Recenzja: iFi Audio xDSD

   iFi doszło do wniosku, że produkuje za mało. Tych kilkadziesiąt małych urządzonek w otoczce mnóstwa akcesoriów – czego już nikt koncepcyjnie nie ogarnia – nie jest wystarczające dla pełni omamienia rynku i czas dołożyć coś nowego. Prawda! – nie robiliśmy jeszcze takich naprawdę przenośnych, bezprzewodowych DAC-ów ze słuchawkowym wzmacniaczem; i kurczę! – to trzeba zmienić! No i zmienili. A przy okazji, jak to oni, powołali do życia nową serię, którą nazwali X.

Seria ma na razie jednego przedstawiciela (i nie wiadomo, kiedy będzie następny) –  to tytułowy przenośny przetwornik i słuchawkowy wzmacniacz  w jednym – xDSD. Rozpoznać ją będzie łatwo, ponieważ mieć będzie inne obudowy; już nie z samego stopu aluminiowo-magnezowego, ale z dużą domieszką tytanu, dzięki któremu staną się bardziej gładkie, bardziej pancerne, a przy okazji ciemniejsze. I rzeczywiście takie są; trzymany w ręce xDSD nie jest większy od iFi dotychczasowych, ale w dotyku milszy i solidniejszy. Z samą powierzchownością także ciekawszą, bowiem nie tylko zmienił się skład pancerzyka, ale też sama forma. Pierwszy przedstawiciel Generation X ma całkowicie zaokrąglone brzegi i tułów falisty a nie gładki, czym przypomina ekskluzywne, pełnoformatowe produkty światowej sławy branży audio – amerykańskiego Jeffa Rowlanda. Dzięki pofalowaniu z ręki się nie wyślizgnie i trzyma się go przyjemniej, gdyż miejsce chropawo-jedwabistej powierzchni, drażniącej nieco opuszki palców, zajęła pieszcząca je, całkowicie gładka, że już gładziej nie można. Przyjemnie także chłodna i przyjemnie masywna, a zarazem w sposobie bycia nadal z niewielkimi gabarytami, że lekki kieszonkowy zwierzaczek i nic tylko się nim bawić. Dobrze to sobie chłopcy wymyślili, dogadzając przy okazji też oczom, których kanciastości nie będą już niepokoić, a falujący, tytanowy popiel spojrzenia będzie koił. A to bynajmniej nie koniec, bo dla osłody wzroku dodano jeszcze podświetlenie wypełniające kółko potencjometru w różnych kolorach i odcieniach, cokolwiek już jednak kąśliwych. (By się nam w głowach ze szczęścia nie poprzewracało.)

Tak więc same nowości i podobnie też w środku, ale zanim tam przenikniemy, wcześniej o przodzie oraz tyle, gdzie zwyczajowo obsługa. Ale jeszcze uprzednio o cenie tego wszystkiego, którą skalkulowano na 1990 złotych, więc do poprzednich nawiązuje. Z tym, że jest zdobna adnotacją wielkiej wagi – iż mianowicie ten xDSD posiada brzmieniowe zalety nie przybliżone a dokładnie te same co duży jego kuzyn od bliźniaczego Abbingdon Music Research za bagatela 5,5 tys. dolarów. A zatem kilkanaście razy to xDSD jest tańsze i kilkanaście razy też mniejsze, a brzmieniowo ma oferować to samo. I przede wszystkim cenowo teraz dla każdego, więc zapowiada się ciekawie…

Budowa i praktyka

Kolejne ifi.

   To podświetlone kółko to potencjometr i jednocześnie włącznik, świecący w wielu barwach i odcieniach, ponieważ jego koloryt identyfikuje tryb pracy, a odcień siłę wzmocnienia. Zielono świeci na starcie gdy przewodowo jest podłączony z USB, a na niebiesko w trybie bezprzewodowym za pośrednictwem Bluetooth. Przy czym im mocniej potencjometr jest wychylony, tym odcień staje się jaśniejszy, a barwy przy dużych skokach zmieniają się aż po gwałtowną czerwień maksimum. Ogólnie więc na brak kolorowego świecenia nie można narzekać, na które to świecenie moda przy komputerach ostatnio nastała i która mnie, szczerze mówiąc, zupełnie nie bierze.

Na lewo od tego świecenia także mamy światełka, jak również i na prawo – po dwa jedno na drugim. Po lewej w dole osobny identyfikator cyfrowego wejścia, z gamą kolorów white-green-blue dla kolejno USB, S/PDIF i Bluetooth, a górny jest jeszcze barwniejszy, aż w siedmiu barwach identyfikując poszczególne gęstości sygnału, mogącego nadchodzić w standardach PCM, DSD i MQA (aż po PCM768 i DSD512). Światełkami po prawej identyfikujemy z kolei znane poprawiacze dźwięku X-Bass i 3D, których użycie umożliwia jeszcze bardziej na prawo ulokowany czarny przycisk, działający w trybie kołowrotka aktywacji/dezaktywacji. Prócz tego służy on do nawiązywania bezprzewodowej łączności, którą też aktywuje jego przyciśnięcie. Najbardziej na lewo mamy zaś gniazdo słuchawkowe na mały jack, obsługujące jedną dziurką tryb symetryczny i niesymetryczny. Z tyłu, licząc od lewej, lokują się gniazdo S/PDIF, port USB typu A, aktywator filtra cyfrowego (którego działania nie słychać), port micro-USB do ładowania baterii i pod nim mały indykatorek stanu naładowania. Całość waży 127 gramów i jest zgrabna tudzież ładna, urozmaicana dodatkowo przez czarny szlaczek z tyłu.

W środku także nowości, w tym przede wszystkim przetwornik. Producent pęcznieje z dumy uwiadamiając nabywców, że jest to sławna kość vintage Burr-Brown multibit DSD1793 DAC, z której ostatnio wszyscy robią się dumni, zupełnie jakby postęp nie istniał.

Czegóż tu nie obiecują…

Dajmy mu jednak spokój, może się biedak wykaraska, i tylko zacytujmy owo pęczniejące z dumy iFi, głoszące, że dzięki takiej właśnie kości muzyka staje się bardziej realistyczna, zwłaszcza że wspiera ją (kość najpierw, a dopiero potem muzykę) femtosekundowy zegarek oraz „inteligentny” bufor pamięci. W efekcie wszystko dokładnie tak będzie grało, jak w tym dużym DAC-ku od Abbingdona, ani trochę nie gorzej, bo „multibit” zanurza słuchacza w muzykę i słyszy on każde gitarowe szarpnięcie, a fortepian przestaje być szklisty, odzyskując drewniane pudło. – Pytanie się więc nasuwa: na jaką ciężką cholerę zrobiono ten transfer 1-bitowy i wszystkim go wciśnięto jako postęp? Tym chyba winien zająć się prokurator?

Pamiętajmy, że urządzenie jest przenośne, więc musi mieć baterię. Ta także jest nowością, to znaczy nowego typu. Nowa litowo-polimerowa bateria 3,8V/2200 mAh zapewnia o 12% większą pojemność i w zależności od użytych słuchawek oraz typu połączenia wydłuża czas odtwarzania do 10 godzin dla S/PDIF, 8 godzin dla Bluetooth i 6 godzin dla USB. Na dodatek jest ładowana jest osobnym gniazdem USB, dzięki czemu nie będzie podkradać prądu podłączonym smartfonom.

Do kompletu pozostała obsługa słuchawek, realizowana przez wzmacniacz Cyberdrive, który też oczywiście jest nowy. Oparty o niskoszumne wejście typu FET i oferowany tylko przez iFi wzmacniacz operacyjnym OV4627 – całkowicie przy tym analogowy, lecz pod cyfrową kontrolą. Cyfrowy jest bowiem krokowy potencjometr na kości W990VST, zapewniający idealne wysterowanie i skok regulacyjny o jedną decybelę. Nie bez znaczenia pozostaje też to, że zastosowano symetryczne gniazdo słuchawek, rugujące zakłócenia międzykanałowe dzięki odstąpieniu od wspólnej dla obu kanałów żyły powrotnej uziemienia. Tym sposobem szkodliwe „międzygadki” (crosstalk) udało się zredukować aż o 50%, a niezależnie od tego ta sama dziurka oferuje zwykłą obsługę niesymetryczną.

Spoczywa garbus dosyć korzystnie…

Dodatkowy zysk to obsługa Hi-Res i plików MQA, a jeszcze ważniejszy łączność bezprzewodowa Bluetooth, stale zyskująca na popularności.

Wraz z urządzeniem dostajemy tradycyjny dla iFi niebieski kabel USB z wtykiem A, przejściówkę na gniazdo USB typu B oraz podkładki zabezpieczające przed porysowaniem na styku xDSD-smartfon i łączące obejmy. Wszystko w typowym białym pudełku, zawierającym obowiązkową instrukcję obsługi.

Nowe dzieło iFi dobrze leży w dłoni, jest leciutkie (całkiem jakby nie zawierało baterii), a potencjometr faktycznie chodzi drobnymi kroczkami i szybko (ale bez przesady) podbija głośność. Solidnie może nią poczęstować, bo stoi za nim aż 500 mW.

 

 

Odsłuch

a może także się wygramolić…

   To na początek komputer. Niebieski kabel USB produkcji samego iFi, dłuższy aniżeli normalnie (105 centymetrów) wpakowany został pod ogon tego X i popłynęła muzyka. Wcześniej rzecz jasna sterowniki, ale już były na miejscu. I jako słuchawki pradawne Grado SR60, których miałem już nie używać, bo nowe grają inaczej, ale tak się akurat złożyło, że pożyczyłem przejściówkę na mały jack i pierwszego dnia miałem do dyspozycji jedynie je i NightHawk.

Pojawiło się brzmienie gęste i płynne, a na piękny dodatek gładkie. Mało tego, wydatnie wzbogacające gładkość marszczeniami tekstur, co zawsze jest spektakularne. Ciepłe też (ale tylko trochę), bliskie i całościowo melodyjne, lecz z wyczuwalnym pogłosem. Ani nie zimnym, ani nie ciepłym; takim z samego pogranicza między przyjaźnią a obcością. Sumarycznie grało to z lekka w stronę zadumy i bez zarzutu muzykalnie. Zaskakująco gęsto, bez śladu braków w wypełnieniu i z pełną transparencją wzbogacaną o gęstość medium i czucie wraz z tym przestrzeni. Mocny do tego bas już bez żadnego cyfrowego wspomagania, które tylko kontrolnie sprawdziłem i rzeczywiście coś podkręca. Ale – kontynuując o tym basie – nie mocny tak zdawkowo, że jak tylko wychynie zza nutki, to zaraz krzyk: – O, jest! – tylko taki naprawdę się wyróżniający, jako że Grado i bas zawsze w parze. Więc kiedy łup, to łup, a nie jakbyś kopnął przebitą dętkę. Także ze szczegółami w muzyce a nie przed nią i ogólnie w ten sposób, że słuchacz cały powyginany, bo mu muzyka kręgosłupem kręci, że wije się i wymachuje kończynami. W sumie więc iFi-standard, tyle że bardziej muzykalny niż zwykle, no bo ta kość multibit nie od parady w środku i rzeczywiście słusznie ją chwalą. Iggy Pop mną zakręcił, Okudżawa łezkę wycisnął, a piękna sonata Boccheriniego na klawesyn i skrzypce rozbrzmiała przestrzennie, precyzyjnie i angażująco. I może to jeszcze dodam, że stereofonia dobrze była związana, a dźwięk na wysokości oczu, bez zbędnych wycieczek w górę czy opadania do dołu.

i popisywać wyglądem.

Po przejściu na NightHawk pojawiło się brzmienie podobne (nawet bardzo), tyle że odrobinę wytworniejsze – z lepszym widzeniem poszczególnych dźwięków, bardziej złożonym ich obrazem i lepszą czytelnością detali; wciąż jednak (bardzo słusznie) siedzących głęboko w muzyce. Cokolwiek więcej nośności, cokolwiek więcej powietrza, scena cokolwiek większa i bardziej transparentna, a samo brzmienie znów zadumane i nieco pogłosowe, coś niecoś (a może nawet więcej) tą pogłosowością urozmaicające . Żadnego przy tym naprężenia – struny wręcz idealnie ponaciągane – że gitara zabrzmiała głęboko a jednocześnie nie ospale. I znów wokal z nutką refleksji, bez radosnego w twarz chuchania, a bezkres bieli u Vangelisa z zewem tęsknoty i magią bezmiaru. Bas jeszcze mocniejszy i należycie przestrzenny, w impulsie odchodzący a nie zwijający się w siebie. Że w sumie kawał spektaklu i to na każdej muzyce, a ta kość multibit warta każdego pensa.

Flagowe słuchawki Fosteksa są bardzo ważne dla wszelkich zestawień, bo jak już wiele razy zaznaczałem, mają tendencję do brzmień chłodnawych, obcych i dudniących. Przy pasującym sygnale zupełnie tego nie ma poza samym wydatnym echem, a gdy tylko coś im nie pasuje, zaraz zaczyna robić się dziwnie. No i nie darmo iFi tak tego swojego DAC-ka fetuje, bo nie tylko że nie wpadł w kłopoty, ale zagrało to pięknie. Z tym czymś, co nasuwa mi się opisowo jako czujność sygnału – zdolność wyłapywania najmniejszych nawet tchnień – a jednocześnie znów muzykalnie (zero jakiegokolwiek dudnienia czy obcości), na dużej scenie i z uczuciem. Że żadna tam ciepła klucha, tylko z uczuciem, otwartością i zastanowieniem nad światem. Ogromny bas urozmaicająco towarzyszył staremu przebojowi The Boxer Simona & Garfunkela, a echo – specjalnie dodane do nagrania – akurat było takie, by połączyć wymiary nostalgiczny i ludzki. Fantazja impromtu Chopina spod palców Alfreda Cortot oferowała piękny koloryt i przejścia emocjonalne (może nie aż wybitne, niemniej wyraźnie podane), a całe brzmienie fortepianu lśniło, było pełne i ciepło-muzykalne. Nie przenikało wprawdzie do najgłębszych warstw harmonicznych, ale już je odnotowywało. Sonata Boccheriniego z kolei ukazała się jako bardziej niż wcześniej trójwymiarowa, z pięknymi obrazami instrumentów włożonymi w przestrzenną złożoność.

Z tyłu osobne gniazda USB dla ładowania i sygnału.

Rozochocony tym stanem rzeczy postanowiłem sięgnąć po słuchawki należące do grupy najbardziej klasycznych, poczynając od Beyerdynamic T1, by sprawdzić przy okazji relacje nisko do wysokoohmowych. Pojawiła się muzyka dalsza, z wyraźnie dalej odsuniętym pierwszym planem i nie tak precyzyjna, ale wciąż precyzyjna. Dopieszczenie składowych harmonicznych było mniejsze, lecz wciąż jeszcze wyraźne, i zjawiło się też niestety minimalne dudnienie. Czujność nie była już tak czujna, ale wciąż czujna na tyle, by się zaznaczać, a głosy nadal analogowo brzmiące, czysto ludzkie.

 

Odsłuch cd.

A z przodu kolorowe oko.

   Pewne ustępstwo w ohmażu to równie klasyczne Sennheiser HD 800 – i wraz z tym od razu poprawa. Bo wciąż plan pierwszy dalej, ale dudnienia już ani śladu, a czujność znowu większa. I nieodmienna wciąż muzykalność, którą kość 1793 ma najwyraźniej w genach. Do tego scena szeroka, a brzmienie od Fosteksów jaśniejsze, słabiej nieznacznie wypełnione (zaskakujące) i mniej jednak muzyczne (też). Tak więc słuchawki niskoohmowe – bardziej skuteczne – do tego xDSD pasują na pewno lepiej. Z wysokoopornymi wciąż gra dobrze, ale już nie tak rewelacyjnie.

Na koniec porównań sięgnąłem po planarne MrSpeakers Ether Flow C (czyli takie o niewysokiej oporności, lecz mimo to, z uwagi na konstrukcję planarną, niskiej dość skuteczności. Zjawiło się brzmienie znów piękne na pełny wymiar. Też wprawdzie niż u Fosteksów jaśniejsze, ale podobnie jak u nich dobrze wypełnione i dogłębnie muzyczne, przy jednej istotnej różnicy: z większą ilością sopranów w zakresie średnim, a mniejszą basu. Basu uderzającego bardziej punktowo, nie tak przestrzennego, lecz też wyczuwalnego jako wyraźny akcent. Sumarycznie biorąc nie było to brzmienie aż tak spektakularne – nie tak dobrze w całość stylistyczną zebrane i tak inspirujące wyobraźnię – ale na pewno pierwszorzędne.

Na wszelki wypadek, już tak bardziej dla hecy, bo nie sądzę by ktoś takiego zestawu użył, sprawdziłem jeszcze Crosszone i Abyss. Heca wcale nie okazała się hecna w sensie pejoratywnym, tylko hecna in plus. Podpięte najpierw Crosszone zagrały wcale przejrzyście, o co u nich przy słabszym sprzęcie szalenie trudno, czy wręcz nie sposób. Nie tak przejrzyście jak Fosteksy, ale bez ujmy w tym zakresie, i oczywiście bardziej stereofonicznie; z krzyżowym ogniem kanałów, przekładającym się na prawdziwszy obraz sceniczny.

 

 

 

 

To jednak mniej mnie zaskoczyło niż chwilę później słuchane Abyss, które przy dalekim odkręceniu potencjometru (czerwony kolor) udało się wysterować do naprawdę dużej głośności, a kiedy one tak grają, to z reguły brzmią najlepiej, bo K1000 z takim sprzętem się nie da, a Sony MDR-R10 nikt nie ma. Można by oczywiście próbować walki za pomocą którychś szczytowych Final Audio albo Sony MDR-Z1R, no ale trzeba by je najpierw mieć, a nie mam. Na czym polega to, że Abyss przeważnie najlepiej grają, o tym już parę razy pisałem, ale powtórzę dla przypomnienia, iż jest to granie z reguły odbierane subiektywnie jako najbardziej prawdziwe i bogate. Przesiąknięte muzyczną prawdziwością, zarówno pod względem nasycenia, jak i wyrafinowanej odtwórczości i wrażliwości na niuanse. To samo nie okazuje się tym samym, co każdy porównujący słuchawki wie; i swoje to samo Abyss mają szczególnie piękne. A że z nimi na ulicę się nie da i w ogóle nie są wygodne, to już kwestie odrębne, nie dotyczące muzyki.

Bezprzewodowo

Na finał zostawiłem sesję bezprzewodową ze smartfonami, pracującymi na Androidzie i Appleʼu. Ten drugi protokół okazał się wprawdzie cieplejszy, ale ogólnie słabszy. Zwłaszcza wokale wypadły na tle konkurenta słabiej, bardziej dudniąc i mniej przywołując żywych ludzi. Także sceny w kreacji jabłka okazały się mniejsze i tylko skomasowany rock nie wydawał się jakością odbiegać.

I cały jest ładniutki.

Natomiast były flagowy smartfon Sony z Androidem zagrał nieznacznie tylko słabiej od przewodowego łącza USB, oferując ten sam styl lekkiej zadumy, ciepło wyraźnie zróżnicowane w zależności od nagrania (od gorąca po umiarkowanie), bardzo wciąż dobrą muzykalność i większe, choć nie tak duże jak w transmisji przewodowej sceny. Całościowo grało to bardzo poprawnie, a pod względem muzykalności i emocjonalnego zaangażowania wybitnie. Bez niedociągnięć basowych, sopranowych przykrości i jakiegokolwiek dystansu do muzyki, mającej styl tej swojej lekkiej zadumy, ale całkowicie przy tym bezpośredniej.

Podsumowanie

   Poczynając od iDSD BL, poprzez iDSD LE, nano iDSD BL i DSD Pro, aż po tego xDSD proponuje iFi nawrót do kości multibitowej Burr-Brown PCM1793 i wzmacniacz słuchawkowy na własnych, złoto-miedzianych układach scalonych, w tym wypadku z nowym układem OV4627 (poprzednio OV2627). Wraz z tym muzykalność doznaje wzmożenia, a w miejsce wyżyłowanych osiągów wyraźności i szczegółowości zjawia się gęstość, płynność i subtelniejsze światło. W małych urządzeniach, niezdolnych do pomieszczenia kaskady pracujących z przesunięciem fazowym kości jednobitowych, jest to szczególnie cenne. Cyfrowy zapis z muzyką godzą się bowiem trudno, o wiele trudniej niż mowa z pismem. Tym zatem możemy być usatysfakcjonowani, niezależnie od tego, że składa się na to fundamentalny brak postępu, wspierany przez wszystkie te fake newsy, według których wielki postęp powszędy. Ale tak znowuż nie narzekajmy – w smartfonach faktycznie ma miejsce i dzięki temu młody zdobywca świata, zbrojny smartfonem jak patelnia i dozbrojny przez to iFi, słuchawki oraz wynalazek gumy mógł będzie podbijać świat muzyką o całkiem wyrafinowanym brzmieniu. Brzmieniu syconym sporą mocą 0,5 wata i bateryjnym prądem o długim czasie podtrzymani, powodowanym sygnałem płynącym po kablu lub przez eter (którego, jak wiadomo, nie ma). Może i nie ma, albo się schował bardzo zmyślnie i wszystkich robi w konia, ale co nas to wszystko obchodzi – grunt że muzyka jest. Jest mocna i subtelna, płynna i konturowa, nasycona i w razie potrzeb delikatna; a zawsze przy tym z nutką zamyślenia, nawet gdy bardzo rącza. Zarazem pozbawiona chłodu, choć nie we wszystkich utworach aż gorąca, i w czystym zawieszona medium, którego ciśnieniowy byt każde dobrej jakości słuchawki wydobędą z nicości, umieszczając w dużej przestrzeni. Małe iFi nie jest aż tak dobre jak pięć razy droższy Woo Audio WA8 Eclipse i nie zastąpi w całej rozciągłości aparatury stacjonarnej, ale jego stosunek jakości do ceny jest zdecydowanie lepszy i wesprze każdą mniej głęboką kieszeń.  Małe jest, zgrabne, kolorowo świecące i chwali się krokowym potencjometrem. Tytanowym pancerzykiem zadaje szyku, a symetrycznym gniazdem słuchawek straszy co słabszą konkurencję.

 

W punktach:

Zalety

  • Muzykalność.
  • Gęste, nasycone brzmienie.
  • W towarzystwie należytej szczegółowości.
  • Nastrojowe.
  • Z nutką zadumy.
  • Przyciemnione.
  • Głębokie.
  • Dynamiczne.
  • Odpowiednio szybkie.
  • I odpowiednio wyrafinowane.
  • Duża, przejrzysta scena.
  • Czucie przestrzeni.
  • Duża moc wbudowanego wzmacniacza, zdolna obsłużyć nawet słuchawki planarne.
  • Multibitowa kość Burr-Brown.
  • Własnej konstrukcji słuchawkowy wzmacniacz na nowej kości OV4627.
  • Krokowy potencjometr.
  • Symetryczne gniazdo słuchawkowe.
  • Znane poprawiacze 3D i XBass.
  • Łączność przewodowa i bezprzewodowa.
  • Nowa, bardziej pojemna bateria.
  • Krótki czas ładowania.
  • Długi czas podtrzymania.
  • Nowy, zgrabny design.
  • Efektowny, tytanowy pancerzyk.
  • Całość mała i lekka.
  • Dobry kabel USB w komplecie.
  • Osobna linia zasilania, nie kradnąca prądu baterii smartfona.
  • Uznany producent.
  • Polski dystrybutor.
  • Dobry stosunek jakości do ceny.

Wady i zastrzeżenia

  • Raz jeszcze to samo w nowej odsłonie.
  • Na błyszczącej obudowie znać palcowanie.
  • Filtr cyfrowy działa w ukryciu.

Dane techniczne iFi Audio xDSD:

  • Wejście USB: PCM 768 kHz & DSD 512 (24.6/22.6MHz).
  • Wejście S/PDIF i optyczne: 192kHz/24bit.
  • Dynamika: 113dB.
  • Potencjometr: -101 dB – 0dB w krokach po 1dB.
  • Moc wyjściowa:
  • > 2.82V/500 mW @ 16 Ohm
  • > 3.7V/270mW @ 50 Ohm
  • > 3.8V/48 mW @ 300 Ohm
  • > 3.8V/24 mW @ 600 Ohm
  • Poziom wyjścia liniowego (przez gniazdo słuchawkowe):   > 2.1V @ 0dBFS (& 0dB Volume).
  • THD: < 0.005%
  • Impedancja wyjściowa: < 1 Ohm
  • Bateria: 3.8V/2200mAh
  • Wymiary: 95 (l) x66.5 (w) x19 (h) mm
  • Waga: 127g
  • Gwarancja: 12 miesięcy
  • Cena: 1990 PLN

System:

Źródła: PC, Sony Xperia XZ Premium, Apple iPhone 6S

Wzmacniacz słuchawkowy/przetwornik: iFi xDSD.

Słuchawki: Abyss AB-1266 (kabel Tonalium), AudioQuest NightHawk, Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium), Crosszone CZ-1, Fostex TH900 Mk2, Grado SR60, MrSpeakers Ether Flow C (kabel Tonalium), Sennheiser HD800 (kabel Tonalium).

Pokaż artykuł z podziałem na strony

35 komentarzy w “Recenzja: iFi Audio xDSD

  1. calluna pisze:

    Delikatnie w temacie – czy recenzja iFi iDSD pro jest także planowana w najblizszym czasie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przetwornik był u mnie i się wygrzewał. Poproszono jednak o nie pisanie recenzji, ponieważ to wersja przedprodukcyjna, prezentowana tylko po to, by podczas konfrontacji wystawowych usłyszeć opinie słuchających i wnieść pod ich dyktando poprawki. Tak więc tylko słuchałem – i raczej bez entuzjazmu – ale traktując rzecz powierzchownie i bardzo wyrywkowo, więc w sumie nie mam zdania. Po czym urządzenie zostało na gwałtu rety zabrane, z mętnym tłumaczeniem, że coś tam, coś tam, a jak się potem okazało, wylądowało u innego recenzenta i wszyscy mogą się teraz zapoznać z jego recenzją. Wniosek płynie stąd taki, że inni recenzenci godniejsi są zaufania i w tej sytuacji mojej recenzji tego urządzenia nie będzie. No chyba, że ktoś inny niż dystrybutor dostarczy.

      1. Calluna pisze:

        Domyślam się o którą recenzje chodzi.Ciekaw jestem czy faktycznie to „przedprodukcja” i wersja finalna będzie się dźwiękowo różnić. W każdym bądź razie mam nadzieję, że przetrwalniki jednak tutaj trafi bo co dwie głowy to nie jedna 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          Z samym ifi na temat przedprodukcyjna/produkcyjna nie rozmawiałem, więc definitywnie nie umiem rozstrzygnąć. Była też mowa o konieczności dołożenia gniazda słuchawkowego Pentaconn, które się staje standardem, a którego obecny u mnie egzemplarz jeszcze nie miał.

          1. calluna pisze:

            Cały czas iFi ma jakieś problemy z softem do PRO. Przełożyli japońską premierę chyba na wrzesień. Przy okazji, czy będzie szansa na recenzję TEAC UD-505?

  2. Calluna pisze:

    przetwornik* rzecz jasna

  3. Paweł pisze:

    Jak wypada nowe dziecko Ifi z wcześniej recenzowanym nano BL ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wygląda na to, że jest nieco bardziej muzykalne i powierzchowność oczywiście ma inną.

  4. Sławomir S. pisze:

    Zakładam, ze celem tych wszystkich zabawek jest odtwarzanie muzyki. Jeśli umówimy się, ze słuchawki to naturalnie odrębny element toru i zawsze potrzebny w związku z brakiem alternatywy dla ucha, to zadajmy sobie pytanie – czy taki xDSD jest źródłem muzyki? Otóż nie jest, jest co najwyżej pół-źródłem, musi zostać nakarmiony materią muzyczną w postaci sygnału cyfrowego i to z innego urządzenia. No i teraz dokonajmy na szybko podziału na urządzenia stacjonarne i przenośne. Zakładając, że mamy trochę wolnego blatu, w stacjonarce kombinacje połączeniowe są dość dowolne, możemy budować przeróżne topologie układów. Ale w sprzęcie przenośnym, kompaktowym, po co nam pół-żródło, jeśli za tę sama cenę możemy mieć podobnej jakości pełne źródło przenośne w postaci dobrego DAPa ? Ja nie dostrzegam wiele wartości w idei przenośnego daco-wzmacniacza, ale obiektywnie rynek oferuje ich coraz więcej. Bez cienia pobłażania dla swoich przyzwyczajeń, zadaję sobie pytanie – skąd ten trend, to takie wygodne mieć jeszcze smartfona i kabelek?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trend ma podłoże ekonomiczne. Dobry DAP to cztery tysiące, a to ifi dwa. Smartfona jako potencjalne źródło ma każdy i DAP mu niepotrzebny, a policzenie oszczędności jest dosyć proste.

      1. Mario pisze:

        Pozostaje kwestia wygody.Smartfon plus DAC/Wzm, plus kable ,kwestia dyskusyjna,nie wspominając o ,,polepszaczach”.

        1. Piotr Ryka pisze:

          DAP solo na pewno jest wygodniejszy, ale dwa tysiące w kieszeni na inne przyjemności też nie są do pogardzenia. Polepszacze można wyłączyć, a kabel nie musi być drogi. Może go nawet nie być, dzięki łączności bezprzewodowej.

          1. Sławomir S. pisze:

            Znajdą się inne przyjemności. Mając dwa tysiaki w kieszeni można zacząć oszczędzanie na jakiś porządniejszy kabel zasilający za 10 kpln. Czy cena jest tu rzeczywiście decydująca?
            Są już DAPy i za tysiaka z wyjściem zbalansowanym i na porządnej kości Sabre (xDuoo X20). Ciekawe byłoby porównanie jakości sonicznej dwóch idei funkcjonalnych -DAP vs DAC/AMP w podobnej cenie i czy DAP stoi tu rzeczywiście na przegranej pozycji.

  5. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    A czy można zapytać, dlaczego od jakiegoś już czasu w recenzjach nie pojawiają się AKG K812? Z tego co pamiętam, zazwyczaj Pan je chwalił, a teraz coś ich nie widać na HiFi Philosophy. Chyba że ja coś przegapiłem i powód takiego stanu rzeczy był już podany?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Chyba był, ale przypomnę w takim razie, że słuchawki ode mnie wybyły. Natomiast nie zmieniła się ich ocena – nadal uważam, że są świetne.

    1. Piotr Ryka pisze:

      I w związku z tym bzdurnym artykułem co?

    2. AudioScience pisze:

      Audiofile, w tym szanowny Pan Ryka, będą pisać niezliczone głupoty na temat kabli zupełnie ignorując fakt, że płyta (plik), który odtwarzają, na etapie „od urodzin” do „etapu finalnego” przemierzył drogę analogową do cyfrowej pokonując kilometry zwykłych miedzianych kabli w studio. Kable wewnątrz miksera nie były od Siltecha czy AQ, zasilające też. O zgrozo, taki plik był z całą pewnością „obrabiany” na komputerze i na pewno przesyłany kilka razy przez ethernet, albo i USB. Ken ma rację, to wynika z zupełnej ignorancji inżynierskiej. Pan Ryka jest tego doskonałym przykładem – test słuchawek bez „dummy head”, gdzie pomiary? Przecież p. Recenzent nie zna pojęć takich jak pre/post ringing, stepping filtrów, i inne. Dlatego nie ma zielonego pojęcia skąd się bierze „przestrzenność”, „namacalność’ i inne tego typu audiofilskie bełkoty. Rockwell… akurat jego warto brać na poważnie – jest człowiekiem z dwóch światów – świetny fotograf („dusza artysty”) i facet rozumiejący zagadnienia techniczne. Pan Piotr natomiast pisze, że po 200 godzinach „otworzył mu się bas” w słuchawkach AQ Night Hawk, a w 205 godzinie – poprawiła się średnica. Kurcze, a w 175 godzinie bas był nadal słaby? Kto to można traktować serio? Gdyby to nie był blog z określonym contentem produkowanym przez Recenzenta od lat, to byłbym skłonny uwierzyć, że ktoś pisze to po to, aby ośmieszyć ludzi, którzy dzielą pasję do słuchania dobrze zrealizowanej muzyki.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Najbardziej podoba mi się argument: „Moja babcia była osobistym sekretarzem Henry’ego Steinwaya w latach 1942-1973”. Oraz: „rodzice byli świetnymi wykonawcami muzyki”. Pardon, ale co z tego? Moja matka miała świetny głos i świetny słuch, a ojciec jako nastolatek grał w orkisze symfonicznej. Syn jest perkusistą, a synowa gra bardzo dobrze na saksofonie. To mi jakoś podnosi kwalifikacje? Ciekawe z jakiej racji? Poza tym używam tego samego przedwzmacniacza i wzmacniacza od ponad dziesięciu lat, czyli według definicji tego pajaca w ogóle nie jestem audiofilem. Tekst jest chamski, argumentacja żadna, a odwołań do praktyki brak. Kwestii audiofiliizmu poświęciłem osobny artykuł, a nawet kilka, i w związku z tym nie chce mi się powtarzać tamtej argumentacji każdemu z osobna.

        Odnośnie natomiast Pana AudioScience, to z uwagi na fakt, że nie podejmuje polemiki, a jedynie przeskakuje hejtersko z tematu na temat, następne takie wykwity będę po prostu usuwał.

        1. Ein pisze:

          Pajaca? Hmmm, jeżeli wymagamy od innych, to pierwej wymagajmy od siebie.

          Słabe.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Pajaca, ponieważ używa chamskiego języka.

  6. Tadeusz pisze:

    Pojechał po bandzie 🙂

  7. Krzysztof pisze:

    Dzień dobry,
    dziękuję za ciekawą recenzję. Przy okazji – „niepisanie” jak „niepalenie” piszemy łącznie.
    Pozdrawiam,
    Krzysztof

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niekoniecznie. Zależy od treści zdania.

  8. Patryk pisze:

    STAX wprowadza nowy model SR009″S”!!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, rozmawiałem z dystrybutorem, pierwszy egzemplarz ma mieć w lipcu.

  9. Krzysztof pisze:

    „Śpiewać każdy może (…)”.

  10. Patryk pisze:

    Wedlug mnie „STAX SR009” oraz „Final Audio X” to najlepsze sluchawki jakich w zyciu sluchalem.

    P.S: Oczywiscie pomijam HE1 (to pozostawie bez slow)

    1. Marcin pisze:

      A według mnie moja mama robi najlepsze gołąbki jakie w życiu jadłem.

    2. Marcin pisze:

      Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać :). Nikt Ci nie udowodni, że te czy tamte słuchawki nie są najlepsze, których Ty w życiu słuchałeś. To samo tyczy się gołąbków mojej mamy 🙂

      1. Piotr Ryka pisze:

        No tak, ale idąc dalej tą drogą wszystkie recenzje też są bez sensu. Nikt nie jest obiektywny, ani nikt wszystkiego nie słyszał.

  11. Grzesiek pisze:

    Zgra się to Ifi dobrze z Fostexami TH900 mk1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Powinno.

  12. Tomasz pisze:

    Pozdrawiam,
    A jakby Pan porównał tego recenzowanego xDSD do IFI MICRO BL, co je różni na pierwszy rzut ucha /nie oka/ i który by P wybrał?

  13. dj1978 pisze:

    Pomijając kwestie cenowe i inne, czy to urządzenie zagra także poprawnie FINAL D8000 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy