Recenzja: Fostex TH1000 RP

      Zacznę od zacytowania samego siebie z grudnia 2018 roku: O Fosteksie tyle razy już było, że tylko przypomnieniowo rzucę, iż firma wykiełkowała w 1973 z też japońskiego Fostera, produkującego we wczesnych latach powojennych (od 1949 poczynając) popularne głośniki, głównie do samodzielnego montażu, później także wyroby elektroniczne, mikrofony oraz słuchawki, których Fostex, pomyślany początkowo jako firma marketingowa, miał być sprzedawcą, ale ostatecznie wylądował na pozycji samodzielnego producenta głośników, elektroniki i słuchawek. W mierze tych ostatnich popisowym numerem stały się ortodynamiczne (inaczej planarne) Fostex T50, za śmieszne pieniądze oferujące bardzo nieśmieszną jakość, którą w niedawnej recenzji najnowszego wcielenia, modelu T60RP, miałem okazję przybliżać. Rozwój słuchawkowego rynku w drugiej dekadzie nowego tysiąclecia i związane z tym szały cenowe wyrwały Fosteksa z wieloletniej drzemki, pobudzając do zaoferowania w 2013-tym popisowych słuchawek dynamicznych Fostex TH900, przedzierzgniętych trzy lata później w poprawioną wersję TH900 Mk2[1]. Kolejne trzy nie musiały minąć, by pojawiła się kolejna duża nowość, debiutujące w tym roku (2018) Fostex TH909, anonsowane jako nowy model flagowy i jednocześnie otwarta wersja tamtych. Analogiczna co do wyglądu, jeśli nie liczyć otwartości, i analogiczna co do osiągów, ale podobnież lepsza.

      Przeskoczmy o kolejnych osiem lat i zacytujmy samego Fosteksa:

      Oto flagowy model linii słuchawek RP, starannie zmontowany w fabryce w Japonii w oparciu o najnowszy, opracowany przez firmę Fostex najwyższej jakości planarny przetwornik magnetyczny typu RP, włożony w obudowę z litego drewna klonowego barwionego na kolor indygo metodą Awa Aizome z Tokushimy, znaną jako wzorcowy proces tego rodzaju barwienia w Japonii. Niepowtarzalna faktura tradycyjnego barwienia, podkreślająca indywidualizm rzeźby słojów, w połączeniu z zastrzeżoną, stosowaną od 50 lat technologią planarną RP firmy Fostex, współgrają w nowym flagowcu producenta[2].

      Technologia przetworników planarnych RP, opracowana w 1974 roku i nieustannie doskonalona, zyskuje tutaj nowo wynalezioną membranę, znacznie większą od znanych z modeli T50RP mk3 i mk4. Równolegle zwiększono liczbę magnesów pobudzających oraz przeprojektowano wzór wdrukowania i kształt cewki pod kątem optymalizacji rozkładu strumienia magnetycznego. Efektem lepsze tłumienie niepożądanych rezonansów i jednocześnie wyższa czułość, dające płynniejszą odpowiedź częstotliwościową i doskonalsze charakterystyki przejściowe, z umożliwieniem dokładniejszej i subtelniejszej reprodukcji dźwięku od najcięższego basu po szczytowe soprany. Zarazem zdolność przywoływania wyraźniejszego muzycznego obrazu, cechującego się lepszym wyczuwaniem lokalizacji źródeł.

      Na czym dokładnie polegają zmiany odnośnie budowy przetwornika, najlepiej będzie sobie przyswajać studiując poglądowy szkic ze strony producenta, lecz na tym skupimy się za chwilę, a tu, w ramach wstępu, jeszcze tylko o cenie. Słuchawki w wersji zamkniętej, czyli teraz opisywanej, wyceniono na 9290 PLN, a więc dosyć przytomnie, gdy się oglądnąć na wyskoki cenowe innych producentów. Tym niemniej mamy do czynienia ze wzrostem o bez mała trzy tysiące względem wcześniej flagowych TH900 Mk2, co można prosto i bez narażania na sens mającą kontrę tłumaczyć inflacją, która tknęła wszystkiego. Było nie było, minęło osiem wiosen, recenzję tamtych pisałem w marcu 2017. Prócz tego – co technicznie ważniejsze – tamte to były podobnie wyglądające słuchawki dynamiczne (kiedy pomijać kolor i ozdoby), a teraz mamy do czynienia z klasycznymi dla Fostex planarami, a więc radykalny przeskok do innej technologii, kompletna zmiana wsadu.

 

[1] Nie chcę krakać, ale te pierwotne z poprzedniej generacji tych rubinowo barwionych wydały mi się odnośnie rzucania czaru doskonalsze od poprawionych, niemalże takich samych Mk2 z odpinanym okablowaniem, ich magia bodaj czy nie była większa. Jak będzie z błękitnymi, to się dopiero okaże.

[2] RP (Regular Phase) to zastrzeżony przez Fostex proces technologiczny kładzenia cewki na membranie.

Budowa i te rzeczy

      Słuchawki dostajemy w identycznym względem opakowania dawniejszych flagowców prostopadłościennym pudle wyłożonym czarną satyną, mającym na dole, poniżej spoczywających w swym leżu słuchawek, przegrodę na kabel upchnięty w kartonowe pudełko.

      Odnotujmy dwie rzeczy, a każdą z innej bajki. Dobra bajka powiada, że to kabel wysokiej jakości w oparciu o miedź beztlenową czystości 7N i rodowane wtyki przy muszlach typu podwójny mikro jack (jak u Sennheiser HD 600). Zła bajka dorzuca do tego, że w komplecie znajdziemy samotny taki kabel z końcówką duży jack, a gdybyśmy potrzebowali, albo tylko naszła nas chętka, na kabel symetryczny z 4-pin lub Pentacon, musimy nabyć taki oddzielnie za circa dwa tysiące. Ewentualnie można od razu obstalować z końcówkę symetryczną, ale wówczas absencja niesymetrycznej, brak bowiem jakichkolwiek przejściówek.

      Z uwagi na domniemaną wysoką jakość okablowania i relatywnie niewygórowaną cenę całości względem konkurencyjnych flagowców wiodących marek, nie stanowi to poważnego problemu – jakiego kabla będziesz sobie życzył, taki dostaniesz w komplecie.

     Oprócz kabla w zestawie welurowy worek ochrony ze sznurowym ściągaczem, materiały do pielęgnacji muszli oraz papierologia. Stojaka nie uświadczymy, szkoda, ale nie takie słuchawki stojaka też nie mają, czterykroć droższym Susvara Unveiled nawet gatunkowego kabla poskąpiono.

     Z czarnej satyny podnosimy i zaczynamy oglądać nietypowo błękitne słuchawki o sporych, okrągłych, gładkich i zasklepionych na amen muszlach, nie ozdobionych żadnym przetłoczeniem, napisem ani emblematem. Chłodny błękit indygo chłodzi się nawzajemnie z czernią opaski nagłownej i wybiegających z niej chwytaków, jedyny jasny akcent to prowadnice regulacyjne, których dwużebrowe srebrzenie wyłania się gdy rozciągamy pałąk. To rozciąganie zatrzaskowo fiksowane i dobrze trzymające zadane rozstawienie, czego nie można powiedzieć o Susvara Unveiled, które się za łatwo rozłażą. Jedyna zmiana względem pałąków znanych ze starszych flagowów to trochę poszerzona skórkowa opaska bezpośredniego kontaktu z głową.

      Słuchawki są luksusowo komfortowe, to musimy im przyznać. Idealnie leżą na głowie, mięciutko otulając, a zwiększone, jak zapewniają, za ich sprawą odczuwanie muzycznej przestrzeni, stanowi swego rodzaju przeciwieństwo minimalnego odczuwania obecności ich samych. Stoi też za tym ciężar 420 g, a więc relatywnie nieduży i nie powiększany przez kabel, który jest lekki i giętki, ale nie z tych lejących się przez ręce i włosowato cienkich. Ma gęsto tkany czarny oplot zarówno za jak przed igrekiem, a o końcówkach już mówiłem, nie będę się powtarzał. Długość 2,5 m w pełni wystarcza, nie stwarza żadnych ograniczeń – strona wygody użytkowej została zrealizowana na poziomie szczytowym.

     Dołącza estetyka, także wyróżniająca, bowiem nie ma chyba innych słuchawek barwy indygo naniesionej na klonowe muszle. Z przedmiotu bije spokój i jednocześnie niecodzienność, spogląda się nań z uznaniem, wyczuwa jego niezwykłość. Jednocześnie to rodzaj technicznego produktu, którego techniczność ukryto; dopiero po zaglądnięciu do muszli widać przez mgłę tkaniny osłonowej srebrzyste żebrowanie przetwornika. W jego czeluści prostokątna membrana ma rozmiar 416 x 456 mm, a więc prawie 190 cm², niełatwo znaleźć większą. Schematu budowy nie starano się skrywać przed okiem konkurencji i dociekliwością recenzentów, na stronie producenta wszystkie warstwy tworzące uwidoczniono na przekrojowym schemacie i porównano do konstrukcji wcześniejszych.

     Suche dane mówią o paśmie przenoszenia 10 Hz – 40 kHz, impedancji 32 Ω, czułości 100 dB i dopuszczalnej mocy sygnału wejściowego nie większej niż 3,0 W. – Wszystko w planarnej konstrukcji zamkniętej od jednego z dwóch (drugim Yamaha) prekursorów słuchawek planarnych, dawno temu wynalezionych, na długo potem zapomnianych, tak teraz popularnych.

Odsłuch: Przy komputerze

      Słuchawki przyjechały w nie swoim opakowaniu (i ono jest na zdjęciach) z towarzyszeniem opowiastki o zbytniej techniczności – przewadze szczegółowości nad muzyką i wyraźności nad poezją. Poleżały dość długo bez zwracania uwagi, ale gdy na koniec po nie sięgnąłem, wydały mi się za spokojne, a nie żadne „za ostre”. Towarzyszył temu zapach znajomy, stale powracający: oto kolejny artefakt przybyły po recenzję w stanie surowej nowości. Może i grał za chudo i kanciasto przez pierwszych kilka godzin, potem sobie złagodniał, potem więcej już nie grał. Poniekąd to też moja wina, bo czasu było dosyć na przyprawienie skrzydeł, a tak musiał przepuścić inny produkt, w kąciku się wygrzewał. Miejmy nadzieję, że wystarczająco, bo już najwyższa pora, słuchawki weszły na rynek w połowie zeszłego roku.

     Jak zwykle najpierw komputer, ale nie z moim wzmacniaczem, tylko okupującym jego miejsce lampowym Feliks Audio Envy Performance, oczekującym na wachlarz lamp 300B do szerokiego ich porównania. Uzbrojonym, póki co, w Western Electric i sterujące Psvane, a więc zestaw preferujący wyraziste obrazowanie, a nie jakieś rozmazane eteryczno-melodyczne wzloty. Tym bardziej, że interkonektem Next Level Tech ETHER, na dokładkę tak samo nie łagodzący, dokładający do pieca szczegółowości i wyraźności. Z całym tym bagażem przerostu technicznej strony obrazowania nad muzycznymi pląsy nowy flagowiec Fosteksa (akuratnie dla swej firmy wreszcie-nareszcie planarny, a nie pożyczkowo dynamiczny) bez problemu sobie poradził, i to poradził z własnym kablem, bo żadnego zastępstwa nie miałem – i dobrze, tak wszak taniej. Tyle że poprosiłem dystrybucję o dodatkowy symetryczny i z symetrycznym działałem, ale niesymetryczny taki sam, różniący się jedynie wtykiem.

      Może zacznę od tego…. Albo nie, jeszcze inaczej. Kto się zapoznał z poprzedzającą tę recenzją wzmacniacza Feliks Envy, może pamięta uwagę odniesioną do tych Fosteksów jako kompletnie niepasujących; niepasujących do tego stopnia, że trzeba było je pominąć. To niewątpliwie była jedna z najgłupszych rzeczy jakie w ogóle napisałem. Faktem jest, że te Fosteksy w międzyczasie dużo pograły, a lampy 300B WE też otrzaskały jeszcze lepiej, ale żeby do tego stopnia miało to na ocenę wpływać? – aż nieprzyzwoitością to zatrąca i chęć pisania odbiera. Wynikałoby z tego, że żaden przedmiot nie powinien być brany pod opisową lupę zanim kilka miesięcy nie pogra pod okiem recenzenta, w innym wypadku wychodzą kwiatki, których nie się da wąchać.

      No nic, na całe szczęście tym razem takie kwiatki zostały zaorane, zostało czyste pole opisowe – i na tym polu napiszę pogrubionymi literami, że są te Fostex TH1000 RP bardzo, ale to bardzo niecodzienne i wymagające uwagi, zwłaszcza że oferują siebie w cenie poniżej dziesięciu tysięcy, podczas gdy konkurencja mogąca stanowić jakościową alternatywę wywędrowała DUŻO wyżej. Na zbliżonym pułapie cenowym odnajdziemy spośród zamkniętych Sennheiser HD820 i Dan Clark Audio E3, na które bym się na nie zamienił. Pora wyjaśnić dlaczego.

    Niebieskie placki Fosteksa założyłem na uszy zaraz po ich przybyciu i jedyne co mi się narzuciło, to to że są spokojne, w żadnym razie za ostre, przed czym, jak już mówiłem, zostałem ostrzeżony. Ale za tym spokojem nie stała żadna inspiracja – ot, takie całościowo przyjemne, ale bez ikry i tajemniczości granie. 

      W telewizji ruszyła pierwsza prezydencka debata zdobna dzikimi awanturami, żona ogląda i się wścieka, a ja zamknięte słuchawki na uszy, wzmacniacz od rana stał pod prądem, nareszcie udało się posłuchać inaczej niż ot tak. Słucham i własnym uszom nie wierzę – to jakieś inne słuchawki? Ani te zaraz po przyjeździe, ani te z tym wzmacniaczem przy jego recenzowaniu.

      Rzecz opisowo najważniejsza – producent nie okłamał: nie kłamał kiedy sygnalizował poprawę subtelności odtwórczej i rozwartości pasma, a jeszcze bardziej nie kłamał, kiedy mówił o poprawieniu przestrzenności i czuciu lokacji źródeł.

      Jeśli należysz do tych, którzy lubią w głębokim polu akustycznym się wyżywać i czuć zwiększoną holografię, to to słuchawki dla cię. I nie w taki sposób, że: – No owszem, głęboko i faktycznie fokusacja źródeł zwiększona, ale żeby to miało mieć przemożną siłę wymuszania wyboru, to nie, nie aż na tyle.  

      Owoż właśnie na tyle – to akustyka wygrywająca. Właśnie ona sprawiła, że nie wierzyłem własnym uszom. Obrazowo można powiedzieć, że przestrzeń u większości słuchawek jawi się prawie płaska; płaska prawie jak kartka, ewentualnie kila kart przeźroczystych z płaskimi bądź nieznacznie tłoczonymi rysunkami, co zwie się holografią.

    U Fostex TH1000 RP wygląda to inaczej – ich obrazowanie muzyki to autentycznie trójwymiarowa sfera obejmująca sferyczne obiekty. Momentalnie to słychać, słychać w każdym utworze. A porównawczo wyjątkowo dobrze np. w tym wypadku  https://www.youtube.com/watch?v=TpAdoxR6Cic  (zwykłem używać tego nagrania jako probierza jakościowego wizualizacji scenerii i siły uczestnictwa). Jednak żadne specjalne nagrania nie są tutaj konieczne, każde sprawę ukaże. Każdy instrument zamelduje się jako bardziej przestrzenny w odniesieniu do rezonansu pudeł, podmuchu trąbek, odpowiedzi perkusji, wibracji trącanych strun. Na przykład wiolonczela tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=B9FzVhw8_bY była o wiele doskonalsza w swej przestrzennej naturze, to samo w odniesieniu do gardeł wokalistów, to samo w odniesieniu do otaczającej scenerii. – To będą inne głosy wędrujące po innych scenach, z Envy w każdym razie tak było. I było namacalne i postrzegane cały czas – ani nie pojawiało się po chwili, ani nie zanikało z czasem. Ja wiem, że to wyświechtane pisać „poznacie swą muzykę na nowo”, ale tu na pewno było coś z tego, cały czas to doznanie, i to nie na zasadzie, że trzeba się wsłuchiwać, to narzucało się samo. Nie aż na miarę binauralnych AKG K1000, ani faktycznych nagrań binauralnych (chociaż wiele nie brakowało, czasem nic), także inaczej niż to bywało u dawnych Grado GS1000, które epatowały przede wszystkim ogromem i tajemniczością wizji, tylko tak całkiem po prostu: trójwymiarowe obiekty w trójwymiarowej przestrzeni, subtelnie modelowane pięknie komponującym się naddatkiem echa, którego jako naddatku nie postrzegasz, ono nie zjawia się osobno, jedynie skanuje powierzchnie. A to nagranie to już była magia, akustyka wywoływała dreszcze: https://www.youtube.com/watch?v=T4ZySPfYdFw 

    Takie trójwymiarowe modelowanie ma przełożenie jakościowe, w przestrzennym ujmowaniu gubią się wszelkie ostrości, można powiedzieć – rozpływają. Na szczęście nie do tego stopnia, by to co naturalnie ostre zostało sztucznie stępione; w tym orkiestrowym nagraniu z Berlina odnotowałem wprawdzie minimalny niedosyt ostrości dęciaków, ale można go zwalać na duży dystans do orkiestry i w następstwie rzeczywiste gubienie wysokich tonów po drodze. Takiego gubienia nie było w nagraniach fortepianowych, skrzypcowych ani operowych; zarówno klawisze po prawej stronie i górne struny skrzypiec, jak struny głosowe sopranistek oraz najkrócej brane najcieńsze gitar nie doznawały najmniejszego uszczerbku. Za to w każdym wypadku towarzyszyła temu magia przestrzenności – sferyczne dźwięki w sferycznym medium.

     Co sprawiało prawdziwość mocniejszą od prawdziwości na bazie dźwięków tchnących co prawda autentyzmem, ale pozbawionych oprawy sferycznej jawnie się uobecniającej; takich – powiedziałbym – wyizolowanych, o otoczenie nie dbających. Podczas gdy te od Fostex TH1000 RP dbały o całość wyjątkowo i miały w tym za towarzystwo jeszcze jedne słuchawki z grupy porównywanych, ale o tym przy odtwarzaczu.

      Warto powiedzieć o czymś jeszcze, o postaci ogromu. W muzyczne ogromy wchodzimy zwłaszcza w gatunku muzyki filmowej, a traktowanie ich przez Fostex TH1000 RP było dalece niecodzienne, albowiem formowało sferę działania w każdym punkcie przestrzeni, a nie ogromną pustkę, w której tu i tam dźwięki. Coś jakby znaleźć się w płucach giganta, na obszarze który cały pracuje, a nie zionie nicością tu i tam naruszaną. Bardzo to było ciekawe.

     Starczy może wrażeń przy komputerze, odnotuję jedynie, że towarzyszyło temu niecodziennemu budowaniu atmosfery świetne odczytywanie indywidualizmu głosów, różnicowanie dystansów od ich, wyjątkowo dokładne ukazywanie każdej struny w solówkach gitarowych i każdego instrumentu w orkiestrze, wyłapywanie zniekształceń w nagraniach i ich odmienności przestrzennych, niesamowicie rozciągnięty obszarowo bas i potężne promieniowanie dźwięku, że w sumie coś na podobieństwo Sony MDR-R10, mimo iż nie aż taki poziom, nie taka aż niesamowitość.

    Niemniej brzmienie wybitne i dalece nietuzinkowe: szybkie, zrywne, super wyraźne, rytmiczne i wciągające w te tak dobrze opisywane muzyczne spektakle. Do tego jeszcze zwycięskie nad przedobrzonym basem (umyślnie takie nagrania sprawdziłem), tak całościowo intrygujące, że nawet nudne utwory przestają nudzić (co również przebadałem).

Odsłuch: Przy odtwarzaczu

     Odtwarzacz  połączyłem symetrycznie z tranzystorowym Phasemation i niesymetrycznie z lampowym ASL Twin-Head, do obu Fostex TH1000 RP okazały się dobrze pasować, ale tonalnie o włos lepiej do tranzystorowego. Z lampami ASL ustawiały się ciut za wysoko, co w oddzielnym słuchaniu zupełnie nie psuło nastroju, ale na tle wcześniejszego grania z Envy obsadzonego Western Electric już odrobinę tak, a jeszcze bardziej w porównaniu do Susvar Unveiled – te z ASL trafiały w punkt tonalny.

      A właśnie – właśnie, właśnie – to właśnie te Unveiled okazały się oferować identyczne traktowanie przestrzeni poprzez wszędobylską sferyczność. Ale dopiero wsłuchiwanie się w Fosteksy przy Envy mi to uświadomiło, z dużego kwantyfikatora „wszystko lepsze” wyosobniło tym Unveiled zindywidualizowaną cechę przewagi przestrzenności.[3] Tak, Susvara Unveiled też tak sferycznie potrafią, z pewnością nie gorzej od Fosteksów, a już nie tak dobrze rzecz wypadała u Final D8000 PRO Da Capo, które większy nacisk kładły na same dźwięki niż ich otoczkę przestrzenną. Lecz nie, nie miały deficytu prawdziwości, mimo że przestrzeń u nich mniej ożywiała się i uplastyczniała pogłosami niż u flagowych Fostex i HiFiMAN, jednak na takie coś się nie zwraca uwagi gdy same brzmienia są dojmująco prawdziwe, prócz tego u nich najbardziej „promieniowały”, że tak wokółbrzmieniową aurę i strzępienie krawędzi określę.

 

 

 

 

      Final też miały przy Twin-Head minimalnie podbitą tonalność, więc gdybym słuchał tylko ich i Fosteksów, mógłbym to zwalać na wzmacniacz, ale Unveiled udowadniały, że można z nim trafiać w sedno, u nich tonalność w punkt. (Może za sprawą kabla nomen omen Tonalium, którego pozostałe nie miały.) W tej sytuacji Unveiled jawiły się jako najlepsze, a walka między Fosteksami a Final toczyła wyrównana: Fosteksy miały mocniejszy i mniej podatny na zniekształcenia bas, poza tym ten swój nacisk na powszechną sferyczność; Final zaś lepsze napowietrzenie, pienistość i otwartość. Wszystkie trzy oferowały finezję na najwyższym poziomie, niemniej Unveiled najwyższą – modelowanie dźwięków przez nie bliskie było perfekcji.

      Lecz weźmy pod uwagę, że Final są dwa razy droższe, a Unveiled z kablem Tonalium aż cztery i pół raza; weźmy też na celownik, że Fostex rewelacyjnie grały już ze wzmacniaczem Phasemation, tańszym od Envy z próbowaną obsadą lampową aż bite cztery razy. A Twin-Head w ogóle poza skalą, kompletne audiofilskie wariactwo.

 

[3] Epistemologicznie znana sprawa, o wiele łatwiej coś znaleźć, kiedy się wie czego szuka.

Reasumując

    Ze słuchawkami zamkniętymi od zawsze taki problem, że jedni słysząc o nich na pięcie się odwracają, mrucząc pod nosem: „Zamknięte? – w żadnym wypadku dla mnie!”, podczas gdy inni właśnie za tymi zamkniętymi gonią, bowiem to wyższy sens słuchawek, ta doskonalsza izolacja. Lecz izolacja izolacją, nieprzeszkadzanie nieprzeszkadzaniem, ale najlepiej by było, żeby były izolacyjnie zamknięte, a mimo to brzmieniowo otwarte.

      Ponownie przywołam legendę raz już przywoływaną i spod jej herbu napiszę, że jeśli ktoś uważał, iż otwartość w zamkniętych jest tak samo możliwa jak prawda w polityce, to Sony MDR-R10 z 1988 roku rozwiały wszelkie wątpliwości. – Jest możliwa, możliwa z pewnością, były potem kolejne przykłady. Żaden aż tak spektakularny, ale zamknięte Audeze czy Dan Clarki ponownie rozwiewały wątpliwości, tamten wynik pieczętowały. Pojawiły się również próby przywrócenia tych dawnych Sony spod skrzydeł innych marek, odnotowano takie cztery – z nich jednej nie słyszałem, ale trzy najpopularniejsze tak. Śmiało mogę powiedzieć, że żadna z nich nie była tak udana, jak nie próbujące się podszywać pod oryginał, nie naśladujące jego kształtu muszli te niebieskie Fosteksy; i tak, przyjmuję do wiadomości, że też nie oferują tej miary muzycznej magii i tak bezkresnych połaci zdobionych tak aż nierzeczywiście piękną holografią, że ogrom u nich buduje się w inny sposób, a finezja też nie aż taka, ale w zamian bas nie notuje deficytów, a ogrom też przytłacza. Analogicznie wszystko sferyczne i bez śladu ciasnoty, w nominalnie zamkniętej przestrzeni zjawia się jakimś cudem przestrzeń postrzegana jako otwarta i na dodatek ogromna. Do tego napędzanie łatwe, sprzedażowy kabel porządny, wygląd się nie narzuca i jednocześnie jest wysmakowany. Przytłacza ogrom przestrzeni, a nie przytłacza cena, wygodne są jak mało które i elegancko pakowane. Producent z kręgu najsławniejszych, a technologia planarna jego rodzinnym domem, tutaj od nowa postawionym – nie żadne tam kosmetyczne poprawki z bajońsko wyższą ceną, o którą głównie szło. Sygnatura „Made in Japan” ciągle robi wrażenie, fama planarnych nie przygasa, a ja się podpisuję i wyróżnienie przyznaję.

 

W punktach:

Zalety

  • Wielokroć tańsze od większości wybujałych flagowców, a jakościowo nie ustępują.
  • Pod względem przestrzenności muzycznych form zaiste wyjątkowe.
  • Wielka, otwarta przestrzeń w słuchawkach zamkniętych.
  • Aktywna w każdym punkcie.
  • Ale zarazem transparentna.
  • To nie aż Sony MDR-R10, ale niejedno podobne.
  • Ogólnie high-end całą gębą.
  • Do każdego gatunku, do każdego nastroju, do każdego repertuaru.
  • Wspaniale ukazywany indywidualizm brzmieniowy.
  • Rewelacyjne wykorzystanie pogłosu do budowania sferyczności.
  • Tak dobre, że nie uświadamiamy sobie jego sprawczej roli, zdaje się nieobecny.
  • Śladu nawet podostrzeń, sama elegancja przepływu.
  • Wszystkie bez wyjątku atrybuty high-endowego brzmienia stuprocentowo zrealizowane.
  • W tym soprany i bas tak rozdmuchane przestrzennie, że inne i piękniejsze.
  • Z pasującym wzmacniaczem chce się słuchać i słuchać, a niemal każdy pasuje.
  • Super wygodnie leżą na głowie.
  • I do tego są lekkie.
  • Dobre trzymanie muszli na ustawionym poziomie.
  • Bardzo nietuzinkowy wygląd na bazie klonowych pokryw farbowanych indygo.
  • Jakościowy kabel w komplecie, giętki i odpinany.
  • Można wybrać końcówkę.
  • Fostex to jeden z fundatorów technologii planarnej.
  • Zupełnie nowy, opracowany od podstaw przetwornik, większy i doskonalszy od poprzednich.
  • Unikalna, strzeżona patentem technologia RP (Regular Phase).
  • Pomimo że planarne, łatwe do napędzenia.
  • A pomimo że łatwe, mogą przyjmować sygnał o mocy aż 3,0 W.
  • Eleganckie opakowanie i pokrowiec ochronny.
  • Sławny producent z tradycjami.
  • Made in Japan.
  • Sprawdzona polska dystrybucja.
  • „Ryka Approved!”

 

Wady i zastrzeżenia

  • Trzeba zwrócić uwagę na właściwy dobór tonalny, bo jest tendencja do podwyższania.
  • Symetryczna końcówka kabla 4-pin z przejściówkami na Pentacon i duży jack byłaby lepszym rozwiązaniem.
  • Rynek zalało morze znakomitych słuchawek – tańszych i droższych, albo podobnie kosztujących, można przebierać i wybierać. To już las, w którym naprawdę łatwo się zgubić.

 

System:

  • Źródła: PC z przetwornikiem Phasemation HD-7A, Cairn Soft Fog V2
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP 05, Feliks Audio Envy Performance, Phasemation EPA-007
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel FAW Hybrid), Dan Clark Audio STEALTH (kabel Tonalium-Metrum Lab), Fostex TH1000 RP, HEDDphone 2 GT (kabel Tonalium-Metrum Lab), Final D8000 PRO Da Capo, HiFiMAN Susvara & Susvara Unveiled (kabel Tonalium-Metrum Lab), Sennheiser HD 600
  • Interkonekty: Kondo Theme Ls-41 RR, Next Level-tech Flame, Sulek RED, Tellurium Q Black Diamond
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power
  • Listwa: Sulek Edia
  • Filtr prądowy: Echo Sound Power Guardian
  • Kondycjoner masy: QAR-S15
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Harmonix SF-200, Solid Tech „Disc of Silence”

 

Dane techniczne:

  • Typ: wokółuszne zamknięte
  • Przetwornik: RP planarny magnetyczny
  • Impedancja: 32 omy
  • Czułość: 100 dB
  • Moc maksymalna sygnału: 3000 mW
  • Odpowiedź częstotliwościowa: 10 Hz – 40 kHz
  • Waga: 420 g (bez kabla)
  • Kabel: Przewód OFC miedź 7N, 2,5 m długości, odłączany
  • Terminal kabla: 2-pin (rodowany na złoconej podstawie)
  • Wtyk:  jack 6,35 mm pozłacany
  • Akcesoria: Pokrowiec, środki konserwacyjne

   Cena: 9250 PLN

 

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Fostex TH1000 RP

  1. Piotr+Ryka pisze:

    Opakowanie na zdjęciach nie jest oryginalne, to jakiś uniwersalny pokrowiec.

  2. Tomasz pisze:

    Jakby Pan porównał Foxtex z Finał Sonorous VI? W jakim aspekcie Finał przegrywa z Foxtexem?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Sonorous VI to słuchawki unikalne, których nie należy się pozbywać Dają niezrównaną ekstensję sopranów, Fostex nie mają takiej. W zamian u nich wszystko bardziej trójwymiarowe, ale to nie jest pełna rekompensata.

      1. Tomasz pisze:

        Dziękuję za odpowiedź.
        A jeśli chodzi o wokale kobiecie i męskie, to który model wg Pana ukazuje je bardziej naturalnie? No i muzyka klasyczna na których słuchawkach brzmi lepiej?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tego nie można obiektywnie ocenić. Jedne pokazują lepiej soprany, drugie ujmują je łagodniej, tak jakby z większej odległości słuchać, w zamian lepiej realizują parametr 3D.

  3. Miltoniusz pisze:

    Bardzo interesująca recenzja.
    Ps.
    „Zdaniem japońskiej firmy TH1000RP można traktować jako instrument muzyczny mający dawać radość, natomiast model otwarty ma większą scenę i jest bardziej neutralny.”
    Otwarty czyli TH1100RP. Jeszcze większa scena? Większa magia? Jest szansa na jakieś porównanie? Może na recenzję?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Szansa raczej jest, bo leży koło mnie w pudle już od przeszło miesiąca. Ale jeszcze nie skosztowałem.

  4. Tomasz pisze:

    P.s. Jeszcze dopytam. Panie Piotrze, jakie słuchawki zamknięte miazdzą Finale Sonorous VI w brzmieniu? Jakby mógł Pan polecić słuchawki do posłuchania? Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie ma takich, które by „miażdżyły”, Sonorous to rewelacyjne słuchawki, ich soprany są unikalne. Z pewnością wolałbym od nich Sony MDR-R10, ale wątpię by istniał dzisiaj na świecie chociaż jeden egzemplarz tych słuchawek grający całym ich potencjałem. Z bliższych czasowo i zamkniętych mogę podać pewne przykłady Audio-Technica ATH-L5000 i dwóch wyższych Sonorous, czyli X i VIII. Ale ich też od kilku lat nie produkują, więc tylko z drugiej ręki. Cała reszta pewniaków to słuchawki mniej lub bardziej otwarte. Ale to są moje wrażenia i moja skala ocen, inni mogą mieć inne. Przychodzą mi też na myśl Dan Clark Audio STEALTH, ale te są niełatwe, gdy chodzi o dogadanie z resztą toru.

      1. Tomasz pisze:

        To jeszcze jeśli mogę zapytać: Audeze LCD-XC czy Fostex th1000 RP? Które z tych słuchawek będą piękniej pokazywać wokale i będą lepsza opcja do muzyki klasycznej? Pozdrawiam

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tych Audeze słuchałem ostatni raz wiele lat temu. Miały piękną holografię i piękne, ciepłe brzmienie. Jak grają produkowane obecnie, nie wiem, trudno zatem mi radzić.

  5. HAdam pisze:

    Dzień dobry, jako iż nigdzie w internecie nie mogę znaleźć choćby wykresu odpowiedzi częstotliwościowej, a pamiętam, że recenzował Pan też TH610 – jak w porównaniu do nich dźwiękowo wypadają TH1000RP pod względem strojenia?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      TH1000 oferują większą scenę i wyższej jakości melodykę. Odbiera się je jako spokojniejsze i dostojniejsze, mniejszy nacisk kładące na szczegółowość, a większy na klasę ogólną. Ale jak ktoś szczegółowość i żywość lubi, to nie ma konieczności wymiany.

      1. HAdam pisze:

        Dziękuję za odpowiedź. Absolutnie uwielbiam swoje nie najmłodsze już TH610. Są to zresztą słuchawki, które nieco wyleczyły mnie z ciągłych poszukiwań, choć przyznam, że jak nadarzy się okazja, to z pewnością posłucham TH1000. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© HiFi Philosophy