Recenzja: JWS Floga

Odsłuch

Potężny bas z dwunastu cali.

   Co pierwsze uderza po rozpoczęciu odsłuchu? Duży dźwięk na bazie dużych, z punktową precyzją lokalizowanych źródeł. Oś pozioma lokuje się trochę powyżej linii wzroku słuchacza siedzącego w głębokim fotelu, a plan pierwszy około metra za głośnikami.

Obraz tworzony przez IFAÍSTEIO zatarł mi się w pamięci na dystansie ośmiu minionych lat i setek dzielących odsłuchów; pozostało wrażenie świetności dźwięku na bazie szczególnej przestrzenności, zwłaszcza na obszarze sopranów. Ale gdybym miał go sobie dokładnie odtworzyć, to nie, niemożliwe. Pamięć wróciła przypomnieniem – Floga grają podobnie i mają tamte soprany. Zapewne lepsze, ale odłóżmy porównania, skupmy się na konkrecie.

Soprany wynikające z tuby to wyższa szkoła jazdy. Z jednego powodu, ale decydującego. Tuby dają sopranom to, co dla nich parametrem kluczowym – dają przestrzenną formę. Dają z naturalną łatwością dzięki swej anatomii, a im bardziej soprany trójwymiarowe, tym bardziej doskonałe, ponieważ rozciągnięcie na przestrzeń, jako jedyne, może pogodzić ekstremalną wysokość dźwięku z brakiem dokuczliwego szczypania.

Całość imponująca.

Soprany są agresywne z natury – tym agresywniejsze, im głośniejsze i wyższe – ale czym innym płaska agresja, czym innym trójwymiarowa. Płaska posiada brzydką cechę sztuczności, natychmiast odbieraną jako sztuczna i brzydka, ale na szczęście wysokie tony dają się trójwymiarowo modelować nie tylko poprzez tubę. Wstęgowe czy z diamentowych kopułek też mogą dawać popisy, ale wystarczy spojrzeć na trąbkę, by zyskać jasność, jak tuba jest pomocna. Kielich wylotu obdarowuje dźwięk trzecim wymiarem – w przypadku tubowego tweetera kolumn Floga jest to natychmiast słyszalne. Można ewentualnie się spierać, czy te wysokie tony nie są w przypadku odtwarzania niektórych dźwięków aż za bardzo trójwymiarowe, ale mnie się tak nie wydało, a co ważniejsze – nie obchodziło. Jako że misją muzyki radość. Także zaduma, przywoływanie wspomnień, marzeń, czasami tło dla innych zdarzeń. Wszystkie te formy muzycznego sensu w warunkach bardziej trójwymiarowych realizują się doskonalej, dlatego nie mam ochoty na dochodzenie, czy dzwoneczki, trójkąty, talerze perkusyjne, dęciaki oraz klawiszowe w zakresie wysokich tonów są dokładnie takie, jak je podaje tweeter Floga, czy może odrobinę inne. Ważne wyłącznie to, że sopran z tuby zwiększa przyjemność. (A pełni brzmienia koncertowego fortepianu i tak głośnikowe naśladownictwo nie odtworzy, wystarczy spojrzeć na fortepian.)

Raz jeszcze powściągając dygresje skupmy się na konkretach. Jednym z atutów Floga jest łączenie trójwymiarowości sopranów z nieograniczoną swobodą osiągania najwyższych zakresów. Wysokie sięgają wyżej niż w IFAÍSTEIO, docierając do samych granic sybilacji w przypadku sybilantnych nagrań, do końca przy tym zachowując formę trójwymiarową, która przed popadnięciem w sybilację je broni. Uznać to trzeba za duże osiągnięcie; zadowoleni będą zarówno ci, których drażni powściąganie sopranów, jak i wyczuleni na ich drażniącą postać.

Wewnątrz skomplikowana.

Skoro zacząłem od przeglądu pasma, przepatrzmy resztę zakresów. Nie mniej się okazały udane. Bliskie ideału wyważenie bas-sopran w połączeniu ze zdolnościami odtwórczymi dużych membran przywołało wokalistów odwzorowanych poprawnie wiekowo, doskonale odwzorowanych emocjonalnie i – co najważniejsze – dojmująco realnych, a jednocześnie w magicznych przestrzeniach.

To jest najlepsze z audiofilizmu – wielopostaciowa magiczność. Niesamowitość realności żywej stwarzanej martwą aparaturą i oplatająca to magia. Obecność życia i niezwykłość scenerii – zdumiewająca wielość. Realizm brzmień wiodących i nadrealność szumu, szmerów – całej namacalnej otoczki. Przywoływanie rzeczywistości nagraniowej jako wychodzącej poza muzykę i intensywniejszej od normalnego życia. Gdy jeszcze w tej oprawie muzyka nie jako brzmienie wolne od wad, nic więcej, lecz niecodzienna dawka energii, władania jaźnią i urody – wówczas totalna magia, audiofilizm ucieleśniony.

Tego wszystkiego doświadczyłem z Floga, jakby to były kolumny za ponad sto, a nie za dwadzieścia osiem tysięcy. Może przesadzam z tymi „sto”, bo czasy się zmieniły i znakomitych kolumn za znacznie mniej niż sto mamy obecnie duży wybór (niemała w tym zasługa polskich), ale spotkanie z takim dźwiękiem to każdorazowo przeżycie, a tu cennik przyjazny.

Podobnie jak pozostałe zakresy interesujące okazały się basy. Kolumny Floga oferują bas w najwyższym gatunku, czego między innymi wyrazem stopień zróżnicowania. Nie tylko złożoności brzmień basowych, ale także różnicowania dawki. Bo weźmy płytę „Ten New Songs” Leonarda Cohena. Płytę przesoloną basowo, która w wielu konfiguracjach sprzętowych wypada karykaturalnie. Tor z przeciętnej jakości basem i jednoczesnym naciskiem basowym robi z niej czarny tłumok. Wielki, masywny Cohen buczący jak kontrabas, otoczony bezkształtnym basem z dodatkiem wokalistek-kulturystek.

Brzmienie wyjątkowo kunsztowne,

Na papierze wygląda to jak wygłupy, ale wcale nie niemożliwe. Ta płyta potrafi tak brzmieć. Lecz gdyby ktoś po raz pierwszy jej słuchał w torze teraz recenzowanym, na pewno by się nie domyślił możliwości takiej postaci. Nie w każdym teście jej używam, ale w porównaniu do wcześniejszych użyć to było jednym z najlepszych wykonań. Rozdzielczość basu lepszej nawet niż w słuchawkach Dan Clark STEALTH, a to naprawdę sztuka. I nie tylko rozdzielczość, ale też dobór dawki. Przy czym wymienione słuchawki przy fantastycznej rozdzielczości nie są rekordzistami w osiąganiu niskich częstotliwości, podczas gdy flagowe kolumny JWS z osiągami ich nie mają problemów. Trudno żeby ją miały przy takiego kalibru wooferze wspieranym okazałym bass-refleksem, ale w tej sytuacji prawidłowe dawkowanie jest przecież jeszcze trudniejsze. A tutaj właśnie nie – na miarę mistrzowskiej biegłości połączenie ekstremów z poprawnym dawkowaniem. Ujmując kolokwialnie: w razie potrzeby potężny bas, normalnie nieprzewalony. Z tym, że słuchając pierwszy raz trzeba uważać i się wsłuchać, ponieważ dawkowanie okazuje się o wiele dokładniejsze niż średnio biorąc, więc z dużym prawdopodobieństwem najpierw znajdziemy się w sytuacji złudzenia, że basu jest za mało, dopiero później się okaże, że jest  potężniejszy niż zwykle. (Ponieważ średnie basy normowane są lepiej, wydatne zostają podkreślone potężną amplitudą.)

Weźmy po paśmie przestrzeń. Już napisałem o wyjątkowej precyzji lokalizacyjnej oraz dużym rozmiarze źródeł. Ale to zbyt powierzchowne, rzecz trzeba uzupełnić informacją o tym, że lokalizacja również jest wyjątkowa, jako że nie spotkałem lepszej. Szerokość i długość geograficzna lokalizacji źródeł na scenie wymierzona zostaje z dokładnością do centymetrów oraz wpisana w perspektywę. To jest szczególnie cenne w przypadku obrazowania tańczących, ruchu postaci na koncertach i oper nagrywanych na spektaklach. Przy czym doskonale było słychać nie tylko przemieszczanie prawo-lewo, ale też ruch na głębię.

Czuje się nadzwyczajność.

Dorzucę przy okazji dwie uwagi. Odnośnie stepowania też chyba nie spotkałem lepszego efektu stepu; całej jakże skomplikowanej w przypadku głębokiego wsłuchania relacji między podeszwą a podłogą. Z kolei odnośnie oper, chórów, muzyki elektronicznej i filmowej, ogólnie wszelkiej w dużych składach, staje pytanie o holografię. Ta w realizacji kolumn Floga nie była powiększana, to znaczy nie obserwowałem spotykanego czasem rozsuwania planów. (Przykładem kolumny Boenicke albo słuchawki Staksa.) Nie było  szczególnie dużej głębi położenia dalekich planów i między planowego dużego dystansu, natomiast sama holografia w sensie rozwarstwienia oraz precyzji obrazowej – to realizowało się perfekcyjnie.

Scena szeroka, ale nie rozlana – nie wychodząca daleko za ściany. Wysoka, ale nie każąca myśleć o swej wysokości. Głęboka, ale nie w ten sposób, że jakbyś stał na szczycie góry i się dalą napawał. Także nie intensywnie napierająca na słuchającego ciśnieniem i owiewem dźwięku.

JWS Floga realizują spektakl w formie możliwie bliskiej realizacji samego nagrania. Nie budują własnej scenerii, tylko obrazują faktyczną. Co można to woleć albo nie – a mnie to obojętne. Byle było dobrze zrobione, działało na emocje. Podobają mi się zarówno brzmienia atakujące słuchacza, jak przykładowo od kolumn ZETA ZERO, podobają niezwykle głębokie sceny, jak do Boenicke czy Diapason, podobają ponadprzeciętnie trójwymiarowe i gęste, jak od dużych kolumn tubowych, podobają szeroko rozlane, jak od na przykład kolumn Duevel. Scena może być kształtowana w różny sposób i być sceną udaną, a proponowaną przez JWS Floga odczytałem jako starającą się być jak najbliższą zobrazowania sytuacji towarzyszącej nagraniu. 

 

Tej wielkości głośniki dają poczucie pewności.

Lekkie zatem odgięcie, dystans do ściany tylnej, co najmniej średniej wielkości pomieszczenie i słuchacz niekoniecznie daleko, ale też nie za blisko – marzenie o brzmieniu wyrafinowanym i przywołaniu dźwiękowej magii ziszczone w całej rozciągłości.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: JWS Floga

  1. Andrew pisze:

    „Ryka aproved” – a więc można kupować :). A na poważnie – jak by Pan porównał kolumny JWS do innych polskich, podobnie wycenionych, Audioform 304? Audioformy zdaje się Pan ma na własność, ale gdyby miał kupować, na które by padło? Jestem też ciekawy porównania JWS do dużych Zingali, które jakiś czas temu u Pana gościły – napisałby Pan co nie co, jak je pozycjonuje względem siebie?

    Dziękuję i pozdrawiam.
    A.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Audioform grają trochę cieplej i gęściej. Nie akcentują tak mocno położenia źródeł i nie podchodzą do każdego dźwięku tak pietystycznie, bardziej dążąc do wyrażenia formy całościowej niż podkreślenia indywidualnej. Z Zingali jest podobnie. Generalne wrażenie jest jednak zawsze podobne: „Świetnie gra!” Dokładniej te podobieństwa i różnice można samemu zebrać na podstawie recenzji – przecież po to je napisałem.

      1. Andrew pisze:

        Dziękuję za odpowiedź. Czyli rozumiem że zarówno Audioform jak i JWS to ta sama półka jakościowa, a decyzja o zakupie to tylko indywidualne preferencje? Czy może któreś z tej trójcy wyróżnia się czymś, co przeważa na ich korzyść?

        Recenzja pomocna sprawa, jednak ciężko wysnuć jednoznaczne wnioski, jeśli brak jest odniesień jednych do drugich, a tym bardziej jeśli samemu tych kolumn się nie słyszało. Za recenzje jednak podziękowania, gdyż wielokrotnie nakreśliły sprawę, czy sprzęt jest wart odsłuchu lub wypożyczenia.

  2. Marcin pisze:

    Witam,

    Ciekawa recenzja – najlepsza lokalizacja, jaką Pan słyszał? Ciekawe, zwłaszcza że kolumn testował Pan mnóstwo. Byłem ciekawy Pańskiej opini kolumn Floga, jako że sam jestem ich posiadaczem już niemal od roku. Miałem ten rarytas, że przed zakupem mogłem przełączać się między Flogą a Ifaistieo we własnym salonie. Coż, Flogi zagrały lepiej w każdym względzie od Ifaistieo. Najpierw podłączyłem Ifaistieo i uwagę przykuło niesamowite prezentowanie bębnów – słychać było ich okrąg, wewnętrzną akustykę – piękna sprawa. Floga miała dokładnie ten sam efekt, a oprócz tego szereg innych pozytywów górujących nad Ifaistieo – jakość basu i melodyjność dzwięku, to tak w streszczeniu.

    Flogę początkowo napędzałem monoblokami tranzystorowymi 160W w klasie AB, jednak po przerzuceniu się na lampowca 300B kolumny zagrału iście zjawiskowo – muzykalność, melodyjność, przestrzeń – to wręcz eksplodowało jakościowo, nawet bas stał się lepszy (a tego się obawiałem, że 8W nie da rady z Flogami) – ciut mniej „betonowy”, ale na pewno bardziej realny – taki jaki słyszy się z akustycznych basowych instrumentów, lub podczas koncertów. Bo wystrugany, punktowy i „chudy” bas zawsze wydaje się z początku atrakcyjny, ale który instrument taki bas produkuje? W realnym życiu, podczas słuchania muzyki na żywo, bas ma cechy tak detaliczności, jak i tłustości, obszerności.

    Kolumny naprawdę są unikalne – sposób konstrukcji bazujący na sklejce ułożonej warstwowo (bodajże 20 warstw w jednej kolumnie!) daje niesamowite możliwości kształtowania komór rezonansowych (można zobaczyć wnętrze kolumn na stronie producenta), a sam materiał zdaje się dawać lepszą, cieplejszą odpowiedź akustyczną niż MDF. Dodatkowym plusem takiej konstrukcji jest niezwykła uroda kolumn – prezentują się wyśmienicie, wyszukanie, niepowtarzalnie – żaden fornir takiego efektu wizualnego nie zapewni.

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Najlepszą cechą Floga jest to, że momentalnie słychać ich nieprzeciętność. Mieć nadzwyczajnie brzmiące kolumny, takie sprzedające artyzm, to duża rzecz.

  3. Sławek pisze:

    I tak zawsze samemu trzeba posłuchać…

    1. Andrew pisze:

      Odkrycie…

      1. Sławek pisze:

        Odkrycie jak odkrycie, czasami się nie da i trzeba zamawiać w ciemno – dobrze jak jest czas na zwrot.
        Przy takich dużych paczkach może być zabawa. Ja niedawno zwracałem słuchawki Monoprice Monolith 1570, rzekomo bardzo dobre. Ale posłuchałem i oddałem do MP3 store Katowice – bezproblemowo.
        Kabel I2s zamówiłem, miałem miesiąc na zwrot – został, łączy transport CD (Jays’s Audio CD2 mk2) z przetwornikiem (Audio-gd Master11S) – kabel to Tubulus Concentus (750€).
        A teraz wyobraź sobie, że chcesz zamówić kabel do słuchawek – gniazda przy słuchawkach są różne, od strony wzmacniacza też masz z 5 typów połączeń (mały jack, duży jack, pentaconn, 4 pin xlr, 2x3pin xlr) i producent Ci mówi – zamówić można, ale zwrotów nie przyjmujemy.
        Więc to posłuchanie samemu to czasem już swojego sprzętu.

  4. Andrew pisze:

    Panie Piotrze, czy będzie Golden Analog dla tych kolumn pod koniec roku? Miałem okazję ich posłuchać niedawno i przyznam szczerze – kolumny klasa. Brzmienie wyrafinowane, dojrzałe, w niczym nieprzedobrzone. Do lampy fantastyczne.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Prawdopodobnie będzie, ale do końca roku jeszcze daleko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy