Recenzja: Leben CS-300F w wersji Nautilus

   Pozwolę sobie na wygodę. Niemalże równo pięć lat temu recenzja szeroko znanego i cenionego wzmacniacza/wzmacniacza słuchawkowego Leben CS-300F (w ulepszonej wersji „F” właśnie) została opublikowana, a ponieważ rzecz będzie znów o nim, zacytuję samego siebie. Powstanie w rezultacie spiętrzenie, gdyż tamta także odnosiła się do wcześniejszej, ale dwa piętra to dla audiofila nie problem, zatem cytuję:

 „Ten wzmacniacz był już opisywany, a ściślej jego poprzednia wersja. Gdy chodzi o powierzchowność, niewiele od tamtego czasu uległo zmianie i na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że nic zgoła. Troszkę jednak. Można bowiem powiedzieć, że zmieniło się oświetlenie. Zniknęła czerwona kontrolka sygnalizująca wejście lamp w stan gotowości oraz zielone podświetlenie włącznika POWER. Zamiast nich jest teraz jedna dioda niebieskiej barwy, sygnalizująca ogólny stan aktywności; i już by można zacząć świętować święto łagodnych świateł, gdyby ta dioda nie waliła po oczach niczym laser. Nie wiem skąd pomysł, żeby świeciła aż tak mocno, ale pozostaje faktem, że okropnie mocno świeci. Być może to ostro świecące niebieskie oko ma zahipnotyzować słuchacza, ale niespecjalnie bym na to stawiał. Prędzej rozzłości. Nie jest to wszakże żaden problem, bo na takie wściekłe świecące oczka jest prościutki sposobik. Bierze się kawalątko białej plasteliny i robi z niego filterek. Trzyma się takie coś dowolnie długo, światło przez nie troszeczkę prześwituje, informacyjnego ubytku nie czyniąc, a wyglądu całości nie psuje. Gdybyśmy więc tylko tego rodzaju problemy ze sprzętem miewali, nasz audiofilski świtek byłby rajem.

Poza tym w powierzchowności nowego Lebena względem starego różnic się nie dopatrzyłem. Ta sama obudowa, ten sam panel przedni, te same gałki i funkcje. Wierzch obudowy ma inny kolor – i tyle. W sumie bardzo sympatyczna audiofilska skrzynka od znanego konstruktora z kraju kwitnącej wiśni, a więc jednej z ostoi najbardziej wytrawnego audiofilizmu.

Warto może jeszcze przytoczyć informacje ze strony producenta, mówiące o tym, że założyciel firmy Leben, pan Taku Hyodo, rozpoczynał karierę w firmie Luxman, którą opuścił jeszcze w 1979 roku, aby założyć własną. Od początku specjalizował się przy tym w konstruowaniu wzmacniaczy lampowych i tak mu po dziś dzień pozostało. Mowa jest tam też, że wzmacniacze są wykonywane tylko w Japonii przez doskonale wyszkolony zespół pracowników, a wykonuje się je technologią montażu point-to-point, jak powszechnie wiadomo droższą, ale dla jakości dźwięku mającą znaczenie istotne. Warto też dodać, że poza byciem inżynierem-konstruktorem Hyodo-san jest także profesjonalnym gitarzystą, tak więc zna swoją profesję od obu zasadniczych końców – od konstrukcji i dźwięku.

Zmiany konstrukcyjne

Na oko identico.

   W odróżnieniu od powierzchowności zmiany w budowie wewnętrznej wzmacniacza są pokaźne. Sam producent zwraca uwagę, że ścieżkę sygnału udało się uprościć, co jak wiadomo powinno oznaczać lepsze brzmienie, gdyż, jak już parę razy pisałem, prostota jest jednym z wyznaczników budowy dobrego wzmacniacza i im krótsza sygnałowa ścieżka, tym większe prawdopodobieństwo powodzenia. Poza tym całkowitej wymianie uległy lampy. Dotychczasowe pentody mocy EL84 produkcji Sovteka zastąpione zostały przez amerykańskie JAN-6197 General Electrica o proweniencji komputerowej z zamierzchłych czasów lampowego komputeryzmu, a sterujące triody 5751 GE podmieniono także rzadko spotykanymi w urządzeniach audio 17EW8 (HCC85) produkcji japońskiej. Te konkretnie użyte we wzmacniaczu pochodzą od mało znanej firmy Hi-Fi, ale produkowane były także przez koncern Mitsubishi.

Jedne i drugie można sobie samemu wymienić na inne. Małe triody dostępne są nie tylko od Mitsubishi, ale również od  Ampereksa, Westinghousa i RCA, a pentody można znaleźć na aukcjach nie tylko od GE, ale także od RCA.

Wzmacniacz nadal pracuje w układzie push-pull i jest w stanie oddać 15 watów mocy. W dalszym ciągu jest też pełnowartościowym wzmacniaczem słuchawkowym i nadal posiada dwuzakresowy bass booster oraz krokowy potencjometr.”

Tyle tytułem odświeżenia, a teraz o rzeczach nowych. Krakowski Nautilus, polski dystrybutor Lebenów od zawsze, nie tylko rozszerza działalność na nowe miasta i poszerza ofertę, ale też naczytał się moich recenzji o poprawach sprzętowych i w efekcie brzmieniowych na bazie wymiany pozornie mało znaczących podzespołów i postanowił działać.

Wróć! – wcale tak nie było. Prawda wygląda w ten sposób, że jeden z ich klientów, mający już Lebena, zwrócił się z prośbą o upgrade i tak doszło do sprawy, której brzmieniowe rezultaty przeszły oczekiwania. Bo mają tam teraz elektronika, mają czas, środki i ochotę. A zakup odpowiednich elementów w dobie ogólnoświatowego handlu via Internet nie stanowi problemu. Pytanie wszakże zachodzi: po które elementy konkretnie i z jakim rezultatem. W tym, z racji oczywistej, też najmniejszego udziału nie miałem, dostałem tylko do porównania Lebena CS-300F przez nich przerobionego oraz egzemplarz oryginalny, plus specyfikację techniczną różnic z jej wyceną. I w tym punkcie dobra wiadomość – to niedużo kosztuje. Cała przeróbka zamyka się kwotą 1495 PLN, a składają na nią:

  • kondensatory Mundorf Silver Gold Oil
  • rezystory Vishay
  • gniazdo sieciowe Oyaide
  • bezpieczniki Verictum

I to z dowolnej strony.

O srebrno-złotych Mundorfach wspominałem w ostatniej recenzji urządzeń PhaSta, które ich nie miały ale mieć za dopłatą mogły – i szkoda, że nie. Rezystory Vishay to z kolei coś takiego, że kiedy ktoś chce się rezystorami pochwalić, to pada właśnie ta nazwa. O jakości wyrobów Oyaide też pisałem niedawno w recenzji ich interkonektu, i jeszcze bezpieczniki. Odnośnie nich mam wyrzuty sumienia. Dostałem kiedyś od Verictum zrobione przez nich bezpieczniki, miałem napisać recenzję – i nie napisałem. W natłoku innych pilności ugrzęzły i już nie wypłynęły, ale sprawdzić, to je sprawdziłem, i są naprawdę niekiepskie. Więc jeśli chcecie bezpiecznikami swój sprzęt podrasować, to te są bardzo bezpiecznym wyborem i macie na to moje słowo.

A zatem – zwróćcie uwagę – modyfikacja Leben à la Nautilus (rozpoznawalna dzięki cenie i małej naklejce na froncie) nie tyka rzeczy najczęściej tykanej w urządzeniach lampowych, nie tyka samych lamp. W odniesieniu do wersji najdawniejszej, posługującej się jeszcze lampami mocy EL84 Sovteka, wymiana tychże byłaby oczywistym krokiem i sam producent oferował zastępstwo Mullarda, grające zdecydowanie lepiej. Toteż wszyscy po te Mullardy sięgali i w efekcie szybko się wyczerpały więc trzeba było przekonstruować cały wzmacniacz tak, by pasował do mających duże zaplecze ilościowe JAN-6197 General Electric/RCA. I jak pisałem w tamtej recenzji, te lampy spisują się bardzo dobrze, ich tykać nie ma po co. Poza tym nie ma też możliwości – brak jakichkolwiek zamienników. To samo, z grubsza biorąc, odnosi się do lamp sterujących, które można co prawda zastępować branymi od innych producentów, ale będzie to raczej gonienie w piętkę. A w każdym razie nie słyszałem, żeby ktoś takiej podmiany dokonał i rezultatem się chwalił.

Więc lampy w tym wypadku nie, ale i tak wypadek ma cztery podprzypadki. Przypadek kondensatorów, przypadek rezystorów, przypadek gniazda sieciowego oraz przypadek bezpieczników. I zachodzi pytanie: co mianowicie to dało?

Rezultaty brzmieniowe

Z pozoru takie same.

   Na miejscu, podczas odbioru urządzeń, zapewniony zostałem, że ho-ho! – czego też nie usłyszę; ale takie zapewnienia często padają i zwykłem puszczać je mimo uszu. Lecz że towarzyszyły im śmiechy i propozycja: „Niech pan zrobi porównanie na ślepo, bardzo jesteśmy ciekawi!” – to całkiem mimo uszu nie przeszły i z większym przekonaniem się za te porównania brałem.

Tu muszę chwilkę przynudzić o zawiłościach testu. Nie zależało mi tym razem na jak najwyższej jakości brzmieniowej, a na wykazaniu różnic. Potrzebny więc był odtwarzacz mający dwie pary wyjść RCA; a takich prawie nie robią, z dzisiejszej produkcji tylko Arcam, ale nie mam Arcana. Szkoda, bo podobno jest niezły, ale trudno kupować jedynie na okoliczność sporadycznych porównań. Pożyczyć też skąd nie ma, więc dajmy Arcamowi spokój. Tym bardziej, że mam odtwarzacz z dwoma wyjściami RCA, i całkiem przyzwoity. Mój pierwszy CD-ek, z którego byłem kiedyś dumny –  Sony X222ES.  Mnogością dostępnych funkcji zapędzający w kozi róg wszystko, co dziś produkują, a faktem, że pracuje nieprzerwanie od 1992 roku (dwie wymiany lasera) budzi najwyższy szacunek. Obecnie niemal wyłącznie jako źródło przy wygrzewaniu, ale przez to pracuje więcej. A czasem trafia się też teścik, no i właśnie się trafił.

Aby całkiem uczciwie było, użyłem z Lebenami ich fabrycznych kabli zasilających, a także podpiąłem je do odtwarzacza identycznymi interkonektami Sulka, które na szczęście są rasowe. W efekcie tor dość znośny, akurat by porównywać. I może właśnie dobrze, że nie jakościowa stratosfera, bo tym łatwiej wytykać było błędy i konstatować poprawy. Za efektor posłużyły słuchawki Sennheiser HD 800 wyposażone w kabel Tonalium, ponieważ wzmacniacz Lebena uchodzi dla nich za jeden z lepszych. Wielu jest bardzo zadowolonych z posiadania takiego kompletu i wcale im się nie dziwię, sam taki bardzo chwaliłem. Ale przejdźmy do rzeczy. Sprawa tym razem była prostsza niż ma to miejsce zazwyczaj gdy w grę wchodzą słuchawki. Nie trzeba było jednych zastępować drugimi, a tylko między wzmacniaczami jednymi się przepinać. Plus tradycyjny płodozmian repertuaru; kilkanaście płyt przeszło przez odtwarzacz, a z każdej parę utworów. Najczęściej w kilkunastosekundowych sekwencjach na bieżąco konfrontowanych. I zaraz przy pierwszej sekwencji przypomniałem sobie te chichoty, a sam kręciłem głową.

Flamenco

Zacząłem od flamenco – wcale nie z tego powodu, że mogło powiedzieć najwięcej, ale akurat z nim płyta leżała na samym wierzchu testowych.

Leben CS-300F

Dźwięk dobył się bardzo wyraźny i transparentny, ale z nieco za ostrym finiszem na styku obcas-deska. Wyraźnie za dużo wysokich, a nie dość głuchej odpowiedzi drewna i też za mało wypełnienia oraz trzeciego wymiaru. W rezultacie ten dźwięk za płaski i za ostry, całościowo też za wysoki. To oczywiście w odniesieniu do absolutnej referencji i pamiętajmy, że sygnał podawał nie jakiś super odtwarzacz, a kable zasilające z dna. Ze stojącego opodal Ayona HF Edition i z czarno-żółtym Harmoniksem prądowym na pewno grałoby dużo lepiej, ale tym razem nie szło o to, tylko o same różnice.

Leben CS-300F Nautilus

Pewnie ciekawi jesteście, czy takie zmiany bez lamp i wewnętrznego okablowania mogą dużo wprowadzić. Sam byłem tego ciekaw.

A w rzeczywistości inne.

Wyłonił się dźwięk zdecydowanie bardziej melodyjny, bardziej pełny i głębszy, a także lepiej ukazujący położenie źródeł oraz wzajemne relacje odległości. Całe brzmienie spójniejsze, bardziej całościowe i dużo bardziej eleganckie. Zdecydowanie więcej niskich składowych przy ani trochę zredukowanych wysokich i na dodatek tych wysokich bardziej trójwymiarowych i substancjalnych. Plus cecha chyba najważniejsza – zupełne wyzucie z obcości. Bo dźwięk nieprzerobionego egzemplarza był chłodniejszy i z wyczuwalnym oderwaniem pogłosu; zapewne w dużej mierze skutkiem dalekiego od referencji źródła oraz słabego kabla zasilania, które jednak przerobionemu ani trochę nie przeszkadzały. I trudno to wszystko razem nazwać inaczej niż nokautem.

Bossa nova z wokalem

Pod płytą z flamenco leżała bossa nova – objawienie muzyczne końca lat 50-tych. Gorące, namiętne, ckliwe i jednocześnie radosne. Głosami trąbek, wokali rwące się do porównań.

Leben CS-300F

Znów zabrzmiało to czysto i całkiem bezpośrednio, ale za chudo i za sztywno. Oklaski żywe i wyrańne, lecz płaskie jak animek, pozbawione trzeciego wymiaru. Brzmienie ciepłe i sopranowo delikatne, a także przyjemne i bliskie, ale bez zniewalającego czaru. Bo nie dość osadzone w ciałach, zanadto w ezoterii. Na pewno mogące słuchacza wciągać, ale równie na pewno dalekie od pełni wyłonienia zaklętych w czysto analogowych nagraniach możliwości, które nawet płyta CD potrafi odzwierciedlić. Niedosyt esencji, powabu i zmysłowości dla kogoś z tymi nagraniami zżytego nie budził wątpliwości.

Leben CS-300F Nautilus

Oklaski zdecydowanie prawdziwsze. Głębsze, bardziej trójwymiarowe. A w samej muzyce czar, powab i to, co szczególnie lubię – wyczuwalny meszek na dźwiękach. Nie gładkie tafle, tylko jakbyś skórę kochanki gładził, a przecież ona nie z porcelany. Dłuższe wybrzmienia, więcej o wiele słodyczy. Muzyczna tkanka zasadniczo bardziej cielesna i w tej cielesności namiętna. Także pełniejsze brzmienia saksofonu i głębsze struny gitar, jak również większe ciśnienie ożywionego na pełną skalę medium. Pełne zhumanizowanie w sensie ogólnym, a cała muzyka tak obecna, że można kroić nożem. 

Rezultaty brzmieniowe cd.

Fortepian

Ten górny ma naklejkę i tyle z zewnątrz widać.

Leben CS-300F

Dźwięk o bogatej harmonii, ale za płytki i znów sztywny. Względem prawdziwej referencji spłycony oraz skrócony. Gdyby mi zawiązano oczy i kazano zgadywać, powiedziałbym, że to tranzystor. I wówczas by to było w porządku – tak grają średniej klasy tranzystory. Ale już nie Sugden albo Trilogy, nie mówiąc o najlepszych dziełach Wellsa. Jasna rzecz, że spektakl psuły Lebenowi za słabe źródło i zasilanie, ale znów muszę napisać, że tylko temu bez przeróbek.

Leben CS-300F Nautilus

Bo przerobiony znów to samo: głębiej, ciemniej, gładziej i przy bogatszych teksturach, przechodzących w brzmieniowy aksamit łączony z likierową słodyczą. Wybrzmienia zdecydowanie dłuższe, harmonia rozciągnięta na trzeci wymiar, a całościowy realizm do tego stopnia lepszy, że w moim przypadku jak między chcieć a nie chcieć słuchać. I bez ogródek powiedzmy: romantyzm oraz piękno w przerobionym lepsze o klasę.

Bębny solo

Leben CS-300F

To już się robi nudne, ale znów muszę stwierdzić, że nieprzerobiony egzemplarz grał za płytko i za mało przestrzennie. Tekturowy cokolwiek dźwięk, pomimo niskiego zejścia. Za mało masy, wypełnienia, a także kociej łapy. Tego szczególnego dotyku, gdy kotek chodzi po tobie i czujesz miękką twardość, gdy rzecz pozornie prosta – nacisk – staje się wieloaspektowa. To samo dotyczyć może uderzenia pałki w membranę – nie powinno być proste. Bo membrana bębna to nie blat stołu, a w przypadku orkiestrowych kotłów pałki to nie patyki.

Leben CS-300F Nautilus

Znów inna klasa brzmienia i wszystko jak należy: zróżnicowanie basu, trzeci wymiar. Pomimo, że to tylko bębny, o wiele większa różnorodność, a także niższe zejście. I przede wszystkim bębny oraz pałki widziane w wyobraźni jak żywe. Nie można ich nawet nie zobaczyć, tak bardzo są prawdziwe.

Muzyka elektroniczna

Leben CS-300F

Szczegółowo, ale trochę zbyt powierzchownie. Znów wyczuwalny brak brzmieniowej głębi, a w efekcie nie ma tajemniczości, zewu przestrzeni, magii. Brzmienie dobre ale nie aż rewelacyjne, aczkolwiek zalewanie przestrzeni basem potężne, imponujące. I cała ta przestrzeń wielka, ale nie obezwładniająca. Bo trochę jakby zewnętrzna, widziana na obrazku. I to niewątpliwie w następstwie braku trzeciego wymiaru, tak charakterystycznego dla obrazków. A muzyka potrafi lepiej – potrafi zobrazować wszystko. Pobudzić wyobraźnię tak, że robi się całkiem jak w życiu. A nawet bardziej robi, przenosząc w kraje fantazji.

Uhonorujmy też zdjęciem staruszka.

Leben CS-300F Nautilus

I takie fantastyczne krainy, zasobne realizmem życia, przywołał przerobiony. Nie patrzyło się na tę przestrzeń, tylko w nią się wchodziło. Pełny czar przebywania, uczestniczenia w czymś tajemniczym. Bo głębiej, bardziej otulająco i bardziej namacalnie. Także ciemniej i bardziej wielorako – że po prostu niesamowicie! Soprany misterniejsze i bardziej trójwymiarowe, a przy tym lepiej zespolone z całością. I to zespolenie mocniejsze także basu; też bardziej trójwymiarowego, bogatszego brzmieniowo i lepiej związanego z resztą. A w efekcie poezja. Taka mnie naszła impresja, że granie przerobionego to jak wielka literatura, w której toniesz bez reszty, jakby to było twoje życie; a tego nieprzerobionego to jak wypracowanie uczniowskie, które musisz poprawiać i wcale cię to nie cieszy.

Piwnica pod Baranami

Cykl porównań zakończę tą płytą, bo sensu nie ma rzeczy przeciągać. W kółko powtarzać tego „głębiej”, „bardziej przestrzennie i namacalnie”, „prawdziwiej”. Ta płyta mogła jednak dopowiedzieć coś jeszcze, bo jest mieszanką lepszych i gorszych nagrań – czasami tak zwanych trudnych, a czasem rewelacyjnych. Poza tym jest na niej i muzyka, i recytatywy, i wypowiedzi słowne. Obfity materiał do porównań, więc może dodatkowe wnioski.

Leben CS-300F

„Całkowicie w porządku”, zapisałem na początku notatek. Dobry, wcale tym razem nie obcy pogłos, przekonującej jakości wokal, dużo czaru. I to zarówno w odniesieniu do słabszych materiałów z lat dawnych, jak i dobrych późniejszych. Dźwięk różnorodny, bogaty i w każdym aspekcie bardziej niż zadowalający. Dziwne, ale ze wszystkich ta właśnie płyta wypadła najkorzystniej, a jeszcze nigdy się tak nie zdarzyło. Owszem, nieraz wypadała rewelacyjnie, ale kiedy rzecz zatrącała o jakikolwiek sprzętowy mankament, to prędzej go eksponowała niż chwaliła za całościową jakość. Ale w każdym odsłuchu zjawia się coś specyficznego i teraz zjawiło to.

Leben CS-300F Nautilus

Lecz mimo to muzykalność i cała reszta – a już zwłaszcza muzyczna tkanka – w kreacji egzemplarza rasowanego okazały się lepsze o klasę. Ten zwrot, nieraz przeze mnie krytykowany za pozbawioną treści ogólność, dobrze tym razem skrótowością ogarniał wszystko to, co wcześniej w szczegółach wyraziłem. Plastyczność, płynność, magię, złożoność nie tylko brzmieniowego ale i dotykowego kontaktu. Także aromatyczność miąższu, a nie samą poprawność obrysu. Grało stuprocentowo melodyjnie, stuprocentowo przestrzennie, bez śladu niepoprawnych pogłosów i podbarwiania sopranem. Gęściej, cieplej, szlachetniej i znów muszę napisać – piękniej.

Niejedna jeszcze płyta spłynęła przez oba wzmacniacze muzyką, w tym rockowe, z wokalem a capella, symfoniczne, jazzowe. Lecz obraz różnic nie uległ zmianie, a po raz kolejny nie będę wyliczał, najwyżej w podsumowaniu.

 

 

Wnioski

    Nieczęsto w karierze recenzenta zjawiają się momenty, gdy może być całkiem jednoznaczny i do bólu aż szczery. Tym razem jednak żadnych zahamowań i z całym przekonaniem piszę, że jeśli ktoś ma Lebena CS-300F, a pewnie i tego starszego, niczego dla swoich uszu i audiofilskiej satysfakcji lepszego nie może zrobić, niż wydać te tysiąc pięćset na rzecz przedstawionej poprawy. Bo weźmy choćby pod uwagę, że kable Tonalium czy Entreqa (niekoniecznie od razu Atlantis) poprawiają brzmienie biorących udział w teście Sennheiser HD 800 w sposób bardzo zdecydowany. A taki kabel to trzy tysiące lub jeszcze więcej.  Nie ma zaś wątpliwości, że odnośne zmiany we wzmacniaczu to lepsza inwestycja. Leben w stanie fabrycznym i poprawiony to są inne wzmacniacze i w ślepym teście nikt by nie zgadł, że to ten sam z poprawkami. Więc nie przedłużajmy sprawy. Nautilus ma zaplecze, ale rzecz wynikła z przypadku – z zachcianki klienta. Bo sami pracownicy to wprawdzie często konstruktorzy, przyzwyczajeni do poprawiania własnych torów, a nawet konstruowania urządzeń od podstaw, ale jakoś nikomu nie przyszło do głowy przy tym Lebenie grzebać. Za dużym pewnie się cieszył szacunkiem i nikt go tykać nie chciał. I dziwne tylko w tym wszystkim – naprawdę bardzo dziwne – że sama manufaktura Lebena nie sięgnęła po tak w sumie proste poprawki. Bezpieczników Verictum zapewne w Japonii nie znają, ale są przecież liczne inne, a dobre kondensatory, rezystory i gniazda to wzmacniaczowy elementarz. Za nich się wstydził nie będę, ale żal mi tych wszystkich wydanych na żer niedoróbek. Jedyna dla nich pociecha, że z lepszym kablem zasilającym i lepszymi źródłami grają Lebeny znacznie lepiej. I sam w recenzji chwaliłem i sam do nich namawiałem. I dalej mocno namawiam, ale już z tą poprawą. Trudno mi sobie wyobrazić, może poza wymianą lamp z beznadziejnych na dobre, podobnie udaną modyfikację.

System:

  • Źródło: CD Sony X222ES.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Leben CS-300F i Leben CS-300F Nautilus.
  • Słuchawki: Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium Audio).
  • Interkonekty: Sulek Audio IC RCA x 2.
  • Kable zasilające: firmowe.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Do końca wakacji upgrade w cenie samego urządzenia!
Pokaż artykuł z podziałem na strony

44 komentarzy w “Recenzja: Leben CS-300F w wersji Nautilus

  1. RH pisze:

    Szanowny Panie Piotrze,
    czy mógłby się Pan pokusić o kilka słów porównania testowanych przez Pana wzmacniaczy, czyli:
    – opisywany tutaj Leben CS-300F (w tej Nautilusowej wersji)
    – Phast Headphone SE
    – Woo Audio WA22
    Zdaję sobie sprawę, że nie porównywał ich Pan bezpośrednio, może jednak uda się skreślić kilka słów refleksji.
    Z pozdrowieniami.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sprawa pozornie prosta jest w istocie zawiła. Już choćby tylko dlatego, że wzmacniacz PhaSta nie miał kondensatorów Mundorfa, a przerobiony Leben miał. Poza tym Leben to przede wszystkim jednak wzmacniacz głośnikowy i najlepiej będą z nim grały słuchawki podpięte do zwór z tyłu. A więc K1000, HE-6 i Abyss 1266. Z kolei PhaSt może przez gniazdo słuchawkowe napędzać czułe kolumny, ale jest przede wszystkim dla słuchawek. A Woo, jako jedyny, obsłuży sygnał symetryczny. Pomijając jednak te komplikacje powiem tak – wydaje mi się (bo nie wiem na sto procent), że Woo i przerobiony Leben to jest ta sama klasa, a PhaSt im ustępuje, ale nie jakoś wyraźnie. I w kontekście Lebena wydaje się też, że z kondensatorami Mundorfa będzie jeszcze o wiele bliżej. Nie osiągnie jednak tej dynamiki i takiej potęgi brzmienia. Lecz kto wie, może osiągnie? Miał przyjść z Mundorfami – nie przyszedł. Jego zapewne strata.

      1. RH pisze:

        Dziękuję za odpowiedź. W pewnym sensie nie jest zaskakująca, a to raczej dobry znak. Akurat w tym przypadku cena urządzeń sugeruje pewien porządek rzeczy, chociaż jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Ewidentnie jednak bez posłuchania się nie obejdzie.
        Z pozdrowieniami.

  2. Piotrek pisze:

    Witam Panie Piotrze.
    Posiadam Lebena 300f od kilku lat, też go stuningowalem!
    Po kolei opiszę, może właścicielom tego zacnego wzmacniacza się to przyda 🙂
    Wymieniłem gniazdo zasilające na furutecha rodowanego.
    Gniazda głośnikowe poszły do śmieci są nędzne, wylądował Wbt nextgen.
    Wyłącznik sieciowy nędza, wstawiłem hebelkowy Panasonic.
    Rezystory pod katody lamp, pod lampy mocy poszły tantalowe shinkoch, pod sterujące audionote silwer no magnetic.
    Na koniec poszedł potencjometr alps, wymieniłem na zacnego Nobla.

    I tym samym oto sposobem Leben wzniósł się na szczyty, ma u mnie dożywocie 🙂
    Naprawdę warto ten wzmacniacz tuningowac!

    Pozdrawiam Piotr.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ano warto. Szkoda każdego dnia, trzeba działać natychmiast.

      1. 3mmm pisze:

        Porównywałem wersję podstawową CS300F i HA-3 V1 w tych samych warunkach i Ayon był dużo ciekawszy dla mnie. V2 jest jeszcze lepsza, ale nie mam możliwości porównania Ayona V2 z CS300F wersja Nautilus. Prosiłbym o porównanie, bo ze względu na moc korci mnie wymiana V2 na CS300F, jeżeli posiada potencjał dorównania przynajmniej temu co Ayon z lepszymi lampami może. Myślę o wymianie HE-6 na 1266, albo Utopie, więc na razie mocowy dobór do słuchawek nie jest priorytetem, tylko potencjał wzmacniacza.

        Pozdrawiam serdecznie gospodarza i zacne grono

        1. Piotr Ryka pisze:

          Postaram się porównać, ale Lebena porwali dla jakiegoś klienta i być może się sprzedał.

        2. AAAFNRAA pisze:

          Leben ze słuchawkami Focala brumi i to bardzo głośno. Z tego powodu Eleary sprzedałem, a Utopii nie kupiłem. Z tym, że ja mam wersję podstawową (CS300f) bez modyfikacji.

          1. 3mmm pisze:

            Dziękuję za uwagę, do Utopii pewnie chciałbym spróbować Euforii. Czasami gdy w HA-3 brakuje mocy do HE-6, w lampach mocy zaczynają pulsować „duszki”. Dzieje się to tylko w maxymalnym ustawieniu potencjometra i tylko na wymagających mocy płytach np. Marcusa Millera. Boję się o lampy, dlatego przesiadam się wtedy na mniej wymagające D7000, które dają dużą przyjemność słuchania, za cenę mniejszej otwartości i przestrzeni, ale ostatnio zacząłem doceniać bardziej intymną i muzykalną stronę audio. Przy długich odsłuchach denony są mniej męczące, ale muzyka na HE-6 jest bardziej rzeczywista.

          2. Stefan pisze:

            Podobnie jest z HA-3 obie wersje, tak już jest ze skutecznymi słuchawkami.

          3. Stefan pisze:

            Godziło o brumienie, no i tu pytanie czy obie wersje Lebena zachowują się tak samo.

          4. Piotr Ryka pisze:

            Lebeny trochę mruczą. Starsza wersja bardziej.

          5. Stefan pisze:

            To jeszcze tylko dopytam czy V16 też?

          6. Piotr Ryka pisze:

            Octave? Nie, jest cichy. Przynajmniej ten u mnie był.

          7. Stefan pisze:

            Tak chodzi o Octave, w takim razie trzeba będzie posłuchać, szkoda ze Lebeny mają tę dolegliwość, u mnie w starym 300XS na HD800, było jeszcze znośnie. A może jeszcze jedno pytanko czy planary grają ok z Lebenem, u mnie HE1000 nie chciały wspólpracować, chyba niedopasowanie impedancyjne.

          8. Piotr Ryka pisze:

            Z HE 1000 mam mało doświadczeń, ale nie widzę powodu, dla którego Lebeny nie miałyby grać z planarami. Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że mimo różnych zapewnień stopień wzmocnienie dla głośników jest lepszy niż słuchawkowy i dlatego rewelacyjneie grały przez kolumnowe zaciski HiFiMAN HE-6 oraz AKG K1000. Podobnie zapewne by grały planarne Abyss AB-1266.

    2. Lech pisze:

      Witam,
      Można poznać szczegóły tej modyfikacji? Chodzi mi o konkretne modele tych elementów. Jakiego rzędu to koszt?
      Czy kondensatory i bezpiecznik pozostawił Pan bez zmian?
      Czy rezystory shinkoch i audionote to inna liga niż użyty w wersji Nautilus Vishay?

      Z góry dziękuję za odpowiedź,
      Pozdrawiam

      1. Piotr Ryka pisze:

        O wszystkie szczegóły proszę pytać w Nautilusie, bo sam tylko oceniałem brzmienie. Tel. 12 425 51 20. Oni przeprowadzają modyfikację, oni są dystrybutorem Lebena na Polskę, fachowiec jest u nich na miejscu.

  3. Tadeusz pisze:

    Żebym ja był taki mądry z 10 lat temu to Leben stałby u mnie do dzisiaj:-(
    Kupiłem tanio od kolegi używaną „300” tę bez oznaczeń ,standardową, kolega
    przeszedł na bardziej wymagające kolumny i Leben już nie wyrabiał.
    Kupiłem go w sumie pod słuchawki bo byłem wtedy na etapie końcówek Luxmana i kolumn Harpia Acoustics.
    Najpierw Lebenik zasilał AKG K701 a potem Sennki HD800 z początku produkcji ,było fajnie ale zachciało mi się Audeze LCD2, te pierwsze
    mocno zawodne egzemplarze.
    W przypadku tych ostatnich pomijając „choroby wieku dziecięcego” miałem poczucie lekkiego ich niedosterowania przez Lebena no i nie grało to tak (dynamika ,rozdzielczość) ze słuchawkami niskoohmowymi jak opisuje Pan Piotr .
    Reasumując ,10 lat temu w początkach boomu słuchawkowego 5 tysi za wzmacniacz do słuchawek wydawało się fanaberią a dzisiaj to nie jest wcale drogo.

  4. Adam Bandys pisze:

    Panie Piotrze,

    napisał Pan w recenzji, że do porównania użył Pan odtwarzacza posiadającego 2 wyjścia sygnału – w tym przypadku Sony 222ES. Jak rozumie, jeden wzmacniacz był podpięty do wyjścia z oznaczeniem „FIXED” drugi do wyjścia „VARIABLE”. Czy podczas testy wziął Pan pod uwagę, że wyjście Variable jest wyjściem regulowanym, które pobiera sygnał z wyjścia fixed, następnie idzie przez nędznej klasy kondensator, 40 cm kabelkiem do układu regulacji głośności umieszczonego na froncie urządzenia, skąd leci takim samym „wysokiej klasy” kabelkiem do gniazd wyjściowych. Jeśli porównywał Pan te 2 wyjścia, to zapewne Pan wie, że jakościowa różnica między nimi jest kolosalna.

    Kolejnym problemem, który ja widzę, to postawienie urządzenia jedno na drugim. Jeśli przeanalizuje Pan konstrukcje Lebena, to sam Pan stwierdzi, że przy takiej konfiguracji urządzenie będące „niżej” będzie znacznie zdegradowane.

    Nie twierdze, że modyfikacja przeprowadzona przez firmę Nautilus nie przynosi korzyści, bo zapewne takowe przynosi, ale biorąc pod uwagę wszystkie te aspekty ciężko mi wywnioskować, które urządzenie jest dźwiękowo bliższe prawdzie.

    Z wyrazami szacunku,
    Adam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Różnicę między wyjściami wziąłem pod uwagę. Wzmacniacze pracowały w obu konfiguracjach wyjść i przede wszystkim także na słabszym teoretycznie regulowanym (różnica brzmieniowa względem nieregulowanego jest skądinąd niewielka) modyfikowany też udowadniał zdecydowaną przewagę. Nie stały przy tym na sobie. Jedynie przy fotografowaniu dla łatwiejszego kadrowania.

  5. Qwertz pisze:

    Szanowny Panie Piotrze,
    co Pan sądzi o zestawie Leben CS300F Nautilius z AKG K812 (zasilanymi kablem Forza AudioWorks Noir Hybrid HPC)? Czy alternatywa dla AKG w postaci Beyerdynamic T1 V2 to tylko kwestia indywidualnych upodobań, czy któreś z nich mogą mieć odczuwalną przewagę? Czy dobrze myślę, że T1 mogę brzmieć lepiej z Claire Hybrid HPC niż Noir Hybrid? I jeszcze coś co mi nie daje spokoju – czy Chord Hugo2 może być konkurencją dla Lebena w wersji Nautilius do w/w słuchawek?

    Dziękuję za podpowiedź i pozdrawiam!

    1. Piotr Ryka pisze:

      CHord Hugo raczej nie może, przynajmniej nie w ramach mojej estetyki muzycznej. Co do w/w słuchawek, to ogólnie przyjmuje się, że Lebeny najlepiej grają z Sennheiser HD 800, ale z AKG i Beyerdynamic też powinno być bardzo dobrze. Natomiast które z tych dwóch, tego nie podejmuję się rozstrzygnąć. Z uwagi na świetną współpracę Lebena CS300 także z AKG K701 może AKG? Nie podejmuję się także wyrokować w kwestii wyboru kabli FAW. Trzeba pożyczyć oba i wybrać bardziej się podobający. Inaczej zgaduj-zgadula.

    2. Michal Pastuszak pisze:

      Hugo 2 prawie na pewno nie sprawdzi sie dobrze w roli wzmacniacza sluchawkowego (u mnie duzo lepiej wypada w tej roli osobny wzmacniacz Rapture 2), posiadam go i jest to znakomity DAC, ale wyjscie na nauszniki sporo odstaje moim zdaniem (traci sie na wypelnieniu i dociazeniu, bas nie ma tego zejscia, tonalnie wszystko bedzie przesuniete ku gorze i plastyka tez siada). Niektorym sie to moze i podoba (wyczynowa przejrzystosc), ale mnie taki dzwiek jednak juz nieco meczy po 30minutach, przynajmniej ze sluchawkami ktore posiadam.

      Potencjalna alternatywa moglby byc ale Hugo TT2, bo ten ma sporo solidniejsze (w tym i mocowo) wyjscie sluchawkowe, ale to koniecznie nalezy zweryfikowac odsluchem, nic nie kupowac w ciemno.

  6. MAESTRo pisze:

    Leben cs 300 z odpowiednim daciem zjada na sniadanie hugo2…

  7. rlc pisze:

    Dokładnie tak. Ja od czasu do czasu podłączam H2 do Lebena i jest to poziom wyżej. Co najmniej poziom. Hugo to doskonały DAC, natomiast z tym jego wzmacniaczem, to jest tak, że ma a jakoby go nie miał 🙂 Hugo nie ma osobnego wzmacniacza słuchawkowego na pokładzie. Sygnał bierze prosto z DAC i ma jedynie układ zmieniający domenę prądową na napięciową. A to oznacza, że podłączenie zewnętrznego wzmacniacza daje wartość dodaną. Wiadomo im lepszy wzmacniacz, tym ta jakość wyższa. Z wyjść RCA i słuchawkowych idzie ten sam sygnał, słyszałem, że z powodzeniem z RCA można napędzić wysoko skuteczne kolumny… przy 8 Ohm ma 1W mocy. Sam nie testowałem.

  8. Qwertz pisze:

    Dziękuję za wszystkie cenne uwagi. Co do samych słuchawek, to czy warto rozważać też Fostexy TH909? Czy wzrost ceny względem K812 czy HD800 jest uzasadniony, a zalety do wychwycenia na Lebenie?
    I co do DAC-a – czy Hugo 2 jest odpowiedni do Lebena, czy jest jakaś przystępniejsza cenowo alternatywa, już niekoniecznie ze wzmacniaczem słuchawkowym?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Fostex TH909 nie są postępem względem HD 800 i AKG K812. Polecany przeze mnie przetwornik to:

      https://audiostacja.pl/produkty/przetworniki/przetworniki-analogowo-cyfrowe/rme-adi-2-pro-fs-black-edition-przetwornik-adda/

      1. Qwertz pisze:

        Zawsze się człowiek dowie czegoś interesującego – i co do słuchawek i co do DAC-a. A są już jakieś konkretniejsze plany co do daty recenzji tego kombajnu RME?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie, jeszcze nie.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Oba przyjechały, oba się grzeją.

        2. Andrzej pisze:

          Piotr Ryka pisze:
          29 stycznia 2019 o 13:07
          „Oba przyjechały, oba się grzeją.”

          Dopiero się grzeją, a już od tygodnia są polecane?

          1. PlanarFun pisze:

            To chociaż proszę uchylić rąbek tajemnicy – czy RME ADI-2 DAC ma ciekawą barwę i jest muzykalny, czy też bardziej techniczny ale z ciekawą barwą?:)

  9. Andrzej pisze:

    Widzę, że jest nowy DAC faworyt.
    Czekam niecierpliwie na recenzję. Z wyglądu przypomina sprzęt studyjny.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bo to firma produkująca sprzęt profesjonalny.

  10. piotras pisze:

    Jak wypada porównanie Lebena CS-300F w wersji Nautilus z Cary Audio CAD-300SEI ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Podobne brzmienia. U Cary wszystko zależy od włożonych lamp, bo zakupowe są średnie. Cary jest droższy, ale ma większy potencjał.

  11. Mirek pisze:

    wiadomo jak CARY 300B łyka lebena jak woźny cwiartkę, ale wiadomo cary to najlepszy wzmacniacz…

  12. Robert pisze:

    Witam Panie Piotrze.
    Jakie słuchawki zamknięte poleciłby mi Pan do mojego Lebena 300F, budżet to ok. 2kzł, kierując się w miarę wysoką impedancją (nie wiem czy słusznie) znalazłem Fostexy NDH20 i Beyerdynamiki DT 1770 Pro, które z nich będą lepiej pracować z Lebenem, a może jeszcze jakieś inne słuchawki jest mi Pan w stanie polecić?
    Pozdrawiam Robert

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Proponowałbym Fostex T60RP lub AKG K712 albo K701. Te AKG są formalnie otwarte, ale niezbyt głośne na zewnątrz, a dobrze do tego wzmacniacza pasują. Ogólnie biorąc do Lebena CS300 należałoby dobrać dużo droższe słuchawki.

      1. Qwertz pisze:

        Nie jestem ekspertem klasy mojego przedmówcy, ale dla mnie AKG K712 grał bardzo płasko, nudno, aczkolwiek miały tylko 100 godzin grania za sobą, może to było przyczyną. Podobały mi się Beyerdynamic T90 i DT880 PRO, choć to poniżej budżetu i nie zamknięte, ale te drugie w miarę ciche na zewnątrz. Audio-Technica AP2000Ti jeszcze znacznie lepiej pod każdym względem, ale tym razem powyżej budżetu i nie dla tych, którzy szukają zdecydowanej, mięsistej podstawy basowej. Fostexów nie miałem okazji testować, natomiast Beyerdynamiców co do zasady bym się nie obawiał.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Ja też nie lubię AKG 701 i 712, ale akurat z tym Lebenem grają wyjątkowo dobrze. Jeżeli zamkniętość jewst bardzo ważna, to chyba Fostex TH610.

  13. Robert pisze:

    Panowie, dziękuję za porady,w natłoku obejrzanych modeli pomyliłem słuchawki,chodziło mi o Neumany NDH20 a nie Fostexy, oprócz tego żeby były ciche na zewnątrz zależy mi na tym aby dzwięki otoczenia (np. telewizor) nie zakłócały mi słuchania muzyki, dlatego pytałem o słuchawki zamknięte

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy