Recenzja: iFi Pro iDSD Signature

Odsłuch

Dan Clark Audio STEALTH

Z tyłu to wszystko co potrzebne.

Nareszcie takie, które można nabywać nowe. Akurat sobie sprawiłem, ponieważ mają elektrostatyczną szybkość i precyzję formowania dźwięku, jak również niesamowitą rozdzielczość i rzadko spotykaną umiejętność odwzorowywania indywidualizmu brzmień. Mają też coś, co można określić jako pojemną akustykę – ich brzmienie potrafi przybierać dalece różne formy. 

– Odmienność względem Ultrasone? – Analogiczny poziom jakościowy, na co innego kładziony nacisk. U Ultrasone przede wszystkim na forsowanie mocy elementów głównych – wokalisty i wiodącego instrumentu. Forsowanie poprzez zgęszczanie, nasycanie i dominację nad resztą, zarówno w odniesieniu do brzmień towarzyszących, jak i umniejszania (w sensie poziomu głośności) udziału medium, jeśli pomijać jego wyjątkowo ciśnieniowy charakter. Ten sam materiał muzyczny STEALTH realizowały inaczej: mniej zgęszczając, mniej nasycając i nie sforując tak pierwszego planu. U nich pierwszoplanowe dźwięki jawiły się jako jaśniejsze (ale nie jasne), delikatniejsze, mniej naprężone, mniej oprawione echowo i jako w wyraźny sposób toczące pewną rozgrywkę z medium – medium będące czymś cały czas obecnym i też zwracającym uwagę. 
Pisząc to wszystko kładę nacisk na stylistyczną różnicę większy niż wynikałoby ze słuchania, zwłaszcza kiedy bezpośrednio nie porównywać. A jednak ta różnica była i była wielopostaciowa. – Brzmienie STEALTH  jawiło się jako delikatniejsze, a dzięki większej rozdzielczości oraz słabszemu zespalaniu w wyrazową jedność bardziej rozciągało się w czasie i bardziej uwzględniało obecność otoczenia. (Po części za sprawą samej separacji brzmienia od medium.) Jednocześnie STEALTH mniej były gładkie i ciepłe – bardzie zbliżając się do tego, co audiofile zwykli nazywać neutralnością. Przez co też oddalając od tego, co zwiemy zaangażowaniem.

Wszystkie te różnicujące akcenty (i to jest najważniejsze) świadczyły o stopniu doskonałości testowanego przetwornika i jego słuchawkowego wzmacniacza. Wszystko to bowiem działo się na bardzo wysokim poziomie odtwórczym, pozwalającym wychwytywać nawet subtelne różnice. A przy tym – co jeszcze ważniejsze – cały czas ta muzyka, niezależnie od użytego wariantu połączeń i słuchawek, dawała słuchaczowi radość.

Abyss AB-1266 PHI TC

Ze słuchania najdroższych słuchawek zrobimy sobie drobiazgowe porównanie do dwóch poprzednich, ponieważ wszystkie trzy z iCAN i iDSD złączonych kablem symetrycznym i same podpinane symetrycznymi kablami o końcówkach 2 x 3-pin grały mocno podobnie, ale nie identycznie.

Combo nie okazało się wyraźnie lepsze od iDSD Signature solo. 

Abyss w takiej konfiguracji z kablem własnym JPS Labs Superconductor HP grały najbardziej spójnym (w sensie brzmieniowego związania) i jednocześnie najgładszym dźwiękiem. Ciemnym przy tym i nasyconym, mocno także akcentującym linię basową, natomiast trochę redukującym rolę penetrującą i indywidualizującą sopranów. Nie poprzez to, że tych sopranów brakowało w sensie stwarzania samych siebie, ale na pozostałym obszarze pasma mniej się angażowały w tworzenie indywidualizmu brzmień, w ich separację i w produkcję pogłosów. Niemniej wszystko to było – i separacja, i pogłosy, i dobry indywidualizm, tyle że brzmienie z rodzaju tych, u których gładkość wyżej od analiz. Gładkość, spójność i gęstość pośrodku świetlistego mroku – to było zarazem piękne i o tej specyfice. Słuchanie zatem łatwe i jednocześnie imponujące melodyczną klasą, cofające natomiast na dalszy plan analizy i rozróżnienia.

Alternatywny kabel Luna Cables Gris Headphone te rozróżnienia i analityczną rolę sopranów przywrócił, ujmując jednocześnie nieco gładkości, ale nie głębi ani gęstości. Bliższe to było moich upodobań i dla siebie ten kabel bym wybrał, niemniej jedno i drugie brzmienie syciło najwyższą klasą.

Mając już takie dwa u Abyss nieco odmienne style, możemy zacząć się odnosić do słuchawek wcześniejszych.

Ultrasone T7 względem Abyss z okablowaniem Luny zagrały ciemniej, gęściej i na nieznacznie mniejszej obszarowo scenie, o bliższym, ale też tylko nieznacznie, pierwszym planie. Stopień indywidualizowania głosów był przy tym bardzo podobny, natomiast to Ultrasone oferowały mocniejszy, bardziej akcentujący swój udział bas.

Nieobecne w opisie Fosteksy własnością fotografa.

Z okablowania Superconductor zarysowała się ta sama różnica odnośnie basu, a jednocześnie Abyss zagrały podobnie nasyconym i ciemnym, ale delikatniejszym, gładszym i bardziej rozfalowanym dźwiękiem. Cokolwiek także mniej echowym, ale na wzór najlepszych elektrostatów melodyjnym i płynnym, a bez deficytu basu. (Który tylko na tle basujących arcypotężnie Ultrasone mógł się wydawać skromniejszy.) Gładkość i delikatność dominowały u Abyss jeszcze bardziej, gdy były napędzane z wyjścia niesymetrycznego iDSD, natomiast redukowały dominację, nawracając ku chropawości, przy wyjściu przez Pentaconn.

Z tego samego Pentacona Dan Clark Audio STEALTH (z własnym okablowaniem VIVO Audio) zagrały trochę chłodniej, ale – o dziwo! – jeszcze gładziej i jeszcze delikatniej. O wiele też bardziej pogłosowo i poprzez te pogłosy na większej, lepiej odwzorowującej wnętrza scenie. Z kolei z wyjścia niesymetrycznego via przejściówkę na duży jack – podobnie jak Abyss ciepło, podobnie melodyjnie, a całkiem bez pogłosowych i chropawiących zniekształceń.

Dłuższą chwilę przysłuchiwałem się naprzemiennie Abyss i Dan Clark Audio STEALTH z ich własnymi kablami, grającym prosto z iDSD poprzez dające mniej zniekształceń wyjście niesymetryczne. Dochodząc ostatecznie do wniosku, że lepszy opis sceny i jej większa powierzchnia, podobnie jak lepsze indywidualizowanie głosów i lepsza separacja, to przewagi każące woleć STEALTH. (Ale jak ktoś woli mniej pogłosów, to Abyss.) Chwilę potem Abyss odkuły się przy porównaniu z wyjścia symetrycznego 2 x 3-pin w iCAN, podając zbliżonej wielkością scenę, a jednocześnie grając bliżej słuchacza i troszkę melodyjniej (głównie za sprawą nieco niższej, mniej podkreślającej udział sopranów tonacji). Jeszcze niższą miały zaś Ultrasone, oprócz tego najwięcej pogłosów i najmocniejsze kontrasty pomiędzy sopranem a basem. Wraz z tymi pogłosami największe jednak zniekształcenia oraz najtwardszy dźwięk. Trzeba było zatem wybierać pomiędzy ich popisowością oraz potęgą ich basu, a lepszą melodyką tamtych.

Na koniec odróbmy lekcję dla tej recenzji kluczową – powiedzmy coś nareszcie o samym iDSD.  (Choć bez słuchawek on milczy, niczego nam nie powie.)

Jak one grały – nie wiem.

Przetwornik pod wieloma względami, w tym wszystkimi zasadniczymi, prezentuje szczytową klasę. Przy korzystaniu z odpowiednio zorganizowanego sygnału (tu był to konwerter M2TECH HIFACE EVO TWO z zewnętrznym zasilaczem) i za pośrednictwem rasowych słuchawek (wcale nie samych drogich) podawał brzmienie ciemne, gęste, melodyjne, wybijające się na pełny indywidualizm i znakomitą witalność. A jednocześnie było to brzmienie drążące – przenikające na wskroś struktury i obnażające całą paletę nawet najdrobniejszych szczegółów. Popisowej jakości okazała się przy tym zarówno sekcja przetwarzania D/A, jak i też wbudowany słuchawkowy wzmacniacz. Który radził sobie tylko śladowo gorzej od zewnętrznego iCAN – i to zarówno gdy chodzi o klasę brzmienia, jak i siłę napędu. Bez trudu na poziomie gain +18 dB wysterowywał nawet skrajnie trudne słuchawki, jak Abyss czy Dan Clark, a jednocześnie przy gain 0 dobrze współpracował z bardzo czułymi Ultrasonami. Wyposażenie w aż trzy słuchawkowe wyjścia, w tym symetryczne Pentaconn, pozwoli i pod tym względem zaspokoić wybrednych, pozwalając zarazem czerpać bądź z bardziej melodyjnego i mniej zniekształcającego stylu wyjść niesymetrycznych, jak i z drapieżniejszego, bardziej chropawego i bardziej kanciastego via ścieżkę wzmacniaczowej symetrii.

Ogólnie biorąc wraz z tym urządzeniem nabywamy cały tor komputerowego audio, zdolny też posługiwać się modną teraz łącznością bezprzewodową. Efektowny design, wybór filtrów cyfrowych, konwersja do DXD 768 kHz, skuteczny pilot i trzy tryby własne – lampowy, tranzystorowy lub mieszany – dopełniają zadowolenia. Cena do niskich nie należy, ale to w końcu popis firmy i seria „Signature”. Pasuje do niej zaawansowany technicznie, niskoszumny zewnętrzny zasilacz, wykwintny polerunek panelu i aluminiowość pilota.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: iFi Pro iDSD Signature

  1. Marcin pisze:

    Witam,

    Odnośnie dobrych rzeczy, a wycofanych ze sprzedaży – cierpię na podobną dolegliwość, a obecne czasy niestety wzmagają problem. Polub coś człowiecze, a skończą to produkować…

    Dwie sprawy odnośnie recenzji:
    Zasilacz iFi Elite przegrał u mnie, i to dość mocno ze złotym zasilaczem GFmod (nie pamiętam nazwy zasilacza) – ten ostatni wyśmienitą naturalność i prawdziwość dodał do systemu względem iFi. Głosy, instrumenty akustyczne – wszystko zagrało kilka kroków bliżej prawdy. Zasilacze testowane przy streamerze Bryston, DACu Reimyo oraz Trafomatic 300B (przy okazji – słyszał Pan kiedyś ten serbski lampowiec?).

    Druga sprawa – czy byłby cień szansy na porównanie recenzowanego tu comba do innego od iFi – też Signature, też iDSD, ale bez PRO? Ten maluch świetnie u mnie się sprawdza jako przenośniak, a i filmy oraz gry konsumowane z jego udziałem to rzecz bardzo przyjemna.

    Tym bardziej, że już chyba wszystkie iDSD u Pana gościły, oprócz właśnie iDSD Signature (bez PRO).

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Zasilacz GFmod jest u mnie, ale do zasilania M2Tech. Serbskiego lampowca słyszałem, ale na 2A3 i od firmy Auris. Co do tego mniejszego iFi Signature, to muszę skonsultować się z dystrybutorem. Niczego nie obiecuję, ale jest szansa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy