Recenzja: Sulek Audio RCA IC

Sulek_Audio_RCA_IC_007_HiFi Philosophy   Jedna po drugiej pokazują się recenzje coś bardzo chwalące. To nie przypadek. Z jednej strony starają się producenci i rynek jako całość dźwiga się w górę, z drugiej dba recenzent, by nie musieć wchodzić w kontakt z tandetą. Ale gdyby zaszła potrzeba, można urządzić paradę wielu z rzędu recenzji krytycznych. Tylko na co to komu? Palący przymus krytyki pojawia się jedynie gdy coś mocno reklamowanego, a jeszcze gorzej pochodzącego od znanej firmy, nie jest warte zakupu, zachodzi zatem obawa, że zakupowicze ulegną presji i się nabiorą. Wówczas faktycznie czas bić na alarm i ostrzegać, a resztę rynkowej słabizny można zbyć milczeniem. Nie należy natomiast nim zbywać produktów nowych, zwłaszcza debiutanckich, które oferują coś naprawdę interesującego. Tak jest tym razem, bowiem recenzja ta dotyczy interkonektu marki Sulek Audio, właśnie debiutującej. Spotkała minie niewątpliwa przyjemność pisania pierwszej tych kabli recenzji.

Zaczęło się od tego, że znajomy audiofil przyniósł czarną plecionkę zakończoną po obu stronach ręcznie kutymi miedzianymi wtykami i zapytał, czy mógłbym rzucić uchem. A ponieważ mogłem, rzuciłem. Najpierw od niechcenia, tak dla świętego spokoju. Ale akurat stał przy komputerze zestaw bardzo nieprzyjazny przewodom, to znaczy dużo od nich wymagający. To był Mytek Manhattan ze wzmacniaczem słuchawkowym Trilogy 933, którego to combo przejrzystość i dosadność stawiały ostre wymagania i konieczność najwyższej kultury na łączach. Jeden krok poza wysoką jakość – zwłaszcza w sensie elegancji i całościowej muzykalności – i już się stawało niedobrze. Tak więc mimo traktowania rzeczy bez specjalnej uwagi i tak doszło do ostrego testu, a wówczas się mocno zdziwiłem. Jeszcze nie powiem co mnie zdziwiło, ale już bez traktowania sprawy jako błahej przyjąłem do wiadomości, że być może otrzymam ten kabel do zrecenzowania, o ile sam wyrażę zgodę i o ile przystanie na to producent. Sam się zgodziłem natychmiast, a o zgodzie producenta dowiedziałem się po kilku tygodniach. Kabla w międzyczasie nie miałem, gdyż wyszedł wraz ze znajomym w otoczeniu tłumaczeń, że jest to dopiero wersja robocza, która ulegnie jeszcze paru poprawkom. –  Guzik prawda, sam chcesz słuchać – pomyślałem, ale tylko pokiwałem głową ze zrozumieniem, bo rozumiałem chęć słuchania. Tydzień temu wersja ostateczna za pośrednictwem firmy kurierskiej przybyła już oficjalnie, a wraz z nią prośba o recenzję. Tak więc niniejszym piszę, prośbie tej za dość czyniąc.

Premiera kabli Sulek Audio została już tu i ówdzie odtrąbiona na internetowych serwisach, na przykład w „HiFi Choice”. Pisano z tej okazji, że będą dostępne w gdańskim salonie HiFi Ja i Ty, a sama firma także jest z Gdańska i sygnowana nazwiskiem twórcy – Wiesława Sułka.

Historię założycielską ma ten Sulek Audio skromną i typową, ale ambicje bardzo ambitne.  Na powstanie przewodów złożyło się wiele lat doświadczeń i początkowa działalność na własny użytek, ale wraz z upływem czasu zdobywane doświadczenia, doskonalone umiejętności, a przede wszystkim efekty porównań z innymi kablami – zwłaszcza takimi uchodzącymi za wybitne – skłoniły twórcę do wypłynięcia na wody komercji. Dodatkową motywacją były zachęty pierwszych użytkowników i kolegów audiofili, którzy jak jeden okazali się przewodów pana Sułka entuzjastami. Sułku, kocham pana! –  powtarzali niczym pani Eliza ze sławnego ongiś słuchowisk Jacka Janczarskiego, puszczanego w radiowym Ilustrowanym Magazynie Autorów. (Co się z tym polskim radiem w ostatnich dekadach podziało, to rany boskie. Słuchać kogo i czego nie ma.)

Przewody marki Sulek Audio nie należą wszakże do tych powiadających o sobie, że za parę stówek zagrają lepiej od takich za parędziesiąt tysięcy. To nie jest ta intryga. Tak więc liczący na kolejny odcinek serialu o przydomowych laboratoriach, w których ze szpulowych kabli po kilka złotych za metr dzięki szczególnym talentom twórcy, zwłaszcza oratorskim, powstają interkonekty deklasujące nawet najdroższe, odejdą tym razem z kwitkiem. Prawdą są jedynie słowa o deklasacji, lecz traktowane z umiarem, bo po co się zaraz podniecać. Może nie tyle te Sulki zdeklasują, co stoczą wyrównaną walkę i często okażą się lepsze. Takie w każdym razie być mają. A gdyby zdeklasowały, to jeszcze dla nich lepiej, ale spokojnie, poczekajmy.

Sulek Audio nie potrzebuje bowiem rabanu, bajek ani taniochy. Na swoim poziomie broni się samo. Zaraz zrobimy parę porównań i posłuchamy jak to wygląda; a dobrze będzie wyglądało – obiecuję. Natomiast gorsze nieco są wiadomości gdy chodzi o ceny i opakowanie. To ostatnie jest skromne i składa się z tekturowego pudełka. Nawet nie próbuje nawiązywać do tych najbardziej wytwornych, co są eleganckimi pudłami wykładanymi aksamitem czy atłasem i się w wymyślny sposób otwierają. Opakowania Sulka, podobnie jak kabli Tellurium Q albo elektroniki Schiita, są proste i ekologiczne. Zwykła tektura. Bo co komu tak naprawdę po opakowaniu? Jego wszak nie da się słuchać, chyba że ktoś palcami będzie w nie bębnił albo się nim stukał po głowie. Takie wymyślne opakowania stanowią jedynie ukłon w stronę klienta rozwydrzonego, pasącego swe wybujałe wymagania na łąkach zieleniących się dolarami. Ładne opakowanie jest wprawdzie miłe, bo w nim oczekujemy też czegoś ładnego; byłyby więc nawet zasadne, przyjemność nabywcy i jego szacunek do zawartości potęgując, wszakże pod warunkiem, że ogół obywateli stać byłoby na pokrywanie ich kosztów, a do tego droga daleka. Tak więc estetycznie i psychologicznie zasadne, nie są ekonomicznie rozsądne, czyli klasyczny dysonans. Nie ma też interkonekt Sulka litości dla poszukiwaczy okazji. Cena jest wysoka, a tylko jakość ma być do niej szczególnie adekwatna, tak żeby wiedziało się za co płacimy.

Sam zawarty w tekturowym pudełku przewód marki Sulek także nie usiłuje podbijać serc jakimś szczególnym wyglądem. Jest ręcznie sporządzoną plecionką trzech przewodów w czarnej izolacji (może też być biała), nie ozdobionych żadnym super wyglądającym oplotem. Nie błyszczy, nie mieni się, nie posiada wspaniałej sierści ani wężowej skóry. Zwykły izolowany drut. Ale właśnie niezwykły, tyle że jego niezwykłości nie da się zobaczyć. Można ją za to w ręku poczuć, bo naprawdę jest ciężki. To nie linka z cieniuchnych drucików, tylko lite przewody z wysokogatunkowej miedzi uplecione w solidny warkocz. Dodatkowej wagi przysparzają wtyki, które jak wspomniałem są własnego autorstwa, całe także w miedzi wykute, a nie kupione w sklepie. Takich kutych z miedzi, o ile się orientuję, na rynku nie ma wcale, tak więc są one dla Sulek Audio ekskluzywne.

Gdy chodzi o stronę techniczną, poza tą super miedzią oraz ręczną robotą w litych przewodach i kutych wtykach, zwraca Sulek Audio uwagę na kierunkowość. Ona ponoć jest w tym wypadku krytycznie istotna, a wyznacza ją dla użytkownika kierunek napisów. Sygnał podąża wraz z »Sulkiem« od „S” w stronę „k”, a podąża nie tylko w orientacji poziomej, ale i pionowej. Oznacza to, że przewody powinny być wtykane w gniazda w ten sposób, by napis »Sulek«, uwidoczniony na każdym wtyku, znajdował się u góry. Reszta będzie już tylko słuchaniem. Poza jedną rzeczą. Poza ceną.

Jak zdążyłem już parę razy powiedzieć, przewody nie należą do tanich. Nie obiecują hiper jakości za dwa złote, ani nawet za tysiąc. Metrowej długości para interkonektów Sulek Audio kosztuje sześć tysięcy. Ktoś słysząc to puknie się w czoło i powie, że za tyle to może przebierać w markowych interkonektach jak w ulęgałkach. Lecz to Sulka wcale nie wzruszy. A to sobie przebieraj! Chcesz słuchać gorszego ale markowego brzmienia, twoja sprawa. Sulek broni się bowiem wyłącznie porównaniami i ostentacyjnym spokojem, a także tym, że kupują go znający temat i jeszcze się ustawiają w kolejce. On na rynek się nie pchał, to jego wepchnięto. Nie stoi za nim sława, zagraniczne pochodzenie, lista sławnych użytkowników, renoma marki, wieloletni dorobek, nagrody, recenzje, reklama. Nie stoi też taniość, super opakowania, ekskluzywny wygląd i poparcie wielkiego dystrybutora. Sulek stoi sam i tylko się nie boi porównań. A zatem porównajmy.

Odsłuch

A wszystko zaczyna się niezwykle skromnie.

A wszystko zaczyna się niezwykle skromnie.

   Kabel postanowiłem sprawdzić w kilku lokalizacjach, tak żeby nie było wątpliwości. Zacząłem od typowej dla współczesności, czyli wzmacniacza słuchawkowego spiętego z przetwornikiem. Przetwornikiem był wypróbowany Phasemation HD192 ze swoją magią procesora K2, a wzmacniaczem też sprawdzony i uznany za świetnego Sugden HA-4. Bez sensu byłoby słuchać ich wyłącznie z Sulkiem, toteż sięgnąłem po dwa inne interkonekty, a także dwie pary słuchawek. Interkonekty to przebój dawnych czasów, cały czas używany przeze mnie van den Hul First Ultimate, którego przyjemne ciepło i wysoka kultura potrafią łagodzić nawet bardzo zaognione sprzętowe sytuacje, a drugi to odpowiedni cenowo, także kosztujący około sześć tysięcy i dla kontrapunktu srebrny Acoustic Zen Silver Reference. Słuchawki również ująłem w kontrapunkt, bo z jednej strony wziąłem łagodne, dużym przestrzennie i powietrzem obfitym dźwiękiem grające OPPO PM-2, a z drugiej super wyraźne, super dynamiczne, iskrzące i bardzo szybkie McIntosh MHP1000.

Przy komputerze

Na początek weźmy się za van den Hula. Wszystko w nim okazało się zgodne z oczekiwaniami, to znaczy bardzo dobrze zagrał, z wysoką kulturą i ogładą, tak że gdyby nie czynić porównań, można by spokojnie przyjąć do wiadomości fakt słuchania świetnego zestawu słuchawkowego w dwóch różnych wydaniach, których odmienne charakterystyki przedstawiłem w recenzji słuchawek OPPO PM-2.

Ale porównania to sól audiofilizmu i choć niektórzy się na nie zżymają, że pochłaniają za dużo czasu, który powinien być oddany muzyce, to jednak bez nich nasza wiedza dalece byłaby uboższa. Można ujmując tautologicznie powiedzieć – uboższa nieporównanie. Tak więc już w samej mądrości języka zawarta jest cenność poznawcza porównań, a w odniesieniu do naszych kabli dały się znów usłyszeć rzeczy łatwe do przewidzenia. Srebrny przewód z wysokiej półki (jednak nie tej najwyższej dla Acoustic Zen) pokazał tradycyjne zalety srebra – żywość, dynamikę, wyraźny rysunek, migotliwe światło o jasnej tonacji i ekspresję zarówno samej muzyki jak i detali. Krótko mówiąc pojaśniało, a atmosfera się ożywiła. Dźwięki zaczęły się skrzyć, przestrzeń rozciągnęła, napłynęło świeższe powietrze. Wcześniej bardziej było duszno i mroczno, chociaż wcale się tego nie odczuwało. Dominował realizm – taki bliski, bardzo przedmiotowo konkretny – a dopiero po zmianie kabla poczuć można było tę świeżość, nabłyszczenie, szybszy muzyczny puls, wyższe skoki amplitudy. To szczególnie spodobało się słuchawkom OPPO, do których ten kabel wyjątkowo pasował. Ich rozpostarte, niesione falą powietrza dźwięki nabrały wigoru i ekspresji, a wraz z tym cały przekaz bardziej co robił? Tak, masz rację czytelniku – bardziej porywał. Tego się zwyczajnie lepiej słuchało, w bardziej emocjonalnym odbiorze. Nie jako granie tylko dobre – świetne nawet – ale jako przeszywające. A dopiero wówczas naprawdę dobrze się dzieje i dopiero wówczas warto słuchać. A może nie warto? Bo przecież czas zżera jak rekin. Nie da się oderwać i inne sprawy wraz z tym przepadają. Coś można w efekcie zawalić i dobrze że przynajmniej sam w takich razach nie zawalam, jako że słuchanie muzyki to moja profesja. Fajnie się urządziłem, nie? Ale i tak przeciągnęło się to słuchanie ponad miarę diagnostycznych potrzeb i w efekcie nabawiłem się opóźnienia.

Ale to koniec końców nieistotne, liczy się tylko: Sulek Audio RCA IC.

Ale to koniec końców nieistotne, liczy się tylko: Sulek Audio RCA IC.

Srebrny przewód nie wywarł natomiast takiego wrażenia na słuchawkach McIntosha, które żywość, połysk, wyraźność i całą tę srebrną resztę mają już w sobie, tak jakby same były ze srebra. Jedynie tonacji jasnej nie mają i to je odróżnia. Zachodziła wobec tego obawa, że przymioty owe ulegną podwojeniu i podniesione do potęgi wypadną poza krawędź dobrego brzmienia. Tak się na szczęście nie stało i także McIntoshʼy ze srebrnym przewodem słuchało się lepiej niż z van den Hulem, ponieważ więcej dziać się zaczęło, ale już tak bardziej na zasadzie preferencji, bo ktoś wolący spokojny przekaz mógłby wskazać van den Hula. Sam bym nie wskazał, ale ktoś mógłby. Na straży pożytku z Acoustic Zen stał jednak wyjątkowo przestrzennie grający DAC i wyjątkowo kulturalny wzmacniacz, którego czysta klasa A nie pozwoliła na żadne przegięcia. Norma świetnego grania została dotrzymana, ale OPPO niewątpliwie zyskały więcej.

To teraz Sulek. A Sulek właśnie jest inny. Miedziany – i z całym dla miedzi właściwym bagażem. Tyle, że takim naprawdę przednim. Znowu zacząłem od OPPO, żeby zachować kolejność; i one relacje miedzi do srebra uchwyciły w całej rozciągłości, to znaczy miedź zagrała ciemniej, spokojniej, pełniej, cieplej i z dłużej podtrzymaną frazą. Tak jakby przejść od twista do walca, a dwuwymiarowość zastąpić trójwymiarem. Bardzo przesadne te porównania, ale ukazujące ducha przemian. Wraz z tym słuchawki OPPO przeniosły się od grania żywiołowego do uspokojonego i mniej takiego w pierwszej osobie. Od własnego podrygiwania, do podziwiania cudzego piękna. Muzyka przestała ekstatycznie wibrować, zaczęła płynąć. Srebrzystą pianę dynamiki zastąpiły opalizujące fale melodii, niosące większą masywność. Do wyboru odnośnie stylu, ale mnie bardziej odpowiadał ten srebrny. Minimalnie tylko, a przy tym bardziej był wyczerpujący i trudniejszy przy bardzo długich odsłuchach, jednak popisowy. Natomiast węglowy van den Hul uległ miedzi od Sulka na własnym podwórku, bowiem jego kultura, wypełnienie, koloryt, sposób oświetlania i przede wszystkim przestrzeń okazały się słabsze. Jakieś stłamszone, zbyt matowe, nie dość głębokie. On dla srebrnego przewodu nie był żadną alternatywą, choć w innych sprzętowych okolicznościach na pewno by był, lecz tutaj wszystkie trzy składniki toru grały przeciw niemu. Natomiast miedź od Sulka była jak najbardziej alternatywą i im dłużej tego kabla słuchałem, tym bardziej zapominałem o popisach Acoustic Zen, a wczuwałem się w płynność, głębię i melodykę. To było super granie w spokojnej, pogłębionej dźwiękowo manierze. Dość ciepłe, ale bez narzucającego się ciepła, wyjątkowo melodyjne, muzycznie obfite i wyrażone poprzez długo wybrzmiewające i dużo ważące dźwięki. Klasa.

Ale najlepsze dopiero przed nami i przed Sulkiem, bo oto nadchodzą słuchawki McIntosha. Tu się dopiero podziało, gdyż one zyskały o wiele więcej. Tak jak dla OPPO optymalne było srebro z jego błyskotliwą dynamiką, tak dla dynamicznych i popisowych McIntoshy miedź od Sulek Audio okazała się brakującą połową perfekcji. Zagrało to tak popisowo, że aż mnie zamurowało. No, bracie audiofilu, zamieszkujący mą mózgownicę, tośmy się doczekali. Czysty popis. Momentalnie – zaraz jako pierwsza – pojawiła się holografia. To co u OPPO było tylko dłuższymi wybrzmieniami i słuchaniem bardziej z pozycji widza niż uczestnika, tu stało się przede wszystkim sceniczną magią. Dźwięki zaczęły wybrzmiewać napływając z różnych kierunków i dystansów, a wraz z tym powstało to właśnie zjawisko, które zwiemy magią głębi przestrzeni. Dotyczyło nie tylko sceny, ale i ich samych. One także stały się kubiczne, a brzmienia w sposób widoczny płynęły, a nie tylko dawały się usłyszeć. No i same te dźwięki… W odniesieniu do nich można powiedzieć, że zyskały coś jakby wlać je do zielonej butelki. Nie stały się oczywiście zielone, ale wiecie o czym mówię. Nabrały czaru, powabu, niezwykłości, głębi. I stała się czysta magia, najczystszy urok.

Powierzchowność tego interkonektu może i nie przywodzi na myśl najznamienitszych przedstawicieli tego gatunku...

Powierzchowność tego interkonektu może i nie przywodzi na myśl najznamienitszych przedstawicieli tego gatunku…

Dystrybutor Sulek Audio wychwala te kable opowiadając, ile dostaje za nie w rozliczeniu takich uchodzących za rewelacyjne. Nie będę przytaczał nazw, gdyż tego nie weryfikowałem, ale mogę na słowo uwierzyć, że doświadczony audiofil, któremu nazwy już nie imponują, ponieważ zdążył się przekonać, że one nic tak naprawdę nie znaczą (nazwiska nie grają, jak mawiał Kazimierz Górski), bez sentymentu pozbywa się markowej drożyzny usłyszawszy lepsze brzmienie od nieznanych przewodów. Co komu po nazwach, kiedy gra gorzej? Na głowie będziesz nosił? A interkonekt miedziany Sulek Audio jest właśnie obrazoburczy i potrafi brutalnie rozprawić się z dużo droższym konkurentem. Kiedy wpasuje się w system, wali jak taran. Nie napiszę w tym miejscu, że pokonał referencyjnego CrystalCable Absolute Dream, bo tak się nie stało. Ale po pierwsze dziesięć razy jest tańszy, a po drugie różnica okazała się stosunkowo niewielka. Nieco więcej wyraźności, transparencji i dynamiki miało to krystaliczne srebro w super izolacji, ale nie był to dystans klasy i głównie odmienność stylu. A jednocześnie różnica zastosowań. Flagowy CrystalCable pasuje przede wszystkim tam, gdzie wszystko już jest optymalne i trzeba tylko dodatkowo to wyeksponować. Natomiast Sulek Audio doskonale spisuje się także tam, gdzie należy poprawić muzykalność, przydać głębi, wydłużyć wybrzmienia, odszukać zagubioną masywność, uprzyjemnić koloryt, przegnać jaskrawość, wygnać ostre soprany. Zrozummy się dobrze. On tego nie robi na zasadzie ujmowania, tłumienia, manipulacji. Działa jak filtr czysto upiększający i w tej roli poprawi a nie zdusi przejrzystość, uładzi pasmo i wzbogaci koloryt. Niczego nie będzie zabierał, tylko to co już jest ulepszy, uwidaczniając równocześnie niewidoczne wcześniej pozytywy. Taki dobry czar a nie parawan. Niczego nie zabierze, nie będzie żadnego coś w zamian. Dzieją się same dobre rzeczy, co brzmi jak bajka, ale tak właśnie jest. Za to Sulek Audio żąda sześciu tysięcy i je dostaje. Przecież nie za piękne oczy, handel wymienny, czy warkocz z miedzianego drutu.

Odsłuch: Przy odtwarzaczu

...ale wielu już było takich co tylko wyglądali, a nie brzmieli.

…ale wielu już było takich, co tylko wyglądali, a nie brzmieli.

   Od komputera powędrowałem ku odtwarzaczowi, ale na początku dalej zostałem ze słuchawkami, tyle że napędzanymi przez własny wzmacniacz. Tak więc tor ze znakomitego zrobił się ekstremalny, a by skrócić recenzję pobitego dość dotkliwie van den Hula już sobie darowałem, zostawiając samych tylko antagonistów – srebrnego Acoustic Zen i miedzianego Sulka. Zostawiłem także w opozycji grające słuchawki OPPO i McIntosha, oczekując na tym podwójnym skrzyżowaniu ciekawych zderzeń. I się nie rozczarowałem. Chociaż w sumie nic nowego się nie wydarzyło, poza może jedną rzeczą, ale o niej za chwilę.

Na początek zagrały OPPO z dopasowanym brzmieniowo Acoustic Zen. Raz jeszcze słuchawki te sprawiły ogromną satysfakcję, a ich styl okazał się wyjątkowy. Gnany ciekawością porównałem je wyrywkowo z AKG K812 i Sennheiserami HD 800. To była zacięta walka, ale z dość wyraźnym wskazaniem na OPPO. Dopiero kiedy użyłem referencyjnego Crystal Cable (wykończą mnie te porównania), szanse się wyrównały, ale i tak OPPO zagrały najbardziej bezpośrednio, a w porównaniu z nimi dwa sławne flagowce bardziej teatralnie, na dalszych planach, z większą ilością pogłosu i nie tak naturalnymi wokalami. Ale my nie o tym, chociaż poniekąd także.

Pozbawione procesora K2 słuchawki OPPO nie miały wprawdzie teraz tak silnie wyrażonej holografii, ale wszystkie inne aspekty okazały się dużo lepsze. Czar lamp przepływał srebrnym interkonektem niczym złocista rzeka, ale głównie jako swego rodzaju scenografia, bo najważniejsze było nasycenie powietrzem, piękna złożoność dźwięku i przede wszystkim naturalność grania. Prawdziwy popis. Są te OPPO niezwykłe. A jednak.

Ale niezwykłe są także McIntosh MHP1000, co słychać było już w pierwszej sekundzie. Od razu zrobiły salto w tył z podwójną śrubą, tak by nie było wątpliwości co potrafią. Moc krzyżowała się z delikatnością i aksamitność z połyskiem, a wszystko przy ekstremalnie dokładnym obrazowaniu i super dynamice. Bas walił punktowo, soprany strzelały – istny brzmieniowy cyrk. Nic, tylko puścić na wiwat Marsz gladiatorów, albo jeszcze lepiej tryumfalny Radamesa z Aidy Verdiego. W kontekście kabla Acoustic Zen do powiedzenia jest tyle, że w bardziej wyszukanej oprawie sprzętowej okazał się lepiej do tych MHP1000 pasować, najmniejszej ich popisom krzywdy nie czyniąc. Słuchać można było bezproblemowo, nawet się rozkoszować, chociaż na tle OPPO były to raczej właśnie popisy a nie naturalne granie. Jednak takie naprawdę super, gdyż jedynie same soprany nadmiernie wariowały. W odniesieniu do nich była to już przesada, zarówno ilościowa jak jakościowa. Ale bez prostactwa – co to, to nie. Przestrzenne były i melodyjne, a tylko nazbyt rozbudzone. Z za dużą zawartością procentową w paśmie i przedobrzonym kontrastem.

Na pewno i brzmi i wygląda Acoustic Zen Silver Reference, a że kosztuje podobnie co Sulek...

Na pewno i brzmi i wygląda Acoustic Zen Silver Reference, a że kosztuje podobnie co Sulek…

To teraz Sulek. Podczas słuchania OPPO okazało się, że lepszy tor poprawia ich współpracę z miedzianym przewodem – co było zrozumiałe, bo tak jest zawsze – ale zarazem czyni ją dość podstępną, co już oczywistym nie było. Zaraz po srebrze odnosiło się bowiem wrażenie, że przekaz wprawdzie nabrał masy i stał się bardziej konsystentny, ale mniejsza ilość powietrza czyniła go mniej popisowym. To wrażenie jednak w ciągu paru minut znikało, a w jego miejsce przychodziło odczucie silnego realizmu, popartego wyjątkową elegancją. Nie było to wprawdzie nic nowego względem sytuacji przy komputerze, ale na wyższym poziomie się działo, a przez to jeszcze silniej działało na wyobraźnię. Takie granie dla smakoszy, osób chcących jednocześnie nawiązać bezpośredni kontakt z muzyką i mieć ją w formie szczególnie przyjaznej, bez żadnych ekscentrycznych popisów. Dokładnie bez tego wszystkiego co chwilę wcześniej ze srebrnym interkonektem pokazały MHP1000; całej tej migotliwości, cięcia brzegów jak skalpelem i ekstremalnych kontrastów. Zamiast tego obszernie, z dźwiękową ekstensją, złagodzonym a nie jaskrawym światłem i w płynięciu a nie wibrowaniu. Z naciskiem na melodykę a nie dynamizm i szybkość.

Znowu muszę przypomnieć, że takie opisy posługują się przesadzonymi epitetami, tak więc OPPO z miedzią nie grały jak słoń puszczony na filmie w zwolnionym tempie, tylko także żywo i z ikrą, tyle że z innym rozłożeniem proporcji i akcentów. Naciskiem na melodię, wypełnienie i brak dźwiękowych obrysów zastępowanych u nich promieniowaniem, a nie poprzez ostry rysunek, pierwszoplanową żwawość i popisowe kontrasty.

Ale dopiero teraz będzie najlepsze, to znaczy Sulek Audio IC ze słuchawkami McIntosh MHP1000. Najlepsze dla jednych i drugich, jako że się spotkali i pokochali. Słuchawki te nie są teraz przedmiotem recenzji, a tylko sprzętem pomocniczym, ale że one dźwięk wyprodukowały, ich rola siłą rzeczy staje się bardziej pierwszoplanowa. Ujmijmy to zatem w całość. Interkonekt Sulka popisał się tym, że całkowicie zapanował nad dzikimi sopranami McIntoshy. Początkowo aż nie mogłem uwierzyć i przez liczne utwory zmuszony byłem przejechać, by się na koniec upewnić, że tak jest istotnie. O-la-la!, o-la-la! – zaczęło mi wówczas w głowie podśpiewywać. To taki z ciebie Sulek…

Kable potrafią okrutnie namieszać, tak więc niby to w sumie nic zaskakującego, a mimo to byłem poruszony. Specjalnie podpiąłem na powrót srebrny interkonekt i posłuchawszy raz jeszcze kilku sopranowych popisów wróciłem do miedzianego. Tak, niewątpliwie – nastąpiła radykalna poprawa. Tego nie można zresztą nawet nazwać poprawą, ponieważ słowo to jest w tym wypadku niewystarczające. Tu nastąpiło uleczenie wariata. Uzdrowienie radykalne. Dzikie sopranowe piki zamieniły się w odgłosy pudeł instrumentów, w normalne struny, w pozbawione nerwowej ekscytacji głosy. Coś jakby cofnąć nagranie z tłukącym się wazonem i rozbity na kawałeczki z powrotem w całość złożyć. Bardzo przyjemne odczucie i pełna w związku z tym satysfakcja. Jednocześnie brzmienie MHP1000 przesunęło się w stronę OPPO, ale ich styl pozostał specyficzny.

...to pozwolimy sobie na małe porównanie.

…to pozwolimy sobie na małe porównanie.

Bo one są inne, tak jak czym innym jest dźwięk saksofonu – złożony głównie z dmuchania, w którym twardsze i ostre fragmenty są jak rodzynki w cieście, a czym innym dźwięk dzwonków bądź naprężonych strun metalowych, gdzie dominuje nie powietrze tylko punktowe błyski, wrzeciona i pogłosy. Znowu to jest przesadą, bo różnice nie odpowiadają dokładnie różnicom pomiędzy słuchawkami OPPO i McIntosha, ale procentowy udział dźwięków dmuchanych w OPPO zdecydowanie jest większy, a błyskających, cyzelowanych, punktowych u McIntosha. U jednych granice na obrzeżach dźwięku się zacierają, u drugich się rysują i utrzymują. Dźwięk OPPO jest zatem niczym obłok, a McIntoshy jak ornament. Dlatego słuchawkom OPPO podobają się bardziej interkonekty ostrzej formujące, a McIntoshom plastyczne, kubiczne, łagodnie modelujące, wycieniowane.

A sam Sulek Audio IC? On jest bardziej z tych drugich, ale w przypadku sprzętu najwyższej jakości świetnie pasował do obu typów brzmienia, tak więc wysoce jest uniwersalny, chociaż bardziej na elegancji i melodyce niż ekstatycznych popisach skupiony.

Odsłuck: Z głośnikami

Sulek zaprezentował się w kilku konfiguracjach...

Sulek zaprezentował się w kilku konfiguracjach…

   Wszakże z głośnikami pokazało się coś jeszcze innego. Mianowicie to, że interkonekt Sulek Audio RCA IC posiada inercję. Trzeba więc z jego oceną uważać, a wcześniejsze, szybkie porównania okazały się zawierać błąd metodyczny. Bowiem wpięty w system zrazu gra spokojnie i przede wszystkim pełnym dźwiękiem, a dopiero po kilkunastu minutach zaczyna przyspieszać. Jest więc trochę jak pociąg, który powoli nabiera rozpędu, ale jak już nabierze, to się zaczyna. Między Krakowem a Warszawą to nie, ale pomiędzy Paryżem a Lyonem to owszem.

Tak samo jak przedwzmacniacz gramofonowy Audiona, zagrał Sulek ze wzmacniaczem i głośnikami Avantgarde, zarówno z przyczyn logistycznych jak i jakościowych. Wielkie tuby są nie do ruszenia, a wraz ze swoim wzmacniaczem prezentują poziom, o jakim całe tłumy audiofili marzą przed zaśnięciem. Znowu nie będę się rozpisywał o przymiotach głośników i wzmacniacza, bo o tym będzie w ich recenzji, ale o Sulku należy powiedzieć, że chociaż w pierwszych minutach zdawał się grać przede wszystkim spokojnie i z wypełnieniem oraz piękną przestrzenią, to bardzo szybko zamieniło się to w ekstremalny popis realizmu. Zrazu światło było stonowane, dynamika szła łagodnymi podejściami, czuć było ciepły powiew i sycącą pełnię oraz całościowe płynięcie, natomiast nie było ataku. Taka muzyka spacerowa, przepływająca z godnością niczym wielka rzeka. Coś szybszego, bardziej aktywnego, pojawiało się tylko momentami, rzucane to tu, to tam jakimś dzwonieniem czy mocniejszym akcentem trąbki, ale ogólna atmosfera była defiladowa a nie wyścigów. Bardzo przyjemna, popisowa nawet, bazująca na całościowej potędze. Ale że może być dużo lepiej, to się już po kilkunastu minutach stało bardzo widoczne. Tonacja skoczyła do góry, na całkowicie realistyczny poziom, a wszystko nabrało rozpędu, wigoru, lśnienia i emocji. Strzeliło to takim dźwiękiem, jakbyś klubu jazzowego drzwi otworzył i od progu dostał po uszach szalejącymi instrumentami. Wszystko zatętniło życiem, a skala dynamiki i skala jakościowa samego dźwięku atakowały z wielką siłą. O ty Sulku, łobuzie! To ty tak też potrafisz? – pomyślałem słuchając tego i zdumiewając się przemianą.

...i nie żeby było cokolwiek gorszy od amerykańskiego kolegi...

…i nie żeby było cokolwiek gorszy od amerykańskiego kolegi…

Nie darmo Karol relacjonował z Paryża, że te kolumny z tym wzmacniaczem były tam dźwiękiem wystawy. Aż żałuję, że nie mogę się w tej chwili na ich temat rozpisać, ale jeszcze nadejdzie pora. Teraz jedynie wspomnę, że naprawdę super realistycznie to grało, a dmuchające z tub soprany szły o lepszą z potężnymi pomrukami głośników aktywnych. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że z interkonektem Sulek Audio RCA IC w ten sposób to zagra. Liczyłem raczej na styl, który pokazał się tylko w pierwszych minutach. Na potęgę, ale łagodną, dostojną, uspokojoną. A tu wyskoczył realizm, niczym żywy muzyk wyciśnięty magicznie z tuby, i zrobiło się całkiem inaczej. Ale o ileż lepiej! To już nie był akompaniament jak granie do kotleta, tylko najprawdziwszy koncert. Taki live i unplaged, bez żadnego przetworzenia. A zatem Sulek potrafi. Trzeba tylko pozwolić mu pograć, nie przerywając porównawczym przepinaniem z konkurencją, a wówczas wchodzi na wyższy poziom. Na tym poziome potrafi zaś łączyć najwyższej miary kulturę i panowanie nad artykulacją z żywością i dynamiką. Ale chyba najważniejsze w tym Sulku jest to, że potrafi przepuszczać przez siebie dźwięk w całej jego szerokości. Że go nie zwęża i nie czyni spłaszczonym, a przeciwnie – pogłębia i poszerza. To daje zarówno soprany w ich naturalnym rozpostarciu, jak i bas wyzwolony z dudnienia i ograniczeń. A wraz z tym ludzkie głosy w ich naturalnej, w ogóle nieprzetworzonej i niczym nie oddzielonej od słuchacza postaci. Nie tylko prawdziwe i nie tylko bezpośrednie, ale prawdziwe i bezpośrednie jednocześnie. Albowiem prawdziwość i bezpośredniość wcale nie są synonimami. Czyjś głos może brzmieć prawdziwie, ale z oddalenia albo oprawiony pogłosem, a wówczas nie ma bezpośredniości. Kiedy indziej może zaś być bezpośredni, gdyż jawi się jako bliski i akustycznie nieprzetworzony, ale tonację ma obniżoną bądź podwyższoną, a wówczas należy do innej osoby niż rzeczywista, co czyni go nieprawdziwym. Nieprawdziwy może być także z wielu innych powodów: na przykład nie dość przestrzennego rozpostarcia, zubożonej artykulacji, zbytniej sykliwości, sztucznego zmiękczenia lub wyostrzenia. Długa jest lista nieprawidłowości, z których każda oznacza odstępstwo od prawdy. Oczywiście prawdy zawsze w jakim sensie umownej, bo Prawda to wielkie słowo i skrajnie trudne zagadnienie filozoficzne, któremu poświęcono tysiąclecia namysłu spisanego w mnogich opasłych tomach. Ale tu nie musimy się nią tak dogłębnie zajmować. Wystarczy prawda koncertu i mikrofonu. I tą prawdę – prawdę spełnienia oczekiwań słuchacza wyrobionego w sztuce muzycznego odbioru – interkonekt Sulek Audio potrafi kreować naprawdę przednio. A jeszcze w dodatku posiada wybitną siłę synergii, jako że o wiele częściej pasuje niż nie pasuje.

...był inny. Bardzo kulturalnie inny. Oby tak dalej!

…był inny. Bardzo kulturalnie inny. Oby tak dalej!

Szczerze mówiąc nie słyszałem by gdzieś nie pasował, za to bardzo często pasuje wyjątkowo dobrze. Tak więc wcale się nie dziwię temu znajomemu, co do mnie go przyniósł, a który niedługo potem sprzedał własny interkonekt kosztujący dwadzieścia parę tysięcy i zostawił sobie Sulka. Dobrze zrobił, sam mu to doradzałem. Porównawcza przewaga polskiego interkonektu rozwiewała wszelkie wątpliwości.

Podsumowanie

Sulek_Audio_RCA_IC_001_HiFi Philosophy   Pisanie recenzji interkonektu klasy high-end kosztującego sześć tysięcy od polskiego producenta, to rzadka sposobność. Nie ma wielu odważnych stawać w szranki ze światową czołówką i udowadniać porównawczo swą lepszości. Podobno niedługo firma Albedo będzie próbowała tej sztuki, a na razie do akcji wkroczyło Sulek Audio RCA IC i wkroczyło według mnie bardzo skutecznie. Gol padł natychmiast, w pierwszej już akcji. Do wypróbowania zostają jeszcze kable sieciowe i głośnikowe, ale stawiam w ciemno, że też się okażą wybitne. A sam interkonekt? Prawdę mówiąc do opisania okazuje się trudny, co jest niejako paradoksalne, bo jednocześnie jest łatwy do stosowania. Sprawdza się wszędzie, niezależnie od stylu sprzętu i oczekiwań odbiorcy. Oczywiście czasami lepiej, a czasami mniej spektakularnie, ale się sprawdza. A kiedy wpasuje się tak dobrze jak ze słuchawkami McIntosh albo głośnikami i wzmacniaczem Avantgarde, daje popisy natychmiast uwierzytelniające jego wysoką cenę i powoduje gotowość słuchacza do poderwania się z fotela i podjęcia aktywnych działań celem sprawdzenia, czy posiadany dotychczas kabel jest się w stanie obronić, czy też wymiana go na Sulka jest potrzebna jak lato windsurferom a zima narciarzom. A daję audiofilskie słowo, że na własne uszy słyszałem jak kabel za dwadzieścia parę tysięcy – taki z wąsami, magicznymi pudełkami, pakowany w cudne pudło i z eleganckim oplotem – poległ przy tym Sulku sromotnie. Inaczej bym przecież recenzji interkonektu Sulka nie pisał, bo na cholerę mi kłopoty, pretensje i promowanie tandety albo przeciętności. Nachalny marketing to nie moja specjalność. Od tego inni są specjaliści.

Mówiąc szczerze nie wiem jednak jak tego Sulka scharakteryzować. Kusi by napisać, że przede wszystkim podnosi kulturę, doskonale posługuje się sopranami, nie gorzej basem, a nadaje się przede wszystkim tam, gdzie coś jest nie tak, zwłaszcza kiedy z powodu ostrości. Jednak z drugiej strony z systemem Avantgarde pokazał lwi pazur realizmu, a holografia i piękna scena to także sulkowe przymioty. Tak więc najbezpieczniej będzie powiedzieć, że jest to super kabel, którego zawsze warto próbować. Zwłaszcza kiedy ma się już inny bardzo dobry, przynajmniej w sensie pozycji rynkowej, a nie jesteśmy do końca pewni, że spełnia wszelkie oczekiwania. Bo może się okazać… Już napisałem, co może.

 

W punktach:

Zalety

  • Najwyższej klasy kultura.
  • Potężne brzmienie.
  • Żadnych ograniczeń w przekazie.
  • Przyjemne ciepło.
  • Wspaniała głębia dźwięku.
  • W odpowiednim torze ekstremalny realizm.
  • Super detaliczność.
  • Radykalna poprawa sopranów.
  • Potężny bas.
  • Żywi wokaliści.
  • Prawda i bezpośredniość.
  • Wygra prawie każde porównanie.
  • Prawie wszędzie pasuje.
  • Bardzo solidna konstrukcja, niepodatna na uszkodzenia.
  • Dość elastyczny.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Skromne opakowanie.
  • Nie ma biżuteryjnego wyglądu.
  • Dużo kosztuje.
  • Debiutant.
  • Żadnych danych o technologii.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma: HiFi Ja i Ty

System:

  • Źródła: PC, Accuphase DP-700.
  • Przetwornik: Phasemation HD-7A192.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Sugden Masterclass HA-4.
  • Słuchawki: AKG K812, McIntosh MHP1000, OPPO PM-2, Sennheiser HD 800.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Silver Reference, CrystalCable Absolute Dream, Sulek Audio IC, van den Hul First Ultimate.
  • Wzmacniacz: Avantgarde Acoustic XA.
  • Głośniki: Avantgarde Acoustic Duo Grosso.
  • Kabel głośnikowy: Vovox Tekstura.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
  • Listwa: IsoTek EVO3 Sirius.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

23 komentarzy w “Recenzja: Sulek Audio RCA IC

  1. Marcin pisze:

    z newsów: beyerdynamic wypuszcza w tym roku nowego flagowca.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Elektryzująca wiadomość. Skąd pozyskana? Nie dalej jak kilka tygodni temu rozmawiałem z polskim dystrybutorem Beyerdynamica i pogłoski o nowym flagowcu, pojawiające się w Monachium, dementował.

      1. Marcin pisze:

        nie ma jeszcze żadnych oficjalnych informacji na ten temat. Nie znam też szczegółów (cena, miesiąc itd.). Wiadomość pochodzi od polskiego dystrybutora z dnia dzisiejszego. Jest poufna i póki co potwierdzone zostało jedynie, że flagowiec ma być wypuszczony w tym roku.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Poufna to już nie jest 🙂

          1. Maciej pisze:

            Sennheiser też wypuszcza nowego flagowca w tym roku, Więc będzie ciekawie 🙂

            Piotr grasz w bi-ampingu? Bo tak podpatrzyłem na fotografii w recenzji.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Gram.

  2. Darek pisze:

    Witam,
    Posiadam RCA oraz kabel sieciowy i podpisuję się pod recenzją obiema rękami.

    Pozdrawiam

  3. Piotr Ryka pisze:

    Co do tych nowych flagowców, to pewnie wszyscy się zestrachali OPPO PM-2, bo one za mniejsze pieniądze na poziomie dotychczasowych grają. Żartuję, ale nie tak do końca.

    1. Maciej pisze:

      Myślę że tak wspaniałą marka jak Beyerdynamic ma prawo do narzucania tempa firmom Chińskim. Hi-Fi Man i inni wyrywają się z jakimiś błyskotkami co chwilę więc Niemcy nie zostają dłużni. I na całe szczęście.

  4. Roland pisze:

    Kiedys jeszcze firmy dorabialy do tego wszystkiego ideologie, materialy z kosmosu itp. teraz juz nawet to olewaja , bo frajer i tak sie znajdzie…

    1. Piotr Ryka pisze:

      A na jakiej ideologii oparta jest opinia, że to frajer? Chodzi o frajera odsłuchowego? Takiego co posłuchał, usłyszał że gra lepiej i kupił kabel zamiast ideologii?

      1. Roland pisze:

        Przyznam, ze sam dałem sie nabrać, kupiłem IC za 3,5kzl i za cholera nie potrafię wyłapać różnic pomiędzy nim i takim diy za 500zl, najpierw myślałem ze to ja mam coś ze słuchem ale kolega także nic nie wskazał ( nie byl to ślepy test, dac ma dwa wyjscia – xlr i rca, przełączając pomiędzy nimi nie dało sie cokolwiek stwierdzić, choć było wiadomo, który kabelek własnie gra… :))

  5. Marcin pisze:

    są już w Polsce pierwsze recenzje audeze el-8, więc i w hifiphilosphy powinny swoje miejsce mieć. Są dostępne w „AM”, od których pochodziły i inne recenzowane tu audeze, więc z dostępnością dla recenzenta nie powinno być problemu. Z recenzji wynika, że grają znakomicie i o dziwo stosunek jakość/cena jest bardzo dobry i może się okazać, że wyraźnie lepszy niż w modelu oppo-2.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miałem je obiecane na test, ale przyjść miały dopiero w przyszłym tygodniu.

  6. AAAFNRAA pisze:

    Powoli nadciąga nowy flagowiec HiFiMAN HE-1000. A przewidywana cena jak za lotniskowiec 🙂 Chociaż Ultrasone Edition 5 droższe.
    Info na Head-fi

    http://www.head-fi.org/t/748334/hifiman-he1000-planar-dynamic-flagship/2040#post_11422631

    1. Maciej pisze:

      Jest okropny z wyglądu. Jest tanią choinkową imitacją słuchawek wysokiej klasy, w mojej ocenie 🙂

  7. Piotr Ryka pisze:

    Trzeba grille pędzelkiem na czarno pociągnąć i będzie mniej odpustowo.

  8. Tom pisze:

    Zgadzam się z Recenzentem kabli Sulek. Także porównywałem dźwięk tych interkonektów z Acustic Zen, bo miałem ich referencyjny kabel Acustic Zen Absolut. Sulek jest bardziej naturalny, daje wręcz fizyczny dźwięk, niczego nie przebarwia. Oczywiście to rzecz gustu, ale jeśli szukamy coś odpowiadającego realnemu dźwiękowi to sulek zbliża bardziej ideału hi endu. Chociaż nie jest on tani, ale mam nadzieje, że będzie niedługo konkurował z najdroższymi kablami.

  9. Tom pisze:

    Są to super kable. Porównywałem je z Acustic Zen Absolut oraz z Chord Anthem. Są to bardzo neutralne kable, pokazują dźwięk tak jak został zrealizowany. Jest w nich dużo przestrzeni i ciepła. Trzeba tylko się z nimi osłuchać.

  10. hifiphilosophy pisze:

    Poproszona mnie o zamieszczenie komentarze, którego autor ma problemy techniczne z zawieszeniem go na stronie:

    Zbigniew pisze:

    Gdy odebrałem z salonu HiFi Ja i Ty interconnect „Sulek” – mimo ,że nie jestem zbytnim sceptykiem i wiele w życiu widziałem/ i słuchałem/ popadłem w lekkie osłupienie.Po kablach za 6 tyś. zł spodziewałem się trochę innego wyglądu – wiem jak wyglądają cenowi konkurenci.Ale przecież w kablach ważniejsze jest jak grają, a nie jak wyglądają pomyślałem i włączyłem do systemu.
    Nowego sprzętu / w tym kabli/ zawsze po raz pierwszy słucham razem z żoną – oprócz wielu innych niezaprzeczalnych zalet ma również tę jedną / bardzo dla mnie ważną/ – słuch absolutny.Wiele godzin spędziliśmy razem nad różnymi kablami analizując ich wady i zalety, wybrzmienia instrumentów, niskie i wysokie tony, szerokość, głębokość sceny itp.Piszę o tym dlatego, że po podłączeniu Sulka te wszystkie dywagacje nie mają już sensu.Od razu było wiadomo, że stało się coś ważnego – dźwięk stał się taki ,jaki powinien być.Niczego nie jest ani za mało, ani za dużo, nic nie jest ani za głębokie , ani za płytkie.Wszystko wybrzmiewa tak jak powinno.I jeszcze jedno – ta informacja płynąca od Sulka jest pewna, niepodważalna i bezdyskusyjna.
    ” Kocham Pana Panie Sulku” -słowa mojej żony – o które o dziwo nie jestem zazdrosny.
    A propos mam do sprzedania Tara Labs 0,8 Onboard 1,5m z wszystkimi pudełkami i papierami.

  11. Ryszard Ch. pisze:

    Witam
    W ub. roku pewien audiofil z Częstochowy poprosił mnie o test kabli Sulek ( cały set ) . Wynikało to z tego , że jego elektronika była zbyt słaba – mało selektywna , a on chciał kupić kable z uwzględnieniem swoich nowych preferencji w zakresie audio . Moje uwagi : Wyrób nie nadaje się nawet do pokazywania , komponenty , izolacja są poniżej krytyki , Listwa sieciowa na poziomie gorszym znacząco od zwykłego przedłużacza z supermarketu za kilkanaście złotych .
    Odsłuch . Kable w zasadzie nie posiadają średnicy i nie chodzi tylko o ich wycofanie , ale o wręcz wycięcie pasma na poziomie tonów średnich . Jedyne co mają to wyższy bas . Tutaj nie przerażają . Zarówno rozdzielczość jak i dynamika są znikome . Dobry system praktycznie jest dławiony przez wąskie gardło jakie występuje po wpięciu tych kabli do systemu
    Wciskanie ludziom ciemnoty o tym jak rzekomo te kable brzmią , to spore wynaturzenie . Wykonane w najgorszy możliwy sposób z najgorszych dostępnych komponentów i kablu przemysłowym .Takie „cudo” sprzedawane po 6000 tysięcy złotych to jest naciągactwo . I o ile przeciętny użytkownik w swojej naiwności może się na to nabrać ( przykład osoby ze Śląska , która jednak miała wątpliwości i poprosiła o pomoc tego, kto ma doświadczenie w temacie no i ma na czym to sprawdzić- jakość kabli ) . To jednak każdy recenzent , który tym zajmuje się zawodowo i jest opiniotwórczy na zewnątrz powinien wiedzieć jak taki produkt opisać . W tym przypadku pomyłki być po prostu nie może . Chyba , że ktoś ma wadę słuchu lub nie ma na czym przetestować produktu – kabli . Wtedy nie powinien się za to po prostu brać . Nie udzielam się na codzień na forach i tym podobnych przeglądach audio . Ale w tym wypadku pozwoliłem sobie na ten wpis bo krew się burzy jak , taki opis się czyta …..
    Pozdrawiam
    Ryszard

    1. PIotr Ryka pisze:

      Zatwierdziłem ten wpis – który na zatwierdzenie w żadnym razie nie zasługiwał – jako dobitny przykład tak zwanego hejtu. Zawarte w nim stwierdzenia są samymi wierutnymi bzdurami, poza zgodnym z prawdą, że listwa Sulka ma zwyczajną, plastikową obudowę. Sulek twierdzi, że odsłuchowo taka wypadła mu lepiej, a ja z tym nie będę polemizował, ponieważ obudów nie porównywałem. Natomiast wszystkie te „nie posiadanie średnicy”, „zarówno rozdzielczość jak dynamika znikome”, czy „dobry system praktycznie jest dławiony przez wąskie gardło” – to najczystszej postaci brednie, pisane najpewniej przez osobę tracącą pieniądze w następstwie faktu, że interkonekty Sulka poziomem przewyższają wielokrotnie droższe. Kable były konfrontowane z innymi w mojej obecności i jakoś nikt nie ważył się twierdzić, że są niedobre. I, jak to już wielokrotnie poprzednio robiłem, proponuję przyjazd do siebie i posłuchanie. Przekonamy się, czy faktycznie nie mają średnicy i coś dławią. Czekam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy