Brzmienie: Z Divaldi AMP-04
Więc jak to jest z tą mocą, faktycznie tyle daje? Na początek użyty został stojący od dawna bezczynnie wzmacniacza Divaldi AMP-04, dla którego producent poszukuje i nie może znaleźć lepszego zasilacza. Nie żeby sprzedażowy, dopasowany wizualnie, nie był dobrej jakości, ale usłyszany z lepszymi już nie zachęcał do współpracy na zasadzie redukcji. Tymczasem sam znalazłem, odpowiednim okazał się holenderski Sbooster BOTW Alternating Current PSU (1649 PLN), dystrybuowany przez Sound Source. Z którym zauważalna poprawa, chociaż zniszczona estetyka i przede wszystkim bycie małym-zgrabnym, za to wreszcie można używać nie kręcąc nosem na redukcję. Zasilacz wielkości kilograma cukru pogonił kubaturkę dopieszczonego wizualnie wzmacniaczyka, momentalnie przypominając historię z klasycznym Naim Headline, którego fabrycznie parowano aż z czterema zasilaczami o różnych gabarytach i jakościach, z których największy był dużym klocem za naprawdę duże pieniądze. Sbooster nie jest taki duży i radykalnie tańszy, ale i tak zagrało prima, aż się wygodniej rozsiadłem. Lecz wracajmy do mocy, od której zaczęliśmy, a ta u Divaldi AMP-04 w posiadanej przeze mnie wersji z pojedynczym wyjście 4-pin to 0,9 W ciągła, chwilowa 2,0 W.
Zmuszony byłem darować sobie oryginalny kabel, gdyż otrzymałem tylko jeden i akurat na duży jack. Sięgnąłem więc po symetryczny Tonalium-Metrum Lab od Susvar – gruby i niewygodny, lecz za to jakościowy. (Na wszelki wypadek wcześniej z oryginalnym przy innym wzmacniaczu porównując, z rezultatem wiadomym.)
Divaldi miał stanowić słabszą mocowo alternatywę dla dual-mono Phasemation. Słuchany w oderwaniu z tytułowymi słuchawkami bardzo mi się podobał: para oferowała głębokie, wybitnie melodyjne brzmienie, do tego ciepłe i gęste, a czarne tła i duże dźwięki bez trudu potrafiły przywoływać wrażenie potęgi. (Symfonika, chóry, organy, bębny, fortepian itd.) Wszystko zdawało się być bez zarzutu, tym bardziej że też długie podtrzymania, żadnych ostrości czy rozjaśnień po stronie wysokich tonów przy jednoczesnej pełnej dźwięczności, a na ozdobę intensywność barwowa i dobry indywidualizm głosów, mimo obniżonej tonalnie średnicy. Lecz jedna na tym obrazie skaza i jeden w skutkiem pejoratyw: dalekie brzmienia w razie większej ich komasacji miały trudność z czytelnym dotarciem, więc nieszczególna separacja, mimo że pierwszy plan pod tym względem nie budził najmniejszych zastrzeżeń. To jednak wystarczało, by zjawiał się emocjonalny dystans, zwłaszcza na tle porównawczo użytych Dan Clark Audio STEALTH. Te grały także ciemnym, ale mniej gęstym i wyższym dźwiękiem, który z ukazywaniem dalekich planów i namacalną obecnością nie miał najmniejszych problemów. Nie był tak imponująco masywny i tak spokojnie, majestatycznie, dużymi dźwiękami płynący, ale można powiedzieć że zrywał i obnażał. Transparentność i separację wraz z klarownością medium wynosił na wyższy poziom – lecz bądźmy sprawiedliwi: twórcy HEDDphone® TWO nie obiecywali ideału poniżej wata mocy, a jako najlepiej pasujący wskazali profesjonalny wzmacniacz Zaehl HM1 o mocy 4,0 W/30 Ω.
Zaehl nie jest u nas oferowany, można jedynie kupować wprost od niemieckiego producenta (za €8000), ale i Phasemation tę zalecaną moc 1,0 W bezproblemowo osiąga. Przy czym trzeba podkreślić, że deklarowane 0,9W Divaldi zupełnie wystarczało do niszcząco głośnego i wciąż masywnego grania przy zachowaniu reszty walorów; jedynie ta transparentność i bezpośredniość nie do końca udane, zwłaszcza w porównaniu do STEALTH.
Z Phasemation EPA-007
Przeniosłem akcję do Phasemation i przyrost mocy pomógł. Wzrosła rozdzielczość drugiego planu i poprawiła się bezpośredniość. Ale odnośnie tego wszystkiego słowo ”poprawa” nie trafia w sedno. Nie było bowiem tak, że brzmienia się zbliżyły i HEDDphone upodobniły do STEALTH. Wcale to nie były brzmienia podobne, bo mimo racji z tym powyżej, HEDDphone oferowały inny przekaz, dobitnie i dalece inny. Gdy STEALTH bazowały na bezpośredniości poprzez zupełną czystość medium i dopieszczanie konturów cieńszą kreską wyższej tonacji, HEDDphone ze swoim niższym brzmieniem dawały przede wszystkim głębokie zanurzenie w muzyczną atmosferę i lepiej oddawaną scenerię, a nie jedynie bardziej obecną i większą. Słuchałem i słuchałem, przemijały kolejne utwory, nachodziły kolejne refleksje. Z nich najważniejsza ta, że w tej kombinacji sprzętowej (za chwilę to się zmieni) zjawiła się taka odmienność stylu, że racją okazały się uwagi producentów o odkrywaniu nagrań. „Odkrycie” to za mocne słowo, lecz niewątpliwie grało inaczej. Bo raz, ta prawdziwsza atmosfera koncertów. Dwa, wyższa umiejętność różnicowania jakości realizacji przy jednoczesnym zachowaniu u słabszych całkowitej strawności; aż po swego rodzaju sentyment, powstający z mieszanki dawności z uczuciem przyjemności. Ale skąd ta przyjemność? Ano z tego powodu, z którego zdanie sobie sprawy spowodowało śmieszek. Uśmiechnąłem się, zdawszy sobie sprawę, że HEDDphone nigdy, ale to nigdy nie kwiczą. Nie ma w nagraniach – czy to lepszych, czy gorszych – żadnych urywków brzmieniowych, które by zatrącały podobieństwem do wiadomego dźwięku wiadomego zwierzęcia. A skojarzenia z tym dźwiękiem u słuchawek mających tendencję do podwyższania tonacji niestety się zdarzają i nie jest to przyjemne. Gęste, masywne brzmienie HEDDphone® TWO było od tego jak najdalsze, czym przypominało Crosszone CZ-1 albo Spirit Torino Valkyria. Ale też trzecia zaleta: niskie nie w taki sposób, że przydymione basem. Zupełny brak czegoś takiego jak basowy naddatek – ani w tłach, ani w samym dźwięku. Formę uobecniała gęstość i masywność bez udziału basowego podbicia, basowego naddatku czy basowej ociężałości. Nic w ogóle z tych stanów, operowanie basem wzorcowe – potęga i brak podbarwień. Między innymi dzięki temu całościowo muzyczny przekaz i pod dyktando tej innej formy odbierany inaczej. A nie tylko inaczej, ale ze wzrostem zaangażowania poprzez wzrost przyjemności.
Oczywiście można woleć wyższą tonalność i ostrzejsze widzenie cieńszą kreską obwiedzionego dźwięku osadzonego w krystalicznie czystym medium, ale można też woleć mocniejsze, ciśnieniowo-wizyjne czucie medium i lepsze czucie miejsca stanowiącego otoczenie dźwięku niższego, masywniejszego i nigdy nie powodującego wrażenia wziętego za wysoko. Jak dla mnie brzmienie HEDDphone było bardziej magiczne, zwłaszcza magią przywoływania teatru zdarzeń i mocniej czutej cielesności.
Następnie wziąłem HEDDphone® TWO do odtwarzacza i wszystko znowu się zmieniło.
Przy odtwarzaczu
Nie chciało mi się dalej bawić w moce oscylujące wokół jednego wata, postanowiłem sprawdzić, co daje przeskok o kilkadziesiąt pięter. Przedwzmacniacz ASL Twin-Head z końcówką mocy Crofta – to duo okazało się wystarczająco ciche, by nie zaburzać szumem własnym, a jednocześnie moc dwudziestu przeszło watów z odczepów głośnikowych (ma się rozumieć przez przejściówkę) przeniosła w inny świat. Co usłyszawszy postanowiłem już nie porównywać do STEALTH, sięgnąłem po Susvary. To porównanie okazało się bardzo pouczające w mierze możliwych przeobrażeń na linii słuchawki-wzmacniacz, w nim to HEDDphone® TWO były tymi bliższymi, bardziej transparentnymi i mniej nacisku kładącymi na melodyjność, więcej na bezpośredniość.
Z miejsca zostałem zmuszony zgodzić się z konstruktorami: faktycznie stworzyli dzieło mistrzowskie, ale bardzo wymagające prądowo i jakościowo. W zamian za diametralnie mocniejszy napęd i niewątpliwie wyższą jakość usłyszałem słuchawki ani o włos nie ustępujące Susvarom, przynajmniej nie z tym kablem i w tym torze. A kabel, jako pożyczony od Susvar, wystarczyło przepinać; i teraz to Susvary były tymi, które bardziej uobecniały medium i bardziej skupiały się na melodyce w manierze długo ciągnących się wybrzmień subtelnie płynącego dźwięku. HEDDphone zaś były tymi, u których całkowita transparentność pomijająca medium, a przekaz skrajnie bliski odnośnie pierwszego planu i przy zachowaniu masywności kładący nacisk na atak, żywość i może nie aż drapieżność, ale maksymalną już bezpośredniość. Nic nie zostało z odmienności brzmieniowej ukazanej przy Phasemation, gdzie głównym mianem pozytywu było obrazowanie teatru działań. Pod tym względem żadnej teraz różnicy względem referencyjnych przecież Susvar, przykładu ekstremalnej jakości normalnego słuchawkowego brzmienia.
Scena duża i całkowicie przejrzysta, chociaż nie tak przejrzysta i tak misternie dopieszczona niuansowo jak u najlepszych elektrostatów, w zamian naprawdę duża porcja tego, czym kiedyś, na samym początku kariery, szczyciły się ustami twórców Sennheiser HD 800; to brzmienie bardziej niż Susvary i bardziej niż same te Sennheisery przypominało przekaz głośnikowy. Duże dźwięki operowały na dużej, choć nie ogromnej scenie, a namacalność ich istnienia generowała wyznacznik stylu. Na równi z nią transparentność, potęga basu, szybkość i brak zniekształceń – sumą niezwykła jakość muzyki oraz autentyzm wypowiedzi słownych.
Wszystko to było tak wybitne i na tle Susvar tak udane, że musiałem, trochę wbrew sobie, przyznać, że nie znalazłem cienia jakościowej różnicy pomiędzy tymi HEDDphone® TWO a najlepszymi planarami. Niech to więc będzie clou, bo cóż może być ważniejszego? Lecz macie rację, to też ważne, więc dopowiem, że już przy wzmacniaczu mocy Phasemation są te HEDDphone® TWO ciekawsze od bardzo podobnie kosztujących Dan Clark Audio E3, przynajmniej moim zdaniem i przynajmniej gdy obu używać z okablowaniem Tonalium. (A są przecież jeszcze lepsze). HEDDphone brzmiały głębiej i treściwiej, a choć E3 bardzo przyjemnie, to miechy AMT intensywniej i, jak to niektórzy mawiają: „bardzie dożylnie”.
Już zabierałem się, by napisać, że za to E3 lepiej się spisywały przy odtwarzacz przenośnym, ale sprawdziłem, i – ojoj – z nim też HEDDphone® TWO ciekawiej – bardziej esencjalnie i bardziej prawdziwie…. Za to E3 wygodniejsze, mniej obecne na głowie. Przynajmniej tyle dla nich.
Przygladalem sie tym sluchawka na CanJam w Londynie,sluchalem tych starych i duzych i graly lepiej od tych mniejszych,nie wiem czy je poprawili od tamnego roku, bo dla mnie graly wtedy slabo,moze cos sie zmienilo po roku,jak narazie ze wszystkich nowych sluchawek ktore w ostanich latach sie pokazaly to nic lepiej nie gra od nastepcy K-1000 czyli Raal Requisite SR-1b to juz rewelacja..recenzja tu:
https://www.headfonia.com/raal-requisite-sr-1b-review/
Mam teraz u siebie i HEEDphone Two i RAAL 1b. Całkowicie przeciwstawne style; u RAAL uwyraźniająco-sopranowo-szczegółowy, u HEED masywno-dotykowy. Jedne i drugie skrajnie wymagające dla torów. I nie zmieniłem zdania: RAAL 1a były lepsze.
Które lepsze słuchawki do Dap-a (1.2W 32ohm) ze szczególnym nastawieniem na bas: D7000 czy Two? Które wybrałby Pan dla siebie?
D7000 są wygodniejsze na głowie, ale brzmieniowo masywniejsze Two. Z moim Kann Ultra grały rewelacyjnie, tyle że miały lepszy od oryginalnego kabel. Ale FAW zrobi bardzo dobry za circa tysiąc złotych.
Mam tego Faw-a do Fiio ft5, powinien pasować do D7000 i Two. Czyli jednak Two ciekawsze całościowo.
„Bycie ciekawym” to parametr z którym trzeba ostrożnie, bo nie można być pewnym co kogo zaciekawi. Mnie bardziej zaciekawiły HEEDphone Two, z ich głębszym, niższym i masywniejszym brzmieniem, które przy najwyższej jakości torze z wielowatowym wzmacniaczem staje się bez mała perfekcyjne. I tę ma nad planarami przewagę, że każde z nich, poza Abyss 1266, dotykają membranami magnesów przy najniższych zejściach basowych, kiedy u AMT tego nie ma. A tak skrótowo biorąc, to z moim DAP ogromnie mi się styl brzmieniowy tych HEDDphone podobał, lecz to moje subiektywne odczucie, nie wolno tego uogólniać.
Miałem kiedyś pierwszą wersję i pamiętam że bardzo trzeszczała oraz to, że słuchawki były ogromne. Wygląda na to że w tej wersji te wady zostały wyeliminowane. W każdym bądź razie dziękuję za odpowiedź i Pozdrawiam
Trudność z HEDDphone jest też taka, że one tak różnie grają z różnymi napędami. To są naprawdę duże rozrzuty i brzmienia niepodobne jedne do drugich. Ale akurat z moim DAP grały nie tylko świetnie, ale też w taki wypośrodkowany, tchnący artyzmem, ale normalny, nieudziwniony i nieprzedobrzony pod jakimkolwiek względem sposób. Niemniej D7000 też z moim DAP świetnie grały, ich wybór na pewno nie będzie błędem. No i jak zawsze, dobrze byłoby móc przed decyzją zakupową porównać. Łatwo powiedzieć.
Heddphone Two tworzą świetną kombinację z Chordem Hugo TT2. Słuchałem we Wrocławiu. Jedna z lepszych kombinacji tamtego dnia a było mnóstwo tych kombinacji z różnymi słuchawkami i sprzetami. Chociaż i tak wolałbym Audeze LCD2 własnie z tym Chordem. Dobrze napędzone nie ustępują wcale tym wszystkim ultra hi endom. Przynajmniej w tym czego ja chcę od słcuhawek.
LCD2 vs LCD3 to jednak inne światy. Nie ma zmiłuj.
Oczywiście, zanim kupię to porównam. Na szczęście w mp3store jest taka możliwość i duży wybór modeli. Ale reklama 😉
Napisz jak wypadło.
Oczywiście, choć to temat bardziej na przyszłość. Na razie korzystam z uroków Ft5, jeszcze mi się nie znudziły.
FiiO FT5 właśnie mam na warsztacie. Dość trudna z nimi sprawa. Zdaje się, że przyjechały całkiem surowe; i nic by to nie było trudnego, lecz nie zostałem ostrzeżony, założyłem, że są ograne.
Być może nie trafią w gust. Moje od początku mi się podobały, ale wygrzać i tak trzeba. Ja po latach słuchawek tzw. hiendowych, gdzie soprany „walą” z każdej strony, z nimi odpoczywam i słucham sobie muzyki. Niewiem ile jeszcze czasu tak będzie, bo każde prędzej czy później się nudzą.
To z tym sopranem będę miał na uwadze.