Recenzja: Siltech Triple Crown Power

Budowa

xxx

Pańska skórka?

   Kupuje się, jak wiadomo, wzrokiem, choć kabel zasilający nie będzie tutaj najlepszym przykładem. Ani go nie powinno być widać, ani nie bardzo ma czym imponować. Gruby wszakże powinien być należycie, tak żeby budzić szacunek, a do wtóru owej grubości także solidnie ważący, ażeby oczyma wyobraźni każdy ujrzał wyjątkowej grubości żyły. No i powłokę mieć winien ciekawą, by niczym pyton się mienić i mamić specjalnym wzorem.

Kabli w wężowej skórze nikt chyba jeszcze nie proponował, ale amerykański Acoustic Zen ma izolacje coś niecoś idące w tym kierunku. Siltech natomiast stawia na złoto, turkusy i błękity, a w przypadku tego zasilającego także na chrom oraz srebro, jako że wtyki to najwyższy model NFC®Furutecha o srebrnie wyplatanym, piezoelektrycznym korpusie i chromowanych pierścieniach. Za nimi bezpośrednio są stosunkowo krótkie odcinki w turkusowej izolacji, prowadzące tak samo jak u interkonektów do złotych, graniastych puszek, wykonanych ze stopowego aluminium. Mają one w przypadku interkonektów pozwalać na skrętność kabla, zawierając bardzo złożonej konstrukcji mechanizm obrotowy o niespotykanej precyzji styku, ale w przypadku przewodów zasilających tego nie uświadczymy – puszka po obu stronach z wychodzącymi z niej przewodami jest zespolona na sztywno. Brak także małych pstryczków do zwierania i rozwierania przewodu z izolacją, czyli ani się nie nakręcisz, ani się nie napstrykasz. Po co w takim razie te puszki? Otóż z uwagi na to, że między nimi (czyli na większej długości kabla) położono szczególny nacisk na technikę klatki Faradaya, dającej najlepszą izolację. Według zapewnień Edwina także krótkie odcinki pomiędzy puszkami a wtykami są izolowane w ten sposób, ale należy się domyślać, że nie aż tak perfekcyjnie. Na tym najdłuższym odcinku kabel się okazuje najgrubszy i osłonięty plecionką o barwie lazurowo błękitnej, a wewnątrz na całej długości (także w puszkach i na tych krótszych odcinkach) materiał przewodzący to skręcone współosiowo grube żyły z monokrystalicznego srebra. Takiego na dodatek specjalnego, o wyjątkowej czystości i z zaostrzoną specyfikacją Siltecha. Srebra jedynego takiego na świecie, wytwarzanego przez zewnętrzną firmę, ale także w Holandii.

Ogólnie biorąc kabel jest należycie gruby i bardzo nawet ciężki, mieniący się powabnie złotem, srebrem, błękitem. Według zapewnień producenta giąć go można bez obaw pod dowolnie dużymi kątami, co ułatwia ten środkowy – najgrubszy wprawdzie, ale o dziwo najłatwiejszy do zginania odcinek. Przewodnik to co prawda monokrystaliczne srebro identyczne jak w innych przewodach Siltecha i Crystal Cable, ale tutaj występujące w szczególnie dużej ilości, szczególnie dobrze pod kątem brzmieniowych rezultatów splatane i rzecz niezwykle istotna, na całej długości izolowane przez klatkę Faradaya.

xxx

Trzy korony?

Jak cała seria Triple Crown mające tylko taką izolację i tylko ten przewodnik. To jest wyróżnik, do tego dążono, to było bardzo trudne. Korzystano po drodze z doradztwa zaprzyjaźnionego potentata dostarczającego okablowanie dla wojska, przemysłu lotniczego i kosmicznego, opierano się na wcześniejszych własnych doświadczeniach i przede wszystkim sprawdzano rezultaty na bazie profesjonalnych wzmacniaczy lampowych Tagi. W przypadku kabli głośnikowych i interkonektów poszło to względnie łatwo, natomiast kable zasilające okazały się dużo trudniejsze, ale Edwin nie chciał wyjawić, na czym to polegało. W efekcie opóźnienie, ale rzecz doszła do finału i można już nabywać. Co za ulga, nieprawdaż? Aż się nie mogłem doczekać…

Gorzka to jednak kpina, bo już interkonekt pokazał, że ci klubowicze spod znaku Triple Crown bynajmniej nie zwariowali. Jak ktoś chce posiąść super brzmienie bez żadnych kompromisów, to to jest odpowiednia droga. A że trudna? No, jak się chce zajść wysoko, to zwykle łatwo nie jest. A że nie każdemu zależy na audiofilskich szczytach, to oczywista sprawa i można się w życiu zabawiać innymi atrakcjami.

Stosownie do wagi, grubości, powierzchowności i ceny kabel jest dostarczany w wielkim pudle o pokryciu elegancko imitującym skórę, na którym wytłoczono ma się rozumieć trzy korony i dodatkowo wszystko ląduje w czarnym, aksamitnym pokrowcu. A w tym pokrowcu kieszonka, a w tej kieszonce książeczka. A w tej książeczce piszą, że kabel zasilający ma niespodziewanie duży wpływ na pozornie nie mającą z nimi nic wspólnego muzykę. A dzieje się tak dlatego, że zwykły, czy nawet dobrej jakości taki kabel nie jest w stanie przekazać odpowiednio spójnego elektromagnetycznego spektrum, skutkiem nie posiadania odpowiedniej izolacji zewnętrznej oraz wewnętrznych defektów przewodnika. W następstwie przenikają doń zakłócenia i sam je generuje, a to ma słyszalne następstwa, gdyż niszczy harmonię brzmienia. Nie może być ona pełna, gdy zakłócenia wyrywają lub zasłaniają jakieś fragmenty fali mającej transportować muzykę, a na dodatek to się kumuluje i nie ma jak z tego wybrnąć.

xxx

Kabel…

Jedyny ratunek to taki przewód, w którym tak się nie stanie i taki właśnie otrzymujemy w postaci Siltech Triple Crown Power. Nad jego powstaniem pracował sztab specjalistów, korzystających między innymi z trójwymiarowej analizy pól magnetycznych (oprogramowanie COMSOLtm), a także aparatury pomiarowej FW Bell – 3D Gauss, stosowanej między innymi do pomiaru pól magnetycznych przy konstruowaniu komputerowych dysków twardych. Jako rezultat powstał kabel o siedmiu grubych żyłach z monokrystalicznego srebra, izolowanych otuliną powietrzną oraz powłoką klatki Faradaya. Odporny najbardziej na świecie na przenikanie zakłóceń i powstawanie zaburzeń własnych – nawet w zakresie bardzo wysokich częstotliwości ich nie generujący. A to ma dać się usłyszeć, i tym się teraz zajmiemy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Siltech Triple Crown Power

  1. Tomasz pisze:

    Jak zwykle interesująca i wartościowa recenzja. Ponieważ posiadam w swoich zbiorach kable Acoustic Zen Gargantua II, więc tym bardziej byłem ciekawy, co wyjdzie z tego niezwykłego starcia. Czy ogromna (niemal dziesięciokrotna) różnica w cenie przełożyła się na równie wielki skok jakościowy? I tak i nie. Tak, bo w high-endzie osiągnięcie każdej umownej jednostki przyrostu jakości wymaga ogromnych nakładów finansowych i tu jednak poprawa nastąpiła. Siltech zdobył koronę dla najlepszego kabla sieciowego na świecie (a na pewnego jednego z kilku najlepszych), ale niestety także zapewne najdroższego. Nie lub nie do końca, bo efekt zmian po przełączeniu na Siltecha nie musi być oczywisty i jednoznaczny dla każdego i w każdym systemie. Mnie cieszy, że Acoustic Zen Gargantua II potwierdził po raz n-ty, że jest kablem znakomitym i ponadczasowym, skoro zestawia się go i to wcale nie roli chłopca do bicia z najlepszymi i najdroższymi kablami zasilającymi na świecie. Chylę zatem czoła przed twórcami obu kabli, bo osiągnęli efekty imponujące, ale bardziej podziwiam pana Roberta Lee za niezwykle udaną próbę stworzenia wspaniałego kabla zasilającego za wciąż (jak na high-end) niekosmiczną cenę.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Pozostaje jedynie się zgodzić.

  2. Bohdan pisze:

    Jeśli aż tak cudownie., to w takim razie nie pokuszę się o odsłuch na rzeczonym kabelku. Posłucham, jak będą nań wolne środki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy