Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

Odsłuch: Porównanie ze Staxem cd.

Kingsound  KS-H3

King-Sound_H3_002_HiFi Philosophy

Bo może i dźwięk płynący ze sprawdzonej konstrukcji Staxa jest misterniejszy…

One są inne, i to zdecydowanie. O wiele bardziej podobne do słuchawek dynamicznych – co momentalnie było słychać – a więc mniej nerwowe, bardziej jednoznaczne i masywniej brzmiące. Różnicę można zawrzeć skrótowo w zdaniu: Omegi są subtelniejsze i delikatniejsze, a Kingsoundy mocniejsze i bardziej zwyczajne. Pierwszy plan okazały się lokować zdecydowanie bliżej, a źródła dźwięku miały wyraźnie większe. Wraz z tym większe też same dźwięki, a jeszcze do tego bardziej masywne, potężniejsze.

To była różnica bardzo wyraźna, którą zwykłem sprawdzać na fragmencie opery Farnace Antonio Vivaldiego; idealnie do tego celu odpowiednim, natychmiast obrazującym stopień potęgi danej prezentacji. Tę potęgę słuchawki Kingsound miały jednoznacznie większą, czego nie należy mylić z głośnością, bo to zupełnie inne kryteria. Jak już kiedyś pisałem: dzidziuś w wózeczku potrafi drzeć się tak głośno, że nie da się wytrzymać i człowiek ma ochotę bachora udusić, ale syrena okrętowa to całkiem inna moc fali akustycznej, nie tylko przewiercająca uszy, lecz także burząca. I tę moc właśnie słuchawki Kingsound mają większą, tak jakby były bokserem walczącym w wyższej kategorii wagowej. Równocześnie scenę mają bardziej skomasowaną, a bas niżej schodzący i też mocniejszy. Dźwięk odrobinę do tego cieplejszy i bardziej gęsty, znakomicie nasycony barwą i konkretny. Nie ma w nich drżącej interferencji na krawędziach, tylko wszystko jest konkretne, jednoznaczne, wyraźnie zaznaczone i mocne. To niewątpliwie ma swój walor pozytywny i gdyby różnice polegać miały tylko na tym, można by było uznać słuchawki Kingsound za co najmniej nie gorsze. Ale tak nie jest, i to w stopniu bardzo zdecydowanym. Przy całej swojej większej zwiewności, skromniejszej posturze dźwięków i mniej się narzucającej jednoznaczności mniej masywnego konkretu są bowiem dawne flagowe Staxy bardziej misterne, rozpisane na większą i ciekawszą scenę, a przede wszystkim zdolne bardziej bogato opisywać akustykę.

King-Sound_H3_004_HiFi Philosophy

…to jednak siła przekazu stoi po stronie dzieła firmy KingSound.

Dobrym tego przykładem okazały się dawnego typu bębny, używane przez Pedro Estevana; obecne na płytach Jordi Savalla i jego zespołu Hespèrion XXI. W reprodukcji słuchawek Kingsound brzmienia ich były mocniejsze i niżej schodzące, ale dopiero Omegi II ukazały całą wysoce złożoną wewnętrzną akustykę, budując poprzez to znacznie bardziej złożony dźwiękowy obraz. Zdecydowanie bardziej rozbudowany wymiar akustyczny towarzyszył też wszystkim innym dźwiękowym ich reprodukcjom, stanowiąc obfitą rekompensatę za mniejszą moc i słabsze nasycenie dźwięku masą.

Tak więc były to dwie wysoce różne prezentacje; jedna postawna, zwarta i mocna, druga delikatniejsza, bardziej wyrafinowana i akustycznie bogatsza. A wraz z tym pojawiło się dość typowe dla takich sytuacji przerzucanie sympatii. Puściwszy po Kingsound Omegi myślałem: – No nie, to jednak inna klasa, wyraźnie wyższa szkoła poetyki dźwięku, bezdyskusyjnie większe wyrafinowanie. Ale puszczane natychmiast po Omegach Kingsound wcale nie okazywały się ułomne, tylko pojawiało się odczucie: – E, nie, one wcale nie są jakieś gorsze, bo przecież moc mają i nasycenie, a więc żadnego eterycznego wydelikacenia, tylko konkret, skupiona dźwiękowa materia i doskonale spójna, wypełniona po brzegi dźwiękami scena.

King-Sound_H3_014_HiFi Philosophy

Czekamy na więcej takich prób rozbicia monopolu jednej marki na rynku słuchawek elektrostatycznych!

I tak to wędrowało od prawej do lewej i lewej do prawej, aż złość brała, że takie się okazuje niejednoznaczne. Bo oczywiście synteza byłaby najlepsza i oczywiście nie była możliwa. Pozostaje przeto napisać, że Omegi grają tak bardziej dla smakoszy, chcących się delektować niuansami i piękną akustyką, a Kingsound są bardziej sycące w sensie zwykłego konsumowania muzyki, tak żeby mocno, treściwie i z nisko schodzącym basem było. Sam wybrałbym Omegi, co nie zmienia faktu, że wielu utworów ze słuchawkami Kingsound słuchało mi się lepiej. Poza tym mam w zanadrzu inne słuchawki, dzięki którym mocny styl jednoznacznych dźwięków pozwala się do woli realizować, co podważa mój obiektywizm.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: KingSound KS-H3 – czyli powrót elektrostatów

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Bardzo obszerna i profesjonalna recenzja,to naprawde super oferta 2400$ za sluchawki i wzm elektrostatyczy i tak swietnie grajacy tor sluchawkowy.
    Mozna kupic same sluchawki tu opisane i polaczyc z jakimkolwiek wzm i LST kolegi Ductusa i mamy super granie,przypominam ze LST to takie urzadzenie ktore polaczone z dowolnym wzm daje mozliwosc sluchania sluchawek ekektrostatycznych z tego co koledzy audiofile pisza to nowa epoka w uniwersalnosci a jak gra to fenomenalnie,musze sam posluchac,musisz tez to Piotrze przetestowac,podlaczasz LST do swojego referencyjnego wzm lampowego i gra to wsoaniale,bynajmniej tak twierdza posiadacze.

  2. ductus pisze:

    Mirku już rozmawiałem z Piotrem, że mu podeślę LST HBZ do testów. Na razie, niestety, każdy egzemplarz traf Lundahla jest wykonywany indywidualnie na zamówienie i terminy wykonania są dalekie, więc trzeba będzie poczekać. A pojawia się jeszcze elktrostatyczny Hifiman, więc będzie z LST ciekawie. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy