Recenzja: Gryphon Diablo 300

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 005   Pora dokończyć dzieła i uporać się z Gryphonami. Bo jak w recenzji odtwarzacza Scorpio zauważyłem, gryphonowe drapieżniki się lubią i chcą chadzać w parach. Ma Scorpio jedynie wyjścia zbalansowane, dla których Diablo ma wejścia, ale nie tyko w ten sposób mogą współpracować, bo testowa wersja Diablo miała też własny przetwornik, czyli mogła brać sygnał od Scorpio także po kablu cyfrowym.

Zdążyłem napisać w teście tego Scorpio, przy którym Diablo cały czas się uwijał, że jest ten wzmacniacz jedną z najlepszych tranzystorowych integr, co nie mogło być niespodzianką, skoro ma swą legendę. Pewnie, takich legend krąży po stereofonicznym wszechświecie legion i każdy producent zabiega o własne, ale legenda o gryfonowym diable, mimo iż może nie należy do opowiadanych z największym przejęciem, ma licznych i wiernych słuchaczy. A że o słuchanie właśnie w tym wszystkim idzie, firma Gryphon ma się niezgorzej.

Pogląd na wygląd i wgląd we wnętrze

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 008

Po udanym wstępie z odtwarzaczem Scorpio, czas zaserwować danie główne marki Gryphon – wzmacniacz zintegrowany Diablo 300.

   O ile ze swoimi dziesięcioma kilogramami Scorpio zalicza się do odtwarzaczy wagi średniej, to czterdziestokilogramowy Diabeł należy do najcięższych. Trudno go więc przenosić i w pojedynkę ustawiać, chociaż nie takie rzeczy się w życiu…

W ofercie pojawił się w 2005 roku, jako Diabo jeszcze bez trzystu; i był wtedy słabszy mocowo, a także prostszy konstrukcyjnie. Obecny Diablo, ten już z 300, nie tylko o ćwierć jest mocniejszy, ale także lepiej zabezpieczony przed wahaniami napięcia i lepszy reprodukcyjnie. Zgodnie z nazwą potrafi oddawać trzysta watów w kanale z pominięciem sprzężenia zwrotnego przy standardowej impedancji 8 Ω, co wystarcza by dobrze wysterować nawet rzeczywiście trudne kolumny, chociaż nie absolutnie wszystkie. Grzeje przy tym jak piecyk swoim ogromnym trafem, toteż maestro Rassmusen nawet nie silił się by aranżować stawianie na nim Scorpio. Diabeł ze Skorpionem tańczyć więc muszą obok siebie, albo na różnych piętrach, a nigdy wprost na sobie. Niemniej pasują wizualnie i tak czy siak stworzą zgrany zespół nie tylko w sensie muzycznym; tyle że miejsca więcej zabiorą. A ponieważ Scorpio jest metalowy, żebrowany, akrylowy, czarny i z przełącznikami dotykowymi, to Diablo także jest. Ma ten sam płat akrylu o agresywnych bokami skosach na całą szerokość frontu i ten sam turkusowy odcień wyświetlacza z małym, też świecącym, karminowym gryfem u góry. Także to samo wielkie logo Gryphona ulokowane na wierzchniej pokrywie i zwężone ku dołowi, blisko osadzone, tłumiące wibracje nożyska. Ale są i różnice. Diabeł jest, ma się rozumieć, większy a nie tylko cięższy; to znaczy tak samo szeroki oraz niewiele głębszy, za to dwa razy wyższy. Żebrowania także ma większe, w tym jedno nad wyświetlaczem, a z tyłu dzieje się mnóstwo, a nie panuje posucha. Zaraz się na ten tył wybierzemy, jako dla wzmacniaczy kluczowy, ale wpierw inna różnica, mianowicie pan pilot. Ten jest tak bardzo odmienny, że chyba nie mógłby bardziej. U Scorpio był plastikowy, pękaty, krótki i okrąglutki; do stawiania na grubym zadku, albo huśtającego kładzenia na boku; a ten jest wąski, kanciasty i można go stawiać na głowie. Poza tym normalnie odkładać, ale wtedy się nie położy, tylko jak jakiś stalowy atleta zawiśnie na wyprostowanych ramionach, ułatwiając chwytanie. Czarny jest, osobliwy, ale mnie się podobał i przywiódł skojarzenia z modernistycznym wzornictwem. Ma też nietypowe przyciski, wysoko wystające, ale może dość o pilocie, mimo iż tak nietypowym.

Wielki to wzmacniacz, jak się później okaże, nie tylko w sensie dosłownym.

Wielki to wzmacniacz i jak się okaże, nie tylko w sensie dosłownym. W dodatku świetnie wykonany!

Co jest najbardziej charakterystyczne, to brak potencjometru. Odtwarzacz był bez szuflady, a wzmacniacz jest bez gałki. Szuflada jednak była, przebiegle pod spodem schowana, a obrotowego regulatora głośności naprawdę tutaj nie ma. Są tylko strzałki dół-góra na dotykowym panelu, a także odnośne przyciski na tym modernistycznym pilocie. Głośność można przy tym zaprogramować na stały poziom uruchamiania, jak również zapobiegać jej skokom przy przełączaniu źródła. A że tych źródeł może być sporo, mogłyby poziomy skakać faktycznie, a w efekcie dawać po uszach, co nie jest pożądane. Ale tu tak nie będzie, bo jest zabezpieczenie.

Co do tego regulowania, to są czterdzieści dwa poziomy, na których głośność można ustawić; a zatem całkiem sporo, jako że Twin-Head ma na przykład tylko dwadzieścia jeden. Ale bywają też urządzenia, co mają ich sto i więcej, a zatem można przyjąć, że jest tych poziomów wystarczająco, z tym że przejścia po jednym punkcie też będą wyraźnie słyszalne.

Odnośnie innych regulatorów, to z przodu jest przycisk »Stanby«, a także wyboru źródła (również dwukierunkowy). A wszystko można także wyregulować sobie pilotem i jeden tylko włącznik główny jest, tak samo jak u Scorpio, pod urządzeniem, do wymacania.

Z tyłu królują specjalnie dla Gryphona robione, wygodne i solidne terminale głośników, a między nimi galeria cyfrowych i analogowych złącz: dwie pary XLR i cztery RCA (w tym jeden komplet dla wejścia a drugi dla wyjścia na użytek magnetofonu); a także dodatkowa piąta, na zewnątrz przyłączy głośników, jako ekskluzywne wyjście dla zasilania suba. Powyżej może znaleźć się opcjonalny panel przyłączy cyfrowych, w wypadku kiedy Diablo ma dodatkowo przetwornik. Są wówczas złącza 2x SPDIF, Toslink, AES/EBU i 2.0 USB, a mimo że jest to przetwornik nie aż na miarę wolnostojącego i strasznie drogiego Kalliope, to też oparty o drabinki z kości od Sabre ES9018 i także 32-bitowy z obsługą aż ośmiokrotnego DSD. We wnętrzu obudowy ma postać osobnego pudełka i można go kupować oddzielnie, jako samodzielny upgrade. A można też zamówić Diablo z obsługą gramofonów, i kiedy tak się stanie, obsłuży każdy typ wkładek.

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 010Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 007Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 012Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 013

 

 

 

 

We wnętrzu panuje wzorcowa postać ładu, i któżby sobie pomyślał, że Diabeł może być tak porządny? A wszystko w topologii dual-mono oprócz wspólnego na środku trafa, po każdej stronie którego lokuje się sześć dużych kondensatorów, tworzących banki po 68 000 mF każdy. Ich zadaniem jest czuwać nad zasobami energii, tak żeby przy szczytowym poborze na pewno jej nie zabrakło. Urządzenie pracuje w klasie A-B i jest to jedyna cesja na rzecz integracji, podczas gdy wszystkie wzmacniacze dzielone Gryphona były i są w klasie A. Przekraczają jednak gabarytami możliwość pracy w jednym bloku, lecz, jak podkreślał w wywiadach Flemming E. Rasmussen, u Diablo jest to klasa A-B możliwie bliska A.

Całość wizualnie jest specyficzna, od razu rozpoznawalna, bez potencjometru wyglądająca mniej na integrę a bardziej na końcówkę mocy. Wymiarowo potężna, przypominająca bardziej piec aniżeli diabła, a przede wszystkim sławna, „obarczona” legendą bycia najlepszą integrą na świecie. Ale czy słusznie?

Brzmienie

Szybki rzut oka na bogactwo złączy znajdujących się na tylnym panelu...

Szybki rzut oka na bogactwo złączy znajdujących się z tyłu i zaglądamy pod maskę Diabła.

   Po części to brzmienie zostało już opisane, jako że był Diablo jedynym wzmacniaczem towarzyszącym odsłuchom dopiero co zrecenzowanego, dedykowanego mu odtwarzacza Scorpio. Tak więc na pierwszy rzut oka pisanie jeszcze jednej recenzji wydaje się bezcelowym mnożeniem bytów. Tam grał Diablo ze Scorpio i tu grali razem, więc po co o tym raz jeszcze? Ale, jak często bywa, sprawa tylko pozornie jest prosta. Bo na przykład Diablo wcale nie był dedykowany Scorpio, tylko starszemu Mikado, a to był odtwarzacz z wyższego przedziału; więcej kosztujący i potrafiący. Poza tym nie mógł Diablo zasłużyć na miano najlepszej integry grając jedynie z własnej firmy odtwarzaczami, bo ani tych na rynku nie ma dosyć, by być aż takimi wyznacznikami, ani nawet Mikado to nie była podróż do kresu dźwięku. Dlatego dwie rzeczy w recenzji Scorpio zostały odłożone na czas recenzji Diablo: porównanie Scorpio z droższym dwakroć odtwarzaczem; i w tym, za jednym zamachem, bliższe kresu możliwości przebadanie potencjału samego Diablo. Wszystko zatem sprowadziło się do jednego – do odsłuchu z Accuphase DP-700; już nie produkowanym, zastąpionym nowszym ale bardzo podobnym DP-720, a w czasach rynkowej bytności kosztującym ponad osiemdziesiąt tysięcy.

Lecz najpierw przypomnienie, bo grał wpierw Diablo z Cairnem, a potem z partnerem firmowym Scorpio, a wówczas okazało się, że posiada zbiór zalet faktycznie pozwalających nazywać go wybitnym, w tym jedną stosunkowo prostą badawczo i opisowo, mianowicie dynamikę. Ta w gruncie rzeczy przynależy bardziej odtwarzaczom niż wzmacniaczom, o ile tylko dany wzmacniacz ma dość mocy dla podpiętych kolumn. Ale jeżeli ma, to raczej niewiele ograniczy i z doświadczenia wiadomo, że różnice dynamiczne bardziej będą zależeć od odtwarzaczy niż wzmacniaczy. Niemniej i wzmacniacz ma pod względem dynamiki sporo do powiedzenia, a to co mówił Diablo wskazywało, że z dynamiką radzi sobie bez zarzutu. Druga rzecz, także bardziej zależna od odtwarzaczy, ale z większą już rolą wzmacniacza, to czystość i wyraźność artykulacji.

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 001Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 002Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 003Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 004

 

 

 

 

Akurat partnerując Scorpio miał Diablo do czynienia z tymi walorami na świetnym poziomie, tak więc nie tylko dynamiki, ale także tych cech nie ograniczał. Trzecia natomiast właściwość, to już jego wyłączna domena, mianowicie neutralność – i to pod każdym względem z osobna, jak również w całościowym aranżu. Neutralność światła, temperatury, palety barw, dawki wycieniowania; a także szeroko rozumianej całościowej nastrojowości, na którą składają się też takie elementy, jak dozowanie na skali słodycz-gorycz, smutek-radość, chudość-pełność, młodość-dojrzałość, filigranowość-masywność, duże-małe, bliskie-dalekie, szybkie-wolne, płynne-szarpliwe, poważne-wesołe, skryte-jawne, nudne-ciekawe, itd.

Pod każdym z tych względów integra Gryphona okazała się neutralna, to znaczy zdolna przekazać dowolny zestaw cech organizowanych przez resztę toru. Niczego sama nie narzucała i gotowa była na każdy wariant. Świadczyły o tym nie tylko oba odtwarzacze, ale także trzy pary podłączanych kolumn i wiele podpinanego okablowania. Pod tym względem Gryphon Diablo okazał się o wiele bardziej neutralny niż mój lampowy zestaw, który pewne kryteria traktuje dosyć wąsko, nie pozwalając na brzmienie jasne, zbyt poszarpane, czy basowo wyjałowione. Sam zawsze mruczy basem, wygładza i upłynnia, a także stosuje w obfitej dawce światłocień, nie pozwalający na całkowitą jasność.

Czas dać diabelnemu wzmacniaczowi pole do popisu.

Czas dać diabelnemu wzmacniaczowi pole popisu.

Coś zawsze także ociepla i może nie tyle dosładza, co czyni dźwięki szczególnie giętkimi i płynnymi, w połączeniu z cieniowaniem nadając im melodykę, ze słodyczą wprawdzie nie tożsamą, ale względem słodyczy pokrewną, jako tak zwana słodycz głosów. Tymczasem Diablo nie. Jemu nie zależy, że tak antropomorficznie się o nim wyrażę. Jeżeli czegoś w źródle nie ma, albo okablowanie czegoś nie umie podtrzymać, to on sam o to nie zadba i niczego sam nie poprawi. Krótko mówiąc: przyjmuje postawę obojętną i zachowawczą, dopalając jedynie samą dynamikę i oferując potężną moc. Co do reszty jest neutralny, ale zarazem niczego nie psuje. I by to udowodnić, do akcji wkroczył Accuphase.

Brzmienie cd.

Werdykt o jakości brzmienia Diablo 300 wyśpiewały kolumny AudioForm.

Werdykt o jakości brzmienia Diablo 300 wyśpiewały kolumny AudioForm.

   Accuphase, jako całościowa szkoła dźwięku, jest specyficzne, ale specyfiką za którą się je kocha. Specyfika ta jest mocno zbliżona do prezentowanej przez mój przedwzmacniacz na lampach 45ʼ, a zatem jest lampowa. Także więc odtwarzacz Accuphase, jako nieodrodny przedstawiciel swej szkoły, podawał dźwięk analogowo płynny, giętki, wycieniowany, ciepły, ze słodyczą w głosach, spokojny wewnątrz ale wibrujący na powierzchniach, wyjątkowo złożony harmonicznie i wyjątkowo ludzki. Bogaty i pełny; dopracowany i artystyczny; ujmujący i piękny. Można powiedzieć – szczególnie wyrafinowany i wysmakowany. Nie zabiegający o neutralność, tylko jawnie oferujący rozliczne cechy własne, o ile za neutralność przyjąć zawartość płyt CD granych przez odtwarzacze z pierwszego ich pokolenia. Pod tym względem była to różnica przepastna, jakiej nie potrafią zaoferować odtwarzacze poniżej Audio Research CD9, Metronome Signature czy dCS Rossini, a więc bardzo drogie. Te tańsze zbliżają się do tego zbioru zalet różnymi drogami, bo na przykład SACD McIntosha jest już bliski tej analogowości, a zrecenzowany dopiero co Scorpio gra naprawdę czysto, w pełnym świetle, przebojowo i dynamicznie. Jednakże pełnego spektrum umiejętności, w postaci gramofonowej niemal dynamiki i gramofonowej płynności nie oferują. A zatem dopiero Accuphase mógł zmusić Diabła do najwyższego wysiłku, każąc mu zeznawać całą prawdę o sobie, czyli wszystko o własnych umiejętnościach artykulacyjnych. Ta prawda okazała się bardzo przyjemna i bardzo dobrze dokumentująca opinię o Diablo jako wybitnym wzmacniaczu. Prawda ta powiada, że nie jest to wzmacniacz ani lampowy, ani tranzystorowy – on jest pośrodku. Moc i szybkość ma tranzystorowe, pospołu z dynamiką, natomiast elegancją brzmienia zawadza wyraźnie o lampy. Nie jest pod tym względem aż tak wybitny, jak często przywoływana przeze mnie, specyficzna integra Avantgarde, ale nie działa też w czystej klasie A i nie ma za zadanie napędzić wyłącznie części pasywnej półaktywnych kolumn tubowych mocą 1,7 W. Musi być mocny i wszechstronny, a nie ma być konstrukcją dzieloną.

A werdykt ten był na wskroś pozytywny - diabelski Gryphon jest jednym z najlepszych wzmacniaczy z jakim mieliśmy do czynienia!

A werdykt ten był na wskroś pozytywny – diabelski Gryphon jest jednym z najlepszych wzmacniaczy z jakim mieliśmy do czynienia!

Dla zwolenników dużej mocy w klasie A i kroczącej w ślad za tym maksymalnej analogowości, ma Gryphon dzielony przedwzmacniacz Pandora i osiemdziesięciokilogramowe monobloki Colosseum za zupełnie inne pieniądze, a Diablo jest, mimo wysokiej ceny, konstrukcją mniej maksymalistyczną, mającą swoje ograniczenia. Te są jednak naprawdę niewielkie, co właśnie pokazało Accuphase. Stopień harmonicznej złożoności i jednoczesna umiejętność ujmowania pięknem okazały się świetne. Ma przy tym zinegrowany Gryphon pewną niepoślednią cechę własną, ujawniającą się na tle innych dobrych integr – oferuje mianowicie brzmienie w szczególny sposób spokojne. Wyjaśnijmy to dokładnie, bo łatwo o nieporozumienie. To brzmienie, o ile trzeba, potrafi być (i przeważnie jest) żywiołowe, dynamiczne i wartkie. Wspomniany natomiast spokój dotyczy samego kształtowania się dźwięków. One ukazują się jako spokojne, ponieważ są starannie i do ostatka uformowane. Nie urywają się przed końcem, by oddać pole następnym, nie mają powierzchni niejednoznacznych, tylko pośpiesznie naszkicowanych, ani nie mają pół-wypełnienia, że niby jest tam coś w środku – jakaś treść oraz masa – ale tak się tylko kołaczą, nie mogąc pokryć dokładnie z obrysem. Inaczej mówiąc: dźwięk oferowany przez Diablo jest skończony a nie połowiczny. Dokładny co do formy i w pełni ukształtowany. To daje właśnie poczucie spokoju – przekonanie słuchacza o spełnieniu i zadowoleniu. NIe mamy tu do czynienia z żadną brzmieniową zadymką, żadnym maskowaniem niedociągnięć. Każdy dźwięk wchodzi na swoje miejsce i każdy jest uformowany dokładnie. Da się wprawdzie zbudować jeszcze bardziej złożone harmonie, jeszcze bardziej je pięknem nasycać i sprawniej operować pogłosem, ale to są już przymioty aparatur albo wielokroć droższych, albo oferujących zdecydowanie mniej mocy. Natomiast Diabeł okazuje się siedzieć pośrodku zalet technicznych pod każdym dokładnie względem, i to siedzieć bardzo wygodnie. Z wypośrodkowanym przekazem pomiędzy lampą a tranzystorem i wypośrodkowaną jakością integracji spomiędzy szczytów technicznych możliwości i szczytów mocy.

Nie ma tu miejsca, aby wyliczyć tu wszystkie jego zalety, wystarczy powiedzieć, że jedyne co nie musi się podobać to wygląd oraz.. cena. Pełna rekomendacja od naszej redakcji!

Brak tu miejsca, aby wyliczyć wszystkie zalety. Wystarczy jednak powiedzieć, że jedyne co nie musi się podobać to wygląd oraz.. cena. Pełna rekomendacja!

Dlatego jest najlepszą integrą na świecie, a w każdym razie jedną z paru. Kosztowną, lecz nie ma zmiłuj, jak pisałem w recenzji Scorpio. Wells Audio Innamorata Signature i Trilogy 925 Hybrid także grubo kosztują, a mocy mają dwakroć mniej – i nigdzie nie widać taniości. Sam Diablo, jako goły wzmacniacz, kosztuje pięćdziesiąt sześć tysięcy, a dopiero przetwornik i gramofonowy przedwzmacniacz czynią z tego o wiele więcej.

Podsumowanie

Gryphon Diablo 300 HiFiPhilosophy 016   Niewiele jest, zebrawszy to razem, więcej do powiedzenia, poza raz jeszcze potwierdzeniem jakości. Gryphon Diablo uchodzi za wybitny wzmacniacz zintegrowany i takim wzmacniaczem jest. Więcej można by o nim powiedzieć dopiero konfrontując ze wspomnianymi, ale że takiej konfrontacji nie było, pozostaje rzecz zmilczeć.

Kto chce mieć wszystko w jednym poza samym napędem, i kto chce żeby to było naprawdę wybitnej jakości przy dużej dawce mocy, dla tego jest ten Diablo i nie ma co dalej szukać. Trochę szkoda zarazem, że wypadł z obiegu Mikado, a sama firma Gryphon nie zdobyła się na jego jeszcze lepszego następcę. To zapewne wynikło z kalkulacji nad przyszłością odtwarzaczy, jako już odchodzących, ustępujących plikom. Tak więc pozostał teraz sam wolnostojący super przetwornik Kalliope i dla niego przewidziany tradycyjny teraz na wszystkich wystawach, zasobny w pliki laptop applowski. A jednocześnie tylko nieznacznie słabiej zagrają te pliki z samym Diablo i jego nieco skromniejszym przetwornikiem wbudowanym; słabszym przede wszystkim pod względem zasilania poszczególnych obwodów. Nie miałem przy tym jak porównać możliwości wbudowanego przetwornika z obecnym w Accuphase, ponieważ nie było umożliwiającego to złącza. Accuphase ma bowiem wyłącznie koaksjalne, a Diablo takiego pośród czterech akurat nie ma. Bazować tu jednak mogę na porównaniu obu przetworników Gryphona, stwierdzając, że ten w Diablo nie wydaje się gorszy. To solidna maszyna, lecz za solidne pieniądze, tak więc oszczędzi nam miejsca, ale nie podratuje budżetu. Podobnie wbudowany gramofonowy przedwzmacniacz wydaje się dobrym rozwiązaniem, ale nie dysponowałem super gramofonem, by to do końca przebadać. Natomiast z gramofonem średniej klasy zaprezentował się wysoce zadowalająco i w tym przedziale jakościowym na pewno jest wystarczający.

 

W punktach:

Zalety

  • Wybitny tranzystorowy wzmacniacz zitegrowany, jeden z najlepszych na świecie.
  • Stylistyka brzmieniowa pomiędzy lampą a tranzystorem.
  • Wypośrodkowany także pod innymi względami.
  • Dający od siebie przede wszystkim moc i dynamikę.
  • A także dużą dozę analogowości.
  • Natomiast nie przesądzający o temperaturze, oświetleniu, słodyczy, ogólnym nastroju.
  • Tak więc, jak to nazywają – w wysokim stopniu neutralny, ale nieobojętny na jakość muzyki.
  • Możliwy w związku z tym do wyregulowania źródłem i okablowaniem według scenariusza przewidzianego przez użytkownika.
  • Może zatem grać chłodno i analityczne, a równie dobrze ciepło i spójnie.
  • Architektura dual mono, zbliżona do klasy A, oferująca dużą moc, charakterystyczną dla klasy AB.
  • Duże magazyny energii na potrzeby chwilowych skoków poboru.
  • Wyjątkowo staranny montaż.
  • Duża ilość przyłączy.
  • Obsługa subwoofera.
  • Opcjonalny przetwornik i przedwzmacniacz gramofonowy (oba wysokiej klasy).
  • Specyficzny, zwracający uwagę i wygodny w użyciu pilot.
  • Symetryczność.
  • Wyśrubowane parametry techniczne.
  • Brak sprzężenia zwrotnego.
  • Miedziane obwody, spełniające specyfikację militarną.
  • Krokowy potencjometr.
  • Bezszumny transformator.
  • Aktualizowane oprogramowanie (ładowane przez pendrive).
  • Zwarta, potężna konstrukcja.
  • Efektownie się prezentująca i dopasowana stylistycznie do innych urządzeń Gryphona.
  • Przyjemny kolorystycznie, regulowany co do jasności, możliwy do wygaszenia wyświetlacz.
  • Wysokiej klasy terminale głośnikowe.
  • To drugie już, udoskonalone i mocniejsze wcielenie klasycznego Gryphona Diablo.
  • Który jest autentycznym klasykiem.
  • I ma bardzo nieliczną realną konkurencję.
  • Made in Denmark.
  • Polski dystrybutor.
  • Sławny producent i sławne samo urządzenie.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Specyficzna stylistyka, przemawiająca raczej za parowaniem z innymi Gryphonami.
  • Brak pokrętła głośności może komuś przeszkadzać.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Audio Klan

Dane techniczne Gryphon Diablo 300:

  • Moc wyjściowa (RMS): 2 x 300 W (8 Ω), 2 x 600 W (4 Ω), 2 x 950 W (2 Ω).
  • Pasmo przenoszenia (-3 dB) 0-350 kHz.
  • Stosunek S/N nieważony, 20-20 000 Hz <-85 dB.
  • Zniekształcenia (THD + N) <0,1%.
  • Wzmocnienie +38 dB.
  • Czułość wejścia 0,617 V.
  • Separacja kanałów >120 dB.
  • Impedancja wejścia, single-ended (20-20 000 Hz) 20 kΩ.
  • Impedancja wejścia, zbalansowane (20-20 000 Hz) 40 kΩ.
  • Impedancja wyjścia (20-20 000 Hz) 0,019 Ω.
  • Zerowe sprzężenie zwrotne.
  • Ultrakrótki tor sygnałowy.
  • Zużycie energii (maksymalne) 1900 W.
  • Zużycie energii (tryb czuwania) <0,5 W.
  • Wymiary (S x W x G) 480 x 235 x 460 mm
  • Waga 38,1 kg.
  • Dwu- i czterowarstwowe obwody drukowane w wojskowej specyfikacji z miedzianymi ścieżkami o szerokości 105 mikronów.
  • Pozłacane gniazda Swiss Neutrik XLR dla dwóch zbalansowanych źródeł.
  • Stałopoziomowa przepustowość AV dla wszechstronnej integracji z przedwzmacniaczem surround.
  • Duży i czytelny fluorescencyjny wyświetlacz próżniowy.
  • Podświetlane przyciski dotykowe na przednim panelu.
  • Opcjonalny moduł przetwornika cyfrowo-analogowego PCM/DSD z jednym portem USB, 2 x SPDIF, 1 x AES i jednym wejściem optycznym.
  • Aktualizacja oprogramowania za pomocą nośnika pamięci flash.
  • Nieinwazyjny system ochronny.
  • Wejście dla zewnętrznego odbiornika podczerwieni.
  • Konfiguracja prawdziwe dual mono.
  • Sterowany mikroprocesorem, 43-krokowy, w pełni zbalansowany tłumik do regulacji głośności, zapewniający najlepsze parametry brzmieniowe, bazując na minimalnej ilości ultra-precyzyjnych oporników.
  • Minimalne wewnętrzne okablowanie.
  • Transformator toroidalny Dual Mono Holmgren z próżniowo zabezpieczonym rdzeniem i uzwojeniami, które praktycznie eliminują szum mechaniczny.
  • Nowy, o wysokiej szybkości, dyskretny bufor wejściowy single-ended Class A dla zagwarantowania najlepszych możliwych parametrów brzmieniowych.
  • Pozłacane złącza z teflonową izolacją dla 3 wejść i 2 wyjść.
  • Dopasowanie poziomu wejściowego do ochrony przed nagłymi zmianami poziomu.
  • Regulacja jasności wyświetlacza (100%, 75%, 50%, 25%, wyłączony).
  • Opcjonalny moduł przedwzmacniacza gramofonowego MM/MC.
  • Indywidualne stabilizatory do efektywnego tłumienia zakłóceń.
  • Zdalne sterowanie.
  • Standardowe zużycie energii (tryb czuwania): mniej niż 0,5 W, odpowiadające najnowszym standardom UE.
  • Zaprojektowany i wykonany w Danii.
  • Cena z przetwornikiem i przedwzmacniaczem gramofonowym: 85 999 PLN

 

System:

  • Źródła: Accuphase DP-700, Cairn Soft Fog V2, Gryphon Scorpio, AVID – Ingenium.
  • Wzmacniacz: Gryphon Diablo.
  • Głośniki: Audioform Adventure 304, Reference 3A, Divaldi Monitor.
  • Interkonekty: Tellurium Q Black Diamond XLR, Tonalium Audio XLR.
  • Kable głośnikowe: Nordost Tyr2, Sulek Audio, Siltech Anniversary.
  • Listwa: PowerBase High End.
  • Kable zasilające: Crystal Cable Reference, Harmonix X-DC350M2R, Nordost Frey.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: Gryphon Diablo 300

  1. Zatroskany pisze:

    Paskudne błędy autor sadzi, aż oczy bolą. Niewiele ich, ale jak się już pojawiają, to na poziomie podstawówki. Nie ma czegoś takiego jak „duża ilość przyłączy”, jest za to liczba, choć to jeszcze nic. Najbardziej doskwiera „Pszyjemny kolorystycznie, regulowany…”, a to tylko ostatnia strona. Zapewniam, jest tego więcej. W poprzednich artykułąch także nie brak ortograficznych wpadek.

    Dobra rada: zamiast nad kwiecistymi zdaniami, co, z tego co widzę, jest tu na porządku dziennym (co może, choć nie musi być OK), może warto pochylić się nad podstawami naszego języka. Szkoda go tak barbarzyńsko kaleczyć. A jeżeli czasu brak na korektę, to może warto wrzucić tekst w Worda, te najgorsze babole same poznikają.

    1. @Niezatroskany pisze:

      @Zatroskany, co Ci dało to? Ja mam zawsze taka odpowiedz: „Nie podoba się to nie czytaj”. Jeśli już chcesz pomoc autorowi to wyjmij najpierw słomę z butów. Kultura to rzadka cecha….

  2. PIotr Ryka pisze:

    Nie ma czegoś takiego jak duża ilość? To zależy w czyjej głowie… Proszę się nie ośmieszać. Krytyczny zapał bywa twórczy, ale nie zawsze. Co do słowa „pszyjemny”, to błąd powstał właśnie przy przenoszeniu tekstu na stronę. Z nieznanych mi powodów edytor tekstu na stronie popełnia literówki, a słowa przyjemny nie ma w jego słowniku. Sam zmienia czasem przyjemny na pszyjemny i robi takie błędy przy wielu innych okazjach, a także skleja wyrazy. Trudno wszystkie takie błędy wyłapać i czasem pozostają. (Piszę w Wordzie, proszę się nie martwić. On zresztą także nie jest wolny od błędów i wielu słów mu brakuje w polskim słowniku.) Oczywiście w tekście zdarzają się czasami także błędy autorskie, często wynikłe z pośpiechu lub zmęczenia. Staram się je potem usuwać, ale nie zawsze chce mi się robić to z całą starannością. Mea culpa. Niemniej za słowa krytyki dziękuję, bo zawsze są inspirujące i zachęcające do lepszej pracy. Pozdrowienia.

    1. Zatroskany pisze:

      Ależ to Pan się ośmiesza poprzez nieznajomość prawideł naszego języka, po raz kolejny zresztą. Odpowiadając na pytanie to nie, nie ma czegoś takiego jak duża ilość rzeczy policzalnych, którymi przyłącza zamontowane na tyle urządzenia niewątpliwie są. Bezsprzecznie da się je wyodrębnić i policzyć, wtedy mowa tylko i wyłącznie o liczbie. Może być ilość wody w rzece co najwyżej, albo piachu na plaży. Ale gdy mowa o jej ziarnach, to już jest liczba. To nie jest rzecz subiektywna, jak Pan sugeruje powiązana z tą czy inną głową, a całkiem proste zasady, którymi rządzi się nasz język. Zostały ustanowione już „jakiś czas” temu i w większości przypadków, a z pewnością gdy mowa o liczbie/ilości, nie są płynne i z tym się nie dyskutuje, tu nie ma pola do interpretacji. Pana dyletanctwo tu wychodzi.

      Tutaj pierwszy z brzegu przykład kwiecistości w Pana wydaniu niczym nieuzasadnionej i sprzecznej z tym, czego nas w szkole podstawowej uczą: kolumny, wzmacniacze, słuchawki i inne rzeczy martwe nie mogą niczego posiadać, bo są… martwe. Mogą coś co najwyżej mieć. To popularny błąd, ludzie stosują go nagminnie chcąc przydać elegancji słowu pisanemu, Pan także, a efekt jest dokładnie odwrotny, trąci amatorką. Większość ludzi pochyli się nad tym, jakiego to „cudownie płynnego” języka Pan używa chociażby przez ten kiks. Na którymś poziomie można Pana język odebrać w taki sposób. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna i ktoś, kto choć odrobinę zna się na słowie pisanym (a i owszem, jestem taką osobą) pokiwa tylko głową, a czasem wręcz przetrze oczy ze zdumienia nad kalibrem niektórych Pańskich przewinień językowych.

      Nie wystarczy pisać dużo, żeby pisać dobrze. Zmierzam do tego, że nie ma Pan warsztatu, bo takowego nie można mieć bez zwrotki od osoby zajmującej się językiem zawodowo, lub nie ślęcząc nad lekturami traktującymi o naszym języku… i tym sposobem utrwala Pan własne błędy. To widać, bo wiele jest przenoszonych z artykułu na artykuł. Rysuje się ich wzorzec, a jakże. Można mieć własny styl, Pan nagminnie stosuje szyk przestawny w tym celu. Taką składnię momentami ciężko rozszyfrować, mało zgrabna jest i w Pana konkretnym przypadku często przegadana, choć to jeszcze ujdzie w tłumie. Ale gramatyczno-interpunkcyjno-ortograficznych wpadek jest trochę. Coś mi się nie chce wierzyć, że Word „przy przenoszeniu” tego tematu nie ogarnia.

      No i ponad wszystko, po napisaniu sugeruję zacząć czytać własne teksty zdecydowanie więcej niż jeden raz. To pomaga. Pozdrawiam.

      1. Marcin pisze:

        Przesadza Pan z tą ilością błędów; jest ich znacznie mniej (mnie też będzie Pan krytykował za ten liczebnik nieokreślony?) niż w tekstach Pana Paucuły, który ponoć obronił nawet doktorat na polonistyce, choć w bazie ludzi nauki brak jest na ten temat jakichkolwiek danych (sprawdzałem).

      2. PIotr Ryka pisze:

        Odnośnie liczba vs ilość. Tego rodzaju rozróżnienie w odniesieniu do kwantów policzalnych i niepoliczalnych rzeczywiście istnieje, ale w języku angielskim. Natomiast, panie zatroskany polonisto, sugerowane przez ciebie określenie „duża liczba przyłączy” w odniesieniu do ich rzeczywistej liczby, na przykład dziesięciu albo piętnastu, byłoby tak naprawdę śmieszne, ponieważ duże liczby to powiedzmy sto do setnej potęgi a nie piętnaście. Piętnaście to liczba mała, malutka, o ile rozpatrujemy liczby całkowite, ale tylko te odnoszą się do przyłączy i temu podobnych.

        Istnieją na świecie różne porządki, nie tylko ten sugerowany tu uparcie (niepoprawnie zresztą) gramatyczny. Gdyby trzymać się tych belferskich odniesień do posiadania czegoś przez coś i analogicznych ograniczeń formalnych, wówczas poezja i szerzej literatura byłyby niemożliwe, a w każdym razie idiotycznie zubożone i nudne. Czyjś sposób pisania i widzenia świata można cenić albo odrzucać, i tu każdy niech pozostanie przy swoim. Natomiast jeżeli zaczniemy przy tym grzebać, to zaraz okaże się, że na przykład posiadanie czegoś przez żywe istoty to podejście wysoce mylące i dalekie uproszczenie. I jeszcze okaże się, że mogą one „posiadać” te swoje posiadłości o wiele słabiej od wielu bytów martwych. Mogą bowiem tak naprawdę tylko przez pewien czas pewne cechy nosić i użytkować pewne przedmioty. Przez krótki, ograniczony narodzinami i śmiercią moment. Posiadać może Bóg, o ile istnieje, jednakże pan czy ja swoje rzeczy i cechy mamy tylko na chwilę, tak więc idea posiadania odnosi się do nich nieprecyzyjnie i złudnie. Niczego co pan ma, tak naprawdę pan nie ma, bo wszystko to prędzej czy później nieuchronnie pan straci. To tylko prymitywna ludzka chciwość podsuwa jaźni ideę posiadania, jako czegoś trwałego w tym naszym nieznośnie nietrwałym bycie. Tak więc więcej pokory panie gramatyku wobec złożoności świata.

        Przy okazji. Istniała kiedyś grupa badawcza złożona z językoznawców, filozofów i logików, nazwana później Kołem Wiedeńskim. Ci panowie też postanowili ograniczyć rzeczywistość, bardzo nawet radykalnie; w swoim przypadku nie do ścisłego trzymania się reguł gramatycznych tylko do tak zwanych zdań protokolarnych, mających być ścisłymi relacjami z doznań zmysłowych. Tym sposobem mieli zamiar zniszczyć znienawidzoną przez siebie metafizykę, będącą w ich mniemaniu zbytecznym balastem w dobie nauki i postępu. No i niestety, po kilku latach zaciętych zmagań okazało się, że to droga donikąd. (Dlaczego donikąd razem a do domu oddzielnie?) Sensu nie da się bowiem zawrzeć w regułach, zawsze je przekracza. Pan więc będzie dalej pisał po swojemu o duże liczbie kilkunastu przyłączy, a ja będę się z tej pańskiej dużości śmiał i pisał po swojemu o dużej ilości, by mógł się pan dalej puszyć swoją gramatyką i utyskiwać na moje szyki przestawne.

        1. Zatroskany pisze:

          Nagina Pan reguły, które już zostały ustalone, zasłania swoje braki językowe filozoficznymi wywodami i porusza kwestie, które z tematem nie mają nic a nic wspólnego. Omawiane zasady nie podlegają różnej optyce i interpretacji, nie ma tu miejsca na filozofowanie. Panu się tylko wydaje, że tak jest. Na tym etapie naszej wymiany to żenująca postawa, błędna i śmiechu warta. Byłem przekonany, że my tu rzeczowo rozmawiamy, ale gdy zabrnął Pan w „różne porządki gramatyczne” w przypadku poruszanych aspektów, to mi się odechciało.

          Proszę, może to czegoś Pana nauczy: https://www.youtube.com/watch?v=Gc31UQ-C6dw

          Panie Marcinie, trzeba wiedzieć czego szukać.

          1. PIotr Ryka pisze:

            Nie pisałem o różnych porządkach gramatycznych tylko myślowych. No i jasne, że się Panu odechciało; często tak bywa w konfrontacjach zdrowego rozsądku z filozofią. To są spotkania niejednokrotnie bolesne. Ale było nie zaczynać…

            Za link do pana Miodka dziękuję, ale nie w smak mi nauki byłego agenta SB, który w tej swojej poprawnej gramatycznie a wyjałowionej myślowo i moralnie polszczyźnie gryzmolił donosy na kolegów.

            Ale skoro się już odsyłamy, to proponuję zapoznać się z wittgensteinowską koncepcją gier językowych, zawartą w „Dociekaniach filozoficznych”, jako przykładem innego niż tylko gramatyczny rozumienia języka. Bo nawet matematyka, będąca najściślejszym co do reguł spośród znanych języków, jest żywa i zmienna – i przez poszczególnych matematyków rozumiana nieraz w diametralnie różny sposób.

  3. Piotr pisze:

    Witam. Może coś bardziej na temat. Jest szansa na testy nowych urządzeń Astella AK 70, AK 300 albo AK Junior ? Pozdrawiam.

    Dla mnie najważniejsze są testy
    sprzętu, jak brzmi, z czym łapie synergie itd. Dlatego chętnie tutaj zaglądam.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jest, ponieważ dystrybutor przyjazny, chętnie użyczający.

  4. Piotr pisze:

    Super ….

  5. Sławek pisze:

    Aż by się chciało tego diablo posłuchać, na pewno brzmi lepiej niż Lamborghini diablo…

    1. PIotr Ryka pisze:

      No, nie wiem. Lamborghini nie słyszałem. Ferrari tak, ale Lamborghini nie.

  6. Maniek pisze:

    Rzeczywiście tragiczna polszczyzna i niewiele nowych, ciekawych spostrzeżeń i obserwacji.
    Zmarnowane kilka minut na czytanie o niczym nowym, a do tego forma przekazu pozostawia wyraźny niesmak…

  7. Piotr+Ryka pisze:

    Najwyraźniej już wiosna – hejterek wykiełkował.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy