Recenzja: Stax SR-X9000

Brzmienie

Dochodzenie do brzmienia

Największe z wszystkich Staksa.

    Ten podrozdział można pominąć, chociaż wskazuje na rzecz ważną – na wybitną (choć oczywiście nie unikalną) skłonność nowych flagowych Stax do przejmowania własności współdziałającego toru.

    Sprawę poprzedza, oczywista, klasyczne wygrzewanie, w które jedni nie wierzą – inni wierzą, a sam wierzę, z tym że to nie żadna wiara, a konsekwencja doświadczeń. Akurat podczas testowania X9000 raz jeszcze mogłem to potwierdzić, musząc usunąć z przedwzmacniacza nowo pozyskane, pracujące od około stu godzin długoanodowe ECC83 Mullarda, dające mimo budowy identycznej brzmienie rażąco uboższe od pary używanej przez lata. Zakładam przy tym, trudno inaczej, że Stefan swoje X9000 porządnie ograł, że pracowały co najmniej dwieście godzin. Mimo to w konfrontacji z innymi okazały się mieć mniej transparentne medium, wycofane soprany oraz przesadną pogodę nastrojową na bazie zarówno tego cofnięcia, jak i lekkiego do średniego ocieplenia. Co zaznaczało się w każdej muzyce obrazującej inny od pogodnego nastrój: smutne, utrzymane w klimacie powagi, czy wręcz wiejące grozą utwory (jak Pas de Deux Czajkowskiego, Tri siestry Bułata Okudżawy, Ta nasza młodość Haliny Wyrodek albo Opening Titles From „Mutiny on the Bounty” Vangelisa) okazywały się nastrojowo skręcone w stronę pogody ducha, której same nie przejawiają. Wszystko to prysło po dwóch dniach grania od rana do wieczora – medium stało się czyste, soprany w pełni rozwinięte, nastroje weszły na swoje miejsce. Został sam szok recenzenta, zaskoczonego tym, jak bardzo były te X9000 początkowo różne i jak się prędko przeobraziły. A teraz o samym brzmieniu.

Wyznaczniki

    Dwie rzeczy decydują w równym stopniu o charakterze tych słuchawek poza samą wydolnością ogólną. A jest ta wydolność pierwszorzędna, co odnosi się też do basu. Nie mamy już do czynienia z obecną u poprzedniego flagowca SR-009 dominantą transparentności – przenikającą aż do wnętrza postaci, czyniącą z nich rodzaj duchów. Te transparentne awatary (skądinąd urokliwe) ustępują miejsca konkretności zupełnej:  namacalność, ciężar właściwy materii kreującej (na równi z gatunkowym), tak samo jak procentowa obecność i potęga basu – to wszystko okazuje się prima sort, chociaż kiedy ktoś preferuje szczególną kaloryczność dźwięku i namacalność na tym opartą, to pozostając w kręgu elektrostatów nowe Audeze będą dlań lepsze. Okażą się też gładsze, bardziej skupione na melodyce oraz ogólnie biorąc takie brzmieniowo zwyklejsze – ale gdybym miał między nimi a X9000 wybierać, wybrałbym nowe Staksy. Te są w pozytywnym znaczeniu bardziej niezwykłe, a decyduje o tym jeden z czynników wspomnianych w pierwszym zdaniu.

    Otóż one potrafią szeptać.

Z osobliwymi osłonami.

    Powiecie:  – Pan zwariował! Przecież każdy potrafi; i człowiek, i słuchawki. Ale właśnie, że nie. One są bardziej intymne, bo przemawiają jakby ciszej, a mimo to wyraźniej.

    Skanowanie powierzchni dźwięku mają mikroskopowo dokładne, a przez pierwsze dwa dni odnosiłem wrażenie, że słyszę przy tym tarcie membran o elektrody, ale to ustąpiło. (Albo mi się zdawało przez te trochę nazbyt technicznie grające, surowe jeszcze ECC83.) Dokładność ta – zjawiskowa i pokrewna tej z Dan Clark Audio Stealth, charakteryzuje niejedne elektrostaty, od sennheiserowskiego Orpheusa poczynając. Tu jednak nie jest parametrem jednym z wielu, tylko wysuwającym się przed inne. Nie wielka scena z SR-Omegi i nie całościowa spektakularność Sennheiser HE90, ani też melodyjność Audeze CRBN, tylko intymny kontakt na bazie przede wszystkim mikroskopowej dokładności odczytu i jednocześnie unikalnie precyzyjnego ukazywania różnorodności dźwięków, to u tych X9000 znak firmowy. Jeśli więc komuś szczególnie zależy na tym, by jakiś głos – człowieka czy instrumentu – był jak najbardziej swoisty, a nie przede wszystkim efektowny, potężny i otoczony dalą, to to słuchawki dla niego.  

     Wraz z tym nie należą do takich, które chcą muzykę wygładzać, natłuszczać lub w dowolny inny sposób podkręcać – echami, pompowaniem energii, nabłyszczaniem, naprężaniem, słodyczą, ciepłem, rozbudowaną scenerią.

    Echa pozostają pod pełną kontrolą i nigdy nie zostają sztucznie pogłębione, a kiedy mamy do czynienia ze zwykłą mową lub aranżacją bez echa, to nie ma po nich śladu.

    Sama materia brzmienia jest barwna i nie posiada tendencji do zszarzania ani wpadania w inny dominujący odcień, a skutkiem bogactwa tekstur najczęściej na powierzchni bardziej matowa niźli lśniąca, choć lśnienia ni dźwięczności nikomu nie zabraknie.

    Naprężenia nie ma zaś wcale – napięcia strun instrumentów i strun głosów są całkowicie naturalne.

    Zapewne w zależności od toru karnacja całokształtu będzie jaśniejsza lub ciemniejsza, ale nie ma rozjaśnień, nie ma podświetleń, podbarwiającej kremowości, jaskrawości ani po drugiej stronie mroku. Ogólna nastrojowość pozostaje zwykle poważna i tonalnie trochę ściemniona, a po potraktowaniu moim torem zupełnie znikło ocieplenie – zostało samo naturalne ciepło o dobrze uchwyconej temperaturze, takiej bez śladu chłodu.

Mało czytelnie zaznaczonymi stronami. (Choć pady wszystko wyjaśniają.)

    Odnośnie zawartości energetycznej brzmienie jest raczej delikatne, chociaż uderzenia perkusji nie przejawiały słabości, za to przejawiały złożoność. Jednakże mocne uderzenia smyczka o struny violi da gamba na płycie „Harmonie Universelle II” Jordi Savalla (bębnienie smyczkiem) miały zdecydowanie mniejszą siłę i zwartość niż u AKG K1000. Niemniej swą siłę miały, a mniejsza porcja i mniejsze skupienie energii pozwalały bardziej zaistnieć poszczególnym strunom, co niosło swoją wartość, także wzmagało różnorodność.

   Na rzecz intymności i szeptu pracował również pierwszy plan, który okazał się wyjątkowo bliski; duża część akcji rozgrywała się u słuchającego w głowie. (Epistemologicznie rzecz biorąc wszystko i zawsze rozgrywa się w podmiocie [2], ale nie o tym teraz mowa, tylko o jego doznaniach.)   

    Wraz z takim pierwszym planem docieramy do drugiego wyznacznika – do charakteru sceny.

    Stax pisze o tych słuchawkach jako mających największe pole dźwiękowe na świecie. I tu się muszę nie zgodzić, zwłaszcza gdy idzie o głębokość. Szerokość – owszem, jest szeroko, ale głębi stosunkowo niewiele. Słuchając (jak przy każdych) chóru z Czarodziejskiego Fletu, zostałem poczęstowany dystansem kilkunastu metrów i audytorium o powierzchni nie większej od jakichś trzystu metrów. Dość było tej powierzchni, by zaznaczyła się holografia, ale kudy jej było do tej z SR-Omega, Orfeusza czy Grado GS1000. Zupełne zatem zaskoczenie wobec takiego podobieństwa konstrukcji do pamiętnego pierwowzoru; bezpośrednio porównywane AKG K1000 pierwszy plan postawiły trzy razy dalej i na bezmiernej połaci z holografią towarzyszącą radykalnie efektowniejszą. Lecz kiedy chce się intymności, sączenia dźwięku do ucha, to te X9000 są kapitalne, może nawet z wszystkich najlepsze. Zarazem nie jest tak, że – dajmy na to – chór Verdiego albo symfonika Beethovena czy Berlioza wypadną jakoś niespecjalnie. Kiedy nie czynić bezpośrednich odniesień, ta relatywna płytkość sceny nie będzie uderzała, poza tym każde słuchawki pod względem głębi sceny i tak są w tyle za kolumnami.

Tradycyjnymi wtykami.

    Niemniej test stereofoniczny pokazał z całą dobitnością, że dźwięk z kanału do kanału przechodzi u Stax SR-X9000 przez sam środeczek głowy, a nie mniej ani bardziej przed oczami albo nad głową.

    Tak więc są to słuchawki z bliskim polem dźwiękowym, a nie największym na świecie.

[2] Nie można ontologicznie udowodnić istnienia czegoś takiego jak „świat zewnętrzny”; można go tylko zakładać na wiarę, na zdrowy rozum albo coś jeszcze innego (np. dla wygody– myślowej, komunikacyjnej, badawczej).

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Stax SR-X9000

  1. ductus pisze:

    Piotrze, jak zawsze znakomicie napisane, te recenzje z twojego pióra to perełki. A co do Twojej opinii: Znając X9k w moim systemie i porównując z wieloma innymi moimi słuchawkami, też z Orfeuszem, nie miałem wrażenia niedostatków w budowaniu sceny. Również holografia X-ów (jakże zależna od materiału dźwiękowego!) jest OK. Ale w pełni respektuję Twoje odczucia i wnioski, bo jak wiadomo, każdy ma inne uszy i inne doświadczenia. Tymniemniej, nie zamieniłbym X9k na np. CRBN, Susvary czy 009S. Według mnie obecny flagowiec Staxa posiada w stosunku do znanych mi innych headphones m. in. wyjątkowość barw i światła, duże wyrafinowanie mikrodynamiki i łatwość kreowania tej makro, poza tym doskonałe, nic nie uwypuklające zbalansowanie basu-średnicy-sopranu. Z niuansami, szczegółem i wiernością przekazu, czego brakuje mi u innych, Orfeusza wyłączając. Z moją preferencją muzyki klasycznej i jazzu X9k to znakomite, uniwersalne słuchawki.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Najpierw odpowiem na niesłuszny zarzut niedocenienia, ponieważ wyraźnie napisałem, że Stax SR-X9000 dla siebie bym wolał od Audeze CRBN. Czy wolałbym od SR-Omeg, tego nie wiem, za dawno te Omegi były u mnie. Ale tak na rzut pamięcią wstecz wywarły większe wrażenie. (Grały ze wzmacniaczem Orfeusza.) Pytanie tylko, czy po kilkunastu latach, jakie minęły od tamtej pory, któreś istniejące teraz SR-Omegi potrafią jeszcze tak grać.

      Odnośnie sceny będę się upierał – K1000, Sennheiser Orfeusz i wiele innych słuchawek ma do zaoferowania lepsze sceny. W tym także SR-007 Mk1, których słuchałem na płycie binauralnej Staksa i obecnie słuchane SR-X9000 wypadły porównawczo gorzej.
      To moim zdaniem są słuchawki do grania w bliskim kontakcie i niekoniecznie akurat hard rocka, ale w pozostałym repertuarze będą zjawiskowe i dlatego chciałbym je mieć.

      W recenzji nie znalazła się jedna rzecz ważna, zabrakło na jej pełne opracowanie czasu. Tutaj zatem odnotowuję, że brzmienie X9000 jest w smaku bardzo różne od smaku wszystkich innych słuchawek. Zapewne kiedy do tego smaku przywyknąć, inne wydadzą się mniej smakowite, a już na pewno innym daniem.

  2. Piotr+Ryka pisze:

    Napiszę jeszcze celem rozwiania wątpliwości: Susvary nie są lepsze, w każdym razie nie moim zdaniem. Ale też nie są gorsze, o ile chcieć takiego łatwo wpadającego do ucha dźwięku na najwyższym poziomie. I K1000 też nie są lepsze, o ile komuś będzie zależeć na bliskim kontakcie i wyrafinowanej różnorodności brzmienia. Do tego X9000 będą lepsze. Mniej dramatyczne, ale dokładniejsze odnośnie relacji.

  3. ductus pisze:

    Piotrze,

    nie bijmy się na lepsze-gorsze, bo jak sam piszesz, zależne jest to od tego, co kto bardziej preferuje. I od systemu. Napisałem „W MOIM SYSTEMIE” jest tak i tak. Nie porzucając mojego punktu widzenia, uważam, że też masz rację, ze swojej perspektywy. Amen.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tu nigdy nie może być „amen”, to nieustająca dyskusja. Ścierają się różne perspektywy, dochodzą kolejne warunki sprzętowe, ktoś coś zauważa, czego inni przed nim nie rozpoznali – a wszystko to toczy się na ekstremalnym dla poziomu dźwięku ze słuchawek pułapie i przede wszystkim to dobrze, że takie słuchawki są i ciągle powstają nowe, każde inne.

  4. Sławek pisze:

    Panie Piotrze, a Crosszone CZ1 nawiązują walkę z tymi Staxami?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Oczywiście. Lecz one są odmienne na miarę AKG K1000. Słuchane po nich inne (o ile wcześniej wystarczająco do brzmienia crosszonowego przywyknąć) wydają się nienaturalnie rozbite na prawy i lewy kanał, a przy tym brzmieniowo za ubogie i chude.

  5. pawel_krk pisze:

    Źródło: Cairn Soft Fog V2.

    Testuje Pan sprzęty na blisko 20 letnim budżetowym cd ?
    Nie rozumiem 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Właściciel słuchawek go słuchał i nie miał zastrzeżeń. Odtwarzacz gra na poziomie takich za 50 tys. Przede wszystkim dzięki temu, że ma dodany zegar LC Audio, drugie trafo i pięć niezdobywalnych już niestety kondensatorów Black Gate. Poza tym dużo zmienia zasilanie go kablem za 25000 zł i postawienie na podstawkach KEPLER. Tak, Audio Research CD9 czy Accuphase DP-750 są lepsze, ale inwestować tyle pieniędzy w odtwarzacz CD w dzisiejszych czasach? Nie widzę potrzeby. Różnice brzmieniowe są małe, dla testowania wręcz nieistotne.

  6. Vera pisze:

    Recenzja znakomita.

    Myślę by wydobyć z nich pełnię potencjału potrzebny będzie wyspecjalizowany tor, tak samo myśli też właściciel Amerykańskiego HeadAmp który uznał że zarówno oferowany przez niego Blue Hawaii SE jak i nowoczesne interpretacje T2 są nieadekwatne w tym celu. Powstaje zatem nowy flagowiec HeadAmp Grand Cayman, lampowiec DHT z czterema EML 20B-V4 które Kevin Gilmore uznał kiedyś za najlepsze możliwe wyjście dla energizerów elektrostatycznych.

    Cena na razie nie znana ale właściciel szacuje 2-3x ceny BHSE, zatem w okolicach 20000$. Zestaw z prototypem był już prezentowany na tegorocznym CanJam NY z przetwornikiem Mytek Empire, sam właściciel HeadAmp twierdzi że takie połączenie oferuje lepszy dźwięk niż obecny Orfeusz. Mówimy jakby nie było o zestawie za ~45000$ zoptymalizowanym specjalnie pod SR-X9000.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Bez wątpienia słuchawki Stax SR-X9000 zasługują na specjalne traktowanie, ich potencjał jest przeogromny. Przede wszystkim odnośnie budowania intymnych relacji pomiędzy słuchaczem a wykonawcą w muzyce kameralnej, jazzowej i rozrywkowej, gdzie naturalność pojedynczego głosu i gestu ma zasadnicze znaczenie. Te rzeczy wydają się realizować lepiej od konkurencji, w wyjątkowy sposób potrafiąc łączyć normalność samego dźwięku z niezwykłością jego oprawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy