Recenzja: Raidho D-2

Odsłuch: Z torem tranzystorowym

Raidho_D2_008_HiFi Philosophy

Ale to nie koniec naszej pięknej podróży, bo teraz pałeczkę przejmują misterne konstrukcje Jeffa Rowlanda.

   Na drugim etapie do akcji wkroczyły tranzystory, a ściślej tranzystorowy przedwzmacniacz Corus oraz impulsowe monobloki Model 725, będące szczytowymi pozycjami z oferty Jeffa Rowlanda. Przy impedancji 4 Ohm osiągają moc sześciuset Watów, a przy 8 Ohm  trzystu, co w przypadku naszego testu oznaczało pozycję pośrednią, jako że impedancja nominalna głośników Raidho D-2 wynosi 5,8 Ohma. Na pewno było to w takim razie dalece ponad zalecane przez producenta 50 Watów, a także wystarczająca ilość zdaniem dystrybutora, stojącego na stanowisku „im więcej, tym lepiej”; zwłaszcza że to on był tego wzmocnienia dostawcą. Zaznaczyć trzeba, że urządzenia Jeffa Rowlanda często na pokazach są z głośnikami Raidho wystawiane, tak więc należało oczekiwać synergii, tym bardziej, że na warszawskim Audio Show, gdzie pierwszy raz głośniki Raidho słyszałem i gdzie tak mnie zauroczyły, także grały z Jeffem Rowlandem, i to nawet tym właśnie. Kabel głośnikowy zostawiłem ten sam, natomiast przedwzmacniacz ze źródłem spiąłem symetrycznym interkonektem Royal Princess ze szczytu oferty Siltecha, a z końcówkami też symetrycznym Acoustic Zen Silver Reference, tak więc było po audiofilsku i bardzo dostojnie. Odpaliłem, odczekałem, zagrało, zasiadłem.

Brzmienia szczegółowo opisanego poprzednio nie będę ponownie charakteryzował, zwłaszcza że było w poszczególnych aspektach niemal identyczne lub bardzo pokrewne lampowemu. Znów pojawiły się silne podmuchy i w efekcie dynamiczne a nie statyczne ukazanie muzycznego obrazu; i znów przepastna scena, z jednej strony ginąca w otchłaniach nieskończoności, z drugiej wychodząca na słuchacza wielkim freskiem migotliwego piękna. Żywa muzyka zawarta w żywej przestrzeni wypełniła pokój, przebijając ściany i tworząc w zupełnym oderwaniu od głośników wspaniały spektakl, przy czym te ostatnie ściągały na siebie uwagę jedynie eleganckim wyglądem a nie brzmieniem; jakby całkowicie niezależnym od nich, zupełnie bez związku z nimi na pozór powstającym.

Zaznaczyło się jednak kilka różnic i to na nich skupimy uwagę. Przede wszystkim uderzała inna prezentacja sopranów. Nie były w sposób otwarty strzeliste, uchodzące w bezkres i całkowicie nieskończone, tylko łukowato zwieńczone, pełniejsze – skończenie a nie nieskończenie piękne. Osobiście wolę podejście otwarte, jakie pokazała lampa, chętniej akceptując niespokojną ucieczkę w nieskończoność a nie uspokajające domknięcie. Można wszakże woleć to właśnie, a przypomnę, że starożytni Grecy – ojcowie naszej cywilizacji i dawcy naszych kanonów piękna – uważali za piękne jedynie rzeczy skończone, kojarząc nieskończoność z niemożliwym do pogodzenia z pięknem chaosem. Różne można mieć zatem podejścia do piękna, a oba zastosowane systemy wespół z głośnikami Raidho ukazały dwa oblicza sopranowego wykańczania – otwarte i nieskończone, czyli bezkresne, lub domknięte i zwieńczające. To pierwsze niewątpliwie bardziej przeszywające, niespokojne i niesione wiatrem; drugie uspokajające, wypełnione, bardziej kojące. Różnica doskonale uwidaczniała się na znakomicie nagranej płycie z muzyką organową, podesłanej mi przez wydawnictwo Warner Classic.

Raidho_D2_031_HiFi Philosophy

I choć było to odmienne brzmienie, to jego maestria była wciąż zniewalająca.

Piszczałki górnych rejestrów w torze lampowym były smuklejsze i strzelające srebrzyście w dal nieskończoną, a w tranzystorowym złociste, z łukowatym zwieńczeniem, cieplejsze i pełniejsze. Te i te piękne, a każde odmiennie. Jedne przeszywająco, budząc gotycki niepokój, drugie oferujące spokojną, złocistą obfitość renesansowej formy. Zatopiłem się w tych złoto brzmiących organach, podziwiając zarówno kunszt wirtuozowski Wernera Jacoba, jak i znakomitość instrumentu jakim są organy kościoła św. Sebalda w Norymberdze, nieporównanie szlachetniej brzmiące od zwykle spotykanych; a na tej kanwie naszła mnie refleksja, że w wykonaniu systemu lampowego słuchając sławnej Fugi d-mol Bacha stoi się pośród smutku i powagi niczym skazaniec oczekujący na czyściec lub piekło, a więc niczym ktoś odczuwający przemożnie całą grozę istnienia, a w wykonaniu tranzystorów Rowlanda niczym wstępujący do raju boski oblubieniec, przepełniony radosnym spełnieniem. To i to brzmiało perfekcyjnie i wzniośle, jakże jednak różne przywołujące emocje. Ktoś mógłby przy tym pomyśleć, że się pomyliłem, bo przecież to lampa powinna grać cieplej; ale nie, nie pomyliłem się – tak właśnie było.

Kolejna różnica dotyczyła basu, ale była zwyklejsza, nie wymagająca specjalnego komentarza. Basu z tranzystorem, a więc i większą mocą, było nieco więcej. Bardziej się zaznaczał i momentami zaczynał dominować, co można odebrać zarówno pozytywnie jak pejoratywnie. Moim zdaniem w systemie lampowym pracował poprawniej, lepiej wpasowując się w całość, ale jak ktoś lubi mocny bas, to oczywiście wydanie tranzystorowe było bardziej atrakcyjne.

Zawadźmy jeszcze o środek pasma, bo tu także się nieco zmieniło, a to ponownie za sprawą sopranów. Analogicznie jak górne rejestry ludzkie głosy, w których te górne zakresy także się przejawiają, stały się z tranzystorem pełniejsze, cięższe i bardziej złociste. Trochę upiększone, a trochę mniej z kolei realistyczne, co zapewne byłoby do wyrównania poprzez zmianę okablowania, ale zostawiłem jak było, bo taka alternatywa i przewrotnie cieplejsze granie z tranzystorowym torem sprawiało mi poznawczą satysfakcję.

Raidho_D2_021_HiFi Philosophy

Raidho D2 to pełne urzeczywistnienie audiofilskich marzeń. Szkoda, że tylko dla tak nielicznych.

Ostatnia różnica mocniej się zaznaczająca także po części wiązała się z innym ujęciem zakresu sopranowego, ale nie tylko z nim. Określiłbym ją jako dźwięk w systemie tranzystorowym nie tylko pełniejszy i cięższy, ale także bardziej jednoznaczny. Wszystkie harmonie zostały tu ustawione w szereg i całość szła porządnie niczym kolumna wojska, podczas gdy granie z lampą bardziej przypominało widok dzieci na przerwie, gdzie wszyscy pędzą w różnych kierunkach i bierze się z tego spontaniczny bałagan. Mówiąc inaczej, w tranzystorowym wydaniu wszystko było bardziej uporządkowane i mniej na siebie nakładające, a w lampowym bardziej złożone i nałożone. Znów to powodowało inne odczucia – z tranzystorem uspokojone i dające sycącą pełnię kalorycznego muzycznego pokarmu, a z lampą musujący koktajl o bardziej niepospolitym smaku, niczym wytrawny szampan.

Wszystko to są oczywiście opisy mocno przerysowane; podkreślające różnice celem ich uwypuklenia, bo dobierając okablowanie i żonglując źródłami być może nawet dałoby się te brzmieniowe układy odwrócić, choć nie jest tajemnicą, że tory lampowe oferują zwykle bogatszą harmonikę, co tu niewątpliwie znalazło wyraz.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Raidho D-2

  1. Piotr Ryka pisze:

    Dopiszę tylko, że ustawienie kolumn na zdjęciach jest całkiem inne niż było podczas odsłuchów.

  2. manio pisze:

    Witam,
    uff, wczułem się w atmosferę recenzji i … szczerze zazdroszczę!
    Kiedyś, dawno temu szukałem systemu dla siebie i 90% odsłuchów [u siebie i salonach ],kończyło się westchnieniem : „o co chodzi ???”.
    Gdzie tam mowa o nawet mikroodlocie? 😉
    A tu odjazd – bardzo kosztowny ale jest!

    A przy okazji – jak to gra muzę nieaudiofilską ,inaczej zwaną źle nagraną[punk,hiphop,r&b,house,trance,metal etc.] – czyli 99% płyt dla 99,9% populacji 🙂
    Pokazuje prawdę: ekscytująco,fajnie, strawnie, czy też niestrawnie i 99% kolekcji do wyrzucenia?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nigdy nie wystawiam wysokich ocen urządzeniom nie potrafiącym zachować ducha muzyki. Raidho D-2 w połączeniu z odpowiednim torem bezproblemowo pozwolą słuchać najsłabszych nawet nagrań. Więcej, uczynią je lepiej brzmiącymi niż kiedykolwiek przedtem.

      1. manio pisze:

        no i gitara!!!
        zawsze myślałem że sprzęt ma pokazać „niedostatki” wytwórcze [od studia po tłocznie] a nie czynić ją „nie do słuchania” – ale zewsząd tylko pukanie w głowę a tu proszę , okazuje się że takie cuś jednak istnieje.
        Pozytywna bardzo wiadomość jest ta 🙂

  3. sebna pisze:

    Bardzo fajnie się czytało. To byłą jedna z recenzji, na którą czekałem a w zapowiedziach kilka kolejnych, które mnie bardzo ciekawią.

    Dodatkową niespodzianką był MA-1 na zdjęciu z pierwszej strony a potem wraz z czytaniem odkrywanie kolejnych dobrze mi znanych części toru 🙂

    Takie znane elementy powodują odbiór recenzji na zupełnie innym poziomie. Recenzja zamienia się w przeżycie bo nagle wszystko nabiera kontekstu i sensu a znane z własnych odsłuchów zależności pozwalają wydobyć smaczki czyniąc recenzję nie jednego głównego a wielu produktów w niej obecnych zarówno tych znanych jak i nieznanych.

    Piotrze prawie jak własny odsłuch :). Plastyczne opisy z pewnością bardzo pomagają szczególnie gdy pokrywają się ze znaną rzeczywistością.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za miłe słowa. Dobrze wpływa na samopoczucie piszącego świadomość, że nie pisze na marne i ktoś coś z tego dla siebie wynosi.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Napisz Piotrze ktore kolumny lepsze do sluchania wokalu, te ktore tu opisujesz, czy Zingali?oczywiscie mam na mysli grajace tylko z wzm lampowym!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odpowiadałem już na to pytanie w prywatnej z kimś korespondencji. Zingali grają bardziej bajkowo i mają to swoje tubowe rozciąganie brzmienia, a Raidho są bardziej realistyczne. Zależy co się woli. Sam lubię jedno i drugie.

  5. miroslaw frackowiak pisze:

    Co do cen tu opisywanych kolumn to sa wysokie, jak to moj kolega aufiofil powiada „sluszne” ale chcialem zauwazyc ze znalazlem kiedys wysprzedaz wszystkich modeli tej firmy za 35-40% ich ceny, bo wchodzily akurat nowe modele i na audio-market.de mozna bylo wybrac co sie chcialo od monitorow do podlogowych!tak ze tylko szukac i nie bedzie tak drogo.

  6. Maciej pisze:

    Powiem Wam że gatunkowe podłogówki tanie nie mogą być… Jak policzyłem koszta materiałów, czas budowy, koszty logistyki, wynajęcia warsztatu, dystrybucja, opakowanie, podatki, to moje odgrody DIY musiały by kosztować 20.000 – 25.000 PLN A to zwykłe odgrody malowane na biało wysoki połysk, bez forniru… I koszty oparte na polskich a nie europejskich realiach. W Europie zachodniej pewnie jakbym się trochę napocił mógłbym je sprzedać i za 50-60 KPLN. A co dopiero profesjonaliści… Ta stówka wygląda groźnie, ale dentysta ze Szwajcarii kupi.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dentysta to nawet polski może. Wystarczy, że umie wyrywać.

  7. Pingback: D-2 Review

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy