Recenzja: Grado RS1i

Grado_RS1i_11 HiFiPhilosophy   Pewne rzeczy się pojawiają, inne przepadają, a jeszcze inne podlegają przemianom. Słuchawki Grado RS1 należą do tych ostatnich. Pojawiły się jak na wyrób audiofilski naprawdę dawno temu, bo w 1996 roku; i doprawdy niewiele jest wyrobów obecnych wówczas na rynku urządzeń audio, które przetrwały produkcyjnie do naszych czasów a są czymś więcej niż tylko pamiątką. (Mam tu na myśli zwłaszcza słuchawki Beyerdynamic DT 48, produkowane nieprzerwanie od 1937 roku.) Tak więc przetrwały RS1 i nie zniknęły. Poddano je za to modyfikacji. Ale o tym za moment.

Pojawiły się te Grado u swego zarania w otoczeniu celebry i choć tamte zdarzenia przyćmiły inne, późniejsze, to możemy wyczytać na kartach audiofilskiej historii, że były pierwszymi słuchawkami klasy high-end skierowanymi do masowego odbiorcy, jako że o kilka lat starsze Sony MDR-R10 z 1988 roku były astronomicznie wręcz drogie i skrajnie ekskluzywne. Sprawa, o której już pisałem w recenzji modelu GS1000, wyglądała w ten sposób, że Joseph Grado w dość tajemniczych i owianych legendą okolicznościach, które sama firma zwykła okraszać opowiastką o jakimś koncercie, po którym pojawić się miał smutek niemożności jego odtworzenia w pełnym wymiarze, podjął działania, których efektem okazały się słuchawki będące protoplastą naszych RS1, zwące się Grado HP1000. Był rok 1989, a więc dwa lata przed powstaniem Sennheisera Orpheusa i rok po pojawieniu się flagowych Sony.

Grado_HP1

Grado HP1

Tak więc jakoś to się tam wówczas potoczyło, całkiem nie wiadomo jakimi dokładnie ścieżkami, ale możemy przyjąć, że skoro Joseph był wówczas jednym z największych w świecie specjalistów od wkładek gramofonowych, to miał odpowiednią wiedzę odnośnie sposobów zamiany sygnału mechanicznego w elektryczny, a skoro był także przez wiele lat konstruktorem i producentem głośników, wiedział również jak taką sytuację odwrócić i zamienić elektryczny w akustyczny. Tak nawiasem, sławna firma Stax także zaczynała od wkładek gramofonowych i głośników, zatem szlak ten był już wówczas przetarty i nie powinien dla nikogo być zaskoczeniem. W rezultacie pojawiły się słuchawki profesjonalne, mające dwie zasadnicze cechy – wyczarowany w zaciszu przydomowego laboratorium Grado przetwornik oraz wspaniałe brzmienie. Cieszyły się mimo bardzo wysokiej ceny wielkim powodzeniem, a w efekcie powstała chętka, by przekuć ten marketingowy sukces w coś jeszcze większego niż sam zawojowany rynek profesjonalny. I znów pojawia się w tym miejscu niewiedza. Dlaczego zaprzestano produkcji profesjonalnej linii HP1000? Czy nie można było jej ciągnąć równolegle z nowszymi produktami audiofilskimi? A jeśli nie można, to dlaczego potem pojawiły się także profesjonalne PS1?

Przyjmijmy doraźnie, że wytłumaczeniem tego wszystkiego były sprawy cenowe. Wchodzące w skład serii profesjonalnej HP słuchawki Grado HP2, jak również późniejsze PS1, były naprawdę jak na swoje czasy bardzo drogie, dobrze ponad tysiąc dolarów kosztujące, i w związku z tym znajdowały nabywców przede wszystkim pośród tych, którym takie najwyższej klasy słuchawki były rzeczywiście niezbędne, czyli głównie realizatorów dźwięku. Szeroka rzesza nabywców nie była natomiast zainteresowana produktem aż tak drogim i temu właśnie wymogowi należało sprostać. Trzeba też pamiętać, że nabywca nieprofesjonalny, czyli nasz stary, dobry znajomy – audiofil – mógł wówczas sięgać po wspomniane Sony MDR-R10, kosztujące w Stanach Zjednoczonych równo dwa i pół tysiąca dolarów, a więc zdecydowanie wprawdzie więcej niż kosztujące $1400 HP2, ale za to oferujące większą wygodę i prestiż. Należy bowiem mieć świadomość, że status marki Sony był wówczas wyjątkowy i firma ta postrzegana była jako zdecydowanie na rynku elektronicznym najbardziej innowacyjna oraz wszechmocna, tak więc żadne Grado nie mogło się z nią równać. Samo Grado mogło jednak liczyć na wsparcie rodzimych, amerykańskich konsumentów, postrzegających z kolei Sony jako japońskiego intruza usiłującego zawładnąć ich rynkiem. W ślad za tą logiką pojawiły się w 1991 roku obok tych profesjonalnych także słuchawki całkiem zwyczajne, o muszlach z tworzywa i cenach przygruntowych a nie kosmicznych. Zwały się SR100, SR200 i SR300 i towarzyszyły gasnącej przez lat kilka ofercie profesjonalnych HP1000, aż produkcja tych ostatnich definitywnie na koniec wygasła, a ich miejsce zajęły high-endowe słuchawki audiofilskie, czyli nasze tytułowe RS1. W tych audiofilskich muszle aluminiowe zastąpiono wytoczonymi z mahoniu, kable przyłączeniowe z uszlachetnionej miedzi podmieniono zwyklejszymi, a z przetwornikami nie wiadomo co się porobiło, bo nikt tego nie raczył wyjawić, ale sygnatura brzmieniowa uległa zasadniczemu przeobrażeniu.

Zeus

Wzmacniacz słuchawkowy Zeus

Koniec końców wykluły się z tego słuchawki i tak niezwykle interesujące, całe rzesze wielbicieli zdolne sobie pozyskiwać, jak również masę nagród, ale niewątpliwie brzmiące inaczej – bardziej efektownie a mniej neutralnie. Ano bo właśnie: Model HP1000, a ściśle biorąc trzy modele obejmowane czasem tą wspólną nazwą – czyli HP1, HP2 i HP3 – słynął ze stonowanej naturalności brzmienia, natomiast skierowane ku audiofilom RS1 zasłynęły brzmieniem efektownym, podkręconym, spektakularnym. Zasłynęły także z drugiej cechy – z tego, że grają wyśmienicie z każdym wzmacniaczem, a nawet bez wzmacniacza.

Nie były to wprawdzie czasy dzisiejsze, gdzie grajki plikowe i mogące odtwarzać muzykę telefony komórkowe walają się na każdym kroku, skutkiem czego słuchawki zdolne grać bez porządnego wzmacniacza rzeczywiście znakomitym a nie tylko przez dział marketingu tak nazwanym dźwiękiem są cenne jak woda na pustyni, ale zarazem były to czasy, kiedy nie było takiego wyboru słuchawkowych wzmacniaczy. Powiedzmy sobie szczerze, tych wzmacniaczy to wówczas prawie w ogóle nie było. Były tylko słuchawkowe gniazda w amplitunerach i normalnych wzmacniaczach, toteż słuchawki grające z takich dziurek rewelacyjnej jakości dźwiękiem musiały być sensacją. Same zaś wzmacniacze słuchawkowe stanowiły naonczas produkt efemeryczny, o którym mało kto nawet słyszał, aczkolwiek istniały, jak na przykład Rockman od amerykańskiej SR&D (Scholz Research & Development, Inc.), czy Naim Headline. Z czasem to się wprawdzie zmieniało i niemała w tym zasługa właśnie słuchawek Grado, bo przecież w naturalny sposób pojawiła się wraz z nimi myśl, by ich wielki potencjał w pełni wyzyskiwać, jednak w pierwszych latach istnienia high-endowych słuchawek dynamicznych jakiś dobrej jakości wzmacniacz do nich ciężko było uświadczyć. A niezależnie od tego pojęcie słuchawkowego wzmacniacza czerpało wówczas inspirację od systemów elektrostatycznych, które były w tamtych czasach dużo bardziej rozpowszechnione, jako że nie oferował ich jedynie sam Stax, tylko także Superex, Beyerdynamic, Audio-Technica, Koss czy Sennheiser. Te pierwsze elektrostaty także były wprawdzie podpinane w większości do zwykłych wzmacniaczy za pośrednictwem odpowiednich adapterów, ale stopniowo zaczęły się wybijać na niepodległość w postaci własnych, całkowicie autonomicznych źródeł wzmocnienia, a proces ten znacznie wyprzedzał czasowo powstanie wzmacniaczy dla słuchawek dynamicznych. Signum tych przemian stanowi fakt, że najstarsza recenzja Sony MDR-R10 z 1989 roku oparta była jeszcze na odsłuchu z dziurki słuchawkowej w odtwarzaczu CD Marantza, w związku z czym nie dziwota, że jej autor uznał brzmienie użytych równolegle słuchawek Staksa za nieco lepsze. W późniejszych czasach tego rodzaju mezalianse były już na szczęście coraz rzadsze, a dzisiaj taka recenzja musiałaby uchodzić za kuriozum.

Melos SHA 1

Melos SHA 1

Tak więc kiedy sięgamy po Grado RS1, dobrze pamiętać, że trzymamy w rękach kawał historii audiofilizmu, a pierwsza, pochodząca z 1999 roku, recenzja opisująca wysokiej klasy lampowy wzmacniacz słuchawkowy i towarzyszące mu słuchawki dotyczy właśnie ich i wzmacniacza Zeus. Jeszcze starsza jest wprawdzie recenzja opisująca combo złożone ze słuchawek Grado HP2 i sławnego wzmacniacza hybrydowego Melos SHA-1, opublikowana w Stereophile w 1995 roku, ale nie dotyczyła ona klasycznej lampy i słuchawek stricte audiofilskich.

Tak to się zaczynało, takie były początki. Nie ma już Zeusa, nie ma Melosa i nie ma HP2. Nie ma także legendarnych Sony MDR-R10. Ale zostały Grado RS1.

Budowa

Grado_RS1i_20 HiFiPhilosophy

Grado RS1i w typowym dla tej firmy opakowaniu

   Kończące w tym roku 18 lat Grado RS1 są już pełnoletnie i nawet jak na wino długo leżakujące całkowicie dojrzałe. Że nie są jednak winem ani młodzianem, trzeba je było poddawać w międzyczasie modyfikacjom, i tu znawcy wyliczają wiele tym czy tamtym różniących się wcieleń, w których wyliczanie nie będziemy się bawić. Odnotować natomiast należy, że wciąż wyglądają prawie identycznie jak na samym początku, a sam przetwornik od zewnątrz jest identyczny jak w pierwszych HP1000. Jego wzór okazuje się uniwersalny dla praktycznie wszystkich słuchawek Grado, zarówno tych kosztujących kilkaset złotych, jak i tych flagowych, z PS1000 za ponad siedem tysięcy na czele. Czym one wewnątrz się różnią, firma nie zdradza, tak więc i ja to przemilczę, chociaż należy wskazać na prawdopodobnie różną objętość uzwojenia oraz szlachetność użytego do jego nawinięcia przewodnika, jak również na użycie w wyższych modelach magnesów neodymowych. W efekcie różnią się z całą pewnością zakresem pasma przenoszenia jak również brzmieniem, co można usłyszeć i co da się zmierzyć. Pod względem pasma jest ono w przypadku naszych RS1 bardzo pokaźne, obejmujące przedział 12 Hz – 30 kHz, tak więc przynajmniej na papierze znacznie szersze niż u sławnych HP2, u których obejmowało jedynie 18 Hz – 20 kHz. Trzeba jednak pamiętać, że u tamtych górny zakres został specjalnie ograniczony, bo jak pisałem w recenzji modelu GS1000i, w okolicach 24 kHz pojawiają się rezonanse wysokoczęstotliwościowe, powodujące rozjaśnienie i nerwowość dźwięku. Rodzi to pytanie, jak radzą z tym sobie wszystkie wysokiej klasy słuchawki współczesne, bardzo wyraźnie ten przedział przekraczające, oraz jak radzą z nim sobie same RS1. Najwyraźniej jakoś te rezonanse udało się jednak poskromić, albo pomiary górnej części pasma są jedynie papierowym popisem, a tak naprawdę wszyscy grają co najwyżej w okolicach 20 kHz. Oczywiście nie jest tak, że jak ktoś pisze o paśmie, iż kończy się na 20 kHz, to powyżej zapada kompletna cisza. Powyżej następuje jedynie łagodny lub bardziej stromy spadek a nie definitywne cięcie. Należy przy tym nadmienić, że wysokie częstotliwości, nawet te megahertzowe, to bardzo ważna sprawa dla natury słyszalnego dźwięku, ale to temat na inną opowieść.

Grado_RS1i_07 HiFiPhilosophy

Małe „wielkie” słuchawki – Grado RS1i

Co do kształtu tych uniwersalnych przetworników, to średnicę zewnętrzną mają w okolicach 45 mm, a sam producent powiada o nich, że są wentylowane i mają membranę z lekkiego tworzywa (prawdopodobnie mylaru) o dużym naprężeniu i dużym skoku. Oprawiono je w mahoń, do którego przytwierdzone na stałe są klejem, tak więc ewentualna wymiana nie jest sprawą prostą, ponieważ odbywa się po wcześniejszym podgrzaniu w specjalnym aparacie, po którego użyciu przetwornik sam wyskakuje z oprawy niczym pchełka. Poza ewentualnie niewidocznymi, o których nic nie wiadomo, najważniejsza modyfikacja dotyczy tak zwanych guziczków, czyli drewnianych kółek z napisem RS1 montowanych w dawniejszych modelach, z których w obecnie produkowanych RS1i zrezygnowano, dzięki czemu fala akustyczny za przetwornikiem ma łatwiejszą i niczym nie skrępowaną drogę na zewnątrz, co nadaje brzmieniu większej otwartości. Druga ważna rzecz, to nowy kabel. Samo Grado przyznało, że te używane poprzednio były za niskiej jakości; z za cienkiego drutu, za mało czystej miedzi i na dodatek tylko czterożyłowe, a ponadto robione w Chinach, z chińskich surowców. W modelu z sygnaturą „i” powrócono natomiast do tych znanych z najdawniejszych HP, a nawet jeszcze lepszych. Jak tamte są te nowe uszlachetniane metodą rozciągania i wyżarzania, co skutkuje większą jednorodnością ich struktury wewnętrznej, a na dodatek, jak nigdy przedtem, są jeszcze ośmiożyłowe, co poprawia przewodnictwo i czyni ewentualną symetryzację podpięcia banalnie łatwą. Natomiast cała reszta to dobrze od wielu lat znane RS1, czyli słuchawki nauszne a nie wokółuszne, mające pałąk z metalowego płaskownika, lekko wyścielonego i obszytego naturalną skórą oraz mocowanie zawieszenia w postaci gładkich prowadnic wodzących plastikowe obejmy.

Odnośnie takiej budowy gadania jest co niemiara. Dwie dekady niedługo przeminą jak toczą się awantury, czy ta konstrukcja nauszna jest dobra, czy wręcz przeciwnie. Czy takie prowadnice to granda, bo muszle same w nich opadają. Czy to wszystko wygląda dostatecznie porządnie, by chcieć za to ponad trzy tysiące i czy opakowanie w postaci zwykłego tekturowego pudełka z tym licuje, czy nie licuje.

Grado_RS1i_09 HiFiPhilosophy

Względem poprzedniej wersji ubyło emblematu modelu na siatce zamykającej mahoniową komorę

Przepatrzmy rzecz po kolei. Konstrukcja nauszna ma swoje zalety i wady. Wadą jest nieustanny kontakt z małżowiną, co niektórzy odbierają pejoratywnie, a innym nic nie przeszkadza. W dawniejszych czasach więcej było o tym gadania, a przeciwnicy RS-jedynek mocno stroszyli pióra, ględząc nieustająco jakie też to jest okropne. Ale odkąd nastała moda na słuchawki uliczne, ścichli prawie zupełnie, bo ten rzekomy pejoratyw naraz przeistoczył się w atut, jako że RS1 są teraz niewątpliwie najlepszymi słuchawkami jakie można wziąć na ulicę wyglądając przy tym normalnie, to znaczy mając na uszach słuchawki niewielkie, nie rzucające się zbytnio w oczy. Co do postaci pałąka, to ma ona według Grado bardzo duże znaczenie i jest rezultatem wielu prób dobrania najodpowiedniejszego kształtu, mającego pozytywny wpływ na brzmienie. To się może wydawać głupie, ale z wielu stron i od wielu producentów słychać głosy, że pałąk to nie jest żadna zwykła łączówka między muszlami, tylko coś dla prawidłowego brzmienia bardzo istotnego.

Odnośnie zaś zawieszenia, to jak już wiele razy wspominałem, lepsze byłoby takie mające zaciski śrubowe, jednakże ma to znaczenie jedynie w przypadku nieco cięższych GS1000i oraz SR325is, a zwłaszcza u naprawę ciężkich PS1000, natomiast u bardzo lekkich RS1 czy RS2 nic negatywnego z tego nie wynika. Najwięcej awantur tyczyło jednak wyglądu samych słuchawek i ich opakowania. Przyznam, że krytyki kierowane pod adresem wyglądu są dla mnie zupełnie niezrozumiałe, a spotykane czasami opinie, że wyglądają wręcz tandetnie i są byle jak wykonane, powiem wprost – uważam za małpio złośliwe i całkowicie kretyńskie. Mahoniowe muszle są wytoczone z wyjątkową starannością i równie starannie wygrawerowano na nich firmowe napisy. Także skórzane obszycie pałąka i okablowanie nie pozostawia nic do życzenia. Faktem jest, że w dawniejszych kabel był cienki i miał tendencję do zaginania oraz skręcania, a spinający go trójnik bardzo wchodzące doń przewody spłaszczał, co robiło ogólnie nienajlepsze wrażenie. Obecnie przewody są jednak grubsze, a trójnik niczego nie spłaszcza. Najwięcej awantur było jednak o opakowanie. Musimy tu znów cofnąć się w czasie i przypomnieć, że początkowo Grado RS1 były oprawiane w eleganckie drewniane kasety, analogiczne do tych w których umieszczano starsze modele z ekskluzywnej serii HP. Podnosiła jednak taka oprawa wydatnie cenę, a poza tym ówcześni dystrybutorzy bardzo byli przejęci high-endowością powierzonego ich pieczy wyrobu, jak również sławą marki Grado. W efekcie w latach 90-tych słuchawki Grado RS 1, oferowane w takiej właśnie drewnianej kasecie, kosztowały ponad pięć tysięcy PLN, a więc naprawdę bardo dużo. Był  to towar wyłącznie dla pasjonatów i to takich o głębokich kieszeniach.

Grado_RS1i_08 HiFiPhilosophy

Ponad to zmieniono kabel na gruby, ośmiożyłowy przewód.

Dziś jest zupełnie inaczej. Kaseta zniknęła, a cena wynosi niewiele ponad trzy tysiące, tak więc biorąc pod uwagę inflację jest o ponad połowę niższa. Dochodzi do tego ta użyteczność mobilna, w tamtych czasach o wiele mniej ważna, a obecnie ważna ogromnie. Dochodzi także lepsze niż u innych wyposażenie, w postaci przejściówki z dużego na mały jack, jak również, rzecz gdzie indziej niespotykana, pięciometrowego przedłużacza z dobrej jakości kabla. Wszystko to ląduje w zwykłym pudełku z białej tektury i bardzo się na to krzywiono, nazywając je pogardliwie pizza-box’em. Jednak Grado i tym razem okazało się wyprzedzać swoje czasy, tak samo bowiem jak w przypadku mody na sprzęt mobilny nadeszła też moda na opakowania ekologiczne, a wraz z nią proste tekturowe pudełka łatwe do ewentualnej utylizacji i pozwalające pomniejszać koszty, w tym także zużycie energii na ich wytworzenie, stały się bardzo trendy. No i kto by pomyślał…

Brzmienie

Grado_RS1i_13 HiFiPhilosophy

I tak design Grado pozostał praktycznie bez zmian

   Skoro tyle jest teraz wkoło mobilnych urządzeń i każdy się jak tylko może mobilizuje, zacznijmy od zastosowań mobilnych. Na początek weźmy iPada, który tak dobrze ze słuchawkami w recenzji Harman/Kardon SOHO się sprawdził. A sprawdził najlepiej ze słuchawkami AKG K712, tak więc także teraz po nie sięgniemy, by stanowiły godną konkurencję i lustro porównawcze dla naszych RS1.

Odsłuchałem zatem raz jeszcze, i to dwakroć, złożony z kilkunastu utworów materiał plikowy w formacie WAV, używając dawnych flagowych ale poddanych modyfikacjom Grado i nieco młodszych ex-flagowych AKG w ich najnowszej wersji profesjonalnej. Różnica stylu była dobrze słyszalna i łatwa do opisania. AKG grały gładko i dynamicznie, ale w porównaniu z RS1 bardziej powierzchownie. To co w porównaniu z SOHO i Grado SR60 mogło uchodzić za rewelacyjną jakość i kapitalne brzmienie, w porównaniu z dwakroć droższym klasykiem okazało się znacznie mniej spektakularne. Oczywiście nadal słuchało się tego znakomicie, ale po przejściu z RS1 brak było podobnie głębokiego drążenia faktur i przenikania w materię nagrań. Było to natychmiast słyszalne i całkowicie oczywiste, a miało swoje dobre i złe stron. Bo z jednej to dokładniejsze przeczesywanie muzycznej treści świadczyło o wyższości technicznej, z drugiej jednak ukazywało braki jakościowe samych nagrań, a te jakością mimo wszystko nie błyszczały. Ich całkowita gładkość w wydaniu AKG przeistaczała się w wydaniu Grado w wyraźną chropowatość, jednak nie na zasadzie naprawdę wysokiego poziomu, kiedy taka chropowatość staje się przyjemna, w naturalny sposób oddając bogactwo samej muzyki, tylko chropowata chropowatością cyfrowego odwzorowania, nie dość gładko potrafiącego odwzorowywać analogowy pierwowzór. W efekcie pojawiała się dychotomia, skądinąd bardzo często obecna i charakterystyczna dla wyborów sprzętowych. Lepsze słuchawki, w tym wypadku Grado RS1, pokazywały więcej prawdy o rzeczywistości nagraniowej, obnażając jej zubożoną, cyfrową postać, a słabsze, czyli AKG, udanie maskowały ten stan rzeczy, ale w porównaniu okazywały się uboższe technicznie, mniej zdolne do przedstawienia jak rzeczy naprawdę się mają.

Grado_RS1i_16 HiFiPhilosophy

Czego, w pozytywnym znaczeniu, nie można powiedzieć o wydobywającym się z nich dźwięku.

I mamy teraz  dylemat: wolimy gładkie zamaskowanie na niższym poziomie, udające, że wszystko jest w najlepszym porządku, czy wyższą jakość obnażającą niedociągnięcia. Nie ma na to pytanie jednoznacznie rozstrzygającej odpowiedzi, o ile zmuszeni będziemy pozostawać na poziomie sprzętowym rodzącym takie dylematy. Trudno bowiem doradzać komuś, by wydał dwakroć wyższą kwotę tylko po to, by móc się zapoznawać ze słabościami własnych nagrań. Co się zatem w tej sytuacji woli jest kwestią indywidualnego wyboru. Osobiście zawsze wolałem prawdę, nawet gdyby miała być bolesna, ale niczego nikomu nie będę sugerował. Nie będę tym bardziej, że wielokrotnie spotykałem się z zarzutami o nakłanianie do nadmiernych wydatków, mimo iż tak naprawdę do niczego nie nakłaniałem, a jedynie pisałem, że jedne słuchawki są lepsze od innych. Od tej zasady z kolei nie zamierzam odstępować, bo przecież jasne jest i nie podlegające dyskusji, że Grado RS1i potrafią skanować nagrania w wyższej rozdzielczości niż AKG K712. Problemem pozostaje natomiast przekucie tej wyższej rozdzielczości w wyższą satysfakcję odsłuchową i do tego trzeba już czegoś więcej niż gołego iPada. Ale że rzecz jest do osiągnięcia także z aparaturą przenośną, pokazało następne porównanie, którego aktorami obok wspomnianych słuchawek był smartfon Sony Xperia SP oraz DAC/wzmacniacz słuchawkowy Hegel SUPER. Ten obecnie dostępny przenośny Hegel nie jest tak nawiasem w pełnym sensie przenośny, bowiem żre prąd niczym gęś kluski i z bateriami telefonu rozprawia się w jakąś godzinę. Ma jednak znakomite właściwości brzmieniowe i obiecanego brata bliźniaka, którego przeznaczeniem nie będą już laptopy i komputery, tylko właśnie telefony. Natomiast już teraz możemy się dzięki niemu dowiedzieć jak potrafi grać wspomagany malutkim wzmacniaczykiem smartfon; i tu przyznam, że brzmienie to mnie urzekło, a nawet w pewnym momencie poderwało na nogi. Zacząłem jednak bardziej normalnie, to znaczy z tymi samymi plikami WAV co przedtem, tylko wyczytywanymi ze smartfona i wzmacniane Heglem. To w zupełności wystarczyło by brzmienie RS1 nie tylko okazało się lepsze technicznie, ale także bardziej satysfakcjonujące w sensie muzycznym. W porównaniu Grado okazały się bardziej bezpośrednie i naturalne. Znacznie wyraźniej przywoływały wrażenie obecności na miejscu zdarzeń i obcowania z czymś realnym a nie przetworzonym. Emanowały życiem i spontaniczną naturalnością, której AKG mogły przeciwstawić jedynie przyjemne dla ucha, spokojne i gładkie granie, trochę jednak właśnie za gładkie, za bardzo ugrzecznione i poprzez to stwarzające wrażenie dystansu oraz sztuczności.

Grado_RS1i_21 HiFiPhilosophy

AKG K812 pojechały na wycieczkę, wiec w zastępstwie wystąpi ich mniejszy brat – K712.

A potem przyszła chwila na posłuchanie pliku DSD przekonwertowanego do formatu FLAC z klasycznym, acz zremasterowanymi nagraniem Rolling Stonesów, i to właśnie wówczas poderwałem się na nogi. Pierwsze co wtedy się objawiło, to trójwymiarowość obrazu. W porównaniu z materiałem DSD pliki WAV wydawały się zupełnie płaskie i jakościowo żałosne. Brakowało im dosłownie wszystkiego co mogłoby pozwolić na nawiązanie równorzędnej walki. To jednak mniej istotne, ważne natomiast, że nagranie w formacie DSD ukazało nie widywaną prawie w prezentacjach słuchawkowych wieloplanowość sceny. Przestrzenny obraz muzycznych planów, rozpostarcie i złożoność wzajemnych relacji źródeł dźwięku, całe to rozwibrowanie i holograficzne ukazanie obrazu, robiło naprawdę wrażenie. Szczerze mówiąc nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę taką muzykę odtwarzaną przez telefon, ale miniaturyzacja procesorów i pamięci masowych to jedne z nielicznych odnóg postępu rozwijających się dynamicznie i godnych szczerego podziwu. Faktem jest, że 150 MB na jeden utwór, co tak nawiasem i tak było wielkością zaniżoną przez sporą kompensację, to bardzo duży ciężar nawet jak na najnowsze pamięci flash, ale te na pewno niedługo będą jeszcze o wiele pojemniejsze a pliki DSD to z pewnością przyszłość. Dzięki nim mogłem się raz jeszcze dowodnie przekonać o wyższości RS1i nad AKG K712, które wprawdzie także zagrały bardzo angażująco, ale nie miały tej miary dokładności odtworzenia, nie dawały takiego poczucia live i takiej wieloplanowości. Mówiąc najkrócej – życie pulsowało w nich słabiej, a całościowy przekaz był bardziej stateczny, coś jakby w stylu spaceru emeryta. W przeciwieństwie do tego Grado prezentowały młodzieńczy wigor i omiatały wszystko dużo ostrzej widzącym wzrokiem, któremu żaden detal nie mógł ujść uwagi.

 Brzmienie cd.

Grado_RS1i_17 HiFiPhilosophy

Grado RS1i w tercecie z Xperią SP i Heglem grały naprawdę SUPER!

   Od tabletów i telefonów przenieśmy się w okolice stacjonarne i rzućmy uchem jak nasze Grado będą współpracowały z ASL Twin-Head, swoim starym znajomym, który przez kilka lat partnerował ich starszej wersji. Na początek chciałem jednak napisać o czymś trochę innym, mianowicie o tym, że można tymi Grado wodzić nad uchem ile dusza zapragnie, a dźwięk i tak nie ulegnie w żadnej pozycji denaturalizacji. Może być co najwyżej cichszy albo głośniejszy i minimalnie się zmieniać, ale żaden upadek w nadmierną pogłosowość mu nie zagraża, pomimo że słuchawki mają konstrukcję nauszną. Tak więc co klasa, to klasa. A teraz do rzeczy.

Na każdą rzecz można jak wiadomo spoglądać z dołu i z góry. Od dołu patrzyliśmy na te Grado przez pryzmat AKG K712 i było to niewątpliwie spojrzenie pełne uznania. W przypadku toru złożonego z ASL Twin-Head i odtwarzacza EMM Labs nic się w tym względzie nie zmieniło. Wciąż dawne flagowe AKG były względem dawnych flagowych Grado trochę jak martwe. Niby bardzo dobre, niby dynamiczne i niby mocno akcentujące frazę, ale wciąż z pewnym dystansem, wciąż bez polotu i trochę wciąż bez życia. Takie jakby ospałe, nie rozbudzone, odfiltrowane z żywiołowości. W oderwaniu, same od siebie, niewątpliwie ciekawe i dużo potrafiące, ale kiedy porównywać, to już nie skłaniające od powrotu. Wolniejsze, przygaszone, zdecydowanie mniej bezpośrednie, z nieco słabiej atakującym i nie tak nisko schodzącym basem. W porównaniu z RS1 bardziej jałowe i ubogie, ale przede wszystkim nie dające tak bliskiego, bezpośredniego kontaktu z wykonawcami i muzyką. – Grado były bardziej błyszczące, a ściślej biorąc, one jedne były błyszczące, a AKG pastelowe. Grado bardziej były też skrzące, strzelające sopranami, mocniejsze na basie i prawdziwsze na średnicy. Krótko mówiąc, w każdym aspekcie lepsze, chyba że ktoś szczególnie ceni sobie muzyczny relaks, pewien właśnie dystans, złagodzenie i spokój. Wówczas AKG – jak najbardziej.

Grado_RS1i_01 HiFiPhilosophy

Klasa mistrzowska – tak można określić pokaz jaki zaserwowała nam kreacja Grado Labs.

Na rzeczy można patrzyć jak wiadomo także z góry, a taką górą dla Grado RS1i mogą być na przykład Beyerdynamiki T1. Wyraźnie droższe, nowsze konstrukcyjnie i jeszcze w dodatku niezwykle dźwiękowo do ASL Twin-Heada dopasowane. Przez ich pryzmat dawne flagowe Grado okazały się nieco mniej jedwabiste i poetyckie. Dając podobną miarę szczegółów nie były w stanie pokazać aż takiej analogowości, choć trzeba przyznać, że grały bardzo gładko i pod tym względem zdecydowanie lepiej od swojej starszej wersji z gorszym kablem. Względem flagowych Beyerdynamiców miały jednak minimalne ziarno, a jednocześnie mniejszą płynność i słabszy akcent na muzykę. Ich przekaz uciekał bardziej w regiony szczegółowości, żywiołowości i dynamizmu, w mniejszym stopniu kładąc nacisk na elegancję i grację dźwiękowej modulacji. Trochę więc były w tym porównaniu RS1 bardziej zadziorne i z mniejszą ogładą, tak po rockowemu nieco przybrudzone i szorstkie w obejściu. Takie bardziej „punk” niż „melody”.

Przysłuchajmy się jeszcze praktyce nagraniowej. Powyższy wywód mógłby sugerować, że RS1i nadają się przede wszystkim do rocka. I tak faktycznie od dawien dawna były postrzegane. Od kiedy się pojawiły uważano, że dają wrażenie bycia na scenie i zjawiskową, niespotykaną u konkurencji bezpośredniość. Faktycznie, takie poczucie scenicznej obecności oferują. Pierwszy plan jest bardzo bliski, aż po możliwość wejścia w jego obręb. W zamian mniej dzieje się z tyłu. Nie ma tu tego odchodzącego w bezkresną dal muzycznego krajobrazu i tak przemożnego zewu przestrzeni jak u GS1000. Zarazem poszczególne sceniczne aranże bardzo uzależnione okazały się być od płyty.

Grado_RS1i_02 HiFiPhilosophy

Było szybko, wyraziście i pasją do muzyki.

Przykładowo sławny Black Album Metalliki scenę miał bardzo bliską i pozbawioną niemal drugiego i trzeciego planu, podczas gdy symfonie Beethovena pod Karajanem oferowały rozległe plenery orkiestrowe i bardzo wyraźne rozpisanie orkiestry na poszczególne rzędy muzyków. Także dobrze nagrane płyty z muzyką elektroniczną pokazały dużą przestrzeń i odchodzenie w nią dźwięku. Nie tak ogromną i tajemniczą jak u GS1000, ale wystarczająco pokaźną by budować odczucia nostalgii i tęsknoty. Imponowała przy tym czystość dźwięku i przejrzystość powietrza. O ile u Metalliki atmosfera była nieco zbyt duszna i ciasna, to na większości pozostałych płyt, a wiele ich było, zdecydowanie przeważała sceniczna swoboda i ogólna przejrzystość. Oprócz bliskiego pierwszego planu i wspomnianej transparentności, a także bezpośredniości i żywotności, mają jeszcze RS1 dwie cechy szczególnie się wybijające. Pierwsza sprawa, to wykończenie dźwięku. Nie ma u nich żadnego zaokrąglenia, pełniości, wyraźnie zaznaczającej się powierzchni. Każdy dźwięk jest jak porwany wiatrem, czy też jak płomień świecy. Nie w sensie temperatury czy barwy, tylko ruchliwego, nieustannie zmieniającego się kształtu o lekko postrzępionych krawędziach. Te dźwięki nie są jak leżące na plaży muszle, tylko jak poruszane wiatrem liście. Są w nieustannym ruchu i nie mają dających się wyizolować kształtów. Są niczym snujący się dym a nie gromada bąbelków.

Druga rzecz, to szybkość. Pisałem o tym już dawno temu, kiedy jeszcze byłem ich posiadaczem – one są piekielnie szybkie. W bezpośrednim porównaniu zdystansowały nawet kiedyś ektrostatyczną Omegę II, a przecież to o elektrostatach zwykło się sądzić, że są najszybsze. W efekcie otrzymujemy, żywy, dynamiczny i pozbawiony upiększeń spektakl. Towarzyszył temu świetny bas i znakomita ekstensja wysokich tonów, a ludzkie głosy brzmiały świeżo i naturalnie. Wykonawców można było wręcz dotknąć, pozostawali na wyciągnięcie ręki. Nie było natomiast takiego scenicznego aranżu jak w GS1000, ani takiej powalającej potęgi dźwięku jak u HiFiMAN’ów HE-6. Impakt okazał się niezły, ale dźwięki niezbyt duże i nie tak dociążone jak u słuchawek planarnych czy choćby Sennheiserów HD 800 albo Grado PS1000. Tak więc dokładając dwa tysiące czy więcej możemy wejść w posiadanie słuchawek grających dźwiękiem bardziej głośnikowym, dających bardziej mocarne, całościowe wrażenia. To miara dokonującego się postępu. Postępu narzucanego przez samo Grado jak i jego konkurentów.

Grado_RS1i_06 HiFiPhilosophy

Mało jest słuchawek z takimi pokładami analogowego ducha

Nic więc dziwnego, że RS1 ustąpiły miejsca większym jednostkom w byciu okrętami flagowymi, są jednak nadal wzorem gdy chodzi o bezpośredniość i poczucie wejścia w świat żywej muzyki. Są także nieustająco wzorcem świetnego dźwięku wyciąganego z byle jakich torów, co w czasach powszechności urządzeń mobilnych pozostaje wielkim atutem.

Podsumowanie

Grado_RS1i_03 HiFiPhilosophy   Dopiero co napisałem recenzję słuchawek Harman/Kardon SOHO, przy okazji których była mowa o dobrym wyglądzie, dopasowaniu do ruchu ulicznego i nadawaniu spektakularności nawet lichym źródłom sygnału. O Grado RS1i można powiedzieć dokładnie to samo, tyle że znajdują się one o kilka pięter jakościowych wyżej. Także świetnie się prezentują i mają nie narzucające się wielkością komory nauszne, ale wytoczone ze szlachetnego drewna i ozdobiono pięknymi grawerunkami. Niosą przeto w sobie zarówno elegancją luksusowego przedmiotu jak i w pewnym stopniu elementy stylu retro, nadającego ich powierzchowności rysu bardziej uniwersalnego i wysmakowanego. Są po prostu stylowe, a nie tylko  modne. Ich wartość estetyczna nie jest doraźna, tylko ponadczasowa.

Gdy chodzi o poziom brzmienia, to oczywiście także stoją od średniej klasy słuchawek dla sprzętu przenośnego dalece wyżej i tutaj konkurencją jakościową mogą być chyba jedynie drogie słuchawki dokanałowe, a te nie każdy toleruje, nie mówiąc o tym, że potrafią być jeszcze o wiele droższe, a jednocześnie odcinają od otoczenia w sposób całkowity, co czyni je w warunkach ulicznych potencjalnie niebezpiecznymi i to bez żadnej histerycznej przesady. Jest tylko kwestią czasu kiedy ktoś zaopatrzony w słuchawki dokanałowe wejdzie pod auto czy tramwaj.

Tak więc są w obecnych czasach Grado RS1 do tańca i do różańca. Z ekskluzywnych,  bardzo drogich i zajmujących najwyższe stopnie drabiny high-endowości, wyewoluowały w wysokiej klasy słuchawki uniwersalne, zdolne zaspokajać zarówno najwyższe wymagania odnośnie partnerstwa dla sprzętu przenośnego, jak i bardzo zaawansowane oczekiwania odnośnie towarzystwa dla torów stacjonarnych. Poza świetnym wyglądem i małymi rozmiarami oraz wyjątkową lekkością ich największymi atutami są szybkość, dynamika, spektakularność, a nade wszystko przeniesienie słuchacza na obszary żywej muzyki. To, jak sądzę, najbardziej znamienna granica pomiędzy sprzętem tylko dobrym, a takim już wybitnym. Jest czymś zupełnie różnym postrzegać muzykę z pewnego dystansu, choćby nawet prezentowała się schludnie i sympatycznie, niż kiedy zostajemy przez nią porwani i pozostajemy w sferze jej żywego dziania się. To pierwsze wymaga jedynie słuchawek dobrze grających, to drugie wybitnych. Są zatem – wciąż mimo upływających lat pozostają – słuchawki Grado RS1 sprzętem wybitnym, pozwalającym przenikać w żywą tkankę muzyki i obcować bezpośrednio z jej wykonawcami.

 

W punktach:

Zalety

  • Muzyczny spektakl live!
  • Dynamika.
  • Żywiołowość.
  • Wspaniała szybkość.
  • Spektakularność.
  • Wykonawcy na wyciągnięcie ręki.
  • Otwarta, pozbawiona naprężenia struktura dźwięku.
  • Arcymistrzowska szczegółowość.
  • Brak zakusów analitycznych.
  • Popisowe soprany.
  • Doskonałe oddanie życia i naturalności postaci scenicznych.
  • Świetny, wyraźnie zaznaczający się i nisko schodzący bas.
  • Dobra scena o bardzo bliskim pierwszym planie.
  • Lekkie.
  • Dzięki temu wygodne.
  • Uszy się w nich nie pocą.
  • Całkowicie odporne na zmianę położenia nad uchem.
  • Bardzo łatwe do napędzania.
  • Świetny dźwięk nawet z dziurki od klucza.
  • Wyeliminowane wszystkie wady rozwojowe (jak nienajlepszy kabel czy kłopoty ze sferą sopranową).
  • Zarówno do sprzętu przenośnego jak i stacjonarnego.
  • Przejściówka na mały jacki i 5-metrowa przedłużka w komplecie.
  • Są legendą.
  • Od sławnego wytwórcy.
  • Made in USA.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Mają już wybitniejszych następców. (Ale nie do sprzętu przenośnego.)
  • Pewne ograniczenia gdy chodzi o oddanie dźwiękowej potęgi.
  • Najlepsi są nieco bardziej muzykalni.
  • Niektórym przeszkadza brak eleganckiego opakowania.
  • Długo się wygrzewają. (Ale tak mają prawie wszyscy.)
Ekipa HiFi Philosophy pragnie serdecznie podziękować Marcinowi za użyczenie nam słuchawek do testu.

 

Polskim dystrybutorem marki Grado jest firma:

Audio_System_Logo

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie otwartej.
  • Konstrukcja: nauszna.
  • Obudowy przetworników wytoczone z mahoniu.
  • Membrany z mylaru o dużym napięciu i skoku.
  • Pasmo przenoszenia:  12 Hz – 30 kHz.
  • Skuteczność: 98 dB.
  • Impedancja: 32 Ω.
  • Dopasowanie przetworników: 0,05 dB.
  • Kabel 8-żyłowy z beztlenowej miedzi długokrystalicznej.
  • Waga: 255 g.
  • Cena: 3130 PLN.

System:

  • Źródła dźwięku: EMM Labs XDS1 V2 SACD, iPad 2, Sony Xperia SP.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Hegel SUPER.
  • Słuchawki: AKG K712, Beyerdynamic T1, Grado RS1i, Harman/Kardon SOHO.
  • Interkonekt: Tara Labs Air1.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

46 komentarzy w “Recenzja: Grado RS1i

  1. Tomek pisze:

    Jak zwykle, ciekawie i wciągająco. Dla mnie wartość edukacyjna i przybliżony kolejny kawałek słuchawkowej historii. Dziękuję 🙂

    1. Grzegorz pisze:

      Jak przyjdą moje TH900 to bardzo chętnie sprawdziłbym jak grają z kilkoma wzmacniaczami. Podobno z Bursonem zgrywają się świetnie

      1. Piotr Ryka pisze:

        Podejdziesz, sprawdzimy.

  2. mario pisze:

    Bardzo dziekuje,jak zawsze rzetelna ocena,przydala by sie ocena punktowa w danych kategoriach.Pozdrawiam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie bardzo jestem za punktowym ocenianiem, bo jak w sumie punktowo wyważyć różnice pomiędzy słuchawkami grającymi różnym stylem? Poza tym zwykle pojawia się kłopot z resetem takiej punktacji, kiedy jakieś urządzenie okazuje się tak dobre, że na skali brakuje punktów. Można wprawdzie stosować skalę otwartą, ale takie punktowe wyważanie na oko wydaje mi się w każdym wypadku nieco mylące, ponieważ nie widzę możliwości obiektywnego przyznawania adekwatnej ilości punktów. Jednak gdyby czytelnicy sobie życzyli, można coś takiego wprowadzić.

  3. sandacz pisze:

    az dziw bierze ze sie nie zepsuły, dla mnie to kolejny odgrzewany kotlet, powinni je dodawać gratis do płatków ….

    1. Piotr Ryka pisze:

      Swoboda wypowiedzi jest niewątpliwie wartością, nie powinna jednak wychodzić przed kulturę osobistą i zdrowy rozsądek. Miałem RS-1 przez dwa lata i jakoś się nie zepsuły. A płatki, to wiesz co możesz sobie z nimi zrobić…

  4. Greg pisze:

    – do przedostaniego wpisu:
    Ty nie jestes ”sandacz” raczej zwykły leszcz i to zdecydowanie słuchawkowo o lamerskiej proweniencji

    RS1i to legenda w świecie słuchawek, i to niezmiennie od wielu lat, kiedy to np. Senheisser HD800 nawet nie było jeszcze w planach, o Audeze nie wspominając.
    Świetnie wykonane, i zjawiskowo brzmiące słuchawki.

  5. Marta pisze:

    Dziękuję za recenzje

  6. miroslaw frackowiak pisze:

    Swietna recenzja sluchawek,powiedz Piotrze ktore z obecnie produkowanych sluchawek Grado powinien sobie kupic kolekcjoner audiofil,mam na mysli audiofila ktory chce miec po jednej parze sluchawek znanych producentow,ktore Grado bys mu polecil?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mnie najbardziej podobają się Grado GS1000i. Model PS1000 ma dźwięk bardziej nasycony, ale słabszą przestrzeń i przez to brzmienie bardziej zwyczajne, podobniejsze do innych słuchawek wysokiej klasy. A GS1000 są wyjątkowe.

  7. Przemek pisze:

    Z GS1000 i PS1000 jak by zrobił jedne słuchawki to byłoby coś ciekawego.

  8. sandacz pisze:

    ze wszystkich grado to najlepiej kupic sr 60 reszta to nic nie warta droga tandeta i tyle.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dużo masz jeszcze takich złośliwych głupot w zanadrzu trollu-sandaczu?

  9. Przemek pisze:

    Zawsze będę pamiętał dwie „rzeczy” które sprawiły ,że zrozumiałem jak kontakt z muzyką może być przepełniony magią,mistycznością i zabierać w świat o którym dotąd nie miałem pojęcia.Pierwszą był ponowny ,świadomy już kontakt z Led Zeppelin a drugą słuchawki RS2.Zarwane noce i drapanie się w głowę co jest grane , co się dzieje to tylko niektóre ze skutków :-).
    Led Zeppelin słucham często do dziś lecz RS2 nie słuchałem już dobre kilka lat po tym jak ustąpiły miejsca nieobecnym już teraz też PS1000.Jedno jest pewne , zawsze będę miał sentyment do Grado bo jak cofnę się pamięcią i przypomnę sobie jak pozbywałem się dwudziestosześcio kilogramowych podłogówek bo nie mogły dać mi tego co malutkie RS2.To była prawdziwa magia ,każdemu życzę takich przeżyć,to popchnęło mnie w słuchawki w których trwam do dziś.

  10. Rafaell pisze:

    Wszystko już było-dobre.
    Pisałem na forach o GS1000 że to najlepsze słuchawki od Grado a teraz można ich tylko szukać gdzieś we wtórnym obiegu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mógłbyś bliżej wyjaśnić o co Ci chodzi?

  11. Marta pisze:

    chyba warto przypomnieć:
    http://www.audiostereo.pl/sluchawki-opinie_37293.html

    co do rs1 to słuchałam ich niedawno po Pańskiej recenzji. Były według zapewnień wygrzane i wcale a wcale nie wydały mi się być trochę za mało muzykalne czy nie potrafiące oddać potęgi brzmienia; i rzecz nie w tym, że jak się nie ma obok t1 czy 812 to się nie wie, co znaczy muzykalność czy potęga brzmienia; naprawdę wydały mi się w porównaniu do innych modeli muzykalne i potrafiące oddać potęgę brzmienia. Nie żeby robiły to najlepiej na świecie, ale nie mogłabym stwierdzić, że to jest ich wada. Co do wzmacniacza to też bym nie powiedziała, że grają z byle czego. Owszem grają nawet z telefonu komórkowego, dość dobrze i bardzo głośno, ale to jak większość niskoohmowych słuchawek, ale jednak ze wzmacniaczem a bez wzmacniacza grają na tyle inaczej – na tyle lepiej z odpowiednim wzmocnieniem, że poprzednie brzmienie wydaje się być karykaturalne. Co do wzmacniacza to jeszcze jedna uwaga – chyba ze względu na bardzo sztywne gradowskie membrany one potrzebują mocnego wzmacniacza; nie takiego z dużym zapasem mocy, ale takiego, który od godziny 13/14 daje bardzo silne wzmocnienie – wtedy rs1 (jak inne grado) grają bardzo efektownie i pojawia się mała gradomagia.
    Co do gs1000(i). Tak to piękne słuchawki o ujmującym brzmieniu, ale mają kilka wad:
    1. jak każde grado potrzebują 1000h grania i uważam, że to jest duża wada ogólnie słuchawek grado, że trzeba tak długo je wygrzewać i kupując je trzeba wierzyć w ten mit i że za jakiś czas słuchawki się ułożą i wtedy to już będzie tak czarodziejsko jak zapewniają recenzenci, producenci i inni użytkownicy;
    2. każdy model gra inaczej; i nie dlatego, że mają rożny czas grania/wygrzania, ale można trafić na model, który powala na kolana swoja barwą itd. a można też trafić na model, który gra trochę lepiej niż rs1, a czasem nawet trochę gorzej niż rs1. Ja tego nie rozumiem;
    3. no niestety one są awaryjne; nie chodzi o to, że w ciągu roku psują się 10 razy, bo to bzdura, ale zależnie znowu od danej sztuki bywają awaryjne i to jest problem głównie ze względu na to wygrzewanie, bo słuchawki wrócą z serwisu z nowymi przetwornikami i zabawa w wygrzewanie od nowa.
    nie oznacza to oczywiście, że należy wszystkie grado spalić na stosie jak mówią jacyś wariaci, ale trzeba te wady gs1000 zaakceptować.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Co do odsyłacza, to w Sieci jest kilka moich dawnych tekstów, których nie przeniosłem na hifiphilosophy. Niektóre nawet ukradzione, opublikowane pod innym nazwiskiem, a ściślej pseudonimem.

      Zacznijmy może od brzmieniowej potęgi. To właśnie z jej powodu pozbyłem się Grado RS1. Nie przeszły pomyślnie porównania z Ultrasonami E9. Trudno oczywiście włożyć komuś kto sam nie słuchał takie porównanie do głowy. To nawet niemożliwe. Sam nie mam jednak cienia wątpliwości, że takie słuchawki jak Ultrasony E9, Grado PS1000, o AKG K1000 nawet nie wspominając, potrafią operować potężniejszym dźwiękiem. Wrażenia są takie jak przy porównywaniu wielkich kolumn podłogowych z monitorami. Niżej schodzący bas, większe źródła dźwięku, większa skala dynamiczna i większa energia samego dźwięku.

      Co do muzykalności, to RS1 mają dźwięk mniej gładki i mniej starannie wykończony niż słuchawki w rodzaju AKG K812 z kablem FAW, czy Beyerdynamic T1. To jest słyszalne od razu. Ich linia melodyczna ma bardziej rockowy, lekko postrzępiony charakter. Nie grają tak analogowo jak gramofon. Ich dźwięki nie mają także jednolitej, wyraźnie zaznaczającej się powierzchni. Są pod tym względem bardziej otwarte, nieokreślone. To się może podobać bardziej, a może mniej. Co kto woli.

      Jasne jest, że dobry wzmacniacz brzmi lepiej niż byle co. (I właśnie dlatego uchodzi za dobry.) O to chyba nie musimy się spierać. Jednak RS1, kiedy je porównywać ze słuchawkami w rodzaju HD 600 albo DT880 na słabych wzmacniaczach, zyskują dużą przewagę. Dużo większą niż kiedy porównywać na wzmacniaczach wybitnych. I w tym sensie lepiej grają z byle czego.

      Odnośnie GS1000, to miałem do czynienia z pięcioma bodaj egzemplarzami i początkowo zdarzało im się grać nieraz bardzo odmiennie, ale po paru dniach współpracy z moim torem z reguły dochodziły do prawie tego samego brzmienia. Oczywiście nieco inaczej grają te z innym okablowaniem, czyli te nowe z sygnaturą „i” oraz takie z kablem Moon Audio.

      Co do awaryjności, to jest większa niż u innych wysokiej klasy słuchawek. Niestety. Można tego nie tolerować, to całkowicie zrozumiałe, ale można także wybaczać w zamian za wyjątkowe brzmienie. Ja wybaczam.

  12. Marta pisze:

    Zgoda. Ja jednak zgodnie z tym, co usłyszałam twierdzę, że o ile słuchawki te nie mają takiej potęgi brzmienia jak np. denon 7100 (były obok do posłuchania) czy wymienione przez Pana modele to jest naprawdę ok. i nie dlatego, że należy się zadowolić byle czym, ale według mnie jest naprawdę w porządku, choć pewnie wyczuwalnie gorzej niż inne podane przez Pana przykładowe modele. Wydaje się, że może mieć to też związek z tym, że one faktycznie grają pierwszym planem (ale matko! za to jakim pierwszym planem!) i do muzyki symfonicznej się nie nadają. Poza tym, uważam, że bas w rs1 (jak we wszystkich grado prócz może hp1000 i ps1) jest „ograniczony” (w ps500, ps1000, gs1000 też, tylko w innym kierunku w przypadku każdego z modeli) i to jest mocno wyczuwalne; jest punchy jakby powiedzieli Anglicy, ale to nie jest taki bas jaki by się chciało mieć w słuchawkach idealnych czy do ideału zbliżonych. Faktycznie rs1 oferują postrzępiony dźwięk, bardzo żywy, żwawy, bardzo realistyczny, ale to chyba bardziej ich zaleta niż wada – tak uważam. Dźwięk w nich jest bardzo otwarty i bardzo napowietrzony, co w jakimś stopniu rekompensuje granie nade wszystko pierwszym planem. To dobre słuchawki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zawsze kochałem RS1 i zawsze będę kochał. To słuchawki rewelacyjne. Jest teraz kilka modeli potrafiących więcej, ale kiedy się ich słucha, od razu się o tym zapomina. Symfoniki także kiedyś z nimi słuchałem i nie odczuwałem żadnego braku. E9 czy PS1000 odtwarzają ją wprawdzie dużo potężniej, ale przecież za inne pieniądze.

  13. Marta pisze:

    Co do gs1000 – no cóż, jeśli je kupię i będą u mnie dłużej to wtedy dokładniej się wypowiem; póki co, boję się trochę tej ich awaryjności, może przesadnie. Poza tym, uważam, że wielka wadą grado jest jakość wykonania tych słuchawek czy będąc dokładną – ich wykończenie: odpryski, powyginane gąbki, otarcia na pałąku, zła jakoś klejenia pałąka i tych plastikowych elementów. Poza tym, nie rozumiem idei plastikowych puszek w modelu 325is (które kosztują 1350zł) i plastikowych uchwytów w dół od rs1, a włącznie z modelem ps500 czy rs2.

  14. Marcin pisze:

    http://techcrunch.com/2014/03/27/tc-makers-a-walk-through-the-amazing-townhouse-that-grado-labs-calls-home/

    dużo mi się sunie na usta, ale powiem tylko, że wszystko to jest trochę przerażające.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To napisz Marcinie co Ci się ciśnie, a potem ja się do tego odniosę.

      1. Marcin pisze:

        Prowadzę teraz mailową rozmowę z grado labs (serio); jak skończe to napiszę, co się ciśnie.

        1. Piotr Ryka pisze:

          OK, to czekam.

  15. Marcin pisze:

    czy pryszły już gs-y z wymiany

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, jeszcze nie.

  16. Marcin pisze:

    wychodzi na to, że trzeba będzie w post scriptum dopisać małe „sprostowanie”; piszę to z pełną odpowiedzialnością.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Brzmi to dość tajemniczo.

  17. Marcin pisze:

    trzeba posłuchać; grają zdecydowanie lepiej niż ostatnio i zdecydowanie piękniej i mi się to nie zdaje, a miałem możliwość porównać ich z innymi słuchawkami, więc moja ocena jest tym bardziej usprawiedliwiona. Dźwięk się wygładził i bardzo napowietrzył, kolorystyka barwy poszczególnych dźwięków jest bardzo dobrze zróżnicowana i brzmi to wszystko bardzo realnie; no trzeba posłuchać; żeby nie było – pewne niedociągnięcia pozostały: bas nie ma idealnej faktury i nie schodzi tak nisko jakby się chciało, czuć charakterystyczną dla tych słuchawek podbitą średnicę i górę i rozjaśnienie w porównaniu do innych słuchawek np. hd600 czy denon7100, a poszczególnym dźwiękom brak odpowiedniego ciężaru czy dociążenia – to tak jakby porównywać grube, ciężkie włosy brunetki z Barcelony i cienkie, nieco podniszczone przez farbowanie blond włosy dziewczyny z Sankt Petersburga , ale po 5 minutach się o tym zapomina i pojawia się gradomagia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba więc będzie rzucić uchem. Ale tak dopiero przy okazji recenzji AK240, a ta to chyba w następnym tygodniu. Umówimy się i posłuchamy.

  18. Marcin pisze:

    w sumie „zbytnie” rozjaśnienie i brak mocniejszego osadzenia dźwięków zniknęły i gra to jeszcze lepiej, więc tym bardziej chyba warto zerknąć uchem; nie wiem czy słusznie, ale odnoszę wrażenie, że chyba faktycznie tak jest, tzn. że nie ulegam iluzji tego jak chciałbym, żeby grały, tym bardziej, że mogłem porównać z innymi słuchawkami, a na RS-1 mi nie zależy już ze względu na póki co niedolne próby ich sprzedaży; ale wiemy dobrze jak z tym wszystkim jest, no ekspert musi ocenić :), ale to wszystko przy okazji

  19. Sam z Muzyką pisze:

    Piotrze, czy słuchał​eś​ RS-1 z gąbkami od GS1000/PS1000? ​Ciekaw jestem, jakie miałeś wrażenia na temat takiego zestawienia. Jestem wielkim miłośnikiem słuchawek, a te wyprodukowane przez amerykańskie Grado są szczególnie bliskie mojemu sercu i, zarówno dosłownie, jak i w przenośni, bliskie moim uszom. Niezależnie jednak od tego, czy jest to legendarna sześćdziesiątka czy też wyższy model, zawsze słucham ich z tzw. gąbkami G, ponieważ gąbki dodawane fabrycznie do RS-1 czy SR-325, oprócz tego, że są niewygodne, wydają mi się tworzyć dźwięk podbarwiony oraz pozbawiony detaliczności gdy w nagraniu dzieje się zbyt wiele. Na przykład w nagraniach symfonicznej orkiestry, chóru lub fortepianowego for
    te. Z gąbkami G scena wydaje mi się też być bardziej głęboka i szeroka.

    Wszystkiego dobrego,

    Tomek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety, nie przyszło mi do głowy zakładać gąbki od GS1000 dp RS1. Nie mogę zatem odnieść się do wrażeń z takiego odsłuchu wynikłych. W sumie szkoda.

      1. Artur pisze:

        przez kilka tygodni słuchałem w ten sposób moich RS1, nie miałem padów oryginalnych i czekałem aż przyjdą. Rzeczywiscie pierwsze wrazenie było takie że scena i przestrzeń się pogłębiają, bardzo mocno było to odczuwalne np w synmfonice i z poczatku bardzo mi sie to podobało… po pewnym czasie jednak zaczeły doskwierac inne rzeczy. RS1 z padami od GS są dużo cichsze, mniej szczegółowe bas jest taki bardziej delikatny a soprany potrafią brzydko zaskrzeczeć. przesiadka na oryginalne pady jednak postawiła kropkę nad i, już nie wracałem do padów GS

  20. Jacek pisze:

    Czy ktoś ze znajomych audiofili słuchał rs1e? Ciekawi mnie jakie zaszły zmiany i czy na lepsze.

  21. maciej pisze:

    Zastanawiam sie nas odsluchem Grado RS1E. Wg Pana Z jakim wzmacniaczem sluchawkowym do 3000zl warto posluchac?

  22. PIotr Ryka pisze:

    Nie słyszałem wersji e. Model RS-1 zawsze był znany z tego, że gra ze wszystkim. Ale wiadomo także, że Grado lubią lampy. Tak więc może PhaSt, albo Cayin HA-1A.

  23. TOM pisze:

    Rozumiem, ze sluchawki Grado RS1i beda dobrze graly z wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego w Marantz sa 7003?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Podejrzewam, że tak. Ale nigdy nie można być pewnym.

  24. TOM pisze:

    Obecnie posiadam AKG K 550 i domyslam sie, ze przesiadka na Grado RS1i bedzie sporym krokiem do przodu?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Powinna być.

  25. Bohdan pisze:

    Od jakiegoś czasu przymierzam się do Grado. Z awaryjnością jestem trochę obyty, bo mam od kilku lat Hifiman’y .. Zapoznałem już kilku ślusarzy w mieście i się tylko zastanawiam, czy Grado mogą bardziej. Choć oddam Hifimanom to, że ani chwili nie żałuje.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie znam obecnej awaryjności Grado od strony właścicielskiej, ale wydaje się, że jest z nią znacznie lepiej niż kiedyś. PS2000e grały u mnie kilka miesięcy bez mrugnięcia okiem. I pięknie grały.

  26. Alucard pisze:

    Miałem z nowej serii E: SR225, RS2, PS500, GS1000 i zostały mi jeszcze SR80. Żadne nie zakończyły żywota i nie odwiedziły serwisu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy