Recenzja: Hijiri HGP-10R Million ,,Kiwami”

Budowa

   Maestro Kazuo Kiuchi lubi recenzentów potrafiących napisać coś więcej niż parę banałów o brzmieniu, natomiast znęca się nad tymi, których recenzje skupiają się głównie na sprawach technicznych. Czyni to w prosty sposób, nic nie zdradzając o technologii. Nie będzie więc tym razem obszernych wywodów o grubości, kształcie przekroju i N-czystości przewodnika, ani o jego w kryształy zaklętej kierunkowości, kosmicznym sposobie splatania i mega-hiper izolacji działającej od poziomu kwantowego. Kabel można pomacać, powąchać, pogłaskać i pooglądać, to samo można zrobić z opakowaniem, lecz przede wszystkim trzeba go będzie posłuchać i z posłuchania wyciągnąć wnioski, a to już większa sztuka. Ale dla pana Kiuchi to właśnie sedno sprawy, bo jak mi powiedział dwa lata temu podczas spotkania na AVS, tylko muzyka jest wyznacznikiem, a ją pojmuje jako perfekcję i jednocześnie jeden z przejawów świata w jego pierwotnej, wolnej od werbalizacji  i prób racjonalizacji formie. Dlatego technologia sługą, a na sługach się nie skupiamy. Mają służyć – to ich jedyna rola – sami zaś koncentrujemy się na seansie i ujawnianym w nim sensie.

Postąpmy jednak troszkę inaczej, bo tu pan Kazuo przesadza. Sens świata jest okrutny, bezduszny i beznamiętny (tak się składa, że go odkryłem), a my w swoich maleńkich łódkach życia skupiać musimy się wbrew temu na małych przyjemnościach, bo inaczej byśmy ze szczętem musieli zwariować. Dlatego nie bez satysfakcji powiem, że bawełniana powłoka kabla Million „Kiwami” jest przyjemnie miękka w dotyku, a jej trikolor – czarno-żółto-czerwony – wpływa na poprawę nastroju, czyniąc rzeczywistość cieplejszą. Poprawia też nastrój to, że kabel perfekcyjnie jest wykonany, a jeszcze bardziej owo, że posiada wąsiska w postaci drutów zakończonych widełkami, które można podłączyć do zacisku „grid” w urządzeniu (niektóre takie mają, chociaż dalece nie wszystkie), albo do któregoś z kierowanych na audiofilski rynek uziemiaczy; na przykład Entreqa Minimusa albo recenzowanego onegdaj Verictum. Sam tym razem użyłem czekającego akurat na recenzję uziemienia QAR S-15, jako jedynego pozostającego w zasięgu.  Nie bez wpływu na pozytywny nastrój są też nasunięte na kabel graniaste, drewniane obejmy z napisem Hijiri po jednej a Million po drugiej stronie; służące może za filtry, a może tylko za ozdobę. Przyjemna też jakość wyposażonych w śrubowe zaciski wtyków, jak również kierunkowość, dzięki której użytkownik ma poczucie dobrze spełnionej roli, bo o tę kierunkowość zadbał. (Lub nie, a wówczas konsternacja.) Super w dodatku przyjemne jeszcze, że mowa o najlepszym interkonekcie świata na który było nas stać, jako że to jedynie dziesięć a nie aż pięćdziesiąt czy więcej tysięcy. I nie bez satysfakcji również, że jest teraz (a wcześniej nie był) pakowany w drewniane pudło o czerwonym odcieniu laki z czarnymi żłobieniami, jak przystało na coś najlepszego na świecie i naprawdę audiofilskiego.

Interkonekty z serii Million są dostępne od ręki w trzech rozmiarach, poczynając od 0,75 m za 9990 zł, po 1,5 m za 13 990 – a większe długości na zamówienie. Okazują się dosyć grube lecz mimo to w miarę elastyczne, a wąsy uziemiające mają wystarczająco długie i wystarczająco mocne (co wcale nie jest regułą). Na otarcie łez dla speców od inżynierii trzy wiadomości techniczne – że mianowicie splatanie i konfekcjonowanie odbywa się w całości ręcznie, że wtyki są własne, firmowe, oraz że są w kablu specjalne żyły uziemiające (stąd wąsy), redukujące zakłócenia prądowe. Reszta to tylko pański sługa na służbie u muzycznego piękna – i ta reszta cię nie obchodzi. Cóż bowiem po tej reszcie, gdyby nie dość pięknie grało? A kiedy gra dość pięknie, to technologia nie twoją sprawą, ty się zajmuj muzyką.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Hijiri HGP-10R Million ,,Kiwami”

  1. piter pisze:

    Używam tych interkonektów ponad rok czasu i dla mnie osobiście jest to koniec poszukiwań. Największe wrażenie robi na mnie ich szybkość i zdolnośc do przekazywyania transjentów. Jeśli ktoś słucha dużo klasyki, powinien ich koniecznie spróbować, bo chyba w tym rodzaju muzyki najpełniej ujawniają się wszystkie zalety Kiwami.

  2. Sławek pisze:

    Na marginesie – to chyba nie jest przypadek, że jest w kolorach niemieckiej flagi, pewnie łatwiej przez to będzie „schodził” u naszych zachodnich sąsiadów…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ciekawe skojarzenie 🙂

  3. Krzysztof pisze:

    Używam tych kabli kilka miesięcy, poprzednio miałem HS 101 GP Harmonix, w porównaniu do nich ,HIJIRI gra w bardziej otwarty sposób,jest szybszy, wszystkiego jest więcej, jego energia, dynamika jest fenomenalna, nie ma co dzielić dźwięku na podzakresy, gdyż każdy z nich jest bardziej rozdzielczy, bardziej wypełniony, wszystkiego jest więcej, dźwięk jest nieprawdopodobnie spójny, gładki. Polecam wszystkim, dla mnie szukanie innego interkonektu już się ….skończyło.
    Używam kolumn Gradient Helsinki, monobloków 845 z sterującą 300B, odtwarzacza Accuphase.

    1. Piotr Ryka pisze:

      HS-101 (posiadam najnowszą wersję) to wysokiej klasy i jednocześnie bardzo przyjazny kabel, ale Hijiri to zdecydowanie wyższa klasa.

    2. Wojciech pisze:

      Krzysztof podpowiedz wszystko podłączyłeś tymi kablami czy uzyles tylko jednej pary ?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Właśnie, podpowiedz…

      2. Kris pisze:

        zmieniłem wzmacniacze na Accuphase E-370,połączyłem odtwarzacz z wzmacniaczem Accuphase E-370, więc potrzebowałem tylko jednaj pary.

  4. Michal Cierkosz pisze:

    W moim najbliższym otoczeniu jest wiele wyemancypowanych kobiet gotowych oddać życie i cnotę za obronę poglądu, że nie ma różnic między kobietami i mężczyznami. I o ile mogę zgodzić się z szarżującym poglądem, że kobiety prowadzą zwiad w Afganistanie, podnoszą ciężary i przecinają australijskie bezdroża 100-tonowymi truckami to nie zgodzę się, że mogą pełnoprawnie zasiadać w audiofilskim audytorium. Już sama nazwa jest potencjalnie szowinistyczna ale przy całym szczerym szacunku dla naszych matek, sióstr i żon definiuje rzeczywistą enklawę o skrytości porównywalnej z niecnymi i nieobyczajnymi wypadami do burdelu. Piszę to zaczepnie ale nie bez ukrytego sensu bo w rzeczywistości większość z nas wolałoby tłumaczyć się z opakowania po prezerwatywie w kieszni marynarki niż z rachunku za kabel zatkniętej w “antyoślepiaczu” w samochodzie.
    Do sedna. Nie chodzi o inną budowę narządu słuchu ani o inną konfiguracje synaps odpowiedzialnych za wrażenia wyższe tylko o cierpliwość i swoistą empatię, które są immanentną składową i warunkiem audiofilizmu. Tu warto zmyć pogląd mówiący o tym, że AUDIOFILIZM mija się z prawdziwym odczuwaniem muzyki i jest mechanistycznym (w domyśle wstydliwym) odruchem i poświadczeniem próżności. Teorie o tym, że meloman i audiofil nie mogą występować w koniunkcji jest stanowiskiem demolującym naturę zjawiska i w swej kategoryczności absolutnie krzywdzącym.
    Hijiri jako filozofia maisutaa (マイスター) Kazuo Kiuchi jest przejrzysta i jedyna w swoim rodzaju. Jest jak sushi gdzie teatralizacja przygotowania i podania jest zbędna bo sam produkt jest ostatecznie doskonały. Jest jak arystokrata, który na szczycie w Davos nie musi ostentacyjnie wysuwać spod rękawa garnituru zegarka Richarda Mille żeby każdy chciał usiąść przy jego stole.
    Rzecz dzieje się na poziomie niuansu, podprogowych i operujących w podświadomości rewirach. Muzyka się rozwarstwia i zawisa w powietrzu, intensywność pozornie nieistotnych detali prowadzi do agregacji, którą odczuwamy zmyslami ale nie umiemy wytłumaczyć. W znakomicie zorkiestrowanej/zaaranżowanej przez Lalo Schifrina płycie “The Cat” znakomitego “hammondzisty” Jimmy’ego Smitha muzyka biegnie w światach równoległych. Można świadomie i selektywnie wybierać wątki, które z jednej strony są niezależne i jakby pochodzące z innych epok z drugiej stanowią o integralnej sile tej muzyki. Właśnie ta równoległość a nawet współosiowość i wielowarstwowość jest najważniejszą cechą filozofii Hijiri. Dźwiękowy plankton i wyborna mikrodynamika drobnych dźwięków powodują, że odczuwalny czas utworów jest dłuższy niż ich “zegarowa” metryka. W zadziornej interpretacji “Tabula Rasa” Arvo Parta w wykonaniu Gila Shahama z 1999 roku tintinnabuliczny charakter dzieła przeszywa do szpiku kości, niesie trwogę i nostalgię pozornie białego światła, które przepuszczone przez pryzmat rozbarwia się wszystkimi kolorami tęczy. Na pierwszej wspólnej płycie Carli Bley i Steve’a Swallowa “Duets” z 1988 roku panuje niezmącona harmonia i następstwo przyczynowo-skutkowe między taktującą linią basu a lirycznym głosem fortepianu. W Ladies in Mercedes dźwięki basu i fortepianu nakładają się w jednej tonacji a jednak można je precyzyjnie rozseparować i i słuchać jakby w oddzielnych ścieżkach. Mistrzostwem w zakresie selektywności i wyżej wspomnianej współosiowości jest Kattorna ze wspólnego nagrania Tomasza Stańko i Michała Urbaniaka “We’ll Remember Komeda” z 1973 roku – to co dzieje się pod głównym motywem prowadzonym przez Stańkę szczególnie gdy na początku piątej minuty pojawia się gitara Atilli Zollera jest apogeum wielowarstwowej kompozycji. System okablowania Hijiri doskonale sprawdza się również w ambitnej elektronice np. “Planets + Persona” Richard Barbieri oraz surowych nagraniach z drugiej połowy lat 60-tych np. The Faces, The Rolling Stones, Love czy Creedence Clearwater Revival.
    Sensoryczność to pożywka dla Hijiri. Bez niej jest tylko półwartościowy. I zwykły.
    Idealnym rozwiązaniem jest zamknięcie systemu całym okablowaniem Hijiri przynajmniej na linii źródło – przedwzmacniacz – końcówka mocy. W moim systemie złożonym z Avid Acutus Reference SP z phonostage Octave Phonomodule + CD Accuphase DP 720 + amp Accuphase A70 + preamp McIntosh C52 + streaming Aurender + DAC Meitner ma 1 dac + kolumny DeVore Orangutan 96 + zasilanie Shunyata Triton V3 (REWELACJA w zakresie stereofonii, szybkości dźwięku i głębokiego czarnego tła) wpływ okablowania zasilającego Hijiri TAKUMI jest kluczowy. Po wielu eksperymentach z zasilaniem (Tara Labs, Audioquest, Acoustic Zen, Isotek, Fadel Art i Acrolink) wybrałem okablowanie Hijiri, które jako jedyne gwarantuje ciągłość transferu mikrodetali i mikrodynamiki z idealnym zachowaniem i odzwierciedleniem naturalnej akustyki instrumentów i głębokim, dojmującym pomrukiem niskich rejestrów.

  5. fon pisze:

    A kiedy obiecany test kabli słuchawkowych

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Cardas na razie nie przysłał. Obiecali, i nie ma.

  6. Wojtek pisze:

    Mam go prawie rok i to koniec. Teraz jeszcze głośnikowy i będzie komplet. Przedtem miałem Harmonixa. Też było dobrze ale teraz to bajka. Może Triple Crown w pewnych aspektach jest ciut lepszy ale za jaką cenę.
    Set. MA 8000 MBL 1531A i Contour 30.

  7. Przemysław pisze:

    Miałem przyjemność wypróbować w ostatnim czasie trochę IC i muszę stwierdzić, że jako jedyny pozwolił uzyskać w moim systemie brzmienie, które określiłbym najkrócej jako „naturalna żywiołowość”. Hijiri HCI jest dobry. Jednak przy odsłuchach w moim systemie jego i Master różnica była taka, jak między bardzo dobrą reprodukcją dźwięku (HCI), a koncertem na żywo (HGP).

    Czy będzie Pan miał możliwość przetestowania w bliższej lub dalszej perspektywie możliwość przetestowania Hijiri Sound Matter SM2R i skonfrontowania z fenomenalnym stosunkiem cena/jakość Nagomi? Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy