Recenzja: Unicorn Audio Grandioso

Dźwięk

Ale żeby tak kablować? W dzisiejszych czasach? A tu masz – kablowanie wciąż w modzie.

Przejdźmy do strony odsłuchowej – brzmienia z Grandioso i bez. To „bez” oznacza w tym wypadku listwę za dwadzieścia tysięcy, czyli niebagatelny budżet, ale prawie pięć razy mniejszy. Oznacza też odsłuch z kolumnami i słuchawkami, ale o wnioskach zbiorczo.

Zacznę od tego, że już bez Grandioso zabrzmiało zjawiskowo. Czy to słuchawki z Twin-Head, czy kolumny z Twin-Head i Crofta – wszystko generalnie powyżej tego, co można spotkać na AVS poza sporadycznymi wyjątkami. Oczywiście nieładnie jest się chwalić, ale przemilczać fakty w recenzji byłoby jeszcze gorzej. Z uwagi na ten poziom trudno mi było wyobrazić sobie poprawę, a już zwłaszcza istotną, chociaż wraz z audiofilskim doświadczeniem nabrałem przekonania, że „wszystko” jest możliwe, a w każdym razie dużo. (W sumie to jednak kłamię. Dość łatwo mogę wskazać braki, takie czy inne niedociągnięcia każdego jednego systemu. Niemniej poziom był naprawdę wysoki i nie należało też tego nie dostrzegać.) A w takim razie znów bariera, tym razem nie wynikająca z ograniczeń, jakie daje telewizyjny obraz, a wręcz przeciwnie – doskonałości, jaką oferował muzyczny system. I ponownie Grandioso dał radę, co w sumie mnie zezłościło. Bo nie dość, że telewizyjny obraz wraz z jego wybyciem się rozleci, to jeszcze muzyczny oklapnie. Oklapnie do poziomu liderów z AVS, ale jednak oklapnie. To w sumie jest najgorsze w robocie recenzenta, kiedy musi zdać sprzęt za drogi do kupienia a cenny użytkowo. Na szczęście rzadko mnie to dotyka, a w każdym razie rzadko w wymiarze odczuwalnym aż do rozmiaru bólu. Że mocno bolało będzie teraz, o tym się przekonałem natychmiast po odsłuchach. Wróciłem do komputerowego systemu za grubo ponad pięćdziesiąt tysięcy (dokładnie policzyłem i wyszło razem ze słuchawkami a bez samego komputera 67 500 jak w pysk strzelił). Wróciłem – i nie dało się słuchać. Dopiero następnego dnia wieczorem zjawiła się jaka taka nieśmiała satysfakcja. A przecież na rzecz tego systemu pracuje listwa za sześć tysięcy, a najlepsze kable zasilające na powrót przeniosłem do niego. Dobrze, dosyć dywagacji ogólnych, zagłębmy się w istotę. Co takiego potrafił przydać Grandioso brzmieniu, że jeszcze wyżej się dźwignęło i komputerowe granie grążył?

– Pierwsza sprawa, dosyć banalna – przybyło nieco sopranów. Nie w sensie procentowym, ale samych osiągów – stały się wyżej dochodzące i bardziej trójwymiarowe. To nie była znacząca różnica w przypadku szaty muzycznej, ale już brzmienia dzwonków i sopranowych koloratur pokazywały zmianę.

– Skoro sięgnąłem po te dwa testy, odnotujmy przy ich okazji także kolejną różnicę, poprawę głębi brzmienia. Ta też łączyła się z trójwymiarowością, a w przypadku kobiecych głosów łączyła z ich powabem i siłą oddziaływania w wymiarze personalnym. Znowu nie było to nic dojmująco odczuwanego, tym niemniej dającego się zauważyć.

– Poprawiło się też ogniskowanie, obraz całości stał się bardziej wyraźny i jednocześnie bardziej złożony.

– W następstwie różnica kolejna – moc hipnotyzowania oraz siła rzucania czaru. Ta już była wyraźnie większa, lecz głównie za sprawą dwóch cech innych.

– Pierwsza, to stereofonia wzdłużna. Tak to sobie nazwałem, jako coś o tej samej naturze względem normalnej, czyli poprzecznej. Rozstawienie dźwięków na osi prawo-lewo to wielka zdobycz techniki audio, datowana jak chodzi o praktyczne zastosowanie na późne lata 50-te. Na przełomie 50-tych i 60-tych lider techniki nagraniowej – Decca – rozciągnął ją także na sceniczną głębię, co zostało nazwane układem mikrofonów na podobieństwo drzewa (w rozumieniu rzutowym), tzw. Decca tree. Nie rozwijając tematu powiem, że dzięki kondycjonerowi Grandioso uzyskujemy stereofonię wzdłużną, czyli rozwijaną na głębię, w ramach normalnych nagrań. To było już bardzo dobrze słychać, pod tym względem różnica zasadnicza. Można to standardowo nazywać także holografią, ale nie bardzo się ku temu skłaniam, ponieważ efekty budowane przez Grandioso były o wiele subtelniejsze i zarazem nieustająco obecne, a zatem były czymś różnym od makroskopowego, liczonego najczęściej w metrach rozsunięcia muzycznych planów. Trójwymiarowość samych dźwięków i ich wzajemne relacje przestrzenne dzięki wielkiemu kondycjonerowi bardzo zyskały i nieustająco podczas słuchania się temu przyglądałem, tak samo jak zmienionym w dużo prawdziwsze fakturom podczas oglądania obrazu.

– I druga rzecz istotna, powodująca wyraźną różnicę, to sama złożoność dźwięków. Także dziejąca się w powiązaniu z przestrzenią, bo chodzi głównie o widzenie jak propagują przestrzennie. Ale nie tylko, bo sama ich konstrukcyjna złożoność także wchodziła w rachubę – budowały się w doskonalszy sposób, łącząc w swej formie bardziej złożony konstrukt, czytelniejsze faktury oraz lepiej uwidocznione powiązania z przestrzenią. W każdym dosłownie brzmieniu czuć było jak się wzbogaca, jak uzyskuje nowe warstwy, poprzednio niewidoczne. A wraz z tym jak muzyka ożywa i bardziej fascynuje, bo więcej sobą przedstawia.

– Tu muszę wtrącić dygresję, bo jedno „więcej” drugiemu nierówne. Najczęściej podczas wędrówki w jakościową górę mamy do czynienia z prostym przyrostem szczegółów. Ten generalnie jest korzystny, ale czasami (i nie tak rzadko wcale) zdarza się, że te szczegóły zaczynają żyć własnym życiem, muzyczny wydźwięk w nich się traci. Efektem sytuacja częstego paradoksu, kiedy to mawia się uczenie, że „mniej oznacza więcej”. Faktycznie, mniej szczegółów a więcej formy muzycznej to lepsza sytuacja, dająca więcej satysfakcji. I teraz w tym kontekście – Grandioso też dorzuca szczegółów, ale czyni to na wielu poziomach. Nie tylko na poziomie wewnętrznego szkieletu i wierzchniej złożoności faktur, ale tak samo na obszarze wyliczanych przeze mnie w cudzysłowie tłustym drukiem relacji przestrzennych – i to na równi statycznych miar odległości, jak i dynamicznego rozchodzenia się dźwięku. To tworzy wielowymiarową całość, dzięki której muzyka nie tylko nie topi się nie w szczegółach, ale jakby rodzi na nowo, pojawia w doskonalszej formie. I jako właśnie muzyka – można śmiało powiedzieć, że teraz dopiero muzyka!  Dlatego powrót do systemu przy komputerze z użyciem tych samych słuchawek (Ultrasone Tribute 7) okazał się bolesny. Czar prysł – forma uległa degradacji i satysfakcja się zwinęła.

– Z wyżyn całości formy zstąpmy na powrót do rzeczy mniejszych. Bas też wyraźnie zyskiwał – mocniej oddziaływał przestrzennie; aż po w muzyce elektronicznej całej przestrzeni zalanie w poziomie oraz w pionie (czyli na cały obszar i pod niebo). Zyskiwał też, co było równie korzystne, wewnętrzną formę przestrzenną – w widoczny sposób bardziej złożone i czytelne okazywały się dźwięki perkusji, organów czy wiolonczel. Kontrabas packał większą basową poduchą, membrany i struny bardziej wariowały. Ogólnie żywsze stawało się całe szarpane akustyką powietrze, a wraz z nim cała przestrzeń.

– Zyskała też nieco dynamika, ale to już nie był walor kluczowy, bo wcześniej była wierzchołkowa.

– Wraz z lepszą propagacją zyskała też otwartość, lecz nie odnośnie charakteru, a tylko obszaru działania. (Dźwięk przy listwie był całkowicie otwarty, ale nie w tak widoczny i zjawiskowy sposób propagujący.)

– Tak samo jak w przypadku obrazu poprawiła się mocno przezierność. Głębokie (ale też i bliższe) partie sceny stały się lepiej widoczne. Nic nie straciło na tym nasycenie, a żywość medium wyraźnie wzrosła.

– Mógłbym to nazwać wzrostem naturalności, ale że już przy listwie muzyka była naturalna i nieprzeciętnie żywa, wolę nazwać wzrostem spontaniczności. To też mocno się narzucało: Grandioso tchnął w muzykę więcej życia, zaangażowania i właśnie spontaniczności.

– I tej wzbogaconej o spontaniczność, żywszej i bardziej złożonej muzyki, zawieszonej w bardziej obecnej przestrzeni, dużo bardziej chciało się słuchać. Trójwymiarowa głębia i trójwymiarowość samych obiektów dorzucały niebagatelne swoje.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Unicorn Audio Grandioso

  1. Piotr Ryka pisze:

    Wczoraj oddałem Unicorna i stało się to wszystko co napisałem, w drugą stronę. Do opisu chciałbym dorzucić jedną rzecz wartą podkreślenia, mianowicie wyjątkowo dobrze widoczną zmianę morfologii skóry. Twarze dziobate, jak Jacka Sasina czy wielu postaci z „Piątego elementu” Bessona (który najwyraźniej takich dziobatych sobie wyszukał) przy szczytowej filtracji prądu nie tylko całościowo były realistycznie modelowane, ale też morfologia ich skóry była w swej jednolitości prawidłowo oddana – dzioby miały naturalną, jednolitą, choć oczywiście wgłębiającą się powierzchnię, a nie były jakimiś ciemnymi ubytkami, jak po odłamkach.

    1. Marcin pisze:

      Wszystko byłoby super gdyby nie ta… cena 🙁

      1. Piotr Ryka pisze:

        Tak, cena studzi zapał.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Ponieważ Unicorn nie może się chwilowo zalogować (informatycy się ty zajmą, ale nie dzisiaj), w jego imieniu piszę:

    Ceny kondycjonerów naszej firmy zaczynają się od 12 tyś zł. Już młodszy brat Grandioso, Imperatore również ośmio gniazdowy kosztuje połowę ceny Grandioso. Każdy zainteresowany znajdzie coś dla siebie o ile ma świadomość, że dobre zasilanie jest równie ważne jak pozostałe elementy toru audio.

    Grandioso jest urządzeniem całkowicie bezkompromisowym, przeznaczonym do zasilania systemów klasy top hi end tam również jego możliwości są ukazane w pełni.

    Zapraszam do kontaktu
    biuro@unicornaudio.eu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy