Next Level Tech zrobił następną (ang. did the next one) linię kabli; linię wyższą jakościowo oraz cenowo, jak też brzmieniowo odmienną – skierowaną do audiofili ceniących brzmienia studyjne, ale nie w sensie kameralnej sceny, tylko skrupulatności brzmieniowej. A ściśle biorąc ma być tak, że po włączeniu nowego Next Level Tech ETHER do systemu, ma się zrazu pojawić brzmienie skupione na dokładności obrazowania i czysto technicznych aspektach, a artystyczne składowe, w rodzaju długich wybrzmień czy ujmującej elegancji fraz, mają stopniowo dołączać, w miarę jak kabel się oswaja i z nowym miejscem dogaduje. Tak w każdym razie zostałem pouczony, słysząc, że w odróżnieniu od wcześniejszej serii szczytowej FLAME, wysoka jakość brzmieniowa ma się zjawiać od razu, a nie dopiero po pewnym czasie, takim liczonym w dniach. Jedynie te składowe artystyczne dopiero z czasem się rozwiną, ale dynamika, wyraźność czy szczegółowość – to już od pierwszych chwil.
Zarazem nowy ETHER to już komercyjny sukces, jako że zagraniczni dystrybutorzy Next Level Tech zdążyli się z nim zapoznać i zdążyli zapragnąć. Mało tego, chcą go też studia nagraniowe i zawodowi testerzy; po prawdzie powiem wam, że nie wiem po co tę recenzję piszę, skoro promocja już się stała. Ale poproszono, to piszę, poza tym rozbudzono ciekawość. Takie sukcesy już na starcie, i to na przykład w Holandii, gdzie mają swojego Siltecha? Sukcesy także w Niemczech, a Azja tak zassała, że trzeba było przyspieszyć debiut, bo chiński dystrybutor nawet nie chciał słuchać o czekaniu na rezultaty szeroko zakrojonych testów – sam przebadawszy egzemplarz próbny chciał mieć na półkach kable. – I to już !!!
(Tak mówiąc między nami, gdybyście jeszcze nie wiedzieli, rynek chiński jest teraz dla wielu ważniejszy niż europejski i amerykański łącznie.)
Tytułem przypomnienia: marka Next Level Tech (NxLT) jest młoda, powstała w 2021 roku. Dotychczas oferowała topową serię FLAME i niższe AIR oraz WATER, obecnie wkracza z nową erę wraz ze szczytową ETHER. Jak można zauważyć, nazwy niemalże wyczerpały starożytne pojmowanie Przyrody w ujęciu czterech żywiołów, zabrakło do kompletu EARTH. Lecz firma – nie chcąc być przyziemną – wolała sięgnąć z nazewnictwem po arystotelesowski „piąty element”, dołączający jako piąta esencja do czterech opisanych przez Empedoklesa z geometryczną interpretacją Platona. Piąty to właśnie eter, mający za budulec składane z pięciokątów bryłki dwunastościanów foremnych. Złożony z dodekahedronów eter to wg Arystotelesa tworzywo „nadksiężycowych” obszarów Kosmosu – zbudowane zeń gwiazdy miały pozostawać niezmienne w swym idealnym ruchu kołowym. Tego rodzaju eter nie byłby zatem przydatny dla „podksiężycowych” interkonektów; nie dość, że muzyka, jako z natury zmienna, nie mogłaby się w jego niezmienności ziszczać, to jeszcze by nas wykołował.
Żarty na bok, nazwy nie grają, słowa w niemetaforycznym, literalnym sensie, prócz bożych nie stają się ciałem. Relacje między słowem a materią są inne niż pragną guślarskie zaklęcia, martwa przyroda pozostaje głucha na kierowane do niej słowa, tym się różni od żywej. Chyba że fala akustyczna będzie wysokociśnieniowa – taka nie pozostanie bez odpowiedzi uchwytnej dla pomiarów i zmysłów. Tymczasem gusła po cichutku, tak żeby inni nie słyszeli, toteż nic z tego nie wynika poza żywioną wciąż nadzieją… [1]
Dowolny przedmiot można nazwowo łączyć z dowolnym zbiorem głosek (z czego różne języki), na niego to nie wpłynie, on się tym nie zbuduje ani też za to nie obrazi, w przeciwieństwie do obserwatorów. To dla nich nazwy mają znaczenia, a ETHER dobrze się kojarzy, choć eteryczny znaczy „ulotny”, a tego znów byśmy nie chcieli. Eteryczna niech będzie otoczka, niech będzie ulotną łuną, a samo jądro muzycznej formy niech zostanie konstrukcyjnie mocniejsze.
No dobrze, dość tego zawracania głowy, wracajmy do konkretów. Twórcą marki Next Level Tech inżynier Robert Słowiński, od dawna powiązany z branżą, pracujący wcześniej w Holandii. Siedliskiem firmy Wrocław, dystrybucja ogólnoświatowa; już pierwsze kable FLAME odniosły światowy sukces, obecnie kroi się jeszcze większy.
[1] Podobno Agnieszka Holland, wraz z innymi czarownicami, słały mnogie zaklęcia pod adres Kaczyńskiego, krzywdy mu jednak nie wyrządzając, mimo zapalczywości wysiłków.
Budowa i cechy użytkowe
Kabel otrzymujemy w aluminiowej walizce z nazwą i godłem marki na wieku. W niej, na piankowym łożu, leżą w precle zwinięte średniej grubości przewody w czarnych oplotach, gęsto naszpikowanych srebrnymi punkcikami. Przewody są twarde i dość sztywne, możliwe do zginania jedynie esami po dużych łukach. Zakończone wysokiej jakości łączami japońskiego Oyaide, przed każdym z których na kablu symbol NxLT w kolorze czerwonym dla łączówki prawej i niebieskim dla lewej. Uzupełnieniem strzałkowe oznaczenia kierunku na opaskach w połowie kabla i ochronne siateczki wtyków. O wewnętrznej budowie niczego nie mam do dodania ponad to, co przekazał producent, tak więc przytaczam punktowy opis:
- Przewodniki z czerwonej miedzi 7N, O.F.C. o pochodzeniu japońskim, wytapianej od podstaw wg specjalnej receptury dla kabli przeznaczonych do przenoszenia skrajnie wysokich energii.
- Żyły z linek, tak samo jak we FLAME, ale tutaj to dwie osobne linki przypadające na jeden pin. (Sześć więc w sumie dla XLR i cztery dla RCA.)
- Między innymi dzięki temu timing i przesyłana energia na poprawionym poziomie.
- Otulina ze spienionego polipropylenu, dzięki czemu mała jej styczność z przewodnikiem. (Ten sposób izolacji okazał się dźwiękowo najkorzystniejszy na tle innych dielektryków, takich jak przykładowo pneumatyczny teflon.)
- Cięcie otuliny wykonywane laserowo, żeby przy jej naciąganiu jakkolwiek nie naruszyć delikatnych powierzchni splotów drucików przewodnika.
- Przewody poddawane dwukrotnej kriogenizacji, proces trwa łącznie 10 dni.
- Ekranowane pięciowarstwowo (min. przy użyciu innych gatunków miedzi) i przy końcach skręcane.
- Ostatni, zewnętrzny ekran, jest tak samo jak pozostałe naciągany na rdzeń mechanicznie i z pozostałymi mocno scalany, lecz jego naciąg wykonywany z precyzyjniej określoną siłą, wg opracowanej przez firmę technologii uzyskiwania optymalnego naprężenia izolacji na rzecz możliwie najdoskonalszego brzmienia. (Proces przypomina strojenie instrumentów strunowych, gdzie odpowiednia siła naciągu zapewnia pożądane rezultaty brzmieniowe.)
- Piny są z przewodami zgrzewane elektrycznie, następnie zgrzewy pokrywane ochronną warstwą cynku, na koniec całość kryta lutem o ponad 18% zawartości najwyższego gatunku srebra (o pochodzeniu ze Szwajcarii, przygotowywanego na indywidualne zlecenie).
- Przewody są kierunkowe.
- Zastosowane łącza to Oyaide Focus 1 dla XLR i Oyaide Genesis dla RCA.
- Interkonekty w 72-godzinnym procesie zostają fabrycznie wygrzane w profesjonalnej wygrzewarce autorstwa NxLT.
- Każdy po teście jakościowym otrzymuje numer i certyfikat.
Serię ETHER tworzą jak dotąd interkonekty RCA i XLR oraz przewody głośnikowe, tworzy ją także przewód LAN. Cenę interkonektu RCA ustalono na 10 988 PLN za metr, plus 878 PLN dopłaty za każde dodatkowe ćwierć metra; cenę interkonektu XLR na 13 122 PLN, plus 1199 PLN dopłaty za analogiczny odcinek. (Kable LAN-owski i głośnikowy nie mają jeszcze wycen.) W teście sprawdzany będzie metrowy interkonekt RCA, w kolejnym, za czas jakiś, też 2,5 metrowy głośnikowy o konstrukcji bi-wire.
Wypada dodać, że twórca Next LT to ktoś znający branżę audiofilskich przewodów od środka, współpracujący kiedyś z najlepszymi i w efekcie świadomy zarówno źródeł osiągnięć, jak i kłamliwych nierzadko chwytów marketingowych. O samą jakość serii ETHER też nie powinniśmy się martwić, skoro poprzednia FLAME okazała się tak udana; trudno zakładać, że autor tamtego sukcesu wychodzi teraz z czymś nie lepszym i każe wierzyć w jego wyższość. Tym trudniej, że analogiczny rodzajem i długością interkonekt FLAME stał się moją własnością i stanie do porównań. On stanie, inne staną – jak posłuchamy, coś wyniknie.
Przedmiotem dywagacji może być jeszcze cena. Ta, względem flagowego dotąd FLAME, urosła z grubsza biorąc z siedmiu do jedenastu tysięcy, czyli o przeszło 50%, ale po uwzględnieniu inflacji nie tak znacznie. Niemniej z pewnością urosła, należy zatem oczekiwać adekwatnego przyrostu jakości. Ten zaś należy wpisać w audiofilską regułę braku zależności liniowej między jakością a ceną, która to sprytna reguła na tyle okazuje się liberalna[2], że niemal nigdy nie brak argumentów, by dany wzrost tłumaczyć. Zawsze będzie działała, o ile ślad jakościowego podskoku pozwoli się zauważyć, chyba że któryś z producentów aż tak sobie pofolguje, że cenę dźwignie wielokrotnie.
Wkroczyłem na grząski grunt relacji cenowo-jakościowych, ale sam także umiem wybrnąć i w tym to celu napiszę, że wg producenta FLAME to interkonekt nakierowany bardziej na samo czerpanie przyjemności, a ETHER to przede wszystkim narzędzie diagnozowania toru. Za jego sprawą ta przyjemność stanie się jeszcze większa, ale jedynie pod warunkiem pozytywnej diagnozy. I jeszcze jedno: koszty materiałowe i nakład pracy u ETHER są więcej niż proporcjonalne względem ceny ustalonej dla FLAME, więc od tej strony nie ma co się czepiać, pozostaje kwestia brzmieniowa.
Tak cóż, bierzmy się do sprawdzania.
[2] Liberalizm to arcy pożyteczne słowo, ileż fałszu można nim przykryć.
Dźwięk
Zacznę od rzeczy najważniejszej, zawierającej się w stwierdzeniu, że nazwa ETHER jest trafna. Ale nie ot tak sobie; nie poprzez to, że twórca, kierując się fantazją i po trosze marketingowym nosem, luźno ją wyselekcjonował, a kiedy teraz się wsłuchiwać, można powiedzieć: „Coś w tym jest.” To dalece nie tak – nie ten kaliber pasowania. Nazwa pasuje może i przypadkowo, ale o wiele głębiej. Nie na zasadzie intelektualnych wygibasów, które recenzent czy użytkownik zdołają wyartykułować; intelektualne fikołki zbyteczne, to jest proste poznawczo. (Choć, jak wynika z inżynierskiego opisu, nieproste konstrukcyjnie.) Tor tym ETHER okablowany wyrzuca z siebie dodatkowe informacje ponad i poza muzycznym nurtem, co można określać szczegółowością, albo słyszeniem tego, czego przy innych kablach nie słychać. Można dobierać słowa jakie komu do głowy przyjdą, ale dwie rzeczy są najważniejsze: (i) obfitość informacji jest większa niż zazwyczaj; (ii) te nadprzeciętne informacje nie żyją własnym życiem.
Pasują do muzyki na zasadzie uzupełnienia, a choć to nie aż dodatkowy instrument, niemniej informacyjny naddatek pełni funkcję dekoracyjną. Upiększa postać dźwięków, wzmacnia poszum towarzyszący, wzbogaca atmosferę. W tym sensie to faktycznie ETHER – wokół brzmieniowy nimb plus aura otoczenia. Lecz to też czynnik rozwojowy: muzyka staje się bogatsza w ramach zarówno swego przebiegu, jak w odniesieniu do oprawy. A wszystko dobrze się scala: całościowa forma się wzmacnia, a nie rozpada na drobniejsze, nawzajem się zakłócające, z przepychankami między szczegółowością a melodyką czy dźwiękiem a pogłosem. Zyskujemy odtwórczą pełność, czując, że ta „eteryczna” obfitość to coś, czego właśnie chcieliśmy, bez czego było postniej.
Sięgnijmy po konkrety.
Analizę zacząłem od toru przy komputerze, ponieważ zwykle tak zaczynam; to szybsze i łatwiejsze oraz szersze analitycznie – w ruch idą przecież różne słuchawki. Między przetwornik a słuchawkowy wzmacniacz wstawiłem najpierw FLAME, potem zastąpił go ETHER, a potem jeszcze raz. Ukazała się cała plejada różnic, i nie będę ukrywał – ilość mnie zaskoczyła. Jakichś oczywiście oczekiwałem, ale nie takich i nie tylu. FLAME na tle ETHER dawał mniej szczegółów, mniej informacji w koronie brzmieniowej i mniej o akustyce, poza tym twardsze brzmienie. To ostatnie nie wymaga wyjaśnień, większa szczegółowość też nie, natomiast ta „korona brzmieniowa” to głównie bardziej złożone obrazowanie rozchodzenia sopranów, z przełożeniem na doskonalszą i silniej obecną akustykę.
Te rzeczy okazały się najbardziej widoczne, a ich tracenie wraz z powrotami do FLAME, możecie mi wierzyć, nie było przyjemne. Zarazem składało się to wszystko na czynnik wzrostu porządku – od razu było słychać, że scena po użyciu ETHER oferuje lepszą lokalizację źródeł wraz z poprawą podziałów na plany, że zyskuje też całościowa koincydencja brzmieniowych składników, pozwalając mocniej uwierzyć w prawdziwość muzyczną.
Wielu słów muszą użyć, żeby opisać stan pojawiający się w mgnieniu oka – ta prawdziwsza realizacja sceniczna ze szlachetniejszym pośród dźwiękiem była natychmiast oczywista; momentalnie pojawiała się też świadomość pogłębionego brzmienia, przyrostu dynamiki, lepszego rytmu i porywu. W błysku również świadomość mocniejszego wrzucenia „tam”, jak też – co kluczowe – większej poprawności tonalnej. Chwili wsłuchania wymagało natomiast uświadomienie sobie, że bas ma przy starszym FLAME mniejszą moc i słabszą przestrzenność, że dźwięk staje się mniej wilgotny, a otoczka brzmieniowa uboższa. W przypadku specjalnych utworów, z chórami kościelnymi i cerkiewnymi na czele, zjawiała się również świadomość, że nimb oraz nabożność zyskują dzięki ETHER wyższy wymiar duchowy.
Z porównań słuchawkowych wyniosłem też przekonanie, o bardzo dobrym sprawdzaniu się ETHER w roli czynnika normującego niepoprawność odtwórczą. Odnosiło się to szczególnie do ekstremalnie trudnych Ultrasone T7, u których gigantyczny bas potrafi wyrywać się spod kontroli i taranować resztę, a soprany szybować bez sensu – bardzo, bardzo wysoko, ale płasko przestrzennie. Dzięki ETHER te wady zostawały zniesione; można było zrozumieć swego czasu twierdzących: „to najlepsze słuchawki na świecie”.
Bez bicia gotów jestem przyznać, co zresztą na początku zrobiłem, że powyższa bateria różnic bardzo mnie zaskoczyła; uważałem używany przez siebie FLAME za interkonekt z najwyższej półki, tymczasem tyle braków z tych porównań wypełzło. No nic, idźmy dalej, przenosząc cykl badawczy do głównego systemu.
Tym razem FLAME się nie pojawił; przedwzmacniacz z odtwarzaczem i końcówką mocy spiąłem dwiema parami recenzowanych ETHER i wsłuchując się poszukiwałem różnic pomiędzy uzyskanym brzmieniem, a tymi znanymi sobie z innych zestawów połączeń – z Siltecha, Sulka, Hijiri, Crystal Cable, Shunyaty, Tary i paru innych. Rzecz traktując ogólnie można wyrazić opinię, że podobnie jak wszystkim innym z dzisiejszych kabli high-endowych, zestawowi Next Level Tech ETHER nie można było nic zarzucić. Żadnych mogących zakłócać odbiór odchyleń tonalnych, opóźnień, niedostatków dynamicznych, nie mówiąc o szczegółowości. Wszystko na same wysokie noty i całościowa naturalność, pozwalająca słuchaczowi wierzyć, że czas muzycznej prawdy nastał. Test zaliczony punkt po punkcie, ale gdyby tylko do tego rzecz miała się ograniczać, nie byłoby motywu, aby ten kabel wybrać, może poza niebagatelnym wątkiem stopnia opłacalności. Recenzowany z całą pewnością nie należał do grupy ekstremalnie drogich, bez wysiłku można wskazywać interkonekty wielokroć droższe. Z drugiej strony, wszelako, wielokrotnie tańszy od niego Sulek EDIA rękojmią muzyki wiarygodnej i pozbawionej wad, na dodatek nie tylko przekonującej, ale też ujmującej w swoiście lampowym stylu. By więc nakłaniać do ETHER trzeba wskazać własności swoiste, o ile takowe istnieją. Następnie sprawdzić, na ile są towarem przez nas poszukiwanym i czy to będzie się opłacać. Te własności pozwalają się wskazać i najpierw wskażę niecodziennie użyteczną, wiążącą się z pozostałymi.
Kabel okazał się obiektywny i szlachetny brzmieniowo, lecz jego obiektywizm nie działał głównie przez to, że wyszukiwał wady, tylko normował braki. Co w praktyce oznaczało, że będzie on uniwersalny; z góry można zakładać, że kiedy natykamy się na niedostatki synergii między urządzeniami, ETHER to załagodzi – w odróżnieniu od wielu innych, będzie pasował uniwersalnie. Co, w zaskakującym dla tego stanu połączeniu z obiektywizmem brzmieniowym, pozwala wyjątkowo dobrze szacować urządzenia. Gdy pod jego obecność inne okazują się lepsze, z wysokim prawdopodobieństwem będzie to lepszość faktyczna, a nie wyłącznie lepsze pasowanie.
Trzy więc w jednym zalety: naturalizm, poprawa i obiektywne sędziowanie. Brzmienie ponadprzeciętnie naturalne, zarazem wciągające, do tego łatwo sprawdzić, co od czego jest lepsze.
Na tej kanwie u ETHER niezwykle rzadkie połączenie, jako że prawie się nie zdarza, by wypośrodkowany naturalizm był taki interesujący. Chcąc zainteresować słuchacza szuka się zwykle przegięć – albo maksymalizuje szczegóły, albo pogłębia melodyjność. Tak dzieje się nie bez racji, ponieważ wypośrodkowanie często oznacza nudę. Spora dawka melodyjności wraz ze sporą szczegółów prawie zawsze oznacza małe do przeciętnego zainteresowanie słuchacza. Słuchający chce mieć ekstremum, to ekstrema go kręcą. Europejczycy i Afrykanie często pragną ekstremalnego basu, Japończycy chcą ekstremalnych sopranów, wielu jest poszukujących imponujących rozległością scen, inni szukają rytmu, jeszcze innych romantyzm nęci. Młodsi stawiają na drajw, starsi na uczuciowość; ci pierwsi patrząc przed siebie, drudzy głównie rozpamiętując. Pośród tego szukania stylu, wyważenie nie jest towarem należącym do szczególnie poszukiwanych. Chyba, że to wyważenie oparto o ekstrema, a tak się dzieje u ETHER. Może nie do ostatniego koniuszka, bo szczegółowość ma cień przewagi na kołysaniem melodycznym, a bas nie ma tendencji miażdżyć, ani soprany skroś przeszywać. Z kolei ciepło tak walczy z chłodem, że wypadają na remis. Ale te wszystkie najdalsze dojścia cechuje ekstremalność; każde na tyle jest dalekie, by nie zjawiło się odczucie, że dalsze dojścia się słyszało. Wyśrubowana szczegółowość spotyka gramofonową melodykę nawet pod nieobecność gramofonu, a bas ma potężne zejście, przestrzenność oraz kontur, którego niskość nie rozmydla. Sceneria może stać się ogromna, mimo to zawsze będzie wyraźna, a jednocześnie nie brak muzyki na wyciągnięcie ręki. Rytm się mocno wybija i nie ma żadnych opóźnień, zarazem długie wybrzmienia, przeszywające vibrata i zawodzące zaśpiewy bez psucia naturalizmu głosów. Potęga potęgą imponuje, delikatność jest odpowiednio misterna, kierunek marszu jest wyraźny, mimo to nie brak ozdobników. Wszystko sumuje się do zapału ogarniającego słuchacza, ale w tej sumie są dwa miejsca szczególnie osobliwe: punkt spotykania ciepła z chłodem oraz sopranów ze średnicą.
Gorący i przepojony słodyczą przekaz to ziszczenie ideałów lampowych. Bardziej on wprawdzie istnieje w opisach niż ma miejsce w rzeczywistości, niemniej ciepło znaczone słodyczą zjawia się czasem w dużych dawkach i można na tej bazie kreować style godne uwagi. Przeciwieństwem chłodna wyraźność z poczuciem tajemnicy wkraczania w obce światy. Pomiędzy… – Właśnie, co pomiędzy? Ledwie co napisałem, że trochę tego i owego – nie będzie nic dobrego, chyba że to i owo z zasobów ekstremalnych. I tutaj tak się działo, słuchałem z najwyższą uwagą. ETHER potrafił przywoływać wrażenie brzmienia gorącego, ale bez zalewania wszystkiego ciepłem. Temperatura całościowa pozostawała w normie, słodycz się lekko zaznaczała, a mimo tego całość ujmowała analogowym czarem, zdobionym ornamentyką szczegółów dającą ze swej strony najwyższą satysfakcję. Nie było stylistycznego gięcia, a jednocześnie śladu nudy; jak już, to bardziej zdumienie, że coś takiego jest możliwe. Nie twierdzę, że to zupełny ewenement, rzecz nie do powtórzenia z innymi interkonektami, ale sytuacja zaskakująca, do której zaistnienia przyczyniała się też osobliwość na styku sopranów ze średnicą. I znowuż zwykle tak się dzieje, że albo przekaz lampowo-analogowy, ciążący ku średnicy, domykający ją krągłościami; albo tranzystorowo-cyfrowy[3], z szumem sopranu zaszumiającym, czyniąc tę średnicę bardziej otwartą i wyższą tonalnie. To można woleć albo to, a wypośrodkowanie tego także będzie niczego sobie, ale żeby było naprawdę super, trzeba połączyć przeciwieństwa. Już dwa i pół tysiąca lat temu Anaksymander twierdził, że one świat budują…
Ale zostawmy ontologię, pozostańmy przy brzmieniu. Next Level Tech ETHER posiada umiejętność takiego operowania brzmieniem na styku sopranów ze średnicą, że wokal się domyka i buduje wrażenie jednoznacznej ciepłoty, a jednocześnie tuż powyżej zjawia się sopranowa łuna, stanowiąca swoiste przedłużenie bez wyczuwania granicy. Ta łuna jest wartością dodaną i pięknym ozdobnikiem; nazwałem ją „koroną brzmieniową”, bo trak mi się z marszu napisało, ale jakkolwiek to nazywać, jest to bardzo przyjemne. Im bardziej lampy z upływem czasu we wzmacniaczu się rozgrzewały, tym ta łuna stawała się węższa, ale zarazem intensywniejsza. Jej rolą i jej fascynacją było szczególnie udane łączenie brzmienia z otoczeniem. Wraz z pomieszaniem ciepła głosów z niższą temperaturą medium i analogowości płynięcia z ostrością otoczki szczegółów, rodził się następny czynnik nadzwyczajności – niszczycielskiej dla nudy, zabójczej dla rutyny.
[3] Roboczo tak to nazywam, co wcale nie oznacza, że lampy nie mogą tak, a tranzystory na odwrót.
Podsumowanie
Next Level Tech ETHER to kabel wielofunkcyjny; zarówno badawcze narzędzie, jak źródło przyjemności. „Wypośrodkowany brzmieniowo, a jednocześnie intrygujący” – oto jego dewiza. Zdanie brzmi dość niewinnie, niesie jednak potężny ładunek emocjonalny i gatunkowy. Wypośrodkowanie okazuje się takiej próby, że rozbudza emocje zwykle temu typowi brzmienia nie towarzyszące; tzeba to usłyszeć samemu, moje słowo tego nie odda. Tkwi w tym kablu taka esencja, że smaku się nie zapomina. A chociaż może się zdarzyć, że pierwsze chwile rozczarują, okazując się zbyt dosadne, to kiedy rzecz się unormuje (zwykle już po paru godzinach), słyszy się rzeczy niesłyszane, zwłaszcza to połączenie średnich z wysokimi okazuje się nadzwyczajne. Ale nie tylko ono, bo także suma informacji i sposób ich użycia.
Pisząc to cały czas czuję niezręczność sytuacji, bo przecież nie brak interkonektów świetnie się wywiązujących, niedrogich. Już za około tysiąc można posiąść udany (np. Luna Cables Gris), za trzy to już ho-ho (Oyaide AZ-910), za pięć jest Sulek EDIA, co wsysa jak analog. Dla przeciwwagi, hen-daleko, za barierami kilkudziesięciu tysięcy, majaczą Transparenty i Siltechy, jakieś Nordosty i Entreqi. Pomiędzy jest Hijiri, albo na przykład Tellurium – dobrych interkonektów wybór, deficyt poszukującym nie grozi. Dlaczego w takim razie ten, a nie któryś z tak wielu? Może dlatego, że swojego FLAME postanowiłem zastąpić ETHER, a chiński dystrybutor, który się tak niecierpliwił, liczy przebierając nogami na zyski, mimo że sam reprezentuje również kable Nordosta. Może jeszcze bardziej dlatego, że studia nagraniowe i inni recenzenci zgłosili zapotrzebowanie? Tak, w tym interkonekcie coś siedzi, jakaś specjalna nuta.
W punktach
Zalety
- Uniwersalny.
- Wyważony brzmieniowo.
- Fascynujący.
- Łączący wartości profesjonalne z przyjemnościowymi.
- Bogactwo informacji.
- Na jego tle wysoka muzykalność.
- Niezwykłe połączenie ciepła z neutralnością w akuratną temperaturę.
- Pełne rozwarcie pasma.
- Znakomite i niecodzienne w ramach tego pasma wiązania łączenie podzakresów.
- Dynamika.
- Nasycenie.
- Ciemne tła.
- Drajw.
- Jednocześnie romantyzm.
- Wielkie scenerie przy braku wrażenia muzyki oddalonej.
- Całościowo najwyższa kultura.
- Nigdy nie będzie nudził.
- Można usłyszeć to, czego się dotąd nie słyszało.
- Dość lekki i dosyć sztywny, dzięki czemu nie będzie stromo opadał za wtykiem, co chroni przed uszkodzeniami.
- Bardzo specjalna japońska miedź, przeznaczona do przenoszenia wysokich energii.
- Pięciowarstwowa izolacja.
- Najlepsze wtyki Oyaide.
- Kriogenizowany.
- Fabrycznie ograny.
- Producent o światowym zasięgu.
- Made in Poland.
- Ryka approved.
Wady i zastrzeżenia
- Nie zaporowo drogi, ale też i nietani.
- Wysoka muzykalność nie pojawi się sama, wymaga muzykalnego toru.
- Pozbawiony biżuteryjnych ozdóbek, które dla niektórych są ważne.
- Marka znana, ale wciąż na dorobku.
- Jeżeli lubisz swój interkonekt, tego lepiej nie słuchaj.
System:
- Źródła: Accuphase DP-450, Cairn Soft Fog V2
- Przetwornik: Phasemation HD-7A K2.
- Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III
- Końcówka mocy: Circle Labs M200 i Croft Polestar1
- Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP-04 z zasilaczem Sbooster BOTW, Phasemation EPA-007.
- Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Olympus z uziemieniem Olympus), Dan Clark Audio E3 & STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), HEDDphone® TWO (kabel Tonalium – Metrum Lab), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab).
- Kabel optyczny: WireWorld Supernova 7 Glass Toslink
- Kolumny: Audioform 304
- Kondycjoner: Accuphase PS-550
- Kabel USB: Fidata HFU2
- Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
- Interkonekty: Hijiri HCI-X10, Next Level Tech (NxLT) FLAME, Next Level Tech (NxLT) ETHER, Sulek RED, Sulek 6×9, Tara Labs Air 1, Tellurium Q Black Diamond.
- Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
- Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power
- Listwa: Sulek Edia
- Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS
- Kondycjoner masy: QAR-S15
- Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”
- Ustroje akustyczne: Audioform
Ja też już ETHER XLR z satysfakcją używam i zastąpiłem nim FLAME XLR. To nie jest łączówka do każdego systemu i dla każdego „ucha” moim zdaniem. Konsekwencją pokazywania prawdy w systemie przez ETHER były u mnie zmiany w okablowaniu systemu (np. zmiana filtrów, czy zmiana kabli zasilających).
Sugeruję aby każdy sprawdzający najnowszy produkt NxLt w swoim systemie był świadom konsekwencji, że jak coś usłyszymy to nie da się „odsłyszeć” i zmiana interkonektu może wymusić kolejne zmiany w systemie aby jak najwięcej prawdy (informacji) od źródła dotarło do głośników / słuchawek.
Jednak jak na wstępie, w wielu sytuacjach FLAME może bardziej się podobać i pasować odbiorcy, dla którego ważniejsza przyjemność słuchania oraz maskowanie niedoskonałości jego toru dźwiękowego niż ponadprzeciętny studyjny realizm.
O siebie mogę powiedzieć, że całościowa przyjemność słuchania przy ETHER była jednak wyraźnie większa.
Przyłączam się do zachwytów.
Miałem przyjemność słuchać tego kabla w wersji XLR. Niesamowita robota.
Sam używam Flame w moim systemie – a w zasadzie nawet kilku.
U mnie ostatecznie został Flame i moim zdaniem „winne” są głośniki (Triangle Signature Delta). Wybór między Etherem, a Flamem był w moim systemie wyborem między najprawdziwszą prawdą (Ether), a spokojem (Flame).
Uznałem, że Ether nie bierze jeńców, a Flame mnie głaska po głowie.
Wiem, że w razie wymiany głośników może tak być, że trzeba będzie zamienić Flame na Ethera 🙂
U mnie wpięcie Ethera w tor poskutkowało wypęciem Auralic Aries i wpięciem w jego miejsce 432 EVO AEON. Tak więc u mnie bezlitosnie ukazał niedomagania Auralica i chojnie nagrodził wpięcie 432 EVO. Wobec tego trudno mi się zgodzić ze stwierdzeniem „jego obiektywizm nie działał głównie przez to, że wyszukiwał wady, tylko normował braki. Co w praktyce oznaczało, że będzie on uniwersalny; z góry można zakładać, że kiedy natykamy się na niedostatki synergii między urządzeniami, ETHER to załagodzi” co stoi w sprzeczności z tezą w podsumowaniu, że „ETHER to kabel wielofunkcyjny; zarówno badawcze narzędzie, jak źródło przyjemności” W moim przekonaniu ETHER jest źródłem przyjemności jedynie gdy w systemie nie ma słabych elementów, w odmiennej sytuacji jedynie masochista mógłby ją czerpać. Panie Piotrze trzeba było w ramach doświadczeń wpiąć w swój tor coś ewidentnie niepasującego aby zobaczyć jak się zachowa ten przewód. Ether to fantastyczny interkonekt do fantastycznych zestawów HiEnd zestawionych świadomie z wiedzą i doświadczeniem w taki sposób aby połączone ze sobą stanowiły synergię.
Nie wiem jak to było u Pana, u mnie FLAME wyraźnie gorzej radził sobie z niedostatkami synergii, podczas gdy ETHER zawsze sobie radził, chociaż na przykład z gramofonem dopiero po ładnych kilku godzinach. Auralic Aries aż taki zły? To chyba musiał być niedopieszczony okablowaniem cyfrowym 🙂
Widze ze ostatnio Piotrze masz malo recenzji o sluchawkach! a tyle sie dzieje dobrego na swiecie,zobacz na przeceny sluchawek u potentata HIFIMAN od 50% do 70% te wszystkie najnowsze technologie swiata w nich zastosowane,sluchaki o ktorych kiedys pisales Wersja planarna HE-R10 — magnesy Stealth
SKU: HE-R10-P-Stealth ta nanowsza wersja z nowym palakiem jeszcze piekniejsza, odpowiedz na dawny model slynnych ultra drogich SONY spada z $5499 na $1599 czyli 69% i wszystkie inne ich modele z wielkimi przecenami i jeszcze dalej zarabiaja! mialem racje ze najlepsze sluchawki profesjonalne nie powinne byc drozsze niz 1000(funtow) to jest 5000zl. Recenzje HE-R10-P-Stealth wersja planarna ma super recenzje i sprzedawana jest w europie i na swiecie po 5000euro/funtow/dolarow ciekawe jak teraz je sprzedadza? Po tych przecenach, ktore trwaja juz wiele miesiecy, widac ile naprawde warte sa sluchawki.Tutaj mozna zobaczyc te przeceny,pisalem do nich tak potwierdzili ze takie sa obecnie ich ceny,na forach na calym swiecie pisza ze kupuja i sa zadowoleni narescie normalne ceny,swiat wraca do normalnosci po tym wariactwie cenowym
https://store.hifiman.com/clearance-sales
Niedługo coś powinno być.
Czekam na Immanis, nowe Susvary i nowe Fosteksy.