Odsłuch
Sprawę ustawienia, podobnie jak gros kwestii technicznych, dzięki niedawnej recenzji modelu C-2.1 miałem zawczasu rozpracowaną, względem tamtych odsłuchów zmienił się jednak tor i teraz parę słów o nim. Torów użyłem dwóch – swojego, z przedwzmacniaczem ASL i końcówką Crofta, oraz dostarczonego wraz z głośnikami szczytowego zespołu wzmacniającego Jeffa Rowlanda, w postaci przedwzmacniacza Corus oraz końcówek Model 725. Obu bardzo różnych i obu czyniących zadość wymogom producenta, zalecającego wzmacniacze tranzystorowe o mocy minimum 50 W, albo jakieś słabsze, ale pod warunkiem że lampowe. Zatem proszę: końcówki Jeffa mają moc 600 W, a hybrydowy Croft 25 W. W obu wypadkach źródłem był Cairn, ale jedynie jako napęd, podający sygnał po kablu optycznym Belkin przetwornikowi Maitner MA 1 dac; mającemu specjalnie opracowane przez dr Meitnera najwyższej klasy gniazdo optyczne, którego zastosowanie (oferowane w kilku innych wysokiej klasy przetwornikach jako opcja) kosztuje 1800 PLN ekstra. Kablem głośnikowym był Entreq Discover – tak dobry, że aż się go nie mogę nachwalić, mający tylko jedną słabostkę, w postaci grania zawsze, niezależnie od stopnia wygrzania, pełnym potencjałem dopiero po kilkudziesięciu minutach od odpalenia systemu. Nie jest to duża przywara, gdyż prawie każdy wzmacniacz, włączając w to tranzystorowe, też czymś takim częstuje, tak więc zaleta w postaci wyjątkowo atrakcyjnej ceny przelicytowuje tę osobliwość z kretesem. Jedynie wzmacniacze impulsowe (potocznie zwane cyfrowymi) grają zwykle od startu pełną parą, w każdym razie tak grały te, z którymi miałem do czynienia, lecz akurat użyte tu Jeffa Rowlanda były właśnie takie.
Z torem lampowym
Głośniki, jak poprzednio niższy model C-2.1, rozstawiłem dosyć szeroko, ale zostawiając koło metra od ścian bocznych i wyraźnie na nie je odginając, by bass-refleksy mogły w nie trafiać basem, który kiedy tak nie jest okazuje się słabszy. Z tyłu zostawiłem wolne półtora metra, a sam siadałem w odległości dwóch – plus, minus pół metra.
Od razu napiszę, że było to jedno z najciekawszych audiofilskich doświadczeń jakich byłem uczestnikiem, złożone z wielu sesji, gdyż jedna zostawiłaby zbyt wielki niedosyt. Przejdźmy do szczegółów.
Pierwsza sprawa, to większa łatwość ustawienia. Pomimo uzyskanej podczas testu modelu C-2.1 wiedzy o właściwej lokalizacji, pozwoliłem sobie z tą lokalizacją na wstępie nieco pokombinować, by mieć całkowitą pewność, że się nie mylę. Nie wiem czy można to przypisać większej doskonałości głośników diamentowych, ale nic innego raczej nie wchodzi w rachubę; w każdym razie model D-2 okazał się dla ustawiania bardziej wybaczający, a także wolał ciutkę dalsze ustawienie od ścian bocznych. Gdy stawał bliżej, basu było wprawdzie trochę więcej, ale skromniało zarazem bogactwo harmoniczne i całościowo mniej się na scenie wydarzało, tak więc szybko o jakieś dwadzieścia centymetrów głośniki odstawiłem, bardzo uważnie na kilku utworach sprawdzając, czy się aby nie mylę. Powtórzony kilkakrotnie manewr przysuwania i odsuwania utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak nie, i że D-2 lubią nieco większy dystans od ścian bocznych, a z kolei na odległość siadania od siebie mniej są wrażliwe, bezproblemowo akceptując zarówno bliską jak i dalszą lokalizację słuchacza. Bardzo dobrze też się ich słucha siadając nawet poza stereofonią, tak więc spektrum przestrzenne dobrego brzmienia mają szerokie.
Druga rzecz z rzeczy wstępnych, to przeistaczanie się w czasie. Tor lampowy rzecz jasna narzucał swoje warunki, dodatkowo wzmacniane nietypowym zachowaniem kabla Entreqa, skonstatowanym niegdyś na podstawie porównań z innymi kablami. Zaraz po odpaleniu system grał przez jakichś dwadzieścia minut zbyt ofensywnie na górze pasma, lecz przeszywający atak sopranów gasł w sposób widoczny z każdą minutą i po godzinie zanikał całkowicie, ustępując miejsca doznaniom z gatunku fenomenalnych. Za to zjawisko w największej mierze odpowiedzialny był w tym wypadku przetwornik Meitnera, który soprany zwykł podawać wyjątkowo obficie, co przy braku rozgrzania lamp i niesamowitych umiejętnościach wstęgi Raidho takie dawało efekty.
Przy okazji słowo o tym Meitnerze, bo nie wiem czy będę pisał jego recenzję. Spisywał się znakomicie, względem „gołego” Cairna dorzucając szczodrze dynamiki, światła, powietrza i różnorakich wibracji. Zwłaszcza dla kogoś potrzebującego poprawy brzmienia za pośrednictwem kabla optycznego będzie on rewelacją.
Tak więc, jak to ma miejsce zazwyczaj, system zaczynał grać na swoim wstępnym poziomie (powiedzmy na sześćdziesiąt-siedemdziesiąt procent możliwości) po jakiejś godzinie, a dziewięćdziesiąt osiągał po trzech. I tu ważna różnica odnośnie tego, co pomiędzy tym wstępnym a prawie zupełnym potencjałem się działo. Różnica w sensie zjawisk bardzo się narzucających właściwie tylko jedna, ale całościowa i zasadnicza.
Dopiszę tylko, że ustawienie kolumn na zdjęciach jest całkiem inne niż było podczas odsłuchów.
Witam,
uff, wczułem się w atmosferę recenzji i … szczerze zazdroszczę!
Kiedyś, dawno temu szukałem systemu dla siebie i 90% odsłuchów [u siebie i salonach ],kończyło się westchnieniem : „o co chodzi ???”.
Gdzie tam mowa o nawet mikroodlocie? 😉
A tu odjazd – bardzo kosztowny ale jest!
A przy okazji – jak to gra muzę nieaudiofilską ,inaczej zwaną źle nagraną[punk,hiphop,r&b,house,trance,metal etc.] – czyli 99% płyt dla 99,9% populacji 🙂
Pokazuje prawdę: ekscytująco,fajnie, strawnie, czy też niestrawnie i 99% kolekcji do wyrzucenia?
Nigdy nie wystawiam wysokich ocen urządzeniom nie potrafiącym zachować ducha muzyki. Raidho D-2 w połączeniu z odpowiednim torem bezproblemowo pozwolą słuchać najsłabszych nawet nagrań. Więcej, uczynią je lepiej brzmiącymi niż kiedykolwiek przedtem.
no i gitara!!!
zawsze myślałem że sprzęt ma pokazać „niedostatki” wytwórcze [od studia po tłocznie] a nie czynić ją „nie do słuchania” – ale zewsząd tylko pukanie w głowę a tu proszę , okazuje się że takie cuś jednak istnieje.
Pozytywna bardzo wiadomość jest ta 🙂
Bardzo fajnie się czytało. To byłą jedna z recenzji, na którą czekałem a w zapowiedziach kilka kolejnych, które mnie bardzo ciekawią.
Dodatkową niespodzianką był MA-1 na zdjęciu z pierwszej strony a potem wraz z czytaniem odkrywanie kolejnych dobrze mi znanych części toru 🙂
Takie znane elementy powodują odbiór recenzji na zupełnie innym poziomie. Recenzja zamienia się w przeżycie bo nagle wszystko nabiera kontekstu i sensu a znane z własnych odsłuchów zależności pozwalają wydobyć smaczki czyniąc recenzję nie jednego głównego a wielu produktów w niej obecnych zarówno tych znanych jak i nieznanych.
Piotrze prawie jak własny odsłuch :). Plastyczne opisy z pewnością bardzo pomagają szczególnie gdy pokrywają się ze znaną rzeczywistością.
Pozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa. Dobrze wpływa na samopoczucie piszącego świadomość, że nie pisze na marne i ktoś coś z tego dla siebie wynosi.
Napisz Piotrze ktore kolumny lepsze do sluchania wokalu, te ktore tu opisujesz, czy Zingali?oczywiscie mam na mysli grajace tylko z wzm lampowym!
Odpowiadałem już na to pytanie w prywatnej z kimś korespondencji. Zingali grają bardziej bajkowo i mają to swoje tubowe rozciąganie brzmienia, a Raidho są bardziej realistyczne. Zależy co się woli. Sam lubię jedno i drugie.
Co do cen tu opisywanych kolumn to sa wysokie, jak to moj kolega aufiofil powiada „sluszne” ale chcialem zauwazyc ze znalazlem kiedys wysprzedaz wszystkich modeli tej firmy za 35-40% ich ceny, bo wchodzily akurat nowe modele i na audio-market.de mozna bylo wybrac co sie chcialo od monitorow do podlogowych!tak ze tylko szukac i nie bedzie tak drogo.
Powiem Wam że gatunkowe podłogówki tanie nie mogą być… Jak policzyłem koszta materiałów, czas budowy, koszty logistyki, wynajęcia warsztatu, dystrybucja, opakowanie, podatki, to moje odgrody DIY musiały by kosztować 20.000 – 25.000 PLN A to zwykłe odgrody malowane na biało wysoki połysk, bez forniru… I koszty oparte na polskich a nie europejskich realiach. W Europie zachodniej pewnie jakbym się trochę napocił mógłbym je sprzedać i za 50-60 KPLN. A co dopiero profesjonaliści… Ta stówka wygląda groźnie, ale dentysta ze Szwajcarii kupi.
Dentysta to nawet polski może. Wystarczy, że umie wyrywać.