i bez tego jest pięknie.
Lampy 845’, trochę przyćmione sławą 300B, w moim odczuciu nie są gorsze – przeciwnie, od tych sławniejszych znakomitsze nie tylko odnośnie siły samej, ale też siły realizmu. Rzucają jasne, mocne światło, same od siebie przywołujące atmosferę jasnego dnia, a nie – jak najstarsze z rodziny dużych triod czterdziestki piątki – magię gry świateł z cieniami. A to przecież okazja, to wszak dopiero uwertura. Wielgachne 845’ można różnie oprawiać pozostałymi lampami i różnie opakowywać resztą toru, uzyskując efekty dowolne – od sportowego wyżyłowania, do mistrzowsko aranżowanych artystycznych uniesień.
Mamy więc w VivA Audio Egoista 845 wzmacniacz wielorako uniwersalny: zdolny bez wsparcia końcówek mocy napędzać najtrudniejsze słuchawki i potencjalnie zdolny oferować dowolny wyraz artystyczny, od piękna opartego głównie na witalności, po bazujące przede wszystkim na onirycznych wizjach.[3] To dużo, to naprawdę dużo. Mogłem tylko żałować, że nie było mi dane zabawić się na cały regulator – dać prostowniki z epoki (tak pomocne niedawno przetwornikowi Reveal Hercules) i pod ich obecność testować szeroką gamę 845’. Mogłem za to smakować najróżniejsze słuchawki i skonstatować doskonałość pasowania Spirit Torino Valkyria oraz według wszelkiego prawdopodobieństwa analogiczną, choć diametralnie różną stylistycznie, w pełni sprawnych RAAL Immanis. Kto więc może zaakceptować taką potęgę energetyczną (a przecież nie jest większa niż normalnego wzmacniacza), kogo też stać na tę maszynę, a takich niestety nie będzie wielu, ten ma otwartą drogę do labiryntu brzmieniowych smaków i do maksimów doznaniowych.
W punktach
Zalety
- Jeden z wiodących.
- Obiekt westchnień.
- Inżynieryjny potwór.
- Dynamika i bezpośredniość na szczytowych poziomach.
- Zalew szczegółów.
- Dbałość o każdy niuans.
- Czystość i ciśnieniowość medium.
- Popisowa wyraźność.
- Charakterystyczne dla lamp 845’ stawianie na realizm i bezpośredniość.
- Całkowita rozwartość pasma.
- W czego ramach potężny bas i strzeliste soprany.
- Poprawne oddanie barwy głosów.
- I utrafiona tonalność.
- Mimo trzeźwego stylu dużych triod nie uciekanie od techniki światłocienia i czarne tła za dźwiękiem.
- Trójwymiarowość dźwięków i przestrzeni.
- Porządek sceniczny.
- Z miejsca wywiera wrażenie.
- Dobra współpraca ze wszystkimi słuchawkami o pasującej skuteczności.
- Skromny cenowo, ale dobrze dobrany pod kątem brzmienia garnitur lamp.
- Słuszny, skądinąd bardzo rzadki u słuchawkowych wzmacniaczy wybór triod 845’.
- W układzie single-ended bez sprzężenia zwrotnego.
- Czysta klasa A.
- Najlepszy z możliwych montażu point-to-point na bazie okablowania Litz.
- Pożądana przez wielu symetryczność.
- Pięć wyjść słuchawkowych, w tym optymalne dla symetrycznych 2 x 3-pin.
- Możliwość zastosowania zewnętrznego przedwzmacniacza.
- Efektowny wygląd.
- Budzi uznanie i szacunek.
- Długa, rodząca zaufanie obecność rynkowa.
- Włoska robota, znaczona piętnem artyzmu.
- Z ulepszonym, nawet nieznacznie, zestawem lamp magia w czystej postaci.
- A tych lamp duży wybór i żadne (oprócz vintage 845’) nie są zniechęcająco drogie.
- Nie ma za trudnych słuchawek, są najwyżej za delikatne. (I dla tych VivA 2A3.)
- Nareszcie polska dystrybucja.
Wady i zastrzeżenia
- Brak regulatorów wstępnego wzmocnienia i dopasowania impedancji. (Najpewniej z uwagi na chęć osiągnięcia jak najdoskonalszego dźwięku.)
- Potężnie się rozgrzewa.
- Co się przenosi na potencjometr.
- Ten potencjometr, przy tej cenie, wypadałoby aby był bardziej specjalny.
- Cena jest zaporowa.
- Koszty eksploatacji niemałe.
- Nie jest to więc coś dla wszystkich, jedynie dla wybranych.
Dane techniczne:
- Typ wzmocnienia: 2 x trioda bezpośrednio żarzona, czysta klasa A bez sprzężenia zwrotnego, non-OTL.
- Transformatory wyjście z rdzeniami amorficznymi.
- Lampy: 1 x 6N1P, 1x 6SN7GTB, 2 x 845 (mocy), 2 x 5U4GB (prostownicze)
- Moc: 2 x 15 W
- Wymiary: 430 × 250 × 520 mm (S × W × G)
- Waga: 30 kg
- Wejścia: 1 x XLR; 4 x RCA (jedno bezpośrednie z pominięciem przedwzmacniacza)
- Wyjścia: pojedyncze symetryczne 2 × 3-pin, dwa symetryczne 4-pin, dwa niesymetryczne 6,35 mm.
- Panele przedni i tylny: lakierowane drewno „Black Glossy”.
- Korpus: lakierowana lakierem samochodowym blacha stalowa.
- Kolory korpusu: do wyboru czarny, burgund lub ciemny popiel, opcjonalnie za dopłatą dowolny.
Cena: 81 999 PLN
System:
- Źródło: Cairn Soft Fog V2 z przetwornikiem Phasemation HD-7A
- Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP 05, Phasemation EPA-007, Woo Audio WA23 Luna, VivA Egoista 845
- Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel FAW Hybrid), HEDDphone 2 (kabel Tonalium-Metrum Lab), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium-Metrum Lab), RAAL Requisite 1995 Immanis, Spirit Torino Valkyria.
- Końcówka mocy: Croft Polestar1
- Kabel optyczny: WireWorld Supernova 7 Glass Toslink
- Interkonekty: Next Level-tech Flame, Sulek RED, Tellurium Q Black Diamond
- Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power
- Listwa: Sulek Edia
- Kondycjoner masy: QAR-S15
- Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Harmonix SF-200, Solid Tech „Disc of Silence”
[3] Muzyka z samej swej natury to przecież stany odrealnienia, upojenia, wyżycia i zapamiętania.
Widzę, że uwielbia Pan lampy, gdyby była kiedykolwiek potrzeba (lub chęć) przetestowania przeróżnych 300B (w tym nowych Western Electric 300b czy Elrogów) lub starszych 6SN7 (Tungsol VT99, RCA 5692 oraz parę innych) to zapraszam do kontaktu 🙂
Taka chęć i potrzeba zjawi się być może po Nowym Roku (luty?) na okoliczność testu wzmacniacza dla słuchawek elektrostatycznych VivA STX. Pytanie tylko, jak ten kontakt nawiązać?
Wróciły po recenzję RAAL Immanis, wróciły z różnym okablowaniem i dedykowanym wzmacniaczem tranzystorowym oprócz adaptera. Niczym już się nie zasłonią, a co pokażą? Zobaczymy i posłuchamy.
Czekamy w takim razie na recenzję. A który to wzmacniacz HSA-1b?
Tak, HSA-1b.
Kolega podrzucił mi rozmowę z realizatorem dźwięku o słuchawkach. Posłuchałem, z niektórymi poglądami się zgadzam, z innymi nie, ale warto je poznać.
https://www.youtube.com/watch?v=PrAGH05hn6A
Pan Tomasz niedawno zrobił recenzję Zenków HE1 na swoim vlogu 0dB.pl
Szczęśliwego 2025!
Nie ma się co krępować, recenzja jest tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=IbYwCm-ShIU