Recenzja: Pylon Audio Pearl Monitor

Pylon to stary znajomy, ale zarazem jeden z wielu. Gdyż producentów kolumn głośnikowych mamy u nas naprawdę mnogość; tylu, że na wszystkich poziomach cen i jakości oferta jest szeroka. Zarazem Pylon się wyróżnia, ponieważ jest producentem dużym. Miesięczna produkcja to ponad sto kompletów, do czego dochodzą audiofilskie stoliki oraz oferowane producentom zewnętrznym własne głośniki i obudowy. Z tych ostatnich korzystają nawet światowi potentaci, ale nie mogę zdradzić którzy, ponieważ to objęte zostało biznesową klauzulą poufności. Mogę jednak napisać, że super kunsztowne obudowy o wyrafinowanym wzornictwie oraz najwyższej jakości wykończeniu powstają u Pylona i trafiają do najsławniejszych marek.

Już się wdałem w szczegóły, a nie zdążyłem napisać, skąd tego Pylona znam. W sumie wiele razy o tym pisałem, bo znam go z AVS. Tam się rokrocznie wystawia, poczynając od 2011, w którym firma powstała. Jednak jej dzieje są o wiele dłuższe i łączą się z historią firmy Tonsil, ale nie od 1945 roku, kiedy pod całkiem inną nazwą powstało to, co w 1960-tym zostało nazwane Tonsilem. Wielkie zakłady ulokowane we Wrześni produkowały w czasach boomu gospodarczego lat 70-tych dwa modele słuchawek (oba poznałem, jeden był nawet moją własnością) i kilkanaście modeli kolumn na licencji Pioneera. (Jedne takie też miałem.) W latach reformy Balcerowicza Tonsil trafił na giełdę z adnotacją ministra Lewandowskiego o byciu perłą polskiego przemysłu, a potem – patrzcie państwo, jaka reforma – zbankrutował. Później się wiele razy odradzał i teraz wciąż istnieje, a Pylon z niego wykiełkował i jest obecnie całkiem osobnym, niczym nie powiązanym organizmem gospodarczym. Jedynie trochę ludzi przeszło z Tonsila do Pylona, natomiast baza produkcyjna i wachlarz ofertowy to zupełnie inne historie. Tonsil bowiem wciąż tłucze swe głośniki na bazie licencyjnej Pioneera sprzed bez mała półwiecza, Pylon sprzedaje konstrukcje własne, o niebo moim zdaniem lepsze. I cenowo przyjazne; recenzowane teraz monitory to cena zaledwie 999,- złotych za parę. A zatem dawno już nie leżało na moim recenzenckim stole coś równie niedrogiego; teraz nawet kawałek kabla o audiofilskich zapędach każe za siebie płacić tysiącami.

Jeszcze coś o Pylonie i jego znajomości z AVS. On się tam rokrocznie wystawiał, ja tam rokrocznie bywałem, i ile razy na siebie trafialiśmy, tylekroć prosiłem o przysłanie jakiegoś modelu do testu. Szokowało mnie bowiem połączenie ładnego wyglądu oraz świetnego brzmienia z cenami tak umiarkowanymi, w czasach gdy audiofilizm w rosnącym tempie do innych relacji nas przyzwyczaja. Padały zawsze obietnice, ale nie przychodziło nic w ogóle, więc w końcu dałem za wygraną – nie każdy musi mieć ochotę coś u mnie recenzować. Aż tu naraz, po tylu latach, Pylon sam do mnie się zgłasza i poprosił o wybór modelu, a ja wybrałem ten. Ten, jako że na początek najlepszy, a może będzie ciąg dalszy. Nic bym przeciwko nie miał, a pisać od jakościowego dołu jest zawsze najwygodniej – najłatwiej potem piąć się w górę. (Całkiem inaczej niż w życiu.) Co nie znaczy, że ten początek marny – na marne urządzenia szkoda mojego pióra. Marne wylatują za drzwi od razu, nie będę się w marności babrał.

Dodajmy uzupełniająco, że duże zakłady ulokowane w Jarocinie dziedziczą nie tylko po Tonsilu z Wrześni, ale także po sławnej fabryce mebli ze Swarzędza – stąd ta finezja obudów. Po latach rozwojowych powstała w nowej lokalizacji super wyposażona hala produkcyjna i zaraz obok nowoczesna lakiernia, w których powstaje dwadzieścia kilka różnych modeli, w tym flagowy Pylon Audio Jasper 25 za prawie dwadzieścia tysięcy w najlepszym wykończeniu.

Co i za ile

Małe i zgrabne.

Za ile – już napisałem. Za mniej niż tysiąc złotych dostajemy kolumny podstawkowe Pearl Audio Monitor do systemów stereo i kina domowego. Zapakowane w gruby karton z zabezpieczającymi w środku piankami. (Pylon pakuje swe wyroby, jakby na koniec świata miały jechać.)  Dostajemy je bez podstawek, o te staramy się osobno. Same kolumny mają wymiary 200 x 390 x 250 mm i ważą po 7,5 kg. Obudowy są w kształcie prostych skrzynek – żadnej zabawy w skośne profile i wyoblanie krawędzi à la na przykład Diapason. Ale też cena całkiem inna, miarkujmy się panowie. (Panie ewentualnie też.) Poza tym te obudowy są ładne; na gładkość ani pokrycia lakiernicze nie można powiedzieć złego słowa. Gładziuteńkie powierzchnie zyskały w testowanym przypadku karnację calvadosu, o którym Francuzi powiadają, że tłuszcz rozpuszcza, pozwalając dalej ucztować. (Osobiście nie próbowałem.) Tu ucztować będziemy muzycznie, a spod bejcy w kolorze jabłkowego koniaku przeziera faktura drewna, słoje są wyraźnie widoczne. Widać także ozdobny rant wysuwający minimalnie do przodu krawędzie boczne dla poprawienia wyglądu, także srebrzystą czcionką naniesiony napis PYLON AUDIO i przede wszystkim głośniki. Tych nie osłania maskownica (jest tylko jako opcja), a nawet zwykle mały wysokotonowy, tu okazuje się okazały. To miękka kopułka własnego chowu we współpracy z Monacor, o sporej średnicy i w dużej oprawie, nosząca oznaczenie kodowe Pylon Audio PST T-80/8. Uzupełnia ją głośnik szerokopasmowy PSW 18-80/S, też własnego autorstwa. Ten ma sztywną membranę z włókna szklanego, wentylowaną pod dolnym zawieszeniem, dzięki czemu zmniejszają się zniekształcenia przy dużych poziomach głośności. Włókno jest białe, resor, oprawa i centralna wypukłość czarne – efektem kontrastowa powierzchowność, ale umiarkowanie. Biel nie jest zbyt krzykliwa, ładnie to razem wygląda. Poza odcieniem calvadosu dostępne są wykończenia białe, czarne, wenge (drewno w odcieniu szarego brązu) oraz klasyczny włoski orzech. Z tyłu u góry jest bass-refleks, na dole pod nim pojedyncze przyłącza o trochę małych ale „dających radę” zaciskach.

Z własnymi głośnikami.

Założeniem konstruktorów były niewielkie monitory tworzące dźwięk jakby były dużymi, tak żeby nawet muzyka zwana ciężką za lekką się nie wydała na metrażu od optymalnie trzynastu do dwudziestu dwóch metrów. Czy to się udało osiągnąć, do tego zaraz przejdziemy, a teraz jeszcze garstka danych technicznych dla lubiących to wiedzieć. Impedancja nominalna to 8 Ω, pasmo przenoszenia obejmuje 45 Hz – 20 kHz, a moc szczytowa to 80 W przy skuteczności 86 dB. Producent nie boi się upływu czasu – najwyraźniej nie mamy do czynienia z tandetą robioną na chybcika – dlatego czas gwarancji to okres aż trzyletni z możliwością przedłużenia o rok.

Odsłuch

Tweeter w dużej oprawie.

   Zacznijmy od porównania do głośników telewizora. Że co? Że to uchybia audiofilskiej godności? Mam w nosie audiofilskie uprzedzenia; istotne są jedynie konotacje praktyczne. Posiadasz telewizor, używasz jego głośników – zadaj sobie pytanie, co może mi dać dokupienie Pylon Audio Pearl Monitor. Tak, trzeba też dokupić wzmacniacz, ale używane wzmacniacze nienajgorszej jakości kosztują parę stówek, to nie jest żaden problem. Podobnie kabel głośnikowy za parę stówek mamy, wszak może tu pracować taki ze szpuli na metry – w salonie ze sprzętem audio takie niedrogo mają i obsługa na poczekaniu uzbraja je w odpowiednie końcówki.

W przypadku naszego testu wzmacniaczem na tym etapie był Heed Elixir (2 x 50 W/8Ω za 4 tys. PLN), podpięty kablami nie z metra, ale niedrogimi – Oyaide ACROSS 3000 (1990 PLN za 2 x 2,0 m). Sygnał pochodził z dekodera satelitarnego C+ 4K, puszczającego sygnał na Panasonic TX-P42GT60 poprzez odtwarzacz wieloformatowy OPPO 103D i alternatywnie prosto z płyt SACD oraz Blu-ray.  Do tego odtwarzacza wyjść dla głośników przednich L-P podpięty był groszowymi interkonektami (Profi-Gold za sto złotych) wzmacniacz i porównywać było bardzo łatwo, bo i jego, i telewizor, wyposażono w funkcję „mute”.

Powiecie, że głośniki w telewizorze to szczyt nędzy? Trudno nie przyznać racji, ale przecież to je dostajemy w wymuszonym obrocie jako wbudowane, i ich się często używa – a to z lenistwa, a to z braku środków. Tym samym porównanie nie bez sensu.

To porównanie przybrało postać robienia z czegoś miazgi. Dźwięk głośników telewizora, obsługiwany mnogimi regulacjami, jak regulacja barwy, przestrzenności czy czasu opóźnienia (z tej przestrzenności zrezygnowałem, bo tylko dodatkowo psuła) zdawał się na tle tego z Pylonów, jakby wylatywał z kredensu przez mały kwadracik wycięty w drzwiczkach. Kotłował się, tłamsił, zwijał – był rozpaczliwie zły. Doskonale też słychać było (ale dopiero w porównaniu) że propaguje do tyłu, odbija się od ściany circa metr za telewizorem (ustawionym w rogu pokoju) i gdzieś tam błąka między tą ścianą a rewersem ekranu, przekazując jedynie szary szczątek zawartości sygnału. Oprócz paru płyt i kilku transmisji z muzycznego kanału Mezzo posłuchałem też trzech obszernych fragmentów ścieżek filmowych branych via satelita (rzecz jasna takich bez lektora), w tym tej z nowego serialu Juliusza Machulskiego „Mały zgon”. Który to zgon może i wielki nie jest (aczkolwiek bym polemizował, bo trup się jednak gęsto ściele), ale za to bałagan w scenariuszu okazuje się gigantyczny i w głowie reżysera też.

Wyróżnia się brzmieniowo.

Zostawmy scenariusze i podupadłych reżyserów, skupmy się na przedmiocie. Ogólnie biorąc nie ma się nad czym rozwodzić, bo różnica przepastna. Jak chodzi o kaliber, to z grubsza biorąc taka, jak między kimś nie mającym głosu a operowym śpiewakiem. (Na przykład tym z Personelu Kieślowskiego, który mi się z Machulskim skojarzył.) Matowy, stłamszony bełkot głośniczków telewizora zastępowały Pylony otwartym, pełnoformatowym, dobrze nawilgoconym i barwnym brzmieniem o bez zarzutu  czystości, efektownym połysku i pełnym rozwarciu pasma. Nasycona średnica, nad nią klarowna promienna góra, poniżej potężny, potrafiący w grzmot burzy przechodzić bas. Odnośnie tego basu, to nic a nic nie przesadzam. Ci od Pylona naprawdę się przyłożyli i dół pasma tak schodził, że subwoofer wydawał mi się zbyteczny. Oczywista można go użyć, ale tylko dla odtworzenia efektów ściśle już kinowych, a nie muzycznych czy artykulacyjnych – a ja takich kinowych nie lubię, a w każdym razie nie przepadam. Rozedrgana podłoga udająca trzęsienie Ziemi? Ktoś, kto miał do czynienia z prawdziwym, wie, że jego nie da się naśladować żadnym subem.

Rozsmakowałem się w tych Pylonach. Przyjechały nowiutkie, prosto z fabrycznej taśmy, dwa tygodnie przy telewizorze pograły i „pełny show”, czy też „pełny wypas”, jak to mawiają młodzi-zorientowani, do których dzień dzisiejszy należy.

Pozostawało jeszcze sprawdzić, jak ta pełnia zadowolenia przy obsłudze telewizora spisywać się  będzie w obrębie nieporównanie wyższych wymagań high-endowego toru audio. Mógłbym oczywiście i tutaj podpiąć do odtwarzacza niedrogi wzmacniacz Heeda, i mógłbym użyć któregoś z dwóch tańszych od Ayona CD-10 II Signature, ale to by były zbędne ograniczenia, choć oczywiście monitory Pylon Pearl nie są skierowane do najdroższej elektroniki. Niemniej tylko taka może nam opowiedzieć, w czym naprawdę są mocne, a co jest ich słabszą stroną – toteż ją o to poprosiłem.

Właściwie ustawione i napędzane potrafią grać dostojnie.

Co na pewno należy do stron mocnych, to umiejętność budowania nastroju. Taniutkie monitorki wprzęgnięte w drogi system natychmiast go zbudowały – zjawiła się brzmieniowa odświętność i, nie ma co ukrywać – magia. Oczywista nie takie, jakie otrzymujemy od najlepszych kolumn, niemniej fakt pojawienia tych zjawisk już był dla „okazji z Jarocina” wielką nobilitacją. Nie wiem jak inni, ale sam momentalnie wyczuwam taką muzykę z wyższych sfer, mającą odświętny charakter – taką o dobrych manierach i zbudowaną z samych dobrych składników. Potrafiącą na przykład łączyć kruchość z potęgą – i to kruchość naprawdę kruchą z potęgą nie byle jaką. Pewnie mi nie zechcecie wierzyć; pomyślicie, że mnie ponosi, albo zmyślam; ale nie – puszczone w ruch nagraniem wielkie bębny, w które bębni się na stojąco, sprawiły, że aż podskoczyłem, chociaż pozostawałem w pozycji półleżącej. Zupełnie nie oczekiwałem bębnów o takiej sile i tej miary kubaturze – już prędzej jakiegoś perkusyjnego lufcika, przez który duży bęben ledwie widać. Tymczasem moc, atak i objętość, a także niskie zejście. Nie takie najniższe z niskich, samego basowego kilu sięgające, ale niskie; a chociaż bez basowej czerni, to dające dużo radości i na pewno nad spodziewanie efektowne. Powiem nawet, że obraz bębnów taiko najbardziej mnie ze wszystkiego zdumiał, mimo iż monitory Pylona wcale nie mają tonalności przechylonej na stronę basu. Przeciwnie, to soprany z ich dużego tweetera zazwyczaj chcą powiedzieć więcej, bardziej za rękaw szarpią. To by było niedobre, ale nie jest. Nie jest, gdyż są wystarczająco przestrzenne, wystarczająco nie rozjaśnione i na bardzo miły dodatek potrafią kilka rzeczy trudnych. Primo, dodają meszku dźwiękom i chropawości teksturom, co bardzo zawsze cenię i co ma zasadnicze znaczenie dla podkreślania tej wspomnianej na początku kruchości; a także obcowania brzmieniem klimatycznym – dającym atmosferę i poczucie nadprzeciętności. Secundo, nie podkreślają echa. To ważne i zaskakujące.

W czym pomaga duży bass-refleks.

Zwykle duża aktywność sopranów w tańszych słuchawkach i głośnikach skutkuje tubalnością i poczuciem obcości. Różne to przybiera rozmiary i w różnym stopniu się lokuje na osi przyjemne-nieprzyjemne, jako że nieraz dodatek echa ma także efektowną stronę – podnosi trójwymiarowość samego dźwięku i estrady. Jednak lekkie chociaż wyobcowanie zwykle temu też towarzyszy, co się niektórym nawet podoba, ale mnie nie za bardzo. Podstawkowe Pylony napędzane plejadą lamp w odtwarzaczu, przedwzmacniaczu i końcówce mocy wykazywały dużą aktywność sopranową, ale ani trochę tendencji do tubalnej dziwności. Zaskakująco dobre, naturalnością skutkujące panowanie nad pogłosami– tak to należy zebrać. Prędzej nawet tego pogłosu brakowało, niż go było za wiele – jeżeli już jakiejś dziury w całym szukać. I tertio, nic ta sopranowa aktywność nie szkodziła słabym czy archiwalnym nagraniom. Przeciwnie – puściłem niejedno takie, które w przypadku kolumn sopranowo neutralnych albo wręcz sopranowo spasowanych (w sensie bridża) nieraz stawały się ciężkostrawne, podczas gdy w wydaniu małych Pylonów przedstawiały się świetnie – ponownie byłem zdumiony.

Odsłuch cd.

Produkcja idzie w tysiące.

   Zanim przejdę do tego, co mimo tych pozytywów oddziela Pylon Pearl od kolumn mistrzowskich, parę słów o warunkach w jakich należy słuchać. Dźwięk potrafią podać tak duży, że aż nawet potężny, ale nie obejmą potęgą powierzchni większej niż kilkanaście kwadratowych metrów. Piętnaście-siedemnaście to górna granica gęstości i mocy w stu procentach. Dlatego w pomieszczeniu szerokim na trzy-cztery nie należy siadać dalej niż dwa i pół metra od nich. Mogą przy tym stać metr przed ścianą, a wówczas gęste brzmienie zjawi się efektownym pierwszym planem tuż za linią ich ustawienia i będzie mogło sięgnąć nawet na kilka metrów w głąb, nic sobie nie robiąc z tylnej ściany, a jednocześnie do przodu atakować i zagarniać słuchacza. Nagrania z jawną holografią przedstawią przy tym dobitnie – o wiele lepiej niż niektóre głośniki kosztujące wielokroć tyle. Także przywoływanie żywych ludzi wypadło znakomicie – zarówno operowych śpiewaków, jak zwykłych gadających głów. Pierwsi dostawali niemal to wszystko, czego im trzeba dla pokazania pełnej urody głosów, drudzy byli troszkę podrasowani tymi aktywnymi sopranami, ale znów nie na tyle, by głosy stały się nienaturalne. Nie towarzyszył nawet tej lekkiej sopranowej nadaktywności efekt jawnego odmłodzenia; jedynie lekka ekscytacja i podkreślenie konturów, przy zachowaniu dobrego, ale nie narzucającego się jakością wypełnienia. Dobra przy tym stereofonia, jednak bardziej przeciętna od świetnej holografii. Dobre też osadzenie w dźwiękowej perspektywie – bez uciekania dźwięku do góry i słania nim na podłogę. Spora rozwartość w pionie, szerokość od ściany do ściany (lecz nie dalej) i duża głębia sceny w przypadku nagrań ją mających. Też bez zarzutu spójność na osi prawo-lewo – żadnej, gdy chodzi o stereofonię. przykrej pustki pośrodku, nawet żadnego siodła. Zaskakująco też duże źródła – żadnego ich pomniejszania. Postaci wyraziste, dźwięk zawsze zaangażowany, ale żadnego przechylenia na wadze emocjonalnej. Żadnego więc przymilania ani żadnego dosmucania ze strony samych kolumn, a nie nagrań. I ładnie zwarte pasmo – podobnie jak stereofonia pozbawione grzbietów i dolin; jedynie, jakby powiedzieli fachowcy od czytania pasma: niski sopran trochę podbity, tak w imię zaangażowania.

Co w takim razie z rzeczy gorszych, tych powodujących odstawanie od wielokrotnie droższych? Bo owszem, Pylon Pearl Monitor są za swe malutkie pieniądze – że aż niemalże bilon – świetne, ale rasowych monitorów ani głośników podłogowych za circa dziesięć tysięcy w pełni ci nie zastąpią. Nikt tego po nich nie oczekuje i nie takie były też założenia; już choćby tylko dlatego, że litraż tu niewielki, a zastosowane głośniki tanie. Mimo to bardzo nieznacznie odstają od najlepszych kontynuacji legendy monitorów BBC i innych liderów rynku z niższego, ale nie całkiem niskiego pułapu cenowego. (Przykładowo: podobnie małe, ale brzmieniowo w pełni fantastyczne Falcon Acoustics BBC LS3/5a kosztują dwanaście tysięcy, i także bez podstawek.)

Nie, panie fotografie, tak się stereofonii nie robi!

Nieznacznym deficytem odznaczała się głębia brzmieniowa sopranów. Świetnie zorganizowane, gdy chodzi o ekstensję, barwę, fakturę powierzchniową i trójwymiarowość, nie miały jednak tak nadobnej miąższości i brzmieniowego aromatu, jaki zjawia się u najlepszych. To się dawało wyłapać (mam całą gamę nagrań będących łapankami na różne takie okazje), ale w normalnym słuchaniu było to mało widoczne, prawie całkiem przykryte wymienionymi walorami. Kolejna rzecz, to pewien deficyt, gdy idzie o rozpościeranie się dźwięku na przestrzeń. Sam będąc należycie objętościowym w momencie powstawania, nie rozrastał się aż tak pięknie, jak to ma miejsce u najlepszych. Ale, na miłość boską, to kolumienki za tysiąc złotych, a nie za dwieście tysięcy. Także potęga brzmienia nie zawsze tak szarżowała, jak z bębnami taiko; utwory nie aż tak ekstremalnie brzmieniowo mocne czasami wypadały pod jej względem przeciętnie, natomiast nigdy słabo. Zawsze też należyta wilgotność, lśnienie i żywiołowe oklaski oraz poczucie realizmu – tego nigdy deficyt. Tak małe kolumienki nie są natomiast w stanie wygenerować ciśnienia akustycznego mogącego się odciskać na skórze. Dotyk brzmieniowej dłoni, wgniatanie mostka, wciskanie słuchaczowi brzucha do gardła i inne takie efekty, to już trzeba kupić subwoofer albo większe głośniki.

Natomiast ożywianie przestrzeni plejadą wirujących drobin – takie coś bez problemu. Bez problemu też grzmiąca potęga dźwięku na bębenkach słuchowych. W przypadku stepowania, które każdorazowo sprawdzam, trzask podkutego buta dominował nad głuchą odpowiedzią deski, ale ta głuchość także była i bardzo dobrze się zaznaczyła obecność samego teatru. Na finał puściłem fortepian solo, co też zwykle robię. Muszę przyznać, że miałem pewne obawy, zwłaszcza w odniesieniu do rangi całościowej formy, którą trudniej z fortepianu wyłonić niż z ogromniastych bębnów czy orkiestr, a także w odniesieniu do złożoności harmonicznej. Obawy okazały się bezpodstawne, fortepian zabrzmiał poprawnie. Podobnie jak na sam koniec wypuszczone z klatki wściekłe łojenie rockowe, któremu nie zabrakło ani atmosfery tarzania w brudzie, ani też dzikiej awantury, czy specyfiki u protest songów albo ballad, gdy taką formę przybierało.

Podsumowanie

   Podsumujmy rzecz krótko: za dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć złotych mamy (co prawda bez podstawek) kolumny równie dobre w kinie domowym, co na biurku lub na podstawkach w torze audio. Obfite i eleganckie sopranowo; gdy idzie o ludzkie głosy i instrumenty przekonująco naturalne; a także wcale, wcale potężnie grzmiące, gdy idzie o rewir basowy. Barwa, wilgotność, nasycenie, połysk, faktury i szczegóły są na poziomie dużo wyższym niż wskazywałaby cena. Do najlepszych za dziesięć tysięcy brakuje naprawdę mało i są to rzeczy na tyle drobne, że tylko bardzo wybrednym i dobrze osłuchanym w drogich torach może ich rzeczywiście brakować. Tak więc się nie myliłem, na każdym AVS zwracając uwagę na Pylona, jako jedną z firm, które prym wiodą w relacjach jakość-cena. Przy okazji bardzo jestem zadowolony, że udało się przetestować kolumny aż tak tanie.

 

 

W punktach

Zalety

  • Poziom ogólny, dający poczucie obcowania z wysokiej klasy dźwiękiem.
  • Znakomite jak na ten przedział cenowy soprany:
  • Ekspansywne.
  • O wysokiej kulturze.
  • Nieagresywne.
  • Ładnej, wyzbytej jaskrawości barwie.
  • Dobrej przestrzenności.
  • Dobrze scalone z niższym pasmem.
  • Przekonująco realistyczny środek pasma o podobnych (także od tych sopranów branych) walorach.
  • Mocny i nisko schodzący bas, mogący przybierać postać grzmotu.
  • Całościowo równe pasmo z nieznacznym podbiciem niższych sopranów.
  • Niezwężona i też równo brzmiąca na osi stereofonicznej scena.
  • Głęboka i w razie odpowiedniego bodźca holograficzna.
  • Szybkie narastanie i dobre podtrzymanie dźwięku.
  • Wysoka szczegółowość.
  • Efektowne – należycie chropawe i głęboko tłoczone tekstury.
  • Efektowne działanie subwoofera.
  • Równowaga emocjonalna, ale nie obojętność.
  • Do każdego rodzaju muzyki, w tym także ciężkiego rocka.
  • Dobrej jakości własnej produkcji głośniki.
  • Nie do wiary, że tak tanie kolumny można było tak ładnie wykończyć.
  • Pięć tych wykończeni do wyboru.
  • Świetna relacja cena/jakość.
  • Made in Poland.
  • Moja rekomendacja.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie oczekujmy wysokich ciśnień, takich dobrze odczuwanych na skórze.
  • Także stuprocentowej poezji brzmienia; no proszę – bez przesady.
  • Brak dedykowanych podstawek.
  • Maskownice jedynie jako opcja. (Skądinąd słusznie; zwykle je ściągamy.)

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 45 Hz – 20 kHz.
  • Impedancja: 8 Ohm.
  • Moc nominalna                : 50 W.
  • Moc maksymalna: 80 W.
  • Efektywność: 86 dB.
  • Wymiary: 200 x 390 x 250 mm.
  • Waga: 7,5 kg/sztuka.
  • Głośnik niskotonowy: Pylon Audio PSW 18-80/S.
  • Głośnik wysokotonowy:  Pylon Audio PST T-80/8.
  • Tylny bass-refleks.
  • Przyłącza: pojedyncze.
  • Optymalny obszar wnętrza: 13 – 22 m².
  • Maskownica: tak/opcja.
  • Gwarancja: 3 lata + 1 rok (rejestracja produktu).
  • Dostępne kolory: czarny, orzech, wenge, calvados, biały HG.
  • Cena: 999 PLN (komplet bez podstawek)

 

System:

  • Źródła: dekoder C+ 4K i OPPO 103D, PC z Auralic Vega G2, Ayon CD-10 II Signature.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Wzmacniacz: Heed Elixir.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Pylon Pearl Monitor.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek Audio & Sulek 6×9.
  • Kable głośnikowe: Oyaide ACROSS 3000, Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acrolink MEXCEL 7N-PC9500, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Shunyata Research Sigma NR, Sulek Edia Power, Sulek 9×9 Power.
  • Listwy: Sulek Edia, Power Base High End.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Dociski antywibracyjne: Entreq Mouse (kolumny), Avatar Audio (końcówka mocy).
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Pylon Audio Pearl Monitor

  1. Marcin pisze:

    Jak Pana zdaniem monitorki te sprawdziły by się w kinie domowym (jako głośniki boczne i tylne)?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jeżeli są bardzo dobre jako główne, to tym bardziej jako pomocnicze.

  2. Michal Pastuszak pisze:

    Ladne wizualnie te glosniki, duzym zaskoczeniem jest przystepna cena (wsrod sluchawek sredni wybor w tych kwotach bylby), milo zatem, ze mozna zrobic jeszcze tak 'normalnie’ grajacy glosnik za te pieniadze, swietna recenzja.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kupuję je sobie. Telewizorowego pierdzenia po ich usłyszeniu strawić się nie da.

  3. Sławek pisze:

    Przydałyby się takie siateczki metalowe jak mają Ruby Monitor, wtedy kolumny byłyby kotoodpornre…

  4. Piotr Ryka pisze:

    Nie myślcie sobie, że bąki w dobie zarazy zbijam. Napisałem recenzję czegoś taniego i ciekawego, co miało być na półkach w marcu, a co dzięki epidemii płynie z Japonii statkiem zamiast lecieć samolotem i będzie dopiero w maju. Zatem recenzja do zamrażarki, a zacząłem opis Aurisa Heddonii. Do niej zaś trzeba ściągać lepsze lampy (co chyba się uda), więc też nie lotem strzały.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Tak z nowin, to przyjechały po recenzję HEDDphone.

  6. Pawel pisze:

    A moze jakis inteligentny i filozoficzny artykul nt pandemii panie Piotrze? O ile kabel x jest lepszy od kabla y nabiera teraz zupelnie innego wymiaru…

    Jak pokolenie baby boomers w swej masie odbiera te straszliwe doniesienia? Czy audiofilia ma sie dobrze w dobie kwarantanny?
    Czy ceny sprzetu wzrosna czy spadna?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Może napiszę. Ale przewidywanie przyszłości bardzo mało komu i tylko na niektórych kierunkach się udawało.

  7. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Pojawił się nowy zawodnik wagi ciężkiej ze stajni Pylon Audio. Kolumny nazwano Amber MKII i podobno charakteryzują się dużym ciśnieniem dźwięku i „ogromnym potencjałem w kategorii skali/bryły źródeł pozornych”. Cena kompletu to około 19 000 zł.

    Czy widzi Pan cień szansy na recenzję powyższych?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mam wrażenie, że tak. Jeżeli tylko sam Pylon będzie chciał, to nie ma sprawy.

      1. Marcin pisze:

        Panie Piotrze,

        Z ciekawości napisałem do Pylona (a było to w kwietniu), czy chcieliby udostępnić te kolumny do recenzji na Pańskim portalu. Dopiero dziś otrzymałem odpowiedź, że jeśli tylko wyrazi Pan chęć, to bez problemu kolumny zostaną Panu dostarczone.

        Mam nadzieję, że moja mała ingerencja w tą sprawę nie została przez Pana źle odebrana.

        Pozdrawiam,
        Marcin

        1. Marcin pisze:

          Oczywiście w mailu do Pylona zaznaczyłem, że piszę tylko z pozycji Pańskiego czytelnika, nie w Pana imieniu.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Dziękuję za pomoc. Pylon faktycznie się zapowiedział, ale jeszcze nie konsultował, co będzie przywiezione.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy