Recenzja: LUMIN A1

Lumin_A1_004 HiFi Philosophy   Znowu pliki. Po najlepszym na świecie plikowym odtwarzaczu przenośnym od Astell & Kern, wjeżdża na peron testowego dworca stacjonarny kandydat do tego miana, a ściśle biorąc produkt to szczytne miano jeszcze do niedawna dzierżący, który odebrał je znacznie droższemu i wcale nie lepszemu wyrobowi szkockiego Linna, a obecnie tracący ten tytuł, ale jedynie na rzecz wyższego modelu własnej firmy, młodszego lecz hojniej przez Matkę Technologię wyposażonego brata – Lumina S1. Pozostając w nieustającej nadziei na przetestowanie kiedyś i tego plikowego panicza, zasobnego wzorem topowych odtwarzaczy Accuphase w aż szesnaście DAC-ków na kanał, zogniskujemy na razie uwagę na starszym, nieco skromniejszym, ale za to przeszło dwakroć tańszym modelu A1.

Nazwa Lumin nie jest chyba przypadkowa, a w każdym razie pierwsza i ostatnia litera są takie same jak w nazwie Linn, a to sławny Linn właśnie, pamiętny swoimi gramofonami Sondek i mającym taką samą nazwę najwyższej klasy odtwarzaczem CD, od lat 70-tych, a więc już niemal pół wieku, szczyci się produkcją najwyższej klasy źródeł dźwięku. Trzeba bowiem wiedzieć – i każdy szanujący się audiofil wiedzieć to powinien – że oba Sondeki, zarówno ten dla płyt czarnych jak i ten dla srebrnych, były swego czasu uważane za najlepsze na świecie, tak więc marka Linn to żywe wcielenie legendy. Tej tradycji ludzie od Linna postanowili być wierni i jako pierwsi wypuścili na przełomie lat 2010/11 odtwarzacz plikowy Linn Klimax, mający te tradycje bycia najlepszym na świecie podtrzymywać. Pozostawili przy tym w ofercie gramofony, ale zlikwidowali odtwarzacze CD, wychodząc z założenia, że w domenie cyfrowej od tego momentu nastaje era odtwarzaczy plikowych, jako po prostu lepszych.

LINN KLIMAX DS-1

Linn Klimax

Ten Klimax miał dwie wady i dwie zalety. Wady takie, że nie nazywał się Sondek, co było podejrzane, a także cenę, która opiewała na kilkanaście tysięcy funtów. Zalety wszakże też były spore – pięknie grał i pięknie wyglądał, w związku z czym szybko zyskał renomę a wraz z nią klientelę. I tu docieramy do naszego podobnie nazywającego się Lumina, który postanowił wstrzelić się w szeroki przedział pomiędzy pięknym brzmieniem a drogim kosztowaniem. Strzał wykonała międzynarodowa spółka Pixel Magic Systems Ltd. z siedzibami w Kalifornii i Hong Kongu, znana wcześniej przede wszystkim ze znakomitych wizyjnych procesorów skalujących Crystalio, a że firma to bardzo duża, w technologię najwyższego poziomu zasobna i się na niej świetnie rozumiejąca, to strzał okazał się celny. Celny tym bardziej, że trafił w cenę dwudziestu sześciu tysięcy złotych bez tradycyjnej złotówki albo stówki na osłodę (to już wedle humoru dystrybutora), co jest zaledwie jedną trzecią tej za Klimaxa. Ale nie tylko w tym tkwiło sedno. Tyczyło ono też tego, że to Lumin a nie Klimax potrafi bezpośrednio i bezstratnie odczytywać pliki DSD, a ponadto, choć to już wiem tylko z audiofilskich gawęd, jest znacznie skuteczniejszy w użyciu, to znaczy rzadziej się wiesza, przycina, albo nie umie czegoś rozpoznać, co jest chlebem powszednim wszelkich urządzeń komputerowych i czego znawcom tematu nie muszę tłumaczyć. Lumin, mówiąc gwarowo, lepiej chodzi. Ze wszystkim niemal jest kompatybilny i ze wszystkim prawie sobie radzi, podczas gdy Klimax nastawiony został głównie na czerpanie z zasobów biblioteki nagrań wydawnictwa Linn Records, a także można mu przysposobić (i to bardzo jest ważne) specjalny czytnik płyt CD, które we współpracy z Klimaxem skonwertowane zostaną bezstratnie do plikowej postaci, pozwalając zamienić zalegające półki pudełka z płytami w niewidoczne pliki na dyskach. A skoro o dyskach i pamięciach masowych mowa, nadmieńmy, że one są bardzo tu ważne, bo choć Lumin ma cztery gigabajty wewnętrznej pamięci FLASH, to jasnym jest, że ta pojemność nie jest wystarczająca by przechować muzyczną bibliotekę, a nawet do tego drogi jest wielki kawał. Tak więc powinno się go doposażyć w zewnętrzną pamięć dyskową NAS, najlepiej chyba na dyskach SSD, bo są one bezgłośne. Dobry będzie jednak już zwykły pendrive, bo takie pendrivy posiadają teraz pamięci do 256 GB włącznie, tak więc na jednym zmieści się muzyki, że ho, ho. Takiego właśnie tłustego pendrivea używałem obok pamięci komputerowej podczas testów i spisywał się bez zarzutu. Tak nawiasem, używanie portów USB dla celów użytkowych a nie wyłącznie diagnostycznych jest w Luminie dostępne od bardzo niedawna, bo od kwietnia tego roku, czyli od momentu zaistnienia wersji oprogramowania 5.02. (Nowe oprogramowanie pojawia się zwykle co kwartał.) Wcześniej pozostawał jako wejście jedynie port ethernetowy, co było oczywiście dużo mniej wygodne, chociaż wiele routerów posiada gniazda USB, tak więc można było korzystać z ich pośrednictwa.

Budowa

Lumin_A1_016 HiFi Philosophy

Lumin A1

   Lumin do Linna nawiązuje nie tylko nazwą. Nawiązuje także konstrukcją i wyglądem, przy czym to pierwsze jest oczywiste i niezbywalne, a drugie nie. Jasna rzecz, że jak się ma zamiar czytać pliki, to trzeba mieć odpowiednie procesory i pamięć podręczną oraz odpowiednie wejścia i wyjścia, ale nie trzeba mieć obudowy wykonanej z jednego płata aluminium. Ale że miał taką Klimax, to i taką posiada depczący mu po piętach Lumin. Jednak nie bądźmy oszczędni w słowach – Lumin nie tylko chciał deptać po piętach, on chciał być lepszy. Zostawmy może jednak te ciągłe odniesienia, jako że nie ma możliwości zwieńczenia ich finalnym porównaniem obu odtwarzaczy. Niech więc Klimax rusza swoją drogą i może kiedyś przywiedzie go ona także na testy do HiFi Philosophy, a my podążajmy za Luminem, skoro na testy dotarł. Ostatnie porównanie między odtwarzaczami, tak na odchodnym, uczyńmy względem ich sekcji zasilania. Klimax chlubi się odziedziczoną w spadku po CD Sondek, która kiedyś zelektryzowała recenzentów, ponieważ osnuta została wokół bardzo zaawansowanego technicznie zasilacza impulsowego, czego świat w urządzeniach audio wcześniej nie oglądał. Wmontowana były ona tak zwyczajnie, w obudowę, i podobnie wbudowana jest też w Klimaksie, natomiast Lumin posiada wzorem najwyższych odtwarzaczy dzielonych zasilanie zewnętrzne, w postaci opakowanego w podłużny aluminiowy blok zespołu dwóch transformatorów toroidalnych, które łączą się z Luminem właściwym za pomocą 8-pinowego przewodu. Na tej oddzielnej obudowie zamontowano także włącznik główny i ma on coraz popularniejszą ostatnio postać przycisku otoczonego podświetlanym kółeczkiem, w tym wypadku świecącym bardzo stonowanym światłem, co mi się od razu spodobało, ponieważ nie znoszę świecenia po oczach.

Lumin_A1_022 HiFi Philosophy

Czekaliśmy na niego naprawdę długo. Ale cierpliwość popłaciła.

Ta sekcja zasilania z ulokowanym pośrodku przyciskiem ma fronton płaski, i to mi się z kolei spodobało mniej, ponieważ nie do końca pasuje do obudowy samego odtwarzacza, której fronton jest bardzo wydatnie łukowato wypchnięty ku przodowi i na dodatek odchylony jeszcze do tyłu, co w sumie bardzo wygląda szykownie, a na mniejszą skalę powtórzone także w sekcji zasilania dawałoby całość jeszcze efektowniejszą. Ale i tak wygląda to super, bo nie dość że ten fronton jest taki ładnie wymodelowany, to jeszcze sama obróbka aluminium okazuje się mistrzowska, a to jest rzeczą bardzo niebłahą, albowiem marnie obrobione aluminium w obudowach sprzętu audio napotyka się często. Tu natomiast mamy do czynienia z sytuacją odwrotną, w postaci obróbki wyjątkowo eleganckiej, już z daleka pięknie wyglądającej. A wygląda to tym efektowniej, że żaden przycisk nie mąci owego łukowatego modelunku, pośrodku którego widnieje jedynie niewielki, niebiesko podświetlający się ekran informacyjny. Możemy przeczytać na nim tytuł, wykonawcę, numer ścieżki, całkowitą ilość ścieżek w danym folderze, rodzaj odczytywanego pliku oraz przebieg czasowy; a do obsługi całości niezbędny okazuje się smartfon bądź tablet, z których poziomu zlecać będziemy odtwarzanie konkretnej płyty czy utworu. Od strony czysto technicznej urządzenie pracuje w oparciu o procesory MIPS i FPGA wspierane przez cztery gigabajty pamięci FLASH i dwa RAM, a wszystko to pod kontrolą specjalnie dostosowanej do potrzeb Lumina wersji OS Linux. O jakości odczytu decydują jednak przede wszystkim kości DAC; tutaj w postaci po jednym na kanał module Wolfson 8741, a więc o pokolenie nowocześniejsze niż te z AK120 i potrafiące tak samo jak kości Cirrus Logic 4398 od AK240 sczytywać bezpośrednio pliki DSD, czyli te o najwyższej gęstości bitowej. W efekcie Lumin czyta właściwie wszystko poza plikami MQS i wszystko czyta bez żadnych strat ani konwersji, a to pozwala na prawdziwe rajdy przez świat plikowy. Względem odtwarzaczy płytowych ma tę jeszcze zaletę, że nie posiada żadnych elementów ruchomych i nic wobec tego się tu nie kręci ani nie wibruje, nie stwarzając zakłóceń mechanicznych czy elektromagnetycznych. I nawet to zasilanie leży w osobnym bloku. To właśnie jeden z powodów, dla których protoplasta od Linna został powołany do życia, bo daje to nową jakość – wyzwolenie od zakłóceń. Dodatkowym atutem Lumina są najwyższej klasy transformatory wyjściowe  LUNDAHL LL7401, zamknięte w szczelnych obudowach, by zgodnie z wizerunkiem całości i one nie siały zakłóceniami.

Lumin_A1_021 HiFi Philosophy

Już prezencja Lumina robi ogromne wrażenie. I to pomimo swojej prostoty.

To wszystko, całą tę ciszę radiową i wibracyjną, powinno dać się usłyszeć w postaci lepszego brzmienia, ale by się tak stało, trzeba jeszcze do Lumina wejść i z niego wyjść. Wejścia to port Ethernet oraz dwa USB, a wyjścia to cyfrowe HDMI oraz S/PDIF (BNC), a także analogowe RCA i XLR. Trzeba tutaj zaznaczyć, że port Ethernet musi być cały czas aktywny i spięty z routerem, za pośrednictwem którego dokonuje się obsługa z tabletu i wczytywane mogą być pliki, o ile nie dzieje się to za pośrednictwem portów USB. A jak już było mówione, odczyt plików przez USB to bardzo świeża w przypadku Lumina sprawa, gdyż wcześniej porty te służyły wyłącznie do obsługi diagnostycznej, co było oczywiście o wiele mniej wygodne. Ale nie tylko o wygodę tu chodzi. Ważny jest także brak zakłóceń na łączu transmisyjnym, i tu Lumin ma niewątpliwie powody do zadowolenia, bowiem zarówno przesył po kablu Ethernet, jak i odczyt dysku zewnętrznego z gniazda USB są wyjątkowo mało podatne na zakłócenia zewnętrzne. Jeszcze lepszy byłby proponowany przez firmę iFi przesył równoległy do dwóch gniazd USB, z oddzieleniem zasilania od samego transferu, ale nie wiem czy jest to tutaj możliwe. Jednak i bez tego jest teraz w czym wybierać i z czego czerpać gdy chodzi o wjazd i wyjazd. Odtwarzacz oferuje obsługę plików DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD), FLAC, Apple Lossless (ALAC), WAV, AIFF, MP3 oraz AAC. Na wyjściu BNC może podawać sygnał PCM od 44.1 kHz do192 kHz w gęstości 16 lub 24 bit, a na HDMI dodatkowo także DSD 2.8MHz/1bit. Najważniejsze dla jakości jest jednak to, że na wejściu USB i Ethernet przyjmuje sygnał DSD i może go wyzyskać na wyjściach analogowych za pośrednictwem swoich najwyższej klasy DAC-ków. Dla porządku dodajmy, że sekcja zasilania waży dwa kilogramy, a sekcja właściwa osiem, przy czym zużycie energii w trakcie działania jest bardzo niskie i wynosi zaledwie 20 W; prawie tyle samo co w stanie spoczynku, gdyż nie ma tu żadnego silnika ani wentylatora.

Odsłuch

Lumin_A1_007 HiFi Philosophy

Co w połączeniu z najwyższą jakością wykonania sprawia, że użytkownik od samego początku ma poczucie obcowania z prawdziwym hi-endem.

   Śliczny ten Lumin i bardzo nowatorski, ale nic nam po tym, gdyby nie miało się to przekładać odpowiednio na muzykę. Pora zatem sprawdzić w użyciu wszystkie te złącza i wynalazki.

 

Przy komputerze

Zacznijmy od okolic komputera i od słuchawek, bo takie towarzystwo z plikami się dotąd głównie kojarzyło. Postawiłem Lumina przy monitorze, a na nim wzmacniacz słuchawkowy Phasemation. Dla zadania szyku spiąłem je interkonektem bardzo wysokiej klasy, jakim jest super drogi Siltech Double Crown, ale by nie popadać w przesadę zasilanie stanowiły zwykłe kable komputerowe wpinane do zwykłej listwy i tylko sama sieć była poprowadzona od rozdzielnika osobną żyłą po kablu 4 x 4, czyli z napędem na cztery koła. A skoro interkonekt był taki top hi-fi reference, to niech i słuchawki będą takie, bo przecież i sam Lumin do tego pretenduje, jako potencjalny następca najznamienitszych nawet odtwarzaczy płyt kompaktowych. Łańcuch dedukcyjny jest bowiem w tym rozumowaniu wyjątkowo krótki i prosty: Linn Klimax zastąpił Linna Sondeka, a Lumin to bezpośredni konkurent i antagonista Klimaxa.

 

Z AKG K812 (kabel FAW Noir)

Lumin_A1_001 HiFi Philosophy

Choć dla niektórych zaskoczeniem może być konieczność zastosowania urządzenia opartego na systemie Android lub iOS jako kontrolera.

No to jak w końcu grają te pliki przeciwpłytowe? Ano grają niczego sobie, łącząc w przypadku Lumina świetne umiejętności techniczne z muzycznymi. W sensie takim najbardziej ogólnym można by na tym stwierdzeniu poprzestać, pogratulować twórcom i odejść do innych zajęć, o ile akurat słuchanie muzyki nie byłoby naszą bieżącą potrzebą. W przypadku recenzenta takie słuchanie jest nią jednak, łącząc w sposób bardzo dla niego korzystny przyjemność z obowiązkami zawodowymi. Tak więc złączony w uścisku podwójnym – muzyki z techniką i przyjemności z obowiązkiem – zatopiłem się w słuchaniu, czerpiąc z niego niewątpliwą satysfakcję.

Zawodowe podejście nie różni się zbytnio od tego na użytek własny, choć niewątpliwie bardziej się trzeba koncentrować na wynajdywaniu cech indywidualnych systemu i każdorazowo stosować odpowiednio nastawiony na to repertuar. Tak samo jednak jak w przypadku zwykłego słuchania bardzo ważne jest pierwsze wrażenie, a tutaj okazało się ono świetne i przede wszystkim dające poczucie bogactwa oraz wszechstronności. Kabel Siltecha budował piękne relacje przestrzenne, łącząc na obszarze samych dźwięków spektakularne uspokojenie wysokich rejestrów z całościowym właśnie bogactwem, które to właściwe mu  cechy od dawna były mi znane, a tutaj przejawiły się znów z wielką siłą, przy czym przede wszystkim zwracało uwagę samo bogactwo. Utwory znane z odczytów płytowych miały w plikowym wydaniu Lumina niezwykle bogatą fakturę i ekspozycję wszystkich brzmieniowych składników, a tranzystorowość wzmacniacza nie przeszkadzała w odbieraniu tego całościowo jako muzyki, tylko przeciwnie, właśnie jak na tranzystorowe granie znakomicie się zaznaczała. Dość dobitnie wyrażała się tu pogłosowość, temperatura była doskonale neutralna w sensie naturalności, a barwy rzucane na ciemne tło, chociaż nie całkowicie czarne. Bas wyjątkowo mocno przy tym uderzał, mając stosowną pełnię i dużą szybkość wybrzmienia, a ludzkie głosy również brzmiały naturalnie, z minimalną przewagą aspektu technicznego obrazowania jakości nagrań nad samym muzycznym płynięciem.

Lumin_A1_013 HiFi Philosophy

Rozwiązanie to okazuje się jednak szalenie wygodne.

Cała ta biegłość techniczna przejawiała się zarówno z plikami uzyskanymi przez zripowanie płyt CD – czyli w formacie 44,1/16 – jak i w przypadku FLAC 24/88.2 czy DSD 2.822 MHz/1bit. Różnica zaznaczała się tylko taka, że te ostatnie jeszcze były bogatsze, a ich muzykalność dość zdecydowanie większa, biorąca coraz silniej wraz z gęstością górę nad aspektem technicznym. Opisałbym to w ten sposób, że pliki DSD piękniej rozkładały to swoje bogactwo na przestrzeń, która bardziej u nich się zaznaczała, budując pospołu z obfitością informacyjną coraz silniejsze poczucie przebywania w realiach prawdziwej muzyki. Nie było ono całkowite, ale bardzo było prawdziwie i bogato. Masa rytmu, szczegółów i przestrzennych relacji.

Odsłuch cd.

Z Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir)

Lumin_A1_002 HiFi Philosophy

Okupiono to jednak potrzebą stałego połączenia Lumina kablem ethernetowym do routera.

O flagowych planarach Audeze wiadomo nie od dzisiaj, że kochają analogowe prezentacje i są od nich największym specjalistą. Zagrały bardziej miękko, z mocno zaznaczającym się  boom-basem, cieplej, bliżej, prawie bezpogłosowo i z całkowicie utopionym w muzyce aspektem analitycznym. Tak od serca, przy muzycznym ognisku – w blasku ognia i z ogniem. Phasemation ma aż 5 Watów mocy jak podbić mu gain, a wraz z Luminem było to dosyć, by ze słabszymi wzmacniaczami niezbyt szybko grające flagowe ortodynamiki Audeze rozwinęły dynamiczne skrzydła i zaczęły uderzać wielkimi muzycznymi ciosami z ogromną szybkością i energią. W efekcie zasłuchałem się w Nothing Else Matters Metalliki i w Chorały Bacha bez żadnej ochoty odejścia od nich, a rozpieszczony aparaturowym towarzystwem najwyższego sortu rzadko popadam teraz w stany muzyczno euforyczne, które tutaj mi się udzieliły. Prędzej zwracają uwagę jakieś niedociągnięcia albo przechył na stronę techniczną, odbierające radość słuchania, niż następuje poryw i przemożna chęć trwania przy muzyce. Ale tu właśnie ona nadeszła i muzyka przeze mnie płynęła, płynęła, płynęła…

 

Z Final Audio Design Piano Forte X

Wzmacniacz Phasemation wybrałem nieprzypadkowo, bo ma dwa stopnie wzmocnienia i czterozakresowe dostrojenie impedancyjne, a w efekcie każde słuchawki można mu podpiąć bez narażania się na zarzut, że coś tu nie pasowało.

Lumin_A1_008 HiFi Philosophy

A jak gra osławiony już strumieniowiec?

Nie znajdę się chyba daleko od prawdy gdy powiem, że Piano Forte X to dokanałowy odpowiednik flagowych Audeze. Także dla nich muzyka jest wszystkim, a wszystko inne na dalszym planie. Troszkę mniej wprawdzie okazały się gładkie, na pewno bardziej pogłosowe, chociaż bez przykładania specjalnej wagi do pogłosu, a przy tym, jak przystało na głośniki tubowe, którymi są w miniaturze, z wyraźnie podkreślonym aspektem trójwymiarowości samych dźwięków i pięknie rozwiniętą całą przestrzenią. Mniej były techniczne od AKG, choć odrobinę bardziej niż Audeze, jednak przede wszystkim ciągnęły przekaz ku analogowości, co Lumin w przypadku nawet niespecjalnie dobrych technicznie plików bardzo zawsze ułatwia, sam z siebie będąc urządzeniem o analogowych skłonnościach. A że drzemie w nim także natura analitycznego wilka, przemierzającego z wyostrzonymi zmysłami muzyczne krainy w poszukiwaniu technicznych awantur, to inna sprawa, od tamtej wprawdzie daleka, ale potrafiąca się z nią układać i wspólnie modelować piękną całościowo muzykę. Tak nawiasem, kiedy słuchałem Lumina poprzednio, a było to w gdańskim Premium Sound z głośnikami Trenner & Friedl Pharoah i wzmacniaczem Crayona, wydał mi się nieco zbyt misiowaty i układny; taki w analogowym stylu, ale bez dynamiki prawdziwego gramofonu i bez analityczności dobrego CD. To jednak musiała być przede wszystkim kwestia ustawienia głośników, a może także okablowania, bo tutaj, z najwyższej klasy słuchawkami, tego nie odnalazłem. Ze wszystkimi Lumin grał muzykalnie, choć niewątpliwie najbardziej z Audeze, a najmniej z AKG, ale jednocześnie bardzo dynamicznie i z głębokim wchodzeniem w techniczne obrazowanie nagrań, czego wcześniej u niego nie słyszałem.

Lumin_A1_017 HiFi Philosophy

Przekonamy się z pomocą rewelacyjnych kolumn marki Albedo.

Można z tego w odniesieniu do samych słuchawek wyciągać wniosek, że Audeze to słuchawki najmniej analityczne, a można, tak jak ich twórca, że są po prostu najlepsze. Co do mnie, to mogę jedynie stwierdzić, że akurat w tym zestawieniu z Audeze słuchało mi się najprzyjemniej.

Odsłuch cd.

Z dala od komputera i z głośnikami Albedo

Lumin_A1_005 HiFi Philosophy

I już od pierwszych dźwięków było wiadomo, że mamy do czynienia ze źródłem najwyższej próby.

   Lumina można postawić od komputera tak daleko, na ile pozwoli długość kabla ethernetowego wpiętego po drugiej stronie do routera. Lumin musi bowiem mieć ten kabel zawsze podpięty i jest to pewne utrudnienie, ale kable takie na szczęście są niedrogie i mogą być bardzo długie. Poprowadzone w listwie pod ścianą albo rozprowadzone po domu w rurkach pod tynkiem sięgną gdzie zechcemy, tak więc w sumie to taki sam kłopot jak to, że urządzenia audio trzeba podpinać do prądu, a tunery satelitarne do anten. Akurat wielometrowy kabel Ethernet nawet miałem, tak więc do sklepu nie trzeba było się fatygować, mimo iż system stacjonarny dzieliło od komputera pięć metrów w linii prostej. Piszę o tym, bo ktoś by się mógł uprzedzić do tego ethernetowego kabla, że to jest kłopot jakiś i pogorszenie brzmienia, ale nie ma obaw, nic z tych rzeczy. Kabel został podpięty na stosownym wejściu, pendrive wsadzony gdzie trzeba, a sam Lumin wypuścił łaskawie sygnał analogowy po złączu RCA ku przedwzmacniaczowi ASL Twin-Head i końcówce mocy Croft. A dalej popłynęło to kablami głośnikowymi Entreq Discover ku głośnikom Albedo Aptica i można się było zatopić w dźwięku tudzież rozważaniach. Zacznijmy może od rozważań, a tak właściwie to od jednego. Mianowicie ważny jest w tym wszystkim ów przewód głośnikowy Entreqa. Ważny nie tyle dla Lumina, bo on niewątpliwie z wielkim spektrum aparatury towarzyszącej działa wyśmienicie, tylko dla samych głośników. Albowiem lubią te Albedo kable dające masę i potrafiące dociążać brzmienie z właściwą przy tym ekspozycją basu, co już we wrocławskim Fusicu się pokazało za sprawą przewodów Acoustic Zen ABSOLUTE. Sam użyłem z kolei przewodów Entreqa, bo wiem, że one też tak umieją, a przy swojej niewysokiej cenie są pod względem jakości wręcz zjawiskowe. Pokazały to zarówno w porównaniach jak i w popisie solowym, ale ważne jest przede wszystkim co pokazał sam Lumin.

Lumin_A1_020 HiFi Philosophy

Tak analogowego i angażującego brzmienia trudno się było spodziewać po czysto cyfrowym urządzeniu.

Do tego co pokazał muszę jeszcze dorobić wstęp, jako że nie jestem pierwszą osobą która go opisuje i są już o tym Luminie liczne famy oraz opinie. A jedna z owych opinii głosi, że jest to taki muzykalny miś, co otuli nas ciepłym, analogowym brzmieniem, ale jak ktoś chciałby audiofilskie tematy szczegółowości, namacalności czy rozdzielania brzmieniowego włosa na czworo do samego gruntu a nawet jeszcze głębiej drążyć, to lepiej zwrócić się do Klimaxa albo jakiegoś odtwarzacza od dCS-a, bo Lumin nie jest akurat od tego. I tutaj muszę wyrazić stanowczy sprzeciw, bowiem sam nie napotkałem zjawisk pozwalających wyciągać tego rodzaju wnioski. Owszem, jak już zdążyłem napisać, grał Lumin w ten sposób gdy go słuchałem kiedyś na Audio Show, a potem w Premium Sound, ale nie u mnie. U mnie zupełnie nie w ten sposób, to znaczy, owszem, analogowo, ale nie samym analogiem. Tuż przed nim porównawczo posłuchałem tego samego systemu z odtwarzaczem Accuphase DP-720, który nie jest wprawdzie swojego producenta referencją, ale niewątpliwie należy do wyznaczników high-endu zarówno jakością jak ceną. Zdaję sobie sprawę, że takie porównania nie są w smak dystrybutorom i politycznie poprawny recenzent powinien się ich wystrzegać jak ognia, udając że każdy sprzęt stanowi coś w rodzaju odrębnego świata – bo tak jest najbezpieczniej i tak żyje się najwygodniej. Mimo to pozwolę sobie napisać, że różnica brzmieniowa w obecnym tutaj torze okazała się bardzo mała. Accuphase był nieco cieplejszy i minimalnie więcej wyciągał z brzmieniowego tła, ale ogólnie przekazy były bardzo podobne, przy czym Lumina w najmniejszym nawet stopniu nie odebrałem jako gubiącego cokolwiek pod względem informacyjnym i takiego niczym średniej klasy gramofon, nastawionego tylko na analog, nic więcej. Absolutnie nic w tym kierunku. Ilość informacji spływała z głośników ogromną lawiną, i to zarówno odnośnie samych dźwięków jak i danych opisujących relacje przestrzenne. Nie będę może wchodził zbyt głęboko w opisy co wyprawiały głośniki Albedo, bo za chwilę przyjdzie pora na pisanie ich własnej recenzji i tam będzie o tym dokładnie, ale ogólnie i pod każdym względem byłem tym brzmieniem bardzo zbudowany i tak jak Rusek w skeczu Tadeusza Drozdy powiada o Polsce – priekrasnaja strana, żal czo nie nasza, tak ja o Luminie mogę powiedzieć – charosza maszina, żal czto nie maja.

Lumin_A1_003 HiFi Philosophy

Firma Lumin postanowiła jednak udowodnić, że granie z plików to nie tylko bastion urządzeń przenośnych. Pełna rekomendacja z naszej strony.

Audiofile są trochę jak dziecinne bączki. Wirują nieustająco wokół własnej osi wypatrując nowości i przemieszczają się zwolna od systemu do systemu. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że wypatrują przy tym przede wszystkim źródeł dźwięku i głośników, bo tak się jakoś utarło, że o dobry wzmacniacz jest stosunkowo najłatwiej, z głośnikami to już problem jest większy, a źródła od zawsze najbardziej ekscytowały, chyba głównie dlatego, że na nie się patrzy najczęściej. Dobre źródło, dobre źródło, dobre źródło – mamrocze pod nosem każdy audiofil – i była niedawno w jednej relacji mowa o gramofonach, a teraz jesteśmy na przeciwległym biegunie, bo te gramofony to tradycja i przeszłość, a odtwarzacze plikowe to nowość i przyszłość. Ale nie oszukujmy się, najwyższej klasy gramofon umie od odtwarzacza plikowego doby obecnej więcej i pod tym względem nowości jeszcze przeszłości nie biją. Ale że Lumin naprawdę dużo potrafi, to nie ma dwóch zdań. Wespół z moim systemem wzmacniającym i wybitnymi włoskimi głośnikami dał taki pokaz, że kompletnie w niego zapadłem i nie wiedziałem czy bardziej podziwiać bogactwo ludzkich głosów i sztukę oddania detali, czy rozpisanie sceny i stereofonię. Nie było to, biorąc po szczegółach, granie ciemne ani jasne, tylko takie w sam raz; i nie było też ciepłe ani zimne, tylko również z przedziału złotego środka. Ale przede wszystkim było ożywcze i przebogate. Bas walił jak z dużej armaty, a z analogowości i dociążenia dźwięku falami spływała na słuchającego satysfakcja. Jednocześnie było to granie bardzo żywe, dynamiczne i do tego ozdobione wspaniałym freskiem bogactwa detali, których dźwiękowa obróbka nie pozostawiała nic do życzenia. Atak, podtrzymanie i wewnętrzna złożoność dźwięków szły tutaj o lepszą ze stereofonią i lokalizacją źródeł, a wszystko to biegało po całym pokoju i w jednej sekundzie od puszczenia kolejnego utworu zachwycało. – No, to jest to! – sam mózg powtarzał z ukontentowaniem raz za razem, toteż zwijanie tego systemu bardzo było niemiłe, ale cóż, głośniki już sobie jadą, bo ktoś tam chce je nabyć i na pewno źle na tym nie wyjdzie. Mam przy tym niejasne acz silne przeświadczenie, że tak piękny muzyczny obraz stał się w przypadku Lumina możliwy dzięki tej nowo pozyskanej sztuce obsługi portów USB, ale kopii o to nie będę kruszył. Sam jednak słuchałem właśnie w ten sposób i grało to inaczej niż Luminy słuchane poprzednio, zdecydowanie lepiej. Inna rzecz, że te głośniki to też była najwyższa klasa, a wzmacniacze, to nie wypada się chwalić, ale naprawdę niejedno potrafią i niejednym już spuściły lanie.

Podsumowanie

Lumin_A1_023 HiFi Philosophy   Nie bez satysfakcji pozwolę sobie napisać, iż udało mi się obalić pewien mit odnośnie Lumina. Ten odtwarzacz to nie żadne ciepłe i gładko wchodzące muzyczne ciasteczko pobrane z plików, tylko pełnokrwisty, choć faktycznie w analogowej manierze grający, nowego typu sposób odtwarzania muzyki. Jego zdolności analitycznego a nie tylko płynnego jej ukazywania okazały się naprawdę bardzo wysokiej próby, o włos tylko ustępując bardzo kosztownemu odtwarzaczowi SACD. Gdy tylko go usłyszałem w stacjonarnym torze, natychmiast pomyślałem, że ślepego testu względem tego Accuphase bym nie przeszedł, a już na pewno nie z marszu. Być może udałoby się wyszukać jakieś muzyczne fragmenty, na których pojawiłyby się makroskopowe różnice, być może inne systemy – zapewne prędzej tranzystorowe niż lampowe – takie różnice by uwydatniły. Ale tak jak to wówczas grało, a grało naprawdę zjawiskowo, tak tylko na wystawę żeby braw publiczności słuchać, to przejścia ślepego testu bym się nie podjął, choć oczywiście dzieliło obie prezentacje nieco minut na przełączenia, a lampy w międzyczasie stygły. Niezależnie jednak od tego czy się upierać, że różnice były, czy je umniejszać albo wręcz marginalizować, jest Lumin high-endowym odtwarzaczem najwyższego poziomu, a przynajmniej wówczas kiedy czerpie sygnał prosto z gniazd USB. Różną jakość prezentuje oczywiście w zależności od samego materiału plikowego, ale byłem szczerze zaskoczony jak znakomicie odtwarzał pozyskane z płyt zwykłe pliki 44,1/16, co nie przeszkodziło tym o jakości DSD grać jeszcze lepiej. Gdy chodzi o tę lepszość, to nazwałbym ją w głównej mierze opartą na większej tajemniczości, biorącej się z bardziej magicznego ukazywania przestrzeni. Często przywoływana przeze mnie żywa przestrzeń w ich wykonaniu to już prawdziwy popis i prawdziwe odwołanie do magii brzmienia.

Gdyby szukać z kolei słabszych punktów, to te najłatwiej byłoby wskazać w ergonomii. Ale w sumie to też byłoby naciągane. Oczywiście można się przyczepić, że do obsługi potrzebny jest tablet, albo przynajmniej smartfon, chociaż obsługa z tabletu niewątpliwie jest wygodniejsza. A tablet swoje kosztuje, pełniąc tu rolę pilota, który wraz z odtwarzaczem dostajemy za darmo. Nie przesadzajmy jednak. Najtańszy tablet z Androidem kosztuje jakieś trzysta złotych, a smartfona ma prawie każdy. Wytrzymują bez ładowania po wiele godzin, tak więc można się będzie nasłuchać do woli z pełną obsługą. Zabraknie jedynie pewnych funkcji charakterystycznych dla płyt CD, jak odczyt A-B, czy przewijanie. Ale płyty analogowe też tego nie oferują, a poza tym to tylko kwestia oprogramowania.

Trwały jeszcze do bardzo niedawna dyskusje, a pewnie i dalej trwają, czy pliki komputerowe i całe to nowego stylu granie, to gra warta świeczki i możliwość wejścia w nową jakość, albo chociaż nawiązania do starej, ale za mniejsze pieniądze. Powiem tak: najlepsze gramofony ciągle są górą, a najlepsze odtwarzacze, te z absolutnego topu, jak Accuphase DP-900 albo dzielony dCS, też jeszcze trochę są z przodu. Ale poniżej tego poziomu przewaga zanika, a przecież Lumin A1 kosztuje o wiele taniej niż bardzo wiele z odtwarzaczy nie lepszych a nawet gorszych od niego. Ja wiem, z pozyskiwaniem materiału DSD są korowody i nawet swoista towarzyszy temu partyzantka w oparciu o stare urządzenia Sony, takie bez zabezpieczeń, w rodzaju starych konsol Play Station i nagrywarek, a jak się chce te DSD kupować od razu w formie plikowej, to liczą bardzo słono, tłumacząc, że to coś jakby kupować taśmy matki. No cóż, najgłupsze nawet tłumaczenie widać jest dobre by wyłudzać pieniądze, ale to się zapewne z czasem będzie zmieniało i szło ku lepszemu. Tak jak drogą ku lepszemu jest odtwarzacz Lumin A1, który za dwadzieścia pięć tysięcy z tradycyjnym ogonem do negocjacji oferuje jakość cyfrowego materiału muzycznego widywaną wcześniej wyłącznie w odtwarzaczach za sześćdziesiąt plus tysięcy. Nie chcę się w tej sytuacji nawet domyślać, co pokaże ten nadchodzący Lumin S1 z szesnastoma DAC-kami Sabre na kanał.

 

W punktach:

Zalety

  • Nowatorskie podejście do tematu cyfrowego audio.
  • Od razu na topowym poziomie.
  • Analogowy styl prezentacji.
  • Przy zachowaniu wszystkich elementów tego co składa się na analityczność.
  • Znakomite oddanie żywej przestrzeni, zwłaszcza z plikami DSD.
  • Całkowity brak chłodu czy techniczności.
  • Żadnego dystansu do prezentacji wysokiej klasy czytników CD i SACD.
  • Niezwykle sugestywny, pełen tajemniczości obraz kreacji muzycznych na plikach DSD.
  • Doskonała jakość także w przypadku zwykłych 44,1/16.
  • Bezpośredni, bezstratny odczyt 2,822 MHz/1bit.
  • Szeroki wachlarz kompatybilności plikowej.
  • Stale aktualizowane oprogramowanie.
  • Żadnych części ruchomych i zakłóceń mechanicznych.
  • Wejścia Ethernet i USB.
  • Duża pamięć FLASH.
  • Wyjścia analogowe RCA i XLR.
  • Kompatybilny z oprogramowaniem dla Linna.
  • Znakomity wygląd i wykonanie.
  • Od dużej, szeroko znanej firmy elektronicznej.
  • Zewnętrzne zasilanie.
  • Świetny stosunek jakości do ceny.
  • Polski dystrybutor.

Wady i zastrzeżenia

  • Z lepiej wymodelowaną obudową sekcji zasilania byłby jeszcze ładniejszy.
  • Kiepski kabel łączący zasilanie z odtwarzaczem.
  • Wymaga do obsługi tabletu lub smartfona.
  • Nie czyta MQS.
  • Obsługa portów USB jako normalnych wejść cyfrowych dopiero od niedawna, co może powodować niewłaściwe zdanie o jakości u tych co słuchali go tylko przez wejście Ethernet.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

MojeAudio

 

Strona producenta:

slider-2

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • STREAMING: Protokół UPnP AV z możliwością strumieniowego przesyłu dźwięku, odtwarzanie Gapless, możliwość tworzenia playlist.
  • Obsługiwane formaty bezstratne: DSD = DSF (DSD), DIFF (DSD), DoP (DSD), PCM = FLAC, Apple Lossless (ALAC), WAV, AIFF
  • Obsługiwane formaty skompresowane: MP3, AAC (jako M4A)
  • Obsługiwane częstotliwości próbkowania (bity, ilość kanałów): PCM = 44.1 khz-384 kHz (16-32 bit, Stereo) DSD = 2.8 MHz (1 bit, Stereo)
  • Obsługiwane urządzenia sterujące: Wszystkie modele Apple iPad (iPad 2 lub nowszy rekomandowany). iOS 5.0 lub nowszy
  • Wejścia: Ethernet Network 100Base-T, USB 2.0
  • Wyjścia analogowe: XLR zbalansowane, 4Vrms, pin 2 gorący, RCA niezbalansowane, 2Vrms
  • Wyjścia cyfrowe: BNC SPDIF: PCM 44.1 khz-192 kHz, 16-24 bit, HDMI: PCM 44.1 khz-192 kHz, 16-24 bit, DSD 2.8 MHz, 1 bit
  • Sekcja analogowa: Wolfson WM8741 DAC, 1 na kanał (budowa w pełni zbalansowana z użyciem układów dyskretnych, terminale wyjściowe połączone z wyjściowym transformatorem LUNDAHL LL7401)
  • Wymiary, waga: LUMIN A1 = 350 mm x 345 mm x 60 mm, 8 kg (zasilacz PSU = 100 mm x 295 mm x 55 mm, 2 kg)
  • Zużycie prądu: W trakcie działania: 20 W, tryb Standby: 15 W
  • Inne: Możliwość uaktualniania oprogramowania urządzenia w celu wprowadzenia nowej funkcjonalności i poprawek.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

29 komentarzy w “Recenzja: LUMIN A1

  1. Tomek pisze:

    26 tysięcy i nie wiem teraz, czy to tanio, czy to drogo 😉

  2. Piotr Ryka pisze:

    Zależy od której strony patrzyć.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Porownac Lumina do mojego Calyxa w podstawowej wersji ktory kosztowal mnie po rabacie 1000eur! cena 6-razy Lumina wyzsza! to wyglada to tak wedlug mojego przelicznika(kazde nastepne 100% wyzszej ceny daje 10% lepszego grania) ,tak ze Lumin powinien grac 60% lepiej od mojego sprzetu a w to watpie, bo pare dobrych DAC sprawdzilem i to bylo tylko 10%-15% tylko lepiej,tak ze moj Calyx a gra po USB swietnie,jest dalej debesciak (jakosc-cena).

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nikt tego nie kwestionuje. Calyx Femto, bo tylko je słyszałem, to DAC z pewnością dorównujący Luminowi.

      1. Maciej pisze:

        To co daje przewagę Luminowi to funkcja transportu plików… Brzmieniowo w tej cenie na pewno nie zrobili wszystkiego.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wszystkiego nikt nigdy nie zrobił, bo takie są prawa komercji. Niezwykle rzadko pojawia się produkt mogący nawiązywać do ideału w sensie zrobienia absolutnie wszystkiego co było można by uzyskać najlepsze brzmienie. Ale Lumin wydaje się być bardzo blisko takiego produktu. Femto ma lepszy zegar i to chyba jedynie można wytknąć Luminowi. Kosztują bardzo podobnie, a Lumin jest o wiele bardziej funkcjonalny.

          1. Maciej pisze:

            Dlatego wielu wolałoby Lumina za tę wszechstronność właśnie.
            Dziwne że ciągle tak mało transportów na rynku… Samodzielnych. Wielu producentów na siłę dodaje DAC a cena przez to szybuje w górę. Kiedy na rynku i u ludzi w domach DACów mnogo.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Niewątpliwie Macieju celna uwaga, ale widać producenci wychodzą z założenia, że nie ma rynku miejsca na taki produkt jak specjalny transport plików, bo tutaj każdy posługuje się swoim laptopem, a z kolei specjalne transporty CD to droga zazwyczaj sprawa, chociaż na rynku wtórnym łatwo o udane polowanie. Utarło się, że wydzielony transport CD to powinien być mechaniczny majstersztyk, bo goły jaki bądź czytnik płyt każdy ma w komputerze.

    2. Miltoniusz pisze:

      Który to model calyxa jest taki świetny i od czego okazał się lepszy?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Piszę przecież, że Femto, a lepszy okazał się od prawie wszystkich innych DAC-kó jakich słuchałem.

        1. Miltoniusz pisze:

          Chodziło mi o „Calyxa w podstawowej wersji” opisanej przez Miroslawa. Pewnie w złym miejscu zadałem pytanie. Czyżby chodziło o Calyx DAC 24/192 za 6800 zł w detalu?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Niestety, żadnego Calyxa poza Femto nie słyszałem.

  4. Maciej pisze:

    Ale chyba zgodzisz się ze mną, że laptop/komputer stacjonarny ustępuje jakością dedykowanemu transportowi plików? Transporty CD pomijam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Głowy nie dam, bo jednak Calyx Femto grał fenomenalnie. Tylko jednak mignął, tak więc nie udało się z nim dobrze zaznajomić. Trzeba by móc zrobić bezpośrednie porównania, a po temu nigdy nie było okazji. Na pewno Lumin i na pewno Femto to świetne urządzenia. Tyle mogę powiedzieć i nie ma w tym cienia obłudy ani przebiegłości. Za takie je uważam i nie podejmuję się żadnego rozstrzygania o lepszości. Z pewnością poziom mają zbliżony.

      1. sebna pisze:

        Witam Piotrze,

        Co było w nim takiego fenomenalnego? Jakie cechy czyniło go tak dobrym? Jaka jest jego sygnatura brzmieniowa?

        Pozdrawiam

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jest recenzja na stronie, trzeba przeczytać. Napisałem co się udało usłyszeć.

  5. Grzegorz Bilski pisze:

    Calyxa Femto można „wyrwać” używanego za równowartość ok. 10.000 PLN.
    Wówczas staje się naprawdę bezkonkurencyjny…

    1. Piotr Ryka pisze:

      No to jak kogoś stać, to nic tylko kupować.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Trochę nie na temat, ale dzisiaj przyjechały wzmacniacz i słuchawki Oppo.

  7. Piotr Ryka pisze:

    I już grają…

  8. Marecki pisze:

    A jak grają? Wybitnie? Wiadomo, że na dokładniejszy opis będzie miejsce w recenzji, ale krótko-Jest to coś wyjątkowego?

  9. Maciej pisze:

    Wydaje mi się, że trzeba być wielkim optymistą aby liczyć na to że pierwsza konstrukcja słuchawkowa danej firmy od razu będzie wybitna 🙂 Ale może się mylę…

  10. Marecki pisze:

    Jak to mawiał śp. Paweł – ” W życiu bywa różnie i poprzecznie i podłużnie” 😀

  11. Piotr Ryka pisze:

    To są na pewno świetne słuchawki, a jak dobre, to dopiero będę badał. Na razie tylko rzuciłem uchem i pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Bywało jednak, że pierwsze wrażenie było świetne, a drugie już nie. Trzeba do tego mieć cierpliwe podejście, bo na skróty niczego się nie osiągnie. Ale na pewno nie są rozczarowujące. Raczej przeciwnie, nie spodziewałem się, że pierwsze wejście będą miały tak dobre.

  12. Maciej pisze:

    Wracając do samego Lumina to wielu znajomych mówi o nim bardzo dobrze. W zasadzie jedyną wadą jest cena nie adekwatna do polskich realiów. Wystarczyłaby połowa tej kwoty a już sprzedawałby się jak ciepłe bułeczki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pewnie tak. Sam wtedy bym go kupił.

  13. Pragmatyk pisze:

    Wlasnie nie wiem skad sie wziely te wszystkie opinie o misiowatosci Lumina. Jeden gluchy powiedzial a reszta powtarza – tak mniemam:) On jest krystalicznie czysty i nie drazni agresywana gora, ale nie jest misiem. Dobrze Panie Piotrku, ze Pan to wyraznie zaznaczyl w tekscie. Ciekawe jak sie odezwie nowy model Lumin T1. Ma byc sporo tanszy od A1 a na papierze wyglada baaaardzo powaznie.

  14. Piotr Ryka pisze:

    Te nowo wchodzące na rynek Luminy mam obiecane do posłuchania, a ich specyfikacje dzisiaj do wątku postaram się wrzucić, bo jakieś materiały w tej sprawie otrzymałem. Co do modelu A1, to szkoda, że odjeżdża. Tyle mogę ponad to co napisałem powiedzieć. Pięknie wyglądająca i pięknie grająca maszyna.

  15. Piotr Ryka pisze:

    Jak potwierdza mi dystrybutor, są już dostępne dwa nowe modele Lumina – S1 za 42900 i T1 za 15500. Ten pierwszy, to jak pisałem, 16 DAC Sabre na kanał i ogólnie jakość himalajska, a drugi to niemal kopia A1 ze skromniejszą obudową.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy