Recenzja: LB-acoustics Mysphere 3

   Krótka wymiana zdawkowej korespondencji, z której do odnotowania są moje wyrazy uszanowania dla twórców sławnych AKG K1000 i w drugą stronę wskazanie mojej osoby jako odpowiedniej do napisania recenzji z uwagi na tych K1000 posiadanie, poprzedziła dostarczenie pocztą kurierską przesyłki z Wiednia, w niej tytułowych słuchawek. Nietypowych, będących współczesną wersją pamiętnych z 1989 roku; czyli trzydzieści lat właśnie mija, a przecież jakby to było wczoraj, kiedy o nich pierwszy raz czytałem w magazynie „Video Audio”. Głowy nie dam, że to był ten magazyn, ale dobrze pamiętam dwustronicowy opis, zdjęcia i uwagi o dedykowanym wzmacniaczu oraz dedykowanym cyfrowym przetworniku akustyki. Tego przetwornika nigdy nawet na oczy nie widziałem, czego bardzo żałuję, a i na same K1000 początkowo niespecjalną miałem ochotę, bo opinie o nich dotarły zrazu nieprzychylne. Ktoś słuchał, bardzo mu się nie podobały, podzielił się tym ze mną, temat wydawał się zamknięty. Ale po pewnym czasie wieści zaczęły napływać inne – że właśnie nie, że to jedne z najlepszych na świecie, może nawet najlepsze – najprawdziwiej grające. Sprawa znów się otwarła, w dodatku całkiem na oścież, ponieważ na naszym rynku wtórnym w początku lat dwutysięcznych chodziły w niskich cenach. Jedna para umknęła mi sprzed nosa za mniej niż tysiąc złotych; dzwoniłem nawet potem do oferenta i faktycznie za tyle sprzedał, nie zdając sobie sprawy z wartości. Sam kupiłem za mniej niż dwa, i to był na pewno najlepszy interes audio, jaki zrobiłem w życiu. Od startu, jeszcze z oryginalnym kablem, zagrały fantastycznie, a potem od Entreqa dostałem ich flagowy przewód Atlantis, by z nimi się promował. Szokowy to był skok jakościowy, toteż powtórzę słowa Salierego wpatrzonego w partyturę Mozarta: „usuwasz jedną nutę, cała konstrukcja się wali”. Tak jest także z kablami w aparaturze audio – jeden nie taki, system w gruzach. Teraz też o tym się przekonamy; o kablach jednak na razie dosyć, jeszcze do nich wrócimy.

Dzięki Mysphere 3 dowiedziałem się więcej o antenacie K1000; między innymi tego, że prototyp powstał w 1987, a same słuchawki zjawiły w 1989, a więc rok wcześniej niż sam ustaliłem na podstawie daty druku instrukcji obsługi. W artykule „Ludzie i dziedzictwo”, na stronie poświęconej projektowi Mysphere, czytamy też, że stoją za nim ci sami ludzie, którzy opracowali K1000:  inżynier Helmut Ryback, wcześniej odpowiedzialny za powstanie  AKG K240 DF (do dziś pozostających w użyciu sławnych słuchawek studyjnych) oraz inżynier Heinz Renner, kierownik projektu K1000. Przypomniano też historię z wyborem przetwornika, odnośnie którego brano początkowo pod uwagę także konstrukcje elektrostatyczne i ortodynamiczne, ale ostatecznie zdecydowano się na dynamiczną, z uwagi na najlepsze pchanie powietrza w zakresie niskich częstotliwości (że tak kolokwialnie to ujmę). Nie od rzeczy, ponieważ to samo tyczy Mysphere, będzie też przypomnienie, iż  u podstaw całego przedsięwzięcia legło pragnienie zbudowania słuchawek dających stan znalezienia się słuchacza „w idealnym pomieszczeniu z optymalnymi głośnikami”. To się udało, chociaż łatwo nie było. Należało wynaleźć specjalne magnesy radialne, wymyślić prostokątną membranę i rozwiązać problemy z jej nadmiernym wzbudzaniem na obrzeżach. To wszystko udało się zrobić, mnogie trudności przezwyciężyć, na koniec brzmieniem zachwycić.

Czasy podobno zdążają ku nowemu i wynalazczość wraz z nimi, choć sądząc po samej jakości dźwięku w słuchawkach i głośnikach, można mieć co do tego wątpliwości. Jakoś tak dziwnie się złożyło, że na przełomie lat 80-tych i 90-tych sypnęło słuchawkami, których nie udało się potem przebić. Super kareta z pięciu asów: AKG K1000, Sony MDR-R10, Sennheiser Orpheus, Stax SR-Ω i Grado HP1000 niezagrożona pomyka dalej, ku coraz dalszej niepobitej przeszłości. Heinz Renner i Helmut Ryback piszą mimo to, iż wiele się zmieniło, technologia się posunęła. Zjawiły nowe materiały, bardziej zaawansowane symulacje komputerowe i metody pomiaru, rozwinęła psychoakustyka. Dzięki lepszym sztucznym głowom doposażonym w sztuczne tułowia oraz laserowym pomiarom efektu Dopplera można było wspiąć się na wyższe poziomy wiedzy o interakcjach towarzyszących odbiorowi dźwięku, a wraz z tym zaświtała idea stworzenia słuchawek będących ulepszoną kontynuacją przełomowych K1000.  

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: LB-acoustics Mysphere 3

  1. Włodek pisze:

    Piotrze, jak nie przetestujesz w końcu tych RAALi to nie będę Cię więcej czytał 🙂
    A tak serio to bardzo by się przydało ich posłuchać, prawda ? Sam się zastanawiam czy nie zaryzykować zakupu, w końcu można zwrócić. Michał / Pastwa je mocno chwalił.
    Pozdrowienia

    1. Piotr Ryka pisze:

      Posłuchanie RAAL było dotąd możliwe na naszym kontynencie jedynie u holenderskiego dystrybutora albo z łaski producenta na jakimś pokazie. Ale polska dystrybucja już w drodze i są w związku z tym pewne szanse na recenzję. Póki co przyjechały Final D8000 Pro, i to jest też smakowity kąsek. Wcześniej jednak obniżymy pułap kosztowy, bo nie można opisywać samej drożyzny.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Bardzo fajna recenzja i trafna trzeba stwierdzic ze „ucho” to ja mam,napisalem o nich bardziej prosto i namacalnie,bo recenzentem nie jestem a ty Piotrze bardziej”artystycznie”ujeles to jak sie maja do K-1000.Moje zdanie jest takie ze sa efekciarskie,zgrabne ,ladne i dla mlodych duchem osob fajne,sprzedaz bylaby swietna ich przy cenie £1000…€1000…$1000 zalezy od kraju sprzedazy.
    Dopiero zabawa prawdziwa i porownanie zacznie sie z K-1000 kiedy dostaniesz sluchawki RAAL to dopiero zobaczysz zawodnika i z wygladu i z grania.Tylko nie zaczynaj odsluchow, bez wzmacniacza trazystorowego ,ktory najlepiej jak bedzie mial ok.150W bo te sluchawki maja w komplecie jeszcze przystawke wygladajaca jak maly wzm. bez tego nie graja.
    Nic nie pokona K-1000 bo nie potrzebuja ani przystawki ani takiego wielkiego wzm trazystorowego a z lampa nie zagraja, a K-1000 ze wzm lampowym graja piekniej od skuchawek RAAL i zobaczysz potwierdzi sie znowu moje „ucho”….

  3. Marcin pisze:

    Ze swojej strony pragnę potwierdzić fachowość i pełne wsparcie pozakupowe producenta MySphere. Z Heinzem Rennerem nie widzieliśmy się w realu, jednak kilka wymienionych maili doprowadziło do tego, że wysłałem mu moje K1000, które chorowały na lekkie przesterowanie najniższych tonów. Heinz odpicował mi je jak złoto i grają teraz bez wspomnianej przywary. W odwecie miałem wielką przyjemność pomóc Heinzowi w zrecenzowaniu przez Piotra MySphere. A to chyba pierwsza recenzja tych słuchawek w Polsce, więc tym bardziej się cieszę, że same plusy wynikły ze wspomnianej wyżej korespondencji. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy