Recenzja: Lampy 12AX7/ECC83 – porównanie

Brzmienia cd.

RCA 12AX7 Black plate

Jak już mówiłem, odsłuchy (bardziej z rozpędu niż umyślnie) prowadziłem bez znajomości cen i dlatego troszeczkę jestem z siebie dumny. Coś trochę było w tym ze ślepego testu, który udało się przebrnąć. Nic bowiem nie wiedziałem o tym, że te RCA są referencyjne i wycenione inaczej, że wołają za nie w przypadku lamp dobrze dobranych w parę oraz z pełną emisją ponad tysiąc osiemset. Niewiele też mogła podpowiedzieć długa anoda, bo u poprzednich też długie; ewentualnie jakość mogło podszeptywać tych anod czarne, metaliczne pokrycie, ale ileż to lamp takiego nie ma, a grają fenomenalnie. (Za chwilę na takie się natkniemy.)

Dość, do rzeczy. Największa dźwięczność, czułki dotyku, magia, mienienie się w koloraturach – soprany samo piękno. Więcej niż u poprzednich brzmieniowych warstw, czaru, ciepła i falowania. Dystans do referencyjnych Mullardow ledwie zauważalny – odrobina mniej magii i oddechu. Ta sama natomiast dawka wszelakiej holografii, tak samo dźwięczne dzwoneczki. Głębia nie tylko samego brzmienia, ale przede wszystkim warstwowa, jakby muzycznych planów i kształtów przybyło. Dopiero wraz z nimi ten sam co u referencji meszek na dźwiękach i dopiero wraz z nimi powrót aktywnych – pompujących brzmienia pogłosów. Te lampy naprawdę warto kupić, tamte przy nich to jak protezy. Gardła, oddechy, chrypki, tekstury – to wszystko wreszcie super. I super też oklaski. Znów na koncercie całym sobą, znów „tam”, pośród autentycznej muzyki i zjawiskowo pięknych głosów. Identyczna jak u Mullardów stylizacja dźwięku, a ślepego testu normalnej mowy nie próbowałem, bo w pojedynkę się nie da, ale trudny byłby do przejścia na innych słuchawkach niż L5000. Ogólnie zatem super i pełna rekomendacja. Może nawet je sobie sprawię.

Telefunken ECC83 ribbed-plate  

Oryginał to oryginał – nie tylko droższy, ale też lepszy. Para tych Telefunkenów w należytym doborze i stanie to koszt 1900 złotych. Ale też wersje ribbed-plate są od smooth-plate z kopii Ei nieco droższe. Brzmienie się pokazało nad którym nie ma co się specjalnie rozwodzić, bo poza jednym faktem – że było nieco jaśniejsze i o włos bardziej pastelowe – to niemal takie samo, jak to przed chwilą z black-plate RCA. Śladowo większa procentowa dawka sopranów za tą jasnością stała, powodująca także więcej młodzieńczości w głosach, nieco delikatniejszą delikatność i nie tak gęste pogłosy. Ale to wszystko na granicy wychwytywania, odbiór generalny ten sam. Magia, meszek na dźwiękach, dojmujący realizm i ujmujący sposób bycia. Brzmienie nie kubek w kubek tak wspaniałe, jak u referencji Mullarda, ale słuchane z równą przyjemnością. Spokojnie mogę je polecić; zwłaszcza że jeszcze coś dodatkowo, co mają właśnie Telefunkeny. Nie wszystkie, ale niektóre mają i mnie to bardzo odpowiada. Do dziś dnia żałuję niekupionych Telefunken ECC88 D-getter, które wcale nie były CCa, czyli najlepsze z najlepszych, ale tych CCa słuchałem i mniej mi się podobały. To coś znów trudnego do nazwania, ale chyba najlepiej opisowo będzie powiedzieć, że umie łączyć jasne i pastelowe światło z fenomenalną jakością wszystkich cech poszczególnych. To daje piorunujący efekt pastelowej skromności i pozostałego bogactwa, i takie coś chyba tylko od lamp  Telefunkena. Wspomniane ECC88 nie dały wprawdzie się kupić, gdyż trzy godziny po włączeniu zaczynały się zakłócające szumy i nic nie można było z tym zrobić, ale zostały w pamięci i strasznie ich żałowałem. Te tutaj ECC83 nie miały wprawdzie tej telefunkenowej nuty w takiej dawce, ale coś niewątpliwie z niej miały i to mnie ujmowało.

Raytheon 12AX7 shiny-black-plates

Te pochodzące z przełomu lat 50-tych i 60-tych najlepsze w dziejach firmy Raytheon 12AX7/ECC83 są rekomendowane na stronie internetowej dostarczyciela jako ”bezsprzecznie najlepsza lampa ECC83 na świecie”. Podobno powstały na zamówienie US Navy, jako szczególnie czułe i ciche (pozbawione szumów własnych), aby pracować w sonarach. Wyprodukowana została zaledwie jedna partia, późniejsze ECC83 Raytheon to już nie to. A miejmy także świadomość, czym jest tu firma produkująca. Przychody w 2018-tym ponad 27 miliardów dolarów; jeden z największych koncernów zbrojeniowych świata.  Więc technologia z absolutnego topu, aż po tę niedostępną zwykłym śmiertelnikom. Wartość według aktualnej wyceny tych shiny-black-plate to równe 2000 PLN za parę, a co w zamian? W zamian wewnątrz długa anoda i brzmienie ciemne, gęste, bardziej obfitujące dolnymi niż górnymi rejestrami. Płynne, muzykalne, bardzo miłe i łatwe w odbiorze, a stylistycznie bliskie Mullardom i zwłaszcza RCA – tak jak one amerykańskim i określanym mianem black-plate. Słuchałem tych Raytheon w drugiej turze, mającej miejsce następnego dnia, która skupiała się na porównywaniu korony lampowej 12AX7 made in USA – trzecimi były podobnie sławne i cenne Tung-Sol. O nich za moment i one brzmieniowo inne, natomiast  Mullard, RCA i Raytheon stanowiły brzmieniowo jedną grupę, której rozróżnienie na kolumnach Zingali i nawet słuchawkach Meze nie było całkiem łatwe, choć bez problemu do przejścia. Mullardy brzmieniowo były najbogatsze i najbardziej niezwykłe, a RCA i Raytheony bardziej zbierające brzmienia w jedną całość, bardziej brzmieniowo jednoznaczne. Nie tak też różnorodne pogłosowo, natomiast pełne, gęste, melodyjne.

Operujące zarówno trójwymiarowo szlachetną brzmieniową bryłą, jak i głęboką sceną z holografią. Jedyna większa różnica tyczyła niższych rejestrów, których RCA dawały procentowo więcej i w gładszym otoczeniu. Obfitsza góra Raytheonów w przypadku Zingali i Meze wtapiała się w muzykalność, ale w przypadku wyjątkowo strzelistej u Audio-Techniki potrafiła przejawiać pewną szorstkość, niekoniecznie taką z przyjemnych. To jednak mało znaczy, bo te słuchawki efemerydą – nie będę się teraz z ich opisem wyrywał, ale są naprawdę niezwykłe. Dlatego ich użyłem i nie bez ważkich efektów. Górne rejestry selekcjonują wściekle i do nich te z RCA, a tym bardziej Mullardy pasowały lepiej. Niemniej kiedy w torze deficyt góry, Raytheon mogą być od RCA przydatniejsze. Nie od Mullardów, które ogólnie są lepsze, ale to wszystko rozróżnienia na hierarchicznych szczytach. Zresztą, jeżeli komuś bardziej odpowiada brzmienie zaciskające się w węzły harmoniczne od harmonicznie postrzępionego i bardziej wielowarstwowego, to RCA i Raytheon przed Mullardem.

Z mocniejszą niż u RCA górą w obrębie bardzo spójnego pasma na bazie gęstych, bardziej ciemnych niż jasnych i pięknie melodyjnych dźwięków, dają referencyjne Raytheon brzmienie rasowe, spełniające tej rasowości wszystkie kryteria. Mające lekki sopranowy akcencik pośród ogólnie głębokiego i bardzo nisko schodzącego brzmienia w oprawie mocnego pogłosu. Generalnie są to jednak lampy brzmieniowego środka, to znaczy z niczym się nie wyrywające. „Świetna lampa” – to pierwsza myśl podczas słuchania, która się w inną podczas sesji nie zmienia i towarzyszy nam do końca. RCA są wprawdzie jeszcze bardziej „środkowe”, bo sopranowo łatwiejsze i jeszcze melodyjniejsze, ale różnica bardzo mała, najmniejsza w całym teście.

Tung-Sol 12AX7 long-grey-plate

Trzecie z amerykańskiej korony też są za dwa tysiące para, ale wiekowo nieco młodsze, z 1963 roku. (Sama firma z 1907, a jej skrótowcem będąca nazwa w rozwinięciu oznacza „Słońce wolframu”.) Warto także podkreślić, że to pierwszy producent lamp specjalnie przeznaczonych dla sektora Hi-Fi, poczynając już od 1954 roku. Cała budowa testowanych 12AX7 zawiera się w ich przez długość i szarość znaczonej nazwie, natomiast brzmienie od dwóch z konkurencyjnego topu mają sporo inne, na pewno nie do pomylenie. Albowiem dają jeszcze więcej góry, zdecydowanie więcej. W porównaniu z nimi nawet Raytheon są powściągliwe, a RCA z akcentem dolnym a nie górnym. Co bynajmniej nie znaczy, że Tung-Sol nie potrafią basem. Nie tylko że potrafią, ale dzięki sopranowemu wzmożeniu ich bas basuje na bardziej objętościowych i lepiej opisanych co do kształtu pudłach i membranach, ponieważ nawet kształt bębnów i pudło wiolonczeli są rysowane sopranami. Te soprany w szarych Tung-Sol są dodatkową wartością, ale do ujarzmienia trudną. Przykładem niech będzie fakt, że rocznicowej Audio-Techniki z nimi w Twin-Head nie dało się z przyjemnością słuchać, dopóki wszystkie lampy porządnie się nie rozgrzały. A nawet po tym czasie stare nagrania były boleśnie obnażane – nic ich nie upiększało, żadne cięcie na górze i dodatkowe wypełnianie. Lecz z drugiej strony wszystkie komory akustyczne, sale, dzwonki, blachy, dęciaki – to wszystko miało najciekawsze, najbardziej autentyczne brzmienie. Ton wysoki należy przecież do jądra samej muzyki, a że się go zwykle tnie lub psuje, to na pohybel psującym. Nie robią tego jednak ani słuchawki rocznicowe Audio-Techniki, ani dawne 12AX7 Tung-Sol. Efektem brzmienie najtrudniejsze ze wszystkich tu przedstawianych, ale też wyjątkowe. Kiedy zacząłem słuchać, najpierw popadłem w zachwyt, potem przy starych nagraniach się krzywiłem, a potem znów zachwycałem. Rozdzielczość, rozwarcie pasma, obrazowanie akustyki wnętrz i wpisywanie w nie głosów – to wszystko dają te Tung-Sol wyjątkowe, niecodzienne, specjalne. Dlatego gdyby miał z amerykańskiej trójki wskazać zwycięzcę, zagłosowałbym na nie. Ale jedynie pod warunkiem stosowania w najlepszych torach.

ECC83 Siemens Typ 1

I na sam koniec coś znów wyjątkowego. Najdroższe z wszystkich, mimo że stosunkowo mało stare. Z 1967 roku się wywodzące Siemensy szacuje sprzedawca na 3200 PLN z uwagi na wyjątkową rzadkość. Ale też i brzmienie niezwykłe, obok Mullardów i Tung-Sol najdalsze od przeciętności. To nie są lampy środka, ale ani nie przez harmoniczne szaleństwo, ani przez sopranowe. Są przez szaleństwo przestrzenne. Spośród wszystkich tu testowanych i wszystkich jakie słyszałem nadawały samym brzmieniom największą objętość i umieszczały je w największych kubaturach. Magia obszaru i na nim holografii jest dla nich charakterystyczna i jedyna w swoim rodzaju. Poza tym brzmienie dosyć ciemne, jak zresztą u większości porównywanych. Stosunkowo też nisko postawione, przez co najpotężniejszy bas, chociaż w razie potrzeby pospołu z mocno zaznaczającą się górą. Od pierwszych sekund z nim spotkania rozumiesz, że trafiłeś na specjalny obszar, że to inne, niezwykłe. Brak agresji, zachwycająca przestrzeń, głęboki oddech, imponujący bas, zjawiskowo kontrolowana góra. W stepowaniu więcej głuchej deski niż podkutego obcasa, dzwonki przede wszystkim obszerne i głębokie, dopiero potem rozdzwonione i przenikliwe. Lecz przede wszystkim przestrzeń, przestrzeń, przestrzeń…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Lampy 12AX7/ECC83 – porównanie

  1. Piotr Ryka pisze:

    Zdjęcia się uzupełni. Lampa Raytheon 12AX7 jest widoczna na zdjęciu z dwiema innymi (tymi najlepszymi z USA), jako środkowa z emblematem „Baldwin” pomiędzy RCA a Tung-Sol. Ten Baldwin, tak nawiasem, to marka pianin elektrycznych, skupująca masowo lampy i brandująca je swoimi emblematami, gdzie kolor emblematu oznacza markę producenta. Dla Raytheon to kolor żółty, dla Sylvanii zielony, a dla RCA czerwony.

  2. Tomasz Łęgowski pisze:

    Przeczytałem tylko wstęp i uważam, że popełniłeś w nim błąd. Lampy ecc83 to lampy o najmniejszej mocy. Absolutnie nie nadają się jako lampy wyjściowe, czyli „dawki mocy” (może z przetwornika, pod warunkiem, że wchodzić będą na inne lampy albo FETy, które podobnie jak lampy mają bardzo wysoką impedancję wejściową). Lampa ecc83 ma nominalny prąd 1,2mA i oczywiście może być trochę dociśnięta, ale na wzmacniacz słuchawkowy nie starczy nigdy, chyba że pracowałyby równolegle 25 sztuk i to ze słuchawkami 600ohmowymi. Proszę nie odbierać mojej uwagi negatywnie, lubię czytać Twoje artykuły, ale jako ktoś kto buduje sprzęt audio na własne potrzeby zwróciłem uwagę na ten błąd. Jeśli się mylę, to proszę mi zwrócić uwagę na użycie tych lamp w stopniu wyjściowym. Chętnie się czegoś nowego nauczę. Zaletą lamp ecc83 jest ich szybkość. Jeśli sterujemy lampą mocy o wysokiej impedancji wejściowej, to nie warto brać na przykład lampy e88cc, która choć jest relatywnie silna, to w porównaniu z ecc83 wydaje się być dość ociężała. Ecc83 ma też duży współczynnik wzmocnienia napięciowego.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie napisałem, że ECC83 są lampami wyjściowymi we wzmacniaczach słuchawkowych, a tylko że mogą pracować w wyjściowym stopniu wzmocnienia tak w ogóle. Napisałem natomiast, że we wzmacniaczach słuchawkowych występują – i faktycznie, na przykład w moim. Obrażać się oczywiście nie obrażam, bo chodzi o wspólnymi siłami wypracowywany poprawny obraz rzeczywistości, tak więc każde sprostowanie czy uzupełnienie przyjmuję z sympatią i między innymi dla nich są tu komentarze. Odnośnie zaś tej odpowiedzialności za moc, to: https://pl.wikipedia.org/wiki/ECC83

      1. Tomasz Łęgowski pisze:

        W artykule na Wikipedii jest faktycznie napisane, że jest to lampa o dużym wzmocnieniu, ale chodzi o wzmocnienie napieciowe. Jeśli mamy przetwornik cyfrowo-analogowy i ma wyjście prądowe o amplitudzie 1mA (na przykład Ad1865) to dając na wyjsciu opornik do masy 100ohm uzyskujemy amplitudę 0,1V. Zwykle na wyjściu z przetwornika każdy spodziewa się amplitudy 2V. Musimy więc wzmocnić napięcie 20 razy. Ecc83 sprawdzi się w tym celu świetnie. Problem pojawi się tylko jeśli nasz wzmacniacz, do którego idzie sygnał z przetwornika ma na przykład wejście na tranzystorach o niskiej impedancji. Wtedy wyjście na lampie ecc83 zacznie siadać. To znaczy pod obciążeniem napięcie zacznie spadać i wyjdzie mniejsza amplituda plus zniekształcenia. Wynikać to będzie z dużej impedancji wyjściowej tej lampy. Żeby tego uniknąć dajemy za ecc83 inną lampę, na przykład e88cc w układzie ze wspólną katodą, już bez wzmocnienia napięciowego, ale ze wzmocnieniem prądowym. Taka lampa zostawi amplitudę 2V, ale nie pozwoli siadać napięciu pod obciążeniem. Mocna lampa to lampa z dużą wydajnością prądową. Lampa o małej wydajności prądowe, ale dużym wzmocnieniu nie uchodzi za mocną. E88cc jest mocna jak na małą triodę oczywiście. Ecc83 jest jedną z najsłabszych, jeżeli nie najsłabszą z obecnie dostępnych (oczywiście prądowo, a nie brzmieniwo). Ta cała dyskusja dyskusja sprawiła, że pewnie będę musiał sobie wypróbować w przetworniku ecc83 w miejsce 6n2p, którą aktualnie używam. Idę lutować.

        Cieszę się, że się nie obrażasz. Ogólnie cenię Twoje artykuły za pozytywne podejście do ludzi. Oczywiście nie tylko dlatego.

  3. Julia pisze:

    Lampy ECC83 – małe triody o ogromnych możliwościach! Ich wszechstronność sprawia, że są niezastąpione w świecie audiofilskich wzmacniaczy. Choć popularność i koszty tych lamp mogą zaskakiwać, ich unikalne brzmienie jest warte każdego centa.

  4. Edwarda pisze:

    Fascynujący artykuł o lampach, który nie tylko przedstawia podział na duże, średnie i małe, ale także zagłębia się w techniczne aspekty, szczególnie w przypadku małych triod o podwójnym żarzeniu 12AX7/ECC83. Autor wyjaśnia, dlaczego te lampy są tak popularne i uniwersalne, będąc zarówno idealnymi do wstępnego wzmocnienia, jak i doskonałymi odnośnikami do mocy. Ciekawy paradoks związany z popularnością tych lamp na rynku audiofilskim dodaje artykule głębi. Znakomite podsumowanie historii lamp i ich obecnej sytuacji na rynku!

  5. Miltoniusz pisze:

    Panie Piotrze – jak Pan ocenia poziom aktualnie produkowanych lamp w stosunku do tych NOS? Wiadomo, NOS-y lepsze ale czy na przestrzeni ostatnich prawie 5-ciu lat od czasu recenzji coś się poprawiło czy wręcz przeciwnie? Jeżeli nie NOS-y (kiedyś się skończą) to jakie 12AX7 by Pan polecał z obecnej produkcji?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Powiem tak: wszystkie te niby lepsze albo rzekomo rewelacyjne lampy z produkcji bieżącej, potrafiące z całą bezczelnością nazywać się Mullard albo Gold Lion, po włożeniu i uruchomieniu zdają się grać nieźle, ale tylko dopóki nie zainstalujemy na ich miejsce prawdziwych Mullardów czy Gold Lionów. I tu nie ma zmiłuj ani nadziei. I to się raczej nie zmieni, ponieważ pomijając wszystko inne nie wolno dzisiaj używać surowców używanych kiedyś, a wiedza techniczna odeszła razem z dawnymi inżynierami. Najlepsze z produkcji bieżącej są prawdopodobnie te: https://www.sophiaelectric.eu/pl/b/12ax7-ecc83/0?r=53
      a jak się mają do dawnych napisałem tutaj:
      https://hifiphilosophy.com/recenzja-lampy-ecc83-porownanie/?caly-artykul=1

  6. Miltoniusz pisze:

    Panie Piotrze – bardzo dziękuję. Porównanie lamp starych i nowych – świetne, podobnie zresztą jak powyższa recenzja.
    Naszła mnie jeszcze taka refleksja – przypominam sobie że gdzieś w komentarzach w ostatnich latach zdarzały się narzekania że Pana styl jest zbyt kwiecisty czy coś w tym rodzaju. Otóż nie – ten Pana styl jest fenomenalny, zresztą przywołana recenzja z 2016 roku została trafnie podsumowana przez jednego z komentujących „To grające akapity – czytam i słyszę”. Mam wrażenie że te nowsze recenzje są pisane nieco bardziej „standardowym” językiem jakkolwiek i tak nieosiągalnym dla 99,9% populacji. Też są świetne ale brakuje mi tego mistrzostwa słowa dawnych lat. Są tacy dla których recenzję można zawrzeć w tabelce – znajdą ich sobie wiele. Są jednak i zwolennicy Pana stylu – kwiecistego ale doskonale oddającego ducha tego co Pan słyszy – lepiej niż 100 tabelek. Poetyckiego a zarazem ultra konkretnego. Przypuszczam że się Pan samoogranicza. Niepotrzebnie – nikt inny nie potrafi pisać jak Pan. Tekst z 2016 roku mi to przypomniał.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Co robić, z wiekiem człowiek staje się coraz gorszą wersją samego siebie, tak to już musi być. Dzięki za miłe słowa.

    2. Sławek pisze:

      I mi też ten styl się podoba. Wymaga pełnej uwagi przy czytaniu, ale wciąga w recenzję. Malkontentom nie podoba się „szyk przestawny” – to trudno – ich problem.
      Trzeba być sobą, proszę się nie zmieniać. Choć czasami słyszymy inaczej – to naturalne – każdy z nas ma nieco inną „wadę słuchu” to wymiana doświadczeń jest cenna. Dlatego duży szacunek za możliwość natychmiastowego komentowania i nieusuwanie nawet nieprzychylnych wpisów – tu jest wolność słowa – i tak trzymać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy