Recenzja: OPPO PM-1

OPPO_PM-1_25 HiFi Philosophy   Jak się okazuje, istnieją dwa OPPO. Dwie niezależne firmy mające tę samą nazwę – jedna chińska, druga amerykańska. Ta chińska powstała w 2004 roku i produkuje głównie smartfony, ta amerykańska narodziła się oddzielnie, albo może z chińskiego OPPO wypączkowała, prawa do nazwy kupiła i sprzedaje pod nią odtwarzacze Blue-ray, które wcześniej produkowała dla innych dostawców sprzętu elektronicznego. Ta chińska zwie się OPPO Electronics Corp., a amerykańska OPPO Digital Inc. Nas interesuje ta druga, z siedzibą w Mountain View w Kaliforni, której sztandarowy produkt – ekskluzywny i najlepszy na świecie odtwarzacz Blue-ray OPPO 105D – był już recenzowany, a obecnie nadchodzi pora zająć się najnowszym dzieckiem nieco tajemniczych Kalifornijczyków o chińskich koneksjach, słuchawkami ortodynamicznymi OPPO PM-1.

Oficjalna premiera europejska miała miejsce w Londynie, całkiem niedawno, na wiosnę, a wkrótce potem słuchawki stały się ogólnodostępne. Pojawiły się na dodatek równocześnie z własnej firmy dedykowanym wzmacniaczem, który opiszemy oddzielnie, bo nie chce mi się sporządzać epopei, tylko zafundujemy sobie powieść w odcinkach.

Pojawienie się słuchawek OPPO byłoby rzeczą normalną, albowiem teraz produkcja słuchawek stała się modniejsza niż jakakolwiek inna, toteż zaczynają oferować je wszyscy, od najstarszych producentów, jak Beyerdynamic, poczynając, a na wytwórcach sportowych bolidów Ferrari kończąc. Kto żyw słuchawki produkować czuje się w obowiązku i tylko patrzeć jak panie zaczną je robić na drutach. Słuchawki OPPO przeszłyby niezauważone, dołączając do rzeszy innych anonimowych, gdyby nie dwie a nawet trzy rzeczy. Po pierwsze, są planarne – a takich jest bardzo niewiele i wszystkie poza jednymi drogie. Po drugie, są właśnie drogie i ekskluzywne. A po trzecie, mają ten dołączony, też ekskluzywny i drogi wzmacniacz.

Zacząć przeto musimy od tej ekskluzywności, a dokładniej od kwestii cenowej, bo od tego nie uciekniemy, a poza tym tematyka jest smaczna. Nawet ekscytująca, wszystkich stawiająca na nogi, a już zwłaszcza kiedy coś jest okropnie drogie bądź okazyjnie tanie. OPPO PM-1 kosztują według krajowego cennika 6156 PLN, czyli kosztują słono. Nie byłoby to jednak nic specjalnie zaskakującego, skoro główni konkurenci od HiFiMAN-a i Audeze kosztują podobnie. Gorzej to jednak zaczyna wyglądać, gdy rzucimy okiem na amerykańską stronę producenta i zobaczymy cenę 1099 USD. Trzeba oczywiście pamiętać, że ta amerykańska jest netto a polska brutto, no i gdyby ktoś chciał je sobie zza oceanu sprowadzić, zapłaci jeszcze ze sto pięćdziesiąt dolarów za przesył, cło mu zaraz dorzucą i jeszcze zdaje się jakiś mały podateczek prócz obowiązkowego VAT-u na dokładkę, ale tego nie jest pewien, bo nie praktykowałem. Tak czy inaczej wyjdzie to jednak znacznie taniej, bo w okolicach pięciu tysięcy. Porównując sytuację z Audeze cena polska jest więc w przypadku OPPO bardziej zawyżona, bo tam mamy relację 1945 USD vs 7450 PLN, co daje proporcję trzy koma osiem a nie jak u OPPO pięć koma sześć. Pozwoliłem sobie w tej sytuacji wykonać pełen wątpliwości i krytycznych uwag telefon do polskiego dystrybutora, od którego jako ripostę otrzymałem odpowiedź, że jest to efekt polityki cenowej samego OPPO, które ustaliło na rynek europejski cenę znacznie wyższą niż na amerykański. Wskazywałoby to na pierwszy rzut oka odmienny sposób traktowania produktu na obu rynkach: na amerykańskim jako słuchawek mających konkurować z najlepszymi produktami wytwórców dynamicznych, jak Grado GS1000 czy Beyerdynamic T1, a na europejskim jako konkurentów flagowców planarnych. Lecz tak naprawdę nie to jest powodem. Sedno tkwi w innych modelach sprzedaży i innej tej sprzedaży wielkości. Utrwala się na rynku amerykańskim wzorzec zakupu bezpośredniego, w którym nabywca klikając na stronie producenta wchodzi w posiadanie artykułu prosto od niego, co pozwala omijać koszty związane z dystrybucją i siecią sprzedaży sklepowej. Oszczędności są na tym bardzo pokaźne, ale wszystko ma swoją drugą stronę, a ta druga w tym wypadku jest taka, że kupuje się bez możliwości posłuchania czy choćby wzięcia do ręki. Trzeba polegać na własnym nosie i cudzych sprawozdaniach, a nie na dłuższym czy krótszym obcowaniu z produktem. Taki model rynkowy rozwija się w Ameryce bardzo prężnie i ma z pewnością dobre zaplecze w postaci tamecznych praw konsumenckich oraz słabej gęstości zaludnienia na wielkich połaciach kraju, gdzie i tak nic nikomu po sprzedaży sklepowej w odniesieniu do ekskluzywnych wyrobów audio, po które trzeba by jechać nierzadko i ponad tysiąc kilometrów w jedną stronę, natomiast w Europie idzie to dość opornie, bo klient europejski woli sobie posłuchać i pomacać, a także pogawędzić ze sprzedawcą. Drugim ważnym czynnikiem generującym niższe ceny w Stanach jest wolumen sprzedaży. To co Stany kupują w miesiąc, Europa jako całość konsumuje przez kwartał, a jak wiadomo większy obrót oznacza niższe ceny. W efekcie, wbrew pozorom, które tak często okazują się mylić, najwięcej traci na całym tym zamieszaniu polski sprzedawca, bo polski klient może do niego pójść i posłuchać, a potem zamówić produkt w Stanach, robiąc, jak to się mówi potocznie, wszystkich na szaro. A co jak co, ale zrobić wszystkich na szaro albo w konia, to polski kupujący naprawdę lubi, w czym nie jest bynajmniej jako nacja odosobniony.

Zaczyna się nam w tej sytuacji nie jakoś szczególnie, bo miło by było móc napisać, że słuchawki kosztują umiarkowanie i relację ceny do jakości mają kuszącą, a już zwłaszcza na naszym rynku. Jednak w sukurs nowym OPPO przychodzi technologia, wygląd i wyposażenie. Przychodzi im też coś jeszcze, mianowicie model PM-2. Samo OPPO nie ukrywało, że PM-1 to wyrób ekskluzywny, mający sycić najwyższe oczekiwania nie tylko w mierze brzmienia ale i wyglądu. PM-2 natomiast, to wersja skromniejsza, nastawiona wyłącznie na brzmienie. Grać ma ponoć identycznie, a tylko mniej efektownie wyglądać. Spodziewana cena na naszym rynku to okolice 4500 PLN, a spodziewany termin pierwszych dostaw to sierpień. Na razie jesteśmy jednak przy wersji ekskluzywnej, a by zachęcać do jej nabycia, posiada ona zaplecze w postaci wspomnianej technologii, wyglądu i wyposażenia.

Technologia, wygląd i wyposażenie

OPPO_PM-1_19 HiFi Philosophy

Czyżby jakieś nawiązanie do opakowań marki Grado?

   Nie dalej jak kilka recenzji temu, sporządzając opis przywołanych już tu przed chwilą Audeze LCD-3, napisałem rzecz jeszcze do niedawna całkowicie oczywistą, że mianowicie słuchawki planarne muszą być ciężkie. Okazuje się, że wcale nie muszą, bo planarne OPPO ciężkie nie są. Ba, one są lekkie. Waga 395 gramów jest wszak jak na flagowe, a więc wykonane z najlepszych surowców, słuchawki wokółuszne stosunkowo niska. Co prawda opisywane też niedawno nowe flagowe Ultrasony ważą jeszcze mniej, ale i tak są te OPPO zaskakująco lekkie, a jak na konstrukcję ortodynamiczną, lekkie wprost szokująco. To efekt długich ponoć i bardzo wytężonych prac rozwojowych, które zaowocowały możliwością zespolenia obustronnych (jak zawsze u planarów) magnesów napędzających z diafragmą, która to diafragma jest w tym wypadku wyjątkowo mocna i aż siedmiowarstwowa, dzięki czemu cewki mogły zostać do niej przytwierdzone bezpośrednio, w postaci cienkich uzwojeń po obu jej stronach. Uzwojeń nie tylko o wiele lżejszych od dotychczas stosowanych, gdy mocowano je niezależnie po bokach, ale jeszcze dwakroć bardziej w dodatku gęstych, co pozwala na lepsze sterowanie, a w efekcie generuje mniejsze zniekształcenia. Dodajmy od razu, że mimo o wiele lżejszej konstrukcji są to wciąż najlepsze z możliwych magnesy neodymowe, tak więc lekkość nie oznacza tutaj żadnego ustępstwa.

Są zatem te planarne OPPO prawdziwym przeskokiem technologicznym i do pewnego stopnia innym typem słuchawek, co staje się jasne, gdy porównamy je na przykład do flagowych Audeze, u których moc szczytowa podawanego sygnału wynosi 15 Watów, a zalecana moc ciągła 4 W, podczas gdy u OPPO jest to odpowiednio 2 W i 0,5 W. Podobnie duża różnica dotyczy skuteczności, która u Audeze szacowana jest na 93 dB/1mW, a u OPPO wartość ta wynosi 102 dB/1mW. W rezultacie są OPPO PM-1 całkiem niczym słuchawki na ulicę i gdyby nie konstrukcja otwarta, za takie można by je uważać. Lecz tak naprawdę są tym i tym, to znaczy słuchawkami i do domu i na drogę, o czym najlepiej świadczą dwa dołączone kable: 3-metrowy dla systemów stacjonarnych i metrowy dla przenośnych. Ich uzupełnienie stanowić może dokupywany osobno za ponad sto dolarów kabel symetryczny, który dostępny ma być na dniach i być może jeszcze się załapie na odsłuchy, przy czym sensowny jest ci on jak najbardziej, jako że dedykowany wzmacniacz również jest symetryczny.

OPPO_PM-1_22 HiFi Philosophy

Nic z tych rzeczy. OPPO dba o zadowolenie nabywcy od początku…

Z podstawowych wartości technicznych warto jeszcze nadmienić, że pasmo przenoszenia wynosi 10 Hz – 50 kHz, a impedancja 32 Ω. O wiele ciekawsze jest jednak to jaki rozmiar ma membrana przetwornika, ponieważ jest ona niespotykanie duża, o wymiarach 85 x 69 mm, czyli powierzchni 58,65 cm². Daje to wyraźną przewagę względem konkurencyjnych Audeze LCD-3, gdzie odpowiednia powierzchnia wynosi 39,8 cm², a w efekcie mamy do czynienia z unikalnym jak na słuchawki obszarem powstawania dźwięku, bo na przykład w bardzo chwalących się wielkością swoich przetworników Sennheiserach HD 800 jest to zaledwie 24,6 cm² minus sławetna dziura. W ślad za tą wielkością i owymi wyjątkowo gęstymi uzwojeniami magnesów na całej powierzchni przetwornika, podnosi OPPO kwestię zgodności fazowej powstającej na membranie fali akustycznej, która u słuchawek ortodynamicznych już z samej zasady ich działania ma dużo lepszą zbieżność czasową, pozwalającą unikać opóźnień charakterystycznych dla konstrukcji dynamicznych, a tu jeszcze dodatkowo dochodzi do głosu wyjątkowo duży obszar powstawania, pozwalający kreować doznania dotąd nieosiągalne. Zwraca też OPPO uwagę na płaskość użytych magnesów, dzięki której nie pojawiają się zaburzenia intermodulacyjne, również charakterystyczne dla przetworników dynamicznych o jednym grubym, centralnym magnesie, i podnosi jeszcze kwestię dopasowania prawego i lewego przetwornika, które to dopasowanie nie jest ponoć u innych wytwórców słuchawek ortodynamicznych traktowane z należytą starannością. Uzupełnieniem tego wszystkiego są świetne surowce, wspaniała wygoda i liczne akcesoria, pozwalające cieszyć się każdym aspektem nowego nabytku.

Czy nie notowanej wielkości diafragmy, super magnesy i sparowane przetworniki rzeczywiście są w stanie kreować nowego rodzaju muzyczny obraz, to będziemy uszczegóławiać w dziale odsłuchów. Pora teraz wziąć słuchawki do ręki i się im przyjrzeć.

Faktycznie prezentują się ekskluzywnie. Metalowa prowadnica pałąka, przechodząca zawiasowo poprzez zaciski mocowania w oprawy muszel, kontrastuje z lekkością samych słuchawek, a dopełnieniem kontrastowości są napięcia barwne pomiędzy jej srebrzystością – zdobną dodatkowo chromowanymi aplikacjami – a ciemnym brązem obszycia pałąka i padów oraz czernią dekli zewnętrznych, o bardzo drobnej, z daleka niewidocznej perforacji. Perforowana jest także skóra, stanowiąca obszycie padów, wykonanych, jak podkreśla producent, z naturalnego lateksu, bardzo przewyższającego jakością zwykle stosowaną piankę, jednak perforowana tylko na bokach, podczas gdy na obszarze kontaktu z głową pozostaje gładka. Pady osadzono na plastikowych kołeczkach, są więc łatwo zdejmowalne, a na stanie mamy ich dwa komplety, z których drugi jest welurowy. (Powtórzenie tego co oferuje HiFiMAN.) Znaczniki prawy-lewy są małe, a rozróżnienia stron nie ułatwia całkowicie symetryczny kształt muszli.

OPPO_PM-1_28 HiFi Philosophy

…do końca – oto OPPO PM-1.

Kable, jak była już mowa, są odpinane i mogą być trzech rodzajów, z których dwa – długi i krótki – są w komplecie. Podpina się je mikro jackami, bardzo łatwo. Ten dla sprzętu stacjonarnego jest spłaszczony i pokryty materiałowym oplotem, z przewodnikiem z miedzi beztlenowej o nieznanej czystości, przy czym nie ma tendencji do skręcania i wygląda całościowo całkiem solidnie. Ciekawą rzeczą jest regulacja zawieszenia, mająca wyraźne skoki, mimo iż na prowadnicach nie widać żadnych żłobień, a więc mają zatrzaski na końcach, co przyczynia się do elegancji wyglądu. Muszlami można obracać prawie o 360 stopni, toteż słuchawki da się odkładać na płask, co jest z kolei bardzo wygodne.

Popisem elegancji jest także opakowanie, w postaci dużej drewnianej kasety o obróbce drewna nawiązującej jakością do tej jaką oferuje w swoich szczytowych wyrobach Accuphase. Ta z kolei jest pakowana w eleganckie tekturowe pudło powleczone satynowym wykończeniem. Do słuchawek można dokupić firmowy stojak z tworzywa, moim zdaniem nieszczególnie się na ich tle prezentujący, ale praktyczny i pozwalający na nawinięcie kabla. Niedługo będzie też można dokupić kabel symetryczny.

Odsłuch

OPPO_PM-1_30 HiFi Philosophy

Już pierwszy rzut oka zdradza, że mamy do czynienia z produktem klasy premium.

   Skoro dodają do nich kabel dla sprzętu przenośnego, to chyba po coś on jest? Należało zatem użyć aparatury przenośnej. Niech będzie i tak. Akurat goszczę czekający na recenzję odtwarzacz HiFiMAN HM-802, to może się z OPPO nie pogryzą, tylko ładnie w chórku zaśpiewają. A tak nawiasem, to o słuchanie kiedyś słuchawek ortodynamicznych z aparaturą przenośną na zasadzie dobrego ich dopasowania, bym siebie raczej nie podejrzewał. Ale świat idzie naprzód, przynajmniej, jak się okazuje, w tej mierze. Dobre i to. Za konkurencję wziąłem dwie pary także wybitnych słuchawek, w dodatku takich jeszcze bardziej ukierunkowanych na aparaturę przenośną: Pandory Hope VI i Beyerdynamiki T5p. No bo jak równać i się ścigać, to tylko w odniesieniu do najlepszych.

 

Z HiFiMAN HM-802

Beyerdynamic T5p

Te słuchawki już kilka razy mnie załamały i miałem szczery zamiar albo ich recenzji nie pisać, albo solidnie je skrytykować, bo na tle tyle samo kosztujących i tego samego wytwórcy T1 wydały mi się zupełnym nieporozumieniem. Ze wzmacniaczami stacjonarnymi grały bądź bardzo źle, bądź co najwyżej przeciętnie i dopiero z przenośnym Astell & Kern AK240 pokazały ciekawsze brzmienie, chociaż nie jakieś oszałamiające, tylko właśnie dosyć ciekawe i odróżniające na tle innych. Dopiero z tym HiFiMAN-em pokazały na co je stać, że aż się niemało zdumiałem, bo już je odpisywałem na straty.

OPPO_PM-1_6 HiFi Philosophy

I do tego hojnie obdarzony dodatkami.

Przede wszystkim ukazały realizm i bezpośredniość. Z małego oddalenia od wykonawców zagrały dynamicznie i agresywnie. Soprany cykały i ani trochę nie chciały ustąpić namowom o powściągliwość, a wokaliza na tego rodzaju sopranach oparta okazała się właśnie bardzo realna, natychmiast przywołując obecność. Równie realna zarysowała się przestrzeń, ukazując się za każdym razem bardzo wyraźnie i bardzo zawsze uderzając klimatem. Klimatem bycia na jawie, uczestnictwa w czymś dojmująco prawdziwym, pozbawionym choćby cienia umowności czy niedopowiedzeń. Wymowa tej muzyki była bowiem całkowicie jednoznaczna i realna, pod żadnym względem poza właśnie tą realnością (sztuczną przecież) nie dając pola czarowaniu czy uwodzeniu artystycznymi chwytami. Trochę natomiast brakowało pośród tej realności basowego zejścia i masy. W przypadku plików MQS i ogólnie wszystkich wysokiej jakości nagrań nie stanowiło to raczej problemu, bo całościowy realizm zdecydowanie to przykrywał i jednoznacznie wysuwał się na plan pierwszy, ale w przypadku zwykłych mp-trójek albo płyt zripowanych do FLAC, ale samych z siebie stanowiących marnej jakości materiał wyjściowy, nieco to dawało się odczuć i trochę przeszkadzało.

Nie są to zatem słuchawki do słabych z tych czy innych powodów plików i słabych odtwarzaczy plikowych, a znane z masywnego grania przetworniki Wolfsona odpowiadają im bardziej niż cieńsze w brzmieniu Cirrus Logic, co nie jest niestety dobrą wiadomością w obliczu faktu, że to Cirrus wykupił Wolfsona, a nie odwrotnie. Tak nawiasem dużo było o tym mowy w kuluarach monachijskiego HIGH END i można było w kontekście tego usłyszeć liczne utyskiwania. Można też przy okazji tych tutaj odsłuchów ponarzekać, że odtwarzacz HiFiMAN-a nie jest kompatybilny z plikami DSD, choć dobrze zripowane płyty CD i pliki MQS grały z niego i tak pierwszorzędnie i Beyerdynamiki świetnie z nimi wypadały. Kiedy dłużej słuchało się ich zestawienia z doskonale w tym wypadku pasującym odtwarzaczem, wchodziło to granie z mózgiem w bardzo silną interakcję, właśnie na zasadzie dojmującego poczucia realizmu, a w efekcie przy każdej przesiadce na inne brzmienie, podawane przez inne słuchawki, pojawiało się odczucie oderwania od rzeczywistości reprezentowanej przez stan poprzedni, a wraz z tym konieczność ponownej wielominutowej asymilacji.

 

Pandora Hope VI

OPPO_PM-1_20 HiFi Philosophy

Chociaż wygląd samego statywu nie musi przypaść do gustu, to już jego ergonomia jak najbardziej.

Pisząc recenzję Pandor pominąłem granie z aparaturą przenośną, ale z premedytacją i świadomością, że zaraz pojawi się okazja do takiego testu i zaległość zostanie odrobiona. No i proszę, jak na zawołanie. A Pandora Hope zagrała w taki sposób, że należy się domyślać, iż w jej przypadku przesiadka na DAC od Cirrus Logic nie będzie czymś szkodliwym. Zagrała bowiem grubszym, pełniejszym dźwiękiem, i jak to zwykle ona, tak bardziej całościowo, ogólnie. Nie dawało to takiego realizmu jak w przypadku T5p, wyraźnie dowodząc, że Pandory to słuchawki pokazujące wszystko co potrafią dopiero z aparaturą stacjonarną, ale grało mimo to rewelacyjnie. Bardziej relaksująco i spokojnie, w znacznie większym oddaleniu od wykonawców, ale przede wszystkim z dużo większą akceptacją  słabszego materiału plikowego. Ogólnie bardzo zaskoczył mnie fakt, że po skonstatowaniu ze sprzętem stacjonarnym istnienia u tych słuchawek „sopranowej łuny”, na odtwarzaczu przenośnym to T5p znacznie bardziej okazały się podkreślać soprany. A niemało też zdumiałem się tym, że słuchawki z głośnikiem tubowym grały większą masą i ogólną prężnością, a przy tym niżej schodzącym basem od dynamicznych. Mp-trójkowy rock miały o wiele od Beyerdynamiców strawniejszy, znacznie łatwiejszy w odbiorze i dla ucha miły, jednak samo słowo „strawny”  nie oddaje w tym miejscu sytuacji, bo jedne i drugie słuchawki, a także sam odtwarzacz, spisywały się rewelacyjnie i tylko Beyerdnamicom z ich stricte realistyczną manierą nie odpowiadało prezentowanie słabszych plików, gdyż bez ceregieli ukazywały ich marność. Pandorom natomiast marność ta nie przeszkadzała, rysowały bowiem muzyczny obraz grubszą kreską i szkicowały pełniejsze kształty, a jeszcze do tego ujmowały wszystko w szerszej, bardziej całościowej perspektywie, bez tak silnego akcentowania partii wokalnych i składników sopranowych. Wyrażając się potocznie, ich soprany nie były tak krzykliwe, toteż pomimo bardzo obfitego występowania nie narzucały się w takim stopniu. Dodam jeszcze na marginesie, że słuchałem początkowo HM-802 właśnie z Pandorą i granie to szalenie mi się spodobało. Podobało tak bardzo, że gotów byłem brać je za ideał brzmienia z aparatury przenośnej i dopiero dłuższe posłuchanie Beyerdynamiców ukazało obraz bardziej jeszcze realistyczny, ale niestety nie w przypadku słabszych plików, które z T5p trudne były do zaakceptowania.

OPPO_PM-1_9 HiFi Philosophy

Coś się zaś tyczy samych słuchawek, to ich projekt i wykonanie wzbudzają wielki podziw.

Lecz niezależnie od tych trudności całe trio w postaci jednych i drugich słuchawek oraz odtwarzacza zaprezentowało się wysoce ponad oczekiwania, bo ani tego HM-802 o takie brzmienia nie podejrzewałem, ani Pandor o takie aż granie z aparaturą przenośną, a już najmniej Beyerdynamiców T5p o taki realizm.

Odsłuch cd.

OPPO PM-1

OPPO_PM-1_14 HiFi Philosophy

Jedynie rozmiar samych muszli może przysporzyć pewnych trudności

    Sytuację na starcie OPPO miały więc trudną, bo konkurenci świetnie wypadli. Ale nie traćmy w nie i te ich ogromne przetworniki wiary. Zacznijmy może od tego, że jak należało oczekiwać potrzebowały trochę więcej energii, ale bardzo nieznacznie, i w efekcie HiFiMAN HM-802 bez najmniejszego problemu potrafił je wysterować, a nawet grać z nimi tak głośno, jak tylko ktoś sobie by pragnął, z możliwością uszkodzenia bębenków słuchowych włącznie. Zaznaczmy też na starcie, że słabszych plików i rocka słuchało się z OPPO zdecydowanie najlepiej, bo dźwięk był w ich przypadku najbardziej masywny, bas zdecydowanie najmocniej się zaznaczał, tonacja była ciemniejsza, kryjąca jaskrawości, wypełnienie po brzegi, nadzwyczaj sycące, a pośród tej obfitości przejrzystość i realizm całkowicie jednoznaczne. Na słabych plikach Beyerdynamiki zostały pożarte jednym kłapnięciem, a i Pandory się nie obroniły. Tak więc jak ktoś chciałby się cieszyć doskonałym brzmieniem przy niższej jakości materiale wyjściowym, to tylko OPPO. W przypadku plików wyższej jakości – dobrych FLAC i MQS – sytuacja zrobiła się o wiele ciekawsza, bo konkurencja postanowiła nie zostawać z tyłu. I tu parę uwag o znaczeniu zasadniczym. OPPO grały najciemniej i najniżej tonacyjnie, z nieznaczną przewagą masywności nad Pandorą i sporą nad T5p. Te ostatnie miały z kolei największą pogłosowość i wraz z nią najlepiej ukazywały holografię, a jednocześnie zdecydowanie najmocniej wyciągały wokalizę z przekazu. Pandory były tutaj na drugim miejscu, a OPPO zdecydowanie preferowały instrumentację, chowając wokalizę w całości brzmienia. A wszystko to w następstwie sposobu prezentacji sopranów. Te najwyżej idące, jasnej barwy i z najostrzej zaznaczonymi konturami od T5p, powodowały właśnie ich zjawiskowy realizm, ale i niechęć do współpracy z kiepskimi plikami. Łagodniejsze, bardziej przestrzenne, ukazane na szerszym tle i też dosyć jasne od Pandor dawały całościową świetność muzyczną i piękną przestrzeń, pozwalając się słuchać w każdych warunkach i z każdym materiałem bez najmniejszego problemu.

OPPO_PM-1_11 HiFi Philosophy

Wszystko to śliczne, ale czy ich brzmienie dorówna całej tej wizualnej otoczce?

A najciemniejsze i najniższe tonacyjnie od OPPO powodowały obecność innego brzmienia, także realistycznego, podobnego w mierze realizmu do tego od Beyerdynamiców, ale nastawionego głównie na instrumentację i wypełnienie, bez żadnego akcentowania partii wokalnych; wręcz przeciwnie, z ich utopieniem w przekazie. Jest bowiem dobrze znanym zjawiskiem, że kiedy chce się wyciągnąć z tła ludzkie głosy, trzeba dorzucać składników sopranowych. Takiego dorzucania OPPO zaś nie proponują, co nie znaczy, że zubażają sferę sopranową.

Początkowo byłem przekonany, że to robią, dopóki nie posłuchałem kilku utworów z wyróżnionymi, dającymi się wyraźnie i z oddzielna postrzegać brzmieniami sopranowymi. I wówczas okazało się, że OPPO w żadnym razie sopranów nie tną ani nie wycofują, a tylko prezentują je jako bardziej wpisane w tapetę gęstego brzmienia, czyniąc zarazem cięższymi i mało pogłosowymi. Brane do porównania Pandory pokazywały oczywiście swoją niezwykłą sopranową ekstensję i podobnie jak OPPO całkowity brak kłopotów z odbiorem wysokich częstotliwości niezależnie od jakości nagrania, a z kolei soprany wzięte od Beyerdynamiców były delikatniejsze i bardziej ekspresyjne; doskonale się sprawdzające w przypadku dobrych nagrań, a niespecjalnie w przypadku słabych.

W efekcie pojawiły się trzy zasadniczo odmienne brzmienia, z których każde było na swój sposób znakomite i każdego chciało się słuchać, jeśli odrzucimy słabe nagrania w przypadku Beyerdynamików. Jedna rzecz tylko była w tym wszystkim podobna, to znaczy i Beyerdynamiki, i OPPO grały bardzo realistycznie w sensie bezpośredniości, przy czym bezpośredniość ta była u tych pierwszych brana od góry, to znaczy od strony sopranów, a u drugich od dołu, od podstawy basowej. Całkiem inaczej zagrały natomiast tubowe Pandory, a ich styl określiłbym jako całościową muzykę.

OPPO_PM-1_29 HiFi Philosophy

Pierwszy sprawdzian przeprowadzi świetny odtwarzacz przenośny marki HiFiMAN.

Muzykę właśnie, bez uciekania się do bezpośredniości i realizmu, tylko taką oderwaną, samowystarczalną, zupełną w swym pięknie. Nie potrzebującą normalnego świata jako podpory. I wierzcie mi, grały te tubowe Pandory niesamowicie i słuchać ich można było bez końca, co nie przeczy temu, że przenikliwy realizm Beyerdynamików i masywny, zjawiskowym basem częstujący od OPPO, także przywoływały przemożną chęć słuchania. No i chyba dobrze, że tak było, że można sobie wybierać.

Odsłuch cd.

Z Phasemation EPA-007

OPPO_PM-1_26 HiFi Philosophy

Już w tym momencie OPPO pokazały się z jak najlepszej strony.

   Porzućmy, aczkolwiek z niechęcią, styl spacerowy, który tak znakomicie wypadł, i weźmy się za aparaturę stacjonarną. Na początek tranzystorową, w postaci wzmacniacza Phasemation. Świadomie nie użyłem, choć należałoby tego oczekiwać, wzmacniacza autorskiego OPPO, bo jak mówiłem, chciałem mu poświęcić osobną recenzję, tak więc sięganie poń nie miało w tym stanie rzeczy sensu. Zmieńmy także garnitur porównań, sięgając po słuchawki stricte stacjonarne, do zastosowanego systemu adekwatne. Jedne dynamiczne, drugie – jak OPPO – planarne. Te i te wybitne, podobnie kosztujące.

 

AKG K812 (kabel FAW Noir)

Flagowe AKG znów zaprezentowały granie mieszające aspekt profesjonalny z muzycznym. Na charakterystycznym dla siebie, imponująco wysokim poziomie, mieszały rzadko pod względem głębokości i precyzji spotykane wejście w aspekt techniczny z towarzyszącą mu właśnie dzięki tej nadzwyczajnej jakości przyjemnością słuchania. Czuć było chropawość dźwięków, ale przede wszystkim przenikanie w ich strukturę. Każdy był rozbijany na składowe analizy, by zaraz ponownie się składać i brać udział w muzycznym seansie. Scena towarzyszyła temu duża, mimo iż nie potęgowana dodatkowymi pogłosami ani rozlewaniem na szerokość, a perspektywa kreśliła wyraźna, z odchodzeniem w płaszczyźnie horyzontu. Ludzkie głosy nie miały gładkiej powierzchni i nie zmierzały w stronę spokojnego upiększania, jak to oferują w najlepszym wydaniu Beyerdynamiki T1, tylko dokładnie obrazowały stan gardła i strun głosowych, chociaż nie w zimnym świetle gabinetu laryngologa, tylko ze śladowym ociepleniem i minimalną słodyczą. Właśnie poprzez to słuchało się ich tak znakomicie. Aspekt techniczny i sekcyjne przenikanie nie bazowały na laboratoryjnym chłodzie i bieli otoczenia, tylko skąpane były w przyjemnym świetle i otoczone ciepłem. Więcej nawet. To sama muzyka była ciepła i żywa, a nie zimna i martwa. Ocieplenie nie było wprawdzie jakoś się narzucające, ale jednak odczuwalne i nieznacznie tylko mniejsze niż u słuchanych chwilę potem flagowych Audeze. Brało się oczywiście przede wszystkim od odtwarzacza Accuphase, podającego sygnał, ale same AKG też nieraz tak grają i nie jest to u nich żadna niespodzianka. Bas jak zawsze okazał się przestrzenny, nie skupiony na sobie tylko się rozprzestrzeniający i daleko niosący, a soprany przenikliwe, srebrzyste, ale też przestrzenne i przede wszystkim znakomicie kontrolowane.

 

Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir)

OPPO_PM-1_24 HiFi Philosophy

I to na tle świetnie przystosowanych do celów konkurentów.

Sięgnąłem po Audeze oczywiście przede wszystkim dlatego, że też są ortodynamiczne; ortodynamiczne w klasycznym stylu, z potężnymi magnesami po  bokach przetworników i jeszcze specjalnym ustrojem akustycznym, zwanym Fazorem. Ale właśnie dlatego porównać je z nowego typu słuchawkami planarnymi od OPPO nie jest łatwo, bo nie ma praktycznie wzmacniacza potrafiącego godzić wymagania jednych i drugich. Była już o tym mowa w części technicznej, że jedne chcą mocy ciągłej na poziomie 4 W, a według mnie to raczej nawet około 6 W, podczas gdy u drugich jest to zaledwie 0,5 W, i w ich przypadku tej wartości podnosić nie ma powodu. Ale Phasemation ma dwa poziomy wzmocnienia i regulator impedancji, tak więc jest wyjątkowo plastyczny. W teście warunki miał na dokładkę bardzo sprzyjające, bo spięty był z wybitnym odtwarzaczem, i to spięty porządnie, bo kablem symetrycznym Siltech Royal Signature Princess.

Audeze zaprezentowały mimo wszystko styl dosyć do AKG zbliżony. To znaczy też z chropowatą powierzchnią, też z leciutkim ociepleniem i także z bardzo głębokim przenikaniem w naturę dźwięku. Ponieważ jednak recenzja zaczyna nam się niepokojąco wydłużać, a jest o nich do opowiedzenia słów parę, odłożę ich szczegółowszy opis do następnego wzmacniacza, przy którym doświadczenia okazały się analogiczne, a jednocześnie bogatsze.

 

OPPO PM-1

Tu także o OPPO nie będę się rozpisywał, ale coś o nich w odniesieniu zwłaszcza do Audeze i wzmacniacza Phasemation trzeba zrelacjonować. Zacznijmy od wzmacniacza. Wbrew oczekiwaniom nie pojawiła się pełna synergia. Grało to bardzo dobrze, lepiej niż ze sprzętem przenośnym, ale słuchany poprzedniego dnia system komputerowy z Mytekiem i Lebenem CS300F bardziej mi przypadł do gustu, bo grał bardziej spontanicznie. Pośród ogólnej dynamiki, masywności i popisowego basu rysował się bowiem z Phasemation pewien niedostatek. Soprany za bardzo były stłumione i przenosiło się to też na średnicę. Zbyt głucho grało, nie dość połyskliwie i nie dość żywiołowo. Miało to brzmienie swoje zalety, o których też napiszę szerzej przy kolejnym wzmacniaczu, ale na tyle byłem niezadowolony, że wymieniłem Phasemation na Questyle, gdyż on właśnie ma zwyczaj grać żywiołowo, jaśniej i iskrząco, z mocno zaakcentowanymi sopranami.

OPPO_PM-1_23 HiFi Philosophy

Miniaturowe audio zaliczone, pora na stacjonarnych zawodników.

Nie powiem, przejście okazało się w niemałym stopniu udane i dostałem czegom sobie życzył, ale co będę udawał, rozpaskudziłem się używając własnej czeredy lamp i już mnie do niej mocno ciągnęło. Dorzucę tylko, że oba wzmacniacze tranzystorowe nie mogły pokazać  na co je stać, bo Phasemation jest symetryczny w całej rozciągłości i słuchawki też mu w związku z tym należy podpinać symetrycznie, a wymaganego dlań kabla z dwoma dużymi jackami nie miałem. I podobnie symetryczny jest Questale, tylko na innej zasadzie, bo ten tutaj to tylko połowa pary monobloków, która może być wprawdzie samowystarczalna i nawet wówczas gra świetnie, ale to jednak nie to samo co po jednym takim na kanał.

Odsłuch cd.

Z ASL Twin-Head

OPPO_PM-1_7 HiFi Philosophy

Accuphse DP-720 po raz kolejny na stanowisku.

Wziąłem przeto wzmacniacz, który z niczym nie musiał się ograniczać, to znaczy własne lampy. No i się porobiło, bo wpadłem w gąszczu porównań. A jednocześnie nareszcie miałem w całej rozciągłości a nie tylko w poszukiwaniu sopranów to czegom żądał, to znaczy pełnię znakomitego brzmienia i jeszcze dwa style – OTL i non-OTL – które okazały się ważne.

 

AKG K812 (kabel FAW Noir)

Własne słuchawki, własny wzmacniacz – samochwalstwo. Ale jednego i drugiego nie sposób nie chwalić, jednak wzmacniacz sobie darujmy i o nim co najwyżej mimochodem, natomiast gdy idzie o słuchawki, to pokazały to samo co z Phasemation, który do nich jednych okazał się dobrze bez symetrycznego podłączenia pasować. Pokazały wyjątkową urodę i bogactwo dźwięku, z pełną substancjalnością, głębokim przenikaniem, cudowną chropowatością brzmieniowego naskórka, głębią barw i głębią samego brzmienia. Także z całkiem dużą sceną i fantastycznym panowaniem nad dźwiękiem na całym jego obszarze, od jak zawsze przestrzennego i rytmicznego, a tu jeszcze na dokładkę bardzo nisko schodzącego basu (niżej niż z tranzystorem), przez zjawiskową wokalizę, po wyjątkowo mistrzowsko zobrazowane soprany; doskonale przestrzenne, całkowicie otwarte, a jednocześnie z całą precyzją kontrolowane, bez żadnego popadania w histerię, piskliwość czy nadmiar ekspresji, zakłócający resztę pasma. Pospołu dawało to najmilsze każdemu audiofilowi poczucie, że oto znalazł czego szukał i trafił na przystanek, na którym należy wysiąść i udać się na zwiedzanie. Ale że wszystko, czy niemal wszystko, jest na tym świecie względne (logika i prawdy matematyczne nie są), trzeba tutaj poczynić parę uwag. Będę sporządzał na ten temat osobną recenzję, ale już w tym momencie napiszę, iż stare AKG K1000, a już zwłaszcza takie z kablem Entreq Atlantis, potrafią mimo wszystko więcej. Poza tym jest pewien obszar, na którym nieco więcej potrafią także Audeze LCD-3, i do tego zaraz dojdziemy. Niezależnie jednak od tych zastrzeżeń grały K812 zachwycająco i można by było się nurzać w ich brzmieniu z poczuciem całkowitego spełnienia, gdyby nie było się recenzentem, który opisywał je wcześniej jako grające wyjątkowo przejrzystym, eterycznym i migotliwym dźwiękiem. Nie było to wprawdzie kłamstwo, ale że się od tamtego czasu zmieniły, to fakt bezsporny. I wciąż się na dodatek zmieniają, bo bas schodzi im coraz niżej, a przestrzeń się powiększa. Słuchając nie mogłem nie myśleć o tym, że ta delikatna migotliwość, krystaliczna struktura, dająca feerię odbić i wrażenie przeźroczystości dźwięków, a także pewne zamknięcie sceniczne, przepadły bez wieści, i są to teraz masywnie, bardzo konkretnie i nisko schodzącym basem grające słuchawki, a jedyne co im z tamtych czasów zostało, to przestrzenność basu, lotność sopranów i fantastyczne umiejętności analityczne. Doprawdy, bycie recenzentem bywa czasami irytujące.

 

Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir)

OPPO_PM-1_2 HiFi Philosophy

Planary od OPPO czeka na prawdę ciężkie dyktando.

A bywa też takie dość często, bo i Audeze raczą się zmieniać, aczkolwiek w inny sposób; sposób bardzo mi odpowiadający, bo polegający na coraz lepszym graniu z Twin-Head. I tu się muszę przyznać, iż uwikłałem się na tej kanwie w szereg porównań i sprawdzeń, co w przypadku innych słuchawek planarnych porównywanych z recenzowanymi może i pasowało, ale przecież nie może być tak, żebym teraz rozpisywał się o Audeze, bo to nie ich recenzja. Jednakże muszę nieco napisać, bo sprawy są sporej wagi.

Rzecz będzie o bąblowaniu i napinaniu, a także o trybach. Nie – wcale jaj sobie nie robię – tylko faktycznie trzeba o tym napisać. Tryby były dwa – wspomniany OTL i non-OTL. Ma Twin-Head taki pstryczek i się go nim przełącza, dokonując przejścia pomiędzy wyjściem transformatorowym a tym prosto z triod mocy. No a te tryby się różnią, i to na parę sposobów. Pisałem już kiedyś o tym, ale nawet sam nie pamiętam przy jakiej okazji, więc trzeba przypomnieć. Ogólnie biorąc non-OTL jest bardziej dynamiczny a mniej elegancki, czy może raczej należałoby napisać – mniej powłóczysty. Poza tym często pasuje lepiej do słuchawek o niskiej impedancji. Tylko czasami, bo do AKG K812 lepiej nie pasuje, ale zwykle tak i do Audeze też pasował nieco lepiej, a do bardzo nisko ohmowych Pandora Hope, czy Audio-Techniki ATH-W5000 jeszcze lepiej. Ale w tym miejscu pojawiają się też bąble o dużym napięciu powierzchniowym, a także sopranowe połyski i strzały, co brzmi jak słaba literatura science fiction, ale cóż poradzę, że życie czasami tak wygląda.

Zastanawiałem się dosyć długo, jak opisać efekt przełączenia pomiędzy OTL i non-OTL w przypadku Audeze i AKG, i doszedłem do wniosku, że bąbel będzie pasował najlepiej. Co to za bąbel? Oczywiście dźwiękowy. Ale nie dotyczący pojedynczego dźwięku, tylko całokształtu brzmienia. Bo w trybie non-OTL dźwięk z Twin-Head jest często właśnie taki jakby produkowała go jakaś sferyczna powłoka o sporym napięciu powierzchniowym, a więc taka elastyczna i sprężysta, a do tego jeszcze połyskliwa, co się oczywiście przenosi na brzmienie. W przypadku Audeze i AKG jest to powłoka raczej jednospójna, to znaczy nie mająca otworów ani podziałów, co nie jest stanem jedynym możliwym, o czym się przekonamy. (Wiem, że to wszystko brzmi dziwacznie, ale wysilcie wyobraźnię.)

Musimy teraz wykonać odskocznię i porównać Audeze z AKG K812. Różnica pomiędzy nimi w dużym stopniu zasadzała się na tym, że Audeze na obszarze średnich tonów grały w każdym z trybów bardziej zróżnicowanym, wieloskładnikowym brzmieniem. Ich partie wokalne były bardziej różnorodne, czyli wokaliści bardziej między sobą się różniący. Doskonale czuć było jak na obszarze średnich tonów pojawiają się u Audeze (i tylko u nich) także soprany, jak się w ramach jednego głosu (i to wcale nie w partiach koloraturowych, tylko przy normalnym, rozrywkowym śpiewaniu) nawzajem ze średnimi tonami przenikają i jak w efekcie daje to bardziej złożony, wielopłaszczyznowy dźwiękowy obraz. I właśnie wielopłaszczyznowy, tak jakby z wielu płaszczyzn niczym francuskie ciasto złożony.

OPPO_PM-1_8 HiFi Philosophy

Poza Phasemation, wystąpią równie: Questyle CMA800R…

Tymczasem u AKG w trybie non-OTL był to swoisty dźwiękowy bąbel, znacznie bardziej jednorodny, mający jednopostaciowy a nie wieloskładnikowy całościowo wydźwięk, a poprzez to właśnie bąblowaty – czyli sferyczny – o jednej, jednospójnej, dość mocno napiętej i połyskującej powierzchni. I tu przychodzi nam w sukurs przełącznik pomiędzy trybami OTL i non-OTL. Albowiem posiada ów pstryczek magiczną moc kreowania i unicestwiania takich bąbli, zabijając je w trybie OTL i kreując w non-OTL. To właśnie dlatego AKG o wiele lepiej, bardziej złożonym i naturalnym dźwiękiem grają w OTL, a u Audeze to się tak trochę waha, bo w trybie non-OTL wcale nie mają bąbla, gdyż z natury są na bąblowatość odporne, ale w non-OTL grają tak już trochę zbyt płasko, czy inaczej mówiąc nazbyt warstwowo, bez tych warstw wzajemnego się przenikania, tylko samym ich zanadto już trochę rozwarstwiającym się ukazaniem. To wprawdzie wszystko ulega złagodzeniu kiedy posłuchać dłużej w tym czy tym trybie, ale podczas zmiany jednego na drugi słychać to wyraźnie.

To tyle na ten moment przypowieści o bąblach, która, mam nadzieję, zainspiruje jakiegoś audiofilskiego twórcę do napisania ostrej, szyderczej filipiki, bo takie popisy ogromnie mnie dowartościowują, sycąc szkaradnie me, bąblowato nadęte ego. Trochę wprawdzie szkoda, że tego rodzaju polemiki pojawiają się z reguły nie tu w komentarzach, tylko w miejscach gdzie nie pisuję, czasami nawet specjalnie przede mną zabezpieczonymi blokadą, ale nie wymagajmy zbyt wiele. Odwaga szyderców zwykle nosi krótkie spodnie.

Odsłuch cd.

OPPO PM-1

OPPO_PM-1_13 HiFi Philosophy

…oraz (a jakże) Twin-Head Mark III.

   Bynajmniej nie miałem zamiaru rozpisywać się tak o innych, i nawet całkiem to nie przystoi, no ale tak to wyszło i Gucio wam z moich przeprosin. Ale cóż, bywa. Odrabiajmy tymczasem zaległości.

W odniesieniu do powyższej przypowieści o bąblach jest do napisania o nowych OPPO rzeczy istotnych parę, to znaczy, po pierwsze, że zdecydowanie wolały tryb non-OTL i że nie grają bąblem jednospójnym, tylko taką jak niewielka kiść winogron gałązką osobnych bąbelków. Zmuszony jestem zarazem napisać, że o ile brzmienie tych słuchawek bardzo, ale to bardzo, podobało mi się z odtwarzaczem przenośnym HiFi-MAN, a jeszcze wcześniej przy komputerze z Mytekiem i Lebenem, to z Phasemation już nie tak, a i z Questyle też nie do końca. Niewątpliwie było to granie wysokiego poziomu, ale nie takie, że właśnie chciałoby się wysiąść i tutaj zostać. Cały czas towarzyszyła mu świadomość, że da się lepiej, że coś trzeba poprawić, pewnym rzeczom zaradzić, coś do tego brzmienia dołożyć. I dopiero w trybie non-OTL w Twin-Head się rozsiadłem i stwierdziłem, że jestem u celu.

Ale zarazem, co trzeba wyraźnie podkreślić, nie grają te nowe OPPO podobnie do flagowych Audeze i flagowych AKG. To inny styl i inna paleta doznań. Pierwsza rzecz, od razu słyszalna, to gładka powłoka dźwięku. Nie ma chropowatości, większej czy mniejszej, jest gładź. Ale w sumie to dobrze, bo wielu gładką powierzchnię dźwiękową woli, a to że sam akurat wolę chropawe brzmienia o niczym nie przesądza. Jedni wolą aksamitność, inni jedwabistość; i na tym się dyskusja urywa. No więc OPPO są dla tych drugich, ale i mnie, zwolennika brzmień pokrytych meszkiem i saksofonów z grasejującą melodyką, ta gładkość bardzo się podobała, bo stanowiła odskocznię, a przy tym była zjawiskowej urody i jeśli już brać brzmienia gładkie, to właśnie takie. Kolejna sprawa, to soprany. Tu już nie było tak całkiem inaczej od innych branych do porównania, bo LCD-3 też się z sopranami nie wyrywają, tylko mają podobnie powściągnięte i pogrubione, a już zwłaszcza w przypadku wzmacniaczy mniejszej mocy. Jednak właśnie w trybie non-OTL miały bardziej te soprany wysforowane i migotliwe, i dlatego między innymi ten tryb bardziej do nich pasował. Jak już wcześniej pisałem, OPPO potrafią pociągać soprany do góry wcale nielicho, co i tutaj w tyrbie non-OTL wyraźnie się zaznaczyło, tak więc oczywiste zachodziło podobieństwo, a tym bardziej, że i u nich są to zawsze soprany masywne, o wyjątkowo dużej jak na brzmienia sopranowe dźwiękowej bryle, a więc nie jakieś iskierki czy migotki. To się zawsze przekłada na całościowe uspokojenie, na łatwość odbioru słabszych nagrań i na ogólne dociążenie całego brzmienia, zdecydowanie bardziej nakierowanego na tych, którzy lubią dużą masę i przewagę tonów niskich nad wysokimi.

OPPO_PM-1_12 HiFi Philosophy

No a czymże były ten test bez udziału Audeze LCD-3.

Dochodzimy teraz do ważnego momentu, mianowicie do sposobu wiązania góry ze średnicą. Wiadomo tym, co znają głupie kawały o przysposobieniu obronnym, z czego się składa dzida. Dzida ogólnowojskowa składa się mianowicie z przeddzidzia, śróddzidzia i zadzidzia, a przedzidzie z przeddzidzia przeddzidzia, śróddzidzia przeddzidzia i zadzidzia przeddzidzia. No i tak dalej. Podobnie dźwięk składa się z góry, środka i dołu, albo – inaczej mówiąc – z sopranów, tonów średnich i basu. A soprany dzielą się znów na górę, środek i dół – i tak dalej, ad mortem usrandum. Można sobie z tego żartować, a więc i ja sobie zakpię, albowiem czytałem wielokrotnie w bardzo mądrych recenzjach, że górna średnica była wycofana, natomiast nie czytałem o dziwo przenigdy, żeby wycofana była średnica średnia. Ktoś wie może, dlaczego górna średnica tak często jest wycofana, a średnica średnia zawsze na swoim miejscu? Osobiście pojęcia nie mam. Niezależnie jednak od tych wygłupów wiązanie góry ze środkiem nie zawsze da się zbyć żartem. No i u nowych OPPO tak właśnie się dzieje, bo brakuje ich górnym rejestrom nieco dźwięczności, przez co w normalnym słuchaniu osuwają się cokolwiek w kierunku średnicy. Kiedy słuchać utworów o dobrze zarysowanych sopranach, okazuje się, że OPPO bardzo dobrze, choć na swój specyficzny, masywny sposób, je obrazują, ale w takiej normalnej muzycznej narracji, powiedzmy rozrywkowej, trochę tej dźwięczącej, rozmigotanej góry ponad średnicą brakuje. Chciałoby się ją przeto móc zyskać i właśnie dlatego przeszedłem ze wzmacniacza Phasemation na Questyle, w efekcie faktycznie ją zyskując, ale z kolei bez należytego związania ze średnicą, tylko tak trochę sobie a muzom, powyżej, trochę bez związku. No a dobrze związane pasmo, to jest mniam, i właśnie dlatego kolumny Albedo Aptica są takie świetne. Tymczasem tutaj tego mniam niestety nie było, tylko dołek na wykresie odpowiedzi częstotliwościowej i nieprzyjemne tego konsekwencje. I dopiero z Twin-Head w trybie non-OTL to się należycie związało, przy czym góra nie była już tak wysforowana jak z Questyle, ale dobrze mimo to w każdych warunkach zaznaczona i właśnie bez żadnej przerwy.

Dwie rzeczy ważne nam jeszcze zostały, mianowicie bas i bąble.

OPPO_PM-1_5 HiFi Philosophy

HE-6 niestety nie było w pobliżu, natomiast honoru słuchawek dynamicznych będą bronić AKG K812.

Odnośnie tych drugich, to jak mówiłem, grają OPPO szczególnym stylem, to znaczy nie jednym bąblem ogólnym, którego bąblowatość poprzez dobór odpowiedniego wzmacniacza należy łagodzić, tylko wiązanką bąbelków (też oczywiście do łagodzenia i przekierowywania na dobrze wiążącą się z sobą warstwowość). I to też je silnie wyróżnia, bo powstaje na ich muzycznym planie sieć brzmień osobnych, ale dobrze ze sobą korelujących. Uważnie się przysłuchałem i kiedy u Audeze i AKG soprany były czymś w rodzaju kolejnej warstwy na muzycznej tęczy, to u OPPO pozostawały takie bardziej wyróżnione i osobne, tak więc kiedy, na przykład w orkiestrze albo składzie jazzowym jakiś instrument, najczęściej trąbka, skrzypce albo flet, gra wysokie tony, to ta partia sopranowa jest ukazana u nich bardziej oddzielnie w sensie przestrzennym, bardziej się jako źródło zaznaczająca. I to jest niewątpliwie ciekawe, a wcale tak od razu się tego nie spostrzega. Spostrzega się za to co innego – spostrzega się bas. Od początku kiedy pierwszy raz ich słuchałem, rzucił się ten bas w uszy i rzucił bardzo smacznie, tak jak to lubią tygrysy i inne audiofilskie misie. To niewątpliwie bas podkreślony, podobnie jak soprany mający własny na scenie obszar, a poprzez to lepiej widoczny i ciekawiej brzmiący. Bas u Audeze schodzi minimalnie niżej, ale bardziej w przypadku wzmacniacza takiego jak Twin-Head okazuje się głuchy, choć same te słuchawki są dźwięczniejsze i melodyjniejsze niż OPPO. Natomiast bas u OPPO ma więcej powietrza i przestrzeni wewnętrznej, a nie ma takiego mocarnego kłapnięcia, chociaż mocniejsze niż AKG. W sumie jest dosyć podobny do tego z HiFiMAN HE-6, ale znów nie taki na zasadzie basowej chmury czy wszystko przysłaniającego pomruku, tylko na swoim obszarze.

Czepiłem się tak swoją drogą porównań do tych dźwiękowych bąbli niczym pijany płotu, a całkiem niesłusznie, bo z Twin-Head w trybie non-OTL wcale takich bąbli u OPPO nie czuć, a jeszcze mniej w OTL, ale tam znów brakowało dynamiki i połyskliwości. Czuć było bardziej odrębność w paśmie poszczególnych składników i nawet się to na odrębną lokację sceniczną przekładało, co jest zapewne następstwem wielkości tych największych u OPPO przetworników, ale ogólnie biorąc te słuchawki nie mają tendencji do jednospójności brzmienia, tylko do mnogości brzmień poszczególnych. Nie mają także tendencji do grania z napięciem powierzchniowym, tylko raczej do warstwowego, naturalnego ukazywania dźwięku, ale nie są w tym aż tak dobre jak Audeze LCD-3 i nie potrafią wzbogacać średniego zakresu o wysokie tony.

OPPO_PM-1_18 HiFi PhilosophyOPPO_PM-1_9 HiFi Philosophy (2)OPPO_PM-1_1 HiFi Philosophy

 

 

 

 

Pozostaje jeszcze napisać o całościowych wrażeniach. OPPO PM-1 to niewątpliwie wysokiej klasy słuchawki, udowadniające swoją wybitność od pierwszego brzmieniowego strzału. Zarazem grające inaczej od pozostałych z grupy bardzo wybitnych, bo gładką powierzchnią dźwięku i tym rozrzucaniem dźwięków po scenie. A do tego jeszcze powściągliwymi sopranami. Sopranami takimi bardziej leżącymi z tyłu, należącymi bardziej do tła a nie pierwszego planu. Na pierwszym planie jest bas, a nieco dalej średnica, bardzo udana co do postaci, bardzo czysta i dobrze odwzorowana, ale nie tak dominująca jak u Audeze i nie tak jak u nich bogata, nie stanowiąca jawnego zmieszania różnej wysokości dźwięków. U OPPO jest to raczej właśnie coś pojedynczego, coś jednobrzmiącego, taki bardziej odrębny średnicowy światek w swoim bąbelku, aczkolwiek mało bąblastym i napompowanym. Coś bardziej jak chmurka, ale o gładkiej powierzchni. Banieczka jakoś, balon, no nie wiem jak to nazwać. Takie odrębne gładkie coś pomiędzy mocnym basem a trochę schowanymi sopranami, które tylko gdy je przywołać odpowiednią muzyką potrafią przyjść i stanąć blisko, na pierwszym planie.

OPPO_PM-1_27 HiFi Philosophy

OPPO PM-1 nie przyniosły nam rewolucyjnego brzmienia, ale w żadnym jego aspekcie nie zawodzą.

Co do sceny, to jest duża, większa niż u Audeze i większa niż u AKG z początków ich grania, bo teraz się u nich powiększyła i stała mniej więcej taka sama. Gdy zaś chodzi o stwierdzenia zaczynające się od nie, to nie są te PM-1 jakieś szczególnie gorące (choć całkiem są muzykalne) i nie są też na pewno jasne, tylko raczej ciemne, masywne i uspokojone na górze. Nie byłoby więc z nimi za dobrze, gdyby nie były przy tym przejrzyste, połyskujące i z odpowiednim drajwem, ale o to nie ma obawy. Są przejrzyste, rytmiczne i potrafią zabłysnąć. Nie są także męczące, a mimo to angażujące. Stanowią zatem ciekawy konglomerat cech wysokiej klasy brzmienia.

Podsumowanie

OPPO_PM-1_17 HiFi Philosophy   Jeżeli ktoś oczekiwał, że nowe OPPO PM-1 wprowadzą nową jakość i wszystkich w cień usuną, to tego się nie doczeka, no chyba, że one potrzebują setek godzin na rozruszanie tego swojego dźwiękowego żagla, bo tego nie wiem. Ale jeżeli ktoś oczekiwał po prostu świetnego brzmienia, a także możliwości łatwego napędzania słuchawek ortodynamicznych; łatwego do tego stopnia, że można nimi grać bez żadnych ustępstw jakościowych nawet z aparatury przenośnej, to się niewątpliwie doczekał. Słuchawki są bardzo ładne i bardzo wygodne, a jeszcze do tego grać mogą przez kabel symetryczny, a kto wie, może dopiero wówczas rzucają na kolana, bo takie na przykład Sennheisery HD 800 na symetryzacji bardzo zyskują, więc dlaczego nie OPPO? To jednak dopiero przed nami, gdyż kabel symetryczny jeszcze nie dotarł, ale miejmy nadzieję, że lada dzień dotrze i się na recenzję firmowego wzmacniacza załapie. Lecz i bez niego mamy do czynienia z brzmieniem wysokiej klasy, gotowym sycić zwłaszcza tych, którym nie zależy na popisach sopranowych, bo dla nich są Pandory, AKG czy Staxy, tylko miłośników ciężkości, wypełnienia i basu, dla których mocne bum i rockowa waga ciężka są towarami pierwszej potrzeby. A w ogólności są to słuchawki dla tych, którzy pragną z normalnego wzmacniacza a nawet aparatury przenośnej odtwarzać w wysokiej jakości wszelkiego rodzaju i wszelkiego jakościowego stanu muzykę, choćby i stare, najmarniejsze nagrania, bo OPPO PM-1 uczynią nawet takie ciekawie brzmiącymi i całkowicie pozbawionymi elementów odsłuchowej udręki. Ich spokojne, masywne i duże soprany nie dadzą się nikomu sprowokować do pisków ani syczenia, a mocny bas i całościowa postawność wszystkiemu przydadzą uroku. Przy takim bagażu cech i umiejętności nie nadają się raczej do analizy i remasteringu, ale bardzo przyjemnie już zremasterowane albo i choćby surowo brzmiące płyty odtworzą.

 

W punktach:

Zalety

  • Masywne brzmienie.
  • Potężny bas.
  • Dobry drajw.
  • Specyficzna umiejętność segregowania na scenie poszczególnych składowych pasma.
  • Przyjemna, spójnie brzmiąca średnica.
  • Łagodne, umiarkowane soprany, potrafiące gdy trzeba przechodzić do ofensywy.
  • Spora i uporządkowana scena.
  • Znakomita współpraca ze sprzętem przenośnym.
  • Doskonałe do odtwarzania słabych jakościowo nagrań.
  • Małe wymagania prądowe.
  • Największa słuchawkowa powierzchnia powstawania dźwięku na świecie.
  • Nowatorskie opracowanie przetworników ortodynamicznych.
  • Bardzo ładne.
  • Z ekskluzywnych materiałów.
  • Perfekcyjne wykonanie.
  • Luksusowo opakowane.
  • Liczne akcesoria.
  • Firmowy kabel symetryczny i stojak jako opcja.
  • Dedykowany firmowy wzmacniacz.
  • Dwa wysokiej jakości kable w komplecie.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Nie stanowią oczekiwanego przez niektórych przełomu.
  • Pewna trudność powiązania góry pasma ze średnicą i uzyskania odpowiedniej dźwięczności.
  • W efekcie nie z każdym wzmacniaczem dobra współpraca.
  • Wysoka cena.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

logo

 

 

 

 

Strona producenta:

oppoLogo

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki ortodynamiczne o budowie otwartej.
  • Konstrukcja wokółuszna.
  • Przetworniki z membraną o powierzchni 58,65 cm² z przytwierdzonymi magnesami neodymowymi.
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 50 kHz.
  • Impedancja: 32 Ω.
  • Skuteczność: 102 dB/1 mW.
  • Nacisk pałąka: 5 N.
  • W komplecie dwa kable z miedzi beztlenowej:3 mi1 m.
  • Waga: 395 g.
  • Opcjonalny kabel symetryczny i stojak.
  • Zalecana moc ciągła sygnału: 500 mW.
  • Dopuszczalna moc szczytowa: 2 W.
  • Cena: 6156 PLN.

 

System:

  • Źródła dźwięku: HiFiMAN HM-802, Accuphase DP-720.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Leben CS300F, Phasemation EPA.007, Questyle CMA800R.
  • Słuchawki: AKG K812 (kabel FAW Noir), Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir), Beyerdynamic T5p, OPPO PM-1, Pandora Hope VI.
  • Interkonekty: Siltech Royal Princess XLR, TaraLabs Air1 RCA.
  • Kondycjoner: Entreq Powerus Gemini.
  • Podstawki antywibracyjne: Solid Tech.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

42 komentarzy w “Recenzja: OPPO PM-1

  1. Maciej pisze:

    czyżby kroiła się recenzja T5p?

  2. Piotr Ryka pisze:

    No gdzieś tam w poczekalni się kroi, ale na razie to chyba wzmacniacz OPPO i wieżowy zestaw iFi.

  3. Maciej pisze:

    T5p takie dziwne są, wiele mówi że powinno się je lubić – zwłaszcza ich aparycja, ale z grajkami przenośnymi klasy średniej to po prostu okropność w graniu. Z moim zestawem całkiem smaczne za to ale nie na tyle smacznie jak ich cena. Niemniej wykonanie godne naśladowania.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak jak napisałem, T5p grają dobrze z DAC Wolfsona. Te które mam nie są jeszcze w pełni wygrzane, tak więc nie chcę się o nich definitywnie wypowiadać. Z HM-802 jest to na pewno świetne granie, a z AK240 już nieco mniej, ale też całkiem interesująco.

  4. Jakub pisze:

    Odtawrzacz może i świetny, ale recenzji ani widu ani słychu panie Piotrze… recenzja świetna jak zawsze.

    1. Piotr Ryka pisze:

      No tak, ale wszystkiego naraz się nie napisze, a nawet urlopu nie mam i się na niego nie zanosi. Robię co mogę, a pogoda też nie pomaga, bo cięgle upały, duchota i burze. Dla recenzentów audio lato to nie jest dobra pora.

      1. Maciej pisze:

        Tym bardziej też dla lampowych urządzeń… U mnie szafka otwarta a i tak jak w piecu tam.

      2. Jakub pisze:

        A prawda, prawda, lepiej sobie na spokojnie odsłuchać, niż by potem recenzja miała na tym ucierpieć.

  5. Paweł pisze:

    Panie Piotrze, ferrari tylko branduje te słuchawki, tworzy je firma Logic3 🙂

    Pozdrawiam
    Paweł z Wrocławia

    1. Piotr Ryka pisze:

      A dobrze chociaż te Ferrari od Logica grają?

      1. Paweł pisze:

        Jeżeli brać pod uwagę ceny detaliczne to nie. Aczkolwiek za 50% lub mniej potrafią coś tam zagrać. Ale, w każdym razie, nie zbliżają się do „normalnej” konkurencji 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          To smutne, że marka taka jak Ferrari paskudzi sobie logo umieszczając je na marnych słuchawkach. Jak już, to chyba bardziej powinna zadbać na czym je kładzie.

  6. Stefan pisze:

    Panie Piotrze, czy komfortem te OPPO są porównywalne do K812?
    Z opisu wynika że dźwięk podobny mają do LCD, gęsty basowy,
    jeżeli tak jest to pewnie nie są dla mnie.
    Czekam z niecierpliwością na GS1000e i porównanie zwłaszcza do K812.

    1. Michal pisze:

      U mnie, na chwile obecna, 6.5 letnie (5-6 tys godzin ?) GS1000 wygrywaja z 2 tygodniowymi (~275h, sztucznie nabitymi) K812 w odsluchach muzyki klasycznej i jazzu. K812 preferuje natomiast (dostaja pierwszenstwo) do muzyki ciezszej oraz wszelakiego ambitnego popu, co nie znaczy, ze K812 sie nie sprawdzaja u mnie w klasycznej, absolutnie nie, graja ja swietnie. Wole jednak swobode reprodukcji fal dzwiekowych kreowana przez GS1000 oraz ich misternosc, dostojnosc i lekkosc w oddawaniu, wielce naturalnych barw, instrumentow smyczkowych, detych, dzwonow, dzwoneczkow i wszelakich talerzy (tutaj fabryczne K812 o muzyczny wlos, wzgledem moich GS1000 odstaja, niby niewiele ale dla mnie roznica jest zasadnicza przy dluzszym odsluchu, to sie jednak moze zmienic za kilkaset godzin, bo dzwiek tych AKG jakis taki nieustabilizowany jeszcze, chyba….).

      GS1000 leza na glowie tak beztrosko, jakby ich nie bylo, K812 czuc, to ichnie cisnienie ktore wywieraja na moje uszy, nie moge wiec o nich zapomniec zupelnie. No i ta otwartosc przestrzenna u Grado wciaz wyraznie przewaza. Strasznie sie ciesze, ze ich nie sprzedalem w trudniejszym okresie sluchawkowym ale zakupu K812 tez nie zaluje, to dobre i potrzebne nauszniki, mnie sie one podobaja znacznie bardziej od Staxow 009 pedzonych z lampowego SRM 007t II, jakby ktos mial watpliwosci czy dostrzegam w pelni klase ich grania.

      Pytanie, jaka wariacja na temat brzmienia GS1000 bedzie tym razem ow dodatek 'e’, ale przelomu sie nie spodziewam, bardziej jakies male dopieszczenie danego aspektu.

      Mnie sie marzy porownanie tych samych modeli, za mlodu i za pelnej dojrzalosci, jakby tak wziac w obroty kilkuletnie nauszniki i porownac je z takimi miesieczniakami, to byloby dosc intrygujace, niekoniecznie miarodajne (bo tam zawsze jakies poprawki moze wrzucac sam producent w miedzyczasie), ale pouczajace ;’)

      Czlowiek znow sie rozpisuje o sluchawkach, co za czasy ;’)

      Michal Pastuszak

    2. Piotr Ryka pisze:

      Komfort OPPO mają podobny do K812, ale inaczej trochę siedzą na głowie, bo AKG mają te specyficznego kształtu pady i są nieco lżejsze. Jak dla mnie są wygodniejsze, ale OPPO też bardzo wygodne. Za Grado niedługo się wezmę, ale jeszcze muszą się pogrzać.

  7. Piotr Ryka pisze:

    Na razie o nowych GS1000e mogę powiedzieć, że drewno mają inne, matowe, co wszyscy mogą zobaczyć na zdjęciach, i że kabel jest jeszcze cięższy od poprzedniego, tego już pogrubionego z GS1000i.

  8. Stefan pisze:

    A jak oceniacie podobieństwo GS Grado do HD800,
    zwłaszcza jeżeli chodzi o scenę?

    1. Michal pisze:

      Proponuje odsluch osobisty w jakiejs sensownej aplikacji systemowej, wowczas roznice slychac jak na dloni ;’))

    2. Piotr Ryka pisze:

      Porównanie, chociaż pobieżne, pomiędzy HD 800 a GS1000 znajduje się w recenzji Audeze LCD-3.

      1. Stefan pisze:

        Dziękuję

  9. Sylwek pisze:

    do testu nowych grado przydałyby się gs1000i, żeby można było bezpośrednio porównać i zobaczyć na czym dokładnie polega ta ewolucja i czy przypadkiem nie sprawiła ona, że słchawki są poprawniejsze, ale zatraciły swoją niepowtarzalność

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niewątpliwie słuszna uwaga. Będę o to zabiegał, ale nie znam nikogo z GS1000i.

      1. Sylwek pisze:

        aha, rozumiem, że Pan ich już nie ma, bo przewijały się jeszcze niedawno jako słuchawki recenzenta; a może ja coś źle zrozumiałem.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tak, były, ale ruszyły w świat. Dobrze byłoby mieć wszystko pod ręką, ale to dosyć trudne. Może kiedyś, z czasem. Jednak brzmienie GS1000 mam dobrze zapamiętane, choć mimo to spróbuję starsze do testu tych e pozyskać.

          1. Michal pisze:

            Ja bym mogl uzyczyc wlasne, ale to pewnie tez wiele nie pomoze, bo to model calkiem stary (jeszcze sprzed 'i’) i na dodatek rekablowany…

          2. Piotr Ryka pisze:

            Lepszy rydz niż nic. A będziesz lub jesteś w Polsce?

          3. Michal pisze:

            Moglbym jedynie wyslac poczta, najlatwiej byloby osobiscie ale sie okazja nie zisci, niestety…

          4. Piotr Ryka pisze:

            To duże koszty i ryzyko uszkodzenia. Spróbujemy znaleźć coś bliżej, a jak nie, to trudno.

          5. Piotr Ryka pisze:

            Ale niezależnie od tego oczywiście za chęć pomocy serdecznie dziękuję i w przyszłości zapraszam na jakieś odsłuchy.

          6. Michal pisze:

            Bardzo chetnie, moze w grudniu sie uda.

          7. Piotr Ryka pisze:

            Akurat będzie się można pogrzać przy lampach 🙂

  10. Piotr Ryka pisze:

    Przyjechał dziś kabel symetryczny, tak więc pisząc recenzję wzmacniacza OPPO będzie można poznać cały potencjał systemu. Tylko pogrzać trzeba go ździebko, bo świeży ci on jest jak wiosenny szczypior.

  11. Sylwek pisze:

    może też ktoś z Krakowa je ma; nie są to chyba zbyt popularne słuchawki, ale Kraków mały nie jest. A tak ogólnie to jak z tą serią „e”? Podobnie, trochę lepiej, inaczej, o wiele lepiej niż gs1000i? Tak ogólnie pytam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Grają na pewno dość podobnie, ale w przypadku słuchawek mających za sobą tylko jakieś 50 godzin muzycznych przygód, a już zwłaszcza tak długo się wygrzewających jak Grado, jest to stanowczo zbyt mało by ferować jakieś wyroki. Ale styl jest do starego podobny. Przynajmniej na razie.

  12. Sylwek pisze:

    to prawda, ale też nie wiadomo jak to jest/będzie z nowymi grado, w sensie czy te nowe drivery też się tak długo wygrzewają, bo to była wada tych słuchawek i myślę, że grado dużo na tym traciło, również w ilości sprzedanych słuchawek, bo z jednej strony grado na począku grają koszmarnie, z drugiej strony trzeba wierzyć, dosłownie wierzyć, że się wygrzeją i wtedy będzie już bajka, ale one się wygrzeją za 1000h, więc bez jaj, a do tego dość powszechna wieść, że się psują i do tych 1000h jedynie co 6 sztuka dojdzie, więć w nowej serii może i to poprawiono, tzn. że 250 wystarczy, żeby jako tako już grały na swoim poziomie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Po tych 50 godzinach na pewno nie grają koszmarnie tylko już bardzo dobrze. Jak grały prosto z pudełka nie wiem, bo przyjechały już lekko wygrzane.

  13. Sylwek pisze:

    to już dużo; a są zniekształcenia jak się da głośniej na nie klasyce?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mam w tej chwili uruchomioną tylko wieżę ifi i słucham tylko z You Tube, ale raczej żadnych zniekształceń nie ma.

  14. Sylwek pisze:

    aha, bo ktoś chyba nawet tu pisał, że jak niewygrzane to są zniekształćenia, a z kolei pan pisał, że ten model tak ma, że to taka jego trwała wada, więc pytałęm, bo szczerze mówiąc to jest tyle sprzecznych informacji na temat tych słuchawek, że trudno się już połapać

    1. Piotr Ryka pisze:

      To prawda. Starsze wersje miały tendencję do zlewania początkowo basu. Był on bardzo mało rozdzielczy i jednocześnie wszędzie niemal obecny. Ale te z sygnaturą e już tak nie grały gdy do mnie przyszły, a miały wtedy jeszcze bardzo mało na liczniku. Ważne jednak jakie jest brzmienie docelowe, a nie jakie w pierwszych dniach.

  15. Piotr Ryka pisze:

    Dobra wiadomość dla miłośników planarów. Słuchawki OPPO po kablu symetrycznym grają bardzo obiecująco.

  16. Stanisław Dyrda pisze:

    W Krakowie z tego co się dowiadywałem to Audiotrendt ma OPPO na wyposażeniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy