Recenzja: Fram Space Maxi

Odsłuch cd.

I mały, zgrabny pilot.

   O sopranach już było, ale jeszcze z nimi nie koniec, ponieważ są specyficzne. Jarek Waszczyszyn nie lubi sopranowych pików i jak mi w rozmowie zdradził, testował swoje Fram z bardzo słabym cyfrowym źródłem, pod nie właśnie strojąc soprany. W efekcie mamy do czynienia z wysokimi tonami podobnymi do tych ze słuchawek AudioQuest NightHawk, tyle że bardziej objętościowymi, przejrzystymi i odrobinę jednak mocniejszymi, zwłaszcza na drugi dzień. Jednak nie będzie sopranów jako ukłuć, czy błyskających punktowo iskier. Zawsze zostaną rozciągnięte i nigdy nie zjawi się efekt sopranowego wyostrzenia. Nagrania źle zrealizowane –  nie dosyć wyraziste – (a zdarzają się takie na przykład w rocku) nie zostaną sopranową ostrością jako wsparciem uwyraźnione. Zostaną jakie są i tylko objętość brzmień się zwiększy, i to bardzo wydatnie.

Ale skoro jesteśmy przy rocku i głośnym ogólnie graniu. Przy tej okazji też basie, bo jakżeby bez niego. W tej dziedzinie Fram Maxi spisują się bez zarzutu. Jedynie w takich naprawdę arcytrudnych momentach, jak wysilony kontrabas czy ekstremalnie pobudzana wiolonczela, może nieco zabraknąć ich obudowom pojemności. Ale to w odniesieniu do kolumn o naprawdę wielkim litrażu i ogromnych membranach, bo generalnie pierwsza klasa. Poczynając od tego, że dźwięk może siąść na piersi. Nie tylko czuć go na skórze, może też wcisnąć mostek. Może zatrząść ścianami, pewnie dałby też radę wybić szybę. Moc jest – fortepian i organy darzyły gigantycznym dźwiękiem. Bas nie sięgał wprawdzie najniższego rejestru, ale bliski był tego przy sile działania spektakularnie wręcz dużej i towarzyszącej nieodłącznie tym Framom ekstensji dźwięków. Rysunek przestrzenny i brzmieniowy perkusji z płyty Chesky Records dawał kompletną bez mała złudę instrumentu, którego odtworzenie jest bodaj najtrudniejsze. O ile nie zapomnę pożyczyć, będzie do posłuchania na AVS.

To naprawdę jest high-end na miarę dobrych lamp.

Górę z dołem już mamy, a co odnośnie pomiędzy? Pomiędzy wyjątkowo naturalnie wypowiadający się Piotr Skrzynecki i Quentin Tarantino, także z charakterystycznym dla papierowych membran mistrzostwem prezentujący się wokaliści. Z uwagi na objętość sopranów bez takiego ciśnienia na towarzyszący plankton, jak u Avatar Audio, ale z czujnością, dokładnością i poetycką melodyką głosów. Głębokich (nawet bardzo), mocno wybarwionych, gładkich i jednocześnie z uwydatnioną wewnętrzną strukturą. Prawdziwych, ale nie pospolitych – sprawiających elegancją i głębią słuchaczowi przyjemność. Wszystko to osiągane bez jednej lampy w torze, a w takim stopniu lampowe. Wraz z tym satysfakcja użytkownika, że brak martwienia się o spalone lampy albo nadmierne zużycie prądu. Klasa D grająca jak A, więc można cały czas pod napięciem, by jak najlepiej grało.

Słowo na koniec o ogólnych odczuciach. Te soprany są specyficzne w odniesieniu do brzmień uśrednionych. Średnio biorąc dostajemy od innych kolumn bardziej ściśnięte, smukłe i punktowe. Bardziej śniegiem sypiące w oczy, bardziej niczym lodowe igiełki. Ale przez to taka kobza na przykład, podczas grania sławnego Scotland the Brave, będzie męką dla uszu i czymś nieprawdziwym, podczas gdy z Fram prawdziwszym i znacznie przyjemniejszym. Nie napiszą całkiem prawdziwym, bo nie ma prawdziwej kobzy w żadnym torze z żadnymi głośnikami, ale są prawdziwsze i mniej prawdziwe. Trzeba też wspomnieć o innych rzeczach. Dźwięk był ciepły i z wyczuwalną wilgocią, a także wyczuwalnym tlenem. Trochę w tym było interkonektu Siltecha, ale na pewno nie sam on. Całe zaś brzmienie jednorodne, jakby je ktoś potraktował mikserem i z podobnie spójną stereofonią. Przejścia stereofoniczne na materiale testowym nie okazały się wprawdzie miary pamiętnych Albedo Aptica, ale wypełnienie pośrodku zjawiało się całkowite – żadnego rozchodzenia prawo-lewo z centralną dziurą. A wszystko przy kompletnym oderwaniu od głośników, takim, można rzec, pokazowym. Wszystko z rozmachem i mocą – wielki spektakl, bez porównania większy niż głośniki. Ciśnienie, wielkie pole działania, ogromna scena ku tyłowi, ale jednocześnie parcie do przodu.

I brzmienie z własną magią.

I w efekcie dźwięk nie tylko przez uszy, ale też jakże przyjemnie ciśnieniowo. Brzmienie troszeczkę obniżone, tak żeby większa głębia, ale zarazem migotliwe, połyskliwe i barwne. Do tego moc, spektakularność, trzeci wymiar – efekt porażenia słuchacza zawsze obecny. Minimalnie przy tym w stronę relaksu, ale o wiele bardziej popisu. Wyjątkowa naprawdę efektowność i do tego plastyczna, jako że ten procesor można przeprogramować. Można mu wgrać trzy programy i zmieniać między nimi, a brzmienia mogą się różnić naprawdę zasadniczo. Gdyż to nie musi być jak tutaj, że pozostałe dwa są rezerwą dla gorszych źródeł, tylko można sobie dopasowywać dowolnie, na przykład dodając sopranów.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Fram Space Maxi

  1. Piotr Ryka pisze:

    Pojechałem na AVS. Do poniedziałku.

  2. Mariusz pisze:

    A gdzie „wady i zastrzeżenia 😉 Ana poważnie, to udanych łowów na tym całym Ałdioszoł , zwłaszcza w śród zwierzyny słuchawkowej , bo ostatnio sypneło nowościami. Pozdrawiam

  3. Jakubas100 pisze:

    Moje osobiste nowe odkrycia po AVS to: MrSpeakers Ether 2, Audiotechnica Adx5000, Final Audio VI (dlugo na rynku ale wczesniej nie bylo okazji), Lcd 2 Classic Closed, douszne RHA t10 z obnizona cena do 700zl. Nie zachwycily mnie jakos Mezze Empyrean.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nowe Mr Speakers, Fostex TH909 i Meze Empyrean wróciły ze mną z AVS. Wszystkie są wg mnie pierwszorzędne.

  4. Marek pisze:

    Bardzo ta recenzja cieszy – dziekuje!
    Sadze jednak, ze piszac „kobza” mial Pan na mysli dudy, zwane w niektorych okolicach „kozami” ze wzgledu na dekoracyjne glowke kozy. Kobza – to instrument strunowy w stylu mandoliny i nie sadze, zeby w opisie o ten rodzaj dzwieku chodzilo. Moge sie jednak mylic, choc „Scotland” w opisie kaze mi myslec, ze nie.

  5. Zaciekawiony pisze:

    Witam, Jak to jest, że z jednej strony w szale audiofilskiego zapędu, maksymalnie upraszczamy tor audio, a na koniec używamy procesora DSP, dopasowując brzmienie?
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wcale to upraszczanie nie jest takie powszechne. Weźmy na przykład takie coś, montowane za dopłatą w kolumnach Boenicke:

      http://www.audiosystem.com.pl/produkt/1800/speaker-match-signature

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy