Recenzja: Next Level Tech (NxLT) ETHER głośnikowy

     Wraz ze zrecenzowanym interkonektem przyjechał kabel głośnikowy. Ale nie taki klasyczny, a o konstrukcji bi-wire. Pozwolę sobie zatem na uwagę odnośnie tych kabli, otóż audiofil z krwi i kości bardzo dba o szczegóły nie tylko te w nagraniach, także o wszelkie odniesione do zasobów jego systemu. A więc stoliki i podstawki, akustyczne ustroje, dywany na podłodze. Ogólnie aby pomieszczenie przysposobić, w tym wygodny fotel dla siebie i cośkolwiek dla prądu, który wszak o wszystkim stanowi.  

     Popatrzmy na to z dystansu. Trudno nie zauważyć, że duże audio przeżywa kryzys i ma się coraz gorzej; młodzi wolą słuchać mobilnie albo z urządzeń all-in-one, nie mając odpowiednich warunków lokalowych ani dosyć wolnego czasu. Poza tym wodzi ich na pokuszenie coraz więcej i więcej uciech, toteż mało nowego narybku, niewielu słuchających muzyki na dużym audio się skupia. Ale jak już, to idąc w ślady audiofili dojrzałych, z dbałością o detale. A jednym z tych istotnych jest kabel głośnikowy. Mniej zaś ważnym (przez chwilę udam, że nie wiem o co chodzi) jakiej on jest konstrukcji; ważne aby miał dobre pochodzenie i był wysoko oceniany, a oprócz tego niech on będzie możliwie najkrótszy i najprostszy.   

     Koniec, nie udawajmy – kończmy z tym, że nie wiemy. Kabli bi-wire się nie używa, gdyż są o wiele droższe. Ten sam w wersji bi-wire znacznie podnosi cenę, stając w obliczu czego nasz nękany wydatkami audiofil odwołuje się do metody zwanej potocznie psim swędem. Małe dzieci chcąc zniknąć zamykają po prostu oczy, a audiofile też udają, że kabli bi-wire nie ma. To znaczy – no, wiadomo, że takowe istnieją, ale może łaskawość świata pójdzie nam w tym wypadku na rękę i całe to podrażające bi-wire mnie akurat nie będzie potrzebne…

      Otwórzmy oczy i przyznajmy – świat nie jest tak łaskawy. Małe auta są mniej bezpieczne, cieńsze kable gorzej przewodzą, a teściowa może i będzie nas tolerować, ale gdy mamy gruby portfel. To samo z kablami bi-wire: można się od nich odżegnywać bez uszczerbku dla audiofilskiego samopoczucia, ale jedynie pod warunkiem kolumn nie-wielodrożnych. Natomiast gdy tam z tyłu dwie albo więcej par przyłączy, to króciutkimi zworkami da się wprawdzie bi-wire zastąpić, ale to będzie protetyka. 

      Że tak to jest, nie mam wątpliwości odkąd w krakowskim Nautilusie gospodarz sprosił gości na sesję poświęconą bi-wire. Dwa identyczne przewody w wersjach zwyczajnej i podwojonej były sprawdzane w drogim systemie i bardzo mocno dała się odczuć przy podwójnym różnica.

      Epistemologia powiada, że jeden przykład to nie dowód. Powiada nawet o wiele więcej: gdy nie znasz mechanizmu zjawiska, wtedy nawet tysiąc potwierdzeń nie stanowi najmniejszego (sic!) dowodu, że za tysiąc pierwszym przykładem nie stanie się inaczej.[1] Jednak odnośnie bi-wire mechanizm wydaje się trochę znany – prąd tutaj swobodniej płynie niż gdy kołacze się przez zwory, tak więc nie powinno być zaskoczeniem, że w sumie działa lepiej.

      Z opisami płynięcia prądu trzeba jednak ostrożnie, bo ani my, ani nawet nauka, nie mamy dokładnej wiedzy, jak płynie ani czym jest. Co gorsza, są przesłanki, i to bardzo istotne, sugerujące, że ta wiedza w przełożeniu na zdrowy rozsądek, a nawet dużo szerzej – na całe ludzkie pojmowanie – w ogóle nie jest możliwa.[2] Tym niemniej zworka to dzindziboł, a bi-wire porządny kabel. Na tym niestety musimy poprzestać, dalej już samo słuchanie. Ale zanim słuchanie, to wpierw przypomnienie o firmie producenckiej oraz spojrzenie na sam kabel.

 

[1] Nieoczywistą tę prawdę zawdzięczamy Davidowi Hume (1711-76), jednemu z najbłyskotliwszych filozofów.

[2] Szerzej o prądzie pisałem w artykule https://hifiphilosophy.com/kable-cyfrowe-jedyny-fragment-wszechswiata-przekraczajacy-entropie/

Kto i co

      O Next Level Tech (NxLT) z Wrocławia (piękne miasto warto odwiedzić) dopiero co pisałem, opisując ich interkonekt. Firma jest młoda i prężna, śmiało można powiedzieć, że zaczęła podbijać świat. Ma już w dorobku kilka serii przewodów i swoje przedstawicielstwa nie tylko w Europie, dotarła też do USA i Azji, gdzie w Chinach ma dystrybutora. Ale może jeszcze ważniejsze, że po jej kable zaczęły sięgać studia nagraniowe, stacje radiowe i bardzo znani recenzenci. To bodaj najlepsza rekomendacja i świadectwo jakości.
      Dane techniczne materiału przewodzącego i sposobu jego obróbki są w nowej serii flagowej ETHER takie same dla interkonektów i kabli głośnikowych, toteż tylko przypomnę:

  • Przewodniki z czerwonej miedzi O.F.C. o pochodzeniu japońskim, wytapianej od podstaw wg specjalnej receptury dla kabli przeznaczonych do przenoszenia ekstremalnie wysokich energii.
  • Żyły z linek, tak samo jak we FLAME, ale tutaj to dwie osobne linki przypadające na jedno łącze.
  • Między innymi dzięki temu timing i przesyłana energia na poprawionym poziomie.
  • Otulina ze spienionego polipropylenu, dzięki czemu mała jej styczność z przewodnikiem. (Ten sposób izolacji okazał się dźwiękowo najkorzystniejszy na tle innych dielektryków, takich jak przykładowo pneumatyczny teflon.)
  • Cięcie otuliny wykonywane laserowo, żeby przy jej naciąganiu jakkolwiek nie naruszyć delikatnych powierzchni splotów drucików przewodnika.
  • Przewody poddawane dwukrotnej kriogenizacji, proces trwa łącznie 10 dni.
  • Ekranowane dziewięciowarstwowe (min. przy użyciu innych gatunków miedzi) i przy końcach skręcane.
  • Ostatni, zewnętrzny ekran, jest tak samo jak pozostałe naciągany na rdzeń mechanicznie i z pozostałymi mocno scalany, lecz jego naciąg wykonywany jest z precyzyjniej dobraną siłą, wg opracowanej przez firmę technologii uzyskiwania optymalnego naprężenia izolacji na rzecz możliwie najdoskonalszego brzmienia. (Proces przypomina strojenie instrumentów strunowych, gdzie odpowiednia siła naciągu zapewnia pożądane rezultaty brzmieniowe.)
  • Zakończenia są z przewodami zgrzewane elektrycznie, następnie zgrzewy pokrywane ochronną warstwą cynku, na koniec całość kryta lutem o ponad 18% zawartości najwyższego gatunku srebra (o pochodzeniu ze Szwajcarii, przygotowywanego na indywidualne zlecenie).
  • Zastosowane łącza to widły Oyaide SPSL albo banany Oyaide SRBN.
  • Kable w 72-godzinnym procesie zostają fabrycznie wygrzane w profesjonalnej wygrzewarce autorstwa NxLT.
  • Każdy po teście jakościowym otrzymuje numer i certyfikat.

     W odróżnieniu od interkonektów, głośnikowe ETHER są grube i dość ciężkie, obciążające wzmacniacz dość dużą pojemnością i znaczną siłą wstecznego uciągu. I w ich przypadku żyły przewodzące zachowują na całej długości ciągłość, brak na szlaku sygnału jakichkolwiek wewnętrznych przejść pomiędzy metalami. A można by sądzić inaczej, bo przed rozgałęzieniami na struny do łączy głośnikowych na grubym przewodzie zbiorczym zjawiają się pogrubiające puszki z metalowymi obejmami. Te pełnią jednak rolę wyłącznie wzmacniająco-ochronną – nic z przewodami w nich się nie dzieje prócz tego, że za nimi się rozstają, każdy biegnie dalej do siebie. Przy czym odnośnie tego „do siebie” bardzo ważna uwaga: każdy ma podwójne oznakowanie – nie tylko kolorem (czerwonym lub niebieskim), ale też plusem lub minusem, co jednoznacznie wskazuje, do której zwory ma docierać, czego należy pilnować.

      Dziewięciowarstwowa izolacja to w odniesieniu do wyglądu czerń gęsto przetykana srebrem, a rozszczepione odcinki mają osłony matowo-czarne. Zakończenia można obstalowywać dowolne, aby tylko solidnie trzymały, bo kabel nie dosyć że masywny, to jeszcze mało giętki, musi być solidnie zamocowany i odpowiednio luźno ułożony. Czy będą to widełki, czy banany, w obu wypadkach to najwyższe jakościowo produkty japońskiego Oyaide, które drogą szeroko zakrojonej selekcji wyłoniono jako najlepsze. 

     A cena? Co z kluczową dla poszukujących ceną? Ta w odniesieniu do 2,5 metrowego bi-wire Next Level Tech ETHER to 19 915 PLN, plus 1601 złotych właśnie za bi-wire; tak tanio, gdyż w przypadku tej firmy wszystkie kable na dłużni przewodu mają tę samą ilość żył, które tylko w wersji bi-wire rozchodzą się finalnie na cztery, a nie scalają w dwie. Poza tym nie ma różnic. Tak więc biegunowa odmienność od sytuacji przeciętnej, i jak przy tym korzystna. Wszak inne firmy potrafią ceny dla bi-wire podwajać, co bardzo nieprzyjemne. Zarazem to oznacza, że głośnikowy ETHER jest wyjątkowej jakości – zawsze przewodzi jak bi-wire. W dodatku stosunkowo przystępny, skoro pomimo tyłu żył nie sroży się cenowo. Dla porównania 2,5-metrowy Nordost Odin w wersji normalnej kosztuje prawie 320 tysięcy, piętnaście razy drożej. W świetle takiego porównania przestaje dziwić, że dystrybutorzy mający w ofercie oba kable zacierają ręce i przytupują – porównania są już za nimi i liczą na pokaźną sprzedaż, domyślcie się którego.

    Głośnikowy ETHER ma za opakowanie sporych rozmiarów aluminiową walizkę, w której pomimo tego rozmiaru tylko z trudem się mieści. Prócz jego zwojów certyfikat, walizka czarną pianką wyścielona, srebrzysto centkowane pytony efektownie w środku się prężą. Tym bardziej w rozwinięciu wyglądać będą imponująco, kanały transmisji sygnałowej to w tym wypadku autostrada.

Odsłuch

     Pozostawało sprawdzić możliwości bi-wire w odniesieniu do własnych kolumn, które akurat tego chcą, mając dwa komplety przyłączy i czterodrożność w papierach.

      Składników toru nie będę wyliczał, były te same co zazwyczaj. Przypomnę tylko o dużych triodach w przedwzmacniaczu i tranzystorach w końcówce mocy. Użyłem dwóch kompletów kabli – Sulka i Next Level Tech, co dało łącznie cztery odsłuchy – dwa homogeniczne i dwa mieszane. Interesują nas przede wszystkim te z Next Level Tech ETHER głośnikowym, które wypadły bardzo podobnie, można je więc traktować jak jeden. Najpewniej skutkiem tego, że lampy 45’ przedwzmacniacza zwykły narzucać swą stylistykę, która może być łatwo przezwyciężana, ale przez kable złej jakości. Zło może nie zawsze zwycięża, ale na ogół świetnie się miewa, tutaj jednak nie doszło do głosu, wszystkie przewody były high-endowe.

      Mogę przeto zacząć od tego, że Next Level Tech ETHER głośnikowy to kabel wszechstronny i perfekcyjny. Oferował wzorcową melodykę, pełne zanurzenie i estetyczno-uczuciowe przeżywanie, bogactwo barw i aksamitną czerń za muzyką. To były pierwsze spostrzeżenia, a biologizm, naturalność, żywość, rozdzielczość i jednocześnie całościowa koherencja drugimi. I dalej – popisowa ekstensja, imponujący ambience i imponująca sceneria, czyli w sumie całokształt.

      Wchodząc w to głębiej: Pierwszy plan dwa metry za kolumnami i dźwięk idący na słuchacza, a więc nie w miejscu narodzin pozostający, wraz z czym pełny wymiar uczestnictwa. Płaszczyzna horyzontu dokładnie na wysokości oczu, a w samym dźwięku energia, sygnalizująca, że kabel jest typu bi-wire. Bo właśnie wzrost energii tym, czego zyskuje się najwięcej; podwojenie kablowej sieci przesyłowej nie oznacza wprawdzie aż podwojenia energii, ale ta staje się zauważalnie większa, podobnie jak same dźwięki. 

     To wzmocnienie miało ważne pochodne w postaci ożywienia przestrzeni, a przede wszystkim mocniej widocznego rozwarstwienia na plany. Co za tym idzie popisowej holografii, ale nie takiej sztucznie rozdymanej, tylko zachowującej realność.

     Zwrot „ożywienie przestrzeni” nie oddaje jednak natury rzeczy – ta przestrzeń była elektryczna. Przesycona energią i skutkiem tego reaktywna, z sopranami zdolnymi rozrywać bębenki i maksymalnym ogólnym wzmożeniem. Możecie mi wierzyć albo nie, ale od bytności kolumn Raidho G2 nie zawisało u mnie w medium tyle energetycznej wibracji i na AVS też takiej prawie się nie spotyka. Aż przeleciało mi przez głowę: „Jakaż ilość tych drgań i jak nadzwyczajnie dużo słychać!” A pośród tego bogactwo nastrojów z pełną paletą uczuć.

      Wracając jeszcze do obrazu sceny. Zarysowała się nadzwyczajna, bo nigdy chyba wcześniej aż tak szeroka stereofonia; w specjalnym stereofoniczny teście cała głęboko za kolumnami i znakomicie związana, czyli bez luki międzykanałowej. Co zaostrzyło apetyt na płyty binauralne, a te, zgodnie z oczekiwaniem (ale i tak ponad spodziewanie) ukazały zjawiskowo rozległe połacie i wnętrza aż hiper ogromne. A przy tym nasycone nadwrażliwością dotykową, tak jakby to nie czterodrożne dynamiczne kolumny grały, a jakieś elektrostatyczne. Hiper realne przy tym oklaski, w sensie całkowitego przenoszenia w inne miejsce, translokacji stuprocentowej. 

     Co jeszcze? Jeszcze to, że całe brzmienie miało charakter, zwięźle ujmując „bez przymilania” – sama esencja i realizm, bez ocieplania czy łaszenia. Jednako było tak z interkonektami Sulka i NxLT, różnice odnośnie lepszej melodyjności pierwszych i większego nacisku na szczegółowość drugich rysowały się tak minimalne, że ślepych testów bym chyba nie przeszedł. Przy jednych i przy drugich, sygnalizowany już wraz z transmisją bi-wire, wzrost energii zupełnie nie przeszkadzał takim przymiotom jak delikatność, rzewność, zaduma czy kobiecość. Palety barw i nastrojów oraz spektrum dozowania energii nie miały luk ani ograniczeń. Wszystko dozowane było tak jak powinno, a przy tym energią wysycane. Energią w bezpośrednim działaniu, albo czającą się do skoku, a nieraz już pisałem, że takie przyczajenie jest równie cenne jak sam cios. Ta właśnie zmagazynowana dynamika dźwięku to druga obok wzrostu płynności przewaga analogu nad cyfrą, a tutaj było cyfrowo, ale właśnie energetycznie. Dalece nadprzeciętnie sprawczo i skrajnie esencjalnie – bezproblemowo pojawiało się na przykład wrażenie wżerania się słuchającego w struny głosowe śpiewających. Stuprocentowa też indywidualizacja i wyjątkowo efektowny ambience, nadzwyczajna czystość artykulacji i całkowity brak zniekształceń nawet w skrajnie trudnych przypadkach.

     Samo w rezultacie chwalenie, ale co począć, kiedy naprawdę. Przewaga zwyczajnego głośnikowego Sulka (skądinąd rewelacyjnego, no ale nie bi-wire) ukazała się odnośnie jednego zaledwie aspektu – lepiej potrafił oddać delikatność na bazie subtelniejszych, bardziej smukłych sopranów. Ogólnie biorąc, wspomagany zworami Oyaide, okazał się lepszym narzędziem do obrazowania sopranowej niuansowości, z kolei NxLT lepszym do obrazowania potęgi.

    Podsumowanie

     Pytania dwa się narzucają: – czy warto iść w bi-wire i czy warto w Next Level Tech głośnikowy? Na oba pada odpowiedź twierdząca, ale z zastrzeżeniami. W przypadku pierwszego ta uwaga, że przeskok w podwojenie to w odniesieniu do kabli najwyższej jakości przede wszystkim awans energetyczny, a nie uważana za główną zaletę eliminacja zniekształceń. Awans zauważalny, ale da się bez tego żyć, przy czym z całą pewnością był on o wiele większy w przypadku testu w Nautilusie, gdzie dotyczył dwóch identycznych poza parametrem bi-wire przewodów i gdzie przewaga podwojonego okazała się czymś zasadniczym. W opisywanym teraz przypadku trzeba przyznać, że pojedynczy przewód Sulka okazał się zbyt wybitny, aby dało się na nim, kolokwialnie ujmując, jakościowo pojeździć. Tym niemniej nawet on musiał uznać większą szerokość i efektowniejszy ambience sceny NxLT bi-wire, podobnie jak większe same dźwięki i przyrost dynamiczny. Z tego grona jedynie szerokość sceny była czymś mocno odczuwalnym, reszta pozwalała się zauważyć. Tak samo jak pozwalała przewaga Sulka w subtelności oddania sopranowego zakresu, gdzie oferował lepsze zniuansowanie, mimo iż same dźwięki czynił mniej obszernymi.

    Wszystko to są jednak subtelności, a główna nauka płynie, że Next Level Tech głośnikowy bi-wire to kabel z najwyższej półki, zdolny poziomem wywieranego wrażenia przekonać do siebie całkowicie. Kiedy porzucić porównania, te bliższe i te dalsze, gdy dać się ponieść sile sprawczej poprzez magię muzyki, odczuwa się nawet nie pełnię satysfakcji, a więcej, jeszcze więcej. Satysfakcja to zbyt skromne słowo, gdy spełnia się teatr marzeń. A tak właśnie się działo przez tych kilka wieczorów, gdy tego kabla używałem.

W punktach

Zalety

  • Awans energetyczny względem przewodów non bi-wire.
  • A zatem przyrost dynamiki.
  • Większe dźwięki.
  • Szersza i głębsza scena.
  • Lepiej podzielona na plany.
  • I lepiej obrazującej wnętrza.
  • Jak również przyrost obecności i intensywności życia tzw. muzycznego planktonu.
  • Generalnie dla serii ETHER szczegółowość i żywość to jeden wielki popis.
  • Podobnie jak brak zniekształceń.
  • Oraz sprawczość uobecniania.
  • Wraz z tym magia realizmu.
  • Kabel całkowicie wszechstronny, nie można dopatrzyć się niedociągnięć, a co dopiero wad.
  • Od pierwszych sekund przekonuje.
  • Również walorami melodycznymi, które też na najwyższym poziomie.
  • Najbardziej imponuje energią. (A trzeba tu zaznaczyć, że niedostatki energetyczne u kabli głośnikowych to ich nagminna wada, w mojej opinii dyskwalifikująca na równi z niedostatkami melodyki.)
  • Przewodnik z bardzo specjalnej miedzi.
  • Dziewięć warstw izolacji.
  • Bardzo specjalny proces tej izolacji naciągania.
  • Najwyższa dbałość o konfekcję.
  • Obróbka kriogeniczna.
  • Wygrzewany u producenta.
  • Eleganckie opakowanie.
  • Robiąca furorę marka.
  • Made in Poland.
  • Ryka approved.

Wady i zastrzeżenia

  • Dosyć ciężki.
  • Mało giętki.
  • W obliczu czego należy zadbać o właściwy dobór długości i dobre ułożenie.
  • Jakość niestety kosztuje.

 

System

  • Źródła: Accuphase DP-450, Cairn Soft Fog V2
  • Przetwornik: Phasemation HD-7A K2.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1
  • Kolumny: Audioform 304
  • Kondycjoner: Accuphase PS-550
  • Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
  • Interkonekty: Next Level Tech (NxLT) ETHER, Sulek RED
  • Kable głośnikowe:  Next Level Tech (NxLT) ETHER bi-wire, Sulek 6×9
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power
  • Listwa: Sulek Edia
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS
  • Kondycjoner masy: QAR-S15
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”
  • Ustroje akustyczne: Audioform

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy