Recenzja: Final D8000 Pro Limited Edition

    Dla trzecich słuchawek z serii D8000, bardzo nieznacznie od dwóch wcześniejszych odmiennych, nie ma potrzeby sporządzania od podstaw recenzji, niemniej podstawowe rzeczy trzeba przypomnieć.

    Firma Final Audio z siedzibą w Jokohamie została założona w 1974 przez nieżyjącego już Kanemori Takai – i jak niejedna japońska znana teraz głównie z produkcji słuchawek zaczynała od gramofonowych wkładek. Stopniowo rozszerzała ofertę na gramofony, wzmacniacze oraz głośnikowe kolumny, by pod koniec lat 70-tych zaoferować już pełne zestawy audio, lecz jeszcze nie słuchawki. Te pojawiły się dopiero w 2009, po wcześniejszym wzmocnieniu kapitałowym związaniem z Japan Molex LLC (producentem kabli i złączy, kooperantem Sony) i następnie wspólnym przejęciu fabryki słuchawek w Clark na Filipinach.

    Skracając historię do minimum: najpierw przejęta fabryka produkowała słuchawki dla innych marek japońskich, następnie Final stworzył własną na terenie Japonii, i to w niej powstają słuchawki sprzedawane dzisiaj pod jego marką.

Muzeum Final Audio

    Po raz pierwszy recenzowałem ich produkt w 2014; recenzja Final Audio Design Pandora Hope VI pisana była równe osiem lat temu. Bardzo mi się te pierwsze podobały, tym bardziej, że były niezwykłe – ich osobny przetwornik realizujący wysokie tony wzorowany był na stosowanych w aparatach słuchowych (tzw. z kotwicą zrównoważoną), oferując sopranową ekstensję niespotykanych zasięgów. Później przyszły recenzje kolejne, modeli zarówno wyższych jak i niższych, dla których smutnym wspólnym mianownikiem pozostaje dotyczenie świetnych słuchawek już nieobecnych na rynku. Jedynie dwie najpóźniejsze recenzje wciąż pozostają aktualne; obie odnoszące się do słuchawek z sygnaturą D8000 w nazwie.

    Pierwsze z nich, zwące się Final D8000 po prostu, pojawiły się pięć lat temu, w 2017. Jako świadectwo technicznego urodzenia, zarazem powód przybycia, zaprezentowały nowatorski układ propagacji dźwięku poprzez specjalne kanały na styku pady-przetworniki, dzięki którym konstrukcja sprawiająca na pierwszy rzut oka wrażenie zamkniętej zapewniała rzadko spotykaną otwartość brzmieniową. (Do tego niemal stopnia, jakbyś słuchawek na uszach nie miał.) Mało tego – dające wrażenie pełnej otwartości kanały akustyczne zaprojektowane przez inżynierów Finala pozwalały się przeprogramowywać, dając tej otwartości różny stopień, co za tym idzie różne brzmienia. Recz od strony praktycznej była przy tym dziecinnie prosta, ograniczająca się do przekręcania ruchomych obwodowo padów.  

Final D8000 PRO Limited

    Wszystko to jednak nie brało się tak naprawdę głównie z chęci zapewnienia mniejszej czy większej otwartości, tylko chęci eliminacji zniekształceń. Te bowiem od samego początku trapiły  słuchawki planarne, u których zespolone z membranami, na całej ich powierzchni ciasną serpentyną biegnące nitkowate cewki, poruszane były obustronnymi magnesami zawieszonymi tuż nad membraną. Co dawało świetną kontrolę i piorunującą szybkość odpowiedzi akustycznej (pokrewne elektrostatom), ale uniemożliwiało membranom duże wychyły, niezbędne do prawidłowej reprodukcji basu. 

    Bas zatem nie był prawidłowy, zwyczajnie taki być nie mógł – a jego z technologicznych ograniczeń wynikający niedobór kompensowano brutalnym biciem membran o magnesy i zamkniętością komór, pozwalającą trzymać dźwięk przy uchu i dzięki temu zgęszczać. Co stwarzało pozory potężnej basowej mocy właśnie u słuchawek planarnych, podczas gdy było w rzeczywistości tanim kompromisem kosztem prawidłowej propagacji fal akustycznych i zniekształcania dołu pasma. (Mała precyzja i rozdzielczość.) Tego rodzaju mistyfikacja z basową potęgą w roli głównej mogła się wprawdzie podobać przeciętnemu odbiorcy, ale nie mogła brzmieniowym ani konstrukcyjnym purystom. Inżynierowie Finala, jako puryści właśnie, podeszli do sprawy planarnych niedomogów poważnie, stawiając sobie za cel ambitne zadanie usunięcia ich wszystkich.

    Już w 2014 rozpoczęły się prace, a na połowę 2017 gotowe były spełniające ten wymóg słuchawki. Jako jedyne mające membrany z wytrawionymi a nie przyklejonymi lub napylonymi elektrodami cewek, co dało dwa atuty: ogólny tej membrany spadek masy i pozbycie się z jej powierzchni kleju. Pierwsze pozwalało na większą reaktywność, szczególnie cenną przy odtwarzaniu wysokich częstotliwości; drugie na większą elastyczność – cenną tak samo dla każdej.

    To wszakże jeszcze mało. Na całościowe usprawnienie złożył się też układ AFDS (Air Film Dumping System) – czyli to właśnie usprawnienie słuchawkowej komory, dzięki któremu zaistniała niespotykana otwartość. Jednak cel był bardziej złożony: system regulatorów przepływu powietrza z obydwu stron przetwornika zapewniał nie samą tylko swobodę wypływu, ale też brak kontaktu membrany z napędzającymi jej cewki magnesami. Drogą skomplikowanej obróbki matematycznej przedzierzgniętej w złożony układ techniczny, udało się basowe wychyły zredukować bez utraty jakości odtwórczej; membrany w Final D8000 przestały potrzebować dużych wychyleń, by bas został świetnie oddany. Świetnie, to znaczy zarówno potężnie jak precyzyjnie i z towarzyszeniem poczucia percepcji dźwięku w przestrzeni otwartej, jakby nie poprzez słuchawki.

    Rok 2019 to data powstania Final D8000 w wersji PRO; modyfikacji zaistniałej w następstwie nacisków branży profesjonalnej, a ściślej tego jej odłamu, który zajmuje się muzyką rozrywkową w wydaniu współczesnym. Współczesnym, czyli głośnym, a nie jakieś rzewne piosenki z kawiarnianej estrady i poezja śpiewana. Dopiero z materiałów uzasadniających powstanie wersji PRO zainteresowani mogli się dowiedzieć, że wersja pierwsza była tworzona głównie z myślą o muzyce klasycznej, dla której najważniejszą rzeczą reprodukcja wysokich tonów oraz realizacja gwałtownych przejść dynamicznych z cichości do głośności. Tymczasem dla nagraniowców i didżejów ważniejszą możliwość słuchania cały czas muzyki głośnej i bardzo głośnej, też oddawanie jej ferworu. Dla nich stworzono wersję PRO, której zmieniona membrana pozwoliła przestroić słuchawki ku dołowi i lepiej słuchającemu się odnajdywać pośród naporu decybeli. Profesjonalistom poszła także na rękę, a dokładniej na uszy, zmiana faktury padów, w przypadku których u wersji PRO zrezygnowano z obszycia gąbek gładką, satynową materią, na miejsce której zjawiło się obszycie z mechatej Alcantary zaopatrzonej w specjalne włókna do pochłaniania potu i wentylacyjne otworki.  

Niby raz jeszcze to samo…

    Na tym polegały jedyne zmiany, jeśli pomijać to, że muszle mogły być u PRO też srebrne, a nie wyłącznie czarne. Wszelako zmiany dające brzmienie inne (kto nie wie, niech się dowie, że pady też zmieniają brzmienie).

    Odnośnie owej zmiany brzmienia dawało się zauważyć oprócz deklarowanego obniżenia tonacji oraz wzmocnienia basu (które faktycznie zaistniały), także wzrost trójwymiarowości dźwięków na całym obszarze pasma, co było rzeczą świetną. Nie tylko bowiem dzięki temu lepiej były profilowane (więc przy okazji odporniejsze na zniekształcenia przy słabszym  materiale nagraniowym), ale też lepiej obrazowały się struktury harmoniczne, bardzo silnie oddziałujące chociażby w przypadku fortepianu. Jedyne pogorszenie względem modelu wcześniejszego dotyczyło zmniejszenia się indywidualizmu wokali, jako nieuniknione następstwo zmniejszenia roli sopranów przy kreowaniu brzmienia.

Budowa

ale pady na przykład inne.

   I tak doszliśmy do modelu z tytułu – do Final D8000 PRO Limited Edition. Te słuchawki to z założenia efemeryda, ma powstać dwieście sztuk. Na razie powstały dwie – jedna do kolekcji samego Final, ich pamiątkowej gabloty; druga do objazdu po świecie. Ten objazd zaczął się w Monachium, gdzie na odrodzonym po pandemii High End Show były prezentowane z towarzyszeniem prelekcji, lecz nie udało mi się dotrzeć do nikogo, kto by tej prelekcji uważnie wysłuchał, a ta szczątkowa na YouTube, nie dość że po francusku, to też niewiele mówi. Z pewnością stały się trzy rzeczy: dano na wyposażenie czarny neseser w miejsce brezentowego futerału, zmieniono metal używany do modelowania przetwornika i zmieniono materiał padów. O metalu wiele nie powiem – być może chodzi tylko o to, że dotychczasowy stop aluminium i magnezu pokryto dodatkowo warstewką złota, ale to tylko domysł. Faktem jedynie, że był srebrzysty, a tu z pewnością jest złocisty. Co jest zaś niewątpliwe, to zmiana pokrycia padów: w miejsce mechatej, perforowanej Alcantary[1] zjawił się japoński papier.

   Tzw. bibuła japońska to ręcznie czerpany papier znany pod oryginalną nazwą „washi”, materiał ceniony za wyjątkową jakość. Powstający z naturalnych włókien roślinnych – z łyka kozu (broussonetia papyrifera) lub gampi (wickstroemia canescens) albo krzewu mitusama (edgeworthia papyrifera), dzisiaj najczęściej zawierający minimalne ilości dodatków chemicznych zapewniających wysoką suspensję (wytrącenie) włókien, jako substytut stosowanego historycznie śluzu z korzenia hibiskusa (hibiscus manihot). Nadzwyczajną trwałość tłumaczą spilśnieniem długich nici roślinnych w następstwie wielokrotnego czerpania (technika „nagashi-zuki”), dzięki czemu mimo cienkości staje się washi wyjątkowo wytrzymały na rozrywanie i zaginanie; może być zaginany i składany bez uszkodzenia niemalże nieskończoną ilość razy. (Za „Ramy Kultury”)

    Z papieru japońskiego, którego na przestrzeni 1400 lat od wynalezienia powstało mnóstwo odmian, sporządza się nie tylko rzeczy tak dla papieru oczywiste jak karty książek i ozdobne opakowania. Powstają z niego origami, żyrandole, wypełnienia dla ram drzwiowych, latawce, litografie, banknoty, elementy mebli, kimona, pościel, nawet narzędzia. Nie tylko trwały, ale też wytworny i przyjemny w dotyku, zapobiegający także poceniu, znajduje mnóstwo zastosowań i na liście surowców najwyższej jakości zajął bardzo poczesne miejsce. W przypadku słuchawek Final D8000 PRO Limited wynaleziona w 1970 roku przez Miyoshi Okamoto alcantara ustąpiła miejsca wynalezionemu w VI w n.e. papierowi washi – tradycja i naturalizm roślinnych włókien wyparły syntetyczne włókna nowoczesności.

W centrum muszli pojawił się też złoty kolor.

    Tyle teorii i ogólników, a oglądając i dotykając tych padów dałbym się pociąć na żyletki, że nie są z żadnego papieru, tylko lekko mechatej i stosunkowo grubo tkanej włókniny. Ale jeżeli papieru japońskiego są aż setki rodzajów, to może jest i taki. Nie znam się, toteż nie będę dyskutował, tym bardziej, że nie ma z kim. Nie ma kogo zapytać o materiał tych padów, a sam mogę napisać, że w praktyce to, papierowe albo nie, pokrycie się sprawdziło; materiał – jakiego pochodzenia by nie był – jest w dotyku chłodny i miękki, a przy tym przyjemnie gładki, choć z wyczuwalną pod tą gładzią fakturą grubo tkanej materii.

    To wszystko, co mogę napisać w odniesieniu do zmian technicznych, dorzucając do tego zmianę ceny, która z równych czterech tysięcy euro urosła do €4300. Niespecjalnie zatem urosła, tak jak niespecjalne są zmiany techniczne, a teraz o brzmieniowych.

[1] Alcantara to wynalazek japoński produkowany we Włoszech.

Brzmienie

Okablowanie pozostało srebrne.

    Odnośne dźwięku przypomnieć trzeba, iż nieraz minimalna zmiana techniczna oznacza zasadniczą brzmieniową. Akurat rzecz na dniach przerabiałem, smakując brzmienia HiFiMAN Susvara z różnymi dla nich kablami. Przez grzeczność nazw innych nie wymienię, zauważając jedynie, że bez wsparcia kabla Tonalium nie chciało mi się ich za bardzo słuchać, jako że brakowało góry lub dołu. I na dodatek cała tonalność zostawała skręcona, aż po synestetyczne doznania złych błękitów i purpur tańczących przed oczami włącznie. Natomiast przy Tonalium doznawałem uniesień, istna poezja dźwięku. Dla Final D8000 PRO nie miałem jednak innego kabla poza ich własnym srebrnym, lecz ten jest zasadniczo w porządku, nie powoduje ułomności. Być może Entreq lub Tonalium coś by i tym słuchawkom dały – a może niekoniecznie, a może by zepsuły? Tę sprawę trzeba odłożyć, nie będziemy jałowo gdybać.    

    W przyprószonym siwizną czasu klasyku francuskiej komedii „Le Grand Restaurant” pada sugestia odnośnie prędkiego dochodzenia do prawdy drogą obkładania przesłuchiwanego z obu stron aktywnymi śledczymi. Zgodnie z patentem zawodowca, doświadczonego komisarza policji, obłożyłem przesłuchiwane słuchawki planarne innymi planarnymi. Rzecz jasna lepiej by było, gdyby choć jedne z nich były starszym wcieleniem koncepcji D8000, najlepiej zwykłej PRO, ale takiej wygody nie miałem. W roli śledczych wystąpiły zatem planary innych marek, konkretnie T+A Solitaire P i Dan Clark Audio STEALTH. Co okazało się bardzo korzystne, bowiem tak ułożona triada ujawniła dobrze dobraną kolejność – a skoro tak, to po kolei:

    Dan Clark Audio STEALTH z całej trójki odnośnie dźwięku te były najbardziej zadziorne, gruzełkowate, operujące czymś innym niż głównie gładkością faktur. Całkiem udanie można o nich orzec, że z kablem Tonalium, który miały, dźwięk ich naturą był podobny do faktury padów z limitowanych Final. Też wyczuwało się obecność splotu, mimo wierzchniej gładkości, i też to było przyjemne, zarazem podnoszące ciekawość. Jedynie odnośnie chłodu, obecnego na padach, tego już raczej nie, brzmienie nie było chłodne. Ale także nie ciepłe, a temperaturowo neutralne, za to podobnie ciemne, jako że pady nowych Final są tak samo czarne jak tła brzmieniowe Dan Clark Audio STRALTH. Popis brzmieniowy Dana Clarka ustawia przy tym plan pierwszy w pewnym dystansie do słuchacza, operuje przy tym dużą przestrzenią i dużą otwartością pomimo konstrukcji zamkniętej, a jego mieszające gładkość z węzełkami faktur dźwięki przejawiają wybitny indywidualizm i deszyfrację harmonik.
    Dobitnie czuć obecność atomów, z których powstają dźwięki, a wychodzące z ludzkich gardeł ponadprzeciętnie się indywidualizują. Ogólnie biorąc są to słuchawki dla lubiących wiedzieć z czym mają do czynienia od strony technologii brzmienia – „widzieć” z czego się dźwięki składają, móc je dokładnie analizować. Co może trochę przeszkadzać w odbiorze czysto emocjonalnym słabszych technicznie nagrań, ale co potrafi być bardzo pożądane w przypadku dobrych jakościowo, jako niszczące nudę, ubarwiające.
    Przetworniki DCA STRALTH wżerają się w nagrania, materia ich obrazu uwidacznia fakturę płótna; nie całkiem, nie na zupełną gładkość, pokrytego muzyczną farbą. Taki to rodzaj brzmieniowego malarstwa i ja ten rodzaj lubię, chociaż nie bardziej ani mniej od formowania gładkiego, pod warunkiem, że jest artystycznie wybitne.

I z nie do zdobycia dla producentów alternatywnych kabli wtykami przy muszlach. 

    To wszystko to oczywiście porównania, jak zawsze kulejące, ale coś potrafiące przybliżyć odnośnie analogii brzmieniowych.

    Od razu teraz Final D8000 PRO Limited, jako przesłuchiwane, a więc będące pośrodku.
    W sumie powinienem był zacząć od tego opisując poprzednie, że wszystkie trzy modele szczytowych dla teraźniejszości planarów prezentowały ten sam poziom ogólny, różniący się samym stylem. Przechodząc z jednych na drugie i trzecie (mowa o torze przy komputerze) nie pojawiało się wrażenie: – Aaa! – teraz to co innego, dopiero teraz jestem w niebie. Co nie przeszkadzało różnicom być znacznymi, do tego nawet stopnia, że woleć można było któreś radykalnie, zdecydowanie. Dla zwolenników separowania dźwięków, ukazywania ich jakby z każdej strony i jednocześnie głębokiego przenikania w ich strukturę tworzącą, były to, jak już mówiłem, STEALTH. Cechujące się oprócz tego zjawiskową swobodą sceniczną, w sensie zapewniania z zapasem obszaru dla całkowicie nieskrępowanego, pozbawionego elementu odbicia rozchodzenia się dźwięków. Tę zdolność posiadały wszystkie trzy, a wiele innych jej nie ma (np. Ultrasone T7), ale jedynie STEALTH były z porównywanych zamknięte, mając zdecydowanie najtrudniej. Bez oglądania na to potrafiły być jednak niemal równie otwarte jak kiedyś Sony MDR-R10, których wielkość i otwartość sceniczna były wręcz niezrównane, mimo konstrukcji zamkniętej.

    No dobrze, ale piszę o innych, a trzeba o recenzowanych. Te pierwszy plan stawiały blisko, najbliżej z wszystkich trzech. Przysuwały słuchacza do wykonawców na bardzo krótki dystans, podobnie jak to czyniły pamiętne i znane z tego Grado RS1. Mimo to miały Final dużą scenę i tę całkowitą otwartość, lecz już bez takiej separacji i takiego wnikania w strukturę. Odrobinę niższa tonacja i wraz z tym mniej eksponowane soprany dawały u nich efekt zwiększonego nacisku na stronę melodyczną – separacja i analiza schodziły na dalszy plan. Nie odbierały jednak te mniej myszkujące soprany zdolności do skanowania tekstur zdolnego jeszcze widzieć tkanie płótna pod farbą, tyle że ta tkanina u limitowanych Final była zdecydowanie gęściej tkana – miała o wiele mniejsze oczka. Tym samym większą gładkość: nacisk nie zatem na lupę, aby drobne cechy powiększać, tylko złożenie drobiazgowości z równie dobitnie traktowaną muzykalnością spajającą, że suma wyważona i lepsze traktowanie dla z jakichś powodów słabszego samego nagraniowego materiału. Większa więc litość dla słabych nagrań kosztem separacji i analizy. Przy czym należy dodać, że STEALTH mają ciekawą cechę traktowania sopranów oddzielnie, ale nie w sensie, że się realizacja rozpada na soprany i resztę, tylko odwrotnie – silna ekspozycja sopranów nie powodując podwyższenia tonalnego średnicy i zmniejszenia mocy basowi dodaje im przestrzenności.

    Budowanie muzycznej formy to zatem u STEALTH proces dla opisującego bardziej złożony, podczas gdy recenzowane teraz D8000 Limited na szali złożoności kładą przede wszystkim uwidacznianie muzycznych tekstur w złączeniu z muzykalnością; i w drugim akcie ujednolicania bliskość pierwszego planu z rozległością i otwartością sceny. Najmniejszych przy tym nie ma odbić rozchodzącego się dźwięku, ale to wiedzieliśmy już wcześniej, takie już były pierwsze Final D8000 bez PRO. One miały (wciąż mają) soprany podobne do STEALTH, a te Limited PRO mają mniej intensywne w zamian za mocniejszy czynnik basowy. A że kawał to basu wspierany akustycznym ciśnieniem – słuchając Final D8000 PRO Limited czujemy pracę powietrza nie tylko na rzecz formowania dźwięków, ale także jako naciski akustyczne na całą małżowinę uszną, co w sposób mało zrozumiały, tym niemniej mocno odczuwalny, przenosi się poza uszy – czujemy to też w klatce piersiowej. (Być może to iluzja, ale na pewno przyjemna.)

Wygląd całościowy jest trochę inny, mnie się bardzo podobał.

    Sumując te opisy trudno nie widzieć tego, że cała sprawa z brzmieniem u kolejnych Final PRO pozostaje odbiciem przyczyny pierwszej poprawki – ułatwienia słuchania przez wiele godzin muzyki nieustająco głośnej. Z pewnością się do tego nadają, ale zachodzi kwestia: czym różni się ich dźwięk od z PRO bez Limited? Tu jestem trochę w kropce, bo podczas słuchania czułem, że różnice istnieją, ale nie jestem pewien, czy dobrze zgaduję w czym tkwią. Postawię na to, że dźwięk jest trochę ciemniejszy, trochę przybliża pierwszy plan, trochę lepiej widzi tekstury, a śladowo mniej ma gładkości. Ogólnie więc niby ślady, a suma jednak inna. Ale nie umiem powiedzieć, ile z tego to wynik długości aktywnego życia słuchawek, bo przebieg ich nieznany, a sam nie miałem czasu ograć; po paru dniach jedyny egzemplarz wędrujący popędził dalej w świat. Czy wart jest nabywania względem serii nielimitowanej? Nie jestem o tym przekonany, nie znajduję wyraźnych powodów. Ale, jak mówię, trzeba by mieć jedne i drugie obok siebie, porządnie jedne i drugie ograć, wówczas definitywne oceny, których teraz nie będzie.

    Dołóżmy trzeciego uczestnika – T+A Solitaire P. Łatwo o nim napisać, ponieważ na osi wyznaczanej przez gładkość, melodyjność i stopnień zazębiania dźwięków był położony najdalej. Jednakże słowo „zazębianie” ewidentnie tu nie pasuje, bowiem kojarzy się z czymś mechanicznym i twardym, a w tym wypadku chodzi o to, że pięknie trwające wybrzmienia na siebie się nakładały.
    Jak STEALTH są mistrzami analizy i separacji, tak Solitaire P mistrzem muzykalności – ukazywania muzyki pod postacią żywego, organicznego tworu. Muzyczna od nich tkanka nie pozwala na siebie patrzyć z każdej strony ani się separować, ponieważ ona żyje. To życie – jego tętniące uspójnienie – jest fantastycznie widoczne, a jednocześnie jest to życie obdarzone potężną mocą, a nie ledwie się trzymające siebie. Bas, wypełnienie i te rzeczy są na poziomie szczytowym, a jednocześnie jest subtelność, w razie potrzeby delikatność, także na zawołanie pieszczota – aż po sam pietyzm włącznie. Zarazem jest najgładziej: muzyka od flagowych T+A ma najgładszą, najmłodszą skórę i gładki chód młodego człowieka, też jego muskularną prężność. Także jego zwinność, aktywność i największą porcję energii. Ale nie chciałbym popaść w przesadę z chwaleniem T+A.

    Bo z powyższego można wnosić, że w STEALTH muzyki nie ma, jest sama analiza; a w Final jest jej już trochę, ale jeszcze nie tyle, co w najmuzyczniejszych T+A. To nie do końca tak, to nie jest tak w ogóle. Bo można spędzić wieczór z tymi, tamtymi i trzecimi – w każdym wypadku muzyka, ale muzyka inna; prócz tego duży gatunkowy ciężar spoczywa w samych nagraniach. Już zaznaczyłem i powtórzę, że nie zaznaczyła się różnica jakościowa, a tylko stylistyczna. Przejawiało się to min. tym, że jedne utwory z tymi, inne z tamtymi, jeszcze inne z trzecimi. Opieram się oczywiście na własnym guście, ale na czym mam oprzeć? Są same nagrania i muzyki, które wolą mocny czynnik analityczny, ponieważ je ubarwia. A inne wręcz przeciwnie – wolą zupełną gładkość, bo same są chropawe, posiekane, niespójne. A jeszcze inne wolą złoty środek – trochę tego i trochę tego. Dla znającego dobrze temat to oczywista sprawa, a dzieje się tak tym bardziej, im mniej można nadgonić wzmacniaczem i źródłem, bo na przykład muzę bierzemy z Internetu. Wówczas największy rozrzut, dobrze byłoby mieć do dyspozycji wszystkie trzy. Przez chwilę właśnie miałem i to naprawdę pomagało, dobrze mieć taki wybór. 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

27 komentarzy w “Recenzja: Final D8000 Pro Limited Edition

  1. Piotr+Ryka pisze:

    Zły człowiek dostał dobre słuchawki, czy dobry człowiek złe słuchawki?
    Kolejny raz to pytanie zawisa, tym razem nie w odniesieniu do limitowanych Final, tylko nielimitowanych Stax SR-X9000, które właśnie zjechały.

  2. Qna pisze:

    Panie Piotrze może zmiany między wersja PRO a PRO Limited były nikłe i mało zauważalne, ponieważ sam producent na stronie produktu zaznacza, że są to te same słuchawki, natomiast małe różnice mogą być słyszalne ze względu na zastosowanie nowych padów, jednak według producenta zmiany z czasem, wraz z „ułożeniem” padów powinny zniknąć.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Miałem je teraz równocześnie i jest różnica – Limited są trochę niższe tonalnie, dzięki czemu wyraźniej zarysowuje się u nich sceneria. Są też trochę pełniejsze i ciemniejsze, wszystko się wiąże z tą tonalnością. Metal konstrukcji przetwornika też mają inny, złocistej a nie srebrnej barwy.

      1. Qna pisze:

        W każdy razie, producent twierdzi co innego. Niestety nie mogę się odnieść bo słyszałem wersje limitowana tylko przez chwile na AVS 🙂

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Nie mogę gwarantować, że oba egzemplarze (Pro gołe i Limited) miały już pełny rozbieg, tzn. przebieg pozwalający stwierdzić, że w całkowicie są ułożone. Nawiasem mówiąc takie zupełne ułożenie następuje jedynie wtedy, kiedy dane słuchawki na co dzień współpracują z torem wysokiego poziomu, w przeciwnym razie albo degradacja, albo nie dojście do optimum. Mając to na uwadze jako znak zapytania, napisałem o zdiagnozowanych różnicach, które słyszy też dystrybutor. (Tak powiedział mi przez telefon i sobie kupił wersję Limited.) Zarazem dziwne by było, gdyby nie było żadnych różnic, bo przecież pady z różnych materiałów, a przecież pady odbijają dźwięk. Poza tym elementy metalowe przetwornika w Limited są złocone (prawdziwym złotem), co też powinno dawać różnicę, chyba że to jedynie zewnętrzna ozdoba, ale prawdopodobnie nie.

          1. Qna pisze:

            Rozumiem. Panie Piotrze mam pytanie odnośnie separacji. Napisał Pan w regencji, że separacja odchodzi na dalszy plan. Zwykła wersja PRO była w tej kwestia moim absolutnym topem. Czy po porównaniu nadal podtrzymuje Pan to spostrzeżenie? Separacja straciła swoją magię w wersji PRO? I drugie pytanie. Skoro słychać różnice, to które by Pan wybrał?

            Pozdrawiam

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Wersja bez PRO operuje pasmem wyższym, mającym większy procentowy udział sopranów. co za tym idzie daje też większy udział pogłosów – wszystko to razem powiększa przestrzeń i lepiej rysuje wnętrza przy pomocy odbić, też mocniej eksponuje holografię i zwiększa intensywność poczucia swobodnego wypływania dźwięku ze słuchawek. Jednak w kryteriach realizmu ten dźwięk jest trochę za wysoki, a bas bije membranami po przetworniku, osłabiając kontrolę nad nim. Tego u PRO obu nie ma, bas prezentuje się poprawnie a tonacja dobrana jest realistycznie. W efekcie centrum spektaklu przesuwa się z efektowności przestrzeni na efektowność samego dźwięku – i nie są to zmiany generalne, ale dobrze słyszalne i mnie prezentacja wersji PRO bardziej odpowiadała.

  3. Qna pisze:

    Panie Piotrze bardzo dziękuję za porównanie. Pisząc o „zwykłej” wersji PRo miałem na myśli D8000 Pro i chodziło mi o porównanie wersji D8000 Pro do wersji D8000 Pro Limited edition. Przepraszam, że nie doprecyzowałem.

    Czy mógłbym Pana poprosić o opisanie różnic między wersja D8000 Pro i D8000 Pro Limited Edition? Czy wersja Limited ucierpiała pod względem separacji i pozycjonowania dzięki względem wersji D8000 PRO?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PRO Limited od PRO zwykłego odróżnia przede wszystkim jeszcze odrobinę niższe, ergo ciemniejsze brzmienie. Pozostałe różnice są śladowe i z uwagi na możliwe wpływy toru raczej niewarte wzmiankowania, gdyż może w innych sytuacjach nie zachodzą lub przybierają inną postać. Generalnie PRO Limited i unlimited to niemal to samo, aczkolwiek brzmieniowe smaki odebrałem jako trochę odmienne.

  4. Alucard pisze:

    My tu gadu gadu o różnych odmianach D8000 a moje D8000 w wersji standardowej, do których zakupu się zbierałem już 4 rok, w końcu zajechały. Niezwykła intensyfikacja brzmienia i ogólnie niezwykłe słuchawki. Chciałbym mieć teraz moje stare Pioneer Master 1 żeby ta dwójka stoczyła pojedynek 🙂

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Też są u mnie (jeszcze) te najstarsze D8000 i mogą na wzmacniaczu Lucarto Songolo toczyć rozliczne pojedynki z innymi gwiazdami: z Susvarą, Ultrasone T7, Focal Utopią, Audio-Technicą L5000, DCA STEALTH, Meze ELITE, Sennheiserr HD 800, T+A Solitare P, AudioQuest NightHawk, też na dystans z Warwic Acoustic. Ale Pioneerów nie mam.

      1. Alucard pisze:

        A propo, wiesz może Piotrze, ile te słuchawki potrzebują godzin żeby się dobrze rozegrać?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Prawdę powiedziawszy nie pamiętam, ale raczej sporo. Nawet dużo. Ważna uwaga – można im zmieniać dźwięk kręcąc padami po obwodzie.

      2. Adam M pisze:

        Lucarto Songolo? Nareszcie! Z niecierpliwością czekam na recęzję, jako szczęśliwy posiadacz.

        1. Adam M pisze:

          Recenzję raczej.

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Pisze się.

  5. Alucard pisze:

    Bardzo ładny ten Songolo i cena jak na te nasze inflacyjne realia specjalną śrubą się nie wydaje. Słyszałem już o nim wcześniej gdzieś. Tylko straszny kawał kloca jak na słuchawkowca. Jak on sobie radzi z tymi Finalami i z resztą tych wspaniałych słuchawek? Można go dorzucić na listę na koniec następnego roku do kupienia lub wcześniej, o ile by pozwoliły finanse. Pytanie czy warto? Gdzie to odsłuchać w ogóle?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Producent ma podobno rozsiane po kraju sale odsłuchowe, na jego stronie jest telefon, można się umówić. Słucham wzmacniacza z lepszymi lampami niż standardowe, ale to tylko 1500 PLN dopłaty. Gra rewelacyjnie i napędza każde słuchawki, nawet Susvary.

      1. Michal Pastuszak pisze:

        jak ja słuchałem jeszcze sie nie zgrywal ale juz wówczas byl o klasę lepszy od zestawu ORR/Hypsos, zwłaszcza jesli idzie o kreacje przestrzeni, a cena podobna.

  6. Alucard pisze:

    A ten materiał na padach to długo będzie śmierdzieć? Bo ten zapach jest naprawdę dziwny. Dostałem takie nowe nigdy nie otwierane i był na początku uderzający ale nie przechodzi to za bardzo.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wiem, zawsze otrzymywałem egzemplarze ograne.

  7. Alucard pisze:

    Najnowsze słuchawki Final – X8000. Prototyp będzie na High End Munich 2023.
    https://twitter.com/final_audio/status/1659064016931639296?s=46&t=wzpSDLxtcLoTsYahrApL7g

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Prototyp będzie, ale tylko do oglądania. Pierwszy grający egzemplarz ma być najwcześniej we wrześniu.

  8. Qna pisze:

    Panie Piotrze
    Mam pytanie. D8000 Pro Limited czy Solitaire P? Co ma lepiej zarysowana scenę? Czyja scena jest większa i które z nich maja lepsza separacje instrumentów w przestrzeni?

    Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Scena trochę większa u Final, a separacja lepsza u Solitaire P. Jedne i drugie słuchawki są znakomite. Final odrobinę bardziej poetyckie, a Solitaire bardziej obiektywne. Niemieckie nauszniki mają lepszy bas i większy potencjał rozwojowy. (Poprzez o podwyższonej mocy wzmacniacz i lepszy od oryginalnego kabel.)

      1. Qna pisze:

        Dziękuję za odpowiedz Panie Piotrze. Aktualnie jestem szczęśliwym posiadaczem D8000 Pro Limited i miałem możliwość posłuchania Solitaire P przez jakieś pół godziny. Nie jest to zatem wnikliwa ocena ale odniosłem wrażenie właśnie odwrotne 🙂 Solitaire miały dla mnie większa scenę ale gorsza separację. Co prawda, ani jedne ani drugie, nie byly słuchane na dedykowanym HA200 od T+A. No i niestety nie miałem możliwości porównywac ich bezpośrednio.

        A pod względem wygody, które bardziej przypadły Panu do gustu? Dla mnie pady od Solitaire P byky wygodniejsze ale za to „headband” zdecydowanie od Finali. W Solitaire te mocowania Pałąka z aluminium opierały mi się na głowie co było irytujące. Za to pady bardzo obszerne i uszy niczego tam nie dotykały. Natomiast w Finalach uszy maja trochę ciasno ale idzie się przyzwyczaić.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dedykowany wzmacniacz samego T+A jest przeszacowany cenowo i nic specjalnego tym słuchawkom nie daje. Final potrafią pięknie rozwijać scenę, a najlepsze są z gramofonami. Mając je trzeba pamiętać, że pady są obrotowe i mają takie specjalne uskoki po wewnętrznej stronie, w zależności od położenia których zmienia się scena i stopień otwartości. T+A nie są mistrzami wielkich scen, ustępują pod tym względem Susvarom i tym bardziej K1000. Porównując je u siebie z Final też te ostatnie okazały się większe scenicznie, co widać zależy od toru, może też ustawienia padów. Wygodę zakwalifikowałbym jako podobną u obu, ale muszle są odmiennego kształtu, zatem inaczej się każde odbiera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy