Recenzja: Grado RS1e

Brzmienie

Ten sam kształt od 1996.

  Przy komputerze, a więc z przetwornikiem PrimaLuny i słuchawkowym wzmacniaczem Phasemation, zagrały RS1e nośnym i efektownym dźwiękiem o dużej dawce realizmu. Oferowały to wszystko, co z pracą wysokiej klasy słuchawek powinno się kojarzyć: mocny przekaz, pietyzm dla spraw drobniejszych, muzyczny obraz jako sumę odrębnych i silnie zindywidualizowanych ale współpracujących źródeł, gładkość i spójność melodyczną zdobioną chropawościami wibracji, także nośność i nasycenie, czystość oraz otwartość, transparentność i ożywione medium – wszystko w oparciu o szerokie pasmo. Też oczywiście charakterystyczną dla Grado szybkość i kojarzoną z nimi szczegółowość.

Trafność tonalną określiłbym jako poprawną, minimalnie przesuniętą do dołu; choć przy tak małym przesunięciu trudno przesądzać, czy bardziej z winy słuchawek, czy użytego z nimi toru. Nic do życzenia nie pozostawiała dźwięczność oraz centralne wypełnienie sceny, pomiędzy kanałami rozsuniętymi na średnią szerokość.

Odnośnie bliższych charakterystyk: dęte dmuchały jak należy – z odpowiednią energią i czuciem podmuchu; klawiszowe wzorcowo były dźwięczne i z dobrym ukazaniem struktury harmonii, smyczkowe rozwibrowane, niepodwyższone tonalnie i z należytą gęstością dźwięku, a wokaliści (produkujący się najczęściej blisko ucha słuchającego) z wysokim autentyzmem podkreślanym ekspresją i indywidualnością głosów.

Odnośnie innego ważnego czynnika: brzmieniowy kontakt cechowała po stronie obrazowej dbałość o detal i całościowa misterność, po dotykowej nadprzeciętna przyjemność ocierania oraz poczucie niezwykłości, jakie tylko słuchawki z wysokim cenzusem dać mogą. (Tak właśnie powinno się dziać z każdymi dobrymi słuchawkami, ale nie zawsze się dzieje.)

Membranę zmieniono na lżejszą i sztywniejszą, ale wygląda tak samo.

Mocno obecne soprany nie dawały ani rozjaśnień, ani podostrzeń, tylko tą właśnie  przyjemność dotyku; dotyku brzmień oferujących dużo więcej niż obecność.

Grało realistycznie, z werwą, a jednocześnie namaszczeniem – tak żeby nie tylko słuchać, ale też się wsłuchiwać, łapać szlachetność brzmienia.

Odnośnie jeszcze sopranów (bardzo istotnych w przypadku Grado, gdyż pierwsze RS1 miały je bardzo intensywne i były z tym kłopoty) rysowała się przewaga dźwięczności nad srebrzeniem, którego niemal nie było. Przykryte brzmieniową głębią, przyciemnieniem oraz pełnością, przejawiało się jako pojedyncze przebłyski. Mocno natomiast zaznaczała się esencjalność. Mocna esencja bez słodzenia, nic prawie też nieocieplona – cała przyjemność czerpana z nasycenia, mocnego smaku, naturalizmu, energii i czystości. Także bliskości muzycznego dziania, w tym wokalistów, wśród których nawet tyle razy karząca słuchawki sybilacją złowroga Sweet Jane Cowboy Junkies (wokalistka Margo Timmins) nie obarczyła Grado RS1e najmniejszym nawet jej śladem.

Z recenzji Grado GH2 już nam wiadomo, że ten typ słuchawek, pomimo małej kubatury, potrafi obdarowywać potęgą. Istotnie, w odmienny sposób złowrogi Rammstein grupy Rammstein, w którym perkusja bije taranem, a głos Tilla Lindemanna kojarzy się natychmiast z horrorem, zaoferował potęgę niewiele ustępującą najpotężniejszej z Ultrasone. Inną odnośnie stylu, lecz równej miary potęgą, częstował Ottorino Respighiego Taniec wojenny z „Królowej Saby” i „IX Symfonia” Dworzaka. W ich przypadku plan pierwszy przejawiał odpowiedni dla symfonii dystans, a mimo skupienia głównie na nim, rysowanie dużej i wysoko sklepionej scenerii nie nastręczało małym Grado problemu.

Kiedyś na środku maskownic były drewniane guziczki.

Jeszcze dwie sprawy, które nauczyłem się sprawdzać. Dźwięk nie był, mimo potężności, naprężony – struny gitar w odpowiednio dobranych utworach okazały się czerpać energię z rezonansowej głębi, a nie z naprężenia. Stepowanie z kolei ukazało dobrą równowagę między głuchością a trzaskiem, z nieznaczną tylko, nieirytującą przewagą tego ostatniego.

Odruchowo jak pies do jeża podchodziłem na koniec do sprawdzanej muzyki fortepianowej, która w ostatnich czasach przyniosła kilka przykrych rozczarowań.

– Nie tym razem! Fortepian wybrzmiał należycie, a przyznać muszę, że pod jego brzmienia względem jestem wyjątkowo wybredny i dla pianistów, i dla toru. Pianistę wybrałem oczywiście „swojego” – Wariacje Goldbergowie i Koncert Fortepianowy Bacha oraz sonaty Beethovena Glenn Gould podawał w swym stylu, który wyjątkowo lubię i cenię.

Nie rozczarowały też oceniane Grado, przywołując bliski prawdziwemu wielki, czarny instrument, a nie jakąś karykaturę. Barwa, przenikliwość, namysł, atak i tempa pośrednie; harmonia i sposób trwania dźwięku, fizyczna praca klawiszy i czucie otoczenia – wszystko było takie jak trzeba. Zarazem to dobry moment, by wejść w porównania do GH2.

Oba małe modele Grado są podobne wyglądem i zbliżone cenowo, ale brzmieniowo nieidentyczne. Dosyć sporo różnią się brzmieniem, chociaż tak się akurat zdarzyło, że pierwszy utwór wzięty do porównania zabrzmiał w obu bardzo podobnie. Pierwsza refleksja była więc taka: – Po co całe to zamieszanie z seriami „Reference” i „Heritage”? Po co różne gatunki drzewa i inne ich formowanie? Szybko się okazało – po co: kilkanaście utworów przy komputerze i kilkanaście przy odtwarzaczu dało klarowną odpowiedź.

A kabel o połowę cieńszy.

Grado GH2 są niższe tonalnie i spokojniejsze. Soprany względem RS1e podają bardziej trójwymiarowe – mniej smukle, mniej strzelające ku górze, za to precyzyjniejsze harmonicznie i cięższe. Całe brzmienie staje się przez to ciemniejsze, spokojniejsze, jeszcze mocniej nasycone esencją i pod jednym szczególnie względem osiągające wyższy poziom. – Tym poziomem rozdzielczość.

Doskonale zobrazował to właśnie fortepian, a potem – wiedząc już, że tak jest – łatwo było potwierdzać to wszędzie indziej. (Kiedy się wie, gdzie należy szukać, znalezienie o wiele łatwiejsze.)

Ciemniejsze, niższe, pełniejsze i bardziej nasączone dźwięki GH2 wyraźnie lepiej jedne od drugich się oddzielały, co w szybkim palcowaniu pianistycznym doskonale było słyszalne. Sonata Der Sturm Beethovena inaczej brzmiała w GH2, inaczej w RS1e. W recenzowanych „Reference” jaśniejsza wizja, więcej sopranowego szumu, scalania dźwięków, porywczości, improwizacji i impresji; u dawniej zrecenzowanych „Heritage” więcej mocy, dostojeństwa, wizualizacji uderzeń, precyzji artykulacyjnej i deszyfracji harmonii.

Słuchane bez porównań jedne i drugie bardzo mi się podobały, jak również w trakcie porównań z podobaniem nie było problemu. Ale dla siebie na podstawie porównań wybrałbym brzmienie GH2 – mniej ofensywne, sopranowo mniej smukłe, bardziej trójwymiarowe, cięższe, ciemniejsze, lepiej separowane. Czy wszystko to za sprawą samego gatunku drzewa i minimalnie innej jego obróbki? Mało prawdopodobne, wobec też pewnej inności wyglądu gdy zaglądać do wnętrza komór. Grado nam tego nie zdradzi, to ich tajemnice firmowe; a czemu tak mało tych GH2 powstało i czemu to nie one stały się kolejnym wcieleniem RS1 z jakąś małą literką na końcu, tego się można domyślić.

„Heritage” i „Reference”.

Fakt, że zaraz po GH2 zjawiły się GH3 i GH4, w których nie było już cocobolo, tylko u jednych i drugich norweska sosna, zdaje się jasno tłumaczyć, że partia drzewa cocobolo była ograniczona ilościowo, może też była cenową okazją. W każdym razie produkcja wielkoseryjna nie mogła być w oparciu o nie. W takim razie szczęście nabywcy, któremu wraz z GH2 coś specjalnego się trafiło, coś od Grado nieprzeciętnego. Ale niewielka zarazem strata dla nabywców normalnych RS1, które są prawie równie dobre. Dla tych, którzy wolą brzmienia bardziej porywcze, bardziej skomasowane i intensywniejsze sopranowo przy podobnej potędze basu i realizmie całościowym, to RS1 nawet lepsze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

29 komentarzy w “Recenzja: Grado RS1e

  1. Sławek pisze:

    A ten kabel to chyba jest nieodpinany tak patrząc na zdjęcia (teraz zdjęcia super)? Jaka jest jego długość?

    1. fallow pisze:

      1.75M

      Tak, kabel nie jest odpinany. Tutaj jeszcze ujdzie, ale w wyższych modelach Grado już bardzo trudno mi to zaakceptować. Nie wiem czy nazwać to formą ekscentryzmu czy braku szacunku dla klienta, jak by nie było od pewnego pułapu cenowego jest to dzisiaj rynkowy standard.

      Niemniej słuchawki Grado, mają szczególne miejsce w moim sercu.

      Bardzo dziękuję za recenzje, z mojej perspektywy zachęcająco, widziałbym je w swojej kolekcji 🙂

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Grado wydaje się uważać, że ze swej strony odnośnie kabla zrobili wszystko. Zwiększyli ilość żył i poprawili izolację, a przede wszystkim używają miedzi we własnym zakresie uszlachetnianej. Są także specjalistyczne firmy trudniące się wymianą, a u nich samych można zamawiać kabel końcówką 4-pin. Tym niemniej fakt, że ich oryginalne kable przy muszlach mogą się skręcać w warkoczyki, jest wciąż bardzo irytujący.

        Od siebie powiem, że te ich kable są bardzo dobrej jakości, co poznać po przejściówkach. Użycie ich przejściówki z dużego na mały jack mało, niemalże wcale, nie psuje jakości kabla Tonalium innym słuchawkom. Zarazem prawdą jest, że niemal każde wysokiej klasy słuchawki wyposażają teraz w odpinane kable, ale to wcale nie oznacza, że wymiana jest łatwa. Poczynając od Staksa, który też odpinanych nie daje, przez Sennheisera HE-1, gdzie nawet wzmacniacza nie da się wymienić, dochodzimy do T+A Solitaire P, których podpięcie to jakiś arcy-wymysł, dość zwariowanych i chorobliwie łatwych do uszkodzenia podpięć u Audio-Techniki ATH-L5000, czy jednostronnego jacka symetrycznego dla HiFiMAN HE-R10P. Jeszcze trudniejsza sytuacja w przypadku słuchawek Final Audio, których specyficznymi przyłączami nie dysponuje nawet oficjalny dystrybutor. A w Monoprice też złośliwi – w popularnych przyłączach mini XLR stosują nietypową kolejność pinów.

        Ogólnie biorąc z podmianą kabli cały czas dobrze nie jest, aczkolwiek zauważalna poprawa.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Odnośnie jeszcze najnowszych „x” docierają pogłoski o ich świetnej jakości, ale dystrybutor nie dysponuje, podobno prośby o przysłanie trafiają w realizacyjną próżnię. Ma już natomiast Grado GS3000, ale dał je wpierw do zrecenzowania zaprzyjaźnionej redakcji.

          1. Marcin pisze:

            nad wspomnianymi gs3000e nawet się zastanawiałem i sprawdzałem ofertę, ale bardzo bardzo mało o nich informacji w sieci, a te, które są, są krytyczne; dobrze byłoby je móc posłuchać, ale nie ma gdzie, nadto pojawia się problem wygrzewania, który u Grado faktycznie występuje, trudno kupić słuchawki za tyle $, nie wiedząc w sumie jak zagrają docelowo i później słuchać uch kilka miesięcy aż coś się zmieni, a może tylko nasz słuch się do nich przyzwyczai; Grado to trudny zawodnik, więc bezpieczniejszą opcją są na pewno hd800s, choć też niepozbawione wad.

        2. Fon pisze:

          Każde pominięcie złącza działa na korzyść jakości dźwięku, być może Grado dlatego ma taki pomysł na kable.Rodowany jack też zapewne jest nie bez powodu.
          Sam od jakiegoś czasu używam rodowanych złącz Furutecha i to naprawdę robi robotę.

          1. Sławek pisze:

            Teoretycznie tak. A nawet jak praktycznie kabel, który daje Grado do tych słuchawek jest dla nich najlepszy, to jednak trzeba wziąć pod uwagę, że kabel zawsze może ulec uszkodzeniu. Od zużycia – przetarcie kabla, albo też kot może przegryźć (córce przegryzł). Wtedy trzeba zrobić recabling słuchawek, nie jest to niemożliwe, ale utrudnia życie.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Recenzja idealnie odzwierciedla jakie swietne to sa sluchaki,sluchalem ich na carym 300B tylko akurat nie moim i graly swietnie,najlepiej ze wszystkich Grado jakich sluchalem,akurat mi ten przekaz bezposrednosci i namacalnosci byl najlepszy. GS3000e tez sluchalem i tez na Carym 300B i bylo pieknie,najlepoiej ze wszystkich duzych modeli Grado ,ale te male urwisy RS1e sa dla mnie najlepsze,dlatego drugimi sluchawkami po moich K-1000(fantastycznych) wlasnie beda RS1e lub RS1x bo wlasnie weszedl nowy model i zrobil sie klopot,musze odsluchac RS1x i wtedy podejme decyzje, ktore z tych modeli mam kupic,walizeczke orginalna do Grado z pieknego drewna, tez mozna zamowic i kosztuje $150..czekam z nieciepliwoscia na twoja recenzje Piotrze sluchawek Grado RS1x !

  3. fallow pisze:

    W takim razie uzbrajam się w cierpliwość i czekam na znamienitą lekturą w temacie GS3000. Nie ukrywam, że od kilku lat obrałem je sobie za, niejako, więć tym bardziej nie mogę się doczekać. Natomiast tyle tego czekania już było, że można dalej oczekiwać już na spokojnie.

    To pewnie nie będzie łatwo wykonalne ani możliwe, ale rewelacyjnie byłoby mieć możliwość porównania ich do GS1000(i/e) oraz GS2000. Zdaje sobie sprawę, że to byłoby trudne w realizacji. Nawet pamięciowe odniesienia byłyby świetne.

    W pełni się zgadzam co do kabli Grado, że są obecnie co najmniej dobre, jednakowoż i że u innych ta wymiana nie jest prosta, ale jest możliwa w domu. Wystarczy z większą lub mniejszą uwagą odpiąć wtyk i wpiąć nowy. W Grado nie jest to możliwe. Będę obstawał że w 2022 roku to jest już słuchawkowe faux w takich słuchawkach jak GSx000.

    Czy nie fajnie byłoby móc po prosut odpiać mini jacka jak w T1v2 i wpiąc tam z ciekawości Tonalium?

    Udanej przygody z GS3000 a nam wszystkim dobrej lektury 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Przepinać kable pewnie byłoby fajnie, ale bardzo możliwe że, jak zauważa kolega Fon, psułoby to trochę dźwięk. Nie ma idealnego wyjścia, ale podpinki przy samych muszlach fachowiec może dorobić. Utnie, wlutuje – i gotowe. A cały kabel, aż po sam przetwornik, też można wymienić. Warszawski serwis w salonie Audio Systemu potrafi. U mnie tak się złożyło, że zarówno K1000, jak Ultrasone T7 kable mają na stałe. Idzie wyżyć, zwłaszcza gdy jedne mają Entreqa, a drugie Tonalium.

      Odnośnie Grado GS3000, droga raczej daleka. Na razie siadłem do Abyss AB-1266 Phi TC. Dopiero tych słuchawek kilogram kosztuje…

      1. Fon pisze:

        Dokładnie w razie awarii kabla zawsze jest wyjście .
        Przy okazji zapytam Piotrze czy miałeś do czynienia z kablami Adl czyli inaczej Furutecha, mało opini na ich temat.
        Z ich opisu wynika ,że to srebrzona miedź pcocc ,nie mam dobrego doświadczenia z kablami srebrzonymi,morze to niepotrzebne uprzedzenie.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Z kablem Furutecha miałem do czynienia jedynie zasilającym. Był bardzo w porządku. Wszystkie łączówki też mają bardzo dobre. Interkonektów, głośnikowych i słuchawkowych nie znam.

        2. Sławek pisze:

          Z kabli Furutecha mam 2 sztuki kabelków ethernetowych Furutech N8. Jeden między routerem, a switchem Silent Angel Bonn N8, a drugi miedzy switchem, a maliną Allo DigiOne Signature. Są o wiele lepsze niż Audioquest Cinammon a nawet Supra Cat8. Ogólna poprawa dźwięku – przejrzystości, a zwłaszcza wysokich częstotliwości.

  4. Marcin pisze:

    będą na początku tego roku – jak co roku, do tej pory – nagrody wystawiane przez Pana za najlepsze testowane sprzęty w 2021 roku?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Oczywiście, że będą.

  5. Alucard pisze:

    Piotr tak szczerze powiedz, zapomnieli do nich włożyć bas czy nie? Bo takich opinii było jednak mnóstwo.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Absolutnie nie zapomnieli. Jak inaczej mogłyby grać prawie tak potężnie jak Ultrasone T7?

  6. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Jak recenzowane tu słuchawki mają się do GS1000i? W razie potrzeby – mogę udostępnić te ostatnie do porównania przy recenzji GS3000.

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Za dawno GS1000i słuchałem, żeby móc miarodajnie ocenić. Wydaje mi się, że GS1000i dźwięk mają bardziej zwracają uwagę na szczegóły. Scenę oczywiście budują większą i bardziej w oczy się rzucającą. Całościowo dzięki tej swojej przestrzeni bardziej są romantyczne, tajemnicze poetyckie, niezwykłe. Ale jak dęte, smyczkowe i klawiszowe jednych do drugich się mają, tego po takim czasie nie umiem powiedzieć. Sam w każdym razie GS1000i na RS1e bym nie zamienił.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Z możliwości wypożyczenia chętnie oczywiście skorzystam.

      1. Marcin pisze:

        Wysłałem maila w tej sprawie. Pozdrawiam

  7. Fon pisze:

    Tak zachwalacie te Grado ,że chyba zaczynam się nimi interesować 🙂
    Jeszcze gdyby grały w stylu hd650 albo lcd2f 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W takim stylu nie grają, ostrzegam.

      1. fallow pisze:

        Już najprędzej PS500, mimo że i tak daleko to z Grado chyba najbliżej i najbezpieczniej 🙂

        1. Alucard pisze:

          PS500 to nie styl HD650, przynajmniej nie PS500e. Przesiadka z HD650 na PS500e to będzie jak zderzenie z tirem. Grado mają swój styl, całkowicie inny od reszty, trudny do opisania trochę, trzeba słuchać. Albo się kocha labo nienawidzi 😉

  8. sonique pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Tym bardziej, że w tle mocno egzotyczny brat GH2.

    RS1e spolaryzował środowisko miłośników Grado. To pierwszy model konstrukcyjnie odbiegający od RS2 – tańszego modelu tej samej, a składającej się jedynie z dwóch przedstawicieli, rodziny Reference: jako pierwszy w histori firmy otrzymał inny, 50mm (a nie 44mm) przetwornik. Wcześniej RS1i oraz RS2i miały ten sam „driver”.

    Pisząc o RS1e musimy w zasadzie mieć na uwadze dwie dość różne konstrukcje, w zależności od okresu ich wytwarzania. Tę produkowaną w latach 2014-2016 oraz tę późniejszą, zastąpioną dopiero w 2021 roku ganeracją „X” (dla ułatwienia pomińmy wersje przejściowe między „i” a „e” – bo takowe były (np. model oznaczony RS1e ale z pałąkiem obszytym czarną skórą).

    Pierwsza wersja charakteryzowała się dość mocno, bo około 2-3mm, wystającymi z drewnianych puszek przetwornikami. Rezultat soniczny był ponoć przeciętny a fizyczne oddziaływanie owych bez pardonu napierających na ucho oscylowało między nieprzyjemną irytacją a mocnym, uniemożliwiającym dłuższe odsłuchy bólem. Prasa i recenzenci amatorzy nie pozostawili na tym modelu suchej nitki, czego po dziś dzień pozostają z łatwością dające się wyszukać w forumowych czeluściach akty epistolarnej nienawiści.

    Ten, jak można sądzić, „bubel” (nie słuchałem więc nie potrafię jednoznacznie ocenić), został w 2016 roku zastąpiony nowym RS1e, który – jak zwykł to od zarania czynić John bez informowania publiki, pewnie jeszcze gdzieś do roku 2017 ulegał drobnym poprawkom. I tak, gdzieś pośród szumu wylanych łez i potu Johna i dźwięku szorstkich przekleństw wczesnych RS1e właścicieli – zrodziły się obecne RS1e. Niestety, zła prasa ciągnęła się za nimi już do końca. A szkoda. Bo w wersji ostatecznej, skończonej, są to bardzo ciekawe słuchawki. W zasadzie protoplasta RS1X – szczególnie jeżeli pokusimy się o bezpośrednie porównanie śladu FR.

    Oglądałem wykresy RS1e i RS1X i nie różnią się w zasadzie niczym poza nieznacznym peak-iem w mid-basie u RS1e, nieobecnym w wersji z iksem. Sub-bas jednak, jak też średnica i soprany są w zasadzie identyczne (przynajmniej na wykresie). Można zatem przypuszczać, że RS1X to nie reweolucja a raczej ewolucja brzmienia znanego z późnej odsłony RS1e. A jak jest w istocie – chętnie (i mam nadzieję, że wkrótce) przeczytam na tymże jakże ciekawym portalu.

  9. sonique pisze:

    Dodam jeszcze, jako właściciel bardzo późnej bo schyłkowej inkarnacji RS1e, że słuchawki brzmią zjawiskowo. Niesamowicie żywe, angażująca granie. Takie soniczne ADHD. Nudy nie ma. Uwielbiam.

    A teraz o basie, bo takie pytanie padło powyżej. Bas jest. I jest go wystarczająco dużo. Jest piękny. Nie tektoniczny. Ale wyraźnie obecny, lekko jedynie odewrwany od reszty pasma, nieco żylasty, o wyraźnej strukturze napiętej struny i o pięknej (jak na tę klasę słuchawek) fakturze. Jednak nie schodzi aż tak nisko jak w innych, często nawet dużo tańszych konstrukcjach. Miałem wielką przyjemność gościć u siebie Meze 99 mojego dobrego kolegi melomana (wiadomo: konstrukcja zamknięta a więc porównania trochę nie na miejscu) i musze przyznać, że np. w utworze Calypso Blues z płyty Voyage, Youn Sun Nah, bas schodził niżej i na RS1e niektóre najniższe rejestry pozostawały jedynie lekko wyczuwalne podczas gdy Meze 99 oddawało je z mocą bardzo konkretną.

  10. Paweł pisze:

    Jako właściciel RS1e (tych z brązową opaską) muszę stwierdzić że oryginalne gąbki były dla mnie nie do zniesienia, wymieniłem na G-cushion (te duże z droższych modeli). Po wymianie gąbek mogę je mieć na głowie cały dzień, dźwięk nawet bardziej mi pasuje mają więcej powietrza (scena na plus). Posiadam wiele słuchawek ale właśnie te mnie urzekły swoją lekkością brzmienia, dzięki temu że są tak bardzo otwarte i mają teraz duże gąbki wokale naprawdę mi pasują (mają piękną barwę i swobodę, brzmią naturalnie). Na koniec dodam iż RS1e mają wiele negatywnych recenzji w sieci ale ja bym się tym nie sugerował, co prawda brakuje im dociążenia najniższych rejestrów ale za to średnica i tony wysokie są bardzo dobre. Pozdrawiam wszystkich fanów marki Grado

    1. Royber pisze:

      Grado męczylo się aby dopracować charakter soniczny padów do przetworników a Ty je sobie zmieniles na inne i jesteś zadowolony?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy