Recenzja: Harmonix RF-909X

     Podstawa to podstawa. Ha, myślicie, że głupio piszę? No, niekoniecznie, moi drodzy, niekoniecznie. Wszak pierwsza teza logiki Arystotelesa głosi: a = a. Ale faktycznie – nie chodziło tym razem o regułę tożsamości, rzecz skądinąd fundamentalną. Gdyby nie ona, świat by natychmiast zwariował. Cokolwiek zmieniałoby się w cokolwiek natychmiast i bez reguł, czyli wszystko byłoby wszystkim – chaos, bezpostaciowa protoświatowa jednia, antyporządek zupełny. Tymczasem w audiofilizmie (podobnie jak w każdej innej dziedzinie nie będącej totalną bzdurą) porządek musi być – jakiś ład, jakieś reguły i jakiś ciel, ku któremu to zmierza. Celem jest w tym wypadku reprodukcja muzyki jak najbliższa oryginalnej, albo, w drugim wariancie, w ten sposób  przetworzona, by sprawiać słuchaczowi jak największą przyjemność. Dołącza do tego jeszcze ważniejszy fakt podstawowy, że mianowicie sama muzyka musi być pewnym ładem, inaczej nie jest sobą. Współwystępowanie i następowanie po sobie dźwięków musi się w niej odznaczać jakąkolwiek nieprzypadkowością – w innym wypadku byłaby generatorem przypadkowych dźwięków, czyli swą antytezą. Niektórzy kompozytorzy współcześni o to wprawdzie się ocierają, bo na więcej ich nie stać, ale to nie jest nasze tutaj zmartwienie, bo przecież nikt poza snobami oraz najbliższą rodziną tego ocierania nie słucha. My mamy inny problem: co robić, aby przekaz pochodzący od aparatury reprodukującej uczynić uporządkowanym czasowo i przestrzennie na podobieństwo oryginału, przy istotnym też założeniu, że oryginał oznaczał będzie radość percypowania, ponieważ jest prawdziwą, z talentu twórcy bijącą muzyką.

Takich twórców nie było w dziejach wielu, co nie oznacza, że sprawa musi być skomplikowana w wymiarze realizacyjnym. Radość muzyczna nie bierze się ze złożoności (czasami, ale nie zawsze, też), tylko z trudnej do wytłumaczenia natychmiastowo słyszalnej harmonii. Prosta melodia, jak przykładowo temat z kreskówki „Gucio i Cezar” Zbigniewa Rudzińskiego, może, jak to się mówi, chwytać za serce i wpadać w ucho, a inni pocą się po nocach nad skomplikowanymi figurami i nic z tego poza tonalnym bądź atonalnym bełkotem nie wychodzi. Piękną melodię można błyskawicznie ułożyć i przykładowo ksiądz Antonio Vivaldi, dla rudych włosów „czerwonym księdzem” zwany, wybiegał ponoć czasami z odprawianej mszy do zakrystii, aby zapisać temat, który mu właśnie wpadł do głowy. Tego samego nie da się już powiedzieć o budowaniu instrumentów;  aż stulecia zajęło dojście od pierwotnych pomysłów zalążkowych do ostatecznej formy fortepianu czy skrzypiec, a wymyślenie od podstaw saksofonu też zajęło Adolfowi Saksowi niebagatelnie mnogie lata. Co pokazuje, że tworzenie poruszających sekwencji dźwięków jest wprawdzie błogosławieństwem nielicznym danym, ale kiedy już danym, to realizacyjnie w miarę łatwym, chociaż nie wszystkim szło z tym tak łatwo jak Mozartowi, Boccheriniemu czy Vivaldiemu, z których muzyka wypływała sama. O wiele trudniejsze w sensie mozołu jest uczynienie tej wymyślonej sekwencji dźwięków odpowiednio piękną brzmieniowo – wymaga wyszkolenia wirtuoza oraz wymyślenia i zrealizowania odpowiedniego zbioru instrumentów, co zawsze jest czasochłonne. Podobnie czasochłonne jest wymyślanie aparatury audio w czasach pozwalających te instrumenty naśladować przy pomocy głośników. Ta recenzja będzie zaś dotyczyła drobiazgu mającego poprawiać tych głośników głosy, czyli będzie co prawda krótka, lecz mimo to może nie pozbawiona praktycznego znaczenia.

Firmy Harmonix, za tym stojącej, oraz jej twórcy, Kazuo Kiuchi, nie muszę już przedstawiać;  tylekroć gościli na tych łamach, że byłaby to zbyteczną powtórką. Przypomnę jednak, że u podstaw Harmoniksa legła działalność koncertowa w sensie optymalizowania warunków koncertów – akustyki sal i brzmienia instrumentów. Te zagadnienia powierzano pieczy właśnie Kazuo Kiuchi, który miał dar słyszenia najdrobniejszych różnic i umiejętność wpływu na nie. By sprawy nie przeciągać, przejdźmy do sedna sprawy. Podstawki i podpórki są dla brzmienia znaczące, a rzecz, jak to w audiofilizmie, tyczyła będzie formy wtórnej, czyli nie muzycznego oryginału, tylko elektryczno-akustycznego naśladownictwa.

Z czym do gościa

Małe, drewniane pudełeczka.

Tytułowe Harmonix RF-909X to czteroelementowe komplety podkładek pod te składniki toru, które osadzono na kolcach. Praktycznie poza kablami zatem każde – od gramofonów po kolumny. W przypadku tych ostatnich cztery, rzecz jasna, nie wystarczą, potrzebne będą dwa pudełka. Ale można też użyć  RF-909X do podpierania urządzeń pozostałych – zagłębianie się kolców w ich główki nie jest warunkiem koniecznym działania. Sam producent, jak zwykle w przypadku Harmoniksa, nie ujawnia prawie żadnych technicznych szczegółów, pisząc o nich w ten sposób:

Klasa średnia w serii bazowej dla wyrobów z kolcami. Podstawki przeznaczone dla systemów głośnikowych i elektroniki wyposażonej w kolce, w tym odtwarzaczy CD, konwerterów D/A i wzmacniaczy. Normuje spektrum częstotliwości do dobrze zbalansowanego, daje szybszą odpowiedź na sygnał, rozszerza bazę częstotliwościową, poprawia dynamikę, wzbogaca średnicę i uszlachetnia soprany.

• Metalowy top i drewniana podstawa.

• Rozmiary: 49 mm (średnica) x 13 mm (wys.)

• Limit obciążenia: kilkaset kilogramów.

• Wykończenie lakiernicze: lśniąca czerń

• Zestaw 4 szt.

Uzupełnieniem tego, w wyliczeniu pominiętym, jest z grubego sukna podściółka spodnia, chroniąca powierzchnie nośne przed porysowaniem i umożliwiająca łatwe suwanie. Ogólnie zaś dowiadujemy się, że rzecz jest ze średniej półki, surowce to drewno i metal, a przeznaczeniem głównie jednak audiofilskie precjoza mające od spodu kolce. Uzupełnijmy tę wiedzę o sprawę zasadniczą – czteroelementowy komplet kosztuje 1299 PLN. Dodajmy też, że w samej ofercie Harmoniksa widnieją trzy rodzaje podstawek dla urządzeń z kolcami o wyższej pozycji katalogowej, w tym najwyżej spozycjonowany zestaw RF-999M Million Maestro Spike Base za pięć tysięcy złotych. Prócz niego także mający kolce własne zestaw podpórek  z samego topu topów, zwący się TU-210ZX Million Maestro i kosztujący jeszcze trzy razy tyle. (Circa czternaście tysięcy.)

W nich małe drewniano-metalowe stożki.

Takie usytuowanie katalogowe jedynie zwiększa ciekawość, gdyż łatwo się domyślać, że kosztowne pozycje szczytowe coś za swe pieniądze dać muszą, ale co daje skromny dół oferty? Czy w tym wypadku baza ofertowa (jak sam producent to nazywa) będzie podporą dla głośników i elektroniki coś rzeczywiście wnoszącą? Albo – tak bardziej polityczno-historycznie: Czy taka baza rzeczywiście tym razem da coś nadbudowie i Harmonix okaże się lepszy niż marksowski Kapitał?

Zaraz do tego przejdziemy, ale wpierw rzućmy jeszcze na rzecz okiem. Mały piksel jest z wierzchu cały twardy i cały lśniąco czarny, a od spodu miękko wyścielony w kolorze nie lśniącej czerni, a matowej. Lśniący wierzch wygląda jakby był cały z metalu, ale z niego jest tylko kołpak szczytowy z malutką miseczką na kolec, podstawa pod nim to drewno. Z jakiego drzewa wykonana, tego producent nie zdradza, ale chyba z jakiegoś w miarę lekkiego. (Być może z orzesznika lub mahoniu, których używa Acoustic Revive?) Waży taki piksel 33 gramy i po podzieleniu ceny na cztery okazuje się kosztować 325 PLN, czyli prawie dziesięć złotych za gram. Co daje taki pikselowy zespół? Miejmy nadzieję – coś daje.

Odsłuchy

W stożkach małe wgłębienia.

  Zanim dobrniemy do najbardziej pożądanych badawczo kolumn, zacznijmy od jakiegoś urządzenia. Okolcowanych akurat nie miałem; to znaczy miałem Aurisa Headonię, ale już spakowanego do odesłania i rozpakowywać mi się nie chciało. A w takim razie mniejszy i mniej kosztowny słuchawkowy wzmacniacz, ale bynajmniej nie mały ani tani. Powrócił bowiem Niimbus Ultimate, którego zapragnąłem posłuchać ze słuchawkami HEDDphone, a więc i o tym przy okazji.

Start odbył się oczywiście na jego własnych nogach, a za przetwornik służył Auralic Vega G2, czekający na własny opis. Ten porównawczy punkt wyjściowy okazał się całkowicie zgodny z opiniami wyrażanymi o tym Auralicu na tle konkurencyjnych przetworników PrimaLuny i Audiobyte. Zagrało płynnie i analogowo, niczym byś lody waniliowe kosztował. Zupełnie spójna konsystencja, przyjemnie łagodne, raczej jasne i ciepłe barwowo (ciepła biel) światło, zupełnie gładkie powierzchnie. To wszystko miłe, ale ja tak nie lubię. Pomimo, że w tle tego dwa bardzo istotne fakty: wzmacniacz Niimbusa zjawiskowo przejrzysty, a słuchawki HEDDphone do tego stopnia muzykalne, że aż stanowiące klasę samą dla siebie. Porównywane z nimi inne na nierewelacyjnym muzycznie materiale z Sieci… nie, aż nie chce się porównywać. A mimo to nie byłem zadowolony, to zbyt jałowo, zbyt na jedną nutę grało. Miło, miło i miło – i niewiele poza tym. Pewnie, gdyby to porównywać do toru przeciętnego, byłby taki przeciętny doszczętnie zmasakrowany, ale sam się zrobiłem grymaśny, wymagań iście królewskich nabyłem. Trochę przesadzam, bo w końcu dCS Vivaldi z osobnym zegarem wzorcowym, czy inny taki bogacz, standardowo u mnie za przetwornik nie służy, ale jednak kapryszę. I w ramach tego to „niewiele poza tym” mi nie odpowiadało; za mało w tym było ikry i wytrawnego smaku. Bo z win wolę czerwone, a z czerwonych tylko wytrawne – i właśnie tej wytrawności nie dość – mało. Podłożyłem pod z oksydowanej stali nóżki Niimbusa podkładki Harmonix RF-909X… Tak, wiem, jest takie zalecenie, żeby podkładki nie pod nóżki. Ale te akurat są przeznaczone popod kolce, czyli jednak pod nóżki, i na dodatek z dołu oferty, a wraz z tym nie urosły. Więc by się tylko mogły suwać nie będąc pod nóżkami; Niimbus by się na nich nie oparł. Ale spokojnie, dały radę, mimo że pod nóżkami.

To ma pochłaniać wibracje i stanowić podstawę.

Ten opis tak będzie wyglądał, jakby był z góry ukartowany, ale niczego nie planowałem. Planowałem jedynie, że jak się te Harmonix RF-909X nie spiszą, to im odpowiednio przysolę, bo już mi bokiem zaczęły wyłazić te wszystkie akcesoria. Tu pierdółka, tam pierdółka i ówdzie też pierdółki – cały ten audiofilizm w pierdółkach. Podstawki, dociski, zaciski, wtyki, wtyczki, kabelki, srelki. Aż czekam, żeby mi się któryś pierdółka bez użytkowego sensu nawinął, aby mu dać do wiwatu. No, ale nie tym razem. Zestaw Harmonix RF-909X oczekiwania te zlekceważył i swoje spokojnie zrobił. W uszy się swoją robotą wcisnął i zagrał mi na nosie. Nos, uszy – wszystko jedno – nie da go rady skrytykować.

Nawiązując do tego, że rzecz wygląda na zaplanowaną powiem, że tak wygląda, bo piszę ją od końca, od stanu po przeprowadzonym teście. W sumie co mógłbym tutaj zmienić, to ewentualnie zastąpić przetwornik Auralica dzielonym Audiobyte. Wtedy nie byłoby to bez podstawek brzmienie jak śmietankowe lody – i nawet z ciekawości zaraz tak postąpię, bo sam jestem ciekaw, co się zdarzy. Na razie zaś napiszę, że podłożenie pod nóżki Niimbusa podstawek Harmonix RF-909X dało pożądane efekty w tym sensie, że obraz się wyostrzył i nabrał cech wytrawności. Mocniej zaznaczył kontury, wszystko uczynił wyraźniejszym, podkreślił przejrzystość medium poprzez lekkie schłodzenie światła, które przestało być kremowe, aczkolwiek nie stało się jaskrawe, tylko bardziej analityczne a mniej umilające. Słuchanie zrobiło się bardziej skupione i wytężone, obecność dźwięku bardziej się zaczęła narzucać, a jego postaciowanie stało, jak chciałem, bardziej wytrawne, nie przechodząc tak gładko i tak zaraz do zapomnienia. Można powiedzieć: brzmieniowy obraz ożył i skupił na sobie uwagę, a także wyszlachetniał.

Tyle odnośnie prostego zabiegu postawienia nóżek pod słuchawkowym wzmacniaczem podpiętym do oferującego łagodny styl przetwornika. Zobaczmy teraz co się stanie, kiedy te same nóżki podstawimy pod przetwornik grający stylem przeciwstawnym, połączony z tym samym wzmacniaczem już stojącym na takich nóżkach.

Od spodu zatem wyścielono.

Bez nóżek, a dokładniej na własnych, Niimbus w duecie z dzielonym Audiobyte zagrali bardzo pikantnie. Za bardzo nawet jak dla mnie – i co ważniejsze, nawet dla słuchawek HEDDphone, które wygładzają ostrości, a szerzej rzecz ujmując – oferują niespotykaną muzykalność. Takie nazbyt pikantne brzmienie trwało na szczęście niedługo, tylko przez pierwszą godzinę po przejściu na inny przetwornik. Audiobyte nie jest pod tym względem wyjątkiem, on też rozgrzewa się pomału i wcale nie jest wystarczająco rozgrzany nawet po tym trwającym dłuższą chwilę ładowaniu kondensatorów. Zaraz po nim korpus ma jeszcze chłodny, godzinę później już solidnie ciepły. A wówczas nie obrazuje już za ostro i można bez wahania stwierdzić, że oferuje brzmienie piękne. Już samo z siebie wyraziste, z dobrze wyczuwalnym oddechem, nieustającą obecnością całej w odsłuch zaangażowanej przestrzeni i tą szczególną femto-nutą, którą pierwszy raz ukazał mi kiedyś przetwornik Calyx Femto. Rozumiem przez nią szczególny pietyzm w oddawaniu dźwięków i szczególnie trafne ich zawieszanie w perspektywicznie ujmowanej przestrzeni, która, jak już wspomniałem, na dodatek cała ożywa – że staje się to wszystko swoistym misterium i jasnym jest, iż to bardzo dalekie od przeciętnego muzykowania za pomocą aparatury.

Tym trudniej miały te Harmonix RF-909X, próbujące coś w tym poprawiać. Udało im się? O, tak. Naprawdę byłem zaskoczony, jak dużo, bo wprawdzie i poprzednio ich wpływ był ewidentny, ale tym razem brzmieniowy obraz wzniósł się na jeszcze wyższy poziom, zapewne także dlatego, że stały na nich oba urządzenia. I znów dokonało się wyostrzenie, ale tym razem inne. Nie wyostrzyły się same kontury, a całe dźwięki stały dużo (podkreślam – dużo) bardziej trójwymiarowe. Dźwięki wszelkiego rodzaju – i te wielkie, i te drobniutkie, i te od instrumentów, i te od ludzkich głosów – nabrały przestrzenności, o wiele mocniej wyszły przed tło i cała ich obecność stała się wraz z tym objętościowym przyrostem dużo mocniej odczuwana. I teraz ta muzyka nie była już pięknym, panoramicznym, ale w sumie dość płaskim obrazem, chociaż ujętym w perspektywę i mocno ożywionym, tylko się stała figuratywna – teatralna a nie filmowa. To nawet bardzo mnie zaskoczyło i było aż szokująco lepsze, aczkolwiek zaplecze techniczne tego…. Że też, przepraszam za wyrażenie – taka bździna potrafi tyle zdziałać! Tak, jasne, mnóstwo się słyszy gadania o tym, że rugowanie wibracji to rzecz ważna, a już szczególnie przy sprzęcie lampowym, ażeby lampy mniej drżały. Ale tu ani jednej lampy w torze, same sprzęty z coś przecież na rzecz rugowania tych drgań robiącymi własnymi nóżkami, a z kolei te stożki Harmoniksa to samo denko oferty, tylko dla lepszego samopoczucia nabywcy zwane dumnie „bazowym”. A mimo to taka zmiana! Cóż, trudno, przyjdzie raz jeszcze zrobić z siebie małpę w audiofilskim cyrku i z przekonaniem, choć bez zapału, powiedzieć, że te Harmonix RF-909X są warte dziesięciu prawie złotych za gram, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

I rzeczywiście – można na tym stawiać.

Na koniec rola podstawowa, czyli idziemy pod kolumny. Tam, aby zastępować podkładki mosiężne Acoustic Revive, które są tańsze ale nietanie (osiem sztuk 590 PLN). I znów się coś zmieniło, i znowu w sposób niespodziewany. Nie wzrosła tym razem trójwymiarowość, a jeśli już, to minimalnie. Same bryły brzmieniowe pozostały te same, jedynie nieznacznie pogłębiła się i tak już wcześniej głęboka scena i trochę bardziej podkreślała swoją obecność holografia. Lecz mimo to działanie było znaczne, tyle że w innym kierunku. Albowiem dźwięk się obniżył, a ściślej pokazały się szlachetniejsze soprany. Tylko one, ale za to w sposób trudny do przeoczenia poprawiły trójwymiarowość, zastępując wrzeciona pików obrazem bardziej sferycznym, bardziej czytelnym i bardziej złożonym, w efekcie piękniej wybrzmiewającym. Koloratury stały się naturalnie obłe, bardziej przestrzeń obejmujące z finałem lepszej propagacji, więc w sumie dużo bardziej efektowne; a wszelkiego innego rodzaju krzykliwość także bardziej sferyczna, mniej zawężana pikowo do wrzasku, przez co o wiele mniej drażniąca, trzeba powiedzieć – wcale. (W nagraniach oper z partiami mówionymi i recytatywami takie wrzaski niekiedy bywają ekstremalne, podobne do wrzasków na widowni podczas koncertów rockowych.)

Podsumowując

  Cztery lśniącoczarne guziczki, po 1300 za komplecik w małych, drewnianych pudełeczkach od japońskiego Harmoniksa. Cokolwiek utrudniają życie w przypadku kolumn osadzanych inaczej niż na kolcach (u mnie takimi są Zingali i Audioform), bo owszem, można ustawić, ale przy próbie przesuwania malutkie gniazdka nie utrzymają zaokrąglonych podstawek. Ustawić trzeba więc precyzyjnie bez ich udziału i dopiero na koniec podłożyć. Odwdzięczą się lepszym dźwiękiem, podobnie jak w przypadku nie wymagającego już żadnego wstępnego suwania podkładaniu pod elektronikę. Moim zdaniem to odwdzięczenie z nawiązką odpłaci to wyłożone tysiąc trzysta, bezproblemowo nawet dwa sześćset, konieczne dla dwóch kolumn. Działają bowiem gównie na obszarze kluczowym, poprawiają sferyczność dźwięku. Co się przekłada i na efektowność, i na bycie bardziej wzbudzającym ciekawość, i wreszcie na większą całościową radość odbioru, skutkiem obcowania z wyższą kulturą odtwórczą. Ogólnie biorąc pożyteczna rzecz, o wiele lepiej brzmiąca niż wyglądająca, oczywiście nie w sensie dosłownym.

 

Dane Harmonix RF-909X:

  • Rodzaj sprzętu: podkładki pochłaniające wibracje pod elektronikę i kolumny głośnikowe o osadzeniu na kolcach. (Ale nie tylko.)
  • Wymiary: 49 mm (średnica) x 13 mm (wysokość).
  • Waga: 33 g/szt.
  • Limit obciążenia: kilkaset kilogramów.
  • Materiały: zwieńczenie – metalowy kołpak z miseczką, korpus – drewniany, podkład – tkaninowy.
  • Wykończenie lakiernicze: lśniąca czerń.
  • W zestawie: 4 sztuki.

 

Cena: 1299 PLN

 

System:

  • Źródła: PC, Ayon CD-T II.
  • Przetworniki: Auralic Vega G2, Audiobyte Hydra VOX & ZAP.
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Niimbus Ultimate HPA US4+.
  • Słuchawki: HEDDphone, Meze Empyrean (kabel Tonalium-Metrum Lab), Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium-Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab) .
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Zingali Client Evo 3.15.
  • Kable USB: Fidata HFU2 Series USB, iFi Gemini ‘+ iUSB3.0
  • Kabel LAN: Fidata LAN HFCL Series.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: iOne.
  • Interkonekty analogowe: Siltech Empress Crown, Sulek Audio & Sulek 6×9, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9500, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

5 komentarzy w “Recenzja: Harmonix RF-909X

  1. Sławek pisze:

    No i fajnie. Ale taki Hegel to chyba na 3 nóżkach stoi, nie na czterech?
    Czy ma to znaczenie dla działania tego ustrojstwa, że są 3 a nie 4?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odnośnie zmian w brzmieniu Hegla nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ widoczny na zdjęciu należy do Karola i w testach nie uczestniczył. Natomiast sama ilość nóżek na działanie podstawek wpływu mieć nie powinna, bo niby dlaczego? Ogólnie przyjmuje się, że trzy są lepsze od czterech (to rozwiązanie stabilniejsze, bo podłoże nie musi być idealnie równe), ale wielu to lekceważy, a same nóżki i ewentualnie dołożone pod nie podkładki tak czy tak powinny zrobić swoje, czyli zredukować wibracje.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Dalej problemy z wpisami, teraz inny informatyk z kolei się pochorował. (Nie na Covid, ale poważnie.) Dlatego wrzucam komentarz ze skrzynki pocztowej:

    filipex132
    Używałem tych podkładek w ilości 3 szt. pod odtwarzaczem CD, efekt wyraźnie słyszalny i pozytywny. Teraz pod CD mam Stillpoints mini, a podkładki harmonixa wylądowały pod stolikiem audio. Tutaj efekt raczej minimalny. Ciekaw jestem jak byłoby pod kolumnami – czy są lepsze od podkładek Acoustic revive. Ktoś próbował?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Są lepsze. W recenzji to napisałem. Z Harmonix ładniejsza góra, bardziej trójwymiarowe obrazowanie.

  3. Marcin K. pisze:

    W przypadku, gdy podłoga wykonana jest z paneli podłogowych, lepiej wypadają Acoustic Revive SPU-8, niż Harmonixy RF-909X. Oczywiście RF-909X mają swoje zalety (większy spokój, „ciszę”, lepsze „czarne tło”), ale niekoniecznie są warte tej kwoty, ile kosztują, bo ich dźwięk nie ma „jaj”. Oczywiście, tak jak powyżej napisałem, jest w przypadku paneli podłogowych. W przypadku innego podłoża, może być inaczej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy