Słuchawki typu AMT, najbardziej zapomniane. Co wcale nie jest prawdą, tyle że nazwy się unika. Te najdawniejsze – Jecklin Float z 1971 – uporczywie poczytywane były za elektrostaty, a obecnie stosująca marszczone diafragmy wytwórnia Dan Clark Audio deklaruje swoje jako planarne; co czyni nie bez racji, bo inne napędzanie, magnesy w Danach Clarkach są bez porównania słabsze niż w tytułowych HEDD, a zakładki płytsze. Ale harmonijkowe membrany to nie jedynie zamierzchłe Jecklin Float i teraźniejsze Dany Clarki. To również aktualne tajwańskie oBravo i serbsko-amerykańskie RAAL, także szwajcarskie Ergo AMT, niemal tak samo prastare i równie klasyczne jak „hełmy” Jecklin Float. Ale znowuż te RAAL pozują na coś innego, słusznie każąc siebie nazywać wstęgowymi, a oBravo to dynamiczne membrany basowe i AMT tweetery z zachodzeniem na tony średnie, je więc uważa się za kombinowane.
Sięgnijmy do pierwocin. Przetworniki elektroakustyczne Air Motion Transformer (AMT) wynalazł w latach 60-tych i opatentował w 70-tych Oskar Heil (1908–1994), niemiecki wynalazca osiadły po II wojnie w USA. Podobnie jak planarne odznaczają się ruchomą cewką rozpostartą na całej powierzchni membrany, w ich wypadku zawsze głęboko marszczonej, z nicią cewki biegnącą grzbietami marszczeń. Pierwsze takie głośniki wyprodukowało w latach 70-tych ESS z Kalifornii, kolejno dołączały JET, Adam i Precide. Wciąż oferuje je Precide, a oprócz niego Eton, Martin Logan, Mundorf, FAL oraz RAAL. Słuchawki tego typu zainaugurowało w 1971 już przywołane Jecklin Float (firma wynalazcy Jürga Jecklina), niewiele później tak samo szwajcarskie Precide – lata lateczne produkujące swój wciąż oferowany, zaliczany do słuchawkowej klasyki model Ergo AMT, jedyny posługujący się akronimem AMT w nazwie.
Harmonijkowy kształt membrany ma niezaprzeczalne zalety. Przede wszystkim powierzchnia zostaje ukryta w fałdach, dzięki czemu może być radykalnie większa od rozpiętości samego przetwornika, co jak wiadomo nie pozostaje bez wpływu na potencjał. (Współczynnik ukrycia może przekraczać 8.) Druga rzecz to energia, kolejna prędkość. W przetwornikowym miechu AMT następuje błyskawiczna reakcja całej powierzchni (tak samo jak u elektrostatów, wstęg i planarów), ale tylko dla tej konstrukcji właściwa jest akceleracja fali akustycznej aż do pięciokrotności powstających na płaskich membranach. Dzięki czemu dźwięk szybszy i potężniejszy, jak również – niespodzianka – niosący mniejsze zniekształcenia. Szczególnie brzmienia nacechowane szybką pulsacją zostają lepiej odtworzone, różnica tyczy jednak wszystkich.
Niemieckie, a dokładniej berlińskie słuchawki o takiej konstrukcji, nazywające się HEDDphone, to propozycja powstałej w 2015-tym firmy Heinz Electrodynamic Designs, założonej przez fizyka Klausa Heinza i jego syna Frederika Knopa, muzykologa i akustyka. Firmy, jak sami piszą, ulokowanej na obrzeżach pięknej dzielnicy Tiergarten i powiązanej z głośnikową ADAM Audio, też należącą do Klausa Heinza; konstruktora który znał osobiście Oskara Heila, pod jego wpływem jeszcze pod koniec lat 70-tych zaczął działalność w branży głośników, rzecz jasna AMT.
Z czym mamy do czynienia
Pierwszy wyrób Heinz Electrodynamic Designs, słuchawki też nazywające się HEDDphone®, ale naturalnie nie TWO, recenzowałem w 2020, jako jeszcze przedprodukcyjne. Nie należały do wygodnych: uciskały poniżej uszu na boki głowy, muszle mając wyraźnie większe i ustawione pod zbyt ostrym kątem, który miał odpowiednio łagodnieć dzięki wahadłowemu łączeniu z pałąkiem, lecz nie do końca to wychodziło. Nagrodą dźwięk robiący wrażenie; z miejsca czuć było odmienność, ale wzbogacającą muzyczny katalog nie o zbyteczną dziwność, a coś fascynującego. Wyróżniającego się pietyzmem w odniesieniu do brzmień poszczególnych i przy najlepszym (więc też mocnym) napędzaniu łączącego ten pietyzm z imponującą rozmachem całością.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że na uwagi o zbyt dużych muszlach firma odpowiadała, że próby ich zmniejszenia każdorazowo skutkowały degradacją brzmieniową, nie udało się nic z tym zrobić. Lecz upłynęły cztery lata i trafiają na rynek HEDDphone® TWO, mające muszle znacznie mniejsze i w miejsce jednopłaszczyznowo wahliwego łączenia z banalnie zwykłym pałąkiem, zespalane z dużo bardziej skomplikowanym poprzez klasyczne chwytaki, zapewniające swobodę manewru w obu bocznych płaszczyznach. Sam pałąk też zwiększył elastyczność, dorzucając od siebie trzeci wymiar szerokości za sprawą wykonania z włókna węglowego, zyskując przy tym podwieszoną, grubo wyścieloną opaskę o regulowanej zapinkami długości; nie ma więc przylegania wprost do głowy, radykalnie lepsze dopasowanie. Ergonomia na wysoką notę, wszystko zostało poprawione, a do tego słuchawki zredukowały ciężar z 718 do 550 g, o ten czynnik również zwiększając wygodę. Czułość ułatwiająco też wzrosła z 87 na 89 dB, mniej sympatycznie natomiast cena – z 7650 na 9999 PLN. Niemal niezmieniony pozostał omaż, o jeden punkt obniżając się do poziomu 41 Ω, a całkiem niezmienione pasmo akustyczne, i tu obejmujące zakres 10 Hz – 40 kHz.
Wszystko razem daje słuchawki nieomalże normalne pod względem użytkowym – jedynie zalecana moc wzmacniacza to od jednego wata w górę, ale podobno pięć razy mniej (200 mW) już będzie całkiem znośne.
Jeszcze jedna rzecz się zmieniła – kąt wprowadzania kabla. Do tamtych dużych muszli wchodził prosto od dołu, drażniąco trąc o obojczyki. W nowych wchodzi pod dużym kątem przekierowującym do przodu, zupełnie nie przeszkadza, tym bardziej że jest lekki, elastyczny, niegruby.
Takie niegrube kable ze słuchawkami dostajemy dwa, oba jako czarne plecionki dozbrojone kevlarem – symetryczną i niesymetryczną długości 2,2 m. Po stronie wyboru przyłączy wraz z nimi pełny wachlarz; dzięki dołączonym przejściówkom gwarantowana obsługa gniazd 3,5 mm, 6,35 mm, Pentacon i 4-pin. Otrzymujemy też zapasowe pady, które łatwo wymieniać, a same pady i wyścielenie pałąka to dobrej jakości skóry wegańskie okalającej miękkie wypełnienia.
Wszystko to spakowane do etui na błyskawiczny zamek z melanż-popiel brezentu i śmiało można powiedzieć, że wszystkie lekcje odrobiono, każda uwaga krytyczna odniesiona do pierwowzoru została uwzględniona i znalazła odtrutkę. Zostało jedno „ale” – czy to zmniejszenie przetworników już nie skutkuje degradacją dźwięku?
To pomniejszenie jest wyraźne, choć ilość sześciu magnetycznych żeber została zachowana. Ich moc, to tak nawiasem coś zupełnie innego niż w każdych innych słuchawkach: przyłożony kawałek metalu pochwycony zostanie mocno, podczas gdy każde inne – zarówno podczas grania jak spoczynkowo – siły magnetycznej nam nie przejawią, mimo że wiele tak się puszy nadzwyczajnymi magnesami z neodymu.
Zmniejszona powierzchnia muszli i wymuszony nią mniejszy przetwornik to siłą rzeczy mniej zakładek, co podobnież ma szkodzić. Więc może te zakładki uczyniono głębszymi? – co z kolei pomaga. Ale głębsze zakładki to zmniejszona skuteczność i wymuszany tym wzrost mocy pasującego wzmacniacza, co tutaj nie zachodzi. Dowiadujemy się jedynie, że nowe, mniejsze przetworniki są „bardziej precyzyjne”, nie dowiadując się dlaczego. Trzeba w tej sytuacji wierzyć na słowo, a najlepiej na własne uszy, podczas kiedy na własne oczy widać, że nowe wcielenie jest zgrabniejsze i skutkiem usunięcia srebrnej obwiedni wahacza i srebrzystości magnetycznych żeber przezierających przez maskownice na wygląd spokojniejsze. Cokolwiek pod prąd temu idzie rozbudowany pałąk, lecz generalnie widać, że starano się o spokojny wygląd, wygodę i łatwość użycia. Na potwierdzenie skuteczności poczynionych zabiegów w połączeniu z poprawą brzmienia na stronie producenta przywołano szereg przykładów współpracy z zawodowymi muzykami i inżynierami dźwięku, zostaje samemu zakosztować. Lecz zanim degustacje, od strony użytkowej dodam, że słuchawki HEDDphone® zrobiły się bez porównania wygodniejsze, bezproblemowo można cały dzień.
Brzmienie: Z Divaldi AMP-04
Więc jak to jest z tą mocą, faktycznie tyle daje? Na początek użyty został stojący od dawna bezczynnie wzmacniacza Divaldi AMP-04, dla którego producent poszukuje i nie może znaleźć lepszego zasilacza. Nie żeby sprzedażowy, dopasowany wizualnie, nie był dobrej jakości, ale usłyszany z lepszymi już nie zachęcał do współpracy na zasadzie redukcji. Tymczasem sam znalazłem, odpowiednim okazał się holenderski Sbooster BOTW Alternating Current PSU (1649 PLN), dystrybuowany przez Sound Source. Z którym zauważalna poprawa, chociaż zniszczona estetyka i przede wszystkim bycie małym-zgrabnym, za to wreszcie można używać nie kręcąc nosem na redukcję. Zasilacz wielkości kilograma cukru pogonił kubaturkę dopieszczonego wizualnie wzmacniaczyka, momentalnie przypominając historię z klasycznym Naim Headline, którego fabrycznie parowano aż z czterema zasilaczami o różnych gabarytach i jakościach, z których największy był dużym klocem za naprawdę duże pieniądze. Sbooster nie jest taki duży i radykalnie tańszy, ale i tak zagrało prima, aż się wygodniej rozsiadłem. Lecz wracajmy do mocy, od której zaczęliśmy, a ta u Divaldi AMP-04 w posiadanej przeze mnie wersji z pojedynczym wyjście 4-pin to 0,9 W ciągła, chwilowa 2,0 W.
Zmuszony byłem darować sobie oryginalny kabel, gdyż otrzymałem tylko jeden i akurat na duży jack. Sięgnąłem więc po symetryczny Tonalium-Metrum Lab od Susvar – gruby i niewygodny, lecz za to jakościowy. (Na wszelki wypadek wcześniej z oryginalnym przy innym wzmacniaczu porównując, z rezultatem wiadomym.)
Divaldi miał stanowić słabszą mocowo alternatywę dla dual-mono Phasemation. Słuchany w oderwaniu z tytułowymi słuchawkami bardzo mi się podobał: para oferowała głębokie, wybitnie melodyjne brzmienie, do tego ciepłe i gęste, a czarne tła i duże dźwięki bez trudu potrafiły przywoływać wrażenie potęgi. (Symfonika, chóry, organy, bębny, fortepian itd.) Wszystko zdawało się być bez zarzutu, tym bardziej że też długie podtrzymania, żadnych ostrości czy rozjaśnień po stronie wysokich tonów przy jednoczesnej pełnej dźwięczności, a na ozdobę intensywność barwowa i dobry indywidualizm głosów, mimo obniżonej tonalnie średnicy. Lecz jedna na tym obrazie skaza i jeden w skutkiem pejoratyw: dalekie brzmienia w razie większej ich komasacji miały trudność z czytelnym dotarciem, więc nieszczególna separacja, mimo że pierwszy plan pod tym względem nie budził najmniejszych zastrzeżeń. To jednak wystarczało, by zjawiał się emocjonalny dystans, zwłaszcza na tle porównawczo użytych Dan Clark Audio STEALTH. Te grały także ciemnym, ale mniej gęstym i wyższym dźwiękiem, który z ukazywaniem dalekich planów i namacalną obecnością nie miał najmniejszych problemów. Nie był tak imponująco masywny i tak spokojnie, majestatycznie, dużymi dźwiękami płynący, ale można powiedzieć że zrywał i obnażał. Transparentność i separację wraz z klarownością medium wynosił na wyższy poziom – lecz bądźmy sprawiedliwi: twórcy HEDDphone® TWO nie obiecywali ideału poniżej wata mocy, a jako najlepiej pasujący wskazali profesjonalny wzmacniacz Zaehl HM1 o mocy 4,0 W/30 Ω.
Zaehl nie jest u nas oferowany, można jedynie kupować wprost od niemieckiego producenta (za €8000), ale i Phasemation tę zalecaną moc 1,0 W bezproblemowo osiąga. Przy czym trzeba podkreślić, że deklarowane 0,9W Divaldi zupełnie wystarczało do niszcząco głośnego i wciąż masywnego grania przy zachowaniu reszty walorów; jedynie ta transparentność i bezpośredniość nie do końca udane, zwłaszcza w porównaniu do STEALTH.
Z Phasemation EPA-007
Przeniosłem akcję do Phasemation i przyrost mocy pomógł. Wzrosła rozdzielczość drugiego planu i poprawiła się bezpośredniość. Ale odnośnie tego wszystkiego słowo ”poprawa” nie trafia w sedno. Nie było bowiem tak, że brzmienia się zbliżyły i HEDDphone upodobniły do STEALTH. Wcale to nie były brzmienia podobne, bo mimo racji z tym powyżej, HEDDphone oferowały inny przekaz, dobitnie i dalece inny. Gdy STEALTH bazowały na bezpośredniości poprzez zupełną czystość medium i dopieszczanie konturów cieńszą kreską wyższej tonacji, HEDDphone ze swoim niższym brzmieniem dawały przede wszystkim głębokie zanurzenie w muzyczną atmosferę i lepiej oddawaną scenerię, a nie jedynie bardziej obecną i większą. Słuchałem i słuchałem, przemijały kolejne utwory, nachodziły kolejne refleksje. Z nich najważniejsza ta, że w tej kombinacji sprzętowej (za chwilę to się zmieni) zjawiła się taka odmienność stylu, że racją okazały się uwagi producentów o odkrywaniu nagrań. „Odkrycie” to za mocne słowo, lecz niewątpliwie grało inaczej. Bo raz, ta prawdziwsza atmosfera koncertów. Dwa, wyższa umiejętność różnicowania jakości realizacji przy jednoczesnym zachowaniu u słabszych całkowitej strawności; aż po swego rodzaju sentyment, powstający z mieszanki dawności z uczuciem przyjemności. Ale skąd ta przyjemność? Ano z tego powodu, z którego zdanie sobie sprawy spowodowało śmieszek. Uśmiechnąłem się, zdawszy sobie sprawę, że HEDDphone nigdy, ale to nigdy nie kwiczą. Nie ma w nagraniach – czy to lepszych, czy gorszych – żadnych urywków brzmieniowych, które by zatrącały podobieństwem do wiadomego dźwięku wiadomego zwierzęcia. A skojarzenia z tym dźwiękiem u słuchawek mających tendencję do podwyższania tonacji niestety się zdarzają i nie jest to przyjemne. Gęste, masywne brzmienie HEDDphone® TWO było od tego jak najdalsze, czym przypominało Crosszone CZ-1 albo Spirit Torino Valkyria. Ale też trzecia zaleta: niskie nie w taki sposób, że przydymione basem. Zupełny brak czegoś takiego jak basowy naddatek – ani w tłach, ani w samym dźwięku. Formę uobecniała gęstość i masywność bez udziału basowego podbicia, basowego naddatku czy basowej ociężałości. Nic w ogóle z tych stanów, operowanie basem wzorcowe – potęga i brak podbarwień. Między innymi dzięki temu całościowo muzyczny przekaz i pod dyktando tej innej formy odbierany inaczej. A nie tylko inaczej, ale ze wzrostem zaangażowania poprzez wzrost przyjemności.
Oczywiście można woleć wyższą tonalność i ostrzejsze widzenie cieńszą kreską obwiedzionego dźwięku osadzonego w krystalicznie czystym medium, ale można też woleć mocniejsze, ciśnieniowo-wizyjne czucie medium i lepsze czucie miejsca stanowiącego otoczenie dźwięku niższego, masywniejszego i nigdy nie powodującego wrażenia wziętego za wysoko. Jak dla mnie brzmienie HEDDphone było bardziej magiczne, zwłaszcza magią przywoływania teatru zdarzeń i mocniej czutej cielesności.
Następnie wziąłem HEDDphone® TWO do odtwarzacza i wszystko znowu się zmieniło.
Przy odtwarzaczu
Nie chciało mi się dalej bawić w moce oscylujące wokół jednego wata, postanowiłem sprawdzić, co daje przeskok o kilkadziesiąt pięter. Przedwzmacniacz ASL Twin-Head z końcówką mocy Crofta – to duo okazało się wystarczająco ciche, by nie zaburzać szumem własnym, a jednocześnie moc dwudziestu przeszło watów z odczepów głośnikowych (ma się rozumieć przez przejściówkę) przeniosła w inny świat. Co usłyszawszy postanowiłem już nie porównywać do STEALTH, sięgnąłem po Susvary. To porównanie okazało się bardzo pouczające w mierze możliwych przeobrażeń na linii słuchawki-wzmacniacz, w nim to HEDDphone® TWO były tymi bliższymi, bardziej transparentnymi i mniej nacisku kładącymi na melodyjność, więcej na bezpośredniość.
Z miejsca zostałem zmuszony zgodzić się z konstruktorami: faktycznie stworzyli dzieło mistrzowskie, ale bardzo wymagające prądowo i jakościowo. W zamian za diametralnie mocniejszy napęd i niewątpliwie wyższą jakość usłyszałem słuchawki ani o włos nie ustępujące Susvarom, przynajmniej nie z tym kablem i w tym torze. A kabel, jako pożyczony od Susvar, wystarczyło przepinać; i teraz to Susvary były tymi, które bardziej uobecniały medium i bardziej skupiały się na melodyce w manierze długo ciągnących się wybrzmień subtelnie płynącego dźwięku. HEDDphone zaś były tymi, u których całkowita transparentność pomijająca medium, a przekaz skrajnie bliski odnośnie pierwszego planu i przy zachowaniu masywności kładący nacisk na atak, żywość i może nie aż drapieżność, ale maksymalną już bezpośredniość. Nic nie zostało z odmienności brzmieniowej ukazanej przy Phasemation, gdzie głównym mianem pozytywu było obrazowanie teatru działań. Pod tym względem żadnej teraz różnicy względem referencyjnych przecież Susvar, przykładu ekstremalnej jakości normalnego słuchawkowego brzmienia.
Scena duża i całkowicie przejrzysta, chociaż nie tak przejrzysta i tak misternie dopieszczona niuansowo jak u najlepszych elektrostatów, w zamian naprawdę duża porcja tego, czym kiedyś, na samym początku kariery, szczyciły się ustami twórców Sennheiser HD 800; to brzmienie bardziej niż Susvary i bardziej niż same te Sennheisery przypominało przekaz głośnikowy. Duże dźwięki operowały na dużej, choć nie ogromnej scenie, a namacalność ich istnienia generowała wyznacznik stylu. Na równi z nią transparentność, potęga basu, szybkość i brak zniekształceń – sumą niezwykła jakość muzyki oraz autentyzm wypowiedzi słownych.
Wszystko to było tak wybitne i na tle Susvar tak udane, że musiałem, trochę wbrew sobie, przyznać, że nie znalazłem cienia jakościowej różnicy pomiędzy tymi HEDDphone® TWO a najlepszymi planarami. Niech to więc będzie clou, bo cóż może być ważniejszego? Lecz macie rację, to też ważne, więc dopowiem, że już przy wzmacniaczu mocy Phasemation są te HEDDphone® TWO ciekawsze od bardzo podobnie kosztujących Dan Clark Audio E3, przynajmniej moim zdaniem i przynajmniej gdy obu używać z okablowaniem Tonalium. (A są przecież jeszcze lepsze). HEDDphone brzmiały głębiej i treściwiej, a choć E3 bardzo przyjemnie, to miechy AMT intensywniej i, jak to niektórzy mawiają: „bardzie dożylnie”.
Już zabierałem się, by napisać, że za to E3 lepiej się spisywały przy odtwarzacz przenośnym, ale sprawdziłem, i – ojoj – z nim też HEDDphone® TWO ciekawiej – bardziej esencjalnie i bardziej prawdziwie…. Za to E3 wygodniejsze, mniej obecne na głowie. Przynajmniej tyle dla nich.
Podsumowanie
Pozostaje zadać pytanie, czy to najlepsze słuchawki, jakie można dziś dostać za mniej niż dziesięć tysięcy? Cóż, wszystkich nie znam, ale obawiam się, że owszem. Lecz może tylko mnie tak porwały? To również jest możliwe, podczas gdy ktoś może woleć brzmienia lżejsze, ktoś inny podane inaczej, jeszcze kto inny w ogóle tego nie lubić. Ale gdy zebrać parametry podstawowe, jak miara prawdziwości i brak pejoratywów, to trudno będzie o lepsze. Trudno odnośnie autentyzmu, głębi i różnorodności brzmienia, także potęgi basowej i elegancji sopranowej. Niełatwo też o lepszą atmosferę i mniejszą ilość zniekształceń.
Na porządku dziennym staje pytanie o porównanie do takich tuzów o zbliżonym budżecie jak HiFiMAN HE-1000 V2, Austrian Audio The Composer czy ES Lab ES-R10. Nie mając ich pod ręką nie będę się w szczegóły wikłał, ale mogę powiedzieć, że dla siebie do słuchania w najlepszym torze te HEDDphone z wymienionej czwórki bym wybrał, chociaż na pewno nie zastąpił nimi swych własnych ulubionych, których realizm sięga wyżej. Odnośnie zaś grania przy komputerze, byłoby to już problematyczne, musiałoby się oprzeć o bezpośrednie porównania. Ale skoro E3 poległy… No nic, różnie z tymi porównaniami bywa, nie warto spekulować. Na koniec tylko dorzucę, że piszę to z HEDDphone® TWO na uszach i grają coraz lepiej, proces docierania wciąż trwa.
W punktach
Zalety
- Gęste, potężne brzmienie.
- Bliskie i realistyczne.
- Ciemne i nasycone.
- A jednocześnie świetliste.
- Dbające o indywidualizm.
- Majestatyczne, a mimo to szybkie.
- Energetyczne, a trzymane w ryzach.
- Tchnące wszelkiej postaci autentyzmem.
- Bo nie tylko brzmieniowym, także atmosfery muzycznej.
- Dźwięk wolny od zniekształceń.
- Potężny, potrafiący zalewać całą scenę i bardzo nisko schodzić bas niczego nie podbarwia ani nie przesadza ze sobą.
- Pięknie dźwięczne soprany przejawiają pełną kulturę.
- Duże, niekiedy ogromne sceny.
- Dobra, choć nie aż zjawiskowa holografia.
- Stuprocentowa rozdzielczość, ale jedynie pod warunkiem wzmacniacza o dużej mocy.
- Przy odpowiednim (jakościowym i mocnym) napędzie dorównują najlepszym planarnym.
- Pod względem subtelności i magii scenicznej tylko nieznacznie ustępują najlepszym elektrostatom.
- Naturalizm głosowy na najwyższym poziomie.
- Bezproblemowo współpracują z mocnymi DAP-ami. (I są w tym świetne.)
- Nadprzeciętnie korzystny stosunek jakości do ceny, mimo iż ta do niskich nie należy.
- Długo się nie udawało, ale na koniec się udało pomniejszyć przetworniki bez straty jakościowej.
- Efektem radykalna poprawa wygody, o którą wszechstronnie zadbano.
- Rzadka, mająca sporo przewag nad konkurencyjnymi, na pełną skalę wdrożona technika AMT.
- Etui transportowe.
- Dwa kable, komplet przejściówek i zapasowe pady.
- Ekologiczne.
- Producent z długimi tradycjami.
- Made in Germany (Berlin)
- Polska dystrybucja.
- Ryka approved
Wady i zastrzeżenia
- Mocniejsze niż u innych słuchawek pole magnetyczne zakładamy sobie na głowę.
- Wygodne, ale są wygodniejsze.
- Przy nie dość mocnych wzmacniaczach rozdzielczość i bezpośredniość zaczynają się redukować.
- Otwarte, więc hałaśliwe dla otoczenia i nie separujące.
Dane techniczne:
- Otwarte, wokółuszne słuchawki AMT
- Przetwornik: pełnozakresowy Air Motion Transformer (AMT)
- Membrana: folia poliamidowa Kapton
- Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 40 kHz
- Czułość: 89 dB
- Impedancja: 41 Ω
- Waga: 550 g
- Moc wzmacniacza: 200 mW minimum, zalecana powyżej 1000 mW
- Kabel: wzmocniony kevlarem, odpinany
- Nauszniki i poduszka na głowę ze skóry wegańskiej
- W komplecie:
- Kabel słuchawkowy długości 2,2 m z końcówką 6,35 mm
- Kabel zbalansowany długości 2,2 m z końcówką 4,4 mm
- 3-pinowy adapter audio – 6,35 mm do 3,5 mm
- 4-pinowy adapter audio – zbalansowany 4,4 mm na XLR
Cena: 9999 PLN
System
- Źródła: PC (pliki dyskowe, YouTube, TIDAL), Astell & Kern KANN ULTRA, CD Cairn Soft Fog V2.
- Przetwornik: Phasemation HD-7A K2.
- Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP-04 z zasilaczem Sbooster BOTW, Phasemation EPA-007.
- Słuchawki: Dan Clark Audio E3 & STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), HEDDphone® TWO (kabel Tonalium – Metrum Lab), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab).
- Kabel USB: Fidata HFU2
- Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
- Interkonekty: Sulek 6×9 RCA, Sulek Red RCA, Next Level Tech Flame RCA, Tellurium Q Black Diamond XLR.
- Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, GFmod, Sulek 9×9 Power.
- Listwa: Sulek Edia.
- Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Przygladalem sie tym sluchawka na CanJam w Londynie,sluchalem tych starych i duzych i graly lepiej od tych mniejszych,nie wiem czy je poprawili od tamnego roku, bo dla mnie graly wtedy slabo,moze cos sie zmienilo po roku,jak narazie ze wszystkich nowych sluchawek ktore w ostanich latach sie pokazaly to nic lepiej nie gra od nastepcy K-1000 czyli Raal Requisite SR-1b to juz rewelacja..recenzja tu:
https://www.headfonia.com/raal-requisite-sr-1b-review/
Mam teraz u siebie i HEEDphone Two i RAAL 1b. Całkowicie przeciwstawne style; u RAAL uwyraźniająco-sopranowo-szczegółowy, u HEED masywno-dotykowy. Jedne i drugie skrajnie wymagające dla torów. I nie zmieniłem zdania: RAAL 1a były lepsze.
Które lepsze słuchawki do Dap-a (1.2W 32ohm) ze szczególnym nastawieniem na bas: D7000 czy Two? Które wybrałby Pan dla siebie?
D7000 są wygodniejsze na głowie, ale brzmieniowo masywniejsze Two. Z moim Kann Ultra grały rewelacyjnie, tyle że miały lepszy od oryginalnego kabel. Ale FAW zrobi bardzo dobry za circa tysiąc złotych.
Mam tego Faw-a do Fiio ft5, powinien pasować do D7000 i Two. Czyli jednak Two ciekawsze całościowo.
„Bycie ciekawym” to parametr z którym trzeba ostrożnie, bo nie można być pewnym co kogo zaciekawi. Mnie bardziej zaciekawiły HEEDphone Two, z ich głębszym, niższym i masywniejszym brzmieniem, które przy najwyższej jakości torze z wielowatowym wzmacniaczem staje się bez mała perfekcyjne. I tę ma nad planarami przewagę, że każde z nich, poza Abyss 1266, dotykają membranami magnesów przy najniższych zejściach basowych, kiedy u AMT tego nie ma. A tak skrótowo biorąc, to z moim DAP ogromnie mi się styl brzmieniowy tych HEDDphone podobał, lecz to moje subiektywne odczucie, nie wolno tego uogólniać.
Miałem kiedyś pierwszą wersję i pamiętam że bardzo trzeszczała oraz to, że słuchawki były ogromne. Wygląda na to że w tej wersji te wady zostały wyeliminowane. W każdym bądź razie dziękuję za odpowiedź i Pozdrawiam
Trudność z HEDDphone jest też taka, że one tak różnie grają z różnymi napędami. To są naprawdę duże rozrzuty i brzmienia niepodobne jedne do drugich. Ale akurat z moim DAP grały nie tylko świetnie, ale też w taki wypośrodkowany, tchnący artyzmem, ale normalny, nieudziwniony i nieprzedobrzony pod jakimkolwiek względem sposób. Niemniej D7000 też z moim DAP świetnie grały, ich wybór na pewno nie będzie błędem. No i jak zawsze, dobrze byłoby móc przed decyzją zakupową porównać. Łatwo powiedzieć.
Heddphone Two tworzą świetną kombinację z Chordem Hugo TT2. Słuchałem we Wrocławiu. Jedna z lepszych kombinacji tamtego dnia a było mnóstwo tych kombinacji z różnymi słuchawkami i sprzetami. Chociaż i tak wolałbym Audeze LCD2 własnie z tym Chordem. Dobrze napędzone nie ustępują wcale tym wszystkim ultra hi endom. Przynajmniej w tym czego ja chcę od słcuhawek.
LCD2 vs LCD3 to jednak inne światy. Nie ma zmiłuj.
Właśnie wychodzi wersja Two GT o cieplejszej sygnaturze, a nie tak studyjnym brzmieniu jak wersja Two. Przynajmniej tak napisano. Robi się ciekawie.
Oczywiście, zanim kupię to porównam. Na szczęście w mp3store jest taka możliwość i duży wybór modeli. Ale reklama 😉
Napisz jak wypadło.
Oczywiście, choć to temat bardziej na przyszłość. Na razie korzystam z uroków Ft5, jeszcze mi się nie znudziły.
FiiO FT5 właśnie mam na warsztacie. Dość trudna z nimi sprawa. Zdaje się, że przyjechały całkiem surowe; i nic by to nie było trudnego, lecz nie zostałem ostrzeżony, założyłem, że są ograne.
Być może nie trafią w gust. Moje od początku mi się podobały, ale wygrzać i tak trzeba. Ja po latach słuchawek tzw. hiendowych, gdzie soprany „walą” z każdej strony, z nimi odpoczywam i słucham sobie muzyki. Niewiem ile jeszcze czasu tak będzie, bo każde prędzej czy później się nudzą.
To z tym sopranem będę miał na uwadze.