Recenzja: Spendor D7

Spendor_D7_014_HiFi Philosophy   Pisanie recenzji tych głośników będzie zarazem przyjemne jak i trochę rutynowe. Przyjemne, bo słuchanie ich i pisanie o nich jest przyjemnością, a rutynowe, bo w kilku wcześniejszych recenzjach innych urządzeń się przewinęły, toteż odpada element zaskoczenia i niepewności, dający ten ekscytujący dreszczyk potencjalnej sensacji, pozytywnej bądź negatywnej. Zarazem bardzo dobrze to o nich świadczy, ponieważ najwyraźniej zasłużyły na miano referencji, do odsłuchów tych awansując, a i dystrybutor – krakowski Nautilus – podesłał je z rekomendacją, że na pewno znakomicie wypadną, bo i jego ich jakość zaskoczyła, okazując się znacznie wyższą od spodziewanej. Nie ma co jednak przesadzać z chwaleniem przed zachodem słońca, oznaczającym w tym wypadku koniec odsłuchów, bo rzeczywistość zawsze ma dla nas ukryte ogniska zapalne, tylko czekające by dokuczyć złą mocą. Nie żebym się takich nieprzyjemności tym razem spodziewał, ale zawsze lepiej nie zapeszać tylko na zimne dmuchać. Tak więc jak dobre albo niedobre są te Spendory, to profilaktycznie zakładajmy się dopiero okaże, a teraz słowo o producencie.

Firma Spendor została założona przez małżonków Spencera i Dorothy Hughes ponad pół wieku temu, w 1960 roku, którego nawet ja nie pamiętam. W roku tym Maurizio Pollini wygrał VI Konkurs Chopinowski, świat stanął na krawędzi III wojny światowej w wyniku kryzysu kubańskiego, a z rzeczy przyjemniejszych założono zespół The Beatles. Równoległe względem tamtych wydarzeń założenie firmy Spendor miało miejsce w onych to właśnie niespokojnych ale dynamicznych i niosących wiatr przemian czasach, tyle że w niewielkim Hailsham na terenie hrabstwa Sussex, opodal Kanału La Manche, a więc dość daleko od Liverpoolu, jeszcze dalej od Warszawy, a już całkiem daleko od Kuby. Korzenie Spendora wiodą do BBC, dla którego Spencer Huges pracował i gdzie używane były monitory Spendora, przechodząc najcięższe próby studyjne i nagraniowe. Jako pierwsze testom takim poddane zostały BC1, dla których dopiero z czasem odkryto możliwość zastosowań domowych a nie tylko studyjnych, i które utorowały drogę konstrukcjom Spendora na konsumencki a nie tylko profesjonalny rynek. Dodajmy jeszcze, że nazwa Spendor pochodzi od początkowych liter imion małżonków Hughes, a sam firma stanowi obecnie własność Philipa Swifta, współtwórcy Audiolaba i przyjaciela nieżyjącego już  Spencera.

W odróżnieniu od tamtych pierwszych, model D7 jest najnowszym a nie najstarszym dzieckiem Spendora i ma konstrukcję podłogową a nie podstawkową. Nim dokładniej rzucimy nań okiem trzeba jeszcze napisać, iż Spendor bardzo podkreśla fakt nie tylko projektowania i montażu swoich kolumn w rodzimym Hailsham, ale także używania głośników własnej produkcji. Nie jest to zatem kombinacja cudzych pomysłów wkomponowanych we własną obudowę i zestrojonych własną zwrotnicą, tylko produkt zaprojektowany i wytworzony od A do Z przez Spendora.

Budowa

Spendor_D7_002_HiFi Philosophy

Brytyjska dźwięk w akcji – Spendor D7.

   Głośniki są pełnowymiarowe, wysokości 95 centymetrów, i bardzo ładne – eleganckie nawet, wykończone pięknie lśniącym fornirem. Co chwilę słyszy się na audiofilskim jarmarku jak ten i ów stolarkę swą donośnie wychwala, ale ta Spendora lepsza jest niż większość tamtych chwalonych, wręcz uderzając jakością. Sama bryła okazuje się prostopadłościenna, bez żadnych sfazowanych krawędzi czy obłości, z bass-refleksem niewidocznym, o wylocie ulokowanym w komorze przyłączy. Cała moc oddawana zostaje za pośrednictwem trzech własnych, firmowych głośników, z których 22-milimetrowy wysokotonowy tradycyjnie zawieszono u samej góry, z pozycjonowaniem centralnym, ale jednoczesnym wyposażeniem w szeroką metalową otoczkę ustroju akustycznego, uformowanego od wewnątrz w rodzaj komory z mikrofoliowym korektorem fazy, odpowiedzialnym za liniową charakterystykę tworzącej się fali dźwiękowej. Membrana głośnika wyjątkowo przy tym jest cienka, a powstające podczas jej pracy ciepło na tyle duże, że wymagające chłodzenia cieczą, co może przywoływać wspomnienie niemożliwych do praktycznego stosowania z uwagi na powstawanie trującego ozonu głośników plazmowych. Swój tweeter Spendor określa mianem LPZ, lecz nie znalazłem deszyfracji tego akronimu, choć w sensie opisowym wiąże się na pewno z przestrzenią dźwięku o liniowej charakterystyce. Poniżej lokuje się 180-milimetrowy głośnik średnio-niskotonowy o membranie polimerowej, oznaczonej symbolem EP77, w którym to EP oznacza Engineering Polymer, a 77 najnowszą wersję tworzywa. Przywodzi on z kolei wspomnienie najstarszego modelu BC1, zawdzięczającego swe nowatorstwo między innymi zastosowaniu innowacyjnej wówczas membrany z tworzywa w miejsce papierowej; konkretnie w jego przypadku tworzywa Bextrene, czyli gumowanego polistyrenu. Najniżej lokuje się głośnik niskotonowy, także 180-milimetrowy i o membranie także z tworzywa, ale innego – z kevlaru. Punkty podziału pasma rozmieszczono na wysokości 900 i 3200 Hz, a samo pasmo obejmuje 29 Hz – 25 kHz przy impedancji nominalnej 8 Ω. Czułość jest wysoka, bo aż 90-cio decybelowa, co pozwala rozwijać skrzydła nawet przy niewielkim wzmocnieniu, ale ogranicza zalecaną przez producenta moc ciągłą podpinanego wzmacniacza do 200 W. Przyłącza są pojedyncze, nie kuszące podwajaniem sekcji wzmocnienia, wykonane z aluminium i umieszczone w specjalnej wnęce, będącej jednocześnie portem bass-reflexu piątej już w wydaniu Spendora generacji, z podwójną zwężką Venturiego. Zaglądając do niego można odnieść wrażenie, że nie ma tam żadnego wylotu, gdyż oba ujścia dźwięku ulokowane zostały od góry na końcu głębokich kanałów po obu stronach czegoś w rodzaju dzielącego je ustawionego na sztorc skrzydła.

Spendor_D7_007_HiFi Philosophy

Jakość wykończenia należy uznać za wzorcowe.

Okablowanie wewnętrzne to wysokogatunkowa srebrzona miedź od van den Hula, a elementy zwrotnicy oparto na dobrej klasy kondensatorach i złoconych ścieżkach sygnału. Zasadniczy korpus z 18-milimetrowych płyt MFD może być kryty fornirem sześciu rodzajów: fortepianową bielą lub czernią, dębem, wiśnią, orzechem i czarnym półmatem na bazie któregoś z wymienionych gatunków. Wspiera się to wszystko o opracowany przez Spendora cokół stabilizujący, mający nóżki zakończone regulowanymi kolcami, i korzysta z opatentowanego firmowego rozwiązania zwącego się Dynamic Damping, pozwalającego dodatkowo tłumić drgania. Całość waży dwa razy po 21 kg i kosztuje 17 490 PLN.

Odsłuch

Spendor_D7_008_HiFi Philosophy

I choć sam wygląd tej konstrukcji wydaję się nie nazbyt ciekawy…

   Croft nareszcie powrócił z naprawczo modyfikacyjnych wojaży, tak więc odsłuchy odbyły się po bożemu, w oparciu o własną aparaturę pana recenzenta.

Zacznijmy tradycyjnie od ustawienia i wiążących się z nim kwestii scenicznych. Po kilku wykonanych z badawczego obowiązku próbach głośniki ustawiłem ponad półtora metra od ściany tylnej i nieco ponad metr od bocznych, uzyskując efekty dobrej, ale nie jakiejś spektakularnej jakości. Scena wiodła na około dwa metry do tyłu i w większości na szerokość rozciągała się między głośnikami, tylko sporadycznie rozlewając się szerzej. Nie było jakiegoś szczególnego promieniowania, ani wypełniania całego pokoju wysoce aktywnym medium, a raczej pewien ograniczony krąg zdarzeń. Można go było jednak pogłębiać dzięki przysuwaniu się bliżej, bo siadając jakieś półtora metra przed głośnikami dostawało się scenę głęboką na cztery a nie dwa metry, co sam odebrałem pozytywnie, mimo iż bardzo spójna przy dalszym ulokowaniu słuchacza rozgrywka na osi wytyczającej szerokość nieco mocniej w tym usadowieniu akcentowała stereofoniczne prawo-lewo. Największa siła głośników Spendora nie tkwi jednak w scenicznych popisach, tylko w samym dźwięku. Scenę mają dobrą, bez żadnych braków, ale i bez jakichś szczególnych doznań. Łatwo się na tej scenie odnaleźć i można ją opisać jednym słowem – normalna. Nie pojawiają się nasilone odbicia, nie ma za wiele pogłosowości, nie ma wytężonego promieniowania dźwięku. Wszystko jest w normie, czyli w takim dobrym audiofilskim zwyczaju. Dobra, nawet bardzo dobra stereofonia, wyraźne oderwanie spektaklu od kolumn, wyczuwalna holografia i wieloplanowość. Ale jednocześnie nic w tej mierze zaskakującego, tylko wszystko właśnie zgodne z normą, czyli standard. Co innego sam dźwięk. Ten jak za te pieniądze standardowy już nie jest, chociaż należy się z nim umiejętnie obchodzić. Spendory D7 to bowiem aparatura wymagająca odpowiedniego obchodzenia i pewnej pieczołowitości. One są po prostu za dobre i zbyt uczciwe, by można je było traktować byle jak. Nie da się ich zbyć poklepywaniem i opowiadaniem przaśnych dowcipów, bo one w zamian się nie uśmiechną, tylko jak lustro ukażą prawdę. A w lustro, kiedy się nie jest młodym i pięknym, nie warto zaglądać, bo nic ciekawego się nie zobaczy. Aparatury audio kwestia młodości wprawdzie nie dotyczy, bo zawsze ją można odmłodzić remontem, ale piękna już jak najbardziej. W efekcie swej lustrzanej szczerości nie dadzą się Spendory omamić jakimś nadmiernym, usiłującym maskować niedostatki sopranów basem, a braki w uzębieniu średnicy ukażą z beznamiętną szczerością. Co gorsza, ten ich chłodzony cieczą tweeter LPZ zachowuje się jak rasowy wierzchowiec, zdolny do cwałowania i pokonywania wysokich przeszkód, ale wymagający silnej ręki.

Spendor_D7_012_HiFi Philosophy

…to już zawarte w niej rozwiązania techniczne jak najbardziej.

Dopiero co recenzując przetwornik Phasemation użyłem ze Spendorami Lebena CS300F i te soprany za bardzo się tam wymykały ku górze, niesfornie podnosząc całą tonację. Tak więc zachowanie równowagi tonacyjnej lub ewentualnie nieznaczne jej obniżanie, na przykład odpowiednim okablowaniem, to wymóg wstępny uzyskania od D7 tego o co nam chodzi, czyli pięknego brzmienia. Zgodnie z moimi przewidywaniami tandem ASL Twin-Head na dużych triodach 45′ Emission Labs i Croft Polestar1 na małych triodach 801S Telefunkena nie miał z tym żadnego kłopotu. Nie były to soprany aż tak doskonałe jak z wstęgi Raidho, ale niewątpliwie popisowe. Migotliwe, misterne, szybkie, roziskrzone i jednocześnie rozpostarte przestrzennie, trójwymiarowo uformowane. Nie tylko umiejące cykać, ale także opowiadać złożoność wysokich akordów i czynić każde uderzenie w fortepianowy klawisz wydarzeniem a nie jakimś króciutkim, banalnym plim-plam-plum. Z prawdziwą przyjemnością słuchałem popisów fortepianowych Rubinsteina, przypominając sobie ich brzmienie z wrocławskiego spotkania Audiofil, gdzie skutkiem złej akustyki nie mogły się całościowo rozwinąć. A tutaj nic z tych rzeczy: każde uderzenie w klawisz obdarzało złożonością i pełnym wyklarowaniem. Warto się postarać o posiadanie systemu mającego takie soprany, zwłaszcza kiedy się słucha muzyki innej niż tylko rockowa. Takie soprany w odniesieniu do kolumn głośnikowych nie są tanie, a te oferowane przez Spendory D7 mają potencjał jak za co najmniej dwa razy takie pieniądze.

Zaczęliśmy przewrotnie od góry, trzeba zatem opisując pasmo w dół schodzić. Średni zakres to znów u tych Spendorów przykład lustrzanego odbicia. Nie ma tu bowiem ani ocieplania, ani dosładzania, ani przeciągania fraz. Wokale nie staną się automatycznie nawet w połączeniu ze wzmacniaczem lampowym lepkie, słodkie i gorące. Kupując te głośniki nie zamawiamy cappuccino z podwójnym cukrem, by osładzać i zgęszczać cherlawy system o cierpkim smaku, tylko dostajemy narzędzie zdolne wiernie oddać zalety aparatury. Nie ma zatem sensu żenić Spendorów D7 z czymś co samo w sobie nie jest wysokiej klasy, bo najwyraźniej profesjonalny rodowód firmy Spendor wciąż dochodzi w przypadku ich produktów do głosu, czyniąc je wiernymi a nie umilającymi.

Spendor_D7_005_HiFi Philosophy

Wszystkie membrany własnej produkcji, w tym wysokotonowiec typu LPZ,obiecujący soprany najwyższych lotów.

Cała zaleta tkwi natomiast w stopniu tej wierności, bo nie są to głośniki tylko neutralne i tylko obiektywne, ale aż obiektywne i aż neutralne. Ich obiektywizm i wyważenie nie są pobieżne ani zdawkowe, a popisowe. Efekt jest taki, że dobrze różnicują jakość nagrań, ale przy odpowiedniej jakości napędzie słuchanie nawet tych słabych okazuje się przyjemnie, zarówno poprzez to, że możemy właściwie ich jakość oceniać, jak i to, że mimo słabości ich muzyczna esencja zostaje zachowana. Spendory wiernie oddając jakość nie odzierają z  uroku i magii. Nie są tylko analityczne, a nawet są analityczne jedynie przy okazji. Niezależnie od głębokiego poziomu analizy doskonale zachowują muzycznego ducha, co o niebo jest lepsze od gołej analizy. Muzyka nie jest przez nie jedynie szkicowana, tylko odmalowywana z całym warsztatem realizmu, bez zbierania samych tylko szczegółów. Jeżeli poszukiwać u nich jakiejś maniery czy stylu, to będzie nim co najwyżej krótkość wybrzmień. Zdecydowanie nie przeciągają, dzięki czemu muzyczny obraz zyskuje na rytmie i szybkości. Nie należy tego mylić z jakąś zdawkowością, czy brakiem należytego podtrzymania; nowe dźwięki następują jednak szybko po wcześniejszych i niczym pianista nie lubiący przeciągłego wybrzmiewania też używają w cudzysłowie pedału, by tę przeciągłość ukrócić. Dzięki temu wszystko dzieje się w tempie, a rytm i wartkość wysuwają przed nostalgię i refleksję. Przytupujemy, podrygujemy, kiwamy głową do taktu, nie mając czasu na rozmyślanie i zadumę. Adagio Albinoniego pozostanie oczywiście posępne, ale utwory wahające się pomiędzy rytmiką a tęsknotą, jak na przykład Kołysanka Zygmunta Koniecznego z Pornografii w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego, opowiedzą się bardziej za tą pierwszą.

Odsłuch cd.

Spendor_D7_011_HiFi Philosophy

A sprawdzi to nasza lampowa zgraja.

   Ten pozbawiony ocieplania i umilania styl szybkich dźwięków daje oczywiście inny wyraz niż łączona zazwyczaj z techniką lampową przeciągła słodycz, toteż gdyby dźwięk Spendorów nie był głęboki i nie był dobrze opisany przestrzennie, stałby się przeciętny, pozbawiony wyższych walorów. Zupełnie jednak taki nie jest – a w zamian realistycznie dokładny, a zarazem poetycko elegancki. Nie usiłuje się łasić, nie uśmiecha przy każdej okazji, tylko pokazuje muzyczny świat bez jak to się mawia ogródek, w całej jego złożoności i bez nacisku na upiększanie. To upiększanie bierze się z samego kunsztu obrazowania, dalece wyższego niż ma to miejsce w przeciętnych głośnikach. Można to nazwać potencjałem, można mistrzostwem, ale jakkolwiek będziemy nazywać, faktem jest, że Spendory D7 mają umiejętności wychodzące daleko ponad tak zwaną dobrą średnią i to jest ich największą zaletą. Grają do pewnego stopnia stylem monitorowym, nie owijającym wszystkiego basową kołdrą głośnika niskotonowego, co pozwala żyć ludzkim głosom bardziej własnym życiem, w tym wypadku życiem bardzo realnym i bardziej w stylu reportażowym niż romantycznym. Rzeczy zwykłe same z siebie się tutaj nie uwznioślą, tylko mają to coś, co zwykłem nazywać metafizyką przedmiotu, a co bardzo dobrze oddawał w swoich powieściach Gombrowicz, a w filmach Ingmar Bergman. Pewien sposób patrzenia na rzeczy zwykłe, który bez dodatkowych środków wyrazu potrafi wydobywać ich niezwykłość. Owo zabijanie rutyny patrzenia, jakże trudne i jakże ekscytujące emocjonalnie. Egzystencjalne wytrącenie ze schowania w normalność, z naiwnego poczucia sensu. Taki właśnie nieoczywisty dzięki kunsztowi obrazowania świat zwykłych rzeczy w postaci znanych sobie od dawna ale inaczej pokazanych utworów możemy dostać od głośników Spendor D7, kiedy zasilić je odpowiedniej klasy sygnałem. A jest to trzeźwość mogąca wywoływać stan nietrzeźwości dalece silniejszy niż po zwykle stosowanych środkach ucieczki od rzeczywistości, owo metafizyczne upicie światem, groźne zarazem i niepojęte – i piękne. Łączące piękno z brzydotą w syntezę wyższego poziomu, w przeżywanie istnienia i nasz w nim niezrozumiały udział.

Spendor_D7_001_HiFi PhilosophySpendor_D7_003_HiFi PhilosophySpendor_D7_013_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Nie mniej niż realistyczna średnica i rozmigotana, swawolna góra godzien uwagi jest bas, którego jak i tamtych wyróżnikiem okazuje się jakość. To bas nie epatujący ogromem, tektonicznym zejściem i upowiciem wszystkiego, tylko wyraźny, mocny, ale jednocześnie bardzo rozdzielczy. Z prawdziwą przyjemnością przysłuchiwałem się popisom tak podawanej muzyki elektronicznej, gdzie w miejsce jednolitego, bezpostaciowego – bum! – pojawiało się narastanie, wieloplanowa, zataczająca szerokie kręgi głębia i tak jak w przypadku fortepianowych klawiszy pełna klarowność, biorąca źródło w złożoności. Żadnego jednorodnego huku (no chyba, że w nagraniu był taki), tylko staranne obrazowanie różnorodności dźwięku. Aż wręcz się zadumałem nad tym basem, chociaż napisałem przed chwilą, że głośniki nie mają refleksyjnego stylu, ale nie o styl tutaj chodzi tylko to jak ten bas był rozdzielczy i jaki to miało wpływ na całościowy odbiór. Naprawdę rzadko napotyka się sytuację kiedy tak dobrze czuć jak niskie rejestry pracują w przestrzeni, bo z natury niskie dźwięki są niekierunkowe i mają tendencję do ujednolicania. Tu natomiast doskonale było słychać ich propagację i to jak stopniowo ogarniają przestrzeń, jak się różnicują, wędrują, odbijają. Zwykle co do basu dwa są tylko wymagania – żeby miał niskie zejście i się nie zlewał, przez co rozumie się sam wyraźny kontur. Mało kto zawraca sobie głowę wewnętrzną akustyką bębnów, a jeszcze rzadziej pojawiają się potrzeby odnośnie całościowych efektów scenicznych. Tu natomiast wszystko to było samo z siebie widoczne, ukazując jak marne zazwyczaj bywają produkcje basowe i jak łatwo jest zadowolić słuchaczy byle czym. Wraz z pienistymi, momentami aż szalejącymi sopranami i realizmem średnicy dawało to pełny obraz bogactwa muzyki, zaiste niepowszedni. Jeszcze bardziej ta niepowszedniość stała się widoczna, gdy w pewnym momencie zaskoczony zostałem dla odmiany niskością zejścia. Aż całe pomieszczenie zadygotało, mimo iż głośność była tylko średnia i mimo że wcześniej ukazało się wiele niskich dźwięków, jednak pokazywanych głównie poprzez przestrzenność i różnorodność a nie potęgę zejścia. No naprawdę – pomyślałem sobie – te Spendory rzeczywiście są!

 

Z przetwornikiem Phasemation HD-7A192

Spendor_D7_016_HiFi Philosophy

Głośnikowy duet Spendora zagrał w niezwykle przekonywujący sposób – i misternie, i potężnie zarazem. A przy tym jego cena nie doprowadza do płaczu.

Tytułem uzupełnienia, a także goniony ciekawością, wzbogaciłem na koniec system przetwornikiem Phasemation zasobnym w procesor K2. Z miejsca pokazały się jego charakterystyczne zalety: pogłębiona scena i pogłębienie samego dźwięku, zyskującego na masie i przestrzenności. Niewątpliwie brzmienia miały teraz większy ciężar, a także ukazał się charakterystyczny dla K2 dodatkowy wymiar, coś w rodzaju dźwiękowego 3D. Słuchanie stało się zarazem łatwiejsze, bo soprany nieco wraz z całą tonacją się obniżyły, przez co i bas zaczął częściej o sobie przypominać, ale przede wszystkim zmieniła się atmosfera, bo wyważona tonacja z kładzeniem akcentu na samą prawdę i ekstremalną rozdzielczość zastąpiona została przez mroczniejszy światłocień, wywołujący nastrój tajemniczości i niepokoju. Nie było to już kino reportażowe, starające się niczym film przyrodniczy dać przede wszystkim poczucie przebywania na miejscu zdarzeń, tylko artystyczna, filmowa aranżacja, gdzie znać rękę znakomitego operatora i czuć pracę reżysera, starających się o budowanie nastrojów głębszych niż sam powszedni realizm. Zasłuchałem się i popadłem w zadumę, bo z jednej strony to nowe, zaaranżowane widzenie muzyki, miało swój niepowszedni smak i wyraźnie widoczne artystyczne zapędy, ale z drugiej ta poprzednio słuchana prawda czystego przedmiotu widzianego w pełnym oświetleniu, bez żadnych dwuznyczności i niedopowiedzeń, też była fascynująca i także budująca nastrój. Nie chcę tych stanów względem siebie wartościować, bo nie o to tu chodzi. Jeden i drugi był cenny i na swój sposób trafny. Oczywiście granie z K2 było bardziej wysmakowane i bardziej koneserskie, nieosiągalne dla zwykłych, nawet bardzo przyzwoitych systemów; ale, jak mówię, jedno i drugie bardzo mi odpowiadało, przy czym to z K2 było dziecinnie już łatwe w odbiorze i gdyby nie skumulowana moc emocjonalna i potężna fala uczuciowa jakie się z nim niosły, można by je traktować jako relaksujące. W odniesieniu do głośników płynie zaś z tego prosta i jednoznaczna konstatacja, że każde granie wysokiej jakości, niezależnie od stylu, ukażą z wyrafinowaniem i na bardzo wysokim poziomie.

Podsumowanie

Spendor_D7_010_HiFi Philosophy   Z kolumnami Spendor D7 jest jeden problem – potrzebują toru odpowiedniej jakości. Zwłaszcza wyważenie tonacyjne jest ważne. Krok w górę i soprany wypadną spod kontroli, same przejmując kontrolę nad dźwiękiem. Przy całym ich kunszcie nie będzie to dobre, bo nadmiar sopranów męczy, tak samo jak ich wysoka jakość raduje. Trzeba jednocześnie mieć źródło i wzmacniacz zdolne łączyć szczegółowość z elegancją i głębią brzmienia, bo bardzo rozdzielcze i realistyczne Spendory nie tolerują rachitycznych i płytko brzmiących podawaczy sygnału. To nie są głośniki dla początkujących ani posiadaczy budżetowych systemów. Albo samemu trzeba mieć doświadczenie i porządną aparaturę, albo trzeba powierzyć zestrojenie całości specjaliście. Nie należy jednak popadać w przesadę z tą ostrożnością, bo żadne wysilone high-endy nie są tutaj konieczne. W dzisiejszych czasach dobre źródło i porządny wzmacniacz nie stanowią problemu, ani nie są czymś za co przychodzi płacić fortunę. Łatwo mogę sobie wyobrazić, że taki na przykład Hegel H80, albo coś z oferty Amare Musica, bądź jakakolwiek inna dobrej klasy lampa czy tranzystor zabłyśnie wraz ze Spendorami świetnym dźwiękiem, co sam wielokrotnie, choćby w przypadku Audiona Silver Night czy Cary CAD-300B-SEI słyszałem. Wielkim atutem Spendorów jest przy tym łatwość napędzania, bo już kilkuwatowy wzmacniacz na lampach 300B okaże się całkowitym spełnieniem. Połączenie właściwej im przenikliwości, precyzji i rozdzielczości z lampowym ciepłem i czarem daje zawsze spektakularne efekty. Nie są to też głośniki dla miłośników złagodzonych sopranów, podkreślonej gęstości i milusiego basu. Stawiają na prawdę a nie umilanie i przede wszystkim dla zwolenników szczerych wyznań oraz drobiazgowego przeglądu sytuacji zostały stworzone. Są na poły profesjonalne, a w każdym razie czuć w nich profesjonalną, monitorową genezę. Czuć też szczególną jakość, wynikającą z długotrwałych badań konstrukcyjnych i wyszukiwania przez firmę rodzicielską własnych, jak się okazuje udanych rozwiązań. Szczególnie popisowe są owe wyjątkowo otwarte soprany, ale nade wszystko bardzo niepośledniego gatunku bas, mający cechy rzeczywiście niezwykłe, bo jak mówiłem tak rozdzielczego i tak pracującego przestrzennie nie spotyka się w głośnikach za te pieniądze. Dochodzi do tego świetny wygląd, popisujący się klasą wykończenia, a także przytomna cena, jak na pełnowymiarowe, dwu i pół drożne głośniki podłogowe całkiem atrakcyjna.

 

W punktach:

Zalety

  • Uderzający realizm.
  • Znakomita precyzja.
  • Popisowa przenikliwość i szczegółowość.
  • Bardzo szerokie pasmo.
  • Pieniste, rozwibrowane soprany.
  • Rzetelna, dająca poczucie prawdziwości średnica.
  • Popisowo rozdzielczy i aktywny przestrzennie bas.
  • Łatwe do napędzenia w sensie mocy.
  • Dynamiczne.
  • Rytmiczne i szybkie.
  • Żadnego sztucznego upiększania.
  • Mimo wysokich umiejętności analitycznych zachowują ducha muzyki.
  • Potrafią naprawdę zagrzmieć.
  • Nie narzucają własnej stylistyki.
  • Bez trudu wypełnią dźwiękiem nawet duże pomieszczenie.
  • Głośniki tylko własnej produkcji.
  • Tweeter LPZ.
  • Bass-reflex piątej generacji w oparciu o zwężki Venturiego.
  • Okablowanie od van den Hula.
  • Elegancki wygląd.
  • Świetne wykończenie.
  • Made in Englad.
  • Od uznanego producenta z tradycjami.
  • Polski dystrybutor.
  • Rozsądna cena.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Wymagają toru o dobrze ustawionym balansie tonalnym i głębokim brzmieniu.
  • Nie do stawiania przy samej ścianie.
  • Nie maskują niedociągnięć urządzeń towarzyszących.
  • Dokładnie oddają jakość nagrań. (Co jest w istocie zaletą.)

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Eter Audio

 

 

 

Strona producenta:

spen_logo_new_001

 

 

Dane techniczne:

  • Głośniki podłogowe 2,5 drożne.
  • Chłodzony cieczą tweeter 22-milimetry LPZ z komorą rezonansową i korektorem fazowym.
  • Głośnik średnio-niskotonowy o średnicy 180 mm z membraną EP77.
  • Głośnik niskotonowy o średnicy 180 mm o membranie z kevlaru.
  • Punkty podziału pasma: 900 i 3200 Hz.
  • Pasmo przenoszenia: 29 Hz – 25 kHz.
  • Skuteczność: 90 dB.
  • Impedancja: 8 Ω.
  • Maksymalna moc ciągła wzmacniacza: 200 W.
  • Przyłącza pojedyncze, aluminiowe.
  • Bass-reflex piątej generacji z podwójną zwężką Venturiego.
  • Specjalny cokół podstawy tłumiący drgania.
  • Usztywniony korpus z opatentowanym rozwiązaniem Dynamic Damping.
  • Okablowanie: srebrzona miedź.
  • Wymiary: 950 x 192 x 320 mm.
  • Wykończenie: fortepianowa biel, czerń, dąb, wiśnia, orzech, czarny półmat.
  • Waga: 21 kg.
  • Cena: 17 490 PLN.

 

System:

  • Źródło: Cairn Soft Fog V2, Phasemation HD-7A192.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Spendor D7.
  • Interkonekty: TaraLabs Air1, van den Hul First Ultimate.
  • Kabel głośnikowy: Entreq Discover.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

17 komentarzy w “Recenzja: Spendor D7

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Mnie tez te glosniki sie bardzo podobaly, do tego stopnia, ze przytargalem je do domu jakies rok temu liczac na powtorke spektaklu salonowego, niestety, ale okazaly sie ciut za duze do mojego, raczej przecietnej wielkosci, pomieszczenia i musialem je oddac z bolem serca. Ostatecznie wzialem wiec kolumny podstawkowe…

  2. Michal W pisze:

    czy w planach przewidziana jest recenzja VIOLECTIC V281, według wstępnych opinii to podobno świetny wzmacniacz słuchawkowy.

    1. Maciej pisze:

      Potwierdzam że najwyższe modele Violectric to bardzo ciekawe propozycje. Nie wiem czy tak dobre jak najwyższe modele Ear Stream… Ale za to mają pilota, przełączniki wzmocnienia, zbalansowane gniazda, dużo mocy.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Może Ear Stream liczy na to, że się z nimi zmierzy i okaże lepszy. To by tłumaczyło pochwały pod adresem konkurenta. 🙂

        1. Maciej pisze:

          To jest o tyle względne, że nadchodzą czasy kiedy sam wzmacniacz słuchawkowy w obudowie to za mało. Nawet jeśli gra wielce wybitnie. Teraz potrzeba funkcji dodatkowych: pilotów, kilku wejść, wyjść na 2 pary słuchawek, przełączników wzmocnienia, topologii zbalansowanej, a i nierzadko DACa, końcówki mocy dla efektywnych kolumn na pokładzie. Widać to chociażby na przykłądzie nowego Phonitora, Violectrica i paru innych którzy już nie byli w stanie skonstruować lepiej grającego urządzenia (i których urządzenia grają istotnie już bardzo dobrze)

          1. Piotr Ryka pisze:

            W sensie wygody użytkowej to wszystko prawda, ale prawdą pozostaje też, że urządzenia ekstremalne powinny być w osobnych obudowach. Wszystkiego w jednym bez pewnej utraty jakości i pewnych kompromisów upchnąć się nie da. Dlatego najlepsze wzmacniacze słuchawkowe to jednak same wzmacniacze z ewentualnie dodaną funkcją przedwzmacniacza.

        2. Michal W. pisze:

          Piotrze, to nie ten Michal W. się wpisał powyżej. 🙂 Niemniej, jak pojawi się wola starcia na ringu HiFiPhilosophy, to przyprowadzę sprzętowych zawodników.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Zatem kolejna prowokacja, zapewne ze strony fanklubu MichałaW i jego Ear Stream. Dobrze, jak się nadarzy okazja, zrobimy jakieś porównanie, a wcześniej wypadałoby także osobną recenzję.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Na planie ogólnym są wszystkie co wybitniejsze wzmacniacze słuchawkowe, ale akurat tego nie brałem pod uwagę w najbliższej przyszłości, co zawsze można odmienić. Aktualnie piszę recenzję słuchawek Audio-Technica ATH-W3000ANV, a potem będę opisywał wzmacniacz słuchawkowy Divaldi.

    Trzeba będzie powrócić do praktyki sporządzania zapowiedzi, co porzuciłem z dwóch względów. Po pierwsze nie wszystko co zostało uzgodnione faktycznie przyjeżdżało, a po drugie ilekroć publikowałem listę przedmiotów do zrecenzowania, niektórzy inni recenzenci starali się jakoś udaremniać moje plany, starając się za wszelką cenę być w opisywaniu przede mną albo dzwoniąc do dystrybutorów by mi nie przysyłali. To oczywiście dziecinada, ale jednak uciążliwa, tak więc przestałem pisać o co zabiegam, by innym nie ułatwiać dywersji. Ale czytelnicy też mają swoje potrzeby, tak więc zapowiedzi trzeba będzie przywrócić.

  4. jan pisze:

    Przepraszam ze nie na temat, czy ktos posiada schemat kabelka do akg k812?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pewno ma Forza Audio Works skoro je robi.

      http://forzaaudioworks.com/en/

  5. Maciej pisze:

    Żeby nie było u mnie pudełek osobnych jest cała masa i też jestem zwolennikiem separowania odrębnych układów. Ale samodzielne drogie wzmacniacze słuchawkowe, które znam nie zrobiły na mnie takiego wrażenie żeby je kupić. Może jeszcze muszę poszukać…

    Natomiast funkcja wzmacniacza słuchawkowego i pre w jednym to w zasadzie to samo, lub coś uzupełniającego się, w najbardziej prostym wydaniu to kwestia dodanie wysokiej klasy selektora (np Elna) …

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak z marszu mogę zarekomendować jako wyjątkowe połączenia słuchawki Sennheiser HD800 ze wzmacniaczem Bakoon i Audeze LCD-3 ze wzmacniaczem Leben CS300F, a jako wzmacniacze uniwersalne Cary CAD-300-SEI i Little DO MKVI+.
      Jak z tego widać bycie wzmacniaczem głośnikowym dobrze wpływa na jednoczesne bycie słuchawkowym.

  6. Maciej pisze:

    Bo transformatory ogólnie chyba dobrze robią wszelkim membranom. O lampach nie wspominając 🙂

  7. Maciej pisze:

    A na marginesie Piotrze polecam do recenzji to cacko – dość unikatowa konstrukcja a firma z 'dacowymi’ dobrymi tradycjami. Choć niepozorna

    http://www.6moons.com/audioreviews/metrum3/5.html

    W Polsce metrum ma chyba dystrybutora.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Być może uda się przetestować, ale na razie co innego jest na rozkładzie. A dlaczego akurat to?

  8. Maciej pisze:

    Po pierwsze nowość, po drugie ich urządzenia zbierają bardzo dobre opinie a po trzecie bo nie ma sprzężenia zwrotnego – kwestia kontrowersyjna we wzmacniaczach słuchawkowych… acz ciekawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy