Recenzja: Raidho D-2

Odsłuch

Raidho_D2_009_HiFi Philosophy

A oto i właściwy obiekt recenzji: Raidho D2.

   Sprawę ustawienia, podobnie jak gros kwestii technicznych, dzięki niedawnej recenzji modelu C-2.1 miałem zawczasu rozpracowaną, względem tamtych odsłuchów zmienił się jednak tor i teraz parę słów o nim. Torów użyłem dwóch – swojego, z przedwzmacniaczem ASL i końcówką Crofta, oraz dostarczonego wraz z głośnikami szczytowego zespołu wzmacniającego Jeffa Rowlanda, w postaci przedwzmacniacza Corus oraz końcówek Model 725. Obu bardzo różnych i obu czyniących zadość wymogom producenta, zalecającego wzmacniacze tranzystorowe o mocy minimum 50 W, albo jakieś słabsze, ale pod warunkiem że lampowe. Zatem proszę: końcówki Jeffa mają moc 600 W, a hybrydowy Croft 25 W. W obu wypadkach źródłem był Cairn, ale jedynie jako napęd, podający sygnał po kablu optycznym Belkin przetwornikowi Maitner MA 1 dac; mającemu specjalnie opracowane przez dr Meitnera najwyższej klasy gniazdo optyczne, którego zastosowanie (oferowane w kilku innych wysokiej klasy przetwornikach jako opcja) kosztuje 1800 PLN ekstra. Kablem głośnikowym był Entreq Discover – tak dobry, że aż się go nie mogę nachwalić, mający tylko jedną słabostkę, w postaci grania zawsze, niezależnie od stopnia wygrzania, pełnym potencjałem dopiero po kilkudziesięciu minutach od odpalenia systemu. Nie jest to duża przywara, gdyż prawie każdy wzmacniacz, włączając w to tranzystorowe, też czymś takim częstuje, tak więc zaleta w postaci wyjątkowo atrakcyjnej ceny przelicytowuje tę osobliwość z kretesem. Jedynie wzmacniacze impulsowe (potocznie zwane cyfrowymi) grają zwykle od startu pełną parą, w każdym razie tak grały te, z którymi miałem do czynienia, lecz akurat użyte tu Jeffa Rowlanda były właśnie takie.

 

Z torem lampowym

Głośniki, jak poprzednio niższy model C-2.1, rozstawiłem dosyć szeroko, ale zostawiając koło metra od ścian bocznych i wyraźnie na nie je odginając, by bass-refleksy mogły w nie trafiać basem, który kiedy tak nie jest okazuje się słabszy. Z tyłu zostawiłem wolne półtora metra, a sam siadałem w odległości dwóch – plus, minus pół metra.

Od razu napiszę, że było to jedno z najciekawszych audiofilskich doświadczeń jakich byłem uczestnikiem, złożone z wielu sesji, gdyż jedna zostawiłaby zbyt wielki niedosyt. Przejdźmy do szczegółów.

Raidho_D2_006_HiFi Philosophy

Konstrukcyjnie do złudzenia przypominają tańszy model C 2.1

Pierwsza sprawa, to większa łatwość ustawienia. Pomimo uzyskanej podczas testu modelu C-2.1 wiedzy o właściwej lokalizacji, pozwoliłem sobie z tą lokalizacją na wstępie nieco pokombinować, by mieć całkowitą pewność, że się nie mylę. Nie wiem czy można to przypisać większej doskonałości głośników diamentowych, ale nic innego raczej nie wchodzi w rachubę; w każdym razie model D-2 okazał się dla ustawiania bardziej wybaczający, a także wolał ciutkę dalsze ustawienie od ścian bocznych. Gdy stawał bliżej, basu było wprawdzie trochę więcej, ale skromniało zarazem bogactwo harmoniczne i całościowo mniej się na scenie wydarzało, tak więc szybko o jakieś dwadzieścia centymetrów głośniki odstawiłem, bardzo uważnie na kilku utworach sprawdzając, czy się aby nie mylę. Powtórzony kilkakrotnie manewr przysuwania i odsuwania utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak nie, i że D-2 lubią nieco większy dystans od ścian bocznych, a z kolei na odległość siadania od siebie mniej są wrażliwe, bezproblemowo akceptując zarówno bliską jak i dalszą lokalizację słuchacza. Bardzo dobrze też się ich słucha siadając nawet poza stereofonią, tak więc spektrum przestrzenne dobrego brzmienia mają szerokie.

Druga rzecz z rzeczy wstępnych, to przeistaczanie się w czasie. Tor lampowy rzecz jasna narzucał swoje warunki, dodatkowo wzmacniane nietypowym zachowaniem kabla Entreqa, skonstatowanym niegdyś na podstawie porównań z innymi kablami. Zaraz po odpaleniu system grał przez jakichś dwadzieścia minut zbyt ofensywnie na górze pasma, lecz przeszywający atak sopranów gasł w sposób widoczny z każdą minutą i po godzinie zanikał całkowicie, ustępując miejsca doznaniom z gatunku fenomenalnych. Za to zjawisko w największej mierze odpowiedzialny był w tym wypadku przetwornik Meitnera, który soprany zwykł podawać wyjątkowo obficie, co przy braku rozgrzania lamp i niesamowitych umiejętnościach wstęgi Raidho takie dawało efekty.

Przy okazji słowo o tym Meitnerze, bo nie wiem czy będę pisał jego recenzję. Spisywał się znakomicie, względem „gołego” Cairna dorzucając szczodrze dynamiki, światła, powietrza i różnorakich wibracji. Zwłaszcza dla kogoś potrzebującego poprawy brzmienia za pośrednictwem kabla optycznego będzie on rewelacją.

Raidho_D2_024_HiFi Philosophy

A już wykorzystany fornir zdradza, w jak wielkim jesteśmy błędzie.

Tak więc, jak to ma miejsce zazwyczaj, system zaczynał grać na swoim wstępnym poziomie (powiedzmy na sześćdziesiąt-siedemdziesiąt procent możliwości) po jakiejś godzinie, a dziewięćdziesiąt osiągał po trzech. I tu ważna różnica odnośnie tego, co pomiędzy tym wstępnym a prawie zupełnym potencjałem się działo. Różnica w sensie zjawisk bardzo się narzucających właściwie tylko jedna, ale całościowa i zasadnicza.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Raidho D-2

  1. Piotr Ryka pisze:

    Dopiszę tylko, że ustawienie kolumn na zdjęciach jest całkiem inne niż było podczas odsłuchów.

  2. manio pisze:

    Witam,
    uff, wczułem się w atmosferę recenzji i … szczerze zazdroszczę!
    Kiedyś, dawno temu szukałem systemu dla siebie i 90% odsłuchów [u siebie i salonach ],kończyło się westchnieniem : „o co chodzi ???”.
    Gdzie tam mowa o nawet mikroodlocie? 😉
    A tu odjazd – bardzo kosztowny ale jest!

    A przy okazji – jak to gra muzę nieaudiofilską ,inaczej zwaną źle nagraną[punk,hiphop,r&b,house,trance,metal etc.] – czyli 99% płyt dla 99,9% populacji 🙂
    Pokazuje prawdę: ekscytująco,fajnie, strawnie, czy też niestrawnie i 99% kolekcji do wyrzucenia?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nigdy nie wystawiam wysokich ocen urządzeniom nie potrafiącym zachować ducha muzyki. Raidho D-2 w połączeniu z odpowiednim torem bezproblemowo pozwolą słuchać najsłabszych nawet nagrań. Więcej, uczynią je lepiej brzmiącymi niż kiedykolwiek przedtem.

      1. manio pisze:

        no i gitara!!!
        zawsze myślałem że sprzęt ma pokazać „niedostatki” wytwórcze [od studia po tłocznie] a nie czynić ją „nie do słuchania” – ale zewsząd tylko pukanie w głowę a tu proszę , okazuje się że takie cuś jednak istnieje.
        Pozytywna bardzo wiadomość jest ta 🙂

  3. sebna pisze:

    Bardzo fajnie się czytało. To byłą jedna z recenzji, na którą czekałem a w zapowiedziach kilka kolejnych, które mnie bardzo ciekawią.

    Dodatkową niespodzianką był MA-1 na zdjęciu z pierwszej strony a potem wraz z czytaniem odkrywanie kolejnych dobrze mi znanych części toru 🙂

    Takie znane elementy powodują odbiór recenzji na zupełnie innym poziomie. Recenzja zamienia się w przeżycie bo nagle wszystko nabiera kontekstu i sensu a znane z własnych odsłuchów zależności pozwalają wydobyć smaczki czyniąc recenzję nie jednego głównego a wielu produktów w niej obecnych zarówno tych znanych jak i nieznanych.

    Piotrze prawie jak własny odsłuch :). Plastyczne opisy z pewnością bardzo pomagają szczególnie gdy pokrywają się ze znaną rzeczywistością.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za miłe słowa. Dobrze wpływa na samopoczucie piszącego świadomość, że nie pisze na marne i ktoś coś z tego dla siebie wynosi.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Napisz Piotrze ktore kolumny lepsze do sluchania wokalu, te ktore tu opisujesz, czy Zingali?oczywiscie mam na mysli grajace tylko z wzm lampowym!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odpowiadałem już na to pytanie w prywatnej z kimś korespondencji. Zingali grają bardziej bajkowo i mają to swoje tubowe rozciąganie brzmienia, a Raidho są bardziej realistyczne. Zależy co się woli. Sam lubię jedno i drugie.

  5. miroslaw frackowiak pisze:

    Co do cen tu opisywanych kolumn to sa wysokie, jak to moj kolega aufiofil powiada „sluszne” ale chcialem zauwazyc ze znalazlem kiedys wysprzedaz wszystkich modeli tej firmy za 35-40% ich ceny, bo wchodzily akurat nowe modele i na audio-market.de mozna bylo wybrac co sie chcialo od monitorow do podlogowych!tak ze tylko szukac i nie bedzie tak drogo.

  6. Maciej pisze:

    Powiem Wam że gatunkowe podłogówki tanie nie mogą być… Jak policzyłem koszta materiałów, czas budowy, koszty logistyki, wynajęcia warsztatu, dystrybucja, opakowanie, podatki, to moje odgrody DIY musiały by kosztować 20.000 – 25.000 PLN A to zwykłe odgrody malowane na biało wysoki połysk, bez forniru… I koszty oparte na polskich a nie europejskich realiach. W Europie zachodniej pewnie jakbym się trochę napocił mógłbym je sprzedać i za 50-60 KPLN. A co dopiero profesjonaliści… Ta stówka wygląda groźnie, ale dentysta ze Szwajcarii kupi.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dentysta to nawet polski może. Wystarczy, że umie wyrywać.

  7. Pingback: D-2 Review

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy