Recenzja: Next Level Tech (NxLT) ETHER głośnikowy

Odsłuch

     Pozostawało sprawdzić możliwości bi-wire w odniesieniu do własnych kolumn, które akurat tego chcą, mając dwa komplety przyłączy i czterodrożność w papierach.

      Składników toru nie będę wyliczał, były te same co zazwyczaj. Przypomnę tylko o dużych triodach w przedwzmacniaczu i tranzystorach w końcówce mocy. Użyłem dwóch kompletów kabli – Sulka i Next Level Tech, co dało łącznie cztery odsłuchy – dwa homogeniczne i dwa mieszane. Interesują nas przede wszystkim te z Next Level Tech ETHER głośnikowym, które wypadły bardzo podobnie, można je więc traktować jak jeden. Najpewniej skutkiem tego, że lampy 45’ przedwzmacniacza zwykły narzucać swą stylistykę, która może być łatwo przezwyciężana, ale przez kable złej jakości. Zło może nie zawsze zwycięża, ale na ogół świetnie się miewa, tutaj jednak nie doszło do głosu, wszystkie przewody były high-endowe.

      Mogę przeto zacząć od tego, że Next Level Tech ETHER głośnikowy to kabel wszechstronny i perfekcyjny. Oferował wzorcową melodykę, pełne zanurzenie i estetyczno-uczuciowe przeżywanie, bogactwo barw i aksamitną czerń za muzyką. To były pierwsze spostrzeżenia, a biologizm, naturalność, żywość, rozdzielczość i jednocześnie całościowa koherencja drugimi. I dalej – popisowa ekstensja, imponujący ambience i imponująca sceneria, czyli w sumie całokształt.

      Wchodząc w to głębiej: Pierwszy plan dwa metry za kolumnami i dźwięk idący na słuchacza, a więc nie w miejscu narodzin pozostający, wraz z czym pełny wymiar uczestnictwa. Płaszczyzna horyzontu dokładnie na wysokości oczu, a w samym dźwięku energia, sygnalizująca, że kabel jest typu bi-wire. Bo właśnie wzrost energii tym, czego zyskuje się najwięcej; podwojenie kablowej sieci przesyłowej nie oznacza wprawdzie aż podwojenia energii, ale ta staje się zauważalnie większa, podobnie jak same dźwięki. 

     To wzmocnienie miało ważne pochodne w postaci ożywienia przestrzeni, a przede wszystkim mocniej widocznego rozwarstwienia na plany. Co za tym idzie popisowej holografii, ale nie takiej sztucznie rozdymanej, tylko zachowującej realność.

     Zwrot „ożywienie przestrzeni” nie oddaje jednak natury rzeczy – ta przestrzeń była elektryczna. Przesycona energią i skutkiem tego reaktywna, z sopranami zdolnymi rozrywać bębenki i maksymalnym ogólnym wzmożeniem. Możecie mi wierzyć albo nie, ale od bytności kolumn Raidho G2 nie zawisało u mnie w medium tyle energetycznej wibracji i na AVS też takiej prawie się nie spotyka. Aż przeleciało mi przez głowę: „Jakaż ilość tych drgań i jak nadzwyczajnie dużo słychać!” A pośród tego bogactwo nastrojów z pełną paletą uczuć.

      Wracając jeszcze do obrazu sceny. Zarysowała się nadzwyczajna, bo nigdy chyba wcześniej aż tak szeroka stereofonia; w specjalnym stereofoniczny teście cała głęboko za kolumnami i znakomicie związana, czyli bez luki międzykanałowej. Co zaostrzyło apetyt na płyty binauralne, a te, zgodnie z oczekiwaniem (ale i tak ponad spodziewanie) ukazały zjawiskowo rozległe połacie i wnętrza aż hiper ogromne. A przy tym nasycone nadwrażliwością dotykową, tak jakby to nie czterodrożne dynamiczne kolumny grały, a jakieś elektrostatyczne. Hiper realne przy tym oklaski, w sensie całkowitego przenoszenia w inne miejsce, translokacji stuprocentowej. 

     Co jeszcze? Jeszcze to, że całe brzmienie miało charakter, zwięźle ujmując „bez przymilania” – sama esencja i realizm, bez ocieplania czy łaszenia. Jednako było tak z interkonektami Sulka i NxLT, różnice odnośnie lepszej melodyjności pierwszych i większego nacisku na szczegółowość drugich rysowały się tak minimalne, że ślepych testów bym chyba nie przeszedł. Przy jednych i przy drugich, sygnalizowany już wraz z transmisją bi-wire, wzrost energii zupełnie nie przeszkadzał takim przymiotom jak delikatność, rzewność, zaduma czy kobiecość. Palety barw i nastrojów oraz spektrum dozowania energii nie miały luk ani ograniczeń. Wszystko dozowane było tak jak powinno, a przy tym energią wysycane. Energią w bezpośrednim działaniu, albo czającą się do skoku, a nieraz już pisałem, że takie przyczajenie jest równie cenne jak sam cios. Ta właśnie zmagazynowana dynamika dźwięku to druga obok wzrostu płynności przewaga analogu nad cyfrą, a tutaj było cyfrowo, ale właśnie energetycznie. Dalece nadprzeciętnie sprawczo i skrajnie esencjalnie – bezproblemowo pojawiało się na przykład wrażenie wżerania się słuchającego w struny głosowe śpiewających. Stuprocentowa też indywidualizacja i wyjątkowo efektowny ambience, nadzwyczajna czystość artykulacji i całkowity brak zniekształceń nawet w skrajnie trudnych przypadkach.

     Samo w rezultacie chwalenie, ale co począć, kiedy naprawdę. Przewaga zwyczajnego głośnikowego Sulka (skądinąd rewelacyjnego, no ale nie bi-wire) ukazała się odnośnie jednego zaledwie aspektu – lepiej potrafił oddać delikatność na bazie subtelniejszych, bardziej smukłych sopranów. Ogólnie biorąc, wspomagany zworami Oyaide, okazał się lepszym narzędziem do obrazowania sopranowej niuansowości, z kolei NxLT lepszym do obrazowania potęgi.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy