Recenzja: LB-acoustics Mysphere 3

Brzmienie

Przetworniki mają wymienne.

Brzmienie, jako finalne dla toru audio zjawisko, o które właśnie chodziło, jest oczywiście czymś plastycznym – można je kształtować na równi źródłem i wzmacniaczem, jak też okablowaniem. Ale w przypadku Mysphere 3 dochodzi do tego nie tylko kabel samych słuchawek wraz z tym między wzmacniaczem a źródłem, ale też, w równie decydującym stopniu, kable zasilające to źródło i ten wzmacniacz.

Heinz Renner napisał mi, że próbował obu wersji Mysphere z różnymi alternatywnymi słuchawkowymi kablami, min. od  In-Akustik, JPS Labs i Double Helix, rzecz jasna uzyskując różne brzmienia, lecz zawsze na zasadzie kompromisu. Z czego by wynikało, że kable dołączone do słuchawek są wysokiej jakości i jakichś rewelacji wraz z użyciem droższych/lepszych się nie należy spodziewać.  Tego samego nie mogę odnieść do próbowanych przez siebie kabli zasilających. Tu w całej pełni zalety słuchawek umiał wydobyć dopiero Sulek 9×9 w przetworniku, wspierany Sulkiem Edia (zamiennie z Hijiri Nagomi) we wzmacniaczu. Bez wsparcia obu tych kabli gęstość oraz faktura brzmienia nie chciały w pełni zabłysnąć i przykładowo z Illuminati Reference w przetworniku było zdecydowanie za ostro. Ale zacznijmy od wersji 3.1, dla której kable zasilające nie stanowią problemu, ponieważ są niepotrzebne.

Mysphere 3.1 z Astell & Kern AK380

Brzmienie z dawnym flagowcem Astella pojawiło się ze wszech miar godne pochwały, poza jednym jedynym czynnikiem – mocy okazało się nie dość. Ściśle biorąc DAP średniej mocy zmuszony był pracować na samej granicy swoich możliwości – dopiero wówczas zapewniał przeznaczonym dla siebie Mysphere granie głośne, ale i tak mniej głośne niż to niektórzy lubią. Niemniej głośne, głośne naprawdę. W tej minimalnie, ale jednak dwuznacznej sytuacji, dodatkowy wzmacniacz przenośny był rzeczą pożądaną, albo alternatywnie sam odtwarzacz z większym ładunkiem mocy, lecz takich za wiele nie ma. Mimo to scharakteryzuję co usłyszałem, a bardzo ciekawe rzeczy.

Dźwięk Mysphere 3.1 opisać należy jako nieprzeciętnie głęboki, gęsty i plastyczny. Wyobraźcie sobie brzmienie pod tymi względami całkowicie sycące i całe takie, że jak na odtwarzacz przenośny, to naprawdę dużo ponad oczekiwania. Tak grało. Na obszernej, ale nieprzesadnie zwracającej na siebie uwagę scenie, królowała muzyka. Pełnoporcjowa, wysokokaloryczna – jednocześnie płynna i gęsta. Uwagę zwracał miąższość tkanki, gładkość obrysów, efektownie ciemna karnacja, moc oraz witalność. Zaskakujący zatem obraz jak na słuchawki grające w przestrzeni całkowicie otwartej, w istocie nagłowne monitory. Spodziewalibyśmy się raczej (także poprzez tę cienkość kabelka) czegoś może szczegółowego i wyraźnego, na pewno też otwartego, ale nie tak gęstego, tak esencjalnego. Tymczasem otwartość – rzeczywiście, zgoła niesłuchawkowa – ale w równie zaskakującym stopniu tamto, to mniej oczekiwane. Moc basu, całościowa potęga, energetyczny nawał – to wszystko atakowało, przytłaczało. I jednocześnie miało formę, o którą od założeń chodziło – jakby to nie były słuchawki, jakbyś słuchał głośników. Czuć oczywiście było granie przy blisko ucha, ale co do formy stuprocentowo otwarte, pozbawione śladu jakiejkolwiek bariery, odbić.

 

 

 

 

Ten zanik słuchawkowej muszli – zarówno fizyczny w sensie konstrukcyjnym, jak i fizjologiczno-audialny – daje inne muzyczne życie, nie wymaga przyzwyczajenia. A warto tu przypomnieć, że gdy jedni słuchanie poprzez słuchawki kupują bez grymasów i nie robi im większej różnicy strona alternatywy: słuchawki czy głośniki, to inni słuchawek nie znoszą, gdyż wywołują u nich mniejszą czy większą klaustrofobię. Tego z Mysphere nie będzie, poczucie zamknięcia wyparowuje ze szczętem. Lecz nie mniej ważne także to, że rzecz nie dzieje się kosztem brzmienia. Atutu otwartości i dźwiękowej swobody nie dostajemy w zamian za odchudzenie, nie takie nasycenie, redukcję barwy i basu. Dźwięk właśnie bardziej jest gęsty, nasycony i basowo obfity, niż ma to miejsce w nawet bardzo dobrych słuchawkach. A jednocześnie jest otwarty. Nie należy zarazem do tych, które skupiają się przede wszystkim na ekspozycji detaliczności, kruchości, separacji. Brzmienie w najlepszym tego słowa znaczeniu produkowało się naturalne, nieprzedobrzone w żadną stronę, niezwichrowane jakąś manierycznością. Żadnej maniery – tej czy innej – sama witalna żywość. Wyraźny obraz, precyzyjny modelunek faktur i w każdym z zakresów trójwymiarowość nie zostają okupione przeinaczeniami, redukcją czegoś innego. Nie ma ani parcia na szczegół, ani parcia na muzykalność. Stuprocentowe wypośrodkowanie i tylko sama jakość przeciągnięta daleko na stronę wysokiej. Zwracał także uwagę brak pogłosowej aury, jako jedynej zredukowanej na rzecz tej niespotykanej u słuchawek otwartości. Traciła na tym obecność wnętrza, zyskiwała właśnie otwartość.

Temperatura należała do tych całkowicie pomijalnych, nie zwracających uwagi. (I bardzo dobrze.)  Znaczyło to, że odpowiada prawdzie, podobnie jak prawdą była ta otwartość. Prawdziwy był też brak wysilania w odniesieniu do czegokolwiek, a sama złożoność brzmienia nie całkiem jak prawdziwa, lecz jak na granie z DAP-a rewelacyjna, zwłaszcza w kontekście całościowego ujęcia o tej miary wyważeniu. Głębia, moc oraz nasycenie szły o lepszą z muzykalnością, a jedyne czego nie było, a co lubię, to chropawości tekstur. Cały przekaz był w tej gęstości i głębokości gładki, ciemny, zmysłowy.

A pałąk na rzecz tego „sprytu” rozbierany.

Wady? Tak – jedna potencjalna. Przy najniższych basowych zejściach membrany łapały czasem w przypadku słabych nagrań przestery. Przestery należące do samych tych nagrań, ale bardziej z Mysphere obecne niż przykładowo z Grado PS2000e. Co można interpretować dwojako: równie dobrze jako słabość maskowania, co jako uczciwość odtwórczą. Sam nie będę tego przesądzał; trzeba być w każdym razie gotowym, że te basowe przestery (i nie tylko basowe) pochodzące od gorszego muzycznego materiału nie podlegają retuszowi. Co ani trochę nie przeszkodziło temu, że obraz brzmień perkusyjnych należał do jednych z najlepszych, jakie poprzez AK380 słyszałem, a naturalność głosów okazała się całkowita.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: LB-acoustics Mysphere 3

  1. Włodek pisze:

    Piotrze, jak nie przetestujesz w końcu tych RAALi to nie będę Cię więcej czytał 🙂
    A tak serio to bardzo by się przydało ich posłuchać, prawda ? Sam się zastanawiam czy nie zaryzykować zakupu, w końcu można zwrócić. Michał / Pastwa je mocno chwalił.
    Pozdrowienia

    1. Piotr Ryka pisze:

      Posłuchanie RAAL było dotąd możliwe na naszym kontynencie jedynie u holenderskiego dystrybutora albo z łaski producenta na jakimś pokazie. Ale polska dystrybucja już w drodze i są w związku z tym pewne szanse na recenzję. Póki co przyjechały Final D8000 Pro, i to jest też smakowity kąsek. Wcześniej jednak obniżymy pułap kosztowy, bo nie można opisywać samej drożyzny.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Bardzo fajna recenzja i trafna trzeba stwierdzic ze „ucho” to ja mam,napisalem o nich bardziej prosto i namacalnie,bo recenzentem nie jestem a ty Piotrze bardziej”artystycznie”ujeles to jak sie maja do K-1000.Moje zdanie jest takie ze sa efekciarskie,zgrabne ,ladne i dla mlodych duchem osob fajne,sprzedaz bylaby swietna ich przy cenie £1000…€1000…$1000 zalezy od kraju sprzedazy.
    Dopiero zabawa prawdziwa i porownanie zacznie sie z K-1000 kiedy dostaniesz sluchawki RAAL to dopiero zobaczysz zawodnika i z wygladu i z grania.Tylko nie zaczynaj odsluchow, bez wzmacniacza trazystorowego ,ktory najlepiej jak bedzie mial ok.150W bo te sluchawki maja w komplecie jeszcze przystawke wygladajaca jak maly wzm. bez tego nie graja.
    Nic nie pokona K-1000 bo nie potrzebuja ani przystawki ani takiego wielkiego wzm trazystorowego a z lampa nie zagraja, a K-1000 ze wzm lampowym graja piekniej od skuchawek RAAL i zobaczysz potwierdzi sie znowu moje „ucho”….

  3. Marcin pisze:

    Ze swojej strony pragnę potwierdzić fachowość i pełne wsparcie pozakupowe producenta MySphere. Z Heinzem Rennerem nie widzieliśmy się w realu, jednak kilka wymienionych maili doprowadziło do tego, że wysłałem mu moje K1000, które chorowały na lekkie przesterowanie najniższych tonów. Heinz odpicował mi je jak złoto i grają teraz bez wspomnianej przywary. W odwecie miałem wielką przyjemność pomóc Heinzowi w zrecenzowaniu przez Piotra MySphere. A to chyba pierwsza recenzja tych słuchawek w Polsce, więc tym bardziej się cieszę, że same plusy wynikły ze wspomnianej wyżej korespondencji. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy