Recenzja: Final Sonorous X

Final_Sonorous_X_010_HiFi Philosophy   W roku zeszłym, recenzując słuchawki Final Audio Design Pandora Hope VI, pozwoliłem sobie zauważyć, że ich nazwa jest cokolwiek przydługa, a w efekcie ciężkostrawna, co zapewne nie wpływa dobrze na akcję promocyjną i rozpoznawalność. Ktoś tego wysłuchał i nie tylko wymazał słowa Audio Design, ale jeszcze przeistoczył Pandorę Hope w Sonorous. To moim zdaniem cięcia idące ciut za daleko, bo Final Audio brzmiałoby sensowniej od samego Final, a Pandora Hope dźwięczniej niż Sonorous. Ale nie ja decyduję, tak więc recenzujemy FInal Sonorous X, a nie FInal Audio Pandora Hope X. Może zresztą i dobrze, bo marketing to nie moja specjalność.

Zwracając się ku historii, można przypomnieć, że słuchawki te były w formie prototypowej obecne na High End w Monachium jeszcze w 2014 roku, a wówczas konstrukcję miały odmienną, bo dwuprzetwornikową. Koniec końców stała się z tymi przetwornikami rzecz nieco osobliwa, jako że niższy model Pandora Hope VI zachował w wersji produkcyjnej dwa przetworniki z czasów prototypu, a oba modele wyższe – Sonorous VIII i X – mają teraz pojedyncze, a więc całkiem normalne. Na rynek wkraczają rok później, a ponieważ model VIII dopiero co opisałem, by sfinalizować finalnie sprawę Final Audio od góry, zostały nam jeszcze te flagowe „dziesiątki”.

Kawał to jest słuchawek, i to kawał pod każdym względem. Wyglądu, wagi, pieniędzy, specyfiki brzmienia, konstrukcji, opakowania. Tak to jest, jak ktoś dysponuje dużymi środkami i może sobie pozwolić. Firma Final Audio (bo tak a nie samym Final tytułuje się oficjalnie) – aczkolwiek mało, albo i wcale do zeszłego roku u nas znana, na rynku japońskim jest obecna od lat 70-tych i znaczy wiele. Zaliczyła multum projektów, w tym jedne z najdroższych kolumn głośnikowych jakie kiedykolwiek powstały (pół miliona dolarów za parę), ale tak naprawdę żyje z  jednego – ze słuchawek dokanałowych. Tych oferuje przeszło dwadzieścia modeli, a rynek Japoński łapczywie wszystkie je wchłania, jako że każdy niemal Japończyk w domu i na ulicy posługuje się słuchawkami dousznymi. Smartfon, słuchaweczki – i już lądujemy we własnym świecie, a ruch uliczny ani głos sąsiada zza cienkiej wobec możliwych trzęsień ścianki w japońskim bloku (obowiązkowo cienkiej) przestaje dokuczać. W efekcie Final Audio prosperuje niezgorzej, będąc na japońskim i nie tylko tamtym rynku dostawcą najszerszej gamy dokanałówek. Kilku poświęciłem recenzje i przyznać muszę, że firma wie jak je wykonać, zarówno co do klasy brzmienia jak i wyglądu. Niektóre to istne cacka i biżuteria użytkowa, chętnie kupowana przez osoby zamożne celem słuchania i się wyróżniania. A budżet firmy od tego pęcznieje i są pieniądze na R&D, czyli po naszemu rozwój i dopieszczenie. Jednym z tego przejawów słuchawki dla firmy najbardziej prestiżowe, czyli nasze tytułowe Sonorous X, już samą tylko ceną ściągające uwagę.

Wyczekałem się na nie, ale na koniec przybyły, dokładając kolejną perłę w sznurze najlepszych słuchawek świata. Pereł istniejących wprawdzie jedynie w opisie, a nie zamkniętych w gablocie rozpieranego dumą posiadacza, ale wszak i to cieszy.

Przejdźmy do konkretów.

Budowa

Drewniane opakowanie już nie robi takiego  wrażenia jak miało to miejsce przy modelu  Sonorous VIII.

Drewniane opakowanie już nie robi takiego wrażenia jak miało to miejsce przy modelu Sonorous VIII.

   Odnośnie budowy i wyglądu, Final X jest w dużym stopniu powtórzeniem tańszego prawie o połowę modelu VIII. Od strony zewnętrznej tak naprawdę różnica jest tylko jedna, ale za to rzucająca się w oczy. W miejsce pokrycia muszli z czarnego, chropowatego tworzywa ABS, zastosowano aluminiowy pierścień powleczony błyszczącym chromem. Przechodzi on tak samo jak u ósemki skokowo w mniejszy pierścień stalowy pokryty złotem, co poprzez zestawienie metalu z metalem a nie plastikiem prezentuje się ładniej i bardziej przykuwa uwagę. Jest wszakże za to cena – słuchawki są znacznie cięższe. Miast 490 ważą 630 gramów, co czuć zarówno w dłoniach jak i na głowie.

O ile konstrukcja pałąka i padów w odniesieniu do modeli Sonorous VIII i Pandora Hope VI była ergonomicznie wystarczająca, zapewniając przyzwoitą wygodę (w każdym razie mojej głowie), o tyle u ważących podobnie co Audeze LCD-3 flagowych Sonorous X wydaje się zbyt skąpa. Powierzchnia i profil padów zapewniają trochę za słabe przywarcie, a to samo dotyczy otuliny pałąka, skutkując za dużym ciężarem przyjmowanym przez użytkownika na centymetr kwadratowy. Słuchawki czuć mocno po założeniu, a choć sam jestem na stres ergonomiczny dosyć odporny, to jednak nie mogę nie napisać, że ewentualny posiadacz Sonorous X musi się liczyć z dyskomfortem dźwiganego ciężaru. Da się wysiedzieć, ale na pewno mogłoby być lepiej. Otulina pałąka powinna być szersza, głębsza i bardziej miękka, a pady większą średnicę i lepszy profil. Co najmniej jak u Fostex TH-900 albo Stax SR-009. W końcu płacimy tyle, że możemy wymagać wszystkiego, także maksymalnej wygody. Zdaję sobie sprawę, że z tymi cenami i luksusem względem wygody nie zawsze sprawy idą gładko pod rękę, bo na przykład luksusowe bolidy wcale łatwo się nie prowadzą, a suknie balowe na pewno nie są szczytem użyteczności, niemniej trochę więcej wysiłku ze strony Final Audio w odniesieniu do profilowania padów i wyścielenia pałąka na pewno by nie zaszkodziło.

Co do wyglądu, względem „ósemki” jest jeszcze jedna różnica. Na identycznym pod względem kształtu pałąku zaciski prowadnic z napisem SONOROUS są w modelu X umieszczone na tle srebrzystym a nie na złotym, co lepiej się komponuje i jest dobrym pociągnięciem wizerunkowym, zapewniającym lepszą równowagę barwową. Poza tym wszystko jest identyczne, włącznie z kulistymi sworzniami mocowania muszel i płynną regulacją ich zawieszenia oraz półobrotowo mocowanymi kablami na jacki. Tu wszakże pewna uwaga. Modelu VIII używałem w testach z kablem 3-metrowym, a modelu X z o połowę krótszym, z którym został dostarczony. Poza długością kable są identyczne, ale tknęło mnie by je zamienić, jako że długość też ma w przypadku kabli znaczenie. No i się mieć okazała, ponieważ z krótszym model VIII zatracił opisaną w jego recenzji twardość, która najwyraźniej pochodziła jedynie z kabla. Twardość ta ma swoje zalety, czyniąc brzmienie na swój sposób efektownym, ale jak napisałem w tamtej recenzji – gdy zanikła przy wzmacniaczu Twin-Head, wówczas niewątpliwie stawało się lepiej. Tak więc z długością kabli trzeba uważać i dobrać sobie odpowiednią. To jednak żaden problem, bo słuchawki dostajemy wyposażone w oba – 3 i 1,5 metrowy, a tylko roztargnieni recenzenci łapią który popadnie.

Ale zawartość i owszem - robi wrażenie!

Ale zawartość i owszem – robi wrażenie!

Nieznaczne różnice tyczą wyglądu, natomiast żadna nie tyczy opakowania. Model Sonorous X dostajemy w identycznym pudle z drzewa kiri, stanowiącego tradycyjny materiał wykwintnych japońskich opakowań. W takie same pudła są pakowane tradycyjne japońskie kimona, a jeżeli się komuś zdaje, że „co tam kimono”, to śpieszę donieść, iż takie eleganckie kosztuje jakieś dziesięć tysięcy dolarów, tak więc nie radzę wybierać się po nie bez duchowego przygotowania i z samą portmonetką.

Drzewo kiri jest specyficzne, bo bardzo lekkie i bardzo odporne. Okazuje się wprawdzie normalnie łamliwe, natomiast jest całkowicie uodpornione na degradację, tak więc nie gnije, nie próchnieje i nie imają się go pleśnie. Ma też specyficzny rysunek słojów, a właściwie niemal brak tego rysunku, co przy jasnej, prawie białej barwie, stwarza szczególną atmosferę elegancji i czystości. Same Sonorous X lądują, tak samo jak model VIII, na półce wyścielonej białym futerkiem o długim włosie, dodatkowo podkreślającym ich czarno-złoto-srebrzystą kolorystykę. W pakiecie nie ma stojaka, są tylko dwa kable i metalowa plakietka identyfikatora.

Byłoby wszakże czymś zgoła nieprzyzwoitym, gdyby kosztujące dwadzieścia a nie dwanaście tysięcy słuchawki różniły się samym metalowym pierścieniem w miejsce takiego z tworzywa. Tak więc jest i różnica konstrukcyjna, z zewnątrz całkowicie niewidoczna. Stanowi ją sam przetwornik, mający zarówno inną budowę, jak i konstrukcję osłony.

Membrana ma inny profil, choć także jest wykonana z tytanu i też ma średnicę 50 mm. Szczegóły odmienności nie są znane, ale wiadomo, że polegają między innymi na lepszym uformowaniu w poszukiwaniu brzmieniowej doskonałości i bardziej pieczołowitym dopasowaniu względem cewki. Jasna natomiast jest sprawa kształtu samej oprawy przetwornika i jego całościowego mocowania, bo to można zobaczyć na przekroju technicznym ze strony producenta. Tu z kolei główna różnica polega na jednolitości i ponownym zastąpieniu tworzywa metalem. Przetwornik z modelu VIII posadowiony został w skomplikowanej (otwieranej i wielootworowej) kształtce okalającej cewkę z membraną, wykonanej całościowo z aluminium, ale osadzonej w też wielootworowym większym pierścieniu zewnętrzny z tworzywa wraz z scalającym obie części, wydrążonym trzpieniem BAM (Balancing Air Movement), będącym tak naprawdę pozostałością po maleńkim przetworniku z kotwicą zrównoważoną.

Oto: Final Sonorous X.

Oto: Final Sonorous X.

Ta pięcioczęściowa konstrukcja (sam przetwornik, jego dwuczęściowa oprawa aluminiowa, zewnętrzny pierścień mocujący z tworzywa oraz trzpień BAM) w modelu X zastąpiona została całościowym profilem aluminiowym, nie wymagającym żadnego łączenia. Widzimy tu mający tę samą średnicę ale ulepszoną konstrukcję przetwornik, osadzony w monolitycznym profilu z aluminium, mającym  otwieraną pokrywę, umożliwiającą jego włożenie. W rezultacie części są tylko trzy, a otwór BAM wydrążono bezpośrednio w oprawie i pełni jedynie funkcję akustyczną. Zarazem wobec zastąpienia tworzywa metalem daje to niestety znacznie większy ciężar, ale w zamian większą jednolitość i sztywność, a więc mniejszą podatność na powstawanie rezonansów, czyli jakość za wygodę. Także sam ulepszony przetwornik, a dokładniej lepsza membrana i skuteczniejsza prawdopodobnie cewka, powinny zaznaczyć swoje przewagi, tak więc wyższa cena nie jest li tylko chimerą, a oczekiwania co do brzmienia możemy mieć znacznie większe. Przed ich sprawdzeniem dorzucę tylko, że model X prezentuje się naprawdę luksusowo, rwąc oczy srebrem i złotem. Wykonano go po mistrzowsku, a konstrukcja jest jednocześnie stylowa, pełna przepychu i pancerna.

Brzmienie

Już pierwszy kontakt z tym słuchawkami daje jasno do zrozumienia, że to wyjątkowy produkt.

Już pierwszy kontakt z tym słuchawkami daje jasno do zrozumienia, że to wyjątkowy produkt.

   Tak sobie wymyśliłem, że porównam te Sonorous X do trzech tylko słuchawek. Do jednych grających szkołą śpiewną, jednych w stylu crisp oraz własnej firmy modelu wiceflagowego. Za to porównam starannie.

Aby taka staranność doszła do skutku, musiałem najpierw zyskać pewność, że wszyscy są odpowiednio wygrzani, a już zwłaszcza przedmiot recenzji. Ten przybył z deklarowanym przebiegiem około dwustu godzin, ale natychmiast zrodził brzmieniowe wątpliwości, a poza tym membrany z tytanu to jakby inny temat, wymagający szczególnej pieczołowitości i czasu docierania. Tak więc dołożyłem od siebie dwa tygodnie kolejne pracy niemal ciągłej, czyli jakieś trzysta godzin następnych. Nie powiem, by w tym czasie za wiele się działo poza samym finałem, ale coś na pewno zmieniło. Nie na tyle jednak, bym mógł zyskać pewność, iż wszystko już zostało dopięte i można ferować ostateczne wyroki. Główny problem polegał na rzeczy dobrze znanej, która często pojawia się w różnego typu sprzęcie na etapie wygrzewania, mianowicie na braku precyzyjnego wyostrzenia obrazu. Lekkie rozmycie i podwojenia były mocno irytujące, a że nie ulegam złudzeniu, to natychmiast potwierdzały czynione na bieżąco porównania. Cierpliwie zatem czekałem, zakładając że słuchawki od firmy tak doświadczonej, i to jeszcze flagowe, muszą się wreszcie wyostrzyć, co faktycznie po tych pięciuset godzinach nastąpiło. Wątpię jednak, by było to ostatnie słowo tych Sonorous, ale ja zawsze kiedy coś nie jest własne, pora się śpieszyć z recenzją, bo dostarczyciel domaga się zwrotu. Bierzmy zatem co dają.

Przed przenikaniem w konkrety trzeba jednak nadmienić rzecz z kolei pozytywną. Otóż od razu  dało się też zauważyć, że grają te Sonorous X szczególnie złożonym dźwiękiem.; takim z dodatkową dźwiękową pianą, niewątpliwie wzbogacającym przekaz.

Z Accuphase DC-37 i Leben CS-300F

Zacznę też trochę inaczej, bo od sprzętu stacjonarnego, tyle że karmionego plikami. A z plików weźmy na początek coś specjalnie użytecznego, na przykład francuski klasyk: Mort et convoi de l’invincible Malbrough w wykonaniu Le Poème Harmonique. (Do natychmiastowego posłuchania na YouTube.) Utwór wyjątkowo dobrze obrazujący różnice, czasami aż boleśnie różnicujący.

Grado GS1000e

Materiały wykorzystane do produkcji oraz jakość ich obrobienia jasno dają do zrozumienia, że to jedne z najdroższych słuchawek na świecie.

Materiały wykorzystane do produkcji oraz jakość ich obrobienia jasno dają do zrozumienia, że to jedne z najdroższych słuchawek na świecie.

Zacznijmy od Grado, tych najnowszych, w wersji „e”. Niezależnie od odmienności względem obu wersji starszych, opisanych w ich recenzji, są to słuchawki szczególnie przejrzyste i wciąż operujące wielką sceną. Co innego jednak w porównaniach okazało się najważniejsze, mianowicie ich spójność i otwartość brzmienia. Co do spójności, to można ją też nazywać koherencją albo jednorodnością, ale zwał jak zwał, a chodzi o to, że głosy wykonawców najmniej się u nich wyodrębniały i różnicowały, tworząc najbardziej jednopostaciowy spektakl. Wszystko podporządkowane w nich było formie naczelnej, tak jakby wiatr jakiś rządził podawaną muzyką, a w efekcie każde brzmienie było do innych podobne, jakby z jednego brzmieniowego pnia wyrastające i przez ten wiatr potem niesione. Ta jednolitość formy z jednej strony przechodziła w ogrom sceniczny, na którym poszczególni wykonawcy stawali się mniejsi i mniej ważni; z drugiej uczestniczyła w tym czymś, co nazwałem otwartością.  Pisałem o tym już wielokrotnie, ale przypomnę, że dźwięk może być na dwa sposoby domknięty – niczym brzmieniowy bąbel o wyczuwalnej powłoce, albo na większym dystansie, poprzez umieszczenie w zamkniętym pomieszczeniu.  O Grado GS1000e trzeba zaś wyraźnie napisać, że żadne z tych domknięć ich nie tyczyło. Dźwięki produkują otwarte i wiatrem niesione, a żadne pomieszczenie ich nie ogranicza. To daje brzmieniu swoiście przyrodniczy, plenerowy charakter, za którym przepadam. Zarazem są to słuchawki w stylu crisp, chociaż nie tak do końca. Muzyka niewątpliwie w nich płynie, ale soprany ciągnięte są w górę maksymalnie, a cykanie i szum podkładu zaznaczone wyjątkowo mocno.

AudioQuest NightHawk

Na przeciwległym pod pewnymi względami biegunie śpiewały AudioQuest NightHawk. Grają ciemniej, głębiej i tak jakby z namysłem oraz bardziej różnicując. Jednolita u Grado scena u nich bardziej rozpadła się na prawą i lewą stronę, a głosy śpiewaków różniły mocniej i dobitniej zaznaczały swą personalizację. Były większe i ustawione na wyżej ulokowanej płaszczyźnie sceny, a ich indywidualizm oraz słabsza korelacja czasowa i tonalna oczywiste. To był chór dużo bardziej wielogłosowy i wielopostaciowy – rozbity na głosy śpiewające w dużej mierze osobno – a więc nie tak jednoznaczny w całościowej wymowie i spójny jak u Grado. Na pewno bez takiej jedności czasowej, a więc śpiewający mniej równo, co mnie zaskoczyło i zmusiło do przemyśleń. Zarazem chór umieszczony ewidentnie w pomieszczeniu zamkniętym, dającym wyraźne odbicia od ścian.  Pomieszczeniu dość mrocznym i głosy porywającym ku górze, gdzie światło nie sięga.

Final_Sonorous_X_018_HiFi Philosophy

A tak dokładnie to 20 tysięcy złotych…

W efekcie atmosfera nie tyle była kameralna, jako że pomieszczenie bardzo było obszerne, natomiast była teatralna a nie plenerowa. W miejsce wszystko porywającego wiatru od Grado pojawiało się melodyjne płynięcie – takie bardziej naturalne, a jednocześnie zwyczajniejsze. Wrażenie bycia na miejscu zdarzeń u AudioQuest było silniejsze, a wrażenie jedności formy i otwartości słabsze. W efekcie dwa różne koncerty o całkiem odmiennych walorach. A więc niby wszystko się zgadza, skoro z rozmysłem sięgnęliśmy po słuchawki o dwóch szkołach grania, tyle że najważniejsze różnice okazały się inne od zakładanych.

A że oba te koncerty stały na niezwykle wysokim poziomie, to i zadanie przed wkraczającymi do akcji Final Sonorous X stawało nie lada. Bo czym i jak uzasadnić swą wielokrotnie wyższą cenę? Na pewno nie wygodą, bo ta lepsza nie była, ani też w sumie wyglądem, chociaż ten bardziej był popisowy i w oczy się rzucający. No więc co ? Japonia jako kraj pochodzenia?  To by było stanowczo zbyt mało. A zatem?

Brzmienie cd.

Cena olbrzymia, więc dokładnie sprawdzimy, na ile wynika z jakości brzmienia. Aparatura taka jak AK 380...

Cena olbrzymia, więc dokładnie sprawdzimy, na ile wynika z jakości brzmienia. Aparatura taka jak AK 380…

Final Sonorous X

   Sonorous X grają jaśniej. Wyraźnie jaśniej od NightHawk i troszkę jaśniej od Grado. W efekcie grają też najradośniej. Atmosfera utworu na NightHawk była dość mroczna i pełna powagi, a przy tym pięknie zindywidualizowana poprzez jednoznaczne rozpisanie na poszczególnych wykonawców oraz szczególnie melodyjna. Atmosfera u Grado niezwykle z kolei nośna, spójna i otwarta, a na Sonorous X podekscytowana, radosna i przede wszystkim podbita akustycznie.

Nim się słuchawki wygrzały, podbicie to było trochę jak obraz na telewizorze 3D oglądany bez okularów, czyli nie schodziło się w całość, a po wygrzaniu głosy były już zebrane w jedność czasu i miejsca, ale tak jakby otoczone pianą dodatkowej akustyki, którą trudno było przypisać wyłącznie samym odbiciom. Albo może inaczej: to były odbicia, ale odbicia wielokrotne, złożone. Nie tylko jak pojedyncze echo odbijane od ściany, ale prawdziwy kalejdoskop odbić w miejscu architektonicznie skomplikowanym. Z uwzględnieniem czegoś o wiele więcej niż sama ściana na wprost; z odzwierciedleniem każdego załomka i fugi. To niewątpliwie dawało silniejsze poczucie uczestnictwa w czymś rzeczywistym, unieważniając zarazem pytanie czy prezentacja jest otwarta, czy zamknięta. Była zamknięta, gdyż sam śpiew roztaczał się w pomieszczeniu zamkniętym, ale w sposób otwarty, to znaczy prawdziwy i odpowiednio do tego złożony.

Scena miała dość bliski pierwszy plan – ale nie całkiem bliski – z zawieszeniem dokładnie na linii wzroku, a więc z perspektywą na wprost, a nie żabią jak u AudioQuesta, czy ptasią jak u Grado. Zarazem głosy były otwarte, bez żadnego wyczuwalnego otoczenia powłoką, a przy tym pięknie wykończone, to znaczy nie urywane czy unoszone wiatrem. W sposób charakterystyczny dla najwyższej klasy słuchawek zamkniętych nomen omen domknięte brzmieniowo, co rodzi szczególny klimat, którego zaznałem jeszcze z Ultrasone Edition9.

Bardzo ciekawie wypadło też porównanie do Sonorous VIII. Te zabrzmiały nieco cieplej i podobnie optymistyczne, ale ciepło ich okazało się brać wyłącznie z tego dłuższego kabla, ponieważ przepięte do niego Sonorous X także zagrały cieplej. Zagrały też Sonorous VIII w sposób prostszy akustycznie, ale taki szczególnie ładny – łączący niezwykle udanie nośność z wypełnieniem  i melodyką. Super nawet ładnie to grało, bym powiedział, natomiast prościej.  Na tym jednak sprawa się nie wyczerpała, bowiem podpięte dłuższym kablem Sonorous X nie tylko zagrały cieplej, ale również prościej, chociaż nieco więcej niż model VIII podając informacji. Ich powrót na krótszy kabel był jak otwarcie drzwi i wpuszczenie świeżego powietrza, toteż dłuższy zwinąłem i odłożyłem.

...oraz Accuphase DP 720 już gotowe do odsłuchu!

…oraz Accuphase DP 700 już gotowe do odsłuchu – nie będzie taryfy ulgowej!

Z krótszym zaś znów porównawszy oba Sonorousy nie miałem wątpliwości, że tańsze na tle droższych brzmią bardziej głucho a mniej złożenie, przy czym kolejne porównania dowiodły, że model X prezentuje styl świeższy, bardziej wilgotny, swobodny i otwarty, a przede wszystkim bardziej akustycznie spiętrzony.

Ciekawe spostrzeżenia przyniosło też odtwarzanie na wszystkich słuchawkach orkiestrowego kotła. Przyznać muszę, że różnice bez przesady mnie zaszokowały. Tak prosty z założenia instrument, jeden tylko dźwięk podstawowy, a w porównaniu trzy całkiem różne produkcje brzmieniowe…

Nie podejmuję się opisać tego dokładnie, ponieważ tak dobrze dźwięków na słowa przekładać nie umiem. Na pewno kocioł był największy w sensie objętości u Grado, u których miał też daleko idący i poza siebie wychodzący, bardzo też nośny ale nieco głuchawy pogłos, z finiszem idącym wyraźnie ku górze.  U Night Hawk dźwięk okazał się zdecydowanie głębszy, ciemniejszy i pozostający we wnętrzu instrumentu, a nie próbujący uciekać poza. Mniej także podrywany ku górze i ogólnie poprawniejszy a mniej niezwykły. Nie ulega zaś wątpliwości, że u Sonorous X miał najbogatsze życie wewnętrzne i najbardziej złożony obraz budował; z wyraźnym przy tym akcentem na brzmienie mokre a nie suche, jak również (rzecz dla tych słuchawek bardzo charakterystyczna) z większą niż u pozostałych dynamiką. Różnica pomiędzy cichszymi a głośnymi uderzeniami pałek była u nich większa aż o jakieś dwa razy, a sam dźwięk podstawowy bogatszy, podobnie jak bogatsze i bardziej promieniujące jego pogłosy.

Ta lekcja szczególnie była cenna, o ile bowiem w sytuacjach złożonych muzycznie owo skomplikowanie poszczególnych dźwięków produkowanych przez Sonorous X może być poczytywane za przesadę i utrudnienie w bardziej jednoznacznym, „normalnym” odbiorze – o tyle pod taką upraszczającą lupą badawczą, w sytuacji dźwiękowo wyizolowanej, nic się nie mogło ukryć i większa złożoność oraz dynamika stawały się oczywistymi atutami. A nic to w sumie nie było nowego, bo jak już dawno temu pisałem, najwyższej klasy aparatura często postrzegana bywa jako bardziej męcząca, ponieważ bardziej męcząca jest sama grana na żywo muzyka. Samochodowego radia można słuchać bez zmęczenia od rana do nocy, ale cały dzień wysiedzieć w pierwszych rzędach filharmonii (gdyby ktoś całodzienny koncert zaoferował), na pewno byłoby trudno. Sam przesiedziałem nieraz wiele godzin na krakowskich „Zaduszkach Jazzowych” i wiem co piszę.

Nie omieszkaliśmy również dokonać porównania z niedawno recenzowanymi Sonorous VIII...

Nie omieszkaliśmy również dokonać porównania z niedawno recenzowanymi Sonorous VIII…

W teście indywidualnej wokalizy powyższe spostrzeżenia się powtórzyły, z tym że różnica złożoności pomiędzy Sonorous X a NightHawk nie była już tak oczywista i oba słuchawkowe popisy grały dźwiękiem mokrym, podczas gdy Grado były suchsze, bardziej jednoznaczne i bardziej reportażowe, ale wciąż z tym swoim szczególnie pięknym wielkim obszarem i wysyłaniem wszystkiego w dal siną. Dodać też muszę, że Grado zdecydowanie najmniej były wygrzane, a więc ich całościowa ocena mocno wątpliwa.

Brzmienie cd.

...oraz najnowszym nabytkiem redakcji - Grado GS 1000e, który dopiero pokazuje, na co go stać.

…oraz najnowszym nabytkiem redakcji – Grado GS 1000e, który dopiero pokazują, na co je stać.

Z Astell & Kern AK380

Pora pożenić luksus z luksusem, czyli najdroższe słuchawki o przeznaczeniu ulicznym z najdroższym odtwarzaczem przenośnym. To będzie tylko migawka, jako że odtwarzacz sam czeka na recenzję, ale coś jednak napomknąć muszę.

Na początek ogólnie – że Grado bez dedykowanej do AK380 przystawki wzmacniającej i w swoim stanie wątpliwego wygrzania zagrały trochę za sucho i płytko, choć bardzo szczegółowo, dynamicznie i spójnie. Uwagę znów przykuwała jednolitość formy całego brzmienia, a także szybkość ataku, co w rocku bardzo dobrze się sprzedawało. Z kolei NightHawk grały soczyście, ciemno i gęsto, w jak zwykle u siebie płynny, czysto muzyczny sposób. Spokojnie i ze smakiem; tak bez wysilania, a jednak świetnie pasująco i z wyraźnym pogłębieniem oraz mocnym akcentem basowym.

Na tle tamtych Sonorous X był czymś na kształt syntezy. Grał głębiej i bardziej różnorodnie od Grado, a szybciej i dynamiczniej od NightHawk. Bas bardziej miał akustyczny, a brzmienie nie pociemnione i nie pogłębione, natomiast jego szczególne bogactwo brzmieniowe przejawiało się teraz słabiej niż z Lebenem i w niewielkim tylko stopniu zwracało uwagę w muzyce rozrywkowej. Dopiero poważna czyniła je znów dość widocznym, ale jednak nie w takim stopniu. Przy całej dźwięczności i zaangażowaniu grało to jak dla mnie całościowo zbyt powierzchownie, płasko i nie dość głęboko. Muzyczny miąższ był za suchy i za cienką ścielił się warstwą, nie dając oczekiwanej satysfakcji. Więcej się spodziewałem i cała nadzieja w tym oczekiwanym dodatku wzmacniającym. Wzięty do porównania Cowon Plenue grał wprawdzie nieco mniej szczegółowo i mniej subtelnie, ale głębiej. Cholera – głębiej! To była niewielka różnica, ale pamiętajmy o cenie.

Kilka godzin wytężonego  odsłuchiwania najlepszych dostępnych nagrań mamy werdykt -

Kilka godzin wytężonego odsłuchiwania najlepszych dostępnych nagrań mamy werdykt –

Z ASL Twin-Head

Na koniec to co zwykle, czyli rozjemca Twin-Head i jego lampy. Znów spięty z Accuphase, w dodatku najlepszymi interkonektami, to znaczy naprzemiennie Crystal Cable Absolute Dream (większa przejrzystość) i Sulek Audio (większa muzykalność).

Z dużą satysfakcją odnotowałem, że w tym torze nawet nie do końca wygrzane Grado stały się nasączone i zwiększyły ciężar własny oraz głębię dźwięków, co nie przeszkodziło im wciąż z całym rozmachem prezentować szkoły operującej wielką przestrzenią i ekspresyjnym odchodzeniem ku dalom. Wyraźnie się pod tym względem różniły od pozostałych, podobnie jak najdalszym pierwszym planem, ale przede wszystkim ich odmienność polegała na wyraźnie rysującej się perspektywie ptasiej obrazowania, dzięki której wszystko wyglądało inaczej, a już orkiestra symfoniczna i muzyka elektroniczna szczególnie. Kiedyś już pisałem, że z tymi słuchawkami się lata a nie słucha, a chociaż najnowsza wersja lata inaczej, bo w czystym powietrzu a nie pośród chmur, to jednak wciąż ten aspekt wraz z tą ekspansją i całkowitą otwartością pozostaje największym ich atutem, obdarowując czymś niezwykłym, czego w innych słuchawkach nie ma.

Nie pomyliłem się zakładając, że AudioQuest NightHawk to swoiste względem Grado przeciwieństwo. Perspektywę mają odwrotną – czyli nieładnie ale fachowo określając żabią, a więc z pozycji widza siedzącego poniżej estrady. Pierwszy plan jest tu bliski i wtrącający w intymność, chociaż bez wchodzenia pomiędzy wykonawców, a scena duża, lecz zarazem konkretna – to znaczy „tu i teraz”, a nie żadne „tam pędzę”. Pośród dominującej w odniesieniu do samego dźwięku głębi, przyciemnienia, nasycenia, a przede wszystkim gładzi i spokoju, wszystko trwa u nich na swoim miejscu i jest w sposób oczywisty prawdziwe. Spokojny, sycący pięknem dotyk prawdy i łagodności bazuje na wspaniale płynnych i pozbawionych elementu nacisku sopranach, bajecznie odmalowanej średnicy oraz potężnym basie – jedynym dawcy niepokoju i wybuchowych przeżyć. To muzyka jednocześnie sycąca i dająca wytchnienie, a satysfakcja z piękna samych brzmień i mocy basu jest naprawdę godna słuchania. Nie jest natomiast ogromna przestrzeń, a słuchacz cały czas pozostaje na ziemi i o żadnym jego lataniu nie ma mowy.

Sonorous X to bezapelacyjnie jedne z najwybitniejszych słuchawek, jakie aktualnie są produkowane!

Sonorous X to bezapelacyjnie jedne z najwybitniejszych słuchawek, jakie aktualnie znajdują się w produkcji!

Pomiędzy tych słuchawkowych antagonistów wkroczyły na koniec Sonorous X, oferując styl do pewnego stopnia mieszany, ale przede wszystkim z własnymi specjałami. Ich perspektywa znów roztaczała się dokładnie na wysokości oczu słuchacza, a scena była bardzo duża, ale mniejsza niż u Grado oraz statyczna a nie ekspandująca. Z pierwszym planem zdecydowanie bliższym i tylko nieznacznie dalszym niż u NightHawk, oraz brakiem pełnej otwartości przestrzennej, nie mówiąc o jakimś lataniu.

Z Grado słuchamy orkiestry siedząc na balkonie, a z NightHawk gdzieś w trzecim rzędzie parteru. Natomiast z Sonorous X stoimy a nie siedzimy na wysokości szóstego-dziesiątego, a sama aura dźwiękowa jest też całkiem inna. Bo i tutaj doszła do głosu ich fantastycznie rozbudowana akustyka, a słowo „więcej” dotyczyło wszystkiego poza przestrzenią i basem. Przestrzeni miały mniej a nie więcej niż u Grado, a basu mniej od tamtych obu, przy czym był to bas bardziej akustycznie złożony i mający lepszą dynamikę. W efekcie o bardziej wybuchowym charakterze, potrafiący od niemal zaniku przechodzić wprost do eksplozji, a nie cały czas mruczący jak u tamtych.  Cała reszta u Sonorous była bogatsza – i to bogatsza wyraźnie.

Zrobiłem oczywiście cały muzyczny przekrój poprzez gatunki i formy – a wszędzie pojawiały się te same odczucia. Final Sonorous X grają w sposób niezwykle złożony. Nie oferują wielkiej sceny, ani holografii, ani jakiegoś szczególnego promieniowania. Oferują natomiast niespotykaną obfitość akustyczną, dzięki której każdy dźwięk staje się wielokrotnie złożony, wzbogacony nieobecnymi u innych niuansami i osadzony w zdecydowanie wyraźniejszej oprawie brzmieniowej samego nagrania. Zarówno szum tła, jak i to co nazywam żywą przestrzenią, na pewno u tych Sonorous X okazuje się  żywsze i bardziej szumiące. Toniemy w miriadach dźwiękowych drobin, a po przejściu na inne słuchawki dominuje wrażenie uspokojenia. Muzyka w Sonorous X jest jak woda do której wrzuciłeś tabletkę musującą; u Grado jakbyś ją huśtał albo mieszał, że aż się rozbryzgiwać zaczyna; a u NightHawk stoi spokojnie, łagodnie tylko falując, że można ją całą natychmiast ogarnąć spojrzeniem.

Może nie pod każdym względem, ale w większości aspektów potrafią bardzo wyraźnie zdystansować konkurencję. Jeśli kogoś stać na nie, to powinien obowiązkowo spróbować!

Może nie pod każdym względem, ale w większości aspektów potrafią bardzo wyraźnie zdystansować konkurencję. Jeśli kogoś stać na nie, to powinien obowiązkowo spróbować!

Trzy zatem całkiem różne podejścia do tematu, a każde na swój sposób ujmujące. Wszystkich trzech słuchało mi się wybornie, choć trzeba przyznać, że ta odmienność powodowała niepokój. W sensie epistemologicznym była poprawna i niepoprawna zarazem. Odrzucała obiektywizm prawdy jedynej, akcentując indywidualny aspekt poznania; te same przedmioty i fakty widzącego w różnych podmiotach inaczej i poprzez inną interpretację. Na pewno więc nie jest tak, że wszystkie słuchawki da się uszeregować w ciąg zmierzający ku granicy perfekcji – i można się na to żalić, a można też mieć to za rzecz znakomitą, nasze możliwości postrzegania muzyki wspaniale poszerzającą. Któż może bowiem rozstrzygnąć, czy lepsza jest spokojna i jakże głęboka intymność NightHawk, czy ekspresyjna dal Grado – wysyłająca nas na wysokie orbity ponad muzyką, czy może szaleńczo niemal ożywająca przestrzeń Sonorou X, w porównaniu z którą bagaż informacyjny pozostałych ma zdecydowanie mniejszy ciężar. Nie mam też ochoty zgadywać, czy Sonorous X są bardziej czy mniej szczegółowe niż Stax SR-009, ale to są na pewno podobne miary. Na pewno też jedne i drugie nie mają takiej sceny jak analogicznie szczegółowe Sennheiser Orpheus i Sony MDR-R10, ani takiej bezpośredniości jak AKG K1000. Są jednak te Sonorous X z pewnością słuchawkami najwyższych lotów, o złożoności akustycznej przez nikogo nie do przebicia. Szelest ich dźwiękowych sukien, kiedy kroczą poprzez muzykę, jest niesamowity. A przy tym naturalnie są jasne i bardzo przyjemnie pogodne. Żadnego nie ma w nich ponurego cienia ani nadąsanego czy posępnego stylu. Jest naturalna otwartość emocjonalna, jasne światło i ta wspaniała piana niespotykanej akustyki. Doposażenie tego holografią byłoby fantastycznym dodatkiem, ale kto wie? – membrany tytanowe najwolniej właśnie w odniesieniu do sceny się rozkręcają, a więc może? Z zalet warto jeszcze wspomnieć o braku kłopotów z sopranami. To je na pewno dobrze pozycjonuje względem Stax SR-009, u których soprany bywają źródłem problemów. Pomimo niesamowitego zalewu szczegółów i zjawiskowej przenikliwości nie ma u Sonorous X żadnych pikantnych nutek ni żadnej sybilacji. Nie grają wprawdzie tak łagodnie i płynnie jaku NightHawk, a także o wiele więcej dowiadujemy się od nich o samych warunkach nagrania oraz jego stanie technicznym, ale niewątpliwie pozostajemy wciąż przy muzyce a nie technologii i żadne błędy projektowe w postaci wad brzmienia się tu nie pojawiają.  

Podsumowanie

Final_Sonorous_X_007_HiFi Philosophy   Na stronie Final Audio widnieje wykaz, z którego wynika, że tylko nieliczne kraje zostały obdarowane ofertą modelu Sonorous X i że są to wyłącznie pojedyncze sztuki. Co ciekawe, słuchawki nie są jeszcze oferowane w samej Japonii, gdzie firmie marketing nie jest potrzebny i wszystko działa jak w zegarku. Pardon – w super słuchawce. Z rozmowy z przedstawicielem dowiedziałem się też, że są te flagowe Sonorous bardzo trudne i czasochłonne w wykonaniu, tak więc mogą ich powstać najwyżej dwie sztuki w dniu roboczym, mimo iż zakład wytwórczy jest duży i ma rozbudowane zaplecze. Z kolei sam od siebie mogę powiedzieć, że porywanie się na takie słuchawkowe super produkcje stanowi zawsze wyzwanie, któremu trudno podołać. Tak się jakoś dziwnie w dodatku składało, że posiadanie w ofercie super słuchawek nie przynosiło szczęścia, natomiast prowokowało zgryzoty. Pochodząca z lat 70-tych Yamaha YH-1000 nie przełożyła się na słuchawkowy sukces swojego producenta, a sławne Sony MDR-R10 też nie dały twórcy pozycji wiodącej. Jubileuszowy Sennheiser Orpheus powstał w kolekcjonerskiej zgoła ilości i jednocześnie dał sygnał własnemu producentowi do porzucenia słuchawek elektrostatycznych, które dopiero teraz, po z górą 25 latach, wracają. Także flagowe Grado HP1000 nie wytrwały na rynku długo, a późniejszy flagowiec, model PS1000, okazał się źródłem kłopotów. To samo tyczy Ultrasone Edition10, Staxa SR-009, czy flagowych oBravo, a przykładem skrajnie negatywnym są Stax SR-Ω, po których  wytężonym wdrożeniu firma macierzysta zbankrutowała. Można zatem powiedzieć, że także do produkcji słuchawek stosuje się stare rosyjskie przysłowie: „Tisze jediesz, dalsze budiesz.” Ale teraz czasy są inne, a popis stał się obowiązkowy. Nawet wzdragający się przez dekady Beyerdynamic wdrożył słuchawki flagowe, a teraz wdraża kolejne i wszem i wobec to głosi. Słuchawki super, słuchawki naj, mieć trzeba i wypada, a bieda z tym związana polega na trudności udowodnienie, że te nasze akurat są wyjątkowe pod jakimś istotnym względem, toteż niepowtarzalne i warte posiadania. Ta sztuka firmie Final się niewątpliwie powiodła, ponieważ ich flagowe Sonorous X bajecznie są szczegółowe i dynamiczne niespotykane, a także nadzwyczaj rozbudowane akustycznie. Podróżują poprzez nagrania niczym magnat wielmoża, z całym orszakiem drobiazgu i wielgachną orkiestrą tryumfu. Dzwoneczki im dzwonią, kłusaki kłusują, a fanfary trąbią na chwałę. To samo znaczy u nich dwa razy tyle, a naturę mają pogodną i łatwą do okiełznania. Trochę żal przeto, że sceny inni wielmoże miewają pokaźniejsze, a najlepsze nawet odtwarzacze przenośne kłopot z ich napędzeniem w sensie wystarczająco wysokiej jakości brzmienia. Lecz to ostatnie nie jest winą firmy Final, a scena może jeszcze okaże się lepsza, co mam nadzieję sprawdzić podczas drugiego spotkania, które jest planowane. Póki co zaznałem z nimi sceny dużej ale normalnej, której największą zaletą jest sposób zawieszenia na wprost oczu oraz oczywiście bajeczna jak zawsze akustyka wspierana równie niezwykłą dynamiką.

 

W punktach:

Zalety

  • Niespotykanie dynamiczne.
  • Niepowtarzalny bagaż złożoności akustycznej.
  • Arcymistrzowsko szczegółowe.
  • Optymistyczne w nastroju.
  • Szybkie.
  • Barwne.
  • Plastyczność dźwięku uzyskana bez przyciemniania i uciekania w nadmierne czernie.
  • Fantastyczny poziom różnicowania brzmień.
  • Podobnie fantastyczna przenikliwość.
  • W efekcie popisowa indywidualizacja wykonawców.
  • Mikroskopowo dokładny przegląd nagrań.
  • Dźwięki jednocześnie postawne i otwarte.
  • Charakterystyczna dla najlepszych słuchawek zamkniętych umiejętność dopowiadania dźwięków do końca.
  • Scena na wysokości oczu.
  • Bezproblemowo szczegółowością, akustyką i dynamiką zaginają high-endową konkurencję.
  • Żadnych problemów brzmieniowych.
  • Pancerne wykonanie.
  • Luksusowy wygląd.
  • Bardzo łatwe do napędzenia.
  • Do sprzętu przenośnego i stacjonarnego.
  • Kable o dwóch długościach.
  • Dobre ułożenie na głowie.
  • Luksusowo opakowane.
  • Sławna marka.
  • Made in Japan.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Ciężkie.
  • Oba kable zakończone małym jackiem.
  • A więc brak symetrycznego.
  • Za te pieniądze stojak w komplecie to obowiązek.
  • Bardzo wrażliwe na interkonekty i jakość nagrań.
  • W odróżnieniu od modelu VIII niczego nie maskują.
  • 16-ohmowa impedancja wymusza użycie cichych w tle wzmacniaczy.
  • Wyłącznie dla bogaczy.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma: 

fonnex

 

Strona producenta:

final_audio_design

 

 

 

 

 

 

 

Dane techniczne:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.
  • Przetwornik aluminiowy z otworem BAM (Balancing Air Movement) o konstrukcji quasi tubowej.
  • Membrana tytanowa o średnicy 50 mm.
  • Obudowa komory rezonansowej: stal nierdzewna i aluminium.
  • W komplecie dwa kable o długości 3,0 i 1,5 metra, oba zakończone małym jackiem, plus przejściówka na duży.
  • Impedancja: 16 Ω.
  • Skuteczność: 105 dB.
  • Waga: 630 gramów.
  • Cena: 20 000 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC z przetwornikiem Accuphase DC-37, Astell & Kern AK380, Cowon Plenue, Accuphase DP-700.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Leben CS-300F.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk, Final Audio Design Sonorous VIII & X, Grado GS1000e,
  • Kabel USB: ifi Audio Gemini z ifi Power.
  • Interkonekty RCA: Crystal Cable Absolute Dream, Sulek Audio,
  • Listwy: IsoTek, Sulek.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

57 komentarzy w “Recenzja: Final Sonorous X

  1. Marecki pisze:

    Co w przygotowaniu?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Stirling Broadcast SB-88

      1. Marecki pisze:

        Zacne kolumny. Mam taką sugestie – Może by tak kiedyś zrobić recenzje mniej zacnych monitorów, ale za to z bardzo dobrym stosunkiem cena/jakość. Np. Indiana Line Diva 255 i może jakiś Pylon audio? Wiem że dużo sprzętów czeka,(markowych, legendarnych=ciekawszych)ale od czasu do czasu warto by sprawdzić co ciekawego słychać w budżetowym hi-fi. Oczywiście wszystko w ramach możliwości! 😉

        1. Piotr Ryka pisze:

          Na pewno warto pisać także o rzeczach z łatwo przystępnego budżetu. Pomyślimy.

  2. Patryk pisze:

    Ile procent od 1-100 przysluguje Pandorze Hope VI , a ile tym wlasnie przetestowanych przez pana ,jezeli chodzi o ogolny dzwiek?
    Patryk.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tego się w ten sposób nie da wycenić. Jeden powie 60, inny 85. Ale Pandora jest na tyle dobra, że to nie jest szokująca różnica. Nie ma takiej akustyki i takiej dynamiki, paletę barw ma trochę skromniejszą i mniej wypełnienia, no i nie tyle szczegółów. Ale o jakiejś deklasacji mowy nie ma. Żadne słuchawki na świecie nie są tak dobre, żeby rozwałkować Pandorę Hope VI.

      1. Patryk pisze:

        To brzmi bardzo dobrze.Potwierdza to tylko moja „dobra” decyzje zakupu Pandory VI.
        Roznica w cenie jest niesamowita,a pozwole sobie to przetlumaczyc na swoje procenty:
        Pandorka:85% (+-)
        Sonorous: 92%(+-)
        Patryk.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Pandora Hope VI i AudioQuest NughtHawk to słuchawki spośród high-endowych o najlepszym na rynku stosunku jakości do ceny.

          1. Marecki pisze:

            No jeszcze zostały te nieszczęsne Hifimany HE 400i do sprawdzenia 🙂

          2. Piotr Ryka pisze:

            Istotnie. Coś jeszcze pewnie by się znalazło.

          3. Maciej pisze:

            Hifimany HE400i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Bardzo dobrze mi się ich słuchało, bardzo wygodne, bardzo fajne. Nie powalają przestrzenią, ale weź Pan doświadcz przestrzeni w chińskich orto 🙂

        2. Piotr Michalak pisze:

          Podobnie jak niżej piszę o Edition 5, nie można porównywać Sonorous 6 i X. Szóstka reprezentuje w moim odczuciu właśnie bardziej niemiecką szkołę grania, idzie w kierunku przestrzenności i analizy jak Edition 5 czy Beyerdynamic T1, może w nieco mniejszym stopniu. Sonorous X to zupełnie inna szkoła grania, są spokojniejsze, majestatyczne, wypełnione, muzykalne, mięsiste, przebogate brzmieniowo… Totalnie dwie różne słuchawki. To również hi-fi versus hi-end: X’y są oczywiście o wiele lepsze, jednak z jakiegoś powodu zakupiłem obie słuchawki. 6 mniej zobowiązują, są lekkie, nie męczą. X’y są ciężkie, ściskają czaszkę, mogą grzać, trzeba robić sobie od nich przerwy. Ale – dla takiego bogactwa brzmienia – naprawdę warto. 6 takiego bogactwa zdecydowanie nie mają, są to po prostu świetne słuchawki, jednak również charakterne. A, i mają pazur na wysokiej średnicy, jak mawia mój kolega, i więcej powietrza. Brak pazura i mało powietrza może w X’ach przeszkadzać i wymagać przyzwyczajenia, jeśli ktoś, tak jak ja, wychował się na Beyerdynamicach. Ale – ponownie – warto było.

          1. PIotr Ryka pisze:

            Dobrze byłoby móc zebrać całe to słuchawkowe towarzystwo na jakimś spotkaniu, wzbogaconym najlepiej o jeszcze inne elementy i dobrze zorganizowanym. Taki ogólnopolski słuchawkowy meeting. Może ktoś się podejmie od strony organizacyjnej?

          2. Piotr Michalak pisze:

            Ja zapraszam Pana Piotra do siebie nie po raz pierwszy, natomiast większe mityngi… lepiej skupić się na zarabianiu na kolejne słuchawki do kolekcji 🙂

  3. Piotr Ryka pisze:

    Coś może jeszcze wyjaśnię. Łatwo spostrzec, że nie zgadzają się opisy brzmienia Grado GS1000e napędzanych Lebenem CS300F z recenzji Sonorous VIII i X. Recenzje dzieli nieco czasu, a przez czas ów słuchawki nieustannie się wygrzewały i faktycznie sporo wygrzał. Poza tym inne były w obu przypadkach interkonekty. W recenzji Sonorous VIII użyto Sulka, a w Sonorous X Crystal Cable Absolute Dream.

  4. Maciej pisze:

    Za dużo tych Pandor, pogubiłem się która to która i która ma najlepszy stosunek jakość cena 🙂 Raz IV raz VI raz Final, raz Sonorous… Nic już nie wiem

    1. Piotr Ryka pisze:

      Najlepszy stosunek ma Final Audio Pandora Hope VI. I nie udawaj, że się zgubiłeś 🙂

      1. Maciej pisze:

        OK czyli jednak VI a nie IV – no to w VI będę celować odsłuchowo. Dzięki Piotr. Ale słuchawek multum i im młodszy producent tym więcej modeli wypuszcza.

        Słuchałem trochę EL8 otwartych, oj jak mnie rozczarowały… Jak mało co. Nie wiem po co Audeze zrobiło ten krok. Już mogli dobre dynamiki portable zrobić.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Pełna zgoda. Te słuchawki rozczarowują. Ale sama idea EL8 nie jest bez sensu, bo model zamknięty ze smartfonem Sony Xperia (tym najlepszym) gra fantastycznie i lepiej niż każde inne słuchawki. Prosto z telefonu brzmienie naprawdę wysokiej klasy.

  5. Soundman pisze:

    Zabrakło mi jednak w teście porównania Ultrasone 5 z tymi Sonorusami, w końcu obecnie najdroższe chyba słuchawki zamknięte. Które lepsze?
    Ciekaw jestem czy ergonomia poprawiona już w tych najdroższych modelach Final Audio, miałem Pandorę IV na odsłuch i wspominam je strasznie.
    Dźwiękowo jeszcze może być choć sposób prezencji sceny dosyć dziwny, ale ergonomia na ocenę 1.
    Uczucie jakbym miał na głowie imadło, pady mało głębokie, uszy dotykają ścianki przetwornika, twarde pady i pocące się uszy…
    Nie dla ludzi z dużymi głowami, mogą być używane jako maszyna tortur.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niestety, Ultrasonami Edition5 nie dysponuję. Mógłbym je pozyskać w zamian za AKG K1000, ale to byłby krok wstecz. Porównanie może się jednak odbędzie, bo są do niego przymiarki.

      Wygoda w wyższych modelach nie jest lepsza niż w Pandora Hope VI, które mnie pod względem wygody zupełnie wystarczały, ale wiele osób narzeka. Co do imadła, to wystarczy trochę rozgiąć pałąk. Prawdziwe imadło było w Ultrasone Edition9, ale także do rozgięcia.

      1. hechlok pisze:

        Miałem okazję krótko porównać je dzisiaj. Co prawda tylko na jednym utworze, ale wrażenia są takie, że Sonorusy mają lepszą od Edition5 scenę, szczególnie w zakresie głębi, cieplejsze brzmienie, przy pierwszym spotkaniu są atrakcyjniejsze. Edition5 są jednak klarowniejsze, mają lepszą separację i są bardziej analityczne. Ich nadzwyczajna holografia sprawia, że scena przestaje mieć znaczenie, bo dźwięki wiszą w powietrzu, jak w systemie głośnikowym – tu Pandory mają tradycyjnie większą, ale jednocześnie bardziej zamkniętą przestrzeń. Jeśli chodzi o ergonomię, to Ultrasone są dużo lżejsze. Podsumowując, były to jedyne słuchawki, z zestawu słyszanych dzisiaj (wszystkie Audeze, Oppo, HD800 i kilka innych), na które zamieniłbym Ed5 bez większego bólu, ale z drugiej strony, nie mam ochoty pozbywać się Ultrasone, żeby je koniecznie zdobyć.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Ciekawe spostrzeżenia. Na mnie głębia sceny u Sonorous X nie zrobiła wrażenia, choć się faktycznie zaznaczała, jednak w porównaniu do Grado GS1000 czy Sony MDR-R10 jest zdecydowanie mniejsza. Ale słuchawki całościowo są niezwykłe i z najwyższej półki – nie ma wątpliwości.

          A co je napędzało?

          1. hechlok pisze:

            Napędzał je CD Pathos i wzmacniacz Pathos – to było właśnie na tym słuchawkowym meetingu, także odsłuch w warunkach ciężkich – krótki i po przesłuchania 30 różnych sprzętów. Natomiast pierwsze wrażenie bardzo dobre – porównanie A/B z Edition 5 wypadło właśnie tak, że pojawiło się więcej głębi i ciepła, ale było mniej klarownie i jednak scena była kreowana tak bardziej tradycyjnie.

    2. Piotr Michalak pisze:

      Podobno pady w tańszych Sonorousach są twarde, NOWE pady w Sonorous 6 (Pandora to to samo) są mięciutkie i wygodne. Może na tamtym egzemplarzu były zużyte (już chyba czwarty komentarz piszę o zużytych padach, proszę o wybaczenie). Także warto powrócić do testów i upewnić się co do padów…

      Nie można porównywać Sonorous X do Edition 5. Posiadam obie słuchawki. Totalnie różne szkoły grania. Edition 5 można porównać do Beyerów T1 i innych analitycznych słuchawek. Nie ma wypełnienia średnicy. Są bardzo szybkie. X’y są majestatyczne, powolne, płyną muzykalnie, leją miód na uszy. Mają największe wypełnienie średnicy, jakie dotychczas w życiu słyszałem. Te słuchawki są swoją odwrotnością, jak ogień i woda.

  6. KonradObravo pisze:

    Jak one mają się w odniesieniu do obravo hamt-1 ? Jakby pan ocenił?
    Może za 2-3 lata będę się przymierzał do czegoś wyżej a bardzo podobały mi się pandory IV w odsłuchu z ibasso dx90 ?

    1. Patryk pisze:

      Kup sobie Fiio X5 z dodadkowym FiioE12 , a do tego Pandore HopeVI i bedziesz szczesliwy?
      To wlasnie moj zestaw odsluchowy poza moim glownym.
      Patryk.

    2. Piotr Ryka pisze:

      oBravo to przede wszystkim potężny bas i masa problemów z jego ustawieniem. Z kolei Sonorous VIII i X z basem nie przesadzają i go nie eksponują. Eksponują akustykę i wielką złożoność brzmienia. Bez odsłuchu najbezpieczniejsze są do kupienia Ultrasone Edition5, ale komuś oBravo albo Sonorous mogą podobać sie bardziej. Z tym, że one są takie bardziej dla smakoszy, zwłaszcza oBravo. A tak w ogóle, to mam poczucie, że ani Ultrasone E5, ani Sonorous X nie poznałem do końca.

  7. Piotr Ryka pisze:

    I jak tam, był ktoś na tym słuchawkowym mitingu? Podobało się?

  8. kwiatek i szambo pisze:

    ja nie bylem .

  9. Piotr Ryka pisze:

    Sonorous X powróciły, tak więc gdyby ktoś z Ultrasone Edition5 wpadł, byłoby porównanie.

  10. Stefan pisze:

    No niestety trochę się pokomplikowało i nie dało rady mieć czas w Krakowie.
    Może w przyszłym tygodniu, ale to jeszcze nic pewnego.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W przyszłym na pewno jeszcze będą.

  11. Piotr Michalak pisze:

    Zaskoczyła mnie ta recenzja, bo podchodziłem do słuchawek i grały dla mnie intymnie, przestrzenią zamkniętą, maleńką, były za mało szczegółowe i w zasadzie tragiczne – jakby model za tysiaka, nie za 20… może były nierozegrane, albo źródło nie to. Chciałbym mieć do nich drugie podejście, widząc Pańskie wnioski, po zapewne dłuższym odsłuchu.

    1. Piotr Michalak pisze:

      Update komentarza: oferowane w dystrybucji i na AVS 2016 dema Sonorous X miały zajechane, spłaszczone pady i przez to grały tragicznie. Obecnie dystrybutorzy już pady łaskawie wymienili i dobrze by było odsłuchać je ponownie. Różnica jest potężna, bo przestrzeni i góry nie było, a po zmianie padów jest, grały jak 100 zł, teraz grają… na poziomie swojej ceny. Tak 🙂

      1. Patryk pisze:

        Czesc Piotrze M: Sluchawki Final X sa dla mnie wspanialymi i wymarzonymi sluchawkami. Jedna rzecz jednak jest do wymiany po zakupie: PADY!
        Po zakupie Sonorous VI wymienilem odrazu na pady Shure 1540, ktore byly o wiele, wiele wygodniejsze,a malutki przetwornik nie ocieraj juz o uszy od srodka.
        Final X pady nie sa za wygodne na dluzszy czas i wiem, ze jezeli zdecyduje sie kiedys na Final X to wymienie w nich odrazu pady Final na pady Shure 1540. Polecam bardzo!

        Mysle, ze po wymianie nie beda graly inaczej.

        Magia Sonorousow VI tez sie nie zmienila po wymianie i czaruja nadal swoim dzwiekiem, ale X to inny styl grania (mimo to, ze maja podobny styl grania w pewnych kwestjach). Jak juz napisales Piotrze: „są majestatyczne, powolne, płyną muzykalnie, leją miód na uszy”. Widze to tak samo jak ty!!

        Patryk.

        1. Piotr Michalak pisze:

          Dziękuję Patryku za zainspirowanie mnie padami. Zamówiłem te od Shure 1540, dostałem też od Nobumasy z firmy Fonnex oryginalne, stare (nieprodukowane) pady od Pandora 6 (Sonorus 6).

          Ewidentnie jakość i charakter brzmienia tych wszystkich Sonorusów ogromnie się zmienia w zależności od użytych padów, toteż naprawdę warto dać tym słuchawkom drugą i trzecią szansę.

          W teście wzięły też udział T1 🙂

          Wnioski:

          – Pady Shure 1540 dają radę na Sonorusach X, ale jednak wyglądają trochę śmiesznie, nie pasują wizualnie. Na pewno są dużo wygodniejsze, miękkie, odsuwają słuchawkę od głowy i amortyzują ten półkilowy ciężar. Brzmią dobrze, jednak trochę gubią mi się w nich źródła dźwięków, nie wiem skąd dochodzą poszczególne instrumenty. Następuje więc lekkie zaburzenie przestrzeni. Pady zostały zdjęte i…

          – Przełożone na Sonorus 6 (Pandora 6), gdzie grają super! Nie mogę nic zarzucić. Wyglądają też dobrze, pasują wizualnie do słuchawki, nawet bardzo – fajnie ją (patrząc od przodu) pogrubiają. Nic dodać nic ująć, można brać zamiast padów fabrycznych i bawić się!

          Tu zaznaczam, że obecnie pady fabryczne Sonorus 6 NIE SĄ płytkie, jest miejsce na ucho.

          – Pady oryginalne (już nieprodukowane, ale które zapewne większość osób zna) od Pandory 6 na Sonorus 6 sprawiły, że usiadłem i zatopiłem się w muzyce. W sklepie dawno temu musiały być zajechane, bo dziwiłem się, co to za chłam. Nówki natomiast mnie powaliły.
          Okazuje się, że pady NOWEGO typu odsuwają słuchawki od głowy, robią miejsce na ucho, ale przez to odsuwają też średnicę niestety i Sonorus 6 gra na planie V, stąd porównywałem je do Edition 5 i T1.
          Natomiast na starych padach ucho faktycznie dotyka klatki przetwornika, za to słuchawka zaczęła grać intymnie, blisko, przyjemnie, pojawiło się wypełnienie i nasycenie. Zniknęła lekka sztuczność i płaskość góry związana z przetwornikiem armaturowym.
          Mówiąc kolokwialnie, 6tki zaczęły fikać do Xek, choć w bezpośrednim porównaniu wciąż są ewidentnie słabsze, to jakby piękna modelka versus jedna z najpiękniejszych kobiet wszechczasów – różnica już nie jest w urodzie per se, co „w tym czymś”, w duszy. Założone Xtki jednak mają swoją majestatyczność i magię, a co do jakości technicznej grania, też będą lepsze.

          – A założyłem X’tki na padach od Sonorusów 6 (tych nowych padach), które świetnie je wyrównały. Zdjęły delikatnie średnicy, dodały mega kontrolę basu, dodały subbass wręcz masujący czaszkę i wyostrzyły górę. Także jeśli ktoś chciałby nadać równość pasma Sonorusom X, warto naprawdę przetestować nowe pady od Sonorusów 6. Poza tym są bardzo wygodne. Jednak pod tym względem warto zaznaczyć, że zarówno nowe pady od 6 jak i od X nie są już płytkie i na razie trudno mi ocenić, czy któreś z nich będą wygodniejsze przy dłuższych odsłuchach. Bo zdaje się, że gąbka je wypełniająca jest innego typu, to jest jeszcze do sprawdzenia.

          – Przy okazji upewniłem się, że oryginalne (STARE) pady od Sonorusów X (które może znać większość osób niestety), grają co najmniej o ligę gorzej od NOWYCH padów Sonorus X oraz tych wyżej opisanych, nowych padów od Sonorus 6.

          – Odkrycie Ameryki: Bayerdynamic T1 ma pady o podobnym rozmiarze, co Sonorusy. Zatem można się jeszcze długofalowo bawić z padami od Beyerów. Niestety, nie mają materiału osłaniającego przetwornik. Założone na Sonorusy 6 okrutnie wyostrzają górę, nie nadają się zupełnie. Zdjęte.

          – Natomiast pady Shure 1540 założone na Beyery T1 grają świetnie! Nieco zbliżyła się średnica, zaokrągliły się, złagodziła się ostra góra. Na pewno kierunek warty przetestowania!

          To są wnioski z bardzo szybkich testów i odsłuchów. Na pewno przy dłuższym testowaniu coś tu może się pozmieniać i ewentualnie będę update’ował. Natomiast gorąco polecam zabawę z padami z tymi wszystkimi słuchawkami, bo zmieniają ogromnie wiele. W szczególności warto nabyć i pozmieniać sobie pady nowego typu do Sonorusów, zarówno 6 jak i X, oraz owe Shure 1540. Tymczasem Sonorusy 6 warto sprawdzić na padach starego typu, o ile uda się komuś je nabyć. Do szuflady w moim przypadku powędrowały na ten moment pady od T1 oraz stare od Xek.

          Pozdrawiam wszystkich audiomaniaków 🙂

          1. Update. Sonorus X najlepiej brzmi na swoich własnych padach – ale tych nowego typu. Chociaż te od 6 brzmią efekciarsko, to jednak coś jest na dłuższą metę nie tak. Chociaż są bardzo wygodne, gąbki są chyba dość twarde i wyraźnie podnoszą słuchawkę, odsuwając od ucha… Wypełnienie brzmieniowe jest jednak w jakimś sensie niepełne i schodzący nisko subbass, ani wyostrzona góra – nie ratują sytuacji. Po zmianie pady z 6 na nowego typu „type C” od Xek, muzyka przysuwa się do słuchacza, wypełnienie gęstnieje, jest dużo naturalniej i od razu lepiej. Poprawia się też ogromnie lokalizacja instrumentów.

          2. Patryk pisze:

            Czesc Piotr. Ciekawe co piszesz ,a przede wszystkim o tych duzych zmianach w dzwieku. Zebym to teraz wiedzial jakie pady mial moj testowany prze mnie model FinalAudio „X”. Hmmm….Byl to DEMO czyli mial evtl.stare pady, a jak piszesz przy padach C jest lepiej. Zapytam sie w nastepnym tygodniu sprzedawcy czy wie. Dla mnie pady w X byly troche za male i za blisko ucha. Final X pozostanie nadal moim wymarzonym modelem, a pady Shure 1540 wymienilbym z gory, nawet jezeli pady byly „C” te, ktore mialem w domu. Dzieki za opis roznic po wymianie padow.
            Marze o tych sluchawkach, ale cena jest istnym szalenstwem jak dla mnie. Mimo to wybralbym wlasnie te Final X przed SR009. (w X muzyka sie leje, plynie, jest bogata i trafia bardziej do serca)

            P.S: Za 3 tygodnie testuje wzmacniacz Naim Headline podlaczonego pod Teddy Headline PSU 🙂

            Pozdrawiam.

            Patryk.

  12. Patryk. pisze:

    A gdyby miec tylko jedne z tych 3 to ktore?:

    Stax 009?
    Utopia?
    Final X?

    ?

    1. Patryk pisze:

      Mob wybor z tych 3 wymienionych sluchawek u gory to: „Final X (z padami Shure 1540)”
      Utopie daja wiekszy SHOW, szeroka scene i maja duzo wiekszy „WOW-Efekt”. Final X to istna muzykalnosc, istne czerpanie magii plynacej z muzyki. Final X to jakby plynac lodka po bardzo spokojnym jeziorze krotko przed zachodem slonca, ktore grzeje nam prosto w twarz swoimi ostatnimi promieniami, a z boku widzimy ludzi siedzacych przy ognisku na brzegu jeziora.

      Patryk.

      1. Piotr Michalak pisze:

        Potwierdzam ten poetycki opis Sonorousów X. Również w bezpośrednim porównaniu 6 i X… Tych drugich nie chce się zdejmować z uszu, jakby trafić do innego świata. Nie testowałem z padami Shure 1540, dzięki za podpowiedź, sprawdzę je. Utopii chętnie posłucham, ale przeszkadza mi fakt, że są strasznie brzydkie (jak obcy z filmu Alien) i otwarte – ja z tymi złotymi sonorusami jeźdżę samochodem, pociągiem itd. dość odważnie może 😉

  13. Patryk pisze:

    To tylko dzieki Shure 1540 kupilem te sonorousy ponownie.(przy Final X wymielibym tak samo z gory na Shure 1540) Utopie podobaja mi sie bardzo, ale nie maja tej pieknej muzykalnosci jak w przypadku Final X.
    Jazda samochodem i pociagiem z X to istne szalenstwo 🙂
    To sluchawki na fotel i dobry kieliszek wina w reku 🙂

    Ten dzwiek jest po prostu piekny!

  14. Patryk pisze:

    Najlepsze pady jakie mialem zalozone do Final Audio: „LAWTONE”.
    (takze ich wyglad pasuje perfekcyjnie do Final Audio)

    Wystarczy Email do pana Marka Lawtona o pady , ktore pasuja do Final Audio.
    BARDZO POLECAM.
    Dzwiek: Perfekcyjny!

    Zdjecie:

    [img]http://up.picr.de/33077451vo.jpg[/img]

  15. tomasz pisze:

    Jakie zrodla (dap, odtwarzacz cd, wzmak sluchawkowy) szukac aby poczuc radosc ze sluchania Final Sonorous X?

    1. Bafia pisze:

      DAP: n.p:Cowon PM2
      CDP: n.p: NAIM CD5XS
      Wzmak sluchawkowy: Burson Virtuoso V2.

      Pozdrawiam.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Będę pisał recenzję DAP-a na dniach, to sprawdzę. Z moim Astell&Kern AK380 grają znakomicie.

  16. Jacek pisze:

    Pytanie czy odtwarzacz Naim CD5XS lub Marantz SA KI Ruby będzie dobrym źródłem DLA FINAL SONOROUS X?

    1. Patryk pisze:

      Kazdy NAIM jest wspanialym zrodlem dla X. Marantza nie sluchalem.
      NAIM HEADLINE i Final X to wspanialy Team. (u mnie gra na 100%)

  17. tomasz pisze:

    witam,
    wg Pana, czy zrodlo Accuphase dp 430(albo Marantz SA 11s3) w polaczeniu z wzmacniaczem sluchawkowym Ifi Can se + ifi itube 2 beda dobrym polaczeniem dla sluchawek Final Sonorus X aby uzyskac piekno muzyki z tych sluchawek?

  18. tomasz pisze:

    p.s. no chyba, ze juz Naim cd5xs bedzie dobrym partnerem dla Final X?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Naim będzie w porządku. Także Norma Audio REVO DS-1. Najlepszy w pieniądzach podobnych do Accuphase będzie Atoll CD400SE.

  19. Tomek pisze:

    Dzień dobry,
    Potrzebuję porady w kwestii kabla do słuchawek Final Sonorous X , źródłem jest Astell & Kern 380 copper z dedykowanym wzmacniaczem Ak380 copper. Fabryczny kabel z wtykiem 3,5mm jest dla mnie zbyt jasny, drażniący, a nawet męczący w odsłuchu. Polecono mi ( nie wiem czy słusznie ) poszukać poprawy dźwięku w zmianie kabla na inny materiałowo kabel z wtykiem 2.5m. Proszę o pomoc kogoś kto miał do czynienia, zna z odsłuchu Final Sonorous X i Ak380cu/Ak380cu amp. Pozdrawiam wszystkich.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wiem czy to aktualne, ale Final Audio współpracowało kiedyś z Tonalium, dostarczając bardzo trudne do zdobycia oryginalne wtyki przy muszlach. Musiałbym się skontaktować z polskim dystrybutorem, który wyjechał do Japonii i nie wiem, czy już wrócił. Jak się czegoś dowiem, dam znać.

      1. Tomek pisze:

        Panie Piotrze, będę wdzięczny za każdą pomoc w kwestii kabla do Sonorous X dla synergii z Ak380cu/Ak380cu amp. Będę czekał na wieści. Pozdrawiam

      2. Tomek pisze:

        I tak aktualne 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy