Recenzja: Hijiri HCI-X10

   I znów okablowanie z Japonii, lecz to nie powód do narzekań. Wywodzą się stamtąd liczne kable poczytywane za wybitne, a jak będzie tym razem? Dla mnie z pewnością prościej, bo firmę mam rozpracowaną. Dopiero co kabel zasilający Hijiri X-DCH Nagomi na łamach HiFiPhilosophy gościł, wystarczy więc przypomnieć, że Hijiri to taki nowy Harmonix; lecz nie jako ulepszenie, a nowa koncepcja kabla. Inne surowce wymogły inną szkołę dźwięku – bardziej wyśrubowaną gdy chodzi o szczegółowość i precyzję, a przy okazji bardziej neutralną w wymiarze ciepłoty brzmienia.

Odnośnie tego rozpracowania marki Hijiri by Combak Corporation, to nie dość, że jej produkty już nieraz recenzowałem, to wśród nich także niesymetryczny odpowiednik tego HCI-X10, model z wtykami RCA i sygnaturą Hijiri HCI-R10. Mimo to sprawa nie jest aż tak prosta – nie da się, ot po prostu, przenieść opisu brzmienia tamtego z ram niesymetrycznych w symetryczne i sprawa załatwiona. Kable są bardziej różne niżby się wydawało, nie samymi wtykami i ceną odmienne. Jedynie pudełka mają identyczne i samą markę Hijiri, ale już cena mocno inna. Bo wersja niesymetryczna to za metrowy odcinek 3790 PLN, tymczasem symetryczna to już 7590 PLN. Zaskakująca więc różnica, jak gdyby były z różnych linii jakościowych, podczas gdy tak wcale nie jest. Z musu nasuwa się pytanie: z czego się ona wzięła? Moim zdaniem powodem są różne żyły przewodzące; te brzmienia zbyt są różne, by sama symetryczność lub jej brak mogły taką tłumaczyć. Dlaczego w takim razie oba należą do jednej linii? Ano, chyba dlatego, że z przyczyn sobie znanych Combak Corporation postanowiło mieć w odniesieniu do interkonektów tylko dwie półki jakościowe – nie jak poprzednio trzy. Powyżej recenzowanego i jego niesymetrycznego odpowiednika mamy wersje RCA i XLR topowego przewodu Hijiri Million Kiwami, poniżej nie ma nic. Trochę szkoda, może nawet więcej niż trochę. Ten najtańszy Harmonix, kosztujący niecałe dwa tysiące za wersję RCA, to było audiofilskie cacko, a ściślej – audiofilska okazja. No ale tamtej miedzi już nie ma, okazja się skończyła i stała się minioną. Mimo to, nie umiem powiedzieć czemu, w odniesieniu do kabli zasilających zjawiły się trzy gradacje (Million Kiwami, Takumi i Nagomi), w interkonektach tylko dwie. I na dodatek ta niższa się nie nazywa – ma gołą sygnaturę cyfrowo-literową, zupełnie jakby nie była warta upamiętnienia jakimś słowem. Lecz nie popadajmy w przerażenie, nie ma powodu do obaw – ten sam interkonekt z wtykami RCA zdążył już udowodnić swą przynależność do najlepszych, nagrodę w kategorii cena/jakość za rok 2018 zdobył.

W czym, co – i jak?

Pudełko w kolorowe śnieżki.

Jak? – to w tym wypadku najprostsza sprawa; interkonektom symetrycznym nie trzeba się przyglądać. Mam na myśli oczywiście sprawdzanie kierunkowości, obecnej i oznaczanej strzałkami w każdym z co wybitniejszych tego rodzaju kablu. Tych strzałek na izolację  Hijiri HCI-X10 nawet nie naniesiono, sama konstrukcja wtyków XLR uniemożliwia błąd. Wtyki zaś, skorośmy już się na nie natknęli, są na obejmach podwójnie rodowane i, znowu nie wiedzieć czemu, opatrzone błękitnymi sygnaturkami Harmonix; co chyba ma oznaczać, że wytworzył je, lub przynajmniej po swojemu udoskonalił, sztab inżynierski Combak Corporation. Nie są zatem takimi wprost skądś wziętymi, podobnie jak nie są też takimi wewnętrzne żyły przewodzące. Ano bo właśnie: pomiędzy wtykami przewody z wysokogatunkowej miedzi nowego japońskiego chowu, przez samo Combak Corporation własnymi utajnionymi metodami dodatkowo udoskonalone i odsłuchowo sprawdzone. Pozostają te udoskonalone żyły w oprawie twardej, dosyć sztywnej i połyskliwej izolacji z czarnej plecionki grubych włókien, prawdopodobnie politereftalanu etylenu. Izolacja wewnętrzna między żyłami nie jest najpewniej zbyt gruba, ogólna grubość przewodu to raczej uniemożliwia. Ale takie cieńsze izolowanie może na przekór zdrowemu rozsądkowi poprawiać właściwości brzmieniowe, gdyż cieńsza izolacja nie trzyma pola magnetycznego całego wewnątrz kabla, nie tworzą się wirowe zaburzenia.

Jak kabel w środku wygląda, tego dokładnie nie wiadomo. Wiadomo tylko, że niezależnie od tego, iż nowa miedź przewodząca sama w sobie posiada nowe właściwości, w tym lepsze przewodzenia, a zatem lepszy przepust informacji, to jeszcze Combak Corporation ją dodatkowo uszlachetnia. Wiadomo też, że pod rodowaniem korpusy wtyków są z miedzi PCOCC (Pure Copper by Ohno Continuous Casting), a więc takiej najbardziej zaawansowanej technologicznie i sygnowanej nazwiskiem sławnego profesora Ohno. Z niej też zapewne i przewody, ale właśnie uszlachetnione w sposób pozostający tajemnicą. Dodatkiem na korpusach styków wspomniana powłoczka rodu, co do którego wieczna kontrowersja; bo według jednych schładza on, czyniąc przekaz mniej albo bardziej ale obco brzmiącym, gdy według innych poprawia przewodnictwo, więc zwiększa ilość informacji. Osobiście słyszałem kable mające rodowane styki grające faktycznie chłodnawo i przez to odrobinę obco, ale słyszałem też całkiem poprawne temperaturowo i zjawiskowo melodyjne, czyli reguły nie ma. W oprawach rodowanych obejm same bolce są pozłacane, a wypełnienie wtyczek z mosiądzu. Dostępne są długości od 0,75 do 3,0 metra.

Tym razem w środku kabel symetryczny.

Kwestia „jak?” w odniesieniu do Hijiri HCI-X10 nie ogranicza się jednak do samej odpowiedzi na pytanie: jak używać. Ta odpowiedź, jak już wspomniałem, to banał. Z uwagi na stronami różność wtyków nie można użyć niepoprawianie w sensie kierunkowości, można najwyżej przez nieuwagę skrzyżować kanały. „Jak” tyczy jednak także kwestii wykonania, a chociaż Combak Corporation odnośnie anatomii i budowy tkankowej bardzo niewiele zdradza, to ze swej strony mocno akcentuje, że kable są wykonywane ręcznie.  Nie mamy zatem do czynienia z efektem bezdusznej, zautomatyzowanej produkcji masowej, a wytworem otaczanego w Japonii czcią pietystycznego rękodzieła na bazie surowców wziętych z półki najwyższej technologii. Nie wiem, jak to w przypadku Hijiri wygląda, ale producent kabli Tonalium mówił mi, że ręczne poskładanie jednego kabla (opancerzenie izolacją żył, ich ułożenie, założenie zewnętrznego oplotu i instalacja styków) zajmuje kilkanaście godzin. Co z tym się łączy, to pewien aspekt duchowy – dla jednych bez znaczenia, dla innych znaczeniowy. Ten w czyichś rękach powstający kabel może przejąć od swego twórcy pewien ładunek kunsztu, zapału, staranności i dobrych myśli pod adresem, toteż chyba się nie pomylę, kiedy powiem, że do sprzedaży są kierowane te tylko spośród powstających Hijiri, które się swemu twórcy udały; gdy z dzieła był zadowolony i przekonany o tym, że użytkownik także będzie. Wynika to z filozofii firmy – z jej całościowego skupienia na muzyce jako pewnej perfekcji i czegoś więcej niż złożenia samych fal akustycznych.

Odwrotnym porządkiem niż w tytule przechodzimy w rozdziale do spraw kolejnych, toteż na koniec a nie początek została kwestia „w czym”. To wszakże już zdążyłem powiedzieć – Hijiri HCI-X10 dostajemy w takim samym jak wersję RCA opakowaniu, o którym we wcześniejszej recenzji pisałem: Kabel przybywa do użytkownika w tekturowym pudełku, po japońsku wykwintnym. Dbałość o każdy szczegół otoczenia, tak by przynosił oczom radość, to w Japonii zakorzeniona od stuleci tradycja i zgodnie z nią pudełko zostało pokryte satynową powłoką w stylizowane kwiaty i srebrzyste pasemka. W dotyku przypomina pergamin i ładnie się prezentuje, bez żadnej krzykliwości pomimo białego tła. We wnętrzu, w pergaminowej bibułce, spoczywa interkonekt, opatrzony certyfikatem producenta z namiarami wszelkiego typu adresów i telefonów, a także z krótką glossą o jego wyjątkowości, zawierającą same ogólniki poza konkretną uwagą o miedzi najwyższej czystości, ale bez wyszczególniania specyfikacji. Konkretna za to pada obietnica bycia najlepszym w swoim przedziale cenowym na bazie najlepszej rozdzielczości, trafności tonacyjnej, nasycenia i detaliczności.

Brzmienie

A zatem wtyki XLR.

  Tak specyficznie się złożyło, że równolegle – i nawet we wzajemnym nałożeniu – pisałem dwie recenzje, mając w obydwu do czynienia z bardzo podobnym zjawiskiem. Zjawiskiem na audiofilskiej niwie nagminnie występującym – konfrontacji niższego i wyższego całościowego brzmienia. W na dniach opublikowanej recenzji słuchawek Final D8000 Pro Edition ścierało się ich niższe brzmienie z wyższym poprzedniej wersji bez Pro i jednocześnie w tamtej recenzji korzystałem z dwóch interkonektów symetrycznych – recenzowanego teraz Hijiri HCI-X10 i posiadanego przez siebie Tellurium Q Black Diamond XLR. Z tej pary Hijiri prezentował brzmienie wyższe, Tellurium niższe – więc siłą rzeczy podwójne porównania i zachodząca analogia. Byłoby mi na rękę, gdyby różnice pomiędzy słuchawkami można było bezpośrednio przenieść na interkonekty i zastępując nazwy Final nazwami Hijiri i Tellurium powtórzyć opis tamtych. Jednakże tak się nie da, to odmienne różnice. Po części oczywiście analogiczne, ale nigdy, w żadnym aspekcie poza najbardziej ogólnym, nie dające się wprost przełożyć. (Ten audiofilizm to jest. Ani opisu brzmienia Hijiri RCA nie dało się zastosować do XLR, ani różnic odnośnie słuchawek przełożyć do opisu kabli.)

Najkrócej o warunkach sprzętowych. Mam tylko jeden wzmacniacz symetryczny – słuchawkowego Phasemation. Łączony był naprzemiennie za pomocą recenzowanego oraz stanowiącego dlań punkt odniesienia interkonektu z przetwornikiem Ayon Sigma biorącym sygnał z komputera i odtwarzaczem dzielonym Ayon CD-T II/Ayon Stratos; w efekcie cztery odsłuchy, z nich każdy podzielony na etapy, jako że słuchawek z okablowaniem symetrycznym z kolei mam bardzo dużo. To wszystko potraktuję jednak zbiorczo, nie będziemy się na drobne rozmieniać. Nie dlatego, że pisać o tym mi się nie chce, tylko zrobiłby się bałagan. Z recenzji okablowania bardziej recenzja słuchawkowa, a przede wszystkim różnice pomiędzy kablami raz po raz by się powt, przez co zbędna rozwlekłość. Wypada jedynie wspomnieć, że większa ta różnica była w torze biorącym sygnał z komputera, z czego należy wnosić, że odpowiednio nakarmione najwyższej klasy sygnałem oba przewody pokazywały szersze wachlarze możliwości, i możliwości te okazywały się bardziej niż przy torze słabszym zbliżone. Konkretniej rzecz ujmując, można powiedzieć, że wyższy zakres Tellurium dostawał wówczas skrzydeł, tak samo niszy Hijiri. Tym niemniej brzmienia nawet wówczas nie stawały się tak podobne, by kłopot był z odróżnieniem. I teraz o różnicach.

Uwagę skupić musimy na kablu recenzowanym, wszak to jest jego recenzja. Co pokazał symetryczny Hijiri na tle symetrycznego Tellurium?

Że wyższe ogólnie brzmienie, to jasne, ale jak to się przekładało na wrażenia odbiorcze? Bardzo dobrze – można powiedzieć – co wcale oczywistym nie jest. Wystarczy zajrzeć do recenzji równoległej sytuacji ze słuchawkami, w przypadku których pada konkluzja, że niższy ogólnie dźwięk oferujące Final D8000 Pro potrafiły wyzyskać to na rzecz całościowego wzrostu trójwymiarowości – poczynając od basu, którego faktycznie wzrostowość ta tyczyć miała (tak zakładał producent), a na sopranach kończąc, których już tyczyć nie miała. Przeciwnie – soprany miały być w wersji z niższym dźwiękiem właśnie mniej trójwymiarowe, tymczasem stało się na odwrót.

Podwójnie rodowane.

Porównując tę sytuację ze stanem przy interkonektach muszę bardzo wyraźnie zaznaczyć, że w ich przypadku nie zaszła analogia – tytułowy Hijiri nie miał najmniejszych problemów z trójwymiarową reprodukcją dźwięku na całym obszarze pasma. Mogę w tej sytuacji powiedzieć, iż dokonał tej sztuki, której dokonać się nie udało wyższym dźwiękiem grających Final z rodziny D8000 – jego soprany były bardziej trójwymiarowe. I jednocześnie osiągnięcie drugie – tych sopranów faktycznie większa ilość, a nie tylko sam dźwięk całościowo wyższy. Dzięki czemu dwa istotne zjawiska – większa zdolność do przydawania misternym dźwiękom misterności i lepsze osadzanie wszystkich dźwięków w przestrzeni. To osadzenie bowiem potrzebuje sopranów, to one stanowią spoiwo między dźwiękami a przestrzenią. Im więcej ich i im bardziej są trójwymiarowe, tym dźwięki lepiej plasują się w przestrzeni, bo to plasowanie staje się bardziej widoczne i trójwymiarowe.

Mam świadomość, że piszę teraz o zjawiskach w przeciętnej recenzji nie opisywanych, bo albo nie dotyczy sprzętu wystarczającej jakości, albo – jeżeli nawet – to recenzent nie ma pojęcia o zachodzeniu takiej zależności i tylko intuicyjnie wyczuwa samą lepszość, nie zdając sobie sprawy, na czym dokładnie polega. Polega zaś właśnie na tym, że odpowiednia przymieszka sopranów do każdego zakresu brzmienia czyni te brzmienia lepiej osadzającymi się w przestrzeni. Ale – uwaga! – w tym czai się też pułapka: ta sopranowa przymieszka może się zjawiać jedynie na dźwiękowych obrzeżach. Inaczej nawet trzeba rzecz ujmować – tak naprawdę powinna należeć jedynie do brzmieniowego tła, na które dźwięki się nakładają, gdyż gdy przenika do nich samych, wówczas stają się nieprawdziwe. Zyskują sztuczną sopranową podnietę oraz nadmierną grasejację, stając się nazbyt cienkie i gardłowe. W sytuacji gorszego sprzętu stają się też za ostre, ale znajdujemy się na obszarze leżącym daleko poza sztuczną, nieprzyjemną ostrością. I teraz będę chwalił – Hijiri HCI-X10 ze wszystkim sobie poradził. I tych sopranów podał dosyć, by tło brzmieniowe nasycić, i jednocześnie trzymał je w ryzach, do brzmień samych nie wpuszczał. A ściślej, trochę owszem, ale tylko na tyle, by przy starannym zachowaniu tych sopranowych składników trójwymiarowości brzmienia stawały się subtelne, żywe, cały czas melodyjne, a jednocześnie zdolne do nasycania aspektów emocjonalnych odpowiednią dozą kruchości i wrażliwości. Żeby to – mówiąc bez ogródek – nie był sam byczy dźwięk; że z fletu robił się fagot, a z małych dzwonków duże i na dodatek głuche.

To wszystko świetnie się udało i jednocześnie dotyczyło całego obszaru pasma, w odniesieniu do którego – przechodząc na jego drugi kraniec – mowy nie było o stawianiu zarzutów, iż z basem coś nie tak. Otwierało się na cały wolumen i na dodatek przy takimi ogólnym nasyceniu sopranami membrany bębnów i ich wewnętrzna architektura zawsze obrazują się lepiej.

Oraz z mosiężnym wypełnieniem.

Mamy już zatem w gamie atutów trójwymiarowość, łączenie dźwięków z przestrzenią, misterność i rozbudzenie emocjonalne. Czy jednocześnie trafność tonalną? Nie ma czegoś takiego, ta zawsze wypadkową toru. Natomiast niewątpliwie Hijiri HCI-X10 ją umożliwia; zwłaszcza że w teście mowy potocznej doskonale udało mu się zachować jej naturalną, nieskażoną sopranowymi podbiciami postać. Pomimo takiej obfitości składników sopranowych (jak widzieliśmy w kontekście przestrzennym niezwykle pożądanych), Hijiri zawsze zachowywał płynność – przewagę muzykalności nad wyrazistością krawędziowania i naporem szczegółów. To muzyka pozostawała na pierwszym planie, aspekty techniczne jedynie ją umożliwiały i dopełniały.

Cóż więcej ze spraw istotnych? Niewątpliwie kwestie oświetleniowe, temperatura i wrażenia ogólne. Odnośnie oświetlenia – Hijiri pracuje niczym operator światła w teatrze. Potrafi dobrać ogólną atmosferę w zależności od temperatury nagrania, równie dobrze radząc sobie w jasnych i ciemnych klimatach. W przypadku jasnych łagodzi – tak samo jak na pudełku opakowania biel nie będzie krzykliwa. W przypadku nagrań mrocznych nigdy z kolei obrazu tak nie zgęszcza, żeby zatarł się kontur wyraźny, a jednocześnie świetlną plamą potrafi wyrwać rzecz najważniejszą z tła. Nigdy nie ma więc atmosfery takiej do końca mrocznej, ani nie ma jaskrawej – no chyba, że tak już z całą siłą dyktuje w danym fragmencie muzyka. Ogólnie można zaś powiedzieć, że dźwięk jest zawsze nie tylko trójwymiarowy i melodyjny, ale także świetlisty i dobrze natleniony.

Mniej plastyczna od światła okazuje się natomiast temperatura. Ta przy nieznacznych wahaniach zawsze pozostaje na obszarze naturalności tak naturalnej, że się na nią nie zwraca uwagi. Nie ma zatem brzmień ciepło-gęsto-lepkich, ani nie ma za chłodnych. Zawsze będzie przejrzyście, z napowietrzeniem i temperaturą bliską neutralności, czyli nieznacznej ciepłoty. Ta neutralność myli się wprawdzie niektórym z delikatnym chłodem, lecz chłód to nie jest dla muzyki stan naturalny istnienia, tak więc w Hijiri chłodu nie ma. Oczywiście mógłby zaistnieć w przypadku aparatury zimno i poprzez zimne kable grającej, ale zimnych klamotów nie trzymam.

Pozostają wrażenia ogólne, i tu musimy wrócić do porównania z Tellurium. Ten bazował na niższym dźwięku, też oświetleniu średnio biorąc nieco ciemniejszym oraz temperaturze zawsze cokolwiek lub bardziej niż cokolwiek wyższej. Niższy dźwięk, wyższa temperatura, bardziej cienista aura – to posiada swoje zalety. Nie stawia tak wysokich wymagań w odniesieniu do reprodukcji sopranów; te nie są tak ofensywne i tak jawnie wszystkiemu towarzyszące. Przy czym, co znowu muszę podkreślić – Tellurium to kabel stricte high-endowy, zatem nieco inne podejście do reprodukcji sopranowej nie wiąże się w jego przypadku z jakimś tych sopranów pogorszeniem czy, nie daj Boże, jawnym deficytem. Są tylko nieco niższe i także trójwymiarowe, ale to przesunięcie w dół osłabia kontrast względem basu i emocjonalne odczucia po stronie smutku czy rzewności. Dźwięk w wyższych partiach nie pojawi się taki kruchy i nie tak w tle igrający, a w zamian pasmo bardziej się zwiera i cała muzyka staje taka „bardziej w sobie” oraz bardziej postawna. Co wpycha nas z kolei w kwestię wypełnienia. Przed wygrzewaniem Hijiri nie oferował wystarczającego, po wygrzaniu już bez zarzutu.

Pomiędzy rodem a mosiądzem miedź.

Oczywiście ta jego sopranowa kruchość będzie powodowała, że całe brzmienie wzbogaci się o nią i stanie sumarycznie mniej przysadziste, jednakże wszędzie tam, gdzie wypełnienie powinno dojść do głosu, to wypełnienie się zjawi. Może nie będzie miało aż takiego obwodu w pasie, ale żadnych krytycznych uwag – wszystko w najlepszym porządku. Niewątpliwie natomiast względem Tellurium inna brzmieniowa szkoła – u niego przede wszystkim akcent właśnie na wypełnienie, na ciepło i na ogromną żywość. W jego przypadku zaskoczenie się zjawia (high-end zawsze powinien zaskoczyć, taka już jego praca) nie poprzez super udane połączenie sopranów z całościową melodyjnością, a tej melodyjności dopełnienie ogromną żywością i zalewem niuansów. Szczegóły, szczególiki, sprawy dźwiękowo drobniutkie w spojeniu z dźwiękiem dużym, ciepłym, masywnym, ogólnie biorąc niższym. To i to na swój sposób okazywało się mistrzowskie, jednego i drugiego słuchało się z zapałem. Przy czym chciałbym jeszcze na koniec zaakcentować, że używane przy odsłuchach także najstarsze Grado GS1000, o wyjątkowej sopranowej ekstensji i dźwięku od Hijiri ogólnie jeszcze wyższym, brzmiały z nim wprost rewelacyjnie i ani śladu nie było jakiejkolwiek sopranowej przesady. Przeciwnie – niespotykany liryzm, bardziej ludzki muzyki wymiar, rozbudzenie emocjonalne. Całościowo poezja, a nie sama poprawność odtwórcza. Odnośnie natomiast porównania kabli, to nie było też czegoś takiego, że jeden bardziej do muzyki takiej, drugi innej. Od klasyki po najcięższego rocka jeden i drugi spełniał oczekiwania, aczkolwiek każdy po swojemu.

Podsumowując

  Powyższy opis byłby z pewnością cenniejszy poznawczo, gdyby porównania tyczyły nie Tellurium, a wycofanego z tej samej półki Harmoniksa. Lecz przesunięcie akcentów byłoby pewnie podobne – także temperatura w nowym Hijiri nieco niższa, mocniejszy nacisk sopranowy, bardziej zaznaczająca się współpraca między dźwiękami a przestrzenią. Te zawsze wraz z dołożonymi sopranami w wyrazistszy sposób korespondują z przestrzennością i jednocześnie wzrasta brzmieniowa różnorodność poprzez dodanie składników delikatność i misterność podkreślających.

Poszerzenie sopranowego zakresu to najtrudniejsza sztuka, bo jeśli tylko nie towarzyszy mu odpowiednia – a ściślej stuprocentowa – dbałość o wymiar przestrzenności (w najmniejszym stopniu nie można pozwolić im się spłaszczać), wówczas zamiast czerpać korzyści, odnotujemy gwałtowny spadek. Żadna inwestycja w poprawę brzmienia nie może być mniej udana od addycji nie dość dobrych sopranów. Zarazem żadna inna nie da takich korzyści, jak odpowiednich dodanie. Tak to już bywa w życiu – najlepsze rzeczy są trudne. Hijiri HCI-X10 to względem serii poprzedniej krok właściwy, dający brzmienie wyższe nie tylko w sensie harmonicznym. To interkonekt względem poprzednika otwierający większe możliwości, ale zarazem bardziej akrobatyczny, trudniejszy w implementacji. Bardziej o wszystko trzeba zadbać, na przykład o kable zasilania. Tor musi być co najmniej dobrej klasy, by sopranowa intensyfikacja właścicielowi się odwdzięczyła. To nie jest także interkonekt dla lubiących brzmienia grube, gorące i przeciążone basem. Jego zadaniem poszerzenie możliwości odtwórczych w zakresie wyższych częstotliwości oraz wiązania dźwięku z przestrzenią. To mu się bez zarzutu udaje, nie ma żadnego coś za coś. Ewentualnie samo obniżenie temperatury do w dobrym sensie neutralnej – czyli nie ma ciepłoty podbicia, sam wzrost dozy informacji w odniesieniu do wyższych rejestrów i przestrzeni. I jeszcze, bo bym zapomniał  – Hijiri, tak samo zresztą jak Harmonix (i jak Tellurium też), należy do szkoły otwartej brzmienia. Dźwięki nie mają powłoczek, nie mają napięcia powierzchniowego. Medium zjawia się transparentne, a dźwięki podczas rozchodzenia idealnie w nim się rozpływają, a nie, niczym brzmieniowe baloniki, poprzez to medium wędrują, by znikać za nowymi. I tak wolę.

 

W punktach:

Zalety

  • Wzrost możliwości odtwórczych względem serii poprzedniej.
  • Za sprawą bardziej obecnych i bardziej wyrafinowanych sopranów.
  • Jak zawsze w takiej sytuacji poprawa także przestrzenności.
  • Nie tylko poprzez samo powiększenie obszaru, który soprany też wyznaczają.
  • Ale także bardziej kunsztowne łączenie dźwięków z przestrzenią.
  • Gdyż sopran jest tym czynnikiem, który poprawia trójwymiarowość.
  • Sam jednak wcześniej musi być trójwymiarowy.
  • I to się tutaj udało.
  • Jest także tym czynnikiem, który poszerza walor emocjonalny.
  • Nie mamy zatem do czynienia z samym basowym optymizmem.
  • Ani nawet z tendencją do popadania w optymizm.
  • Wyśrubowane możliwości techniczne w postaci poszerzenia góry pasma owocują neutralnością emocjonalną i temperaturową.
  • A zatem ewentualne ciepło i ewentualny optymizm pochodzić będą od nagrania, a nie od przewodnika.
  • Nie ma jednakże żadnego przegięcia w drugą stronę.
  • Kabel sam z siebie nie produkuje ani smutku, ani ochłodzenia.
  • Zarazem nie ma żadnej skłonności do bycia przede wszystkim technicznym czy jakimś obojętnym.
  • Muzyka to jego żywioł i ta muzyka jest.
  • Jest przede wszystkim, a nie jako zjawisko wtórne.
  • I zjawia się w oprawie wysokiej klasy oświetlenia.
  • Wszystko od Combak Corporation ma być muzyką i tą muzyką jest.
  • Marka jest oczywiście sławna, czyli to także zaleta.
  • Made in Japan.
  • Ręczne wykonanie.
  • Najwyższej klasy miedź by Ohno.
  • Polska dystrybucja.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Odmiana symetryczna dużo droższa i z nieco inną sygnaturą brzmienia.
  • Nie dla lubiących dźwięk zrobiony na basową modłę.
  • I nie dla lubiących ocieplony.

 

Dane techniczne Hijiri HCI-X10:

  • Interkonekt analogowy z wtykami XLR.
  • Dostępne długości: 0,75; 1,0; 1,5; 3,0 m.
  • Przewodnik: krystaliczna miedź beztlenowa PCOCC o najwyższej czystości, dodatkowo uszlachetniana.
  • Wtyki: złocone i podwójnie rodowane z mosiężnym wypełnieniem.
  • Opakowanie: ozdobne pudełko.
  • Cena: 7590 PLN (1,0 m)

 

System:

  • Źródła: PC, Ayon CD-T II.
  • Przetworniki: Ayon Stratos, Ayon Sigma.
  • Wzmacniacz słuchawkowy Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: Final D8000 & D8000 Pro, Grado GS1000, Meze Empyrean, Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab).
  • Interkonekty: Hijiri HCI-X10, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9700, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Edia i Sulek 9×9 Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: Hijiri HCI-X10

  1. Piotr Ryka pisze:

    Ryka wrócił z AVS. Przywiózł RAAL, oBravo HAMT Signature, Niimbusa US4+ oraz takie jedne słuchawki za tysiąc dwieście, które mają wszystkim pokazać…

    1. Michal Pastuszak pisze:

      Fajna wiadomosc ;’)

      Zgaduje ze RAAL nie dali jedak swojego protoypu wzmacniacz dedykowanego SR1a ?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie,żadnych prototypów. Muszą się zadowolić torem dla K1000 oraz kablami głośnikowymi Sulek 6×9.

  2. Alucard pisze:

    1200 czego? Złociszy? 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Złociszy.

  3. Marek S. pisze:

    Nimbus US4+, następca V281, czekam z niecierpliwością..

    1. Stefan pisze:

      Czy ukarze się recenzja Niimbusa?

    2. Marek S. pisze:

      4 miesiące minęły i cisza? Taki słaby czy taka kolejka przed nim?

  4. Pawcio pisze:

    Też czekam na recenzję Nimbusa muszę kupić docelowy wzmacniacz słuchawkowy do moich śledzę LCD 3 fazor

  5. Alucard pisze:

    Czy te super słuchawki za 1200zł to czasem nie nowe planarne Takstary?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Owszem – tak.

      1. Alucard pisze:

        Tak mi zaświtało od początku 😉

  6. Serio? pisze:

    Ludzie serio traktujecie te wypociny? Przecież to radosna kosmiczna twórczość rodem z psychiatryka …..zapewne zostanie to usunięte

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W życiu nie ma nic pewnego.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      A tak rzeczywiście serio – ładnie to tak ładować się do kogoś z wizytą pod dwoma różnymi nickami? To w Lublinie takie zwyczaje? A myślałem, że to miasto z tradycjami, uniwersyteckie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy